• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972.05.02, wiosna, Knieja - Wątpliwości - Alanna & Ulysses

1972.05.02, wiosna, Knieja - Wątpliwości - Alanna & Ulysses
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#11
09.07.2023, 22:08  ✶  
Ulysses przewrócił oczami. Popatrzył na Alannę krzywo.
- Naprawdę chciałabyś wiedzieć, co właściwie go spotkało? – zapytał retorycznie. On nie chciał wiedzieć. Nie chciał przyglądać się obszarpanym fragmentom przy szyi. Nie chciał nawet widzieć tych oczu, przeklętych ciemnych oczu i jasnych włosów. Nie chciał patrzeć, bo robiło mu się żal człowieka, którego nawet nie zdołał poznać i żal siebie, że musiał teraz sprzątać jego zwłoki.
Oż kurwa było wspaniale odpowiednim określeniem na to, co właśnie tu znaleźli i na to, co sami przeżywali.
Młody Rookwood odwrócił głowę w bok. Jakaś jego część gorąco pragnęła, żeby to wszystko się skończyło. Tu i teraz. Najchętniej po prostu odwróciłby się do tyłu i ruszył ku wyjściu z lasu. Był rozemocjonowany, przytłoczony nadmiarem bodźców. Najpierw przez całą noc obawiał się, że Danielle może zginąć, że jego ojciec może zginąć. Teraz przeżywał rollercoaster emocji w związku ze wszystkim co działo się na polanie. W dodatku miał w rękach worek z ludzką głową. Obiektywnie czuł, że to wszystko przygniotłoby kogoś słabszego od niego psychicznie. Ale też wiedział, że nie mógł się zatrzymać. Nie mógł, bo gdzieś tam dalej mógł być ojciec Danielle, który potrzebował pomocy a on chciał go odnaleźć. Naprawdę, gorąco pragnął odnaleźć go żywego.
- Chodźmy, nie ma na co czekać – wyrzucił z siebie i ruszył z Alanną dalej.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#12
09.07.2023, 22:13  ✶  
- Jak się zastanowić... – urwała. Nie. Chyba jednak nie. A już przynajmniej nie chciałaby stanąć z tym czymś oko w oko, po prostu kurwa nie. Chociaż… - Tylko po to, żeby się dowiedzieć, jak się przed tym czymś bronić, jeśli bym miała to spotkać – odparła dość słabym głosem. Tak, to zdawało się mieć sens i było dość… praktyczne?
  Bo jakkolwiek by nie patrzeć, wiedza dla samej wiedzy, co to było – na co to komu i po co w takim razie?
  Trudno było zachować kamienną twarz – może i już trochę zdążyła zobaczyć przez ten czas, co pracowała w pogotowiu, ale wciąż: na głowę nie do końca była gotowa. Nie w ten sposób.
  Wzdrygnęła się wewnętrznie, gdy znikała w worku i po prostu poszła dalej. Bo co innego mogli teraz zrobić…? No właśnie. Albo się wycofać, albo szukać dalej; być może uda im się natknąć na kogoś całkiem żywego.


!C4
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#13
09.07.2023, 22:13  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Natrafiliście tam na zagubioną parę czarodziejów. Byli to nierozłączni kochankowie, którzy obwiązali się linami i przymocowali tak do drzewa, żeby nie rozdzieliła ich wichura.

- Och Finnigan... jak dobrze, że skonamy tu razem, oh! Wolę tu skonać z głodu i pragnienia, niż przeżyć, ale nie mieć cię obok siebie!

- Vivianne, twoje słowa są niemal wyjęte z moich ust, dodałbym jeszcze tylko, że ta przerażająca knieja nie ma szans mnie przerazić, kiedy ty o wspaniała jesteś obok i - AAAGGH! T-to znaczy się, aaah przybyli bohaterowie...! - Mężczyzna zaczerwienił się po wrzaśnięciu, ale wyraźnie cieszył się na wasz widok.

- Oh, oh! Jak dobrze was widzieć! Odwiążcie nas, zanim ten wielki pająk wróci...

- Nie idźcie na zachód, powiadamy wam, nie idźcie na zachód...

