• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[28.08 Erik & Anthony] Lato nałożyło się na lato

[28.08 Erik & Anthony] Lato nałożyło się na lato
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#11
05.09.2024, 10:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.09.2024, 10:33 przez Anthony Shafiq.)  
Zabawne, że pod względem oddawania steru w kwestiach intymnych zdawali się absolutnie dogadani, płynnie przechodząc między swoimi pragnieniami walki i poddania, czasem brutalnych starć, czasem łagodnych pieszczot na granicy czucia. Od samego początku byli jednak bardzo bezpośredni w wyrażaniu tych potrzeb, dawali wyraz głodu całego spektrum doświadczeń, ciesząc się wzajemną ciekawością i elastycznością w doborze rozrywek i eksperymentów, gdy mieli na nie ochotę i mogli sobie na nie pozwolić doprawieni tęsknotą półrocznego oczekiwania na wyjazd. To w uczuciach, to w słowach pozostawali zagubieni, a lata niedopowiedzeń i założeń z obu stron emocjonalnego wycofania i braku zaangażowania tego drugiego, stanowczo nie pomagały sprawie.

Co jej pomagało, to kojący głos łagodnie przypominający o tym, jaką drogę przeszli przez ten miesiąc, ile rozmów już odbyli nad herbatą, pospiesznym lunchem, w fikuśnie złożonych liścikach czy pod rozgwieżdżonym niebem. Osłabienie ciała, zazdrość, niepewność - odchodziły gdzieś w niepamięć, wobec rozchodzącego się ciepła, gdy mowa ciała Erika zestroiła się harmonijnie z mową ust.

Wózek zaskrzypiał, Anthony wiedział, że Wergiliusz w ten sposób chce zapowiedzieć swoje przybycie tak, aby dać mężczyznom przestrzeń na ewentualne ogarnięcie się i ustawienie w pozycji w jakiej chcieliby być zastani. Gospodarz nie zamierzał jednak ruszać się z twardych marmurów podłogi, mając tak solidne oparcie w objęciu ukochanego. Skorzystał więc tylko z ofiarowanej chwili, by wyciągnąć się ku niemu i po pospiesznie skradzionym całusie w policzek uśmiechnąć się uspokojony.
– W takim razie dzisiaj Ty nosisz kapitańską czapkę – mruknął, po czym od razu zaszył się znów w objęciu, w miękkiej przystani, która tak życzliwie przypominała mu, że jest bezpiecznym miejscem, a sztorm lęków i obaw pozostał daleko za nimi.

– Z tej strony, to znaczy z jakiej strony? – zmarszczył brwi w niezrozumieniu, a zaraz potem prychnął gdy Longbottom poderwał się do stoliczka, porzucając go na pastwę twardego i zimnego szezlongu. Zmusił się do odzyskania pionu i udzielenia swojej uwagi poczęstunkowi, który się pojawił, tylko po to by roześmiać się serdecznie po kolejnym uderzeniu entuzjazmu Erika.

– Czyli jednak! Jak przekupstwo, to tylko słodyczami. Zapamiętam panie władzo. – zemlął na języku własne dąsy, że Erik przecież mógł zapytać go w każdej chwili, a sowy działają w dwie strony, bo przecież teraz działały i była to cudowna odmiana. Zamiast tego sięgnął po większy z metalowych imbryków i unosząc go niemal metr nad małą szklaneczką, zaczął nalewać cienką strugą intensywną w zapachu i barwie czarną, wściekle słodką herbatę. – No nie wiem, czy chce Ci powiedzieć. Może wolałbym zachować tę tajemnicę dla siebie, żebyś częściej mnie odwiedzał? – droczył się znów, tylko po to, by podsunąć mu jeden z naparów i dodać nieco poważniej, zaciągając się zapachem swojego napitku: – Sądziłem, że nic w Egipcie Ci się nie podobało? Celowo nawet potem wybierałem miejsca, które miały zdecydowanie mniej piasku i temperatury maksymalnie dwudziesto-paro stopniowe. I harmonogram oczywiście. – Przypatrywał mu się z zaciekawieniem pozostawiając to pytanie otwartym. Był przekonany o wielu rzeczach, ale teraz gdy rozmawiali więcej mimowolnie konfrontowali je jedna po drugiej... Niczego już nie mógł być pewien w stu procentach. Nie chciał nawet, zbyt często okazywało się, że zakładał najgorsze, gdy rzeczywistość wcale nie malowała się w tak ciemnych, defetystycznych barwach.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#12
08.09.2024, 23:29  ✶  
Wiele z ich dotychczasowych doświadczeń wskazywało na to, że to kwestie intymne były niegdyś motorom napędowym ich relacji i stanowiły jej podstawę. Czy powinno to dziwić któregokolwiek z nich? Bądź co bądź, to właśnie w takim układzie narodziła się więź, która łączyła ich po dziś dzień. Co więcej, jakby na to nie spojrzeć, każda para miała swój unikatowy język miłości pozwalający im wyrażać uczucia, jakimi się darzyła w najczystszej możliwej formie. Czasem objawiało się to pod postacią przekazywanych sobie słów wsparcia, pomocy w codziennych obowiązkach lub obdarowywaniu się małymi prezentami.

Wprawdzie wiele wskazywało na to, że oboje byliby gotowi na zaangażowanie się we wszystkie powyższe akty uczuć, tak być może mimowolnie sięgali ku temu, co oryginalnie rozpaliło ich uczucie. Wracali do tego, co wydawało się wygodne. Bezpieczne. Pierwotne. Jakby każde zbliżenie, każdy dotyk skóry, splecenie rak czy zderzonych ze sobą ust mogło przywołać wspomniane tych pierwszych wspólnych chwil, gdy otworzyli się na siebie nawzajem. Czy było w tym coś złego? Cóż, może niektórzy uznaliby, że to oznaka tego, że łączy ich coś zbyt powierzchownego. Ale czy nie walczyli obecnie o to, aby było w tym coś więcej?

— Mhmm, czapka kapitańska... Nie wystarczy ci, że przyszedłem dziś w mundurze? — spytał niskim głosem, zerkając na poły swojego służbowego uniformu. — Wprawdzie nie wziąłem magicznej taśmy i innego sprzętu, ale chyba nie ma tu nikogo, kto chciałby zostać aresztowany, prawda?

Wywrócił wymownie oczami. Przecież nie mógł rozpowiadać na prawo i lewo, jak łatwo można było go obłaskawić przez podarowanie mu kosza pełnego słodyczy. Wystarczy, że rodzina, Nora i najbliżsi współpracownicy z pracy byli aż nader świadomi tego, że miał ogromną słabość do słodyczy. A wiedział, że gdyby informacja ta wbiłaby się do głowy Antoiniusza, to wykorzystałby ją w naprawdę niecnych celach!

— Były tam rzeczy, które mi się nie podobały — przyznał ze spokojem Erik. — Pogoda była paskudna, ledwo dało się opuścić lokum w trakcie dnia i miałem wrażenie, że przez wysokie temperatury jedzenie tam czegokolwiek nie było zbyt bezpieczne z powodów sanitarnych. — Wprawdzie można było tutaj powiedzieć, że mógł sam sobie gotować, skoro mu się nie podobało, ale chyba nie chcieli, żeby Ministerstwo Magii musiało płacić za gruntowny remont kuchni, bo pewnemu Longbottomowi zachciało się zjeść coś ''po swojemu''. — Ale to nie znaczy, że wszystko było okropne. Niektóre noce pamiętam bardzo dokładnie.

Uśmiechnął się pod nosem, zajadając się ciastem. Dobry Merlinie, jak tęsknił za tym smakiem. Do niedawna wystarczały mu lokalne przekąski i cudeńka wypiekane przez Norę Figg w klubokawiarni, jednak najwidoczniej nawet on miał słabość do egzotycznych łakoci. Szkoda tylko, że Shafiq trzymał buzię na kłódkę co do nazwy tego cudownego ciasta. Trzeba będzie ją z niego wyciągnąć, pomyślał sprytnie, wykrzywiając usta w coraz szerszym uśmiechu. W gruncie rzeczy miał całkiem spore pole do popisu...


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#13
09.09.2024, 14:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.09.2024, 15:07 przez Anthony Shafiq.)  
Anthony uszczknął kawałek rombu, zębami nie tykając nawet zdobnej połówki blanszowanego migdała, aby upewnić się, że spełnione były odpowiednie standardy, choć oczywiście nigdy nie wątpił w Wergiliusza. Nadgryzione ciasteczko wylądowało potem na brzeg tacy, a gospodarz rozsiadł się wygodniej, jeden łokieć opierając o poduchę szezlongu, podciągając asymetrycznie drugie kolano bardziej do siebie i oddając się zgoła innej słodyczy, którą było obserwowanie jedzącego gościa.

