19.09.2023, 01:45 ✶
Patrick zamarł na chwilę. Chciał sięgnąć po kufel z piwem, ale wspomnienie ojca znowu w niego uderzyło. Zmarszczył brwi, nie bardzo wiedząc co właściwie miał przed oczami. To było jego? Czy nie jego? I co właściwie to oznaczało?
Utkwił wzrok w znikającej piwnej pianie. Przeszła mu ochota na jakikolwiek alkohol. Czyżby naprawdę to wszystko było takie… takie proste? Nigdy nie myślał o tym, żeby miał być w jakikolwiek sposób podobny do swojego ojca. Może jeszcze, gdyby chodziło o wygląd to pewnie tak: obydwaj w końcu byli wysocy, atletyczni, ciemnowłosi, ale… ale charakter? Ojciec był zły. Był wstrętny. Pozbawiony zasad moralnych. Otumaniony zesłaną mu przez Grinewalda wizją czystego świata. Podejmował same złe decyzje! Naprawdę mieliby być do siebie podobni w jakikolwiek sposób? Przecież to bzdury! Albus Dumbledore nie był Grinewaldem! Porównywanie ich nie miało żadnego sensu.
A potem w Patricka uderzyła jeszcze jedna, dość okrutna myśl. A jeśli jego ojciec… jeśli jego ojciec nie był tylko głupim wykonawcą żądań wariata, jeśli był kimś ważniejszym? To dopiero była nieprzyjemna myśl. Aż go od niej wzdrygnęło w środku.
Głos Alanny był jak stłumiony. Patrick zamrugał szybko, zdając sobie sprawę z tego, że coś do niego mówiła. Podniósł na nią zranione spojrzenie. Przez kilka sekund patrzył na nią jak mógł patrzeć zagnany w ślepy zaułek lis na myśliwego: bezradnie i ze strachem. Więc to miałoby być już tak na zawsze? Już zawsze mógłby w dowolnym momencie jego życia pojawić się ojciec i mu tak namieszać w głowie?
- Dobrze, że to jednak tylko tymczasowe – rzucił. Przy okazji spróbował posłać Alannie przyjazny uśmiech, ale zamiast tego uśmiechnął się raczej dość słabo i ciągle przebijało przez ten uśmiech zdenerwowanie. – Ministerstwo straciłoby bardzo kompetentną pracownicę – dodał, choć brzmiało to już jeszcze gorzej niż wyglądał wcześniejszy uśmiech.
Myśli Patricka mimowolnie wracały do wspomnienia, które tylko co zobaczył. Wcale nie chciał, ale coś w jego mózgu kazało mu zrównywać Albusa Dumbledore’a i Grinewalda a on od razu starał się udowodnić – na przekór własnym uczuciom – że porównywanie ich nie miało najmniejszego sensu i jedyne co mogło udowodnić, to moralną wyższość dyrektora.
- Cieszę się, że w takim razie wyjaśniliśmy sobie to nieporozumienie – powiedział, nawiązując do amortencji i do tego, że się podczas Beltane oświadczył Florence. – Wiesz, ja chyba jeszcze nie do końca doszedłem do siebie po tym wszystkim. W każdym razie naprawdę powinniśmy się spotkać na jakąś herbatę w herbaciarni – przypomniał, podnosząc się ze stołka.
Dziwnie się zachowywał i wiedział, że zachowuje się dziwnie. I, że ta śliczna, stojąca za barem dziewczyna wreszcie to dostrzeże i może nie zgodzić się na herbatę, ale wspomnienie ojca sprawiało, że teraz mógł myśleć tylko o nim.
- Nie przemęczaj się tutaj – rzucił jeszcze a potem uciekł pubu.
Utkwił wzrok w znikającej piwnej pianie. Przeszła mu ochota na jakikolwiek alkohol. Czyżby naprawdę to wszystko było takie… takie proste? Nigdy nie myślał o tym, żeby miał być w jakikolwiek sposób podobny do swojego ojca. Może jeszcze, gdyby chodziło o wygląd to pewnie tak: obydwaj w końcu byli wysocy, atletyczni, ciemnowłosi, ale… ale charakter? Ojciec był zły. Był wstrętny. Pozbawiony zasad moralnych. Otumaniony zesłaną mu przez Grinewalda wizją czystego świata. Podejmował same złe decyzje! Naprawdę mieliby być do siebie podobni w jakikolwiek sposób? Przecież to bzdury! Albus Dumbledore nie był Grinewaldem! Porównywanie ich nie miało żadnego sensu.
A potem w Patricka uderzyła jeszcze jedna, dość okrutna myśl. A jeśli jego ojciec… jeśli jego ojciec nie był tylko głupim wykonawcą żądań wariata, jeśli był kimś ważniejszym? To dopiero była nieprzyjemna myśl. Aż go od niej wzdrygnęło w środku.
Głos Alanny był jak stłumiony. Patrick zamrugał szybko, zdając sobie sprawę z tego, że coś do niego mówiła. Podniósł na nią zranione spojrzenie. Przez kilka sekund patrzył na nią jak mógł patrzeć zagnany w ślepy zaułek lis na myśliwego: bezradnie i ze strachem. Więc to miałoby być już tak na zawsze? Już zawsze mógłby w dowolnym momencie jego życia pojawić się ojciec i mu tak namieszać w głowie?
- Dobrze, że to jednak tylko tymczasowe – rzucił. Przy okazji spróbował posłać Alannie przyjazny uśmiech, ale zamiast tego uśmiechnął się raczej dość słabo i ciągle przebijało przez ten uśmiech zdenerwowanie. – Ministerstwo straciłoby bardzo kompetentną pracownicę – dodał, choć brzmiało to już jeszcze gorzej niż wyglądał wcześniejszy uśmiech.
Myśli Patricka mimowolnie wracały do wspomnienia, które tylko co zobaczył. Wcale nie chciał, ale coś w jego mózgu kazało mu zrównywać Albusa Dumbledore’a i Grinewalda a on od razu starał się udowodnić – na przekór własnym uczuciom – że porównywanie ich nie miało najmniejszego sensu i jedyne co mogło udowodnić, to moralną wyższość dyrektora.
- Cieszę się, że w takim razie wyjaśniliśmy sobie to nieporozumienie – powiedział, nawiązując do amortencji i do tego, że się podczas Beltane oświadczył Florence. – Wiesz, ja chyba jeszcze nie do końca doszedłem do siebie po tym wszystkim. W każdym razie naprawdę powinniśmy się spotkać na jakąś herbatę w herbaciarni – przypomniał, podnosząc się ze stołka.
Dziwnie się zachowywał i wiedział, że zachowuje się dziwnie. I, że ta śliczna, stojąca za barem dziewczyna wreszcie to dostrzeże i może nie zgodzić się na herbatę, ale wspomnienie ojca sprawiało, że teraz mógł myśleć tylko o nim.
- Nie przemęczaj się tutaj – rzucił jeszcze a potem uciekł pubu.