Para potrzebuje pomocy - rozposzenia lin i wskazania im drogi do Doliny lub (jest to opcja dla nich bezpieczniejsza) odprowadzenia ich tam. Aby rozproszyć zaklęcie, musicie przerzucić próg 80 (ocena zadowalająca, dodajecie lub odejmujecie 10 oczek za każdą różnicę w ocenie). Macie nieskończoną liczbę prób.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#14
09.07.2023, 22:55  ✶  
Ulysses zwolnił, wsłuchując się w dźwięki, które słyszeli przed sobą. Wreszcie stanął i zamarł. Marszczył brwi, próbując najwyraźniej zrozumieć czy rzeczywiście wsłuchiwał się w prowadzoną przez jakąś dwójkę przepełnioną egzaltacją rozmowę, czy też zaczynał mieć omamy słuchowe. Bądź co bądź konwersacja była dość abstrakcyjna jak na miejsce, w którym ją prowadzono.
- Słyszysz to? – zapytał Alannę. – Co to za brednie.
A potem jakby dotarło do niego, że stanie tu nie miało najmniejszego sensu, bo drgnął i ruszył w stronę, z której dochodziły głosy. Wreszcie udało im się znaleźć kogoś żywego? Wreszcie udało im się przybyć na czas? O, na szczęście! Miał już dosyć trupów, głowa jednego ciążyła mu nawet w worku, który ze sobą targał.
Ulysses zobaczył ich mniej więcej w tym samym momencie, w którym oni zobaczyli go. Skrzywił się odruchowo, gdy Finnigan wrzasnął. Z jednej strony, naturalnie, był w stanie zrozumieć strach, który ogarnął mężczyznę w tym strasznym miejscu. Z drugiej, nienawidził, gdy ktoś wydzierał się w jego obecności. Patrzył na parę, która musiała się obwiązać linami wokół drzewa a teraz nie potrafiła się rozwiązać.
- Wielki pająk – powtórzył za kobietą. Nie miał zielonego pojęcia jaki wielki pająk mógł się czaić w tym lesie, ale rzeczywiście dobrze było wiedzieć, że przebywał na zachodzie. – Spróbuję rozproszyć wasze liny. – Nie dodał już, że w chwili obecnej istniały trudne do pokonania problemy z magią. A mianowicie, że raz działała a raz nie działała, a raz działała jak miała na to ochotę.
Wyciągnął różdżkę i podszedł do nich. Gdzieś, w połowie drogi spojrzał na zachód, jakby upewniając się, że wielki pająk nie postanowił tu wrócić. Machnął różdżką, zamierzając rozproszyć pętające dwójkę nieszczęśliwców więzy.

Rozpraszanie lin, które oplatają znalezionych w lesie kochanków

Rzut PO 1d100 - 8
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 22
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 67
Sukces!
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#15
09.07.2023, 23:00  ✶  
Trup, trup i… to brzmiało całkiem żywo. Skinęła głową – tak, słyszała, aż za dobrze, nie miała zatem omamów. Dwie całkiem żywe osoby, aż się prawie zdziwiła – bo już zaczynała powoli myśleć, iż w tym cholernym lesie być może już nie pozostał nikt żywy. Nie licząc ekip poszukiwawczych, rzecz jasna, i wszelkiej fauny, która się tu gnieździła. O ile nie nawiała, gdzie pieprz rośnie bądź jej, całkiem dosłownie, stąd nie wywiało.
  Uniosła wysoko brew, gdy zrozumiała, co w ogóle mówili. Na wszystkich możliwych bogów, naprawdę? Od tego słodkiego pierdzenia aż się jej żołądek skręcił…
  …a potem skręcił jeszcze bardziej, gdy zrozumiała, że przecież w analogicznej sytuacji sama pewnie chciałaby postąpić tak samo. Razem albo wcale, nic pomiędzy, żaden kompromis nie był tu możliwy. Dlatego też koniec końców nie skomentowała tego trajkotania, skupiając się na czymś zgoła innym.
  Wielki pająk – i już wiedziała, gdzie na pewno nogi jej nie poniosą. Tak, za cholerę nie pójdzie na zachód, nie kwapiła się do tego – już prędzej można by pomyśleć o obejściu pająka, ale na pewno nie o wpieprzeniu się w niego na wprost.
  - Ładnie żeście się urządzili – skwitowała, obserwując, jak Ulysses próbuje rozproszyć liny. I czy to zawiodły go umiejętności, czy to była wina wczorajszego Wielkiego Planu Czarnego Pana – cóż, wyglądało na to, że spełzło to na niczym – Spokojnie, nie zostawimy was tutaj – rzuciła, unosząc swoją różdżkę. Jeśli to była kwestia buntu magii – to któraś próba w końcu musiała się udać, prawda?

