12.10.2024, 00:56 ✶
- Och, rzeczywiście - przyznała, przypominając sobie mityczną imienniczkę dziewczyny. - Ale mam nadzieję, że twoja mama miewa się dobrze? - Nie wiedziała, czemu zadała to pytanie na głos. Znaczy... Wiedziała, że wywodziło się to z troski, ale kiedy słowa dotarły uszu, Scylla miała wrażenie, że popełniła faux-pas, sugerując, że Electra mogłaby cokolwiek złego swojej rodzicielce wyrządzić.
Ruszyła dalej ścieżką, słuchając Electry i jej nieskrępowanego podejścia do życia. Było w tym coś pociągającego, coś, czego Scylla nie znała. Electra żyła w teraźniejszości, skacząc między nowymi doświadczeniami jak motyl. Ona sama, przeciwnie, miała wrażenie, że żyje na pograniczu, z jednym okiem utkwionym w tym, co było, a drugim w tym, co jeszcze mogło się wydarzyć. Może właśnie dlatego czuła się teraz trochę obco - nie dlatego, że Electra była inna, ale dlatego, że Scylla nie wiedziała, jak wejść w taki świat, gdzie wszystko wydaje się możliwe, a przeszłość nie rzuca cienia na każdą decyzję.
Kiedy Electra zapytała wprost o trzecie oko, Scylla przez chwilę milczała, jakby zastanawiała się, jak wiele powinna ujawnić. Rzadko mówiła o swoim darze - a raczej przekleństwie, jak to czasem nazywała. Zazwyczaj ludzie albo jej nie wierzyli, albo zaczynali traktować ją jak dziwadło, od którego należy trzymać się z daleka. Ale Electra była inna - otwarta, ciekawska, bez śladu osądu w głosie.
- Tak, to Trzecie Oko - odpowiedziała w końcu, spoglądając na nią kątem oka. - Widzę przyszłość, ale... Najczęściej są to urywki, enigmatyczne wskazówki złożone z symboli i ulotnych wrażeń, które bez kontekstu niewiele dla mnie znaczą. - Wolała wyjaśnić, aby Electra nie zrobiła sobie zbyt wielkich oczekiwań wobec jej skromnej osoby. Owszem, Scylla była zalewana wręcz wizjami, były jak morze podczas przypływu - przebłyski przyszłości przychodziły falami, a ona wiedziała, że się to nigdy nie skończy i nie może tego zatrzymać. Nie mogła przecież walczyć z naturą.
Zatrzymała się na chwilę, biorąc głęboki oddech, jakby próbując znaleźć właściwe słowa, by wyjaśnić, co miała na myśli.
- Nasze życia są różne, Electro. Ty żyjesz chwilą, otaczają cię ludzie, którzy cię wspierają, rodzina, przyjaciele. Możesz próbować nowych rzeczy, odkrywać świat bez większych obciążeń. Ja… - Scylla zamilkła, po czym uśmiechnęła się gorzko. - Ja przez większość czasu żyję w cieniu przeszłości, wiedząc więcej, niż czasem chciałabym wiedzieć. - Spuściła wzrok, odgarniając włosy z twarzy.
Widząc entuzjazm Electry na myśl o przepowiedni, Scylla nie mogła powstrzymać lekko rozbawionego uśmiechu, nawet jeśli nieznanego pochodzenia melancholia wciąż przepełniała jej ciało. Było coś ujmującego w tej ekscytacji, jakby dziewczyna przed nią nie zdawała sobie sprawy z ciężaru jej daru. Ale Scylla wiedziała, że ten dar mógłby być zarówno przekleństwem, jak i błogosławieństwem.
- Mhm - przytaknęła cicho, jakby to nie była wcale wielka przysługa, ale zanim zdążyła odpowiedzieć na propozycję dotyczącą żuków, teraźniejszość stała się jedynie echem przyszłości.
Oczy Scylli zaszły mgłą; widać było, że przez kilka długich chwil była przy Electrze jedynie ciałem, a duch przedzierał się przez meandry tego, co ma dopiero nadejść. Było w Greybackównie teraz coś nieswojego, jakby była skorupą pozbawioną człowieczej esencji, jedynie naczyniem, które niebawem napełni siła wyższa.
- Nie znajdzie miłości, ale ta miłość znajdzie jego. Niespodziewanie - powiedziała, nadal patrząc gdzieś w przestrzeń, gdzieś daleko poza Electrę. Dłoń Scylli nagle ruszyła się i złapała dziewczynę za nadgarstek, jakby w ostrzeżeniu. - Ale tym razem musi się pilnować, uważać na słońce. Już raz zbliżył się za mocno i go sparzyło. - Cichy, ale pełen przejęcia głos pomknął tuż przy uchu Prewettówny, bo Scylla stanęła na palcach, by upewnić się, że na pewno usłyszy. Że weźmie to sobie do serca.
Wtem zamrugała kilkukrotnie, jakby wracając wzrokiem na plan ziemski i rozejrzała się w popłochu dookoła siebie, ewidentnie chcąc się upewnić, że nadal znajduje się w tym samym miejscu. Zerknęła przelotnie na Electrę, a potem zrozumiała, co właśnie zaszło. Puściła jej nadgarstek jakby to ona była poparzona.
- Przepraszam, to było nagłe - zmarszczyła brwi mówiąc to, uciekła spojrzeniem gdzieś daleko, ale tym razem w pełni świadomie, wiedziona wstydem. - Chyba nie na taką przepowiednię liczyłaś - mruknęła pod nosem, a następnie podrapała się niezręcznie po karku.
Ruszyła dalej ścieżką, słuchając Electry i jej nieskrępowanego podejścia do życia. Było w tym coś pociągającego, coś, czego Scylla nie znała. Electra żyła w teraźniejszości, skacząc między nowymi doświadczeniami jak motyl. Ona sama, przeciwnie, miała wrażenie, że żyje na pograniczu, z jednym okiem utkwionym w tym, co było, a drugim w tym, co jeszcze mogło się wydarzyć. Może właśnie dlatego czuła się teraz trochę obco - nie dlatego, że Electra była inna, ale dlatego, że Scylla nie wiedziała, jak wejść w taki świat, gdzie wszystko wydaje się możliwe, a przeszłość nie rzuca cienia na każdą decyzję.
Kiedy Electra zapytała wprost o trzecie oko, Scylla przez chwilę milczała, jakby zastanawiała się, jak wiele powinna ujawnić. Rzadko mówiła o swoim darze - a raczej przekleństwie, jak to czasem nazywała. Zazwyczaj ludzie albo jej nie wierzyli, albo zaczynali traktować ją jak dziwadło, od którego należy trzymać się z daleka. Ale Electra była inna - otwarta, ciekawska, bez śladu osądu w głosie.
- Tak, to Trzecie Oko - odpowiedziała w końcu, spoglądając na nią kątem oka. - Widzę przyszłość, ale... Najczęściej są to urywki, enigmatyczne wskazówki złożone z symboli i ulotnych wrażeń, które bez kontekstu niewiele dla mnie znaczą. - Wolała wyjaśnić, aby Electra nie zrobiła sobie zbyt wielkich oczekiwań wobec jej skromnej osoby. Owszem, Scylla była zalewana wręcz wizjami, były jak morze podczas przypływu - przebłyski przyszłości przychodziły falami, a ona wiedziała, że się to nigdy nie skończy i nie może tego zatrzymać. Nie mogła przecież walczyć z naturą.
Zatrzymała się na chwilę, biorąc głęboki oddech, jakby próbując znaleźć właściwe słowa, by wyjaśnić, co miała na myśli.
- Nasze życia są różne, Electro. Ty żyjesz chwilą, otaczają cię ludzie, którzy cię wspierają, rodzina, przyjaciele. Możesz próbować nowych rzeczy, odkrywać świat bez większych obciążeń. Ja… - Scylla zamilkła, po czym uśmiechnęła się gorzko. - Ja przez większość czasu żyję w cieniu przeszłości, wiedząc więcej, niż czasem chciałabym wiedzieć. - Spuściła wzrok, odgarniając włosy z twarzy.
Widząc entuzjazm Electry na myśl o przepowiedni, Scylla nie mogła powstrzymać lekko rozbawionego uśmiechu, nawet jeśli nieznanego pochodzenia melancholia wciąż przepełniała jej ciało. Było coś ujmującego w tej ekscytacji, jakby dziewczyna przed nią nie zdawała sobie sprawy z ciężaru jej daru. Ale Scylla wiedziała, że ten dar mógłby być zarówno przekleństwem, jak i błogosławieństwem.
- Mhm - przytaknęła cicho, jakby to nie była wcale wielka przysługa, ale zanim zdążyła odpowiedzieć na propozycję dotyczącą żuków, teraźniejszość stała się jedynie echem przyszłości.
Oczy Scylli zaszły mgłą; widać było, że przez kilka długich chwil była przy Electrze jedynie ciałem, a duch przedzierał się przez meandry tego, co ma dopiero nadejść. Było w Greybackównie teraz coś nieswojego, jakby była skorupą pozbawioną człowieczej esencji, jedynie naczyniem, które niebawem napełni siła wyższa.
- Nie znajdzie miłości, ale ta miłość znajdzie jego. Niespodziewanie - powiedziała, nadal patrząc gdzieś w przestrzeń, gdzieś daleko poza Electrę. Dłoń Scylli nagle ruszyła się i złapała dziewczynę za nadgarstek, jakby w ostrzeżeniu. - Ale tym razem musi się pilnować, uważać na słońce. Już raz zbliżył się za mocno i go sparzyło. - Cichy, ale pełen przejęcia głos pomknął tuż przy uchu Prewettówny, bo Scylla stanęła na palcach, by upewnić się, że na pewno usłyszy. Że weźmie to sobie do serca.
Wtem zamrugała kilkukrotnie, jakby wracając wzrokiem na plan ziemski i rozejrzała się w popłochu dookoła siebie, ewidentnie chcąc się upewnić, że nadal znajduje się w tym samym miejscu. Zerknęła przelotnie na Electrę, a potem zrozumiała, co właśnie zaszło. Puściła jej nadgarstek jakby to ona była poparzona.
- Przepraszam, to było nagłe - zmarszczyła brwi mówiąc to, uciekła spojrzeniem gdzieś daleko, ale tym razem w pełni świadomie, wiedziona wstydem. - Chyba nie na taką przepowiednię liczyłaś - mruknęła pod nosem, a następnie podrapała się niezręcznie po karku.
i poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
by się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga