• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[14.05.1972] Jazz Noire

[14.05.1972] Jazz Noire
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#11
05.08.2023, 08:39  ✶  

Roztapiał się. Chciał, by ta stal nadała mu nowego kształtu, by go przekuła na swoją modłę, żeby paciorek był potem zbędny, bo satysfakcja była zbyt duża. Ekscytacja uderzyła do jego głowy i odebrała rozum. Rozpruła myśli tak samo, jak sam chciałeś rozpruć koszulę otwieraną właśnie przez inne dłonie. Czy to pomyłka? Dziwne, chore zagranie kogoś, kto po prostu bardzo lubił patrzeć? Upewniał się, że wszystko było na swoim miejscu i nie trafił się tu żaden krok w bok? Nie.

Dotyk drobnych dłoni był jak zastępstwo, kiedy wyobraźnia działała. I to wystarczyło tak samo, jak nie wystarczyło wcale. Chciał zamiany. Podmiany. Posadził Anabelle obok siebie i obszedł stół, żeby odsunąć Jasmine. I już całował jego usta... Jak pachniał? Jak smakował? Alkoholem, który wypił? Likierem, który pozostawiał słodycz?

Wyobraźnia to naprawdę potężna rzecz, jednak nie zmieniła rzeczywistości. Bo Laurent nie wstał i nie przesunął kobiet. Nie wykonał tego odważnego i głupiego ruchu, przykuty do kanapy siłą dreszczy przecinających ciało i rosnącego naprężenia, które rozmazywało świat dookoła. Zgubił rzeczywistość w czerni, która zalała te piękne, jasne punkty rzeczywistości. I zagubił siebie pełnym zachwytu westchnieniem, kiedy zupełnie poddał się pocałunkom kobiety na swoich kolanach, choć w jego wyobraźni to nie jej usta błogosławiły go tym słodkim grzechem. Laurent oparł palce na karku kobiety czując, jakby właśnie muskał łaskoczące końcówki włosów na karku Kaydena. Zsunął dłoń po jej plecach, badając ciało, które nawet nie należało do niej. A gdyby tą dłoń wyciągnął do przodu, ponad stołem..? Nie wyciągnął. Drugą dłoń oparł na jej biodrach, bo chciał poczuć jego budowę ciała. Roztapiaj mnie. Przekuj na nowo, tak. Nie było takiej temperatury, w której uległby zniszczeniu. Celsjusze rosły na wskaźniku i czerwona lampka ostrzegała przed konsekwencjami. Ruch jednak trwał. Brunetka poruszyła się sugestywnie na jego nogach, a jej dłonie wręcz zmusiły go do tego, by oderwał swoje plecy od oparcia i pochylił się do niej. On do niej, nie ona do niego. Zabrakło mu tchu w płucach od nagłego ruchu. Od możliwości przybliżenia się do tego adorowanego srebra chociaż o parę centymetrów. Proszę, jeszcze chwilę. Jeszcze tylko chwilę... A zabawa palcami i ustami rozciągała się w topniejących minutach. Kobieta zjechała pocałunkami pod jego obojczyk, westchnął kolejny raz, przymknął oczy w rozkoszy, odchylając głowę i..!

Czar prysł, a usta Anabelle się zatrzymały.

Laurent powoli rozchylił powieki, czując jak jest słodko gorący, jak każda część jego ciała była zarówno gotowa do dalszego działania, jak i rozluźniona w tej rozkoszy. Powoli spojrzał w dół. Na Kaydena i jego towarzyszkę, a w końcu na Anabelle, która złapała jego szczękę w swoje palce i obróciła jego twarz w swoim kierunku. Podobało jej się to, co widziała. Bo nie wiedziała, do kogo uciekały jego myśli przez cały ten czas. Powoli jego dłonie zsunęły się z jej ciała, kiedy kobieta usiadła obok i sięgnęła po drinka, który miał być jego.

- Aaach... chyba pójdę przypudrować nosek. - Wyceniła Anabelle, spoglądając po wypiciu drinka na małe lusterko wyciągnięte z torebki. W którym pewnie i tak niewiele było widać. - Co ty na to, Jasmine? - Podkusiła swoją koleżankę. - Zaraz wracam. - Wstała i pochyliła się jeszcze, żeby ucałować usta Laurenta, nim odeszła.

A on już był odmieniony przez te gorące tego wieczoru, stalowe oczy.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#12
05.08.2023, 10:52  ✶  

Zanuż stal w wodzie i zobacz jak ją hartuje. Jak stop lśniącego żelaza i węgli, które właśnie pochłaniały tęczówkę, nagle traci swoją miękkość, jednocześnie w ogóle jej nie tracąc. Skrzy się jak gwiazda. Płonie własnym, jaskrawym światłem. Pogłębia się i zagłębia w morzu, które błękitem kusi, a czernią dusi bezlitośnie. Tchu mu brakło, kiedy zatapiał się w tych oczach i choć do wody się nie zbliżył, czuł jak zalewają go wzburzone fale, nie dotykając wcale.

To grzech... pokusa? Zakazany owoc. Jak smakował? Jak smakowały te wargi, pożerane przez kogoś innego? Były słodkie jak kokos, czy słone jak ocean? Chciał wiedzieć, a jednocześnie nie chciał wiedzieć wcale. Tak i nie. Tkwił pośrodku, na tym ukropie, który go dopadł i grzał ciało słodką pieszczotą. Chciał odsunąć nie te usta, chciał przyciągnąć do siebie inne ciało, chciał musnąć zagłębienie w szyi, chciał... Nie, nie chciał. Wcale nie chciał... Czy chciał? Już się pogubił... Już stracił wątek...

Czas się zatrzymał, chociaż płynął swobodnie. Zapomniał się, całkowicie stracił rozum, a umysł płatał mu figla. Okrutnego figla, którego był gotów zawitać z otwartymi ramionami. Ramiona... właśnie... ta dłoń na jego piersi. Ten dotyk. Czy serce szalałoby pod tymi dłońmi tak samo? Czy zgubiłoby rytm?

Zgubiło. Kiedy się przybliżył. Kiedy fala obmyła brzeg, nie dotykając go. Zatrzymując tuż przy nim. Bliżej... Choć bliżej... Szczupłe kobiece palce musnęły policzek, rozchyliły wargę, zjechały na szczękę. Nie mógł oderwać srebrnych oczu, a jednocześnie oderwał je, by głodnym wzrokiem spojrzeć na odchyloną szyję. Wsłuchać się w westchnięcie fal... Melodia słodsza od muzyki.

Zatrzymaj się.

Drgnął lekko, jakby ktoś go trzasnął w twarz. Zamrugał, wytrącając myśli z niebezpiecznej drogi. Zalała go fala zimna. Złości. Na samego siebie. Nie. Na niego. Na wszystko. Zmarszczył brwi, stal pękła pod wpływem temperatury, nieodpowiednio nagrzana. Schłodzona, stała się krucha i pękła jak lustro. Ile lat nieszczęścia go teraz czeka...? Odsunął się od Jasmine w tym samym momencie, co Anabelle odsunęła od Laurenta. Sekunda... dwie... Nie słyszał ich słów. Wstał powoli, zanim ktokolwiek miał szansę zawrócić mu w głowie po raz kolejny. - Idę zapalić... - Rzucił cicho na odchodne, grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu papierośnicy. Jasmine zachichotała z zadowoleniem, zapewne myśląc, że udało jej się wytrącić go z równowagi. - Oczywiście. Mała przerwa dobrze nam zrobi~ - Przytaknęła, wstając zgrabnie z siedzenia i podążając za koleżanką z szerokim uśmiechem.

Kay wyszedł na świeże powietrze. Dym nie przegnał jednak tego żaru, wiatr nie zmiótł burzowych chmur, a w myślach wciąż tkwiły kojące, morskie oczy.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#13
05.08.2023, 11:20  ✶  

Dawno nie poczuł czegoś tak intensywnego, zmysłowego i dziwnego, jak poczuł dziś. To była wolność. Przez kilka minut tego lotu, kiedy dotykały go usta, których nawet nie odczuwał, czuł wolność. Unosił się na lotkach, chyba wykutych ze stali. I kochał. Kochał go przez tych parę minut tak, jak Ikarus kochał słońce. Za blisko. Za mocno. Chyba przez parę sekund ogłuszyły go jego własne westchnienia niesione samym wyobrażeniem tego, co nigdy tutaj nie zaszło.

Został przy tym stoliku sam. O wiele szybciej, niż zdążył się otrząsnąć z uczucia, którym chciał nadal się oplatać. Przeciągać palcami tę roztopioną stal, mruczeć z zadowoleniem jak kot, przymrużać oczy, żeby potem przesuwać palcami po miejscach ucałowanych, które winien całować ten, który znajdował się po drugiej stronie stołu. Chciał stworzyć z tych ust i dotyków całą poezję. Bardziej jednak niż sycić się przeszłością i odtajać po wrażeniach chciał dostać fizycznie to, czego mu odmówiono.

