- Spokojnie, jeśli to klątwa, to załatwimy sprawę - zawtórowała Erikowi już w kuchni. Oczywiście, że wcisnęła w swój napięty rozkład zajęć spotkanie z klątwołamaczem. Musiała sprawdzić parę przedmiotów, podarowanych na licytację, by mieć pewność, że nikt nie zostawił na nich żadnych przykrych niespodzianek. Castiel Flint nadawał się do tego zadania jak nikt. A przy okazji mogła go podpytać, czy "objawy" Erika nie wskazują na jakąś wyjątkowo paskudną klątwę... Bez ciągania brata, przynajmniej na razie, bo miał rację, gdy to omawiali, w tym, że zaraz padłyby różne Podejrzenia. W rodzaju "Dlaczego Erik Longbottom odwiedza klątwołamacza, czy ma coś do ukrycia?!" albo "Czy Erik Longbottom woli mężczyzn i uwodzi niewinnego młodzieńca?!"
Pozwoliła Mavelle pomóc sobie przy rozkładaniu talerzy i nakładaniu zapiekanki. Brenna przygotowała porcję, która wystarczyłaby do nakarmienia oddziału wojska - sama jadła sporo, Erik był dużym chłopcem, a w dowolnej chwili mógł zmaterializować się ktoś z domowników i poprosić o porcje. A jeśli nawet nie, to później odgrzeje się resztę. Oczywiście, kiedy jej ukochany brat znajdzie się bardzo daleko od kuchni.
Tak naprawdę wcale nie planowała wieszać tego zdjęcia na drzwiach. Nie na stałe. Początkowo planowała wywiesić je tylko po to, by zobaczyć reakcję brata, kiedy je zobaczy, ale ostatecznie mu je pokazała. Chociaż obserwując Mavelle zaczęła się zastanawiać, czy jednak nie powinna.
Cóż, Brenna trochę się w tym domu rządziła. Czasem zdarzało się jej rozstawiać po kątach nawet dziadka, chociaż to on był właścicielem posiadłości i głową rodziny. I pewnie jak większość apodyktycznych osób, nawet nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Chociaż tyle dobrego, że jej zapędy jeszcze nie sięgały wielkich rozmiarów, bo uznawała, że każdy ma jednakowe prawa do prywatności i swojego zdania...
- Byłam pewna, że wybuchł pożar albo że dom został zaatakowany, a byliśmy akurat z Erikiem w domu sami - uzupełniła, już siadając i zabierając się za zgarnianie makaronu z serem. Sami w domu! W przypadku Longbottomów to była rzadkość, bo niby wszyscy domownicy byli zajętymi ludźmi, ale też mieszkało tu sporo osób. - W każdym razie, Erik zdołał spalić nie tylko garnek, ale też rozwalić kawał kuchni. Naprawialiśmy to dwie godziny. Serce miałam w gardle, bo gdyby zobaczyła to mama, to nie wiem, czy najpierw zabiłaby jego czy mnie.
Umilkła na czas potrzebny do zapakowania sobie do ust kilku kęsów. Uśmiechnęła się szeroko, gdy Mavelle zapewniła, że nie ma nic przeciwko pieskowi.
- Pomyśl o tym, w ten sposób, jeśli będzie tak aktywny, jak ja, będę musiała się nim zajmować i zabierać na długie spacery, przez co nie wystarczy mi już czasu, żeby cię dręczyć.