12.03.2025, 13:44 ✶
Wyczuła ten ton, który nie potrafiła porównać do niczego innego jak do punktu wejścia w przedwczesną żałobę. Niedowierzanie. Może lekkie zaprzeczenie. Zupełnie jak niewprawny sędzia, który pierwszy raz w swojej karierze wydawał wyrok. Nie mogli… Nie. Nie chciała, żeby pozwolili sobie na chwilę zwątpienia czy nadziei, że to zwykły błąd lekarski.
- Basiliusie.- Zebranie myśli nie było najłatwiejszym zadaniem, zwłaszcza kiedy tak dużo wątpliwości i pytań kołatało jej w głowie. Żadne z nich nie skierowane jednak do Prewetta, a do niej samej. Listy rzeczy, które musiała zrobić; nazwiska ludzi, z którymi porozmawiać. Może rzeczywiście mogłaby gdzieś wyjechać, z dala od konfliktów, przeczekać ostatnie miesiące na Sycylii. Zganiła się od razu za taką myśl, powtarzając to co zawsze mówiła jej matka. "Odpoczniesz to ty sobie w grobie."- Wiedzieliśmy, że to się kiedyś stanie. Nie zadręczaj się, proszę.
Nie zamierzała go zapewniać, że był fantastycznym lekarzem, który zrobił wszystko co mógł, na co pozwalały fundusze, współczesna wiedza i granice magii; że to nie byle przeziębienie na które może pomóc pierwszy lepszy eliksir z apteki czy napar z ziółek Nie mówiła tego, bo wiedziała, że tego nie potrzebuje. Po prostu wolała mu przypomnieć, że klątwa z którą się borykali była paskudna i bezlitosna. Rzeczywistość, nieważne jak okrutna, zawsze była według Lorien lepszą alternatywą niż wszelkie bajki z mchu i paproci.
- Tylko wybierz ładne zdjęcie na okładkę. I nie zapomnij wysłać egzemplarza cioci Ethel. - Odpowiedziała już ze śmiechem, starając się zatuszować rosnące zmęczenie. Spojrzała na zegar wiszący w pokoju.- Muszę się już zbierać. Nie śmiałabym nie posłuchać swojego lekarza i odpuścić sobie moją ulubioną porę dnia w pracy jaką jest przerwa na kawę. I wyślij mi receptę pocztą, zgłoszę się jeszcze dzisiaj do Lupinów. - Podniosła się powoli, biorąc do ręki swoją laskę. Oparła się o nią, z dziwną ulgą przyjmując do świadomości swoją własną słabość.
Kolejne słowa Prewetta zatrzymały ją w miejscu. Spojrzała na niego poważnie.
- Jeśli ktokolwiek będzie ci się w tej sprawie naprzykrzał, powiedz mi o tym, dobrze? Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie z przesadnie ciekawskimi nie swoich interesów osobnikami.- Założyła nerwowo kosmyk włosów za ucho. Shafiq. To był trudniejszy temat niż chciała przed sobą przyznać. Trudniejszy, bo wymagał zmierzenia się z demonami przeszłości, które Lorien zamknęła głęboko w odmętach pamięci za drzwiami, do których klucz wyrzuciła zdawałoby się lata temu.
- Porozmawiam z Anthonym. Nie przed waszym wyjazdem do Egiptu, ale… Znajdę na to odpowiednią chwilę.- Obiecała, choć dało się wyczuć nutę zawahania. Jakby ta odpowiednia chwila mogła wcale nie nadejść. O ile łatwiej byłoby pewnego dnia obudzić się w ptasiej formie i kompletnie nie myśleć co dalej. Nie przejmować się tłumaczeniem niczego nikomu.
Nie skomentowała kwestii wynajdowania nowych ekspertów, bo tymi zwyczajnie w świecie przestała się już przejmować. Wizja spędzenia kolejnych sześciu miesięcy pod wpływem dziwnych medykamentów o nieznanych jej skutkach ubocznych, tylko po to by odwlec to co nieuniknione o kolejny rok czy dwa… Nie. Przed laty obiecała sobie, że umrze tak jak starała się żyć - z godnością i pewnością siebie kogoś znacznie wyższego.
- Jeszcze raz ci dziękuję, Basiliusie.- Skinęła mu głową, gestem dłoni dając jeszcze znać, że nie musi jej odprowadzać i sama trafi do wyjścia. Zatrzymała się tylko na moment przy drzwiach gabinetu jakby chciała coś dodać, ale ostatecznie po prostu wyszła.
- Basiliusie.- Zebranie myśli nie było najłatwiejszym zadaniem, zwłaszcza kiedy tak dużo wątpliwości i pytań kołatało jej w głowie. Żadne z nich nie skierowane jednak do Prewetta, a do niej samej. Listy rzeczy, które musiała zrobić; nazwiska ludzi, z którymi porozmawiać. Może rzeczywiście mogłaby gdzieś wyjechać, z dala od konfliktów, przeczekać ostatnie miesiące na Sycylii. Zganiła się od razu za taką myśl, powtarzając to co zawsze mówiła jej matka. "Odpoczniesz to ty sobie w grobie."- Wiedzieliśmy, że to się kiedyś stanie. Nie zadręczaj się, proszę.
Nie zamierzała go zapewniać, że był fantastycznym lekarzem, który zrobił wszystko co mógł, na co pozwalały fundusze, współczesna wiedza i granice magii; że to nie byle przeziębienie na które może pomóc pierwszy lepszy eliksir z apteki czy napar z ziółek Nie mówiła tego, bo wiedziała, że tego nie potrzebuje. Po prostu wolała mu przypomnieć, że klątwa z którą się borykali była paskudna i bezlitosna. Rzeczywistość, nieważne jak okrutna, zawsze była według Lorien lepszą alternatywą niż wszelkie bajki z mchu i paproci.
- Tylko wybierz ładne zdjęcie na okładkę. I nie zapomnij wysłać egzemplarza cioci Ethel. - Odpowiedziała już ze śmiechem, starając się zatuszować rosnące zmęczenie. Spojrzała na zegar wiszący w pokoju.- Muszę się już zbierać. Nie śmiałabym nie posłuchać swojego lekarza i odpuścić sobie moją ulubioną porę dnia w pracy jaką jest przerwa na kawę. I wyślij mi receptę pocztą, zgłoszę się jeszcze dzisiaj do Lupinów. - Podniosła się powoli, biorąc do ręki swoją laskę. Oparła się o nią, z dziwną ulgą przyjmując do świadomości swoją własną słabość.
Kolejne słowa Prewetta zatrzymały ją w miejscu. Spojrzała na niego poważnie.
- Jeśli ktokolwiek będzie ci się w tej sprawie naprzykrzał, powiedz mi o tym, dobrze? Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie z przesadnie ciekawskimi nie swoich interesów osobnikami.- Założyła nerwowo kosmyk włosów za ucho. Shafiq. To był trudniejszy temat niż chciała przed sobą przyznać. Trudniejszy, bo wymagał zmierzenia się z demonami przeszłości, które Lorien zamknęła głęboko w odmętach pamięci za drzwiami, do których klucz wyrzuciła zdawałoby się lata temu.
- Porozmawiam z Anthonym. Nie przed waszym wyjazdem do Egiptu, ale… Znajdę na to odpowiednią chwilę.- Obiecała, choć dało się wyczuć nutę zawahania. Jakby ta odpowiednia chwila mogła wcale nie nadejść. O ile łatwiej byłoby pewnego dnia obudzić się w ptasiej formie i kompletnie nie myśleć co dalej. Nie przejmować się tłumaczeniem niczego nikomu.
Nie skomentowała kwestii wynajdowania nowych ekspertów, bo tymi zwyczajnie w świecie przestała się już przejmować. Wizja spędzenia kolejnych sześciu miesięcy pod wpływem dziwnych medykamentów o nieznanych jej skutkach ubocznych, tylko po to by odwlec to co nieuniknione o kolejny rok czy dwa… Nie. Przed laty obiecała sobie, że umrze tak jak starała się żyć - z godnością i pewnością siebie kogoś znacznie wyższego.
- Jeszcze raz ci dziękuję, Basiliusie.- Skinęła mu głową, gestem dłoni dając jeszcze znać, że nie musi jej odprowadzać i sama trafi do wyjścia. Zatrzymała się tylko na moment przy drzwiach gabinetu jakby chciała coś dodać, ale ostatecznie po prostu wyszła.
Koniec sesji