Wyszedł za Kaydenem chwilę po nim. Chłodne powietrze - och, cały Londyn. Nawet kiedy pogoda była piękna zaraz mogło zacząć padać. Ale to chyba nie ta noc, prawda? To była gorąca, letnia noc. A nawet jeszcze nie zaproszono Pani Lato do Anglii. Mimo to zadrżał. Głównie od różnicy temperatur - tego, co było wewnątrz i tego, jakim podmuchem powitała go noc. Pojedyncze osoby przechodziły osobą, wychodziły, wchodziły do klubu. Bardzo pojedyncze. Jakaś dama właśnie rozmawiała w uliczce z dżentelmenem, paliła długą fajkę, chyba przywiezioną zza granicy. Swojego czasu były takie modne... Namierzył go spojrzeniem. Nerwowego? Palącego papierosa, a dym był jak dopełnienie obrazu Rembranta - doskonałe piękno z plamą tego, co przyciągało wzrok i jednocześnie rozmywało wrażenia. Eksploruj dalej i zrozum - wołało do niego płótno. Tylko brakowało mu ramy. Może się nią stań?

Zbliżył się do niego powoli, jak złodziej. A z każdym krokiem jego serce znowu zaczynało przyśpieszać. No zrób to. Mówiły oceaniczne oczy wpatrzone w Kaydena, szukające jego spojrzenia. Zrób.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#14
05.08.2023, 12:33  ✶  

Przecież przysięgał... Przysięgał przed samym sobą, że nigdy nie stoczy się na samo dno. Że będzie płynął przez życie, niezależnie od tego, jak daleki wydawał się ląd. Niezależnie od tego, jak go będzie kusić, żeby przegnać nudę fałszywymi kolorami. To ponure spojrzenie, które posyłał w barwy świata... szukało farb. Teraz je widział, zobaczył, ale widzieć nie chciał. Nie chciał tych barw, które go zalały. Nie chciał, żeby go splamiły. Ta wolność nie była jego, a jednocześnie wyciągała ku niemu dłoń. Czy miał siłę, żeby ją odtrącić? Czy w ogóle chciał? Co szeptało mu serce...? Nie chciał go słuchać, bo biło tak mocno, że zagłuszało myśli. Nic, co zamraczało umysł, było dobre. Narkotyk, trucizna, choroba... To wszystko miało swoje negatywne skutki. Wszystko było odurzające.

Tylko że... tak piękne było to morze, że nie sposób odwrócić wzroku. To nie mogła być trucizna... Te oczy nie mogły należeć do mężczyzny, to nie było możliwe. Albo przesadnie je ubarwił w przypływie chwili. Wydawało mu się... To była tylko fantazja. Ciekawość, która ze światem rzeczywistym nie miała nic wspólnego. Nie łączyła się. Nie miała prawa istnieć. To tylko jego wyobraźnia. Przecież całował kogoś innego, dotykał inne ciało... ale patrzył, a wzrok miał zbyt dobry, żeby go oszukał. Umysł zbyt trzeźwy, żeby się pomylił. Podobało mu się to. Czy przyzna to przed samym sobą? Pragnął tego. Ale tylko do rozwiania nudy? Kochał tą nieznaną słodycz. Brednie.

Nerwowy był. Spięty. Stał jak posąg, tylko ręce mu drżały. Nie widział ludzi, przechodzących ulicą. Kobiet ubranych w piękne suknie. Blasku latarni... Chciał się przed tą latarnią usunąć w cień. Zbyt jaskrawa. Zaglądała mu do głowy, rozjaśniała jego sekrety, a on wcale ich odkryć nie chciał. Wolał mrok. Umknął więc w cienie, w czerń nocy, między budynki. Usta, które zżerało pragnienie, zatopił w dymie. Wypełnił je nim. Wdychał, błagając o ugaszenie ognia. Srebro wbił w ziemię jak miecz na poligonie. Walka jednak wciąż trwała. W jego umyśle, który błąkał się, jak jakieś dzikie zwierzę, szukając punktu zaczepienia. Oczy przeskoczyły na ulicę, na ludzi, na to światło, przed którym uciekł i znów zaczepiły się jak o hak wędki. Znalazł punkt zaczepienia... ale nie w tym, czym chciał.

