25.09.2023, 20:48 ✶
W milczeniu spojrzała na złociste iskry, które nie ułożyły się jednak w żaden wzór, wskazujący na to, by ktoś tędy szedł. A przecież była pewna, że bezgłowy jednak poruszał się w tym kierunku, więc…?
Ale znów, ten byt nie był materialny; czymkolwiek był – zdecydowanie bliżej mu do ducha, takiego bardzo, bardzo zajętego swoimi sprawami nieszczególnie pragnącego wdawać się w pogaduszki z uczniami. Tfu, nie uczniami, od dawna nie były przecież w Hogwarcie.
- Trudno powiedzieć – odparła cicho, po krótkiej chwili namysłu. W zasadzie, to się mogło składać w całość… bo jaka mogłaby być inna przyczyna?! Wszystko zaczęło się sypać od przeklętego Beltane, ot tego, że ten… ten…
Odruchowo uniosła dłoń do gardła, wpatrując się w mrok.
- Nie wiem, Brennie. Ale ten pieprzony kamień – to wyglądało, jakby otwierała się jakaś brama. Niby go zniszczyliśmy, ale jakie są tego skutki... – zawiesiła dość wymownie głos. Nie wiedziała. Nie miała pojęcia, jedyne, z czego zdawała sobie sprawę, to to, że naruszono granicę pomiędzy światem żywych a martwych. Bo żywi weszli do Limbo.
A to mimo wszystko, nie taka była kolej rzeczy.
- Więc to jest dość prawdopodobne, że się z tym wiąże. Bo jeśli nie, to co? – Dzban gdzieś mataczył jeszcze bardziej, mimo że dostał, co chciał? Po co miałby ściągać na ten świat byty takie jak ten? A słońce i księżyc, podobno widziane przez mugoli?
Ostrzeżenie Patricka.
- Konsekwencje miały wstrząsnąć światem. Nie tylko magicznym – mruknęła, przypominając sobie otrzymany list – niby nie tak dawno, bo raptem sprzed miesiąca, a jednak… w tej chwili miała wrażenie, że ten jeden miesiąc był niczym całe minione lata.
Za dużo się działo.
Skinęła lekko głową, zgadzając się z tym. Musiały powiedzieć reszcie – później. Później, bo teraz pełnia zyskiwała największą swą moc…
- Też odniosłam takie wrażenie – odparła cicho, z pewnym wahaniem. Tylko kogo? Czego…? Zacisnęła lekko wargi, zastanawiając się nad propozycją. Widziała go tak krótko, obie widziały, to była chwila, moment, na ile jej się uda to odwzorować…?
- Nie wiem. Może. Spróbuję, raczej nie będzie to zbyt szczegółowe – uprzedziła i westchnęła ciężko. Ramiona opadły.
- Wracajmy, nie znajdziemy go raczej. Ale może na wszelki wypadek posiedzę z tobą? – zaproponowała, odwracając się na pięcie. Bo cholera wie, co może jeszcze wyskoczyć. Jak nie bezgłowy, to… nie daj, Bogini, jakieś jebane widmo czy inny cudak z Limbo, który sieje więcej szkody niż pożytku!
Ale znów, ten byt nie był materialny; czymkolwiek był – zdecydowanie bliżej mu do ducha, takiego bardzo, bardzo zajętego swoimi sprawami nieszczególnie pragnącego wdawać się w pogaduszki z uczniami. Tfu, nie uczniami, od dawna nie były przecież w Hogwarcie.
- Trudno powiedzieć – odparła cicho, po krótkiej chwili namysłu. W zasadzie, to się mogło składać w całość… bo jaka mogłaby być inna przyczyna?! Wszystko zaczęło się sypać od przeklętego Beltane, ot tego, że ten… ten…
Odruchowo uniosła dłoń do gardła, wpatrując się w mrok.
- Nie wiem, Brennie. Ale ten pieprzony kamień – to wyglądało, jakby otwierała się jakaś brama. Niby go zniszczyliśmy, ale jakie są tego skutki... – zawiesiła dość wymownie głos. Nie wiedziała. Nie miała pojęcia, jedyne, z czego zdawała sobie sprawę, to to, że naruszono granicę pomiędzy światem żywych a martwych. Bo żywi weszli do Limbo.
A to mimo wszystko, nie taka była kolej rzeczy.
- Więc to jest dość prawdopodobne, że się z tym wiąże. Bo jeśli nie, to co? – Dzban gdzieś mataczył jeszcze bardziej, mimo że dostał, co chciał? Po co miałby ściągać na ten świat byty takie jak ten? A słońce i księżyc, podobno widziane przez mugoli?
Ostrzeżenie Patricka.
- Konsekwencje miały wstrząsnąć światem. Nie tylko magicznym – mruknęła, przypominając sobie otrzymany list – niby nie tak dawno, bo raptem sprzed miesiąca, a jednak… w tej chwili miała wrażenie, że ten jeden miesiąc był niczym całe minione lata.
Za dużo się działo.
Skinęła lekko głową, zgadzając się z tym. Musiały powiedzieć reszcie – później. Później, bo teraz pełnia zyskiwała największą swą moc…
- Też odniosłam takie wrażenie – odparła cicho, z pewnym wahaniem. Tylko kogo? Czego…? Zacisnęła lekko wargi, zastanawiając się nad propozycją. Widziała go tak krótko, obie widziały, to była chwila, moment, na ile jej się uda to odwzorować…?
- Nie wiem. Może. Spróbuję, raczej nie będzie to zbyt szczegółowe – uprzedziła i westchnęła ciężko. Ramiona opadły.
- Wracajmy, nie znajdziemy go raczej. Ale może na wszelki wypadek posiedzę z tobą? – zaproponowała, odwracając się na pięcie. Bo cholera wie, co może jeszcze wyskoczyć. Jak nie bezgłowy, to… nie daj, Bogini, jakieś jebane widmo czy inny cudak z Limbo, który sieje więcej szkody niż pożytku!