• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 14 Dalej »
[09.08.72, noc] Je vois la vie en rose

[09.08.72, noc] Je vois la vie en rose
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#11
12.09.2024, 01:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.09.2024, 01:52 przez Jonathan Selwyn.)  
Zgodnie ze wszelkimi założeniami wypowiadanego samotnie na cmentarzu dramatycznego, nawet jeśli oszczędnego w słowach, monologu odpowiedziała mu jedynie cisza. Jonathan westchnął ciężko, ale gdy nagle otoczyła go mgła, a wraz z nią przyszedł dotyk, zupełnie zapomniał co właśnie chciał zrobić. Uciekać? Zostać? Zdecydowanie zostać. Dotyk stawał się coraz to bardziej zajmujący, a potem już nie było myśli. Potem były już tylko okryte kaszmirem ramiona i chłodne palce masujące skórę głowy. Jeszcze zamroczony snem umysł Selwyna, nie do końca rozumiał co się właśnie działo, a może to ta mgła weszła mu też prosto do głowy, pozbawiając wszelkich myśli, i... Nie. Przecież to był tylko sen. Zły sen. Był w Londynie, wzrok który coraz bardziej przyzwyczajał się do ciemności, rozpoznawał zarysotoczenia, a do nosa dochodził zapach dobrze znanych kadzidełek. Zamglonym spojrzeniem obrzucił pogrążoną w mroku sylwetkę.
Anthony co ty robisz w moim łóżku? - Pomyślał półprzytomnie w pierwszej chwili, ale nie... To przecież nie był Anthon. Tylko, że Jeana nigdy nie było w Londynie. W Londynie był ten inny mężczyzna w jego typie, nawet jeśli nici które ich łączyły nie miały w sobie pewnie już od dawna elementów czerwieni. Przymknął na chwilę oczy i nieporadnym ruchem człowieka, którego zarówno umysł jak i ciało jeszcze nie do końca zostały obudzone, chociaż serce w piersi biło szybciej, wtulił się w wampira. Może Jean jednak był w Londynie. Może po prostu tego nie pamiętał.
Tak, to chyba miało sens. Ktoś mu chyba nawet ostatnio coś mówił, że może o czymś nie pamiętać.
- I widzisz mon chéri z taką fantazją nawet we śnie, może powinienem jednak zostać dramaturgiem - zażartował już nieco bardziej przytomniej, chcąc dzielnie pokazać Jeanowi, że nic takiego mu nie było, jednocześnie wsuwając ciepłą dłoń pod sweter mężczyzny, aby poczuć to kojące uczucie chłodnej skóry przy niebijącym sercu. Chyba było dobrze. Skupił się na tym jak przyjemnym było to, że kochanek gładził jego włosy. Wszystko miało sens. Po prostu czegoś nie pamiętał. Czemu więc ten niepokój nie zniknął całkowicie? Cień zaniepokojenia, gryzł go tak, że nie mógł spokojnie powrócić do snu, coś go bolało, ale nie mógł zlokalizować miejsca, aż wreszcie gdy spróbował się lepiej ułożyć, poczuł ostry ból w nadgarstu, a jego ponownie zalała fala emocji i bolesne poczucie krzywdy
Szybko zerwał się z łóżka i wbił wściekle spojrzenie w Jeana.
- Wynoś się stąd - wycedzil przez zaciśnięte zęby, nie pamiętając powodów, czemu nagle czuł takie wściekłość i strach, ale chwycił się tego, bo jakoś tylko te dwie emocje wydawaly się wlaściwe. - Zostaw mnie i moje życie!
Nic nie miało sensu. nie powinno go tutaj być. po prostu wiedział, że nie powinno. Oddychał ciężko. Czemu krzyczał? Nic się przecież nie działo. A jednak... A jednak czuł, że powinien krzyczeć jeszcze głośniej. Krzyczeć ponieważ bolało. Nadgarstek, serce, głowa. Wszystko. Zwłaszcza, gdy widział jego oczy. Wtedy bolało najbardziej.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#12
16.09.2024, 14:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.09.2024, 14:50 przez Dearg Dur.)  
– Ach, ileż bym dał, by móc takiej sztuki wysłuchać. Ileż bym dał, aby móc w niej zagrać mon amour! – zaśmiał się serdecznie, lecz wciąż cichutko, aby nie zmącić nocnego spokoju, tylko na moment wzdrygając się przed ciepłem, które niosła dłoń Selwyna. Chwilę potem jednak naparł nań mocniej, przyciskając do siebie bardziej. W tęsknocie. W żarliwej zaborczości.

A może to wciąż był dzień, tylko kotarami zasnute okna, wzmocnione czarem nie przepuszczały zdradliwych promieni? Ich miłość jednak nigdy nie musiał ograniczać się do nocy, nie kiedy uściski słodsze były niż wino. Słodsze były niż krew. – Jaką byś mi dał rolę do zagrania? Zrobiłbym wszystko, zatańczyłbym tak, jakbyś mi zagrał zacny pisarzu, scenarzysto, reżyserze, producencie... – słowa, zwykłe słowa, a jednak wysycone magią słowa, przetkane pocałunkami szukającymi słodkich ust kochanka słowa.

Sielanka nie trwała jednak długo, rozbryzgnęła się gwałtownym promieniem bólu w nadgarstku, i żelazną kurtyną która opadła, oddzielając aktora od widza. Któż był jednak aktorem? Któż widzem?

Twarz mężczyzny wykrzywiło nieme wpierw zaskoczenie. Podniósł się na łóżku trwając w niedowierzaniu, a oczy jego stawały się zapadnięte smutkiem, gdy dochodził najwidoczniej do niego sens wykrzykiwanych słów. Nie oddychał, jego serce zamarło już wieki temu, ale nie sposób było nie dostrzec głębokiego zranienia na szklących się ślepiach, na drżących wargach, które nie wiedzą nawet co powiedzieć.
–Co... co się stało Jonathanie...? – wyszeptał, kuląc ramiona jakby w strachu, że spadnie nań kolejna salwa, nie odwracając jednak oczu okraszonych wysoko uniesionymi brwiami gnącymi się zadanym pytaniem.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#13
17.09.2024, 00:01  ✶  
– Jaką dałbym role? – zaśmiał się cicho, opierając głowę o klatkę, w której na próżno można było próbować usłyszeć bicie serca. – Mój drogi, dla ciebie napisałbym własną rolę! Kim chciałbyś być? Wymyślę wszystjo czego tylko twoja dusza by zapragnęła, tylko proszę cię nie przysłoń całej sztuki i nie zakochaj się w teatrze bardziej ode mnie – powiedział, podnosząc się nieco, by delikatnie unieść jego podbródek i złożyć na chłodnych ustach ciepły pocałunek, jeszcze zanim poderwał się z łóżka. Zanim nastąpiła kolejna falą koszmaru, bo chyba tylko koszmarem można było nazwać to co nastąpiło dalej, nawet jeśli tej scenerii nie zdobiły żadne duchy, czy też inne strachy. To znaczy... Był tu demon przeszłości. Chyba. Nie? Tak?
Serce niemal wyrywało mu się z klatki piersiowej, a w głowię kręciło się od skrajnych emocji. Strach i wściekłość. Tak, powinien się tego trzymać. Powinien dalej krzyczeć, a jednak... Zabolało. Na widok skulonego Jeana jego serce przeszedł bliźniaczy ból do tego, który właśnie przeszywał jego nadgarstek. Co on robił? Dlaczego to powiedział? Czemu...
Odsłoń okna. Wpuść światło – podpowiadał mu jakiś głos w głowie. Nie. Nie. Nie. Teraz nie miał pojęcia, czy przerażała go bardziej ta sytuacja, czy paskudne myśli. Nie mógł tak myśleć. Nie miał o co się wściekać. To nie Jean go krzywdził. To on go właśnie zranił. Chciał wykonać krok w stronę mężczyzny, by objąć go na przeprosiny, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Omamiona głowa nie pozwalała mu dalej krzyczeć, ale wiedzione instynktem ciało nie chciało, by ponownie podchodził do łóżka.
Zakończ to. Wystaw go na światło – To tylko wredne myśli. Pewnie ze stresu. Nic więcej. Chyba. Nie wiedział. Nie chciał wiedzieć. Może dlatego po prostu odwrócił się od wampira, by wyjść z pomieszczenia, tak by oboje byli na chwilę jak najdalej od siebie. Nie zaszedł jednak daleko, bo gdy tylko zamknęły się za nim drzwi sypialni, osunął się na podłogę korytarza gwałtownie oddychając.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#14
17.09.2024, 14:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.09.2024, 14:48 przez Dearg Dur.)  
Kiedy odwrócił się od niego poprzednim razem, kiedy widział się z nim poprzednim razem, pchnięcie przyszło nieoczekiwanie. Ściana przyszła nieoczekiwanie. Odbicie w przeciwną stronę również. Jakby był szmacianą lalką.

jak śmiesz odwracać się do mnie plecami

zadrgało wtedy w powietrzu, słyszalne, wycedzone nad głową, mimo rozchodzącego się bólu, palącego cierpienia złamanego serca i złamanych żeber. Wspomnienie przyszło nagle, absurdalne w swej istocie, chwiejące krokiem, wzbudzające atawistyczną obawę. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Odprowadziła go ciężka, aksamitna cisza i tylko wszechobecny zapach róż wżerał się, niepomny na jego potrzebę bycia samemu ze swoimi myślami.

