• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[ranek 23.08.1972] Bajka o Dante | Victoria & Atreus & Laurent

[ranek 23.08.1972] Bajka o Dante | Victoria & Atreus & Laurent
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#11
15.02.2025, 22:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.02.2025, 01:10 przez Victoria Lestrange.)  

Dla Laurenta nie było to cwaniactwo, a Victoria widziała teraz właśnie to: zbytnie przekonanie o własnej nietykalności, zbytnia pewność, że ma się rację. Przecież tak było – nie chciał słuchać głosów rozsądku, które były bliżej tego, nie, Laurent miał w głowie plan, jedną jego stronę, i za nic nie chciał dostrzec tej drugiej. Tego, że właśnie stał nad przepaścią i robił krok w jej stronę, a oni chcieli go zatrzymać, zawrócić z tej drogi. Nie dlatego, żeby nie robił nic, absolutnie nie. A dlatego, żeby to dobrze przemyślał, przyjął odpowiednią strategię, mądrzejszą. Przecież mogli zrobić ten krok razem z nim – ale dopiero po znalezieniu mostu. Mógł być nawet linowy i mało stabilny, lecz od czego była magia? W tym wypadku – magia przyjaźni i więzów rodzinnych. Miłości.

To jego milczenie było jak zły omen. Było milczeniem kogoś, kto nie chciał wypowiedzieć nieodpowiednich słów, by nie został złapany i zatrzymany. To było milczenie kogoś, kto właśnie w głowie obmyślał nowy plan, by tylko ich ugłaskać – oto odzywał się ten wąż o kolorowych łuskach, kameleon, który próbował się dopasować do sytuacji, byle tylko wyciągnąć z niej najwięcej jak się da. Dla siebie.

Nie była przecież głupia, żeby nabrać się na to, że te ich słowa go nagle przekonały. Przekonany do czegoś Laurent wyglądał zupeeełnie inaczej. Macie rację, dziękuję za pomoc. I w niej coś zaczynało chyba pękać, pojawiły się pierwsze rysy na tej nieprzeniknionej dotąd masce chłodu. Ta rozpękała się, zaczynało spod niej przezierać upiorne, niebieskie światło morza smutku i niesprawiedliwości. Nie będę wam dłużej zajmował czasu. Broda zatrzęsła jej się, gdy próbowała utrzymać kamienny wyraz twarzy, ale, prawdę mówiąc, z każdą sekundą było to coraz trudniejsze, gdy zalewały ją zewsząd te emocje. Przepraszam za kłopot. Uniosła do ust drżącą dłoń, chcąc ukryć to, co się z nią dzieje, ale to był moment upadku. Duże, ciemne oczy wpatrywały się teraz w Laurenta, w nich też wzbierało morze – zaszkliły się i Victoria rozszerzyła je, chcąc powstrzymać to, co miało właśnie nadejść.

Nie było przecież bardziej żałosnego widoku, niż płacząca czarownica.

– Laurent, przestań – wydusiła z siebie, odsuwając dłoń. Nie miała siły tego słuchać, nie chciała tego oglądać. Tego, jak zbywa ich nagle, chociaż chcieli mu pomóc (tylko nie rzucając się od razu idiotycznie na głęboką wodę), najpewniej próbując nadal dopiąć swego. Był przecież Ślizgonem, jakże łatwo było o tym zapomnieć, prawda? – Nie mogę ciebie też stracić – powiedziała na wdechu i już wiedziała, że przegrała tę walkę, bo mrugnęła i te łzy w końcu poleciały, zostawiając ją odartą z maski i godności. – Nie mogę, nie zgadzam się.

hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#12
25.02.2025, 04:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.02.2025, 15:17 przez Baba Jaga.)  
Przez moment, bardzo krótki z resztą i łatwy do przeoczenia, Atreus wyglądał jakby najbardziej z nich wszystkich nie chciał tutaj być. Mniej więcej w chwili, kiedy zorientował się, że Victorii powoli zaczyna drżeć warga, a oczy błyszczą w charakterystyczny sposób. Nawet słowa Laurenta - okropnie ugłaskane i sygnalizujące odwrotny efekt do zamierzonego, nie poruszyły go specjalnie, a przynajmniej nie tak, jak wizja płaczącej czarownicy.

Z na nowo gotującymi się planami Prewetta, można było sobie jakoś poradzić. Jeśli nie teraz, nie za parę minut, to przynajmniej w najbliższej przyszłości. Jasne było, że mówił do nich te puste, sztuczne słowa, tak niepasujące do niego, bo chciał zaledwie pozornie podporządkować się ich tyradzie. Tę taktykę Atreus znał aż za dobrze, bo przecież sam ją praktykował.

Płaczącej Victorii natomiast nie dało się odzobaczyć. Gdyby mógł, to pewnie odsunąłby się od niej nieznacznie, ale własne krzesło na całe szczęście uniemożliwiało mu ten jednoznaczny gest potępienia, na który przecież kobieta wcale nie zasługiwała. Nadmierne emocje jednak, zdawały się działać na aurora jak najlepszy eliksir odstraszający. Może dlatego, że widział je wszędzie i o wiele dokładniej, nawet jeśli próbowali się z nimi kryć za maskami. Lestrange co prawda była oklumentą, ale może ten właśnie dysonans - jej pusta aura i wilgotniejące od łez policzki, wytrącały go z równowagi jeszcze bardziej.

Zmarszczył brwi, próbując odsunąć na bok tę delikatną niechęć do całej sytuacji, bo zainteresowało go w sumie coś innego. Też stracić? Spojrzenie Atreusa przebiegło od Victorii do Laurenta, z jakimś takim zaciekawieniem, ale mimo tego że pytania same cisnęły się na usta, nie zadał ich.
- Nikt nikogo nie będzie tracić - powiedział dość ostrożnie. - Bo nikt nie zrobi nic głupiego, prawda? - spojrzał na kuzyna kontrolnie. - Nie wierzę, ze to mówię, ale wydaje mi się, że wszyscy potrzebujemy zrobić krok w tył i odetchnąć. Niektóre z twoich rewelacji, Laurencie, były trochę niepokojące, nie powiem że nie. Zakładam też, że spodziewałeś się po nas czegoś innego. Jestem pewien, że jeśli zastanowimy się nad tym wszystkim ze świeżą głową, to dojdziemy do jakiegoś porozumienia. Bo jasne jest, że coś trzeba z tym zrobić i Dante nie może sobie tak zwyczajnie robić co chce... - ton miał obrzydliwie wręcz ugodowy i absolutnie do niego nie pasujący, ale mimo próby załagodzenia nieco tych wszystkich emocji, nawet nie podjął jakiejś innej próby pocieszenia Victorii. Mógł głaskać po głowie Laurenta, oprócz tego były jakieś granice.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#13
04.03.2025, 13:50  ✶  

Spis widoków żałosnych był długi - czarownica? Czarodziej? Jakie to miało znaczenie? Starożytność rozumiała to lepiej, a jakimś cudem zacofany świat zaczął robić kroki w tył i tak ze zrozumienia przeszliśmy do nienawiści. Od akceptacji i życia ramię w ramię do palenia czarownic na stosie i do dzielenia płci. Płacz. Nie było niczego żałosnego w płaczu. Sądzenie inaczej było zwyczajnie niesprawiedliwe, a jednak uczucie bardzo łatwo się rodziło, bo bardzo łatwo przychodził nam prosty osąd - płacz jest dla słabych. Dla tych, którzy nie potrafią utrzymać pionu. Dla tych, którzy nie potrafią wytrzymać presji. Victoria potrafiła wytrzymać jej całe mnóstwo, ale oto byli w punkcie, w którym pękła. Tama została przełamana i słona, święta woda potoczyła się po jej policzkach uzewnętrzniając cały strach, smutek i zagubienie. Nie płacz - to tak łatwo powiedzieć. Będzie dobrze - przecież powtarzał to zdanie jak mantrę. W różnych formach, w różnych sytuacjach, niby dla kogoś, ale w gruncie rzeczy dla siebie. Musiał wierzyć, że będzie dobrze, bo bez tej wiary ruiny Babilonu wydawałyby się tylko kupką gruzu. Nie chciał, żeby płakała. Sam nie chciał płakać, a to uczucie było zaraźliwe. Specyficzne ciepło wzbierało w ciele, więc musisz zamrugać, by powstrzymać łzy. Te dwa proste zdania jakoś nie opuściły jego ust. Zamiast tego spojrzał na Atreusa. Pustka drzemała w ich spojrzeniach, bo każdy chyba chciał przekonać drugiego, by coś zrobił. Jakby to było potrzebne. Jakby płacz był zabroniony - nie był wcale. Zapomniał już, jaką wstrzemięźliwością i brakiem czułości Atreus potrafił stawiać się w obliczu innych.

- Oczywiście. - Potwierdził od razu, kiedy padło to pytanie - być może było retoryczne. Być może nie oczekiwał odpowiedzi. Jeśli jednak jest potrzeba odpowiedzi, to czy pytanie na pewno retoryczne mogło być w swoim brzmieniu? Victoria tego teraz potrzebowała. Zapewnienia, że przecież tutaj nikogo nikt nie straci. Zresztą dlatego potrzebował ich pomocy - by ta udręka skończyła się szybciej, niż później. By nikogo nie stracić. Ach, chyba właśnie dlatego nie mógłby dzielić życia z kobietą. Nawet taką, jak Victoria, która jaźń miała silną i perspektywy jasno wyrysowane. To mogło być obrzydliwie ugodowe ze strony Atreusa, ale było dokładnie tym, czego się spodziewasz po mężczyźnie - statycznością. Pokręcił delikatnie głową. - W porządku, Atreusie. - Czy spodziewał się czegoś innego... nie wiedział, czego się spodziewać. - Wiem, że mogę na was liczyć. - Jeśli nie w ten sposób to w inny. Teraz żałował - ale już to zaczynał wartościować. Nie znosił gdybać, ale obecna sytuacja była rozpatrywaniem bardzo wielu "gdyby". Ponieważ teraz GDY coś się wydarzy - Victoria i Atreus będą wiedzieli. Był innym winien tę prawdę. Wstał ze swojego fotela i przeszedł do Victorii, żeby ją objąć i przytulić. Poruszanie się było senne, a irracjonalność sytuacji wybijała z rytmu. Spokój otoczenia, papierosy i alkohol z wonią kawy. Rześkość powietrza, ciepło promieni słońca na skórze i chłód ciężkości wydarzeń. - Nigdzie się nie wybieram, Victorio. - Powiedział cicho. Spoglądał ponad jej głową, głaszcząc ją powoli, na Atreusa.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#14
07.03.2025, 09:55  ✶  

Było to dla niej podwójnie uwłaczające, bo oto straciła kontrolę nad sobą, swoim ciałem i emocjami, które trzymała na naprawdę krótkiej smyczy. Trening, jaki przeszła lata temu, nauczył ją przecież każdej uncji panowania nad sobą, zwłaszcza wtedy, gdy nie chciała po sobie nic pokazywać, a tak było prościej opanować oklumencję: kontrolując też emocje, wyciszając je. Nie była jednak idealna, zresztą każdy miał swoją granicę, jednak z wyboru nie pokazywała po sobie ludziom więcej. Wiedziała, że aurowidzów męczą te wszystkie emocje, które widzą, a gdy dowiedziała się, że Cain posiada tę umiejętność, to stało się jasne, dlaczego dobrano ich w parę – by miał chociaż trochę spokoju… chociaż i tak pewnie nie była w stanie się przy nim każdorazowo kontrolować, te wszystkie miesiące były naprawdę bardzo, bardzo trudne, a w jej życiu uczuciowym też był przecież zamęt. A jednak nigdy jej niczego nie powiedział, nigdy nie patrzył z litością, nigdy nie dawał po sobie poznać, że to dostrzega. Po prostu się uśmiechał, przynosił kawę i ciastko, i zaczynał mówić coś głupiego. A teraz…

Nikt nikogo nie będzie tracić. Na to było już za późno. Kolejne słowa wymienione między Atreusem a Laurentem, te zdawkowe, nawet do niej nie dotarły, gdy po jej czaszce odbijało się to jedno zdanie Bulstrode’a. Następne zdania słyszała jakby zza cienkiej ściany wody, zniekształcone, przytłumione. Nawet nie dotarło do niej, że jej zachowanie musi być dla nich całkowicie irracjonalne, że musiało wyglądać, jakby rozkleiła się ze względu na rewelacje sprzedane im tutaj przez Laurenta – ale prawda była taka, że to była po prostu ta kropla, która przelała szalę. Bardzo dosłownie.

Dotarło do niej, że ta rozmowa toczyła się gdzieś nad nią (tak dosłownie, jak w przenośni) dopiero, kiedy poczuła ręce Laurenta na swojej głowie. Ten uspokajający gest mówiący, że przecież wszystko będzie dobrze. Będzie? Miała co do tego ogromne wątpliwości, które teraz w nią napierały całą mocą. To dłonie Laurenta sprawiły, że się rozkleiła w całości.

– Cain nie żyje – wydusiła z siebie w końcu i ukryła twarz w dłoniach. Zdanie wyjaśniające tak wiele dla niektórych i rodzące tyleż samo pytań. To była jej granica: brak snu, życie w ciągłym napięciu i niepewności, zmartwienie o najbliższych, a potem jeszcze wiadomości o śmierci partnera.

hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#15
07.03.2025, 22:01  ✶  
Atreus patrzył na kuzyna, trochę próbując by to było spojrzenie znaczące i równie wymowne, ale bardziej oceniał teraz, na ile te słowa znowu były tylko zasłoną, za którą Laurent chował swoje prawdziwe intencje. Dokładnie z resztą tak samo, jak Bulstrode chował teraz właściwe przemyślenia gdzieś głęboko i z dala od Victorii, która rozklejała się obok nich coraz bardziej.

Miała rację, dla niego wyglądało to tak, jakby roztrząsała się w przesadny sposób nad sprawą Dantego. Może rewelacje Laurenta były dość ciekawe i z rodzaju takich, których niekoniecznie się spodziewało po człowieku, ale odrobinę chyba dramatyzowała. Przywykł już chyba trochę do tego, że niektórym się tego typu rzeczy zdarzały, ale w jej przypadku czuł się o wiele bardziej niezręcznie niż zazwyczaj. Głównie dlatego, że Victoria Lestrange nie płakała. Victoria była skałą, której bardzo zgrabnie przychodziło odgrywanie tej odległej, czystokrwistej kobiety, która wiedziała jak powinna się prezentować. Stan, w jakim znajdowała się właśnie i który tylko pogłębiał się, był daleki od tego z jakiego ją znał. Ale prawda była taka, że Atreus wcale tak dobrze Victorii nie znał. Nie czuł z tego powodu wstydu, bo różnie się ludziom ścieżki w życiu układały, a ich ewidentnie się do pewnego momentu rozmijały, ale w tym momencie poczuł chyba ukłucie zawodu i zmęczenia. Gdyby ich znajomość wyglądał inaczej, ta sytuacja byłaby o wiele prostsza.

- Co masz na myśli, nie żyje? - zmarszczył brwi, patrząc nagle na nią, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w całym swoim życiu. Było to niezbyt przemyślane pytanie, ale jej oznajmienie wcale nie było lepsze, wyduszone gdzieś pomiędzy łkaniem. Szkoda, że nie powiedziała że odszedł, bo wtedy dopiero dawałoby to potencjał na lawinę pytań, ale tak? Wystarczyło parę uderzeń serca, by ciężkie uczucie osadziło się na barkach i przygniotło nagle, z całą siłą uświadomienia sobie sytuacji. Ale mimo tego umysł walczył, jakby nie chcąc poddać się w pełni prawdzie. - Przecież jeszcze parę dni temu był cały i zdrowy. Co ty mówisz? - w końcu wyciągnął dłoń w jej kierunku, kładąc dłoń na ramieniu, dla zaznaczenia swojej obecności, jakby naiwnie licząc na to, ze to zwróci odrobinę bardziej jej uwagę.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#16
08.03.2025, 16:59  ✶  

To, co mógł zobaczyć Atreus, było zbitkiem tego, co nie było oczywiste. W co wierzysz? Kiedy konfabulujesz? Kiedy wierzysz w to, co mówisz, chociaż tak naprawdę kłamiesz? Atreus znał Laurent aż za dobrze. Kiedy poznali się za dziecka i już wtedy paroletni aniołek próbował i uczył się swoich manipulacji, żeby dostać atencję, drugie jabłko, albo poskarżyć się na kuzyna, który podczas wyścigów zepchnął go do strumienia. Znał go. Przez pryzmat wszystkich lat zmieniło się bardzo wiele, ale nie zmieniło się to jedno - Laurent gotów był powiedzieć niemal wszystko, żeby uspokoić sytuacje takie jak ta. Żeby już dali mu wszyscy spokój i pozwolili działać po swojemu, skoro nie popierali jego myśli. Przez ostatnie miesiące zmieniła się nawet jego aura - z ciepłych barw i różu przeszła na brudny fiolet przytłaczany szarością. Więc czy stojąc tutaj, z Victorią w ramionach, wierzył w to, co właśnie powiedział? W to, że naprawdę nikomu nic się nie stanie, nikt nikogo nie straci..? Otóż... nie. Laurent był zdesperowany. To ta desperacja pchnęła go do tej prośby, której nawet nie do końca chciał wytaczać, bo przecież wcale nie chciał mówić o tym, co powiedziane zostało. Coś komuś na pewno się stanie. Ktoś kogoś straci na pewno. Jeśli nie kogoś - to coś. Ale w tym, że był gotów powiedzieć teraz wszystko i w tej desperacji było coś jeszcze, co do Laurenta nie pasowało. Brak życia. Jakby było mu to już niemal obojętne. Stał się popiołem rozwiewanym przez wiatr po resztkach pożaru, jaki miał tutaj miejsce. Niemal. Jeśli nadejdzie dzień, w którym przestanie mu zależeć na bliskich, to naprawdę będzie już dzień jego końca.

Powstrzymał się z instynktownym pytanie "kto?". Imię mówiące mu nic, ale po chwili informujące, że tak - rzeczywiście, była taka osoba. Ktoś, kto służył razem z Victorią. Ktoś, kogo... lubiła. O kim wspomniał czasem Atreus, że razem się trzymali. Smierć była zaskakująco blisko. Otaczała nas, pochłaniała, a ogień zbliżał się wraz z każdym oddechem. Gotowa okryć woalem niepokoju Wojenka towarzyszyła jej krok w krok. Jeśli zamilkniesz - usłyszysz tętent jej kopyt. Stąpały w cieniu Atreusa i Victorii, wbijając oczy między ich łopatki. Zadrżą? Pękną? Uklękną? Victoria już klęknęła. Przytłoczona ciemnością, która spowijała świat i wysysała soki ze wszystkiego, co żywe i prawdziwe.

- Przykro mi, Victorio... ale ja tu jestem i nigdzie się nie wybieram. Nic mi nie będzie. Trochę dramatyzuję, on mi nic nie zrobi. Naprawdę. - Czy w TO wierzył? Bardziej niż w to, że naprawdę nikt nikogo nie straci. Wizja Florence, Śmierciożercy, Dante, Fontaine... Z tego tworzył się koszmar. Taki, który należało zakończyć. W jakiś sposób się obudzić...



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#17
08.03.2025, 22:48  ✶  

Dla niej słowa Laurenta były właśnie tym: zasłoną. Nie uwierzyła w nie, gdy nagle stał się taki spolegliwy, zbyt dużo było w tym kontrastu, było zbyt nagłe, zbyt… pozbawione emocji, które ona teraz chłonęła i jednocześnie, naciśnieta, oddawała jak gąbka. To właśnie ten bodziec, ta nagła zmiana w Prewettcie sprawiła, że osiągnęła swój limit i nastąpiło apogeum, a jej maska, która dzisiaj trzymała się jedynie na ślinę i słowo honoru, opadła, zostawiając ją nagą w obliczu emocji, które można było zeń czytać. Nie trzeba było nawet sięgać po zdolność aurowidzenia, by zobaczyć ten smutek, który musiał przykrywać jej podstawową aurę; była jak to światełko wrzucone do wody, żółty otoczony niebieskim smutkiem. To nie tak, że znała Laurenta od tej strony, a jednak… lata radzenia sobie z własną matką, siostrami, kuzynostwem, obserwacja ludzkich zachowań i szczypta obserwacji wystarczyła, żeby wysnuć wnioski. W szkole selkie potrafił nieźle zaczarować i manipulować, miedzy innymi dlatego za nim nie przepadała w tamtych latach, a teraz… Nie stosował na niej tych taktyk, odkąd się ze sobą zadawali, aż do teraz.

Głośniej nabrała powietrza, próbując powstrzymać ten płacz, zatrzymać łzy, które cisnęły jej się do oczu, i teraz spływały po policzkach, skryte w jej dłoniach. Przylgnęła do Laurenta i jego dotyku, jakby to miało jakoś pomóc na ten ból, który ściskał właśnie klatkę piersiową, ale jeśli pomagało, to minimalnie. Nie otrząsnęła się z dotyku Atreusa, tylko znowu spróbowała nabrać powietrza, łapczywie, kilka razy, nim, udało jej się znaleźć słowa.

– Wezwali mnie do biura, żeby… – urwała i znowu nabrała powietrza, usilnie próbując powstrzymać te łzy, teraz gdy odsunęła dłonie od twarzy. Dopiero teraz było w pełni widać jej zmęczenie, a ten alkohol w kawie… to na pewno nie pomogło. – Żeby mi powiedzieć, że- – to tłumaczyło, czemu była w pełnym mundurze… bo wezwana, myślała, że chodzi o coś zupełnie innego. Nawet nie podejrzewała, że to po to, by jej powiedzieć, że jej partner zmarł. – To się stało wczoraj. Znalazła go matka – i tłumaczyło, dlaczego Caina wczorajszego dnia nie było w pracy. – Cain to był… to był mój partner – zadarła nieco głowę, by spojrzeć na Laurenta, wyjaśnić mu, pomiędzy płytkimi oddechami to, co wydawało jej się teraz takie istotne do przekazania. – Nie kłam, proszę- I nie odsuwaj nas, widzę co robisz – Victoria pociągnęła nosem, a potem, zadziwiająco elegancko jak na sytuację, wytarła sobie oczy i policzki dłońmi, choć nie na wiele się to zdało, bo zaraz oczy znowu jej się zaszkliły. – Czuje, że zamierzasz zrobić- coś bardzo głupiego, więc… cokolwiek to jest… nie rób – przecież chcieli mu pomóc, ale to nie mogło być tak na już, teraz-zaraz. To nie mogło być cos, co należy robić szybko i pochopnie. – Daj nam czas – jej spojrzenie, prócz tego, że szkliste przez łzy, było też błagalne.

hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#18
09.03.2025, 05:41  ✶  
Przyglądał jej się uważnie, nagle nieco mniej zwracając uwagę na to, jak sypie się na ich oczach. Ale tak już z nim było - wystarczyło podchwycić jego ciekawość, zainteresować go jakimś innym faktem, by z pewną łatwością przestał wzdrygać się na widok tego, co było dla niego niewygodne. Szkoda tylko, że ta wiadomość teraz, wydawała się tak okropnie surrealna.

Atreus czuł się trochę, jakby patrzył zza swojego ramienia, oderwany od ciała i z jakąś taką pustką wypełniającą jego kontury. Śmierć dla aurorów nie była czymś obcym, ale miała to do siebie, że bardzo często dotyczyła innych ludzi. To były przeżarte przez czarną magię kukiełki, przypominające tylko ludzi. Nie wiązały go z nimi żadne prywatne więzy i jakież to było dziwne, kiedy nagle coś burzyło się w nim od nowa, brane pod włos na te wieści.

Skrzywił się mimowolnie, jakby wypowiadane przez nią słowa nie były tym, czego się spodziewał. Nie tym, czego chciał w tym momencie. Oh, jakże wspaniale by było, gdyby Lestrange tak zwyczajnie zaprzeczyła i powiedziała, że to tylko taki nieśmieszny żart, a on by jej pogratulował, że tak koncertowo zjebała wszystkim i tak już grobowy nastrój. Cofnął dłoń, a Laurent znając go wystarczająco dobrze, mógł zauważyć jak wycofuje całego siebie, jeszcze bardziej niż jeszcze chwilę temu, kiedy tak niekomfortowo czuł się widząc, jak Victoria powoli się rozkleja. Skoncentrował się na kieszeniach, z nieodgadnionym wyrazem twarzy przeszukując je w poszukiwaniu papierosów, które po ostatnim zapalonym zostawił na stoliku, obok resztek kawy. Westchnął i sięgnął po nie, kiedy uświadomił sobie swój błąd, a potem wyłuskał jednego z paczki i zapalił.

Łatwo było znaleźć nić porozumienia z kimś, kto widział świat w taki sam sposób jak ty i Atreus mógł z łatwością stwierdzić, że zaliczał Bletcheya do bliskich sobie osób. Nie mógł jednak się tutaj rozpłakać, tak samo jak nie wypadało naciskać dalej na aurorkę, wyraźnie wstrząśniętą wszystkim, co właśnie się na nią zrzuciło.
- Przykro mi - powiedział powoli i nieco zmienionym głosem. Zbyt spokojnym. - Daj nam czas, Laurent. Przynajmniej do pogrzebu... - daj Jej czas. Bo Atreus już czuł jak świerzbią go ręce. Zajęcie. Oto czego teraz potrzebował, a nie czasu.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#19
09.03.2025, 12:01  ✶  

Dramaturgia tej sytuacji wybrzmiewała tak, jakby zapowiedź Dante już się sprawdziła. Stracisz kogoś bliskiego - może nie bezpośrednio, ale straci ważna dla ciebie osoba. Zginie czyjś przyjaciel, odbędzie się czyjś pogrzeb, ktoś będzie płakał. Już nie nienazwane osoby, których imion nie zapamiętasz. Personalność zawijała się wokół serca i ściskała je w imadle. Dla niej, dla niego - a Laurent był biernym obserwatorem. Obserwatorem, który zareagował podobnie do Atreusa - odciął się. Świadomie? Nie. Sam nie wiedział, jak to działało, może to przebodźcowanie? Nadmiar i natłok wszystkich emocji w końcu sprawiają, że nie chłoniesz wszystkiego tak, jak powinieneś. Dobrowolnie? Przypadkowo? To nie była apatia, nie. Lecz nie zbierały się łzy pod jego powiekami w odpowiedzi na płacz tej zniszczonej ostatnimi wydarzeniami kobiety. Do głowy mu nie przyszło, że ostateczny powód złamania mógł być bardziej trywialny, niż się wydawało. Jest odrobina racji w prostocie stwierdzenia - najgorsze blizny zostawiają ci, których trzymamy najbliżej. Wrogowie przecież nie biorą się znikąd, nie wypełzają spod ziemi, żeby objawić się nam jako zło wcielone. Oni dojrzewają w myśli, strugają rysiki emocji. Grają na naszych wyobrażeniach świata i igrają z naszą moralnością. Ten, kto był przyjacielem, staje się wrogiem po zostawieniu ran, które czasem mają problem się zabliźnić.

Potrzeba odsunięcia się i zamknięcia w sobie była znajomym odruchem Atreusa. Laurent przestał się w niego wpatrywać - opuścił spojrzenie na czarne włosy Victorii, głaszcząc ją delikatnie. Wiele zniekształconych obrazów mogło się łatwo złożyć na wizję tego, że Laurent i Victoria byli ze sobą za blisko. Nie tyczyło to akurat jego kuzyna, a może nawet mało go to obchodziło. To wyobrażenie pryskało, kiedy się wiedziało, że Laurent nie potrafił przejść obojętnie obok czyjejś krzywdy. Był drugą stroną monety prezentowanej przez Atreusa - tą jaśniejszą, wydawałoby się. Żeby istniało światło, musiał istnieć mrok.

- Nie będę robił niczego głupiego. Nie martw się, Victorio. Niczego nie zrobię pochopnie. - Głupota, pochopność - co dla jednego było właśnie tym, dla innego jawiło się mądrością. I kto miał racje? Prawda była względna - tak rodziły się paradoksy. Teraz najważniejsze było uspokojenie sytuacji. Złapanie tego spokoju za koszulę i przyciągnięcie do siebie, żeby już tam został i nie włóczył się pod nogami, deptany stresem i tragediami. Pokręcił lekko głową na słowa Atreusa. - Macie go tyle, ile potrzebujecie. - Albo tyle, ile tego czasu zostało samemu Laurentowi. Był ostatnią osobą, która zamierzała tę dwójkę popędzać, szczególnie w obliczu śmierci, z którą przyszło im się nagle zetknąć. - Naprawdę nie zamierzam się rzucać w paszczę nundu. Możesz się skupić na pogrzebie, Victorio. Nic mi nie będzie. - Jasne, że trochę słodził. Teraz jednak nie kłamał, bo sam wierzył w swoje słowa. Sam siebie do tego przekonywał, chociaż kierował te zdania do Victorii.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#20
09.03.2025, 13:37  ✶  

Spuściła wzrok i wbiła go gdzieś w przestrzeń. W mały ogródek Laurenta, w kwiaty, które tutaj rosły. Jej ramiona były opuszczone, w tej przegranej pozycji kogoś, kto nie był zupełnie mentalnie przygotowany na wieści, jakie dostawał odkąd tylko wstawało słońce. Wiatr lekko przeczesał łodygi i płatki kwiatów, a Lestrange wzięła bardzo głęboki oddech, najwyraźniej chcąc sobie zrekompensować te płytkie i łapczywe, które łapała jeszcze chwilę temu. Jakie to ironiczne – uderzyła ją myśl, że gdy ostatnio płakała… to też była tutaj. Dzień po tym, jak Sauriel próbował popełnić samobójstwo, a ona musiała być twarda i silna, aż wróciła do siebie i się rozsypała. Zupełnie jakby to miejsce gdzieś w podświadomości było tym bezpiecznym, gdzie może być sobą… albo to tylko przypadek, zwykły pech, że się tutaj rozklejała jak stare buty. Wiedziała doskonale, że potrzebowała odpocząć. Że powinna wrócić do domu i wlać sobie do gardła całą fiolkę eliksiru nasennego i pozwolić sobie odpocząć… Była na nogach w tym momencie od ponad 24 godzin, i chociaż nie było to dla niej nic nadzwyczajnego, to organizm zwyczajnie domagał się odpoczynku, zwłaszcza po tym całym rollercoasterze emocji, głównie tych negatywnych. Najpierw listy Laurenta o tym, że spłonęło New Forest, że jest źle – i myślała o tym całą noc, gdy rzucała się w pościeli, aż w końcu po prostu poszła popracować nad eliksirami. A potem to wezwanie, wiadomość łamiąca serce, przyjście tutaj, papierosy, alkohol, kolejne rewelacje, późniejsze poczucie, że Laurent ich zbywa swoimi gadkami, przeprosinami, że zabrał im czas… Brązowooka zacisnęła obie dłonie w pięści na swoich udach, a potem dość głośno wypuściła powietrze przez usta.

Nie chciała w żadnej mierze umniejszać tutaj sprawie Laurenta – bo to było ważne. Było cholernie ważne, ale w takim stanie, w takim nastroju… co ona mogła mądrego wymyślić, prócz tego, że powinna się ekspresem zapakować do łóżka, a miała jeszcze dzisiaj służbę? Musiała się wziąć w garść, musiała… chociaż kilka godzin… A na jutro wziąć wolne. Cały dzień. Może… może powinna zabrać gdzieś młodziutką Liv? Odciągnąć myśli.

Wiedziała, że Atreus kumpluje się z Cainem, że to dla niego też na pewno nie będzie proste. Że chwila minie, zanim z pełną mocą dotrze do niego to, co powiedziała – tak jak i do niej docierało to w zwolnionym tempie. Tak, obcowali ze śmiercią na co dzień, doskonale wiedzieli, jakie jest ryzyko i przy tym… śmierć kogoś bliskiego, młodego, z tego najbliższego otoczenia, to nigdy nie było coś, na co byłeś gotowy. Victoria nie była. A słowa Atreusa świadczyły o tym, że i on nie był… Lekko kiwnęła głową do Bulstrode’a.

– Ogarnę się – to nawet nie była obietnica, a ledwie stwierdzenie faktu. – Muszę odpocząć, nie spałam… – to nawet nie były pełne zdania w jej stylu, tylko jakieś urwane kawałki, z których w zasadzie łatwo było poskładać sobie cały obraz. – Wezmę Divę, jeśli to nadal aktualne – bo nie zapomniała tego, że proponowała mu pomoc, a prawda była taka, że jak już miała dwa koty w domu, to trzeci robił zerową różnicę. – Atreus… Wybacz, że w taki sposób… – przeniosła to zmęczone spojrzenie na aurora, bo było tysiąc lepszych sposobów, by przekazać komuś wieści o śmierci przyjaciela. Było też tysiąc znacznie gorszych.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Atreus Bulstrode (2778), Victoria Lestrange (4127), Laurent Prewett (4040)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa