• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[09/03/1972] Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka || Erik, Brenna & Mavelle

[09/03/1972] Posiadłość Longbottomów, Dolina Godryka || Erik, Brenna & Mavelle
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
13.11.2022, 12:00  ✶  
- Nie spotkałam. Widziałam. Całe dziesięć sekund, zanim znikł. Prawdopodobnie za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - usprawiedliwiła się Brenna. Właściwie nawet naprawdę się zastanawiała, czy mężczyzna uciekł na jej widok, czy kogoś innego. Musiała w duchu przyznać, że bywała aż nazbyt intensywna - nie znała myśli Erika, ale gdyby je znała, orzekłaby, że są całkiem trafne. Dla wielu osób mogło to być aż nazbyt przytłaczające.
- Spokojnie, jeśli to klątwa, to załatwimy sprawę - zawtórowała Erikowi już w kuchni. Oczywiście, że wcisnęła w swój napięty rozkład zajęć spotkanie z klątwołamaczem. Musiała sprawdzić parę przedmiotów, podarowanych na licytację, by mieć pewność, że nikt nie zostawił na nich żadnych przykrych niespodzianek. Castiel Flint nadawał się do tego zadania jak nikt. A przy okazji mogła go podpytać, czy "objawy" Erika nie wskazują na jakąś wyjątkowo paskudną klątwę... Bez ciągania brata, przynajmniej na razie, bo miał rację, gdy to omawiali, w tym, że zaraz padłyby różne Podejrzenia. W rodzaju "Dlaczego Erik Longbottom odwiedza klątwołamacza, czy ma coś do ukrycia?!" albo "Czy Erik Longbottom woli mężczyzn i uwodzi niewinnego młodzieńca?!"
Pozwoliła Mavelle pomóc sobie przy rozkładaniu talerzy i nakładaniu zapiekanki. Brenna przygotowała porcję, która wystarczyłaby do nakarmienia oddziału wojska - sama jadła sporo, Erik był dużym chłopcem, a w dowolnej chwili mógł zmaterializować się ktoś z domowników i poprosić o porcje. A jeśli nawet nie, to później odgrzeje się resztę. Oczywiście, kiedy jej ukochany brat znajdzie się bardzo daleko od kuchni.
Tak naprawdę wcale nie planowała wieszać tego zdjęcia na drzwiach. Nie na stałe. Początkowo planowała wywiesić je tylko po to, by zobaczyć reakcję brata, kiedy je zobaczy, ale ostatecznie mu je pokazała. Chociaż obserwując Mavelle zaczęła się zastanawiać, czy jednak nie powinna.
Cóż, Brenna trochę się w tym domu rządziła. Czasem zdarzało się jej rozstawiać po kątach nawet dziadka, chociaż to on był właścicielem posiadłości i głową rodziny. I pewnie jak większość apodyktycznych osób, nawet nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Chociaż tyle dobrego, że jej zapędy jeszcze nie sięgały wielkich rozmiarów, bo uznawała, że każdy ma jednakowe prawa do prywatności i swojego zdania...
- Byłam pewna, że wybuchł pożar albo że dom został zaatakowany, a byliśmy akurat z Erikiem w domu sami - uzupełniła, już siadając i zabierając się za zgarnianie makaronu z serem. Sami w domu! W przypadku Longbottomów to była rzadkość, bo niby wszyscy domownicy byli zajętymi ludźmi, ale też mieszkało tu sporo osób. - W każdym razie, Erik zdołał spalić nie tylko garnek, ale też rozwalić kawał kuchni. Naprawialiśmy to dwie godziny. Serce miałam w gardle, bo gdyby zobaczyła to mama, to nie wiem, czy najpierw zabiłaby jego czy mnie.
Umilkła na czas potrzebny do zapakowania sobie do ust kilku kęsów. Uśmiechnęła się szeroko, gdy Mavelle zapewniła, że nie ma nic przeciwko pieskowi.
- Pomyśl o tym, w ten sposób, jeśli będzie tak aktywny, jak ja, będę musiała się nim zajmować i zabierać na długie spacery, przez co nie wystarczy mi już czasu, żeby cię dręczyć.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#12
13.11.2022, 20:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.11.2022, 20:37 przez Mavelle Bones.)  
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Tak, bal, tak, licytacja, brzmiało to bardzo czasochłonnie. Pracochłonnie zresztą też i właściwie podziwiała kuzynów, że porywali się na coś takiego. Sama zapewne by próbowała robić uniki, żeby się wywinąć z organizacji - ale to oczywiście przy opcji, w której sama miałaby być gospodynią.
  Ot, jak imprezować, to najlepiej w małym gronie. Bar też się do tego mógł nadać.
  - Toooo może w takim razie nie powinniśmy jeść tutaj, bo jeszcze zapiekanka gotowa nam wybuchnąć w twarz? – niby zażartowała, ale z drugiej strony? Podejrzliwie spojrzała na talerz, jakby w istocie zaraz miał zafundować czyszczenie całej kuchni i ich samych również – W każdym razie, jeśli to jednak nie klątwa, to co? Byłoby jednak miło, gdyby posiadłość nie poszła z dymem tylko dlatego, że Erik pojawił się w kuchni w wybitnie niewłaściwym momencie – wyraziła wątpliwość, jaka zakiełkowała w jej umyśle. Oczywiście nie życzyła kuzynowi źle, nie chciała, żeby się okazało, iż ktoś złośliwy cisnął w niego klątwą, jednakże z drugiej strony oznaczałoby to, że rozwiązania najzwyczajniej w świecie nie ma.
  Lub też wymagałoby bardzo długich poszukiwań, niemniej lepsze to niż brak remedium na dotychczasowe problemy.
  Klapnęła na jednym z krzeseł i skwapliwie zabrała się za pochłanianie zapiekanki – może i nie cechowała się aż takim apetytem jak Longbottomowie, to dla TEGO dania zawsze robiła wyjątek. W jakiś tajemniczy sposób żołądek był w stanie pochłonąć o wiele więcej niż zazwyczaj.
  - Och. Ja rozumiem, spalenie garnka od czasu do czasu… najważniejsze, że nikomu nic się nie stało – podsumowała krótko, między jednym kęsem a drugim. Właściwie to nawet trochę się zmartwiła – nawet nie o własne bezpieczeństwo, tylko… co, jeśli to klątwa? Jeśli sięgała dalej niż tylko poza wyjątkowe antytalencie do gotowania? No naprawdę nie chciała, żeby Erika spotkało coś złego.
  - Dręczyć? – uniosła brew – Och, droga Brenno, jestem całkiem pewna, że będziesz miała dużo czasu na dręczenie mnie, bo jeśli tego psa przede mną nie ukryjecie, to zapewniam was, że sama będę chciała się nim zajmować. Właściwie to myśleliście już o jakimś konkretnym?


332/1358
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#13
14.11.2022, 20:15  ✶  

Pokiwał ostrożnie głową, jakby szacował w głowie na ile prawdziwe są słowa Brenny. Jej wyjaśnienia trzymały się kupy i jeśli zawodnik faktycznie szybko uciekł z jej pola widzenia, to oczywiście mogła nie mieć czasu, aby go wezwać. Mimo wszystko, trochę go serduszko zabolało, gdy zdał sobie sprawę, że ominęła go okazja na spotkanie z dawnym idolem.

— Domyślam się, Bren. — Uśmiechnął się minimalnie. — Ostatnie czego bym po Tobie oczekiwał to tego, że rzucisz pomysłem, a potem o nim zapomnisz.

Gdyby zaczęła temat znalezienia specjalisty od jego kuchennych incydentów, a następnie nie  poruszała tematu przez dwa miesiące, prędzej by stwierdził, że szykuje naprawdę dużą akcję poszukiwawczą, niż że się poddała. Trudno było ją powstrzymać przed wcieleniem jej własnych planów w życie i nawet Erik miał z tym ciężko. A biorąc pod uwagę, jaką miał siłę przebicia w stosunku do lwiej części swoich przyjaciół i znajomych, to o czymś to świadczyło. Brenna była niczym żywioł, trzeba było się z nią liczyć, a okiełznanie go było niełatwe, o ile niemożliwe.

— Duch, złośliwa maszkara żyjąca w ścianach, goblin, może ktoś rzucił urok na dom w ramach zemsty na jakimś naszym przodku i ustawił odpalenie jej na wiele lat do przodu, aby zemścić się na potomkach danego Longbottoma? Opcji jest wiele — skomentował, dzieląc się kolejną porcją swoich teorii.

Kiedy Brenna zaczęła opowiadać swoją wersję wydarzeń uwiecznionych na magicznej fotografii, przewrócił oczami. To wcale nie było tak! Pozwolił jej jednak dokończyć, dając sobie tym samym dodatkową chwilę na poukładanie własnych słów w głowie. Nie miał zamiaru pozwolić, aby tak po prostu stawiała go w negatywnym świetle przed Mave!

— Przesadza. Po pierwsze, nie byliśmy w domu sami, bo gdzieś po rezydencji krążył też skrzat domowy. Po drugie, to było tylko trochę niekontrolowanego ognia, a nie żaden pożar. Pożar to był, jak dzieciaki sąsiadów podpaliły kurnik, gdy zaczęła u nich ujawniać magia przed pójściem do Hogwartu — opowiadał takim tonem, jakby miał przygotowaną tę przemowę już od dawna. Może faktycznie tak było? Bądź co bądź, gdy co chwilę padały na niego tak wierutne oskarżenia warto było mieć na podorędziu przydatną broń w formie starannie opracowanego wytłumaczenia swoich działań. — A po trzecie, skoro udało nam się ogarnąć bajzel zanim ktokolwiek się zorientować, to prawie tak, jakby się nic nie stało!

Wyrzucił dłonie w powietrze, jakby było to nadzwyczajne zwycięstwo, którym należało się chwalić przy każdej możliwej okazji. Wprawdzie reszta familii może i zauważyła, że bardzo konkretny kawałek kuchni jest bardziej czysty niż zwykle, ale raczej nie wzbudzili podejrzeń. Byłoby gorzej, gdyby zostawili pomieszczenie w takim stanie do jakiego doprowadził je Erik przez swoją nieuwagę. Lub złą magię. W dalszym ciągu ciężko było stwierdzić, która opcja była tą prawdziwą. Chyba naprawdę trzeba będzie zainwestować w dobrego łamacza klątw, pomyślał wbijając widelec w swoją porcję zapiekanki i pochłaniając parę kęsów.

— Mmm — zaczął Erik, robiąc krótką pauzę, aby przełknąć to co miał w ustach. — Na początku myśleliśmy o psidwaku z uwagi na cel charytatywny. Niestety okazało się, że trzeba do nich załatwiać jakieś zezwolenia, czy coś takiego, więc jeszcze się na nic konkretnego nie zdecydowaliśmy. Biurokracja weszła nam w drogę. Ale pod względem rasowym, osobiście, wolałbym jakiegoś takiego średniego lub większego psa. Najlepiej kudłatego.

Na pewno nie mogli się zdecydować na żadną potencjalnie agresywną rasę. Może i uchodzili w towarzystwie za odpowiedzialnych ludzi i szansa na to, że źle podejdą do wychowania czworonoga były niskie, ale nie warto było ryzykować. W domu często bywały dzieci, czy to bliskich przyjaciół, czy dalszej rodziny, więc dobrze by było, gdyby udało im się zachować panującą w posiadłości harmonię w kwestii zapewnienia wszystkim bezpieczeństwa.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#14
15.11.2022, 20:10  ✶  
- Jednym potomku. Jak nie ma cię w pobliżu, nic się nie dzieje – parsknęła Brenna. O, jej makaron z serem był na to doskonałym dowodem, prawda? Wyszedł idealnie, bez żadnych problemów, tylko dlatego, była pewna, że przygotowała go, zanim Erik wrócił do domu. – Chyba że to było coś w rodzaju: za siedem pokoleń, najstarszy syn z najstarszego syna, zostanie dosiągnięty moją klątwą, którą rzucam, bo piątego lipca roku 1653 podano mi niesmaczną sałatkę… Znaczy się, wiesz, Mav, Erik nigdy nie był orłem kuchennym, to jedyna rzecz, która mu nie wychodziła. Ale kiedyś rondle nie zaczynały mnie atakować tylko dlatego, że on wszedł do kuchni.
Mogło się wydawać, że podchodzi do tego ze zdumiewającą beztroską. Ale w końcu żyli w świecie czarodziejów. Małe, kuchenne wybuchy albo złośliwa patelnia nie wystarczyły, aby wytrącić ją z równowagi. Martwiła się na tyle, by faktycznie skonsultować się z klątwołamaczem, ale też traktowała to wszystko jako drobną niedogodność, nie powód do rozpaczy. A dość często nawet obracała w żart.
- Ale tak całkiem na serio, to zrobiłam listę. Wszystkich ludzi, którzy byli w tej kuchni przed rokiem, bo chyba mniej więcej wtedy doszło do tego? – spytała Brenna, spoglądając na Erika, i wskazując na fotografię. Zdawało się jej, że wtedy sytuacja eskalowała. Owszem, jej brat, który był doskonały w niemal każdej dziedzinie, z gotowaniem nie radził sobie już wcześniej. Ale jednak umiał zrobić kanapkę albo kawę bez siania kuchennego chaosu. Ba, raz nawet przyrządził kurczaka i tylko lekko przypalił przy tym mięso oraz samą patelnię.
A teraz?
Od pierwszego incydentu sytuacja eskalowała. A gdy Erik go opisywał... Uśmiechnęła się tylko na tamto wspomnienie. Prawie tak, jakby się nic nie stało. Właściwie to miał rację, dopiero gdyby przyłapała ich matka, to coś by się stało.
– A ten kurnik pamiętam… To dopiero była zabawa. Modyfikowałam pamięć dzieciakom mugoli, które się z nimi bawiły – westchnęła. Było jej wtedy słabo z nerwów, bo obliviate nie stanowiło jej specjalności, ale jednocześnie nie mogła czekać na ekipę z BUM – gdyby pozwoliła dzieciom pobiec do rodziców, sprzątania byłoby za wiele.
- Może po prostu któreś z nas spyta o te licencje w wolnej chwili? Mogę to załatwić, ale tam w okienku chyba pracuje kobieta, więc będziesz skuteczniejszy – dodała, pakując sobie do ust makaron. – Kudłatego? Chyba w takim wypadku najłatwiej będzie z jakimś mieszańcem… mugolskie schroniska są na pewno przepełnione – stwierdziła z zastanowieniem. Jeśli szło o nią, nie miała szczególnych preferencji. Po prostu zatęskniła za zwierzakiem w domu. A bal zdawał się dobrym pretekstem do wzięcia go. Mogła tłumacząc to robieniem dobrej passy rodzinie „wspieramy zwierzęta, przygarniamy zwierzęta” skombinować psa, z którym będzie potem biegać.
- Biedny pies, to my go zamęczymy, nie on nas… Mav, chcesz posiedzieć jeszcze, czy może wolisz rozpakować rzeczy i odpocząć? - spytała, zamiatając błyskawicznie z talerza resztę swojej porcji.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#15
18.11.2022, 02:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.11.2022, 02:35 przez Mavelle Bones.)  
Swego rodzaju błogość odmalowywała się na twarzy Mavelle, gdy ta zajadła, nie, rozkoszowała się smakiem zapiekanki. Nie wchłonięcie jej już-teraz-natychmiast wymagało pewnego rodzaju samozaparcia; niemniej sprawę ułatwiała myśl, że jeśli się powstrzyma, to dłużej będzie mogła delektować się tą kulinarną wspaniałością.
  Doprawdy, chyba będzie musiała skorzystać w tej okazji, że mieszkały teraz pod jednym dachem i poprosić o jakieś korepetycje z przygotowywania tejże potrawy, godnej podniebienia wszelkich bogów, jacy tylko istnieli bądź mogli istnieć.
  - I co, duch byłby na tyle złośliwy, żeby działać tylko wtedy, kiedy ty wchodzisz do kuchni? - zadumała się nad taką opcją. To nie tak, że nie istniały złośliwe byty; wystarczyło sobie przypomnieć Irytka, który dał się chyba każdemu uczniowi Hogwartu we znaki. Mniej lub bardziej, ale jednak. Tyle że nie osądzała takiej gadziny o takie pokłady cierpliwości, żeby czaić się gdzieś w kącie i czekać, aż Erik Longbottom łaskawie przekroczy próg kuchni – Jak Bren mówi, prędzej już ten najstarszy syn najstarszego syna, inaczej wtedy wszystko stawałoby na głowie również i wtedy, gdy ona tu urzęduje – westchnęła i władowała sobie do ust kolejny kawałek zapiekanki. Z pewnym żalem odnotowała, że jej zasób na talerzu boleśnie się kurczył i to mimo tego, iż zachowywała powściągliwość; zapewne załapałaby się jeszcze na dokładkę, jednakże – niestety – jej żołądek nie miał takiej pojemności jak kobieca torebka, która – potraktowana odpowiednim zaklęciem – zdolna była pomieścić w sobie nawet i cały wszechświat.
  No skandal po prostu.
  - Długa jest tak lista? – zainteresowała się bliżej. Mając ją w teorii można by metodą eliminacji określić winnego, a i to pod warunkiem, że w istocie winną zamieszania była klątwa, rzucona stosunkowo niedawno, nie przed wieloma lat, by uaktywnić się w najmniej spodziewanym momencie i tym samym dręczyć niczego nieświadomego potomka Longbottomów.
  - Ej, „trochę ognia” to też pożar, zwłaszcza jeśli znajduje się tam, gdzie go być nie powinno – wypaliła, mierząc w Erika widelcem przez parę sekund, po czym uniosła brew – Kurnik? I dlaczego o tym jeszcze nie słyszałam? – spytała z pewną konsternacją. No ładnie, takie rzeczy się działy…!
  - Hm, są chociażby owczarki angielskie, kudłatość prima sort – podsunęła myśl, aczkolwiek bynajmniej nie naciskała na wybór tej rasy; w końcu nie miała być właścicielką tego psa, prawda? - Ale owszem, mugolskie schroniska z cała pewnością są przepełnione i można w ten sposób zrobić dobry uczynek – uśmiechnęła się lekko, aczkolwiek trochę smutno; mimo wszystko serce bolało na myśl, że takie miejsca w ogóle były potrzebne. Och, gdyby dało się tak zrobić, że każdy piesek ma kochający dom! - … i tak tylko podpowiem, że kudłatego to trzeba czesać – w końcu chyba nikt nie chciał, żeby biegał tu jeden wielki kołtun? Ale też Mav zdawała sobie sprawę z tego, iż zasoby czasowe były ograniczone, no więc… wolała na wszelki wypadek zwrócić uwagę na ten aspekt.
  - Myślę, że może zaryzykuję wstawienie wody na kawę? Więc jeszcze chwilę bym posiedziała - … choć może to nie było zbyt rozsądne. A może po prostu chciała na własne oczy zobaczyć, jak w kuchni dzieją się RZECZY.


494/1852
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#16
18.11.2022, 23:47  ✶  

Machnął nonszalancko widelcem w powietrzu, gdy wspomniała o jednym potomku. Przecież to był tylko dobry szczegół, a wszyscy doskonale zrozumieli, co starał się przekazać. Nie trzeba było od razu wszystkiego wyjaśniać i wytykać mu błędu.

— Chciałem zachować minimum aury tajemnicy — mruknął pod nosem, zajadając się posiłkiem. Nie skomentował w żaden sposób przytyku do tego, że tylko, gdy on próbuje przygotować coś do jedzenia, to kuchnia nagle zaczyna wariować. Zerknął na Mave, po czym kontynuował: — Według pewnych osób potrafię całkiem nieźle grać na nerwach i to czasem nawet nieświadomie. Może sprowokowałem jakiegoś poltergeista, a on teraz nie chce odpuścić? Bywaliśmy na paru przyjęciach masowych, niektórzy ludzie mieszkają w starszych domach niż ten... Mogłem wynieść duszka, chociażby od Potterów.

Wzruszył ramionami. Póki nie mieli konkretnych dowodów na to, co właściwie wywoływało te przedziwne nadprzyrodzone zdarzenia, trudno było ustalić całą resztę szczegółów. Na słowa siostry przewrócił lekko oczami.

— Czasami mam wątpliwości, czy faktycznie robisz mi taką dobrą reklamę, jak twierdzisz. „Erik nigdy nie był orłem kuchennym”, wszystkim to opowiadasz? W biurze też? Niektóre rzeczy mogą zostać, no wiesz, w głowie.

Jeśli rozgadywała się tak na jego temat przy każdej nadarzającej się okazji, to nie dziwił się, że ludzie mogli słyszeć o nim coraz to dziwniejsze plotki. Tutaj gadka Brenny, tutaj jakiś artykuł w gazecie, tutaj zdjęcie w czasopiśmie, tutaj opinia jakiegoś rywala, któremu utrudnił awans na wyższe stanowisko... Wszystkie te aspekty mogły doprowadzić do tego, że będzie się cieszył co najmniej osobistą sławą w departamencie.

— I co z niej wynika? — spytał z umiarkowaną ciekawością. Być może wynikało to z doświadczenia w pracy detektywa, ale wątpił, aby lista osób, które odwiedziły ich rezydencję, sprawiła, że winny temu chaosowi od razu im się objawi. — Pytam, bo odnoszę wrażenie, że nie wpuszczamy do środka ludzi, którym nie ufamy. Może bywamy naiwni, to znaczy dobroduszni, ale chyba nikt nie miał powodu, aby nam zaszkodzić. To znaczy, mi zaszkodzić. Resztę domowników dotyczy to tylko pośrednio.

Skrzywił się lekko. Rozmowa na ten temat, chociaż pozwalała lepiej przeanalizować ostatnie wydarzenia, sprawiała, że sam zaczął paranoicznie wracać do dawnych wspomnień. Czy to któraś z sąsiadek, które wpadły w odwiedziny do matki, rzuciła jakieś koślawe zaklęcie, które teraz działało z pełną mocą? A może ktoś się przemknął przez ich zabezpieczenia? Erik zacisnął pięść, a następnie rozluźnił po kolei każdy z palców. Nie, o tym lepiej było w ogóle nie mówić na głos.

— Dla kogo zabawa, dla tego zabawa. Mam wrażenie, że kury do tej pory ganiają te dzieciaki po polach, gdy wracają do rodziców, chcąc je zadziobać — mruknął. Jednym z plusów tego, że dalej pomieszkiwali w Dolinie Godryka, było to, że widzieli na bieżąco, jak świat ulega drobnym zmianom. Przykładem tego typu transformacji była na przykład relacja między właścicielami spalonego kurnika, a opiekunowi tych cudownych pociech.

Westchnął ciężko, gdy Brenna po raz kolejny postanowiła przekonać go do tego, aby wykorzystał swój wygląd zewnętrzny w celu manipulacji innych ludzi. Eh, a mieli taką dobrą opinię w niektórych kręgach. Gdyby ci wszyscy ludzie wiedzieli, co się wyprawiało za zamkniętymi drzwiami i zaciągniętymi zasłonami... Mógłby wybuchnąć prawdziwy skandal. Drama dekady.

— A może zamiast tego ubierzesz się w ładną, wiosenną sukienkę, zaplączesz sobie dwa warkocze, kupisz dużego lizaka i pójdziesz spytać o pomoc, udając małą dziewczynkę? Na pewno Ci nie odmówią — odbił piłeczkę. Nie miał siły się wykłócać, że wbrew pozorom wcale nie tak łatwo było go przekonać do współpracy w sprawach tego typu. Każdy, kto kiedykolwiek próbował go poprosić o pomoc, wiedział, że szybko ulega.

Zamyślił się na dłuższą chwilę. W sumie ulżenie jakiemuś mugolskiemu psiakowi wcale nie było takim złym pomysłem. Wprawdzie pomoc społeczności niemagicznej byłaby bardzo w stylu działań charytatywnych Longbottomów, jednak za adopcję zwierzaka raczej nie oberwaliby zbytnio w towarzystwie. Bądź co bądź nawet arystokracja nie latała z psidwakami. Niektórzy preferowali nieco mniej rozbrykane gatunki czworonogów.

— Myślałem jeszcze o terrierze irlandzkim. Wyglądają na dosyć urocze i są dosyć średniej wielkości. Coś mi się obiło o uszy, że lubią kontakt z człowiekiem, więc tutaj świetnie by się odnalazł, zwłaszcza gdyby dalsza rodzina wpadła z dziećmi — dodał, dorzucając od siebie jeszcze jedną rasę do rozważenia przez resztę domowników. Czesanie nie byłoby dla niego problemem. W ostateczności zawsze mogli poprosić o pomoc skrzata domowego. O ile nie bałby się zwierzaka. Och, nad tym też powinni pomyśleć.

Przeniósł rozbawiony wzrok na Mave, gdy ta stwierdziła, że chciałaby się jeszcze napić kawy. Zasugerował na głos pomoc, jednak zanim skończył nawet wypowiadać swoje pytanie, szafka nad zlewem otworzyła się, skrzypiąc przy tym niemiłosiernie, po czym ponownie zamknęła.

— Mam się ewakuować, żebyście mogły jeszcze pogadać w spokoju? — spytał, woląc nie być przyczyną kolejnego incydentu w dzień przeprowadzki kuzynki. Jeśli go odeślą, to nie będzie miał problemu z tym, aby zaszyć się w swoim pokoju na piętrze. I tak miał parę listów do wypisania.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#17
19.11.2022, 14:15  ✶  
- Jest na niej kilkanaście osób. Poza tym nie wiemy niestety, czy klątwę rzucono w kuchni, prawda? – Ale nie zaskoczyło takiej zrobić. Tak na wszelki wypadek. Brenna zazwyczaj funkcjonowała w wiecznym chaosie, ale pod względami organizacyjnymi kochała listy i segregatory.
- Erik, ty nie rozumiesz. Większość ludzi uważa, że kompletne ideały są onieśmielające. Kiedy dowiadują się, że w czymś nie jesteś najlepszy, to dostrzegają w tobie człowieka – pouczyła go Brenna. I nawet nie wydawało się, że żartuje! Ale owszem, plotkowała o swoim bracie. Głównie o nim. Choć zwykle były to raczej rzeczy w rodzaju „Tak, zamknął sprawę Harrisonów, znalazł winnych” albo „och nie, nie planuje rzucić pracy, żeby zostać zawodowym graczem quidditcha, myślę, że na to już za późno, poza tym jednak spełnia się jako Detektyw”. – Poza tym jestem pewna, że Mavelle pamięta ten dzień, kiedy miałeś czternaście lat i w wakacje próbowałeś ugotować nam zapiekankę… A co do listy. Było w niej kilka osób, przy okazji na przykład przyjęcia urodzinowego dziadka albo ostatniego balu mamy. Służba, dostawcy i tak dalej. Zdarzali się też goście, rzadko wprawdzie, z którymi nie utrzymujemy zażyłych kontaktów. Nikt bardzo oczywisty, ale też nikt, kogo mogłabym z góry wykluczyć.
Sąsiad, wpadający na chwilę, jakaś klientka Dory, dziewczyna, z którą Erik spotykał się przez chwilę, dawny kolega z pracy ojca, który przyprowadził ze sobą nową partnerkę. Oczywiście przede wszystkim jednak osoby, które zatrudniono do pomocy. Matka wprawdzie sprawdzała ich równie obsesyjnie, jak teraz robiła to przed balem Brenna, ale przecież nie mogły mieć sto procent pewności, czy ktoś nie ma urazu do Erika, bo w szkole zakochała się w Longbottomie jego dziewczyna albo wygrał z nim mecz quidditcha.
- To było… nie pamiętam. Trzy czy cztery lata temu? – zastanowiła się Brenna, odnośnie kurnika. – W każdym razie wydaje mi się, że wyjechałaś wtedy na urlop, więc akurat nie zarzucałam cię opowieściami na ten temat…
Roześmiała się na jego wizję. Jeśli szło o ładne, wiosenne sukienki, to Brenna tak naprawdę nie miała nic przeciwko nim. Nie nosiła ich zwykle nie z niechęci do sukienek, a raz – w spodniach po prostu mogła się szybciej poruszać, dwa – po prostu uważała, że nie wygląda w nich najlepiej. Nie miała egzotycznej urody Mavelle czy uroczego wyglądu Nory.
Ale chodziło o…
- Ja i warkocze? Jak chciałbyś, żeby te włosy współpracowały? Nie wspominając o małej dziewczynce o moim wzroście. Ale dobrze, jeśli chcesz psidwaka, mogę spróbować podejść do odpowiedniego okienka z pączkami. – Pączki mogły zadziałać równie dobrze, jak uśmiech Erika. – Ale terier albo kundel też mogą być, jeśli chodzi o mnie, nie mam preferencji.
Brennie nie zależało na rodowodzie, rasowatości ani konkretnym rozmiarze. Ważne było właściwie tylko to, by nie był agresywny, bo w domu mieszkało sporo ludzi, więc nie chciała, by ktoś poczuł się zagrożony. Jedyne, co ją interesowało, to możliwość wychodzenia z nim na spacery. I oczywiście każdej opieki.
- Spokojnie, Erik, przecież ja jeszcze wpadnę do pokoju Mav, pomóc jej się rozpakować, a tak naprawdę to gadać jej za uszami… a co do wody, to możesz zaryzykować, tylko nie zdziw się, jeśli czajnik zacznie ją wypluwać.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#18
20.11.2022, 01:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.01.2023, 15:27 przez Morgana le Fay.)  
Poltergeist…? Przekrzywiła ciut głowę, rozważając taką opcję. Właściwie nie należała do specjalistów od bytów, które powinny znaleźć się po drugiej stronie, jednakże uporczywie trzymały się tego świata, jednakże jeśli przypomnieć sobie Hogwart…?
  - Hmm, nie sądzisz, że wtedy cały dom by chodził? Bo chyba pamiętasz Irytka? – przypomniała, ewidentnie nie będąc przekonaną do tej opcji. Tak, podejrzewała, że gdyby po posiadłości Longbottomów grasował poltergeist to wszyscy domownicy by o tym wiedzieli, nazbyt boleśnie odczuwając na własnej skórze skutki jego działalności – Ale na wszelki wypadek można by spróbować złapać speca od duchów, mogę nawet zasięgnąć języka – zaoferowała się z pomocą w rozwikłaniu zagadki kuchennych katastrof.
  - Och, w istocie, pamiętam, tego nie da się zapomnieć – i zapewne miała to pamiętać już do końca życia i dzień dłużej. Ot, po prostu pewne wydarzenia zapisywały się w pamięci lepiej niż jakby zostały wyryte w kamieniu. Skinęła głową ze zrozumieniem, gdy dowiedziała się, dlaczego do jej uszu nie dotarły te wieści – co się odwlecze, to nie uciecze, jak się okazywało; historia może i nie najświeższa, ale ostatecznie trafiła do Mavelle.
  - Terier też brzmi nieźle – uznała; mimo wszystko ostateczna decyzja powinna była należeć do Longbottomów, dlatego też nie planowała wywierać jakiegokolwiek nacisku, by została wybrana konkretna opcja. Uśmiechnęła się jednie, wyraźnie rozbawiona wizją Brenny w roli małej dziewczynki. Niemniej pączki potrafiły zdziałać cuda, więc...  
  - Nikt cię nie wygania, Erik – rzuciła uspokajającym tonem. Może podeszła do tematu na zasadzie „mi się to nie może przydarzyć”, może po prostu była również gotowa zrezygnować z nastawienia czajnika, gdyby kuzyn również chciał posiedzieć dłużej w kuchni i powymieniać się ploteczkami.
  Choć tak po prawdzie, biorąc pod uwagę, że właśnie się do nich wprowadziła, na te plotki mieli teraz wiele więcej okazji niż dotychczas.
  - Wy nic nie pijecie? – spytała, podnosząc się z miejsca.
  Zaś czy w istocie czajnik zaczął wypluwać wodę i czy kuchnia przetrwała poobiednią kawoherbatę – to już materiał na zupełnie inną historię.

Koniec sesji

316/2168
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Mavelle Bones (2225), Brenna Longbottom (2659), Erik Longbottom (3842)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa