– Oh jestem przekonany, że z pewnością miałabyś coś ciekawego do opowiedzenia światu – rzucił w żartcie, zdejmując swój płaszcz, by zarzucić go na oparcie jednego z krzeseł. – Chociaż podobno najwięksi pisarze zawsze kończą tragicznie, więc jako uzdrowiciel nie wypada mi namawiać kogokolwiek do tego zawodu.
No cóż. On gierki nawet lubił, a dzisiaj na dodatek miał naprawdę dobry humor. Dlatego też w odpowiedzi na jej stwierdzenie jedynie posłał czarownicy kolejny uśmiech, dając jej znać, że na pewne rzeczy sama musi sobie odpowiedzieć. Poza tym i tak nie za bardzo wiedział jak inaczej zareagować na ten tekst.
– Hm... Dzisiaj? Nie. Dzisiaj raczej nie miałem okazji. Dzisiaj było raczej całkiem spokojnie. – A nawet wręcz dość nudno, co mogło wyjaśniać czemu nie czuł się jeszcze na tyle zmęczony, by iść prosto do domu, a zamiast tego zdecydował się na niespieszny spacer i napicie się czegoś. – Wbrew pozorom nie zawsze muszę tamować krwawienia, czy inne tego typu atrakcje.
Basilius nie był szczególnym fanem zawodu Yaxley, nawet jeśli sam korzystał z wielu składników odzwierzęcych przy eliksirach, a mięsa nie jadł jedynie dlatego, że mu po prostu nie smakowało, a nie z jakiś moralnych pobudek. Byłby więc hipokryta, gdyby zaczął z nią o tym dyskutować, a zresztą wieczór był zbyt przyjemny, a on zbyt dobrze się czuł, by marnować ten czas na coś takiego.
– Hej. Jeśli ci to odpowiada, to czemu miałabyś robić coś innego – powiedział jedynie, samemu upijając łyka rumu. Gdyby nie to, że zainteresowało go uzdrowicielstwo to pewnie nie miałby najmniejszego problemu, by pójść w ślady rodziny. W końcu od dziecka uczono go jak prowadzić interesy. – A poza pracą?
Może przynajmniej życie towarzyskie Geraldine było ciekawsze od jego. Basilius nie nazwałby siebie poślubionym pracy, ale chyba rzeczywiście za bardzo skupiał się na niej. Zdecydowanie powinien częściej wychodzić nie tylko do kasyn.