Usiadł przy drzwiach do pokoju, jak ledwie moment temu siedział przy drzwiach do krypty, w dziwacznej paraleli akompaniowanej krzywej melodii rozstrojonych instrumentów grających pożegnalnego walca. Rozpaczliwego walca. Desperackiego walca. Skołowanie rozmywało się w ciężarze nienaturalnie lepkich powiek. Czarń przyszła jak wybawienie, choć wcale nie nosiła twarzy mesjasza.

tylko kochankowie przeżyją

Kiedy się obudził, odkrył, że leży wymarznięty na twardej ziemi, wtulony w drzwi swojego własnego pokoju. Leżał na ręce, a ta była straszliwie ścierpnięta. Nieprzyjemne mrowienie krążyło po kończynie, gdy dźwignął się obolały. Niestety, umysł nie był zbyt łaskawy, a każde westchnienie minionej nocy powróciło do niego swoją kolczastą miękkością.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#15
17.09.2024, 23:40  ✶  
Może gdzieś, jakaś podświadoma część jego własnego umysłu, oczekiwała, że nadejdzie atak, tak by przypomnieć sobie czemu ta relacja nie miała już racji bytu. Bo przecież gdyby ta historia była sztuką, oglądałby ją z fascynacją siedząc na widowni, wiedząc, że w przerwę napije się doskonałego wina w teatralnym barze, a w drodze do domu podyskutuje z kimś o tym, czy te bardziej makabryczne sceny były dobrze zagrane, czy też aktorzy nie popisali się tak, jakby mogli. To jednak nie była sztuka, a prawdziwe życie, a w prawdziwym życiu niektóre związki należało szybko zerwać, bo przecież nie można było przyglądać się im z wypiekami na twarzy z bezpiecznej perspektywy.
Atak jednak nie nadszedł, a jedynie jego własne ciało odmówiło mu posłuszeństwa zwalając go na podłogę, więżąc go w jego własnym ciele, które jakby zastygło, niczym woskowa skorupa wokół przerażonego umysłu.
Może powinien był otworzyć okno. Może powinien był wpuścić światło. A może po prostu powinien podejmować lepsze decyzje te kilka lat temu i się nie zakochać. Albo nie odchodzić i chronić ich wszystkich w ten sposób.
***
Pobudka wcale nie przyniosła mu ulgi. Podłoga była zimna, ale nie w tej kojący sposób, co czyjeś ramiona. Leżał też zdecydowanie za daleko od łóżka by po prostu z niego spaść.
I co on robił ze swoim nadgarskiem?
Nagle zalała go falą przerażenia, gdy przypomniał sobie ten jeden szczegół ze snu. Szybko obejrzał nadgarstek, na którym nie było żadnego śladu, a potem zerwał się na równe nogi i dopadł do łóżka przerzucając w nerwach poduszki i pościel, na wypadek gdyby dojrzał tam jakikolwiek krwawy ślad. Nic. Tak samo jak na nadgarstku. Ale przecież były na to sposoby, sam z nich korzystał, śmiałby nawet stwierdzić, że był w nich mistrzem. Nieproszone wspomnienie paskudnie zakradło mu się do głowy. Stał przy umywalce i nakładał odpowiednie preparaty na niewielką ranę. Drzwi, prowadzące do eleganckiej sypialni były lekko uchylone, a na łóżku leżał Jean i... Nie, już nie leżał, bo nagle znalazł się tuż przy nim, pocałował go i przejął delikatnie od niego nasączoną eliksirem watę, aby samemu czule poradzić sobie ze skutkami jego własnych kłów na skórze ukochanego. Troszczył się. To było miłe.
Wzdrygnął się na tę myśl.
Z czym dało się pomylić miłość?
Cisnął poduszkę na łóżko i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Wszystko było w porządku. Wszystko wydawało się na miejscu poza... Zamarł.
Llst, na jednej z półek leżał ten list, a przecież był pewny, że wysyłał go wczoraj i to z gabinetu. Czemu więc... Opadł ciężko na łóżko, nawet nie dotykając koperty. A może rzeczywiście go nie wysyłał? Może wziął go na górę, aby zrobić to na spokojnie rano? Tak, to na pewno było to i... Nie. Nie wiedział. Nie pamiętał. Po prostu nie pamiętał. Na Merlina, teraz obie wersje wydawały się prawdopodobne, a on nie pamiętał.
Położył się w pogiętej pościeli i wziął głęboki oddech. Bezczelne koszmary kusiły go wizjami otaczających go ramion, a kiedy się budził nie było obok niego w łóżku nikogo kto mógłby przynieść mu ten komfort. Nie zamierzał wracać do snu, nie było absutnie takiej mowy, nie ważne ile kadzidełek by nie zapalił, mógł więc leżeć i gapić się w sufit, lub wstać upewnić się, że w domu na pewno nikogo nie było, a potem zadbać o to, by wyglądał jakby nigdy się nic nie stało. Wybrał tę drugą opcję. Ah, i jeszcze musiał wysłać list.
Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Jonathan Selwyn (3256), Dearg Dur (2066)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa