07.09.2024, 18:29 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.09.2024, 18:34 przez Brenna Longbottom.)
– Erik chyba zna się na tarocie jeszcze mniej ode mnie – stwierdziła Brenna. Gdyby sama miała przypisywać Moody jakąś kartę, byłaby to pewnie wieża: ale może i dziewczyna miała rację, co do Głupca, karty nowych możliwości i nowych dróg, przynajmniej zdaniem Morpheusa. Pozwalającej jednak na pewną… nieświadomość, na niewykorzystany potencjał, na poszukiwania – na te wszystkie rzeczy, do których Brenna nie miała już prawa.
Zmrużyła lekko oczy, spoglądając na Millie. Czy uważała, że czyta w niej jak w książce? Chyba nie do końca. Widziała pewne rzeczy, bo obserwowała ją – nawykła obserwować ludzi, a tych, na których jej zależało, rozkładać we własnej głowie na czynniki pierwsze. Wychwytywała pewne wzorce, upodobania, drobne nawyki. Ale jednocześnie pozostawały sprawy, które uchodziły jej uwadze, zostawały w ciemnościach. I chyba podobnie było w drugą stronę. Miles była dla Brenny jedną z tych osób, które nigdy nie powinny dowiedzieć się, jak bardzo Brenna czasem nie wiedziała, co robić, bo wtedy tylko poczułaby się bardziej zagubiona.
– A z przyjaciółkami? – spytała. – Pytaj, o co zechcesz, po prostu nie sądzę, żebym w tej sprawie potrzebowała radzić się kart. I mogłabym spróbować szantażu, zamiast negocjacji, ale zamiast tego powiem: jeżeli nie będziesz jeść, nie będziesz miała siły. Naprawdę chcesz, żeby ktoś potem przynosił cię tu nieprzytomną? Nie jesteś małą dziewczynką, Millie.
Odsunęła się, zabierając do zjadania własnego boczku i pomidorów: tost zdążyła pochłonąć chwilę wcześniej.
– Chcesz zmienić terapeutę? – zapytała, już bardziej rzeczowo. Była dziwnie pewna, że Perseus Black nie zalecił jej odstawienia leków: a jeżeli zrobiła to bez konsultacji z nim, najwyraźniej pomiędzy tą dwójką zabrakło linii porozumienia. – Miles, czy dalej widzisz albo słyszysz rzeczy? Nie mam zamiaru odsyłać cię do Lecznicy Dusz.
Miała ambiwalentne odczucia wobec tego przybytku. Z wielu różnych powodów. Ale w tym pytaniu kryło się… swego rodzaju drugie dno. A spojrzenie Brenny było teraz bardzo uważne, skupione, jakby chciała wyłapać każdą drobną oznakę, sugerującą, że Moody może nie być do końca szczera w odpowiedzi.
Zmrużyła lekko oczy, spoglądając na Millie. Czy uważała, że czyta w niej jak w książce? Chyba nie do końca. Widziała pewne rzeczy, bo obserwowała ją – nawykła obserwować ludzi, a tych, na których jej zależało, rozkładać we własnej głowie na czynniki pierwsze. Wychwytywała pewne wzorce, upodobania, drobne nawyki. Ale jednocześnie pozostawały sprawy, które uchodziły jej uwadze, zostawały w ciemnościach. I chyba podobnie było w drugą stronę. Miles była dla Brenny jedną z tych osób, które nigdy nie powinny dowiedzieć się, jak bardzo Brenna czasem nie wiedziała, co robić, bo wtedy tylko poczułaby się bardziej zagubiona.
– A z przyjaciółkami? – spytała. – Pytaj, o co zechcesz, po prostu nie sądzę, żebym w tej sprawie potrzebowała radzić się kart. I mogłabym spróbować szantażu, zamiast negocjacji, ale zamiast tego powiem: jeżeli nie będziesz jeść, nie będziesz miała siły. Naprawdę chcesz, żeby ktoś potem przynosił cię tu nieprzytomną? Nie jesteś małą dziewczynką, Millie.
Odsunęła się, zabierając do zjadania własnego boczku i pomidorów: tost zdążyła pochłonąć chwilę wcześniej.
– Chcesz zmienić terapeutę? – zapytała, już bardziej rzeczowo. Była dziwnie pewna, że Perseus Black nie zalecił jej odstawienia leków: a jeżeli zrobiła to bez konsultacji z nim, najwyraźniej pomiędzy tą dwójką zabrakło linii porozumienia. – Miles, czy dalej widzisz albo słyszysz rzeczy? Nie mam zamiaru odsyłać cię do Lecznicy Dusz.
Miała ambiwalentne odczucia wobec tego przybytku. Z wielu różnych powodów. Ale w tym pytaniu kryło się… swego rodzaju drugie dno. A spojrzenie Brenny było teraz bardzo uważne, skupione, jakby chciała wyłapać każdą drobną oznakę, sugerującą, że Moody może nie być do końca szczera w odpowiedzi.
Rzut Z 1d100 - 92
Sukces!
Sukces!
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.