Rzut PO 1d100 - 65
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 28
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 86
Sukces!
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#16
09.07.2023, 23:13  ✶  
To chyba były nerwy. A przynajmniej Ulysses uznawał, że winę za jego zachowanie ponosiły nerwy. I nie chodziło nawet o to, że jemu samemu nie udało się rozproszyć lin, które wiązały parę kochanków. Od początku wiedział, że magia nie działała tak do końca, więc własne niepowodzenie zrzucił na karb tego, co się z nią właśnie działo.
Chodziło o to, że Ulysses się uśmiechnął. Uśmiechnął się tym zmęczonym, poirytowanym uśmiechem, który kompletnie nie był wesoły, ale czaiło się w nim całe morze desperacji i zmęczenia.
- Tak, nie zostawimy was tutaj – zapewnił Finneasa i Vivianne.
A potem, gdy liny pętające ich ciało opadły, popatrzył bezradnie na trzymany w rękach worek. Całe szczęście, że kochankowie nie mieli pojęcia, co właściwie w nim niósł. Ulysses miał ochotę odprowadzić parę i pozostawić wraz nimi worek z głową. Źle się czuł, ciągle nosząc go ze sobą.
- Odprowadzimy was na polanę – rzucił. Posłał Alannie przepraszające spojrzenie.
Wiedział, że biegali tak w te i we w te bezsensu. Odrobinę było mu nawet wstyd, że wykorzystywał do tego Carrow (nie musiała się wcale chcieć pisać na takie wycieczki, choć to bieganie do kniei, wynoszenie trupów i ratowanie ludzi, będzie pewnie ładnie wyglądało w ministerialnych kartotekach i odsunie od nich podejrzenia o bycie śmierciożercami).
Ruszył przodem, odprowadzając Finneasa i Vivianne na polanę. Przy okazji oddał również worek z głową nieszczęśnika (to ostatnie zrobił dokładnie w tym samym miejscu, w którym wcześniej złożyli ciało młodej matki). Znaleźli dwa trupy i uratowali dwie osoby. Bilans wychodził na zero?
Ruszył znowu z Alanną do kniei.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#17
09.07.2023, 23:21  ✶  
Uśmiechający się Ulysses – to było aż dziwne. Ale zostawiła to, zepchnęła na boczne tory, skupiając się na czymś zgoła innym. To, czy się uśmiechał czy nie, naprawdę w tej chwili nie miało aż takiego znaczenia, zwłaszcza gdy na pierwszy plan wysuwało się coś zgoła innego.
  Zobowiązanie, jakiego się podjęli. Dlatego też nawet nie zaprotestowała, gdy Ulysses zdecydował, iż odprowadzą zakochaną parę – choć to nie do końca było dziewczynie w smak, bo powoli zaczynała odczuwać w nogach całą tę wędrówkę. Powoli. Jeszcze chwila, a padnie jak długa – tego była pewna, na razie jednak, jak oceniała, była jeszcze w stanie przejść tę samą drogę.
  Zapewne później wróci myślami do tego dziwnego zjawiska, teraz jednak się koncentrowała na czym innym – na zapewnieniu bezpieczeństwa całemu stadku, włącznie ze sobą. Tak, wracali po własnych śladach, droga była całkiem prosta, więc nie musieli krążyć w kółko i kółko, niemniej… kto powiedział, że nagle nie wyskoczy pająk? Albo coś innego? No właśnie.
  Dlatego miała ciągle różdżkę w pogotowiu.
  Szczęściem, w drodze powrotnej nic ich nie zaatakowało, ani też nie wyskoczyło, gdy po raz kolejny szli trasą, którą przemierzyli – po to, aby zapuścić się jeszcze głębiej w knieję...


!D4
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#18
09.07.2023, 23:21  ✶  

A więc zdecydowaliście się przemierzać Knieję...


Natrafiliście tam na most nad rzeką. Jeżeli jesteście mieszkańcami Doliny, to zorientowaliście się, że jest to tak zwany Boginowy Most. Chwilę później stanął przed wami wasz największy koszmar. Zmierzyć się z nim musi każda znajdująca się w wątku postać. Następnie automatycznie udaje wam się zaklęcie Riddikulus, po którym bogin wpada do wody.
Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#19
10.07.2023, 00:07  ✶  
Wracając do kniei, Ulysses myślał, że zobaczył już właściwie wszystko, co tylko mogło wyryć się w jakiś sposób w jego głowie. Widział trupa młodej kobiety, która w ostatnich chwilach przed śmiercią próbowała przekazać wyrazy miłości córce. Widział pozbawioną ciała głowę jakiegoś młodego mężczyzny. Widział parę kochanków, którzy w próbie ratunku przed nawałnicą przywiązali się linami do drzewa. Widział poranione przez to, co się wydarzyło na Beltane zwierzę (a nawet udało mu się je uratować razem z Danielle).
Ale nie był przygotowany na widok martwego ojca.
Ulysses wszedł na Boginowy Most, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że ten most ma taką nazwę. A postem stanął jak wryty, gdy zobaczył zwłoki Chestera. Pokrwawione i powykręcane pod dziwnymi kątami ciało.
- Ja… - zaczął i urwał. Głos mu się załamał.
To się nie miało tak skończyć. Ojciec walczył za sprawę, w którą wierzył. Ulysses szedł za nim, bo był przekonany, że ojciec wiedział co robi i podejmował właściwe decyzje. Ale cały dzisiejszy dzień udowadniał mu, że się mylił. Dlaczego Czarny Pan pozwolił Chesterowi umrzeć? Dlaczego nie zabrał go ze sobą tylko porzucił jak śmiecia? Przecież Lord Voldemort u nich mieszkał. Siedział czasem przy stole w jadalni. Jak… jak śmiał im się odpłacić w taki sposób?!
Ulysses zamrugał, czując zbierające się pod powiekami, gorące łzy. Nie będzie płakał. Nie będzie płakał. Nie będzie płakał. Po prostu wróci do domu i zabije Czarnego Pana. Ale obraz wbijał się mu coraz bardziej do głowy. Jak on w ogóle powie Vesperze? Albo Augustusowi?
I wtedy ręka Chestera drgnęła. Poruszyła się mechanicznie. Ulysses cofnął o krok, otwierając jeszcze szerzej oczy ze zdumienia. Co do cholery? Czyżby ktoś zamienił jego ojca w żywego trupa? Głowa starego aurora obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Miał rozkwaszony nos. Rozbitą wargę. Podbite oko. Ale nawet taki, pokonany w walce i martwy, patrzył na syna z mieszaniną nienawiści i rozczarowania.
- To nie ma sensu – wydusił z siebie Ulysses.
Bo to naprawdę nie miało sensu. Jeśli nawet Chester umarł to nie zamienił się w żywego trupa. Jeśli nawet miałby patrzeć na niego z nienawiścią i rozczarowaniem, nie zrobiłby tego jako nieumarły.
Bogin? Jak się walczyło z boginem?
Ach.
Skupił się, wyobrażając sobie Chestera Rookwooda, wielkiego aurora siedzącego w mugolskim dziecięcym samochodziku i wykrzykującego z entuzjazmem: brum, brum, brum!
- Riddikulus! – zawołał.
Trzask. Widok ojca naprawdę zafascynowanego mugolskim wynalazkiem był tak absurdalny, że nawet Ulysses się roześmiał.
Trzask.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#20
10.07.2023, 00:32  ✶  
Knieja jednak kryła w sobie wiele tajemnic i niespodzianek – i oto przyszło im się zmierzyć z kolejną. W zasadzie nawet nie tyle niespodzianką, co z własnym, cholera, koszmarem. Bo tak, była bardziej wielkomiejskim stworzeniem, nawet za poprzedniego życia nie hasała tak po Kniei – a nawet jeśli, to nie zagłębiała się w nią tak, jak tego właśnie dnia.
  W pierwszej chwili praktycznie zignorowała most. W końcu most jak most – przejście, które ktoś kiedyś ustawił w tym miejscu, by nie musieć moczyć nóg i ogólnie bawić się z bagażami, jeśli to dłuższa podróż. Czy coś w ten deseń.
  Szybko jednak się okazało, ze most nie był tylko mostem, a raczej: że przy tym moście gnieździły się najprawdziwsze koszmary. Nielicho się zdziwiła, widząc Chestera; nie pasowało to nijak, bo… skąd by się tu wziął? Powinien być przecież zgoła gdzie indziej i… i… och. Zrozumiała. Bogin. Szkoda tylko, wielka szkoda, że nie przepadł natychmiast, a zamiast tego rozległ się trzask i…
  … i…
  … zamarło serce, gdy ujrzała męską sylwetkę, leżącą w trawie. Nie było widać twarzy, ale nie potrzebowała jej, by wiedzieć. Strój aurora, znajome kształty – wszystko to przywoływały tylko jedną osobę, osobę, której śmierci obawiała się najbardziej. Bo nie, nawet Voldemort nie wzbudzał tyle strachu, co obawa o jej miłość.
  Miłość, o którą nie potrafiła wtedy zawalczyć, a jak już się za to zabrała – to okazało się za późno. Zmarnowanych tyle lat… Posmak goryczy, zniekształcony świat. Nie zauważyła nawet, kiedy łzy się zebrały, gotowe do popłynięcia szeroką strugą. Gdyby była sama, bez Rookwooda w pobliżu… może by się złamała.
  Ale musiała trzymać gardę.
  Wiedziała, że to pierdolony bogin, nie musiała się zastanawiać, co jest grane.
  Machnęła różdżką, używając zaklęcia, które kiedyś jej wtłoczono na lekcjach. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek się przyda…?
  Trzask.
  Leżąca sylwetka przekształciła się, a następnie…
  … kolejny trzask i głośne chlupnięcie.
  Tyle że Alanna się nie śmiała. Nie potrafiła, mimo iż jakimś cudem zmusiła się do wyobrażenia czegoś iście absurdalnego. Po prostu… patrzła martwym spojrzeniem na taflę wody, po której rozchodziły się kręgi.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Alanna Carrow (2998), Pan Losu (542), Ulysses Rookwood (2854)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa