• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[8/9.07.1972] Wiedźmin: historia prawdziwa | Cain & The Edge

[8/9.07.1972] Wiedźmin: historia prawdziwa | Cain & The Edge
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#11
18.06.2024, 16:49  ✶  

Dziwne, że krople nie parowały z jego ciała. Z ciała Flynna. Powietrze było przecież gorące, jego palce wrzały, jego umysł się gotował. W uszach słyszał tylko to - szum własnej krwi i ciche rozpadanie się kropel na ich włosach, ubraniach, odsłoniętych fragmentach ciała. Ponoć magia miała swoją cenę, a ta Flynna żerowała na jego własnych uczuciach. Czy je pożerała zupełnie? Wypluwała potem, czy może zanikały, przepalone na czystą energię? I czy naprawdę można czuć taką złość i płomienną miłość jednocześnie? Splatały się w panieński warkocz - jak na ślubie tamtej chłopki, na który przypadkowo wpadli podróżując przez kraj. Szybka miłość, szybka śmierć. Odcięli warkocz, a potem odcięli ją od ukochanego.

Zapomniał się, że są na korytarzu zamku, z którego powinni wyruszyć - poprosić koniuszy o przygotowanie wierzchowców, albo teleportować się przez jeden z tych portali Flynna, których tak nienawidził. Ruszyć się choćby do sypialni, bo niegodnym było wsuwanie tych dłoni pod delikatny materiał odzieży, który nosił tu i teraz, gdzie byle służka mogła ich przyłapać. I powiedziałaby co właściwie? Poskarżyłaby się komu? Nie, nie myślał. Uczucia zawsze były silniejsze od myśli, dlatego tak mocno się ich wystrzegał. Przyćmiewały każdą racjonalną decyzję, jaką powinieneś podjąć...

- No masz, znowu płaczesz... oby tym razem ze szczęścia. - Przesunął dłońmi po jego policzkach, żeby zetrzeć gorące łzy - w przeciwieństwie do chłodnego deszczu, który na nich spadał. Burza nie wybrzmiała.

Emocje powoli stygły.

Lubił deszcz. Zawsze pomagał koić myśli, tak jakby każda kolejna kropla pozwalała je zabrać ze sobą. Świat się zmieniał, gdy padało - stawał się cichszy, skryty za szarą kurtyną, ukryty w dźwiękach tąpania o szybę i dach. Wszystko chował za sobą szum. Studził rozgrzane ciało i studził wszystko, co w tym ciele się działo. Zmywał brud ze ścian i dróg. Nawet zwierzęta cichły, chowając się do swoich nor. W tym zamku też wydawało mu się, że panuje teraz dziwna cisza, kiedy serce przestawało mu tak walić i krew szumieć w uszach. Gdy to wszystko spływało po jego ubraniach i stali. Deszcz zabierał coś jeszcze.

Doskonałą fryzurę Fleamonta. Na szczęście to była rzecz do odzyskania.

- A teraz proszę, powiedz mi, że ten smok jest niedaleko i nie będzie żadnego czarowania portali. - Odetchnął, uśmiechając się do mężczyzny, którego miał tak blisko siebie. I którego wcale nie chciał wypuszczać.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#12
22.06.2024, 19:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.06.2024, 19:55 przez Eutierria.)  
Jeszcze dwa wdechy i wszystko będzie z nim dobrze.

Wdech, wydech.

Wdech, wydech.

Nic nie było dobrze, jedynie zadławił się powietrzem, jakby nie radził już sobie z podstawowymi, życiowymi czynnościami. Jednocześnie wszystko było, a przynajmniej miało się takim stać - pozostawało tylko pytanie jak poradzić sobie z tym, co było tu i teraz, a może to był znak od wszechświata, że nie potrzebował radzić sobie z tym wcale...? Crow nie znał odpowiedzi na takie pytania. Nie sądził też, aby ten stan rzeczy miał się kiedykolwiek zmienić. Może i był mądry, ale i tak nie rozumiał. Za to niesamowicie mocno czuł. Ta scena się zmieniła, zmienił się jej nastrój, a wraz z nim zmianie uległ rytm bicia jego serca - nie zmieniła się jedynie jej intensywność. No masz, znowu płaczesz - brzmiało to trochę, jakby miał się przed tym wstrzymywać, ale on nie chciał tego robić, człowiek nie był w stanie wytrzymać, dusząc w sobie tylu rzeczy.

- A czego innego się spodziewasz, że opłakuję swój okres panieński? - Zapytał cichutko, przez te łzy. Łzy, które nie były do końca łzami szczęścia. To szczęście gdzieś tam było, ale głównie... napięcie. Tak silne, niemające dobrego ujścia, chciałby móc je jakkolwiek rozładować, ale przy tym człowieku? Czy to było w ogóle możliwe? Crow od zawsze uwielbiał dotyk i poszukiwał w nim uczucia komfortu, ale bliskość z Cainem była czymś więcej, ich sprzeczka sprzed chwili znów odpłynęła z siną dal, bliżej mu było myślami do zaczesywania niesfornych kosmyków włosów za ucho Wiedźmina i uśmiechania się przy tym tępo. Kiedy ta euforia się rozpłynie, niewątpliwie przypomni sobie o słowach, jakimi został pocięty jak mieczem i zmarszczy brwi, dostrzegając jak wiele pytań zostało porzuconych bez odpowiedzi i zaraz przykryje je pierwsza z wielu warstw kurzu. Powinien się o to obrażać? Czy jednak dziękować za kogoś, kto czasami tak sprawnie unikał konfliktów?

Gdyby złapał tę zarzutkę i postanowił powymieniać się nieprzyjemnymi tekstami, drążąc niedoskonałości ich relacji, nie skończyłoby się pewnie na panicznych, dziewczyńskich uderzeniach otwartych dłoni o jego klatkę piersiową. Zamiast tego mógł wycofać się o krok, opierając lędźwia o parapet i trzymając go blisko. Silne uderzenia i hałas wewnątrz ciała, gwałtowne i głośne jak taran wjeżdżający w kamienną ścianę, powoli znikały - u niego jednak nie ustępowały ciszy. Czuł się, jakby z jego ciała próbował wydostać się z tuzin słowików, naciskały go w nieodpowiednich miejscach, łaskotały, urzekały swoim śpiewem, ale jednocześnie oddalały od skupienia na temacie.

To może jeszcze dwa?

Oddychał, nie puszczając jego szyi, bo jeszcze się okaże, że to wszystko była nieprawda. Nigdy go już nie wypuści, jeżeli tylko pozwoli to ziścić temu, co wywołało w nim taką reakcję. Ten Wiedźmin wydawał mu się czasem być skałą, o którą mogły rozbijać się fale jego osobowowści. Sztorm jakim był potrafiłby zebrać wiele osób na plaży, zrujnować piękny klasztor na wybrzeżu. O niego spróbował rozbić się z impetem tylko po to, żeby skończyć zdezorientowanym i rozedrganym w jego objęciach.

- Cóż, chętnie spełniłbym twoją prośbę, ale... - ze mną nic nie jest proste. Mówił mu to już wiele razy. Był magnesem na kłopoty i niewygodę. - To jest daleko. Fontaine chciała wyruszyć tam rano, a Dante podobno jest już w drodze - przypomniał sobie. Ten smok najpewniej nie uratuje się tak czy siak.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#13
24.06.2024, 13:16  ✶  

Nigdy nie miał się przed tym wstrzymywać. Nigdy nie miał oszczędzać sobie łez, rozjebywania parapetów, albo skrapiania ich deszczem i burzą, kiedy była taka potrzeba. To wszystko było w nim, a skoro w nim było to nie mógł tego nie kochać. Nie musiało mu się to za to podobać. Nie podobało mu się, kiedy płakał, kiedy się kaleczył przez wybuch złości, ani kiedy musiał się suszyć i osuszać metal, żeby czasem nie uległ uszkodzeniu. Nie chciał, żeby czuł się smutny, żeby targał nim gniew, ani żeby musieli radzić sobie z mniejszymi czy większymi konsekwencjami rzucanymi im przez świat. Nie chciał żadnego z tych elementów. Życie nie było bajką i jeśli nawet usłano je różami na krótkim odcinku to te róże zawsze miały swoje kolce. Cain nie chciał po nie sięgać, nie chciał dotykać ich palcami, nie chciał wchodzić na drogę z wierzchu oprószoną czerwienią, pod powierzchnią nabitą kolcami. Jeśli mieli po niej iść to chciał wziąć Flynna na ręce i przejść po tej drodze z nim. Nawet jeśli Wrona nie był wcale malutkim ptakiem, który zmieściłby się na jego ramieniu. Możesz więc nie liczyć na smutki, ale one zawsze tam będą. Ten płacz zawsze tam będzie - szczególnie w nim. Miałby być na niego zły? Odpychać to? Odepchnął tylko własną złość. To ten deszcz. To musiał być ten deszcz. Woda, która zawsze mu pomagała tak samo, kiedy spływała po jego skórze. Albo..? Może tym razem to nie chłód wody, a gorące pocałunki, oddychanie cudzym powietrzem? Nie, nie po prostu cudzym. Jego powietrzem.

- Nie wiem. Może niewystarczająco się wyszalałeś. - W końcu Flynn lubił potańczyć, lubił się napić, lubił pobajerować śliczne dziewczyny i równie ślicznych chłopców. Siedział potem nad swoimi księgami, jakby na zapas zbierał energię, żeby móc znowu wrócić do wstawiania swojego nosa przez drzwi najwyższej komnaty w najwyższej wieży i sprawdzać, czy świat jeszcze istnieje. A istniał. Istniał i ciągle nie mógł się zatrzymać, bez względu na to, ile magów się o to starało. Ucałował jego policzek, jego żuchwę, jego szyję.
Przytulił go do siebie i zamknął w ramionach, nieco go kołysząc. Przytrzymując jego potylicę i oddając głęboki wdech temu światu.

Rzeczy, które wydawały się Flynnowi skomplikowane czasem bywały bardzo proste w oczach Caina. Odwoływały się znów do prostego pojęcia tego świata: to, że coś ci się nie podoba nie znaczy jeszcze, że może zostać odepchnięte.

- Musisz mi wynagrodzić na zapas te paskudne teleportowania. - Cmoknął go w skroń i pociągnął go za dłoń w kierunku użyczonej komnaty, żeby tam się przebrać i przygotować na drogę. Spojrzał na te chmury, które powoli się zwijały - przypominały watę cukrową, która zapomniała, że powinna przystroić się w róż. Na szczęście ten róż widział na rozgrzanych policzkach Fleamonta. A przynajmniej z różem go skojarzył - ciemniejsze plamy na jego skórze. Nie bardzo w zasadzie wiedział, skąd miał przed oczami obraz zarumienionego Flynna w kolorze, skoro cały ten świat był od zawsze czarno-biały i ponury. - Powinienem znać jakieś szczegóły, których nie chciałem słuchać z ust tej wiedźmy? - Bo nawet nie zapytał, gdzie to dokładnie jest. Prawdę powiedziawszy rozgniewał się na tyle, że nawet gdyby Flynn tego nie wiedział to nie chciał tam zostawać i dopytywać. Wolał wrócić później, jak ochłonie. Najwyraźniej, na całe szczęście, nie musiał - mężczyzna obok niego był już wtajemniczony. - Hasło o tym, że Fontaine wybiera się tam jutro a Dante jest w drodze wystarczająco przekonuje mnie, żeby nie zwlekać zanadto.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#14
27.06.2024, 01:47  ✶  
- Tego możesz być pewny. - Że się nie wyszalał. - Musiałbyś trochę popracować, żeby to ze mnie wyciągnąć. - To napięcie. Bo to, co się tu wydarzyło, było uciskiem tych emocji, co je chciał w sobie zdusić, nie miał szansy uzewnętrznić ich z własnej woli. Potrzebował czegoś więcej. Chciał czegoś więcej. Tych rąk go oplatających, tego rozgrzanego ciała... Pragnął tej bliskości nie tylko dlatego, że był jak zawsze pijany cudzym dotykiem, on też... potrzebował fizycznego dowodu tego, że to się działo naprawdę.

Crow tego nie rozumiał. Byli tutaj we dwójkę, wszystko wydawało się być takie... w porządku. To był jego świat, wreszcie układający się świat. Niespodziewanie, podejrzanie szybko, ale tego przecież zawsze potrzebował, tak? Powinien się cieszyć, powinien mu ględzić coś o tym, że chciał się gzić na polu białych maków, oglądając te jego śliczne, szare oczy skąpane w blasku księżyca. Chciał słyszeć słodkie szepty, że był jego, kiedy oplatały go te silne ramiona. Chciał się wzajemnie zobowiązać do właściwego traktowania się nawzajem. I to wszystko wydawało się takie realne, jakby jego prośby miały zostać spełnione tak po prostu. No to, czego się bał? Dlaczego wszystko wydawało się być takie... Na chwilę, jak jakiś sens, jak zwidy, fatamorgana jakaś. A jego prawdziwe serce bolało jak diabli, czuł już zwiastun w kościach, żeby się zmierzyć z tą zgodą i myśleć w głowie o sakramentalnym tak, czuł się, jakby przełamywał jakieś niepisane granice, jakie wokół nich wyrosły. Szarpał się sam ze sobą, raniły go szczelnie oplecione wokół nadgarstków jeżyny i winorośle, chroniły go przed czymś poza tym co potrafił pojąć swoimi zmysłami. Jakiś inny plan astralny, taki w którym też kochali się mocno, ale ta miłość zostawiała mu na ciele blizny i siniaki, a ten Wiedźmin... ten Wiedźmin miał na swojej psychice świeżo zaszyte rany, z których niczym krew sączyły się tęsknota i żal. Zrobili tam sobie chyba gorsze rzeczy niż tutaj. Może istniały jakieś elementy, których nie dostrzegał?

Spomiędzy jego żeber wydobyło się kolejne westchnienie. Oddech rozrzedził te chmury nad nimi, stały się kruche, ulegały rozproszeniu. A później został pocałowany w skroń i przeniósł wzrok ze sklepienia znów na niego. Piekły go policzki, musiał być zarumieniony jeszcze mocniej. Trochę stary na to był, żeby się czerwienić od takich scen, od trzymania go za rękę, nic go jednak tak nie cieszyło jak świadomość tego, że oboje rozbrzmiewali w swoich myślach. Właśnie dostał przyzwolenie na to, aby czuć się uprawnionym do bycia obok niego mimo wszystkiego złego, co mogło ich spotkać. To szczęście było delikatne i gwałtowne zarazem - z jednej strony krążył wokół tego, jak bardzo chciałby być dla niego ukojeniem - mógłby się nawet przejść gdyby czas im sprzyjał, z drugiej zmagał się w środku ze zwierzęcą wręcz potrzebą zdobycia go i skonsumowania każdej jego części, nagięcia go pod swoją modłę, uczynić ich jednością. Pozostawało mu uwierzyć, że odnajdzie w sobie taką kombinację tych uczuć, aby przemówiła do dusz obojga.

- Dalej rozpamiętujesz historię z nieudanym portalem? - Zapytał, posłusznie... jak pies (!), idąc za nim dokładnie tam, gdzie go prowadził. Zatrzymał się tylko na moment, żeby machnąć ręką, chcąc zatrzeć ślad po własnym wybuchu, ale ewidentnie się do tego nie przyłożył, głowę miał już i tak w innym miejscu. - Czy po prostu wstydzisz się bezpośrednio zaprosić mnie do łóżka? - Pewnie powinien się powstrzymać, ale nie zrobił tego. Jak zwykle. Kiedy trzeba było gadać, ledwo wydukał z siebie kilka zdań, a jak przydałoby się przymknąć albo rozważniej dobierać słowa, gęba mu się nie zamykała.

Nie wstydził się powiedzieć tego, mimo tego, że takie zamki miały uszy, ale kontynuował rozmowę dopiero po tym, jak drzwi komnaty się zatrzasnęły, a on mógł rzucić na nią zaklęcie dające im pewność, że nikt tego nie słyszał.

- Szczerze mówiąc, to nie wiem. Zapłata za to wszystko jest godziwa, dlatego założyłem, że smok zginie najpóźniej za dwa dni. Król urządza to polowanie, ale sam nie chce brudzić sobie rąk, jemu chodzi tu o politykę, coś tam ma na tym ugrać. Trzeba tam przejść przez granicę razem z glejtem, więc albo zabierzesz się z - z Fontaine, ale już wiedział, że ta opcja odpada, więc wywrócił oczyma - albo nas przeniosę gdzieś, gdzie nas strażnik nie przyczai. - Opcjonalnie mógł użyć siły argumentów (tj. przyłożyć mu z pięści), ale nawet Crow powątpiewał w sukces takiego przedsięwzięcia. - Ah... ktoś mi powiedział, że ten smok jest złoty - on nie mógł tego zauważyć nawet na własne oczy - ale chyba wiesz, co o tym myślę. - Próbował zachować resztki powagi, ale nie potrafił, do tej pory opierał się plecami o pustą komodę, ale wreszcie złapał go i przylgnął do niego. Cóż, najwyraźniej przyszedł tutaj się przebrać, mógł więc być pomocny przy tej pierwszej części.

@Cain Bletchley


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#15
27.06.2024, 22:34  ✶  

Czasami, Cain naprawdę uważał, że w bardzo rzadkich okazjach, się po prostu nie zgrywali. Cain się nie zgrywał z potrzebą Flynna, który zawsze tak mocno i intensywnie odczuwał, który potrzebował tyle energii zwrotnej, że... nie wystarczało mu możliwości w dłoniach, by im sprostać. Czasami. Tylko troszeczkę. Jak teraz, kiedy te emocje odpływały. Co zostawało po pożarze? Zgliszcza? Kamienie zawalonego budynku, który zapadł się jak zamek z piasku bez swojego stelażu? Nie było dachu, nie było mebli, nie było mieszkańców. Za to znajdziesz może jakiś stary, przypalony garnek, którego ogień nie zrównał do jednej masy. Przede wszystkim był pył. Duszący pył i powoli rozwiewające się opary spalenizny. Dym gryzący w gardło i nozdrza. Po intensywnych, negatywnych emocjach, zostawał w nim ten pył, który trzeba było... najlepiej zmyć, a nie podsycać go kolejnymi emocjami. Tak o tym myślał, a jednocześnie wystarczyło kilka gestów czy słów Flynna, żeby żar pojawiał się znów. Tym razem nie miał na celu niszczenia. Tym razem był odpowiedzią na życie. Pielęgnowany przez dłoń czarodzieja, który układał sobie świat do swoich potrzeb. Albo to siebie próbował do potrzeb świata ułożyć? Jeśli schodzi z ciebie negatyw i chcesz odpocząć, a w zamian pojawia się pozytyw chcący zapełnić jego miejsce to nie jesteś tym, co świat buduje, a tym, który dopasowuje się do tego, co już jest tworzone.

Tylko czemu wydawało się to jakieś... pokraczne?

Coś nie pasowało w elementach układanki, ale Cain nie zastanowił się nad tym ani chwili - jego twarz została ubrana w lekki uśmiech, gdy przesunął pełne obietnic spojrzenie na samego Fleamonta. Były takie rzeczy na tym świecie, które mogły długo czekać, kiedy dostawał możliwość zatrzymania przy sobie tego czarodzieja na dłużej. Zapłata za to czasem była słona. Czasem potem kąsały te wymienione uwagi. Nie pozwalał sobie na zastanowienie, czy to miało sens i czy nie byłoby zdrowiej, gdyby minęli się beznamiętnie na korytarzu i przestali kopać pod sobą wielki dół. Chyba każde spotkanie do tego prowadziło. A tu proszę - oto dół wykopany, widzą go obaj. Więc postanowili rzucić kładkę, żeby szydząc z nici Losu spotkać się nad nim.

- Wstydliwy ze mnie dżentelmen. - Och tak, bardzo. Cain był w końcu niezwykle wstydliwym kochankiem. I delikatnym. - Czy jest coś, czego nie rozpamiętuje? - Zapytał za to, w nagrodę za tę drobinkę sarkazmu. Rozbawienia, żeby nie było wątpliwości! Za każdym razem bawiło go pytanie ludzi "czy pamiętasz..?". Co miał powiedzieć? Mówił, że chyba tak. Albo że spróbuje sobie przypomnieć. Z żartami w końcu było tak, że ważne, żeby ciebie samego bawiły. Przy Flynnie było trochę inaczej, bo Cainowi naprawdę bardzo zależało, żeby śmiać się razem z nim.

Rzucił te miecze w kąt, zaczął rozpinać te sprzączki, słuchając i zastanawiając się nad tym ambarasem. Król polujący na smoka, Fontaine smokiem zainteresowana, Dante... przecież to była zwykła obława. Jak bardzo chcieli ubić bestię? I dlaczego? Żeby była trofeum z łbem nad kominkiem?

- Obrzydliwe. - Powiedział to, co na ten temat myślał. Przy wszystkich filtrował swoje myśli i emocje, zazwyczaj starał się bardzo dokładnie dobrać każde słowo i ton. Każdy uśmiech i nawet spojrzenie. Gest. Szczerość nie była dobrym towarem w tym świecie, za często szkodziła. Przecież Flynnowi jednak ufał. Musiało chodzić o coś więcej niż ich łzy, klejnoty przylegające do łusek czy ogon będący gdzieniegdzie przysmakiem. I jeszcze... złoty smok? Ruchy Caina zwalniały, kiedy odpływał do swoich myśli i nieco nabrały tempa, kiedy poczuł przyciągnięcie do siebie. Skoncentrował wzrok na twarzy przed sobą i odgarnął kilka jego kosmyków przylepionych do czoła w tył. - Smoki to najinteligentniejsze stworzenia poza ludźmi dychające na tej ziemi. Nie zaatakowane nie atakują ludzi. A smok złoty... ciężko mi w to uwierzyć. Raczej parobkowie pomylili błysk jego klejnotów przylepionych do łusek. Złote smoki praktycznie nie istnieją. - Lekkie rozdrażnienie faktem, że chcieli polować na smoka powróciło. Nie pozwolę zabić tego smoka, jeśli jest niewinny. Wiesz o tym. - To nie było nawet pytanie. Stwierdzenie. Cain miał swój własny kompas moralny i nie był w stanie z niego zboczyć. Nie wypowiedział jednak tych słów. Zajął się ustami Flynna i obiecanym odprężeniem, przypieczętowaniem obietnic na jego ciele, nim wyruszą w tą szaloną podróż.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#16
28.06.2024, 21:06  ✶  
Próbował odszukać to słowo w swojej głowie.

- Dżentelmen? - Zapytał trochę nieprzytomnie, zamrugał. Rozumiał, że to miał być dowcip, wyczuł to po samym tonie, nie rozumiał jednak słowa. To jakieś nowe określenie na paroba? - Są rzeczy, które zgrabnie omijasz - zauważył, ale wcale nie miał zamiaru tego drążyć. Rzucił tymi słowami, ale chyba tylko po to, aby nie pozostawić tego zjawiska niezauważonym. To, że tak funkcjonowali, nie było z jego strony ślepotą, tylko akceptacją.

Stojąc z nim w tej komnacie, mając go blisko, mogąc objąć go rękoma i poczuć jego obecność jeszcze mocniej niż na korytarzach zamku, kompletnie już zapomniał o tej sprzeczce sprzed momentu. Nim znowu się tu spotkali, a on siedział z Fontaine, już dawno dotarło do niego, jak straszna pustka pomiędzy nimi była - taka bolesna obojętność, czasami nawet chłód, ale... wcale nie zamknął się z nim tutaj z tego powodu. Nawet gdyby była dla niego taka jak wcześniej, ich relacja nigdy nie miała takiego wydźwięku - to co ich łączyło, określiłby mianem przydatności, ten Wiedźmin był inny. Przy tym Wiedźminie miękły mu kolana. Ten Wiedźmin był kompletnym szaleńcem, czasami zachowywał się jakby miał wszystko pod kontrolą, innym razem błagał tymi smutnymi, sinymi oczyma o bycie ocalonym. I lubił go, potrafił pokochać znienawidzonego przez wszystkich Crowa, chociaż był tak chaotyczny i chciał wszystkiego naraz, chociaż jęczał, wymuszał i płonął, płonął, wybuchał żywym ogniem co rusz, jakby ktoś mu serce na te nici przeznaczenia przywiązał. Crowowi to schlebiało. Posiadanie kogoś, kogo serce było do niego przyklejone, kto nie był w pełni zadowolony z uwagi innego ciała. Nowa koncepcja w tym okrutnym zamku, świeża myśl w repertuarze jego zachowań - wierność. Działanie wbrew własnej naturze, ale to miał być jego Wiedźmin, tak?

Wartościował życie i komfort ludzi ponad egzystencję tego stworzenia, byłby skory je zabić, jeżeli to naprawdę przyczyniło się do jakiegoś większego dobra. Powiedział to przecież - uratuje tych ludzi z nim lub bez niego. Rozumiał jednak to, co do niego mówiono, przeciskał to przez filtr tego, co o Cainie wiedział. Nie skomentował więc tego obrzydliwe czymkolwiek innym niż wpatrywaniem się w niego z uwagą. Pocałowany objął go szczelniej rękoma wokół szyi, nie folgując już sobie w intensywności, ale czuć było, że jakaś myśl mu się jednak gdzieś tam skrada, nie oddał się temu w pełni. Kiedy ich wargi się rozdzieliły, cmoknął nagle.

- Cóż, widziałem go. Faktycznie wyglądał inaczej - przyznał, mrużąc oczy. Nie odsunął się ani na krok. Nie pozwolił mu odejść, puścił go tylko po to, żeby zacząć rozplątywać rzemień trzymających w ryzach jego szatę. - Ale nie widziałem koloru. Nie widziałem też klejnotów przylepionych do jego łusek. Nie widziałem też, żeby odlatywał z pola z krową, a tego bym się po nim spodziewał. - Mówił to cicho, trochę niewyraźnie, bo pierwsze iskry podniecenia skutecznie przyćmiewały mu sens jego własnych słów. I bez zwątpienia w to, co mówił do niego Cain - on najwyraźniej nie mógł znieść tego, że nie rozumiał, co właściwie zobaczył. Głośno wciągnął powietrze, kiedy czarny materiał opadł na zimną podłogę. Nie różnił się wcale od siebie z ich ostatniego zbliżenia - blizny po oparzeniach zastygły na nim, pewnie już na zawsze.

- Nie musisz tłumaczyć mi tego teraz - powiedział, łapiąc go za podbródek. - Mów mi te swoje zbereźne rzeczy, a ja ci przypomnę jak to jest kiedy pieprzy cię ktoś, komu dusza płonie żywym ogniem. - Przeszyła go kolejna fala ciepła, a później w nim zwyczajnie utonął.

I tyle potrzebował do stania się spokojnym. Każdy, kto mówił, że wściekłość i rozpacz dało się w czymś umieścić, mylił się, albo został okłamany. Przez innych albo samego siebie. Nie dało się uczuć w czymś umieścić, uczucia trzeba było czuć, przeżyć je, zużyć, wyczerpać, a to był pewnie najlepszy możliwy na to sposób.

Jutro będą wspinali się na górę. Jutro ocknie się pomiędzy masą drzew i dopiero do niego dotrze, że to wszystko dzieje się naprawdę. Że się ścigają z czasem, być może stracili go za dużo, ale nie mógł się teraz powstrzymać. Nie mógłby się skoncentrować, nie z głową przeżartą tyloma rzeczami co jego.

@Cain Bletchley


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#17
28.06.2024, 22:19  ✶  

I gdzie się podziało to całe "jestem zmęczony, potrzebuję odpocząć"? Wewnętrzne, malutkie narzekania, myśli o tym, żeby usiąść i przez chwilę dać emocjom się rozprężyć? Powinien odsunąć od siebie Flynna, a nie przylegać do niego bardziej, zaalramowany jego atencją. Dostawać i brać, dostawać i brać... Czy byłby dobrym handlarzem? Nadawałby się do pertraktacji wymian, by intratność przedsięwzięć dorównywała satysfakcji? Na pewno - ale nie z nim. Chyba że to dla niego warunki miałby wypracowywać. Stracił dla niego głowę pierwszego dnia spotkania, w tamtej zapyziałej alejce, kiedy już podejrzewał, z kim ma do czynienia i tracił każdego kolejnego. Tylko czy to na pewno mogło tak wyglądać, skoro mieli teraz sobie powiedzieć i na wieki wieków? I gdzie się podziało to, że sam chciał go zaciągnąć do łóżka, bo tej atencji chciał. Nierównomierność potrzeb była banalna do wypełnienia i sumarycznie wymagała tylko jednego - Flynna. To aż za często zaczynało i kończyło się na Flynnie. Niekonsekwentność samego siebie - tak to w swojej głowie zauważył i zahaczył. Napotkał na brzydką, niepasującą do jego rzeczywistości bruzdę. Ta bruzda wymagała naprawienia. Ale przede wszystkim wymagała od niego tego, żeby usiadł, spojrzał na nią i zrozumiał skąd ten kontrast. Skąd ta sinusoida emocji, które przecież chciał wyrównać.

Więc są rzeczy, które zgrabnie omijał i będzie omijał. Chociażby w momentach, kiedy sam nie był pewien, co chciałby odpowiedzieć. Jaki efekt chciałby uzyskać? Tak dla samego siebie jak i dla Flynna. Co chciał uzyskać i jakie emocje wywołać u siebie i u niego? To zastanawianie się było czasem przerywane - sam sobie potrafił przerywać, ale najczęściej przerywał mu Flint pokazując bardzo wyraźnie, czego sam by chciał. W innych wypadkach niekiedy nie mógł rozwiązać najbanalniejszej zagadki, co chodziło po głowie tego czarnowłosego, jak go uszczęśliwić i co mu powiedzieć. Nigdy nie uważał przy tym, że Crow jest roztrzepany, by zgrabnych odbić od tematu albo przemilczeń nie zauważać. Byli w tej grze dobrzy - w grze milczenia. Niedopowiedzenia były czasem więcej warte niż sto słów - tak uważał przynajmniej Cain.

I w tych niedopowiedzeniach mieli utonąć, bo sam Bletchley tracił zainteresowanie Fontaine, Smokiem, całym światem pełnym zła, w którym największym złem byli właśnie ludzie. Wszystko i wszystkich mogłeś wymienić, uporządkować, ale niektóre role pozostawały trudne do zastąpienia. Rola "Fleamont Bell" brzmiała zbyt fantazyjnie, żeby ktokolwiek mógł się w nią wcielić. Fleamont był zbyt fantazyjny na to. Nie ma drugiego Płomienia na tym świecie, który pozwoliłby na okiełznanie siebie samego w jego dłoniach. Który by buchał i parzył, i palił, pochłaniał wszystko wokół nich, a jednocześnie zostawiał tylko ich dwoje. Sam się przy nim w Płomień zamieniał. Uśmiechnął się w tych pocałunkach, z ekscytacją witając obietnicę wyszeptaną w jego usta. Wydawało mu się, że dopiero co go trzymał. Że dopiero jego skóra była chłodna i wilgotna od deszczu, a teraz już była mokra od potu i rozżarzona. Nie wydawało mu się za to, żeby miał czegokolwiek żałować.


... I tak wydawało mu się do następnego poranka. Nie było po nim widać niezadowolenia, ale nie rzucał żartami, mniej się odzywał, jakieś skupienie gościło na jego twarzy, kiedy pośpiesznie wrzucał byle jak rzeczy do torby, którą przypasał do boku. Nie żałował nocy z Flynnem, ale jednocześnie jak mantra gryzła go myśl, że przecież powinien być w tym trochę mądrzejszy. Odbijał samemu sobie piłeczkę: a to "mądrzejszy" to znaczy w sumie jaki? Działyby się z nimi pewnie dziwne rzeczy i to napięcie ciągle by się kręciło, gdyby nie dali mu upustu, a przynajmniej pewnie kręciłoby się mocno we Flynnie, a to rezonowałoby na niego. Sprawiedliwość Boga była ślepa na świat pełen utopców i smoków. Ten dialog prowadzony samemu ze sobą był pochłaniający nie mniej od skupienia, jakie wkładał w przygotowania. W sprawdzenie eliksirów, w dobór ziół. Przez moment zastanawiał się, czy nie powinien zostawić srebrnego miecza w ramach jawnej manifestacji, co myśli o tym zjebanym pomyśle króla, ale stwierdził, że nie. Najwyżej odetnie głowę królewskiemu gońcowi właśnie nim. Tak dla odpowiedniego efektu.

A potem się dziwić, dlaczego tylu ludzi go nie lubiło.

- Będę bardzo zirytowany, jeśli ktoś nas wyprzedził. - Podzielił się częścią w końcu tej cichej dyskusji, jaką prowadził. - Gotowy. - Zameldował przy okazji, spoglądając na ten cud piękności, który stał przed nim. Założył ręce na siebie przed klatką piersiową. - Jesteś piękny. - Uśmiechnął się delikatnie. Dialog w jego głowie całkowicie się zakończył dokładnie tym zdaniem, które wypowiedział na głos.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#18
28.06.2024, 23:48  ✶  
Życie musiało toczyć się dalej, niestety Flynn przez kilka najwcześniejszych minut tego poranka, nie potrafił przypomnieć sobie dlaczego. Lubił budzić się w pobliżu. Jak miałby być nieszczęśliwy, skoro zamiast w smutną, zimną pościel, budził się zawinięty w jego ramiona? Jeszcze lepiej - czasami, chociaż nie dzisiaj, w jego ubraniach, koszulach pachnących w ten specyficzny sposób, w jaki pachniało wszystko, co posiadał. Gdyby miał wybrać swoje dobre miejsce, wybrałby właśnie łóżko, w którym mógłby zostać razem z nim - taki koniec by sobie napisał, obok niego, pełen czułości, ciepła i ulubionej muzyki. Nie czuł się jakby byli obok, oni byli... w sobie, prawda? Nie musiał być już tylko Crowem, cierpieć w obrębie własnej głowy, tak smutnej, ciasnej, nieprzyjemnej - poszerzały mu się horyzonty, gotów był do współodczuwania. Nawet tak sobie przypomniał o tym smoku, o wszystkim, co niewypowiedziane pomiędzy nimi. No tak, to dlatego musieli wstać. Chciałby mu jakoś pomóc, żeby to wszystko, co mieli dzisiaj przetrwać, nie było posypane negatywnymi emocjami, jednocześnie najlepiej dla niego by było, gdyby wcale nie musieli się stąd ruszać. Gdyby mógł się solidnie wyspać, tak jak lubił. Gdyby Cain nie był gotów do wyruszenia w podróż tak szybko, najlepiej to wcale.

Kiedy opuszczą ten zamek, wszystko stanie się prawdziwe. To, że zdradzi ją i nie będzie miał tu nigdy powrotu. Pójdą razem szukać smoczego leża, mając inne cele i przekonania. Powierzy czas, jaki mu został człowiekowi, jakiego wielu uznałoby za nieobliczalnego... Bardzo to do niego pasowało, taka nagła decyzja, podjęta pod wpływem chwili, w ogóle nieprzemyślana - uczucia przychodziły najpierw, analiza za i przeciw później. Tylko Flynn nie musiał się pakować, miał tych kilka dodatkowych minut do poukładania tego w głowie i dochodził do prostego wniosku: jebać to. Nigdy mu nie zależało na tych wygodach, mógł nawet zrzec się swojego stołka w Loży, jeżeli tylko ten Wiedźmin dotrzyma mu swojej obietnicy. Nie miał nawet czego stąd zabrać oprócz siebie - książki to on nosił w pamięci, nie miał żadnych planów, żadnego przedmiotu mu nie było żal, czuł się tu obco, czerpał stąd powód do istnienia, ale jeśli powie mu teraz żegnaj, już teraz czuł, jak ten powód staje się coraz bardziej lichy, jak kruszeje. Na kartce może by mu mógł to napisać, nigdy by mu tego nie powiedział w cztery oczy, a nawet gdyby to z siebie wydusił, oboje by wiedzieli, jak paskudne to było kłamstwo, że go przy sobie nie chciał.

Kiedy się wreszcie podniósł, założył na siebie te same ubrania, które miał na sobie wczoraj i Cain przerwał ciszę, jaka pomiędzy nimi zapadła, Crow pomyślał o trzech rzeczach. Po pierwsze - to była jego wina. Po drugie - on był gotowy, naprawdę zamierzał to zrobić. Nie będzie już nigdy świata, w którym tego nie zrobił. A co jak to się skończy? Co kiedy to się skończy? Wszystko miało swój koniec, ich historia też będzie miała i... i trzecie, po tym jak usłyszał to „jesteś piękny” - jebać to.

- Wyprzedził nas Dante - przypomniał mu wczorajszą rozmowę, zawiązując rzemień wokół ostatniego haczyka na swoim płaszczu. - Ale on nie potrafi czarować. - Wpatrywał się w niego przez moment, w te jego ręce złożone na klatce piersiowej, w te jego oczy podkrążone, przypomniał sobie ten wczorajszy tekst, o świecie płonącym z zazdrości, przeczesał palcami roztrzepane od spania włosy i przypieczętował podjętą wcześniej decyzję. - I jestem twój. - W jego głowie to brzmiało trochę jak groźba. Jak powiedzenie: teraz jesteś za mnie odpowiedzialny, a bycie odpowiedzialnym za Crowa było dosyć ciężkim przedsięwzięciem.

Poprawił aksamitkę z obsydianową gwiazdą, po czym uniósł w górę rękę. Po komnacie poniósł się trzask magii, tak głośny jak uderzenie pioruna, ale dźwięk ten został zagłuszony przez poprzednie zaklęcie mające dać im tutaj prywatność. Iskry zatańczyły w kole, tworząc bramę portalu prowadzącego najdalej, gdzie potrafił ich przenieść.

- Za godzinę miałem być na śniadaniu, wtedy domyśli się, co się stało.

I spodziewał się, że (delikatnie mówiąc) nie będzie zadowolona. Był przekonany o jej zapatrzeniu we własną osobę - zapewne oczekiwała od niego przekonania Wiedźmina na osobności. Ciekawe czy istniała jakaś inna wersja tej opowieści. Taka, w której się na taki ruch nie odważył i rozeszli się w swoje strony. Nic nie dodając, splótł ich palce i pociągnął go w kierunku stworzonej przez siebie ścieżki.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#19
29.06.2024, 19:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.01.2025, 10:45 przez Cain Bletchley.)  

Problem Caina był taki, że przywykł do robienia wszystkiego sam.

Ludzie wokół mogli ci pomóc, mogłeś na nich liczyć, ale kiedy przychodziło co do czego - robił to sam. Sam ustawiał reguły gry, sam pisał sobie scenariusz z zakończeniami, sam wybierał ścieżkę. Pomożesz? Bardzo dobrze, masz, tu jest twoja rola. Pasujesz do niej, przecież została ci przewidziana. Nie chcesz? Na pewno jest coś, co sprawi, że zachcesz... Czasem było mu szkoda, ale śpiewka kończyła się tym samym: było warto. Poświęcił coś, zyskał nieco więcej, podejmował wykalkulowane ryzyko. Gdzie w tym wszystkim było miejsce na emocje? Było na nie miejsce wszędzie - przed, w trakcie, po zakończeniu wątku. Wiedział, że będzie mu przykro, ale żałować? Naprawdę żałować, kiedy był świadom ryzyka i emocji, które uderzą po fakcie? Z Flynnem wszystko było inaczej, bo ten zwracający swoim wyglądem uwagę gnojek doskonale wiedział, jak sobie go okręcić wokół palca. I Cain przestawał myśleć. Nie zastanawiał się nad tym, co byłoby najlepsze, czego naprawdę potrzebował, czy będzie zadowolony czy może nie, czy to warte, albo i nie? Nie pytał Flynna, co sądzi o tej sprawie i nie pytał go, czy mu pomoże. Nie prosił go o to, żeby był jego wsparciem. Przecież będzie, prawda? Miał coś, czego Flynn chciał najbardziej na tym świecie - to była jego tarcza i to była jego broń, a... no tak. To była jego największa słabość. Każdy celowałby w piętę Achillesa, gdyby wiedział o jego istnieniu. Dziki Gon rzuci się za nimi w pogoń jak szalony, kiedy tylko świat zobaczy i świat usłyszy. Jak to dumnie i pod wpływem emocji obwieścił: będzie zazdrosny. Ten wielki świat stanie się zazdrosny o ich miłość. Przy Flynnie potrafił żałować swoich decyzji. Musiał się nauczyć nad nimi lepiej panować, ale pewnie wystarczy czas? Jak wszystkie emocje, tak i te w końcu wystygną. One zawsze stygły - widział to u każdej pary, a przecież tyle umysłów i tyle ludzi stawało przed nim otworem... Huh? Za daleko musiał odlatywać tymi myślami, zamiast skupić się na tym, co było tu i teraz.

- Właśnie. - Nie ukrył tego, że się sztucznie naprostował, że poprawił kamizelkę, że miał nietęgą minę, kiedy przywołana została magia i wyprzedzanie. Portal. Jak ja nienawidzę portali... Wygoda jednak przeważała nad wszystkim. Szczególnie, że byli z czasem do tyłu. To spięcie i napięcie trwałoby dłużej, gdyby nie słodka odpowiedź. Jak wiele można zapomnieć, kiedy wszystkie twoje zmysły kumulują się wokół twarzy jedynej osoby, przy której pozwalałeś sobie na to... na to wszystko. I chciałeś go prosić o jeszcze więcej, bo ewidentnie "wszystko" to zawsze było za mało.

Odpowiedź od razu nie padła. Cain zatrzymał się po drugiej stronie portalu... albo i nie zatrzymał, jeśli Flynn go pociągnął, żeby szli dalej. Przez chwilę działał na autopilocie i na wyłączeniu, mając dziwną minę, nieobecne spojrzenie, kiedy sam ze sobą godził się, że ten portal został użyty, że go od razu mdliło i że piękne wspomnienia przelatywały mu przed oczami tylko popędzając ten dyskomfort. Potrzebował więc chwili - jak to on - zanim wrócił do ludzi funkcjonujących w tej rzeczywistości.

- Uuuch... - Rozejrzał się po zielonej dolinie, która rozciągała się przed nimi. - Już jestem, jestem... - Zameldował, żeby Flynn się nie musiał zastanawiać, czy maszyna w postaci mózgu Caina już działała, czy nadal się wysypywała i wracała do normy. Uważał to za absolutnie kochane i troskliwe z jego strony, że zawsze dawał mu czas i przestrzeń do tego, żeby się pozbierał. I zawsze przy tym czuł się... bezpiecznie. Czuł, że Flynn dawał mu w tym komfort i bezpieczeństwo tego, żeby nie musiał panikować i zmuszać się do ogarniania na siłę. Bo przecież... przy nim nic złego nie mogło się wydarzyć.

Zielony las szumiał zachęcająco, a chłodny powiew wiatru z pobliskich gór przecinał wręcz różnicą temperatur względem miasta. Czy określiłby to miejsce, kiedy zaczął się rozglądać, jako idealne miejsce dla smoka? Gdzieś chyba niedaleko musiał być chyba jakiś wodospad - huk rozbijającej się wody o skały był bardzo odległy, ale dla jego czułych zmysłów słyszalny. Zmieszane ich obecnością sarny umknęły z usłanej makami i jaskrami polany do cieni lasu, albo wręcz starego boru. Jak daleko byli od wioski, z której została zabrana dwójka chłopców, o których mówił Flynn? Miejsce zdawało się rajem... jakże doskonałym do osiedlenia rajem. Może to o to chodziło? Może chcieli tu coś budować, ale smok nie pozwolił? Chciałby przestać zadawać pytania, na które nie znajdzie odpowiedzi, ale to nie leżało w jego naturze, kiedy chciał się czegoś dowiedzieć i kiedy możliwości były tak wielką i szeroką płachtą.

- Daleko od wioski, z której zabrano chłopców, jesteśmy?



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#20
29.06.2024, 23:41  ✶  
Z każdym kolejnym krokiem w kierunku tegoż portalu, Crow coraz mocniej czuł, że mogła to być ostatnia z jego przygód. Nie, nie wątpił w siłę własnych uczuć, za to kiedy przypomniał sobie o tym śniadaniu... zaczął wątpić w siłę własnych czarów. Zakładając, że Cain zechce tego smoka chronić, czego mu niby nie powiedział wprost, czego właściwie musieliby tam dokonać? To już nawet nie będzie nawet to, że szalona wiedźma zechce rzucać im kłody pod nogi i uprzykrzać im życie na każdym kroku - to życie, kruche w swojej naturze, mogłoby skończyć się jeszcze dzisiaj. Przypomniał sobie o koncepcji tej kartki. Niegłupie by to było, odciąć się, zamazać ten wyrywek tej historii i pozwolić mu żyć. Z tym swoim pokręconym kompasem moralnym, misją i sercem pełnym roztargnienia. Może nawet kiedy by się spotkali, a on byłby szczęśliwy, a wtedy taka decyzja nabrałaby sensu.

Może dlatego, kiedy usłyszał „jestem, jestem” tak bardzo potrzebował usłyszeć jakąś pokrzepiającą końcówkę? Nie „jestem tutaj, jestem na miejscu” tylko „jestem twój, na zawsze twój”. Nawet gdyby mieli wyzionąć tutaj ducha, niech żre ich to samo robactwo. Niech ich kości spoczywają w tej samej grocie. Niech wiatr rozwieje pył po nich w te same miejsca, niech dadzą życie tym samym roślinom. Niech bogowie, jeżeli istnieją, będą dzisiaj po ich stronie, kurwa mać. Tak, on od razu widział najgorsze możliwe tej historii - to w którym wszystko idzie nie tak, w którym decyzja, jaką podjął, była najgorszą z możliwych.

Zacisnął palce na jego dłoni, tak dla pewności, że tam był. Powiedział mu, że świat będzie mu zazdrościł. Że go uzna. Takich rzeczy się nie odwołuje, tak? Choćby miała polać się tam krew, zamierzał zdobyć dla siebie to zakończenie. Wyszarpać je z zębów każdego, kto śmiałby powiedzieć mu inaczej, niż on sobie w tym zamku założył, że będzie.

- Z godzinę na południe stąd. - Nie doprecyzował, czy na koniu, czy na nogach, zamiast tego ruszył przed siebie, nie puszczając go. Wyraźnie nad czymś myślał, teraz już na szczęście nie o rychłej śmierci, a o czymś mającym dać im wyraźną przewagę. - Tam jest - skinął przed siebie - takie wzgórze, a później rozpościerają się pasma górskie. Najszybsza droga na tę górę, gdzie się podobno to leże znajduje, wiedzie z drugiej strony, ale ja mam taki plan... - mówił to wpierw swobodnie, a później nieco się zgarbił. Najwyraźniej cokolwiek się na ten plan składało, zaliczyć można było do kategorii tego, co niekoniecznie spodoba się Cainowi. - Najszybsza droga wiedzie z tamtej strony, bo przełęcz dzieląca dwie góry jest zbyt szeroka i trzeba iść na około, ale ja jestem pewny, że gdyby wyczarować odpowiednio silną masę powietrza, wiesz, pod dobrym kątem...

Uniósł nawet obie ręce w górę, jakby chciał coś pokazać, nie puszczając przy tym ręki Caina.

- Tylko wiesz, nigdy tam nie byłem - a więc i nie mógł ich tam teleportować - i nigdy tego nie próbowałem. - Nie zmieniało to jednak faktu policzenia czegoś w tej swojej szalonej główce, a on był swoich obliczeń pewny. Na tyle, aby przenieść ich konkretnie tutaj, a nie od strony Zajezdni, będącej zapewne przystankiem każdego innego wybierającego się na tę wyprawę.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: The Edge (12989), Cain Bletchley (14045)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa