07.02.2024, 16:36 ✶
- Widać lubię skrajności, bo nie tak dawno używając rozproszenia rozwaliłam sobie rękę - stwierdziła Brenna, spoglądając na rzeczoną rękę.
Wyglądało na to, że czarując w ekstremalnych okolicznościach albo zaliczała spektakularny sukces, albo absolutną porażkę. To wpasowywało się w takie przygody jak "zabiłam infernusa jednym zaklęciem" i "rozwaliłam poltergeista rozproszeniem" z jednej strony, a z drugiej w "moja ręka zalała się krwią, gdy walczyłam ze zwolennikami Voldemorta" albo "paraliż palców, przy próbie rozproszenia magii nad bagnem".
- Jeśli chodzi o rehabilitację poltergeistów, to obawiam się, że mogłabym nie znaleźć na tę czasu, ale gdybyś ty potrzebował pomocy przy jakichś spektakularnych opętaniach, to zawsze do usług - roześmiała się, podwójnie rozbawiona, samym żartem, który naprawdę mu wyszedł i tym, że został wypowiedziany przez mrukliwego zwykle przy niej Sebastiana Macmillana. Idąc po schodach obejrzała się ku niemu, a jej ciemne oczy iskrzyły od rozbawienia. - Wiesz, że żartowałeś? Przy mnie. To straszne, Sebastianie, zacząłeś uodparniać się na moją obecność. Nie uważasz, że to niepokojące? Jeszcze chwila i ja i Patrick będziemy sobie ciebie wyrywać, z okrzykiem, że to mój najlepszy przyjaciel…
Spoważniała nieco, kiedy weszli na górę, bo od początku uważała, że sytuacja jest dość nieprzyjemna. Bez protestów wkroczyła do pomieszczenia pierwsza – zresztą już wcześniej tu była i nic na szczęście się na nią wtedy nie rzuciło. Może nie zdawała sobie sprawy w pełni z tego, jak źle było to, ale wiedziała, że nie najlepiej, a reakcja Sebastiana… no, uświadamiała ją, że powinna dodać jeden punkt do skali.
– No wiesz… jeśli ja uważam, że jest źle, to zwykle faktycznie jest źle – przyznała, ostrożnie robiąc parę kroków w głąb pomieszczenia. Uważała przy tym, aby przypadkiem nie potrącić żadnego pudełka, a różdżkę trzymała nieco uniesioną, chociaż nie miała pomysłu na żadne zaklęcie, które mogłoby jej pomóc w zetknięciu z duchem. Poltergeist przynajmniej był… formą magii i miał coś na kształt formy, ale duchy? Wobec duchów pozostawała bezbronna. – Na pewno tego chcesz? – spytała, odrobinę sceptycznie, bo nawiedziła ją wizja, jak przypadkiem wybiera ducha jakiegoś seryjnego mordercy, wyjątkowo potężnego i zdeterminowanego, aby powrócić do życia, a ten umyka i podczas najbliższego Samhain opętuje jakiegoś czarodzieja… Skoro jednak Sebastian o to prosił, sięgnęła po jedno z pudełek, i bardzo ostrożnie zajrzała do środka…
Starała się nie myśleć o tym, że w niektórych pudełkach były… duchy. Które kiedyś były ludźmi. Osoby, które powróciły tutaj z zaświatów, bo ściągały ich jakieś sprawy. I które miały znów trafić do Limbo. Było łatwiej wmawiać sobie, że to po prostu coś magicznego, coś dziwnego. Coś, za czym nie stała historia i emocje.
– Och – powiedziała. – W tym jest tylko męska fedora. Myślisz, że byłoby ci w niej do twarzy? – spytała, wyjmując kapelusz i obracając go w dłoniach. Zgodnie z przewidywaniami, nie w każdym pudełku był jakiś byt, chociaż pewnie i tak Everlasting zbierał je przez dobre kilkadziesiąt lat. Trudno było powiedzieć, czy mieli szczęście, że w niektórych pudełkach nie było duchów, czy straszliwego pecha – bo musieli posprawdzać je wszystkie, zamiast przewieźć hurtowo, a potem w Samhain…
…poszukać armii egzorcystów?
– Ilu egzorcystów będzie trzeba, żeby odesłać je wszystkie? – spytała, tknięta tą myślą, rozglądając się po pomieszczeniu. Podejrzewała, że przeprowadzanie duchów jednak zajmuje chwilę, a poza tym nawet najlepszy egzorcysta miał pełne prawo poczuć się trochę zmęczony, kiedy eksmituje do limbo dziesięć duchów. A sądząc po liczbie pudełek, tutaj było ich więcej.
- Dobra robota - skomentowała, gdy powiedział, że mają pierwszego. - Teraz, tak na oko, jeszcze ze trzydzieści. W porywach do pięćdziesięciu.
Wyglądało na to, że czarując w ekstremalnych okolicznościach albo zaliczała spektakularny sukces, albo absolutną porażkę. To wpasowywało się w takie przygody jak "zabiłam infernusa jednym zaklęciem" i "rozwaliłam poltergeista rozproszeniem" z jednej strony, a z drugiej w "moja ręka zalała się krwią, gdy walczyłam ze zwolennikami Voldemorta" albo "paraliż palców, przy próbie rozproszenia magii nad bagnem".
- Jeśli chodzi o rehabilitację poltergeistów, to obawiam się, że mogłabym nie znaleźć na tę czasu, ale gdybyś ty potrzebował pomocy przy jakichś spektakularnych opętaniach, to zawsze do usług - roześmiała się, podwójnie rozbawiona, samym żartem, który naprawdę mu wyszedł i tym, że został wypowiedziany przez mrukliwego zwykle przy niej Sebastiana Macmillana. Idąc po schodach obejrzała się ku niemu, a jej ciemne oczy iskrzyły od rozbawienia. - Wiesz, że żartowałeś? Przy mnie. To straszne, Sebastianie, zacząłeś uodparniać się na moją obecność. Nie uważasz, że to niepokojące? Jeszcze chwila i ja i Patrick będziemy sobie ciebie wyrywać, z okrzykiem, że to mój najlepszy przyjaciel…
Spoważniała nieco, kiedy weszli na górę, bo od początku uważała, że sytuacja jest dość nieprzyjemna. Bez protestów wkroczyła do pomieszczenia pierwsza – zresztą już wcześniej tu była i nic na szczęście się na nią wtedy nie rzuciło. Może nie zdawała sobie sprawy w pełni z tego, jak źle było to, ale wiedziała, że nie najlepiej, a reakcja Sebastiana… no, uświadamiała ją, że powinna dodać jeden punkt do skali.
– No wiesz… jeśli ja uważam, że jest źle, to zwykle faktycznie jest źle – przyznała, ostrożnie robiąc parę kroków w głąb pomieszczenia. Uważała przy tym, aby przypadkiem nie potrącić żadnego pudełka, a różdżkę trzymała nieco uniesioną, chociaż nie miała pomysłu na żadne zaklęcie, które mogłoby jej pomóc w zetknięciu z duchem. Poltergeist przynajmniej był… formą magii i miał coś na kształt formy, ale duchy? Wobec duchów pozostawała bezbronna. – Na pewno tego chcesz? – spytała, odrobinę sceptycznie, bo nawiedziła ją wizja, jak przypadkiem wybiera ducha jakiegoś seryjnego mordercy, wyjątkowo potężnego i zdeterminowanego, aby powrócić do życia, a ten umyka i podczas najbliższego Samhain opętuje jakiegoś czarodzieja… Skoro jednak Sebastian o to prosił, sięgnęła po jedno z pudełek, i bardzo ostrożnie zajrzała do środka…
Starała się nie myśleć o tym, że w niektórych pudełkach były… duchy. Które kiedyś były ludźmi. Osoby, które powróciły tutaj z zaświatów, bo ściągały ich jakieś sprawy. I które miały znów trafić do Limbo. Było łatwiej wmawiać sobie, że to po prostu coś magicznego, coś dziwnego. Coś, za czym nie stała historia i emocje.
– Och – powiedziała. – W tym jest tylko męska fedora. Myślisz, że byłoby ci w niej do twarzy? – spytała, wyjmując kapelusz i obracając go w dłoniach. Zgodnie z przewidywaniami, nie w każdym pudełku był jakiś byt, chociaż pewnie i tak Everlasting zbierał je przez dobre kilkadziesiąt lat. Trudno było powiedzieć, czy mieli szczęście, że w niektórych pudełkach nie było duchów, czy straszliwego pecha – bo musieli posprawdzać je wszystkie, zamiast przewieźć hurtowo, a potem w Samhain…
…poszukać armii egzorcystów?
– Ilu egzorcystów będzie trzeba, żeby odesłać je wszystkie? – spytała, tknięta tą myślą, rozglądając się po pomieszczeniu. Podejrzewała, że przeprowadzanie duchów jednak zajmuje chwilę, a poza tym nawet najlepszy egzorcysta miał pełne prawo poczuć się trochę zmęczony, kiedy eksmituje do limbo dziesięć duchów. A sądząc po liczbie pudełek, tutaj było ich więcej.
- Dobra robota - skomentowała, gdy powiedział, że mają pierwszego. - Teraz, tak na oko, jeszcze ze trzydzieści. W porywach do pięćdziesięciu.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.