Zdecydowanie nie tego spodziewałby się po siostrze swojego osobistego lekarza.
W głowie układał sobie już list do Jonathana. Miał świadomość, że ten ma inne zmartwienia, niemniej Anthony żył i wzrastał w przekonaniu, że otoczenie niestety ma szalenie duży wpływ na kształtowanie osobowości, ambicji i pragnień w życiu codziennym. Dlatego dość konsekwentnie otaczał się książkami, dbając o dobór swoich najbliższych tomów tak, by to one mu służyły, a nie on im. I tak doszedł do tego czynnik nieoznaczoności, doszedł do tego słoneczny promień, strzała, która pozbawiła go ambicji, na rzecz odrealnionych marzeń, dotyczących spokojnego życia. Ale na bogów, to właśnie teraz był okres największych przemian, najwładniejszego rozwoju. Nie wiedział co gorsza: kobieta pozbawiona ambicji, która nie ma na siebie pomysłu, czy chłopiec pozbawiony ambicji, grzejący stołek u goblinów z wiszącym nad nim dożywociem.
Siedział i słuchał. Właściwie rozparł się wygodnie na kanapie, uśmiechając się leniwie, z sympatią wypracowaną latami działania w polityce. A w głowie mimowolnie tkał plan, który zapewne nie zostanie wprowadzony w życie. Electra jawiła mu się jako kuriozum, ale poprzeczką było "nie jest goblinem". Kim był, żeby się wtrącać? No właśnie... Stalowe oczy na moment uciekły do wyprostowanej, dumnej sylwetki jego kuzynki, jak zawsze onieśmielająco doskonałej. Zachwycił się przez moment rzeźbą twarzy, ostro ciosanej kości policzkowej ułagodzonej skórą i uniesionym kącikiem ust.
Odetchnął.
– Jak się poznaliście? Chodziliście razem do szkoły? – zagadnął zwracając się ku młodym, gdy już Electra odpowiedziała na wcześniejsze dotyczące pracy. Proszę, wymyślił neutralne pytanie. Głównie dla Charlotte.