- Tego nie powiedziałem - skwitował z tym samym uśmieszkiem na ustach.
Odpowiadało mu, że może nie kryć wyrazu twarzy. To, że nadal miał wysoko naciągnięty szalik było tylko kwestią zimną, ale znacznie pomagało mu być całkiem sobą. Oczy mu błyszczały, postawa ciała świadczyła o wyluzowaniu. Może potrzebował takiej rozmowy przed akcją. Trudno było stwierdzić, ale nie wykluczał takiej możliwości.
- Spełniam tu swoje zadanie i wypierdalam, Panienko. Dokładnie tak jak to już poprzednio ustaliliśmy - zapewnił, dyskretnie przypominając, że już raz nie wyszło jej sterowanie jego sznureczkami.
Głównie dlatego, że ich nie miał. Ku jakiemukolwiek zawodowi z jej strony, nie dało się pociągać za coś, co nie istnieje. Może grała mu na nerwach, ale te struny były napięte i zawsze na swoim miejscu. Zresztą, gdyby zrobiła to za bardzo, nie miałby problemu, żeby przytrzasnąć jej palce. To też już sobie ustalili.
Nie starał się być przyjacielem Yaxleyówny i miał na nią dokładnie tego samego haka, jakiego ona miała na niego. To, że w tym momencie nie korzystał z danych mu możliwości świadczyło tylko o tym, co też jej już powiedział. Świadomie wybierał brak jakiejkolwiek relacji ponad wszelkie inne opcje.
- Interesujące - podsumował z kląśnięciem językiem o podniebienie.
Wbrew pozorom nie był aż tak zaczepny jak to brzmiało. Rozważał wszystkie możliwe opcje. Skoro już się pojawili na miejscu spotkania to głupio byłoby odejść stąd bez przemyślenia, czy może nie byłoby warto podjąć się tego zlecenia w bardziej butikowym zespole. Aczkolwiek szczerze mówiąc, Ambroise nie był pewny głównie jednego.
- Cóż. To nie byłby nasz pierwszy wspólny wypad do lasu - zauważył bez większego przejęcia.
Ten temat nie był już taki drażliwy. Oczywiście nie planował drążyć w przeszłości nawet z Geraldine, która by go zrozumiała. Mimo to upływ miesięcy oddalał częściowo złe wspomnienia i zasklepiał rany. Wbrew przewidywaniom kontakt z Yaxleyówną nie był już dla niego jak posypywanie solą tych ranek. Stawał się neutralny. Irytowała go, drażniła, ale przestawał widzieć sceny sprzed roku, kiedy na nią patrzył. Teraz była już głównie zadufaną w sobie, znudzoną, bogatą dziewczynką.
- Powiedzmy, że wynagrodził mi również twoje humorki - zapewnił bez mrugnięcia okiem.
W końcu takie były fakty. Odesłała go po tym, jak odwalił najgorszą robotę. Uraziła jego ego (o to nie było trudno) i pozostawiła mu gorzki posmak w ustach, bo nie spodziewał się, że tak szybko odda robotę innemu uzdrowicielowi. Na dodatek koleżance po fachu ze szpitala. Nie miał tego Geraldine aż tak bardzo za złe, ale nie zamierzał robić dobrej miny do złej gry, kiedy nie musiał.
- Tak też się spodziewałem - odrzekł.
Nie spodziewał się po niej niczego innego. Tym bardziej, że miałaby odłożyć miecz i łuk na rzecz spokojnego bytu. Raczej zakładał, że miała umrzeć z różdżką w dłoni i to pewnie prędzej niż później. Uratował ją raz, mógłby drugi, ale kiedyś miała przyjść kryska na matyska. Oboje to wiedzieli. Nie kwestionował tego.
- Pięć minut - spojrzał na zegarek. - Jebani najemnicy - mruknął.
Zero standardów. Niektórzy ich nie mieli.