To nie był dobry moment, aby dyskutować na temat jej relacji z matką, mogło ją to niepotrzebnie dobić, i tak humor miała raczej średni. Mogła umrzeć, nie umarła, ale trochę się przestraszyła, bo co, jeśli nie miałaby tyle szczęścia? Czy została by kolejną zjawą, która mieszkała nad jeziorem. Wolała o tym nie myśleć, zdecydowanie nie chciała zostać duchem uwięzionym między światami. Wiedziała, że mogło się to tak skończyć.
Wspominała mu kilka razy o tym, że lubi adrenalinę. Nie była stworzona do siedzenia na tyłku, posłusznie nie szukała przygód na Nokturnie, z racji na to, co im się tam przydarzyło, jednak Nokturn aż tak jej nie ograniczał. Miała wiele miejsc, w których mogła pozwolić sobie na przekraczanie granic. Nie spodziewała się jednak, że krzywda stanie jej się tuż przy rodzinnej rezydencji, bo te okolice znała jak własną kieszeń. Jak widać, nigdy nie można być zbyt pewnym siebie. Miała świadomość, że zachowała się lekkomyślnie, wiedziała, jak pokonać kelpie, w jaki sposób ją uwięzić, nie była przygotowana w pełni do tego spotkania, ale i tak zaryzykowała - żyła w jakiejś dziwnej bańce, czuła się trochę jakby była nieśmiertelna, ta sytuacja uświadomiła ją, że wcale tak nie jest. Była równie krucha, co każdy inny człowiek.
- Dla kogo szczęśliwy, dla tego szczęśliwy. - Niby starała się z nim rozmawiać, a nieco była nieobecna. Próbowała sobie w głowie ułożyć jakiś plan, ale szło jej to raczej dosyć nieporadnie. Nie była w stanie się w pełni na niczym skupić. Ból ją rozpraszał. Zapewne szybko nie minie. Zresztą dopiero co się obudziła, nie ma się co dziwić, że nie była w stanie zebrać myśli.
- Tak, tak zrobię. - Będzie musiała odezwać się do Bulstrode. Wiedziała, że będzie się to wiązało z nieprzyjemną rozmową. Florence nie do końca akceptowała niepotrzebne ryzyko, które charakteryzowało zachowanie Gerry. Jakoś to przeżyje, przyzwyczaiła się do tego chłodnego tonu przyjaciółki, który pojawiał się za każdym razem, kiedy znowu sobie coś zrobiła. Miała świadomość też, że Flo miała do niej delikatny sentyment, wybaczała jej zdecydowanie więcej, niż wszystkim swoim innym pacjentom. Na całe szczęście zaprzyjaźniły się od momentu, w którym zaczęła ją leczyć, bo czuła, że inaczej pewnie nie chciałaby zostać jej prywatną uzdrowicielką. Pewnie nikt nie chciałby mieć takiego nieodpowiedzialnego pacjenta. Jasne, może było to dobre źródło zarobku, ale nie sądziła, że ktokolwiek chciałby się opiekować kimś, kto co chwilę ryzykował dosyć poważnymi urazami, nie znasz dnia ani godziny kiedy Geraldine pojawi się pod twoimi drzwiami.
- W to nie wątpię, Flo zawsze robi co w jej mocy. - Pierwszy raz w obecności Greengrassa wspomniała jakiekolwiek informacje, które mogły naprowadzić go na to, kto jest jej uzdrowicielem. Zresztą pewnie nikt o zdrowych zmysłach nie wpadłby na to, że te dwie kobiety mogą się przyjaźnić. Bardzo się różnił, sposobem życia, charakterem, chyba wszystkim, co było możliwe. Gdzieś, jakimś cudem jednak znalazły nić porozumienia.
- Tak, to tylko geny, nic więcej. - W jej głosie mógł usłyszeć lekkie zrezygnowanie. Zdecydowanie humor jej się popsuł. Zaczęło do niej docierać to, że tym razem trochę potrwa zanim wróci do zdrowia, że sama sobie załatwiła złotą klatkę, w której utknie, na własne życzenie. Miała świadomość, że jej zawód wiązał się z podobnym ryzykiem, jednak jak do tej pory nigdy nie przytrafiło się jej nic podobnego. To było dosyć brutalne pokazanie tego, jak może wyglądać jej los. Niby powtarzała sobie, że nie boi się śmierci, ale czy faktycznie była gotowa oddać się w jej ramiona, jakby nigdy nic? Chyba nie do końca. Zauważyła też, że tak naprawdę poza polowaniami nie miała niczego. Gdyby wypadek był poważniejszy straciłaby sens swojego życia, strasznie przytłaczająca wizja.
Kolejne słowa, które padły z jego ust raniły ją niczym ostrze. - Mhm. - Mruknęła cicho, odwróciła przy tym głowę w drugą stronę, nie chciała teraz spojrzeć mu w twarz. Po policzku popłynęła jej jedna łza. Niezbyt przyjemne uczucie usłyszeć, że ktoś zajmował się tobą tylko przez pieniądze. Mogła się tego spodziewać, może gdzieś tam tliła się w niej nadzieja, że jednak nie jest dla niego nieznajomą, w tej chwili chyba zgasła. Strasznie uderzyły w nią te słowa. Dużo bardziej, niż wszystkie wcześniejsze, które też nie były zbyt przyjemne.
Czy właściwie ktokolwiek faktycznie przejąłby się jej losem poza rodziną? Pewnie nie. Zasłużyła na to, odpychała od siebie ludzi, starała się ich trzymać na dystans i tak to się kończyło. Niby próbowała na początku walczyć o to, żeby tym razem było inaczej, ale też nie potrafiła tego zrobić.
Nie skomentowała odpowiedzi na temat blizny, jedynie ponownie spróbowała przejechać palcami po swoich plecach, najwyraźniej miały jej przypominać o tym, jak upadła. Nie pozostawało nic innego, jak się z tym pogodzić.