Dlaczego tu jesteś...? Chciał zapytać, ale wargi miał zadymione, jakby miało go to uratować od tęsknoty. Zmusił się do spokoju, bo tylko on mu został. Odwrócił wzrok i morskich oczu unikał jak zarazy. Z trudem. Z obojętnością na twarzy, ale srebrem pochłoniętym przez węgiel. Roznieć go. Nie... Teraz!

Milczał, bo najzwyczajniej w świecie... pierwszy raz myśli pozbierać nie potrafił.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#15
05.08.2023, 13:03  ✶  

Ach, więc to tak... Unikanie spojrzenia i nerwy, stres. Poczucie winy, że poczuło się coś do... do mężczyzny. To nie po Bożemu. Widziałeś już takich nie raz. Było ich więcej, niż chcieli się przyznawać. Zaciekle wojujący z takim "spaczeniem", nienaturalnością, jak to lubili mówić. A było na to jeszcze więcej oświadczeń płynących z ich ust. Potem przychodzili, żeby złapać za włosy i zaznać tej samej grzesznej przyjemności, którą tak potępiali. Byli też ci, których zwiodło morze, wyruszyli w rejs, a potem czuli się winni, że dali się pojmać syreniemu śpiewowi. I każdy z nich mógł winić tylko siebie, ale byli pierwsi do obwiniania takich, jak ty. Bo kusili. Jak kobiety, które ubrały odważniejszą suknię i były klepane po tyłku, tak? Oczywiście - nie publicznie. Bo przecież żaden dżentelmen by tak nie postąpił... Ludzie grali wspaniałych, wyrachowanych, grali mądrych i grali grzecznych. Wystarczyło zasłonić okno kuchenne, żeby koszmar codzienności się rozpoczął.

Spojrzałeś wokół, na ulicę, ale nikt nie był zainteresowany dwójką mężczyzn stojących w cieniu latarni. Mrok zawsze był najgłębszy tam, gdzie zanikało światło. Mogliby jednak ją zgasić - tę laterenkę. Jestem pewien, że każdemu wyszłoby to na zdrowie. Wyciągnął rękę, w swoich wolnych i miarowych krokach, żeby zbliżyć się do przystojnego czarodzieja, który chciał uchronić się przed syrenim urokiem umykając spojrzeniem. Muzyka prawie sama spływała z gardła, tylko odrobina poczucia winy zapikała na poziomie serca, chcąc przez momencik zawalczyć z tym, czego pragnęło. Wyglądał jak król tych uliczek - pan Kayden Delacour. Ojciec Chrzestny Mroku, który denerwował się tylko wtedy, gdy coś wymykało się jego schematom i starannie ułożonym planom. Między zimnymi kamieniczkami i dymem z kominów widać było tylko jego oczy. I chciałeś, żeby te oczy szukały teraz ciebie - nie przed tobą umykały. Oparłeś delikatnie rękę na jego plecach, żeby poprowadzić go kilka kroków w przód. Albo i na bok. Bliżej ściany. Bliżej cieni. Gdzie sylwetki były tylko sylwetkami, nie interesujący nikogo.

- Przecież tego chcesz. - Szepnął anielski głos. Nie chciał? Na pewno chciał. Bo Laurent chciał posmakować jego ust z siwego dymu, posmaku popiołu i słodkiego alkoholu. Ujął jego wolną dłoń, by poprowadzić do swojej twarzy zachęcająco. By się w nią wtulić. By przekonać się, czy jest tak miękka, jak sobie to wyobrażał.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#16
05.08.2023, 16:17  ✶  

Cisza z jego ust była tak głośnia jak grzmot, który rozchodził się po kościach. Czuł to napięcie, czuł, że rozsadza go od środka. Chciał wyładowania, ale burzowe chmury krążyły i krążyły, nie dając mu spokoju. Od kiedy to słucha serca? Od kiedy to oddaje kontrolę swojemu ciału? Ta grzeszna przyjemność była zbyt skrajna, nawet jak na niego. Zbyt niebezpieczna. Czego się bał? Wszystkiego. Wszędzie były oczy, wszędzie szepty, plotki... a najbardziej się bał, że będzie chciał jej więcej i więcej... bo to był narkotyk. Pokusa. Wąż kusił kobiety, kobiety mężczyzn, a mężczyźni? Że niby bez winy? Że niby tutaj się łańcuszek kończył? Nie... Łańcuch miał dwa końce. Kobieta może kusić, ale mężczyzna też ma swój rozum. A rozum otumaniony, podąży za słodkimi obietnicami jak mucha za świecą. Furtka do różanego ogrodu otwarta i już ciekawość zżera, cóż to za nią można spotkać. Nadgryzione jabłko? Zgnite czereśnie? Czy jadowity wąż?

Dzwon w jego ciele, w samej piersi, za kratami z kości, dudnił głucho, kiedy syrena się odezwała. Kiedy usłyszał melodię. Słowa. Cudowne, bo mówiły to, co chciał usłyszeć. Srebro odszukało morskie głębiny i utknęło w nich, milcząc.

Przy zgaszonym świetle wszystko było wolno. Pod mrokiem ulic, pod nocnym niebem, ciemnością... sekrety wyłaziły na wierzch jak szczury.

Kayden zwęził oczy i wyrównał oddech. Od kiedy to dajesz sobą manipulować? Bo to była manipulacja... Gra na pragnieniach. W rytm serca. Dostał jabłko? Dostał. Chciał spróbować? Chciał. Miał wybór? Miał... Wybrał. - Nie. - Powiedział ostro, choć cicho. Szept stali, która przecięła nocne niebo i utkwiła tuż obok, w murze, dygocąc na prawo i lewo. Nie zaprzeczał. Odmawiał. Nie chciał oddać się kontroli własnego ciała, które zdradziecko lgnęło do tego żaru. Lepkiego i słodkiego jak sam miód. Odmawiał. Odciągnął dłoń, wymykając się z tej drugiej. Nie ważne, że widział te niesamowite barwy w jego oczach, na ciele, w głosie... że chciał je muskać ustami, scałowywać farby z szyi, poczuć rytm bicia obcego serca, który przegnałby jego szarość.

Nie cofnął się, tylko patrzył tym przenikliwym srebrem, nieruchomy jak posąg. Odejdź, syreno... Zanim zatopisz nas wszystkich.

- Nie. - Powtórzył łagodnie, nie spuszczając go z oczu. Nie było w nim niechęci, czy złośliwości. Nie było pogardy tych, którzy wzbraniali się przed własnymi pragnieniami. Bo doskonale wiedział co to spojrzenie znaczyło. Nie próbował się oszukiwać. Ale ugiąć karku też nie zamierzał.



[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#17
05.08.2023, 16:53  ✶  

Nie? Dłoń wysunęła się z dłoni i pozostawiła takie maluteńkie zdziwienie. Malutkie ukłucie. Ta stal przecież właśnie tak wyglądała, prawda? Jakby niełatwo było ją namówić. Jakby niełatwo było ją prosić... o cokolwiek. I jednocześnie przecież płonęła, przecież pragnęła. Widziałeś to. To nie był tylko twój wytwór umysłu, chociaż idąc za nim właśnie o tym myślałeś. Serce biło mocno nie tylko z pragnienia - z niepewności. Z wątpliwości. Z niecierpliwości łączącej się ze świadomością, że to jest niemoralne i to jest niepoprawne. Niemoralne - bo tak powiedzieli ci... nie wiem, chyba mądrzejsi od ciebie? Od was? Od przeciętnego człowieka, który kierował się sercem. Albo udami. Przecież daleko ci było do zakochiwania się - a więc i do bycia kochanym.

Zsunął oczy z jego oczu, utknął nimi na poziomie jego szyi, jego obojczyka, po którym chciał przesunąć palcami. Zamiast tego swoje palce cofnął, zgiął. Schował w drugiej dłoni, jakby to miało jakkolwiek poprawić sytuację. Straszne. Strasznie nie lubił tego momentu i przerażał go swoimi konsekwencjami. Tak jak większość pobudek przy osobie, która jest ci całkowicie obca, albo spotkanie się z nią na ulicy, kiedy wymknął się ciemną nocą. Właśnie - jak złodziej. Niecny złodziejaszek, który ze swoim cwaniaczkim uśmieszkiem przyszedł namieszać w czyimś życiu. Przecież ile z tych mężczyzn nosiło złotą obrączkę na palcu serdecznym. Czasem się nie mylili. Bo przecież, skoro ich bolało, to przecież jego też mogło, prawda? A wtedy stawał się zły, tak bardzo rozgoryczony...

Nie złagodniało. Laurent odsunął się o krok, starając się zachować swoją godność i przywdział na twarz ten sam miły uśmiech, który nosił tamtego dnia przy wozie, gdy w końcu podniósł niebieskie oczy na dwa księżyce, które dzisiejszego dnia chociaż przez chwilę łaskawie na niego spoglądały i tak płonęły... ale jednak nie dla niego. Jednak się mylił. To była łaska spowodowana kobiecymi ustami, jednak złe kalkulacje. Jak miło, że zachował tyle taktu i szacunku, by ograniczyć się do tak prostej reakcji. Doceniałeś, naprawdę. Mógłbyś też docenić o wiele więcej. Kąpać się w srebrzystym blasku tych spojrzeń... ach, trudno. Choć przez chwilę czułeś życie w płucach, swoje serce i oddech. Wyrwanie się z koszmaru dnia - i wystarczy. Przecież ludzie wokół powtarzali, że cieszyć się należy też z tych małych rzeczy. Większość jednak mówiła, że trzeba brać to, czego się chce. Ale to byli czystokrwiści. Nie on.

Nie chciał tkwić w tej niezręczności i nie chciał silić się na wielką odpowiedź, która pozwoliłaby zachować jakąś godność dla samego siebie. Godne wystarczająco było przyjąć tą odmowę z klasą. Tak zamierzał zrobić. Więc zrobił jeszcze jeden krok w tył, drugi... i obrócił się, żeby ulotnić się z tego klubu. Z tego spotkania.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gentleman
✦Oh, these violent delights...✦
Kayden jest wysoki i szczupły, z lekkim zarysem mięśni i wyraźną linią szczęki. Czarne jak noc włosy ma rozwichrzone przez wiatr, zadziornie opadające na czoło. Oczy barwy gwiazd, srebrne i przenikliwe. Cera blada, niesamowicie ciężko ją opalić. Ubiera się elegancko, zwykle w biel i czerń, czasem kroplę czerwieni. W chłodne dni na barki narzuca czarny płaszcz. Woń cynamonu i wiśni jest zawsze obecna, dryfując wokół niego w zmysłowym tańcu.

Kayden Delacour
#18
05.08.2023, 20:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.08.2023, 20:25 przez Kayden Delacour.)  

Zdziwienie. Zawód. Strach... Widział to wszystko i zacisnął szczękę. Mógł przeprosić. Milczał. Mógł załagodzić sprawę. Milczał. Mógł chociaż obiecać, że nikomu nie rozpowie. Milczał. Nie zrobił nic, żeby go zawrócić, bo... ah, szybka analiza... nie miało to sensu. Zawróci i co powie, skoro zdania nie zmienił? Odpowiedź pozostałaby taka sama. Może to i lepiej... może dobrze zrobił, że skończył to szybko, przecinając linę ratunkową... Może, a może nie. Nie lubił spekulacji, jeśli tak wiele było niewiadomych. Czy zaryzykowałby wszystko, co miał... dla zwykłego pragnienia? Dla tego, co dyktowało rozpalone ciało? Dla morskich oczu i pieśni syreny, która zaciągnęłaby go na dno? Bo co... nikt nie widzi? On by widział i chciał więcej... więcej... aż w końcu i to by się wypaliło jak papieros. Kayden nie lubił hazardu, gdzie wszystkie karty były tajemnicą. Coś wygrasz albo coś przegrasz. Rosyjska ruletka. I strzał w stopę. Sam sobie, bo tylko siebie mógłby wtedy winić.

Nie. Takie proste słowo, a może tak szybko zranić. Zranić? Niby dlaczego? Odmówił zabawy... ale to nie plac zabaw, tylko życie, a w życiu, wszystko ma swoje konsekwencje. Mógł to jednak powiedzieć inaczej... Mógł, zimny drań. Ale nie powiedział. Czy żałował? Tak... do cholery, tak... bo znowu go zalała ta parszywa szarość i znowu było jakoś tak... nijako. Jakoś pusto. Ponuro. Serce powoli się uspokajało, żar stygł, srebro gasło, jak gwiazda na niebie, którą przykryły czarne chmury. Rozsądek również powrócił.

Kayden westchnął bezgłośnie i spojrzał w dół, na dłoń wciąż trzymająca niedopalony papieros. Później na drugą, gdzie wciąż czuł fantomowy dotyk. Nieznany dotyk. Obcy. Taki, który pozostawił wypalone znamię, bo obudził w nim coś, czego budzić nie chciał. Uniósł dłoń, tą drugą... ale potem ją opuścił i rzucił peta na ziemię, przygniatając go butem.

Nie na taką odskocznię dzisiaj liczył.


Koniec sesji


[Obrazek: qEyGuHF.gif]

✧ The bear loved the deer, it was obvious.
It ripped the deer's throat out, and then licked the dying deer
with the most passionate affection ✧
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (4129), Kayden Delacour (4093)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa