03.08.2023, 21:15 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.08.2023, 21:16 przez Mavelle Bones.)
- Cóż, nie można powiedzieć, żeby nie miała racji – zauważyła cicho. Bo „młotek” się przydał, i to bardzo – dzięki niemu zniszczyli ten cholerny kamień. Nie wiedziała, co by się stało, gdyby nie udało się przerwać jego działania – i tak po prawdzie, nie była pewna, czy chciała wiedzieć. Zresztą, nie była teraz pewna naprawdę wielu rzeczy.
Uśmiechnęła się blado, smutno wręcz, gdy ze słów Patricka wyłoniła się diagnoza, że raczej nie została opętana. Że nie zachowuje się jakoś inaczej niż zwykle. Niby nie jej to oceniać, czy w istocie tak było, ale…
- Bo ja wiem? Mam wrażenie, że ja sprzed Beltane to zupełnie inna kobieta niż ja teraz i nawet nie chodzi o zimno. Szeptucha powiedziała mi, że jestem silniejsza niż myślę, ale… – skrzywiła się, wbiła spojrzenie w taflę kawy. Czy tego chciała czy nie, w tej chwili miała w sobie wiele strachu i przemieszanych ze sobą myśli, uczuć. Swoich i nie tylko. A także tych, które powinny było dawno, dawno wygasnąć, a z niezrozumiałych powodów odżyły. Ze zwielokrotnioną mocą.
W każdym razie w tym wszystkim miała skrystalizowaną całkiem poważną obawę, że najzwyczajniej w świecie nie będzie w stanie przysłużyć się Zakonowi w walce. Bo co, jeśli się okaże, iż klątwy nie da się zdjąć? Jeśli nie było żadnego klątwołamacza, który potrafiłby przełamać ten cholerny czar, odbierający głos? Czy tylko na pewno głos? Nie chciała się o tym przekonać w najmniej odpowiedniej chwili…
- Pamiętam – przytaknęła, przymykając na chwilę powieki. Ten dziwny moment, w którym czuła, że… zaraz się rozpłynie? Pozostanie na zawsze w limbo, chyba że stawi opór, wybierze życie, odwróci to, co się działo – Nie wiem, może – stwierdziła chmurnie – Tylko wiesz, zastanawiam się… jeśli mam wspomnienia tej osoby, to co tak naprawdę stało się z nią samą? Nadal jest tam? Czy też może... – westchnęła ciężko. To „może” było trudne, nieszczególnie chciało przejść przez gardło. Bo taka myśl wywoływała poczucie winy. Zakłócony porządek rzeczy, co, jeśli nie został już w cyklu ślad po tej osobie…? Tylko tyle, co najwyraźniej siedziało jej teraz w głowie…?
Ciarki przeszły jej po plecach.
- Nie masz za co przepraszać. I wiesz, w zasadzie to dobrze, jeśli tego nie czujesz – zapewniła łagodnym tonem mężczyznę. Ba, nawet się z tego cieszyła; sama wyszła z limbo z chaosem, ale jeśli Stewardowi tego oszczędzono, to tym lepiej, naprawdę. Nie życzyła tego samego ani jemu, ani Victorii, Atreusowi zresztą też nie – Można i tak – zgodziła się z propozycją. Czwórka dotknięta zimnem i ktoś, kto mógł spojrzeć na to z boku – nie brzmiało to głupio.
Pociągnęła dość spory łyk kawy, podnosząc spojrzenie na obraz. Już wcześniej go oglądała, kiedy Steward zajmował się kawą i o ile do tej pory o nim nie wspominała, tak w końcu…
- Pomóc ci z tą ręką? Mogę ci przez chwilę zapozować – wymruczała, zmieniając nagle temat. Tak, może i nie posługiwała się farbami, ale wiedziała, że jednak dobrze jest mieć na czym się wzorować; to sporo ułatwiało pracę.
Uśmiechnęła się blado, smutno wręcz, gdy ze słów Patricka wyłoniła się diagnoza, że raczej nie została opętana. Że nie zachowuje się jakoś inaczej niż zwykle. Niby nie jej to oceniać, czy w istocie tak było, ale…
- Bo ja wiem? Mam wrażenie, że ja sprzed Beltane to zupełnie inna kobieta niż ja teraz i nawet nie chodzi o zimno. Szeptucha powiedziała mi, że jestem silniejsza niż myślę, ale… – skrzywiła się, wbiła spojrzenie w taflę kawy. Czy tego chciała czy nie, w tej chwili miała w sobie wiele strachu i przemieszanych ze sobą myśli, uczuć. Swoich i nie tylko. A także tych, które powinny było dawno, dawno wygasnąć, a z niezrozumiałych powodów odżyły. Ze zwielokrotnioną mocą.
W każdym razie w tym wszystkim miała skrystalizowaną całkiem poważną obawę, że najzwyczajniej w świecie nie będzie w stanie przysłużyć się Zakonowi w walce. Bo co, jeśli się okaże, iż klątwy nie da się zdjąć? Jeśli nie było żadnego klątwołamacza, który potrafiłby przełamać ten cholerny czar, odbierający głos? Czy tylko na pewno głos? Nie chciała się o tym przekonać w najmniej odpowiedniej chwili…
- Pamiętam – przytaknęła, przymykając na chwilę powieki. Ten dziwny moment, w którym czuła, że… zaraz się rozpłynie? Pozostanie na zawsze w limbo, chyba że stawi opór, wybierze życie, odwróci to, co się działo – Nie wiem, może – stwierdziła chmurnie – Tylko wiesz, zastanawiam się… jeśli mam wspomnienia tej osoby, to co tak naprawdę stało się z nią samą? Nadal jest tam? Czy też może... – westchnęła ciężko. To „może” było trudne, nieszczególnie chciało przejść przez gardło. Bo taka myśl wywoływała poczucie winy. Zakłócony porządek rzeczy, co, jeśli nie został już w cyklu ślad po tej osobie…? Tylko tyle, co najwyraźniej siedziało jej teraz w głowie…?
Ciarki przeszły jej po plecach.
- Nie masz za co przepraszać. I wiesz, w zasadzie to dobrze, jeśli tego nie czujesz – zapewniła łagodnym tonem mężczyznę. Ba, nawet się z tego cieszyła; sama wyszła z limbo z chaosem, ale jeśli Stewardowi tego oszczędzono, to tym lepiej, naprawdę. Nie życzyła tego samego ani jemu, ani Victorii, Atreusowi zresztą też nie – Można i tak – zgodziła się z propozycją. Czwórka dotknięta zimnem i ktoś, kto mógł spojrzeć na to z boku – nie brzmiało to głupio.
Pociągnęła dość spory łyk kawy, podnosząc spojrzenie na obraz. Już wcześniej go oglądała, kiedy Steward zajmował się kawą i o ile do tej pory o nim nie wspominała, tak w końcu…
- Pomóc ci z tą ręką? Mogę ci przez chwilę zapozować – wymruczała, zmieniając nagle temat. Tak, może i nie posługiwała się farbami, ale wiedziała, że jednak dobrze jest mieć na czym się wzorować; to sporo ułatwiało pracę.