Roztapiał się. Chciał, by ta stal nadała mu nowego kształtu, by go przekuła na swoją modłę, żeby paciorek był potem zbędny, bo satysfakcja była zbyt duża. Ekscytacja uderzyła do jego głowy i odebrała rozum. Rozpruła myśli tak samo, jak sam chciałeś rozpruć koszulę otwieraną właśnie przez inne dłonie. Czy to pomyłka? Dziwne, chore zagranie kogoś, kto po prostu bardzo lubił patrzeć? Upewniał się, że wszystko było na swoim miejscu i nie trafił się tu żaden krok w bok? Nie.
Dotyk drobnych dłoni był jak zastępstwo, kiedy wyobraźnia działała. I to wystarczyło tak samo, jak nie wystarczyło wcale. Chciał zamiany. Podmiany. Posadził Anabelle obok siebie i obszedł stół, żeby odsunąć Jasmine. I już całował jego usta... Jak pachniał? Jak smakował? Alkoholem, który wypił? Likierem, który pozostawiał słodycz?
Wyobraźnia to naprawdę potężna rzecz, jednak nie zmieniła rzeczywistości. Bo Laurent nie wstał i nie przesunął kobiet. Nie wykonał tego odważnego i głupiego ruchu, przykuty do kanapy siłą dreszczy przecinających ciało i rosnącego naprężenia, które rozmazywało świat dookoła. Zgubił rzeczywistość w czerni, która zalała te piękne, jasne punkty rzeczywistości. I zagubił siebie pełnym zachwytu westchnieniem, kiedy zupełnie poddał się pocałunkom kobiety na swoich kolanach, choć w jego wyobraźni to nie jej usta błogosławiły go tym słodkim grzechem. Laurent oparł palce na karku kobiety czując, jakby właśnie muskał łaskoczące końcówki włosów na karku Kaydena. Zsunął dłoń po jej plecach, badając ciało, które nawet nie należało do niej. A gdyby tą dłoń wyciągnął do przodu, ponad stołem..? Nie wyciągnął. Drugą dłoń oparł na jej biodrach, bo chciał poczuć jego budowę ciała. Roztapiaj mnie. Przekuj na nowo, tak. Nie było takiej temperatury, w której uległby zniszczeniu. Celsjusze rosły na wskaźniku i czerwona lampka ostrzegała przed konsekwencjami. Ruch jednak trwał. Brunetka poruszyła się sugestywnie na jego nogach, a jej dłonie wręcz zmusiły go do tego, by oderwał swoje plecy od oparcia i pochylił się do niej. On do niej, nie ona do niego. Zabrakło mu tchu w płucach od nagłego ruchu. Od możliwości przybliżenia się do tego adorowanego srebra chociaż o parę centymetrów. Proszę, jeszcze chwilę. Jeszcze tylko chwilę... A zabawa palcami i ustami rozciągała się w topniejących minutach. Kobieta zjechała pocałunkami pod jego obojczyk, westchnął kolejny raz, przymknął oczy w rozkoszy, odchylając głowę i..!
Czar prysł, a usta Anabelle się zatrzymały.
Laurent powoli rozchylił powieki, czując jak jest słodko gorący, jak każda część jego ciała była zarówno gotowa do dalszego działania, jak i rozluźniona w tej rozkoszy. Powoli spojrzał w dół. Na Kaydena i jego towarzyszkę, a w końcu na Anabelle, która złapała jego szczękę w swoje palce i obróciła jego twarz w swoim kierunku. Podobało jej się to, co widziała. Bo nie wiedziała, do kogo uciekały jego myśli przez cały ten czas. Powoli jego dłonie zsunęły się z jej ciała, kiedy kobieta usiadła obok i sięgnęła po drinka, który miał być jego.
- Aaach... chyba pójdę przypudrować nosek. - Wyceniła Anabelle, spoglądając po wypiciu drinka na małe lusterko wyciągnięte z torebki. W którym pewnie i tak niewiele było widać. - Co ty na to, Jasmine? - Podkusiła swoją koleżankę. - Zaraz wracam. - Wstała i pochyliła się jeszcze, żeby ucałować usta Laurenta, nim odeszła.
A on już był odmieniony przez te gorące tego wieczoru, stalowe oczy.