11.02.2025, 03:42 ✶
– Oczywiście. Wszystko się samo robi. Kambodża też się sama powiedziała– mruknął pod nosem, nawet jeśli niekoniecznie sprawiedliwie wobec Longbottom, bo przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że oboje znajdowali się właśnie pod wpływem bardzo głupiego zaklęcia.
Prewett nie miał pojęcia, co takiego tkwiło w ludziach, że zachowywali się tak, a nie inaczej, ale kiedy kobieta w złotej sukni krzyknęła, aby wszyscy pozostali na swoich miejscach, widownia jak na złość zaczęła się powoli rozpraszać. Świetnie. Po prostu świetnie. A mogli po prostu poczekać chwilę dłużej na zewnątrz i sprawić, aby ktoś inny to załatwił. Eh... Co on się oszukiwał. Dzisiaj była głupia data. Coś i tak by się wydarzyło.
– Nie jestem pewny, czy to zaklęcie zaraz osłabnie – mruknął w stronę Brenny w ramach komentarza do prośby tamtej kobiety, bo z krzyków wymienianych pomiędzy dwójką mężczyzn, tańczących teraz wspólnie, wynikało, że absolutnie nic, ale to nic, nie było pod kontrolą.
Skrzywił się nieco i spojrzał na instrumenty. To wszystko było o tyle dziwne, że nawet nie myślał szczególnie o krokach. Jego ciało po prostu samo tańczyło i to całkiem nieźle, chociaż nie wiedział, czy była to kwestii lat praktyki na różnych balach, czy też skutek zaklęcia. Zerknął w lewo. Hm... Patrząc na to, co niektórzy zaklęci uważali za taniec, jasno mógł stwierdzić, że chyba jednak wprawa też miała w tym jakiś swój udział.
– Masz rację. Spróbujmy z instrumentami. Może i tak uda mi się rzucić zaklęcie – A jak nie, to najwyżej w nie wpadną. Czasem debilne rozwiązania najwidoczniej i tak były tymi właściwymi. – Po prostu postaraj się nie tańczyć nagle niczego żywszego.
Nie miał pojęcia, czemu Brenna miałaby niby nagle przyspieszyć w tańcu, ale uznał, że woli ją jednak ostrzec, bo po pierwsze schodzili właśnie po schodach i wolałaby się na nich nie wywalić, a po drugie, może i umiał tańczyć, ale kondycji dalej nie miał dobrej.
Trzask.
Coś wybuchnęło. Wzdrygnął się i nieco mocniej złapał Brennę, tylko po to, aby zrozumieć, że to nie był żaden wybuch, a po prostu z głowy jednej z rzeźb, które nie tańczyły a powinny, wystrzeliło właśnie złote konfetti.
– To miał być finał! – załkał wąsacz.
Prewett nie miał pojęcia, co takiego tkwiło w ludziach, że zachowywali się tak, a nie inaczej, ale kiedy kobieta w złotej sukni krzyknęła, aby wszyscy pozostali na swoich miejscach, widownia jak na złość zaczęła się powoli rozpraszać. Świetnie. Po prostu świetnie. A mogli po prostu poczekać chwilę dłużej na zewnątrz i sprawić, aby ktoś inny to załatwił. Eh... Co on się oszukiwał. Dzisiaj była głupia data. Coś i tak by się wydarzyło.
– Nie jestem pewny, czy to zaklęcie zaraz osłabnie – mruknął w stronę Brenny w ramach komentarza do prośby tamtej kobiety, bo z krzyków wymienianych pomiędzy dwójką mężczyzn, tańczących teraz wspólnie, wynikało, że absolutnie nic, ale to nic, nie było pod kontrolą.
Skrzywił się nieco i spojrzał na instrumenty. To wszystko było o tyle dziwne, że nawet nie myślał szczególnie o krokach. Jego ciało po prostu samo tańczyło i to całkiem nieźle, chociaż nie wiedział, czy była to kwestii lat praktyki na różnych balach, czy też skutek zaklęcia. Zerknął w lewo. Hm... Patrząc na to, co niektórzy zaklęci uważali za taniec, jasno mógł stwierdzić, że chyba jednak wprawa też miała w tym jakiś swój udział.
– Masz rację. Spróbujmy z instrumentami. Może i tak uda mi się rzucić zaklęcie – A jak nie, to najwyżej w nie wpadną. Czasem debilne rozwiązania najwidoczniej i tak były tymi właściwymi. – Po prostu postaraj się nie tańczyć nagle niczego żywszego.
Nie miał pojęcia, czemu Brenna miałaby niby nagle przyspieszyć w tańcu, ale uznał, że woli ją jednak ostrzec, bo po pierwsze schodzili właśnie po schodach i wolałaby się na nich nie wywalić, a po drugie, może i umiał tańczyć, ale kondycji dalej nie miał dobrej.
Trzask.
Coś wybuchnęło. Wzdrygnął się i nieco mocniej złapał Brennę, tylko po to, aby zrozumieć, że to nie był żaden wybuch, a po prostu z głowy jednej z rzeźb, które nie tańczyły a powinny, wystrzeliło właśnie złote konfetti.
– To miał być finał! – załkał wąsacz.