10.06.2025, 17:08 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2025, 22:47 przez Atreus Bulstrode.)
Całe szczęście, Atreus wcale nie potrzebował ostrzeżeń przed pożarami, wokół których owijał się ten zauważony przez nią wąż. Wiedział doskonale, że jesień będzie obleczona w barwę złocisto-czerwoną, ale nie tylko liści, a także płomieni. Ale dokładnie tak jak Millie jego, on też nie zamierzał jej przed tym ostrzegać. Trochę dlatego, że był to winny Florence, a trochę też bo wybieganie w przód aż tak daleko w towarzystwie paranoicznych myśli wcale nie leżało w jego naturze. Pośród ciemnych i dusznych obrazków profetycznego krajobrazu nigdzie nie dało się zauważyć konkretnej daty, nie ważne ile razy pochylał się nad tym w myślodsiewni i ile razy dopytywał o to siostrę. Los bezradnie rozkładał ręce, a oni razem z nim i musieli się na to zgodzić, czekając na to co przyjdzie.
Zawahał się w pierwszym odruchu, ale nie trzeba było go dwa razy prosić, bo zaraz podniósł się ze swojego miejsca i ruszył za nią, odrobinę nawet wdzięczny, a dłonie raz jeszcze przesunęły się po materiale szat. Tym razem jednak bezbłędnie i prosto do celu, sięgając po papierośnicę; na jego nie kołysał się żaden walczący z falami statek, ale zamiast tego przemykały po srebrnej tafli ścigające się w cwale konie - prezent od matki na któreś tam, już nawet nie pamiętał które, urodziny.
Wyłuskał z puzderka papieros, ostukując go o wieczko, przez chwilę jeszcze wpatrując się w Millie, kiedy ta dalej mówiła. W końcu sam zapalił, z zastanowieniem przenosząc spojrzenie na otaczający Warownię krajobraz. Jego pytanie było głupią prowokacją, jakby zastanawiał się czy Moody złamie się i ulegnie ciekawości, bo przecież wiedział że to tak nie działało. Mógł bardziej zachowywać się jak Prewett, ale to w rodzinnej posiadłości Bulstrode'ów spędzał więcej czasu. Ale zanim powiedzieć jej z krzywym uśmiechem 'wiem', ucinając jej tłumaczenie, zaciągnął się głębiej.
- Ta, tylko ludźmi - mruknął, mieląc w głowie to, co mu powiedziała. Ale chwila zamyślenia minęła wreszcie, bo Bulstrode wrócił spojrzeniem do Millie i uśmiechnął się lekko, z szelmowskim zacięciem - Odpukać - stuknął trzy razy we framugę. Może i nie była idealnym do tego elementem, żeby teraz bronić się przed złym losem, ale prawda była taka że nic nie było wstanie ich teraz obronić przed tym, co szykowała dla nich przyszłość. - Żeby coś nam się do tego czasu nie stało, co nie? Ale niech będzie, to w takim razie jesteśmy umówieni.
Ich krótką chwilę zadumy i nawet jakiegoś dziwnego porozumienia, przerwała wreszcie Malwa, oznajmiając że Brenna zaraz się pojawi. Pozostało szybko dopalić papierosa i mogli rozstać się z Millie.
Zawahał się w pierwszym odruchu, ale nie trzeba było go dwa razy prosić, bo zaraz podniósł się ze swojego miejsca i ruszył za nią, odrobinę nawet wdzięczny, a dłonie raz jeszcze przesunęły się po materiale szat. Tym razem jednak bezbłędnie i prosto do celu, sięgając po papierośnicę; na jego nie kołysał się żaden walczący z falami statek, ale zamiast tego przemykały po srebrnej tafli ścigające się w cwale konie - prezent od matki na któreś tam, już nawet nie pamiętał które, urodziny.
Wyłuskał z puzderka papieros, ostukując go o wieczko, przez chwilę jeszcze wpatrując się w Millie, kiedy ta dalej mówiła. W końcu sam zapalił, z zastanowieniem przenosząc spojrzenie na otaczający Warownię krajobraz. Jego pytanie było głupią prowokacją, jakby zastanawiał się czy Moody złamie się i ulegnie ciekawości, bo przecież wiedział że to tak nie działało. Mógł bardziej zachowywać się jak Prewett, ale to w rodzinnej posiadłości Bulstrode'ów spędzał więcej czasu. Ale zanim powiedzieć jej z krzywym uśmiechem 'wiem', ucinając jej tłumaczenie, zaciągnął się głębiej.
- Ta, tylko ludźmi - mruknął, mieląc w głowie to, co mu powiedziała. Ale chwila zamyślenia minęła wreszcie, bo Bulstrode wrócił spojrzeniem do Millie i uśmiechnął się lekko, z szelmowskim zacięciem - Odpukać - stuknął trzy razy we framugę. Może i nie była idealnym do tego elementem, żeby teraz bronić się przed złym losem, ale prawda była taka że nic nie było wstanie ich teraz obronić przed tym, co szykowała dla nich przyszłość. - Żeby coś nam się do tego czasu nie stało, co nie? Ale niech będzie, to w takim razie jesteśmy umówieni.
Ich krótką chwilę zadumy i nawet jakiegoś dziwnego porozumienia, przerwała wreszcie Malwa, oznajmiając że Brenna zaraz się pojawi. Pozostało szybko dopalić papierosa i mogli rozstać się z Millie.
Koniec sesji