14.03.2025, 00:49 ✶
Niewzruszenie słuchał dąsów, żałując nieco, że wampirza fizjologia uniemożliwiała niestety zasłuchanie się w melodie martwego już serduszka, takiego uroczo spłoszonego. Czy wrzucił ją na głęboką wodę? Nie postrzegał tego w ten sposób. Dwór oczywiście był drapieżny, ale nie zakładał, aby ktoś bez tytułu, bez nazwiska i bez podstaw francuskiego zamierzał tu zabawić dłużej niż czas niezbędny do zaspokojenia wstępnej ciekawości. Była zbyt bezpośrednia, zbyt harda w spojrzeniu, by odnaleźć się w ażurowych tkankach wersalu. Wyrok zapadł przed przedstawieniem sprawy.
Chwilę milczał, jakby obrażony, można było tak sądzić przez moment, że poszło mu w pięty. Zaraz potem odezwał się z podobną swobodą, ot, przecież rozmawiali, a ona przedstawiła mu swoje preferencje. Może byłby bardziej przejęty, gdyby zobaczył zgaszony blask w jej oczach, gdy zakładał na jej głowę koronę. Może byłby bardziej przejęty, gdyby mu w ogóle zależało, na czymś więcej niż wieczorna rozrywka na koszt jego słodkich pacynek. Skłamałby, gdyby powiedział, że oczekiwałby od niej uległości i poklasku. Nie zależało mu. Podobnie jak jego gość stronił od wampirów, żywiąc do nich nic ponad nieskończoną niechęć, ograniczając kontakt do niezbędnego, dyktowanego pełnioną funkcją objętą raczej przez zasiedzenie i zbyt brutalne rozwiązywanie frustracji wobec poprzedniej Głowy.
Na wzmiankę o nadwyrężeniu zdrowia tylko prychnął.
– Czwarty rząd. Markiz d’Avery. Sądze, że to przez jego preferencje ukierunkowane raczej na młodych chłopców, aniżeli dziewczęta, jeśli ma to dla Ciebie znaczenie. Może okazać się przyjemnym wyzwaniem, choć oczywiście jeśli jesteś zmęczona podróżą, mogę odpowiednio zaaranżować wasze spotkanie. I proszę Cię mon petite L, te tłuste robaczki mają tu wszystko, czego potrzebują do szybkiego powrotu do pełni sił. Nic im nie będzie. – Zieleń sukni syciła oko. Sukni wyjątkowej, z pewnością błogosławionej magią transmutacji. Czy unosząca się wokół słodka woń wina i przyjemnej śródziemnomorskiej bryzy była w ogóle prawdziwa? Mogła zacząć mieć wątpliwości, skoro jak widać, nie miał żadnych oporów stosować magię wśród śmiertelnych.
– Ewentualnie piąty rząd, jeśli mimo wszystko zdecydowałabyś się na kobietę. Lady Visenna jest bardzo bogobojna i nie lubi tego typu zabaw, ale wewnątrz… mmm… jej stłamszona energia jest zawsze przyjemnym wybuchem. – Wypuścił ją, nadając kierunek odśrodkowy, by pochwycić, tym razem za drugą rękę, aby wspólnie mogli przejść pod baldachimem wzniesionych w górę rąk. Lady Visenna okazała się być roześmianą Herą, która absolutnie nie wyglądała na osobę, która mogłaby się źle bawić. Z drugiej strony jej strój zabudowywał całą szyję, skrzętnie ukrywał nadgarstki, bardziej niż było to konieczne. I… tak, czy wychwyciła zazdrosne spojrzenie, gdy obok niej przechodzili?
Pawana nie zamierzała się skończyć, zapętlona w przyjemnym spacerze.
– Dobrze, otworzyłem tę rozgrywkę, nie mam nic przeciwko – jakże łaskawie z jego strony – byś wybrała swój oręż do zemsty. Wszak udane małżeństwa nie są udane jeśli brak w nich sprzeczek. – W kadencji, w zamknięciu kompozycji dotarli w końcu do fontanny, gdzie hrabia ujął złoty kielich i napełnił go po brzegi z fontanny, aby wręczyć go swojemu nadąsanemu gościowi w niskim, choć bardzo zadziornym ukłonie. – Dla mojej pani… – mówił wciąż po angielsku, nic sobie nie robiąc, że połowę gości zwija z faktu, że nie jest w stanie podsłuchać czy choćby sczytać z ruchu warg, o czym rozmawiali. W tle rozbrzmiewała nowa, szybsza melodia couranta. Część z młodszej gawiedzi zaczęła tańczyć, pozostali podzielili się w mniejsze podgrupki, ale większość skłębiła się wokół nich, wokół wodopoju, czy raczej winopoju.
Chwilę milczał, jakby obrażony, można było tak sądzić przez moment, że poszło mu w pięty. Zaraz potem odezwał się z podobną swobodą, ot, przecież rozmawiali, a ona przedstawiła mu swoje preferencje. Może byłby bardziej przejęty, gdyby zobaczył zgaszony blask w jej oczach, gdy zakładał na jej głowę koronę. Może byłby bardziej przejęty, gdyby mu w ogóle zależało, na czymś więcej niż wieczorna rozrywka na koszt jego słodkich pacynek. Skłamałby, gdyby powiedział, że oczekiwałby od niej uległości i poklasku. Nie zależało mu. Podobnie jak jego gość stronił od wampirów, żywiąc do nich nic ponad nieskończoną niechęć, ograniczając kontakt do niezbędnego, dyktowanego pełnioną funkcją objętą raczej przez zasiedzenie i zbyt brutalne rozwiązywanie frustracji wobec poprzedniej Głowy.
Na wzmiankę o nadwyrężeniu zdrowia tylko prychnął.
– Czwarty rząd. Markiz d’Avery. Sądze, że to przez jego preferencje ukierunkowane raczej na młodych chłopców, aniżeli dziewczęta, jeśli ma to dla Ciebie znaczenie. Może okazać się przyjemnym wyzwaniem, choć oczywiście jeśli jesteś zmęczona podróżą, mogę odpowiednio zaaranżować wasze spotkanie. I proszę Cię mon petite L, te tłuste robaczki mają tu wszystko, czego potrzebują do szybkiego powrotu do pełni sił. Nic im nie będzie. – Zieleń sukni syciła oko. Sukni wyjątkowej, z pewnością błogosławionej magią transmutacji. Czy unosząca się wokół słodka woń wina i przyjemnej śródziemnomorskiej bryzy była w ogóle prawdziwa? Mogła zacząć mieć wątpliwości, skoro jak widać, nie miał żadnych oporów stosować magię wśród śmiertelnych.
– Ewentualnie piąty rząd, jeśli mimo wszystko zdecydowałabyś się na kobietę. Lady Visenna jest bardzo bogobojna i nie lubi tego typu zabaw, ale wewnątrz… mmm… jej stłamszona energia jest zawsze przyjemnym wybuchem. – Wypuścił ją, nadając kierunek odśrodkowy, by pochwycić, tym razem za drugą rękę, aby wspólnie mogli przejść pod baldachimem wzniesionych w górę rąk. Lady Visenna okazała się być roześmianą Herą, która absolutnie nie wyglądała na osobę, która mogłaby się źle bawić. Z drugiej strony jej strój zabudowywał całą szyję, skrzętnie ukrywał nadgarstki, bardziej niż było to konieczne. I… tak, czy wychwyciła zazdrosne spojrzenie, gdy obok niej przechodzili?
Pawana nie zamierzała się skończyć, zapętlona w przyjemnym spacerze.
– Dobrze, otworzyłem tę rozgrywkę, nie mam nic przeciwko – jakże łaskawie z jego strony – byś wybrała swój oręż do zemsty. Wszak udane małżeństwa nie są udane jeśli brak w nich sprzeczek. – W kadencji, w zamknięciu kompozycji dotarli w końcu do fontanny, gdzie hrabia ujął złoty kielich i napełnił go po brzegi z fontanny, aby wręczyć go swojemu nadąsanemu gościowi w niskim, choć bardzo zadziornym ukłonie. – Dla mojej pani… – mówił wciąż po angielsku, nic sobie nie robiąc, że połowę gości zwija z faktu, że nie jest w stanie podsłuchać czy choćby sczytać z ruchu warg, o czym rozmawiali. W tle rozbrzmiewała nowa, szybsza melodia couranta. Część z młodszej gawiedzi zaczęła tańczyć, pozostali podzielili się w mniejsze podgrupki, ale większość skłębiła się wokół nich, wokół wodopoju, czy raczej winopoju.