Shafiq nie potrzebował dziewięciu wyjazdów, aby odkryć tę wielką tajemnicę erikowej słabości. Wystarczył tylko jeden - ten pierwszy, aby na każdym kolejnym była przewidziana degustacja lokalnych słodyczy i podwójne desery do kolacji. Wystarczył jeden, aby każda kuchnia hotelowa miała w zapasie przepisy i składniki na również angielskie łakocie, na wypadek gdyby to czego próbowali na miejscu nie połechtało miło młodego kochanka. Dyplomata uwielbiał go rozpieszczać, słyszeć jego entuzjazm wyrażany tak w słowach jak i rozanielonych pomrukach.

Patrzył i cieszył się, nawet jeśli uśmiech błądzący po jego twarzy był łagodny, sugerujący błądzenie myślami bardziej niż tak dosadne skupienie na bieżącej chwili. Stalowe oczy mocno osadzone były w twarzy drugiego mężczyzny, w jego łapczywości i głodzie, w rozluźnieniu barków, gdy cukier, którym była nasączona ciastowa gąbka, rozlewał po podniebienu w przyjemnym doznaniu. Nie był zazdrosny, doskonale wiedział, że mężczyzna potrafi w ten sam sposób patrzeć również na niego i kto wie, może gdy patera będzie pusta, a wilczy apetyt wciąż niezaspokojony... Ten zawadiacki uśmiech, mimowolne wspomnienie taśm i ewidentne podrywanie go na mundur - przyjemny prąd przechodził mu po kręgosłupie, ale pamiętając o tym, że Longbottomowie uwielbiają wyzwania, nie zamierzał dawać tego po sobie znać, przynajmniej na tyle, na ile możliwe było zamaskowanie własnej w tym zakresie rosnącej niecierpliwości.

Upijał więc słodkiej herbaty, myśląc o bezkresnej pustynii i mądrości, którą w sobie niosła. Trudno było mu nie przyznać jak bardzo był spragniony towarzystwa Erika tu, w swoim domu, poza domem, na krótko, ale często, na krótko, ale coraz intensywniej. Z każdym łykiem jednak mierzył się ze świadomością - zgodnie ze swoimi przypuszczeniami z resztą - że nigdy nie zaspokoi tego pragnienia w pełni. Nigdy nie będzie miał go dość. Beznadziejny brak doświadczenia w tej materii nie napawał optymizmem.

– Powiedziałeś, że nie chcesz aby Wergiliusz poznał nas od tej strony. Żeby nie poznał Ciebie od tej strony. O jaką stronę Ci chodziło? – powrócił do swojego pytania wiedząc, że bez odpowiedzi na nie, nie będzie chciał iść dalej. Nawet jeśli w zakresie jego nagłębiej skrywanych marzeń nie było tyle śmiałości, by choćby myśleć o wspólnym mieszkaniu, zależało mu na tym, by Erik czuł się w progach jego domostwa możliwie komfortowo i swobodnie.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#14
10.09.2024, 17:58  ✶  
Może nie przyznałby się do tego otwarcie przed większością znanych mu osób, ale poniekąd chciał być rozpieszczany. Chociaż zaciekle podkreślał, że nie był już młodym, niedoświadczonym czarodziejem, tak mimowolnie lgnął do tych nielicznych chwil, gdy mógł na moment przestać stawiać się w roli lidera i zapomnieć o całym ogromie zasad i obowiązków zrzuconych na jego barki w minionych latach.

Bywały takie dni, gdy z przyjemnością rzucał na wieszak mundur Brygadzisty, wmawiając sobie, że na te kilka godzin uda mu się zapomnieć o rolach narzuconych mu w trakcie życia: dziedzic Warowni, Brygadzista, działacz Zakonu Feniksa. Każda z nich tak odmienna, a jednak każda charakteryzowała się presją, która zdawała się tylko nabierać na sile. W takich chwilach zdarzało mu się flirtować z marzeniem o prostym życiu, wolnym od odpowiedzialności i nieustannej walki.

— Naprawdę się nie domyślasz? — spytał nieoczekiwanie, wyrwany z zamyślenia. Przeniósł mętne spojrzenie na Anthony'ego, pozwalając sobie na dłuższą pauzę. Czy naprawdę nie zrozumiał, co próbował mu przekazać zaledwie chwilę wcześniej? — Chodziło mi o to, że wolałbym, żeby nie dochodziło do sytuacji, gdzie Wergiliusz z czystej ciekawości miałby obserwować nas razem w łóżku.

Skrzywił się lekko, bo sama idea takiego scenariusza wydawała mu się nieco niesmaczna. A chociaż oboje byli wyjątkowo zgodni, jeśli chodziło o kwestie eksperymentowania w sypialni, tak towarzystwo osoby trzeciej zwłaszcza w formie skrzata to była granica, której Erik zdecydowanie nie chciał przekraczać. Tym bardziej zaczerwienił się, niepocieszony tym, że musiał wygłosić podobną wizję na głos.

— Całkowicie mi wystarczasz — zapewnił go z przewrotnym uśmiechem, starając się zmienić nieco ton konwersacji. — Zwłaszcza teraz, gdy wiem, gdzie nacisnąć, żeby wywołać konkretną reakcję. Ostatnie w mig przypomniałeś mi o paru rzeczach. — Pochylił się ku niemu, zbliżając usta do jego ucha. — Chętnie się odwdzięczę... w odpowiedniej chwili.

Przejechał delikatnie wargami po policzku mężczyzny, wypuszczając powoli powietrze z ust. Dobry Merlinie, jak łatwo przychodziło mu po prostu, cieszyć się z jego towarzystwa. Czy naprawdę tak mało było trzeba, aby tworzyć dobre wspomnienia? Kawałka drugiego ciasta i bliskości drugiej osoby? Uśmiechnął się pod nosem. Może faktycznie im się uda? O ile powstrzymam się przed zaciągnięciem go na jacht w środku dnia, pomyślał przekornie Erik, gryząc się jednak w język, zanim podobna sugestia zdołała ukształtować się w słowa.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#15
10.09.2024, 20:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.09.2024, 21:47 przez Anthony Shafiq.)  
– Och, mój kochany, przecież Wergiliusz widział nas już w łóżku. Nie pamiętasz? W moim apartamencie? – powiedział absolutnie naturalnie,  szybko zasłaniając rosnące rozbawienie szklanką herbaty i kolejnym upitym łykiem. Wszystko byle nie parsknąć, by odczekać reakcji przed dodaniem: – Wcześniej. Jak spaliśmy, musiał być w pokoju, żeby rozsunąć kotary, przynieść śniadanie... Podejrzewam, że po przygotowaniu kolacji przeniesie się w jakieś spokojne i ciche miejsce. Jeśli już tego nie zrobił.– Odstawił obok siebie pustą szklaneczkę, szczerze ciekaw czy naczynie w niezmienionej formie dotrwa następnego dnia, czy nie dokona żywota, trącone przypadkiem przez któregoś z nich. Szkło nie miało w ich obecności wiele szczęścia.

A potem przymknął powieki oddając się kompletnie wrażeniu, gdy Erik znalazł się znów blisko, przeklinając i błogosławiąc w tym samym momencie łatwość, z jaką jego słoneczne bóstwo gięło wszelką stal jego postanowień. Łatwość z jaką wiedziało gdzie nacisnąć, żeby wywołać określoną reakcję. Rumieniec za rumieniec okraszony świstem wypuszczanego przez zęby powietrza, gdy skóra policzka zwyczajnie płonęła od samej tylko pieszczoty oddechu. Dobrze, że opierał się o zgrabne legowisko, dobrze, że czuł wciąż chłód marmuru, kotwicząc się w rzeczywistości.
– N...nie miałem Ci opowiadawać o... o ewakuacji, którą przeprowadziłem t...te kilka tygodni temu u Abbotów...?  – Topił się i giął mu w rękach, w półtoratysięcznym żarze hutniczego pieca pokrytego szarym popiołem służbowego munduru. – Nie chciałeś poznać nazwy ciasta, którym... którym teraz...  – Usta przy ustach, aromat pomarańczy i migdałów był obezwładniający, dopełniający słodycz czerni wypitego naparu. Brak tylko przesypującej się diuny.... zdołał pomyśleć, nim przestał myśleć zupełnie. A przecież już całowali się dzisiaj ledwie moment temu,  a jednak tak, jakby nie całowali się nigdy wcześniej.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#16
12.09.2024, 19:42  ✶  
— No właśnie. Jak spaliśmy. Po wszystkim. A nie w trakcie — wyjaśnił prostymi słowami z ledwie wyczuwalną nutą zniecierpliwienia w głosie.

Jak na dyplomatę, który lubował się w gierkach słownych z przedstawicielami tak wielu rządów, to zaskakująco często umykały mu subtelne odniesienia do pewnych rzeczy. A może ten dzień faktycznie na tyle wymęczył jego umysł, że ten chodził na ostatnich obrotach? Erik westchnął cicho, przekrzywiając lekko głowę. Nie chciał się w tym momencie sprzeczać o Wergiliusza i o to, co widział, a czego jeszcze nie i o jakich porach dniach i nocy.

Bądź co bądź, chociaż osobiście wolałby, aby skrzat nie wiedział o wszystkim, tak jednego mógł być pewny... Skrzat był wierny Antoniuszowi i taki też pozostanie - zarówno po kres dni swego pana, jak i do końca własnego życia. Może nie powinien się tak bardzo martwić?

— Dalej chcę o tym posłuchać — potwierdził spokojnym głosem Erik, napierając nieznacznie na Anthony'ego. Próbował dopasować się do jego ciała, chcąc przylgnąć do niego w taki sposób, aby jak najbardziej ograniczyć dzielącą ich przestrzeń. — Aczkolwiek nie miałbym nic przeciwko temu, abyśmy przenieśli tę rozmowę w bardziej kameralne miejsce. Gdzieś gdzie mógłbym ci przy okazji podziękować za ciasto. Za takie łakocie trzeba odpowiednio odpłacić.

Dobry Merlinie, jak diametralnie zmienił się charakter tej wizyty. Przecież oryginalnie nie wpadł tutaj w odwiedziny tylko po to, aby zapędzić Anthony'ego do sypialni i zaryglować za nimi drzwi, co by nikt im nie przeszkadzał. Zagaił o sad Abbottów z jednej prostej przyczyny - to była wyśmienita furtka do tego, aby wspomnieć o Norze i zdradzić, że powiedział swej przyjaciółce o tym, co ich łączyło. Nie chciał trzymać tego w tajemnicy przed nim. Poza tym lepiej by było, gdyby przygotował się na to, że będzie bardzo mile widziany w klubokawiarni Nory, prawda? Erik przywarł policzkiem do policzka Shafiqa, obejmując go mocniej w oczekiwaniu na decyzję starszego czarodzieja.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#17
13.09.2024, 13:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 14:47 przez Anthony Shafiq.)  
– Wergiliusz jest ucieleśnieniem taktu, myślisz, że czemu te kółka skrzypiały, jeśli nie po to, byśmy w razie czego mieli czas odkleić się od siebie? – zapytał retorycznie, stając w obronie swojego skrzata domowego, którego cenił wyżej niż większość osób w Ministerstwie Magii, z Ministrą na czele. Co więcej, Shafiq doskonale zdawał sobie też sprawę z tego, że jego lokaj najprawdopodobniej był pierwszą istotą, która dowiedziała się o zażyłości łączącej go z Longbottomem, nawet jeśli nigdy wprost o tym nie rozmawiali. Wcześniej mógł się tego domyślać po trybie życia, jaki wiódł Anthony, po kalendarzu i cyklu przez niego wyznaczanym. A w czerwcu tego roku... Cóż, mężczyzna był bardzo wylewny w okazywaniu swojego rozgoryczenia, pilnując przy tym, by absolutnie nikt nie miał do niego dostępu w tym czasie. Nikt, poza wiernym skrzatem, podającym szklankę wody, wmuszającym jedzenie i dbającym o to by jego pan zasnął mimo wszystko w sypialni. Wiernym skrzatem, który musiałby być na prawdę mocno nieogarnięty, żeby nie połączyć kropek i nie dostrzec powodów przedłużającej się żałoby.
– Zależy mi na tym, byś wiedział, że możesz czuć się w moim domu swobodnie, zwłaszcza kiedy jesteśmy tu tylko we dwoje. A nawet jeśli wciąż masz wątpliwości... Wspominałem Ci w ogóle, że moja sypialnia jest pokryta runami wyciszającymi, odkąd wstawiłem do niej fortepian? – dodał mimochodem, wciąż się uśmiechając i rozważając, czy może nie dolać sobie jeszcze trochę czarnej herbaty, której liście przygniecione zostały przed zalaniem bryłami cukru.

Lecz chwilę później co innego osładzało każdy jego oddech, każdą myśl, każde pragnienie. Wszystko ogniskowało się wokół postaci napierającego nań brygadzisty, szukającego optymalnego ułożenia ich obojga, skracającego dzielący ich dystans do możliwych granic.
– To dobrze, bo ja bardzo... bardzo chciałbym Ci o tym opowiedzieć – przyznał, łapiąc oddech i wznosząc ramiona, by zarzucić je na szerokie barki. Chciał objąć go mocniej, ciaśniej, aby gestem spróbować ukazać mnogość odczuć, zwłaszcza teraz gdy słowa znów zaczęły go zawodzić wobec bliskości i ciepła, których w życiu doświadczył tak mało. Dyskomfort splecenia był dla niego wyczuwalny, ale też skrzętnie ignorowany, szorstkość policzka drażniącego miękką skórę twarzy wyczuwalny, ale przyjmowany z dobrodziejstwem inwentarza. Znał świat w którym tego mu poskąpiono, znał świat w którym Persefona wypluła granat i opuściła podziemie, dusząc się w ciasnocie, nienawidząc braku nieba i zieleni. I bardzo, bardzo nie chciał tego świata znów doświadczyć. Choćby na powierzchni zawsze miałaby być zima. Choćby on sam miał opuścić swoje królestwo. Musiała być jakaś droga... Jakiś sposób...

– M...może skoro ja wywołałem wilka z lasu, to Ty chciałbyś połaskotać smoka? – odpowiedział na pytanie, próbując jeszcze zażartować dwuznacznością. W końcu Erik znał drogę, wiedział, gdzie ukryta jest jego prywatna kwatera, już wcześniej, w niezręcznym lipcowym poranku śmiał się z kamiennego śpiącego smoka, który normalnie strzegł hogwardzkich lochów, a w Little Hangleton w miniaturowej wersji, stanowił drzwi do niezbyt ukrytego pokoju na końcu zachodniego skrzydła.

Poprawił się niezdarnie, porzucając ostatecznie drewniane oparcie, na rzecz swojego towarzysza. Nie był zbyt wysportowany, ale włożył całą siłę, którą miał w to objęcie, całą desperację, którą dotąd zwykł zakrywać milczeniem i bezpiecznym dystansem.– Nawet jeśli nie wyobrażam... nie chcę, bardzo nie chcę teraz wypuścić Cię z rąk. Ale... ostatecznie dziś... Ty decydujesz. Ty masz kapitańską czapkę. To znaczy... służbowy mundur – dziwnie tak było słuchać Anthony'ego w krótkich, porwanych zdaniach. Nie miał zadyszki, mówił bardzo wolno i cicho, jakby za każdym razem musiał pilnować co, a może w jakim języku chciał dokończyć myśl. Ale nie był to pierwszy raz prawda? Mimo, że podczas wspólnych wypraw detektyw nigdy nie doświadczył takich momentów, był w stanie zauważyć już tę prawidłowość. Nie musiał patrzeć by wiedzieć, jaką gospodarz ma minę, czy jego oczy lśnią zeszklone, a brwi unoszą się ściągnięte porywem wzruszenia. I przed laty bywały takie chwile, ale wtedy Shafiq milczał, patrząc tylko na niego i bawiąc się w palcach kosmykami ciemnych włosów. Czy brzmiałby tak samo? Czy i wtedy nie mógłby znaleźć słów by wyartykułować to, co chciał mu przekazać?

– Wiesz Erik... mm... – Otarł się policzkiem o policzek i złożył brodę na załomie jego szyi, oddychając głęboko wzajemną bliskością, cały czas nie rozluźniając ramion. – Ty też całkowicie mi wystarczasz. – Wcale nie chciał go przedrzeźniać i też nie brzmiał w ten sposób, jakby szydził z niego, czy z wcześniejszego doboru słów. Wręcz przeciwnie, ciepły aksamitny szept zdawał się być wysycony delikatnością i zagubieniem w przestrzeniach, których dotąd nie eksplorowali. Bo też co innego rozmawiać, śmiać się, wymieniać anegdotami, rozmawiać o istocie gwiazd i przeznaczenia, a co innego dotykać rzeczy tak dla serca ważnych, że czasem strach było w ogóle spojrzeć w ich kierunku. W kierunku zależności, która istniała, a która mogła w ostatecznym rozrachunku być zbyt bolesna, by ją udźwignąć. – Chcę tylko Ciebie. – wymamrotał w ciepłą skórę drugiego mężczyzny.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#18
14.09.2024, 01:13  ✶  
Słowa Antoniusza były nad wyraz pocieszające. Jeszcze przed kilkoma tygodniami Erik podzielił się z nim lokalizacją chatki Longbottomów w szkockich górach, dosyć dobitnie pokazując mu, że jest to jedno z najbardziej prywatnych miejsc, do jakich ma dostęp, a teraz Shafiq sam otwierał przed nim drzwi własnej posiadłości. Kolejny azyl. Kolejna oaza, w której oboje mogliby spędzić trochę czasu razem, odcinając się od świata zewnętrznego. I chociaż idea ta bardzo przemawiała do Erika, tak w tym momencie to dodana naprędce sugestia przykuła jego uwagę.

— A więc... — zaczął powoli, jakby gubił się pośród własnych myśli. Przekrzywił nieco głowę, co by przyjrzeć się bliżej mimice mężczyzny. — Mówisz, że nie miałeś okazji ich w pełni przetestować w ostatnim czasie? Wiesz, bardzo chętnie pomógłbym ci sprawdzić ich wytrzymałość. Bądź co bądź, to dosyć silne zabezpieczenie. Nie chciałbym, żeby okazało się, że jakiś zaklinacz cię oszukał i wepchnął ci jakiś szajs. — Przejechał palcami po odsłoniętej skórze czarodzieja. — Wypadałoby sprawdzić, jakie są limity tych zaklęć. I czy na ciebie reagują w jakiś wyjątkowy sposób. Skoro to ty jesteś tutaj właścicielem.

Sad Abbottów. Nora. Problemy z najbliższą delegacją zagraniczną Anthony'ego. Jakie jeszcze ważne rozmowy czekały ich w nadchodzących dniach? Cichy głosik z tyłu głowy Erika szeptał mu te najgorsze scenariusze. Zagrożenie ze strony Śmierciożerców. Sytuacja na nadchodzących sabatach. Zmiany w Ministerstwie Magii. Zakon Feniksa. Longbottom przygryzł dolną wargę. O tym ostatnim Erik nie mówił nikomu spoza organizacji. Flirtował poniekąd z myślą zaangażowania Geraldine w działania grupy, ale koniec końców ograniczyli się do bardziej... prywatnej współpracy polegającej na zakupie surowców od kobiety. Czy kiedyś przyjdzie taki moment, gdy będzie musiał otworzyć się na ten temat przed Shafiqiem?

Oby nie, pomodlił się krótko Erik. Nie chodziło o brak zaufania. Nie chodziło też o to, że obawiał się, że Anthony nie zrozumie. Nie chciał zrzucać na niego tej odpowiedzialności. Zarówno ze względu na ich relację, ale też to, co łączyło go z Morfeuszem. Starszy Longbottom też został wcielony w szeregi Zakonu. Poza tym, kto wie, jak by zareagował nawet jako urzędnik Ministerstwa Magii? Nawet teraz Erik był jedynie zwykłym detektywem, a Anthony jednak stał o wiele wyżej. Mógł bardzo pomóc, ale to też mogło zrobić z niego cel dla drugiej strony lub wszelkim frakcjom wewnątrz rządu, którym pasował terror zaszczepiany w państwie przez Voldemorta. Nie zrobiłby mu tego. Nigdy.

— Szczerze mówiąc, myślałem o czymś więcej niż łaskotanie — odezwał się po chwili z nutką sarkazmu w głosie. Przywołał uśmiech na twarz, chcąc wyzbyć się pochmurnej miny.— Zakładałem, że będę musiał się nieco bardziej postarać, aby cię w pełni zadowolić. Nie sądziłem, że zadowolisz się czymś tak... trywialnym. — Westchnął ciężko, jakby zaczynał wątpić, czy w takim układzie w ogóle opłaca mu się podnosić cztery litery z posadzki. — Oczywiście, mogę nieco stępić swoją motywację, ale trochę mnie to martwi. Chciałbym cię bardzo uszczęśliwić, wiesz?

Ścisnął go mocniej, pocierając mocniej zarośniętym policzkiem o twarz Anthony'ego. Chcę tylko ciebie. Bogowie. I on twierdził, że miało skończyć się łaskotkach? Shafiq zdecydowanie już nie wiedział, co gadał.

