Przebywał w swoim mieszkaniu, kiedy doszło do ataków. Jego mieszkanie, nie uniknęło spotkania z ogniem. Cudem, a raczej w łucie szczęścia, udało mu się ugasić pożar. To jednak sprawiło, że część dóbr materialnych stracił. Zapach spalenizny unosił się w całym mieszkaniu. Zostało jedynie upierdliwe przesuwające się krzesło. Wyszedł także na zewnątrz, aby zaczerpnąć powietrza, które jednak.. było zadymione. Wtedy także doświadczył nienawiści ze strony szlam i szlamolubców. W takiej sytuacji, to potrzebowałby Aidana, który by och odpierdolił od swojej osoby. Ale na szczęście, skończyło się tylko na wyzwiskach. Zdecydował się wrócić do swojego mieszkania, aby zabrać ze sobą to, co przetrwało. Nim jednak wrócił do wnętrza swojej kamienicy, obejrzał się na tę, która stała na przeciwko. Ktoś o resztkach sił, wracał do środka. Sylwetka była mu bardzo znana.
Dała radę.
Uniósł spojrzenie w górę, nie dostrzegając dymu. Więc możliwe, że jej mieszkanie miało więcej szczęścia niż jego. Ogień go nie pochłonął. Wrócił do siebie. Na swoje piętro, do swojego spalonego gniazda. Ubrał się to, co było wstanie do noszenia z odzieży wierzchniej. Upewnił, że ma różdżkę i dokumenty, także sakwę z pieniędzmi. Zabrał także swoją ukochaną laskę, co może pomoże mu wytępić zło nieczyste w postaci szlam na drodze. Jakaś cholerna rewolucja się wywiązała.
Wychodząc znów na zewnątrz, trafił na nią. Znów ją dostrzegł naprzeciwko, ale tym razem stała pochylona. Obejrzał się po obu stronach, czy jedzie jakieś magiczne wariactwo albo leci, biegnie, a następnie przeszedł szybkim krokiem na drugą stronę.
- W porządku?Zapytał, dotykając dłonią w rękawiczce ramienia swojej znajomej. Upewnił się, że to Astoria, kiedy spojrzała na niego. W takiej sytuacji nie obchodził go jej foch i uraz do jego osoby, po tym jak ostatnim razem rozmawiali. Dzisiejsza noc, była inną sytuacją. Sytuacją, przetrwania.