12.09.2024, 01:50 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.09.2024, 01:52 przez Jonathan Selwyn.)
Zgodnie ze wszelkimi założeniami wypowiadanego samotnie na cmentarzu dramatycznego, nawet jeśli oszczędnego w słowach, monologu odpowiedziała mu jedynie cisza. Jonathan westchnął ciężko, ale gdy nagle otoczyła go mgła, a wraz z nią przyszedł dotyk, zupełnie zapomniał co właśnie chciał zrobić. Uciekać? Zostać? Zdecydowanie zostać. Dotyk stawał się coraz to bardziej zajmujący, a potem już nie było myśli. Potem były już tylko okryte kaszmirem ramiona i chłodne palce masujące skórę głowy. Jeszcze zamroczony snem umysł Selwyna, nie do końca rozumiał co się właśnie działo, a może to ta mgła weszła mu też prosto do głowy, pozbawiając wszelkich myśli, i... Nie. Przecież to był tylko sen. Zły sen. Był w Londynie, wzrok który coraz bardziej przyzwyczajał się do ciemności, rozpoznawał zarysotoczenia, a do nosa dochodził zapach dobrze znanych kadzidełek. Zamglonym spojrzeniem obrzucił pogrążoną w mroku sylwetkę.
Anthony co ty robisz w moim łóżku? - Pomyślał półprzytomnie w pierwszej chwili, ale nie... To przecież nie był Anthon. Tylko, że Jeana nigdy nie było w Londynie. W Londynie był ten inny mężczyzna w jego typie, nawet jeśli nici które ich łączyły nie miały w sobie pewnie już od dawna elementów czerwieni. Przymknął na chwilę oczy i nieporadnym ruchem człowieka, którego zarówno umysł jak i ciało jeszcze nie do końca zostały obudzone, chociaż serce w piersi biło szybciej, wtulił się w wampira. Może Jean jednak był w Londynie. Może po prostu tego nie pamiętał.
Tak, to chyba miało sens. Ktoś mu chyba nawet ostatnio coś mówił, że może o czymś nie pamiętać.
- I widzisz mon chéri z taką fantazją nawet we śnie, może powinienem jednak zostać dramaturgiem - zażartował już nieco bardziej przytomniej, chcąc dzielnie pokazać Jeanowi, że nic takiego mu nie było, jednocześnie wsuwając ciepłą dłoń pod sweter mężczyzny, aby poczuć to kojące uczucie chłodnej skóry przy niebijącym sercu. Chyba było dobrze. Skupił się na tym jak przyjemnym było to, że kochanek gładził jego włosy. Wszystko miało sens. Po prostu czegoś nie pamiętał. Czemu więc ten niepokój nie zniknął całkowicie? Cień zaniepokojenia, gryzł go tak, że nie mógł spokojnie powrócić do snu, coś go bolało, ale nie mógł zlokalizować miejsca, aż wreszcie gdy spróbował się lepiej ułożyć, poczuł ostry ból w nadgarstu, a jego ponownie zalała fala emocji i bolesne poczucie krzywdy
Szybko zerwał się z łóżka i wbił wściekle spojrzenie w Jeana.
- Wynoś się stąd - wycedzil przez zaciśnięte zęby, nie pamiętając powodów, czemu nagle czuł takie wściekłość i strach, ale chwycił się tego, bo jakoś tylko te dwie emocje wydawaly się wlaściwe. - Zostaw mnie i moje życie!
Nic nie miało sensu. nie powinno go tutaj być. po prostu wiedział, że nie powinno. Oddychał ciężko. Czemu krzyczał? Nic się przecież nie działo. A jednak... A jednak czuł, że powinien krzyczeć jeszcze głośniej. Krzyczeć ponieważ bolało. Nadgarstek, serce, głowa. Wszystko. Zwłaszcza, gdy widział jego oczy. Wtedy bolało najbardziej.
Anthony co ty robisz w moim łóżku? - Pomyślał półprzytomnie w pierwszej chwili, ale nie... To przecież nie był Anthon. Tylko, że Jeana nigdy nie było w Londynie. W Londynie był ten inny mężczyzna w jego typie, nawet jeśli nici które ich łączyły nie miały w sobie pewnie już od dawna elementów czerwieni. Przymknął na chwilę oczy i nieporadnym ruchem człowieka, którego zarówno umysł jak i ciało jeszcze nie do końca zostały obudzone, chociaż serce w piersi biło szybciej, wtulił się w wampira. Może Jean jednak był w Londynie. Może po prostu tego nie pamiętał.
Tak, to chyba miało sens. Ktoś mu chyba nawet ostatnio coś mówił, że może o czymś nie pamiętać.
- I widzisz mon chéri z taką fantazją nawet we śnie, może powinienem jednak zostać dramaturgiem - zażartował już nieco bardziej przytomniej, chcąc dzielnie pokazać Jeanowi, że nic takiego mu nie było, jednocześnie wsuwając ciepłą dłoń pod sweter mężczyzny, aby poczuć to kojące uczucie chłodnej skóry przy niebijącym sercu. Chyba było dobrze. Skupił się na tym jak przyjemnym było to, że kochanek gładził jego włosy. Wszystko miało sens. Po prostu czegoś nie pamiętał. Czemu więc ten niepokój nie zniknął całkowicie? Cień zaniepokojenia, gryzł go tak, że nie mógł spokojnie powrócić do snu, coś go bolało, ale nie mógł zlokalizować miejsca, aż wreszcie gdy spróbował się lepiej ułożyć, poczuł ostry ból w nadgarstu, a jego ponownie zalała fala emocji i bolesne poczucie krzywdy
Szybko zerwał się z łóżka i wbił wściekle spojrzenie w Jeana.
- Wynoś się stąd - wycedzil przez zaciśnięte zęby, nie pamiętając powodów, czemu nagle czuł takie wściekłość i strach, ale chwycił się tego, bo jakoś tylko te dwie emocje wydawaly się wlaściwe. - Zostaw mnie i moje życie!
Nic nie miało sensu. nie powinno go tutaj być. po prostu wiedział, że nie powinno. Oddychał ciężko. Czemu krzyczał? Nic się przecież nie działo. A jednak... A jednak czuł, że powinien krzyczeć jeszcze głośniej. Krzyczeć ponieważ bolało. Nadgarstek, serce, głowa. Wszystko. Zwłaszcza, gdy widział jego oczy. Wtedy bolało najbardziej.