— Sypialnia — odezwał się nagle ze śladem zdecydowania w głosie. — Ja... Ty... Sypialnia. Mówię... Mówię poważnie.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#19
16.09.2024, 10:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.09.2024, 10:49 przez Anthony Shafiq.)  
Były tajemnice, które nigdy nie powinny zostać wypowiedziane. Były tajemnice, które nie musiały znajdować swojego odzwierciedlenia w słowach. Jeden nie chciał powiedzieć o bojówce działającej na granicy prawa, drugi nie zamierzał przyznać, że już za późno, że już o niej wie. Łatwo było zgubić się w postrzeganiu drugiej osoby, gdy uczucie przesłaniało jej siłę i wytrzymałość, gdy w imię uczucia i ochrony próbowano odsunąć niewygodne prawdy. Z drugiej strony jednak, tęsknota - choć była doskonałą przyprawą - nie działała tak skutecznie, jak strach o życie ukochanego. Strach, który popychał do działań dalece wykraczających poza zwykle zachowawcze usposobienie Anthony'ego. Każda chwila mogła być tą ostatnią, każdy pocałunek, westchnienie, każdy uśmiech mógł następnego dnia okazać się tylko wspomnieniem. Lęk stanowił doskonałą motywację do tego, by z każdej chwili wycisnąć ostatnie soki, wysycić się nią, zachłystnąć momentem spokoju i uniesienia, w bezpiecznych czterech ścianach własnego domu.

Patrząc na twarz swojego towarzysza, Erik mógł bez trudu odczytać, że ten bezwstydny flirt trafił już dawno na podatny grunt, pełnię zrozumienia sytuacji i kierunku w którym obaj zmierzali, a szare oczy przywodziły na myśl bardziej tęczówki pokryte gęstą, wibrującą mgłą, aniżeli oblicze należące do osoby jakkolwiek panującej nad sobą. Znał te oczy, znał ten wyraz twarzy, kłębiącą się pod płaszczem spokoju burzę pragnień, gdy w milczeniu przemierzali hotelowe korytarze. Ale to nie był hotel, a dekady przekonywania samego siebie, że pewnych potrzeb po prostu się nie posiada, runęły bezpowrotnie wraz z gradem pocałunków niosących w sobie sugestię zgody absolutnej na wszystko, co Longbottom zamierzał tego wieczoru zaproponować.

A przecież jeszcze chwilę temu detektyw zastał przecież gospodarza pełnego niepokoju, zastał gospodarza urażonego zbyt ostrym doborem słów, czy w końcu gospodarza, który przez krótki moment pragnął być dla niego wyzwaniem. Teraz prawdziwym wyzwaniem okazało się dotrzeć na piętro, na koniec zachodniego korytarza, skoro każde, absolutnie każde miejsce było dobre do tego, by wczepić się w Erika i wytracić tempo przemarszu, na rzecz błądzących dłoni, bezładnie rozpinanych guzików i skóry czerwieniącej się od zbyt szorstkiego zarostu, czy oddawanych z nawiązką drobnych ukąszeń. Był głodny, był zachłanny, był pozbawiony zahamowań, które ciążyły mu podczas wyjazdów, teraz, gdy tańczyli na szachownicowym holu, gdy prawie wpadli do marmurowej fontanny u stóp złocistej kuli oplecionej przez żarłocznego węża.

Cudem dotarli do śpiącego smoka, który na moment stał się wygodnym podparciem dla Shafiqa, niezwykle rozbawionego faktem łaskotania jego, a nie kamiennej figury. Ujął dłoń drugiego mężczyzny i naprowadził ją na chłodną, twardą, spiżową szyję śpiącego gada.
– Mój drogi, nie może tak być, żebyś nie wiedział jak dostać się do mojej sypialni... – chichotał, podgryzając mu bark, drapiąc po brzuchu dłonią zapodzianą w sponiewieranym mundurze, nim został w gwałtowności rozpłaszczony o przeciwległą ścianę. Nie przeszkadzała mu teraz szorstkość gestów, posmak zwierzęcej agresywności, która niosła ze sobą nieme deklaracje nieskrępowanego pragnienia i uwielbienia zarezerwanego tylko dla niego... Nim jednak weszli do środka, nim dali się porwać bez reszty fali namiętności, w ostatnim przypływie rozumu Anthony wycharczał do ucha kochanka:
– Basbousa. Tak się nazywa... tak się nazywa... to co jadłeś, to... to dobre słowo bezpieczeństwa. Basbousa. Gdy zabraknie mi Twojej łagodności... dam Ci znać. Nie wcześniej... wiesz... wiesz co lubię gdy... – zdanie zostało bezwzględnie urwane nośnym westchnieniem, w ostatnim momencie, ostatniej chwili, nim wpadli w czerń magicznie ukrytego przejścia, do pokoju skąpanego półmrokiem, pozostawiając za sobą korytarz pusty i nienaturalnie cichy. Pozostawiając korytarz zwieńczony statuą śpiącego smoka, okraszoną aureolą lśniących we wnęce, wyciszających run.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (3800), Anthony Shafiq (5111)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa