• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[2.08 | Stonks & Thunder] You & I

[2.08 | Stonks & Thunder] You & I
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#11
01.07.2024, 21:00  ✶  
Tak. Millie mówiła dużo w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, ale niegdyś nie miały przed sobą tajemnic, dlaczego Moody miałaby zakładać, że teraz jest inaczej? W gruncie rzeczy była naiwna, zwłaszcza jeśli chodziło o stare, sprawdzone przyjaźnie. Dla niej wciąż jej drużyna miała po piętnaście lat. Dla niej wciąż byli nastolatkami, których problemy były zdecydowanie prostsze. Wojna nie zmieniła jej. Wojna ją tylko konserwowała.

– Te eliksiry akurat są zajebiste. Jedna dawka i wyłącza mi głowę – stwierdziła otwarcie. Tylko czasem zapominała je brać, albo brała za późno. Nie w Lecznicy, tam pilnowała terminów. Tam chciała się uwolnić jak najszybciej. – Dostałam je jak... mm... jak śniło mi się za dużo. Nie wiem. Śniły mi się pojebane rzeczy, jakich nigdy nie widziałam. Nie wiem. Może to minie. Ten cały Black mówił, że minie, ale co on tam wie. – Uciekła spojrzeniem w bok, nie chcąc precyzować sobie o nim myśli, już dała wcześniej upust swojej irytacji na tego zasuszonego stracha na wróble. – No nie wiem, nie chce go bliżej poznawać. Nie bardziej niż to konieczne, bo cały czas mam mieć nie wiem wizyty "domowe" kurwa. Kontrolne czy coś – burknęła.

– Windermare już postanowione, że tam jadę, och będę jebać zielony las, pięć milionów jebanych akwarelowych widoczków. Będzie co pokazać panu terapeucie, żeby mi dał w końcu sposób. – zaklaskała w ręce z zadowolenia a potem zaśmiała się serdecznie na dezorientację towarzyszki. – Głupia! Tutaj się rozbieramy. Alik w robocie, Bertie musiał coś załatwić w Londynie. Cała wielka chata dla nas. Pokażmy im co to znaczy kobieca ręka! – wstała z zamiarem sięgnięcia po coś do picia. Gdzieś tu na pewno był barek. W końcu wyszła z kicia, w końcu nikt jej nie będzie mówił czy może pić czy nie.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#12
02.07.2024, 11:15  ✶  

Gerry w przeciwieństwie do kiedyś teraz zastanawiała się nad tym, co i komu może powiedzieć. Niekoniecznie ze względu na siebie. Wiedziała o tym, co spotkało Millie, wolała więc unikać pewnych tematów, wydawało jej się, że jeśli się z nią tym nie podzieli, to będzie spokojniejsza. Zresztą nie trzeba było szukać daleko z Astarothem robiła to samo, bała się o niego dlatego nie mówiła mu wszystkiego. Im mniej wiedzą tym spokojniej śpią. Taka jej dziwna filozofia, zresztą nie lubiła być tą stroną o którą ktokolwiek się martwił.

- Wiem jak one działają, znaczy niektóre z nich, te na spanie czasem dostaję od mojej przyjaciółki. - Od lat cierpiała na bezsenność, gdyby nie magiczne mikstury pewnie nie umiałaby zmrużyć oka, a tak od czasu do czasu mogła sobie pozwolić na nieco snu. Wyłączała się wtedy całkowicie, co miało swoje zalety.

- Na pewno wie więcej niż my, skoro ma leczyć takie przypadłości, nie dopuściliby go do pacjentów, gdyby się choć trochę na tym nie znał. - Miała świadomość, że o takie problemy również trzeba było się zatroszczyć, zbagatelizowane mogły mieć naprawdę ogromne konsekwencje.

- To słabo, ale pewnie nie będą cię wizytować do usranej śmierci, to na pewno przejściowe. - Prędzej, czy później będą musieli założyć, że wszystko z nią w porządku.

- Jestem pod wrażeniem tego, jak zainteresowałaś się tym malowaniem. - Rzuciła jeszcze z podziwem, skoro nawet podczas wyjazdu za miasto miała zamiar to robić, to by oznaczało, że znalazła sobie prawdziwą pasję. Tylko pozazdrościć.

Mrugnęła pospiesznie. Millie chyba faktycznie chciała dać się dzisiaj ponieść. Kimże ona była, żeby jej odbierać taką przyjemność. - Najpierw jednak nachlejmy się odpowiednio, nie wiem, czy przeżyjesz to na trzeźwo. - Rzuciła jeszcze do przyjaciółki. Alkohol zdecydowanie był wskazany przed ewentualnym bieganiem nago po ogrodzie Bertiego Botta. Nie zainteresowała się też póki to tym, kiedy wrócą, na pewno nie jeden raz w życiu widzieli gołą babę, więc nie powinno być to dla nich nic szokującego.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#13
03.07.2024, 23:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.07.2024, 23:53 przez Millie Moody.)  
– Od przyjaciółki? Masz kogoś godnego polecenia? Znaczy ja mam recepte i w ogóle, ale chciałabym mieć alternatywę... – chciała wyjebać eliksiry zabierające jej sny na rzecz takich, które po prostu pozwolą jej spać. Czuła się źle w jaźni zatopionej w ciemności. Ale potem zdała sobie sprawę, że Ger o ileż odpowiedzialniejsza, coś miło mówi o tym dupku Blacku i pewnie uważa, że to całe leczenie ma sens. Trochę jak Brenna. Trochę jak wszyscy wkoło. – ...wiesz jak się będę widzieć z lekarzem to mu mogę powiedzieć tej dobra sprawdzona mieszanka chce coś lepszego i też kurwa z polecenia to zawsze inaczej ćpać niż tak łazić do randomów, nie wiadomo co oni do tych kadzideł dorzucają. Kogo miałaś na myśli więc? – pewnie znała, świat był mały, w magicznym Londynie całe trzy bardzo magiczne oczywiście, ale jednak w dalszym ciągu trzy kurwa ulice, więc...

– No ja mam nadzieję, że nie będzie mnie wizytował do śmierci kurwa! Raz że nie chcę tak krótko żyć, dwa że jak już będziemy starymi babciami i będziemy sobie popijać szery czy inne starcze gówno na patio naszych pięknych vill, to będzie słabe w chuj, żeby on jeszcze przyłaził i narzekał mi, że nie mam przepracowanej traumy z dzieciństwa i dlatego nie mogę spać dobrze. Powiem Ci, różne pojebane rzeczy działy mi się w robocie przez te kilka lat, ale no to co jest teraz przechodzi wszelkie pojęcie. – zacisnęła wargi i schyliła głowę na moment, by ukryć jakieś takie oczy zaczerwienione i niechęć ogólną do wszechświata. Była pojebana już wcześniej. Była pojebana i teraz. Sapnęła gniewnie, ale potem uśmiechnęła się krzywo przekrzywiając łeb na Ger.

– Dobrze, że Ty jesteś i wiesz... Nawet jak nie jestem normalna do końca, to mnie nie kopniesz w dupę. – Nie chodziło o to, że Millie nikt nie lubił. W gruncie rzeczy miała pizdyliard przyjaciół i znajomych, z zakonu, z roboty, z imprez, z jakiś dziwnych ekskapad po Nokturnie. Ale zawsze zapadały jej w pamięci te skrzywione twarze. Te wirujące oczy. Napięcie w barkach ludzi którzy z nią rozmawiali i mieli jej dość. I Millie która miała to centralnie w swojej kościstej dupie, to wcale tak na prawdę nie miała tego w dupie i było jej w chuj kurwa przykro, że nie umie być normalna. Ale przy Ger... przy niej nigdy tego nie czuła. Yaxleyowa dźwigała ją całą. To pewnie przez te szerokie bary i wielkie muły.

Kurwa.

– Pakowałaś coś ostatnio? Wyglądasz przekozacko! Pewnie byś mnie złamała w pół! – zauważyła. – Teraz to musimy się rozebrać i bez kart, daj chce popatrzeć jaka jesteś atlekurwatyczna! – Mildred nie potrzebowała wiele. Podniosla się z krzesła i roześmiana podeszła do Geraldine macać jej barki i zachęcąc do choć częsciowego pozbycia się ubrań. – Myślisz, że byłabyś w stanie mnie podnieść? Jak Ci cyrkowcy Belów?
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#14
05.07.2024, 10:23  ✶  

- Florence Bulstrode, od lat mnie składa i przepisuje recepty na bezsenność. Jest najlepsza w swoim fachu. - Tak naprawdę to Ger nie znała po prostu zbyt dobrze innych medyków, ale była od wielu lat pod opieką Flo i ufała jej bardzo mocno jeśli chodzi o sprawy zdrowotne i nie tylko. Gdyby nie ona zapewne już dawno gryzłaby ziemię. Ceniła sobie ich przyjaźń, mimo, że miała wrażenie, że trochę nadużywa dobroci przyjaciółki. Szczególnie ostatnio dosyć często potrzebowała jej pomocy, bo ciągle pakowała się w kłopoty.

- Wiadomo, że lepiej z polecenia. Flo jest wspaniała, chociaż z początku może się wydawać mocno specyficzna. - Wiedziała, że jest traktowana przez Bulstrode w wyjątkowy sposób z racji na ich długoletnią znajomość, przy pierwszym poznaniu mogła się wydawać bardzo oschła i mocno służbowa, bo taka już była.


- Nie no, nie masz się z czego tłumaczyć, w ogóle słyszałam, że to Beltane było pojebane, a mnie standardowo wszystko ominęło. Gio teleportował mnie do domu, a później nie mogłam tam wrócić, pojebana sprawa. - Trochę żałowała, że nie mogła im wszystkim pomóc. Kto jak kto, ale ona byłą stworzona do walki. Może nie pracowała jako stróż prawa, ale oni zaatakowali niewinnych ludzi. Takim była gotowa pomagać - zawsze. - Nie umiem sobie wyobrazić bycia starą, wiesz o co chodzi? W sensie, co wtedy, nie będę mogła chyba już polować. Boję się strasznie tego, że nie będę taka sprawna jak jestem teraz. - Tak naprawdę to aktualnie wydawało jej się, że tej starości po prostu nie dożyje, z racji na to, że sobowtór chciał ją wpierdolić na obiad, ale dobrze było myśleć o bardziej przyziemnych problemach, jak to, że kiedyś będzie niedołężna. To skutecznie odsuwało od niej myśli o czającej się chuj wie gdzie bestii.


- Wiesz, ja też jestem pierdolnięta, więc idealnie się dopasowujemy Thunder, od zawsze na zawsze. - Powiedziała z uśmiechem. Tak naprawdę miała świadomość, że one we dwie trochę się różnią od większości ludzi. Były dzikie, nieokiełznane, robiły zawsze to, na co miały ochotę, nie przejmowały się niczym, przynajmniej z pozoru. Ciekawe, czy Millie jak ona nocami wracała do różnych wspomnień i zastanawiała się, co by się stało, gdyby zachowała się inaczej. O czym śniła, gdy gasły wszystkie światła?


- Ja jebie, ty nie wiesz, ja ciągle coś trenuje przecież. - Była wiecznie w ruchu, nie sądziła jednak, żeby jej sylwetka ostatnio jakoś się zmieniła. Może to przez tę jazdę konną, której zaczęła się uczyć? Sama nie widziała w sobie zmian, no bo przecież codziennie przeglądała się w lustrze. Najwyraźniej Thunder, która nie widziała jej przez jakiś czas dostrzegła zmiany. Nie musiała jej namawiać, jeśli miało jej to sprawić przyjemność to da się jej pomacać po ręce.

Yaxley wstała i się wyprostowała. Była zdecydowanie większa od swojej przyjaciółki. - Serio? Jeszcze się pytasz, mogłabym tobą rzucać na odległość przecież. - Nie chciała się jeszcze rozbierać tak do końca, ale zdjęła z siebie flanelową koszulę, żeby Moody mogła popatrzeć na jej szerokie bary.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#15
07.07.2024, 23:17  ✶  
– Hmmm... obczaję ją sobie, bo chyba nigdy nie trafiłyśmy na siebie, albo nigdy tak wiesz... tak żeby mi to utkwiło w pamięci. – Ludzie przychodzili i odchodzili tak to bylo w tej robocie. Jednego dnia ten, drugiego tamten. Jeśli ktoś nie był w najbliższym kręgu Millie (to był obszerny krąg, ale zawsze ograniczony after all miejscem), to bardzo łatwo przychodziło jej zapominanie tak twarzy jak i imion. Stety niestety. Nie tylko to przychodziło jej łatwo zapomnieć. A inne rzeczy przylepiały się jak gówno do glana.

Nic nie powiedziała na wspomnienie Beltane z perspektywy Geraldine, bo sama chujowo cokolwiek pamiętała. Wrażenie. Strach. Ciemność. To wciąż kłębiło się w niej. Wciąż nie była pewna jak te puzzle by się poskładały i co do kurwy nędzy tak na prawdę tamtego dnia się z nią wydarzyło. Alastor obiecywał jej, że kiedyś to poukładają. Alastor obiecywał jej też, że teraz wszystko się zmieni i będzie miał dla niej więcej czasu. W tym momencie, w tej chwili, gdy siedziała obok Geraldine, mimo faktu, że na Lammas zniknął jak zawsze w tłumie z powodu pracy, a potem tak długo nie wracał, że zdążyła skoczyć z Brenną na drugi koniec Anglii i z powrotem i nikt nie zauważył różnicy... Wtedy gdy siedziała z Geraldine jeszcze w to wierzyła. Jeszcze.

Dalsze słowa przyjaciółki rozjebały ją na łopatki. Zagarnęła dłonią złożoną na karku jej głowę do swojej głowy, jej czoło do swojego czoło.
– Od zawsze na zawsze. – powtórzyła cicho, uśmiechając się jednak szeroko, mając oczy szeroko zamknięte, licząc na to, że ściśnięte gardło gdy to mówiła nie sprawi, że Geraldine pomyśli o niej że zmiękła w tej pieprzonej lecznicy. Znaczy... zmiękła. Była kurwa słaba. Cały czas nie była pewna czy widzi to co widzi, w sensie wiedziała że widzi to co widzi, ale czy to było prawdziwe to już chuj wiedział, a sama swojego nie posiadała, co było pewnym problemem.

Obie mierzyły się ze swoimi problemami i chodź czereśnie był zjedzone i rozmowa miała być szczera, to ostatecznie znalazły ukojenie w tym w czym zawsze znajdowały – w pajacowaniu. Bo Mildred oczywiście że chciała być cisnięta przez Geraldine, a Geraldine dwa razy nie trzeba było powtarzać by to zrobić. Bo oczywiście włamały się do barku Bertiego chichocząc jak trzynastolatki, a nie stateczne trzydziestolatki. Bo ganiały się finalnie po ogrodzie, gdy Milie udawała zwierzynę, a Ger bez pudła dopadała do niej kotłując się z przyjaciółką po trawie. I choć nie rozwiązały swoich problemów obie rozstały się z lżejszą głową i poczuciem dobrze spędzonego czasu. I obietnicą rychłego spotkania w Windermere. Ale to już opowieść, która zadziała się na innych stronach wielkiej kroniki Sekretów Londynu...


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (3294), Millie Moody (3146)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa