• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[08-09-1972] Mój mały skrawek nieba | B.M & S. M

[08-09-1972] Mój mały skrawek nieba | B.M & S. M
Ancymon
"Niewierny jest ten, kto żegna się, gdy droga ciemnieje"
Nie jest ani wysoka, ani niska, mierzy dokładnie 168 cm. Włosy w kolorze jasnego blondu, ślepia kocie w odcieniu lodowego błękitu. Oczy duże, nosek mały i nieco zadarty, pełne usta na których często widnieje zaczepny bądź pogardliwy uśmiech. Pachnie słodko, lecz nie mdło, mieszanką wanilii, porzeczki i paczuli.

Scarlett Mulciber
#11
01.06.2025, 12:11  ✶  
-Zimny - przyznała ciszej, gdy ją objął. Najpiękniejszy sen i najgorszy koszmar, ale ponad wszystko wspomnienie, które winno się wdychać z nostalgią. Wspomnienie tego co miała, ale nigdy już mieć nie będzie, nie takie same. Nie takie jakie w Norwegii zostało pozostawione. Bo takie jest tylko tam i tylko we wspomnieniu. Wspomnieniu, które rozsypie się jeśli zechce się nim żyć na powrót. A niekiedy łapie się na myśli co by było, gdyby tam została, mimo iż było to bzdurne.
Powoli się obróciła, zaklęta w wybijanym przez blondyna rytmie, starając się zapamiętać każdą nutę nieznajomej melodii.
Czasem trzeba coś poświęcić goniąc za snem
A jednak to nie ona dobyła ostrza, to nie ona nim ugodziła, lecz została ugodzona. A jednak nikt zdaje się tym nie przejmować, zaklęty w swoich prawdach. Wmawiając jej własną rzeczywistość w której to ona jest winna, w której to ona jest zbyt naiwna, w której to jej pragnienia i uczucia są kolejny raz bagatelizowane.
I tylko kręcili nosem z niezadowoleniem bo była zbyt uparta, zbyt dumna i zbyt niepokorna, aby wierzyć i się zgadzać.
I gdy się tak trwała, czując dobrze jej znane ciepło, kołysząc się powoli, obserwując fragment zbudowanego przez nich świata zrozumiała, że nigdzie nie zamierza wracać. Bo nie ma dokąd. Bo ściany i garstka wspomnień to zbyt mało, aby się nimi ogrzać. Bo powrót zamieni się w bezpłciową egzystencję, lecz nie życie. Bo nie miało to znaczenia gdzie jest, skoro nigdzie nigdy dla nikogo nie była najważniejsza.
Dla ojca wuj, dla brata ojciec - a Ona zawsze gdzieś tam w kolejce, niby ważna, ale zawsze niewystarczająco, zawsze zbyt nieistotna na tle kogoś innego. Za każdym razem.
Zawsze będzie mi czegoś brak, Charlie... - szepnęły wspomnienia, jej własne słowa z którymi się zgadzała, wciąż i z którymi zapewne zgadzać się będzie do końca życia. Wiedziała o tym, a jednak niekiedy tliła się nadzieja, ze nie. Że pewnego dnia, dla kogoś, będzie chodzić o nią.
Bo tu chociaż mogła żywić krótką nadzieje, że jeśli będzie pracować to kiedyś, być może, w którymś śnie chociażby krótkim, zobaczy jak ich nici rozkwitają - nawet jeśli było to bzdurne i naiwne, to te przecież się zmieniały z każdym tygodniem. I może wtedy, może po raz pierwszy, będzie dla kogoś, a nie ktoś dla niej.
A nawet jeśli nie, to chciała jeszcze chwilę ogrzać się w jego cieple, śnić bez mar i strzyg, chwytać dzień i wirować dopóki ich wspólny sen trwał. A potem, potem nauczy się żyć od nowa, tak jak zawsze. Nic wielkiego. Nowa blizna, ślad, wspomnienie i brak, ten dobrze znany, wierny towarzysz jej życia.
Powoli przesuwała spojrzeniem po ścianach, na których układały się chaotyczne smugi, smugi które zostaną z nimi już na zawsze, kąśliwie przypominając o swej egzystencji, o tym dniu - i chciałoby się ich dotknąć, zastanowić się czy jest to początek pęknięcia, a może wręcz przeciwnie.
Odmaluję - drgnęła, wyrwana z myśli. Delikatnie się uśmiechnęła, zmrużyła powieki, gdy ucałował jej głowę.
-będziesz wyglądać hot z tym wałeczkiem. Muszę to zobaczyć- szepnęła żartobliwie. Niewypowiedziane zapewnienie, że zostanie, że do Norwegii nie wróci.
Gdyby dał jej pędzel czy wałek, zaprzęgając do pomocy, to równo z pewnością by nie było, a ona przeszłaby przez całą plejadę emocji od rozbawienia po szczerą irytację - i na tą myśl uśmiechnęła się rozbawiona.
Wcisnęła się w niego przez moment, chcąc zebrać jak najwięcej ciepła. Jeszcze tylko chwilę. Moment.
A gdy w końcu się odsunął, podążyła za nim spojrzeniem.
Jeśli to te zjeby od Czarnego Pana to mugolska część miasta pewnie wygląda gorzej niż Pokątna
-Może to i dobrze... - mruknęła cicho, nim zdążyłaby przełknąć ów zdanie. Miała nadzieje, że ojcu nic nie jest. A jednak kamienica Mulciberów nie podzielała tej nadziei. To nie był jej dom, była tam gościem, od zawsze i na zawsze. W dodatku wszystkie nieszczęścia w ich rodzinie nieznośnie łączył ów budynek. Zawsze gdzieś w tle nieszczęść stała ta cholerna kamienica. I nawet jeśli nie była częścią sporu, to była gdzieś w tle. Na tyle widocznym i namacalnym, że nie dało się jej pominąć. Czy gdyby poszła z dymem wraz z nią uleciałoby to co ciążyło na tej rodzinie? - westchnęła bezgłośnie. A może powinna być wdzięczna? Może, gdyby wszystko było dobrze to nie zacieśniałaby więzi z tymi, którzy zdawali uczyć ją niektórych prawd na nowo?
-Sprawdzę - przytaknęła dużo głośniej. Powiodła za nim spojrzeniem, spojrzeniem, które osiadło na lusterku. Słuchała jego słów uważnie, wpatrując się w odbicie. Skinęła głową.
-Dobrze - uniosła wzrok na pomieszczenie, na koc, marszcząc nos w dość zabawny sposób. Nie wiedziała czy w czasie pożaru dobrze jest zakrywać okno kocem, w dodatku ten obraz zaburzał porządek, kuł nieprzyjemnie w oczy. I ugryzła się w język nim zdążyłaby rzucić, że jest to okropne. Bo wiedziała po co to było. Miało powód bycia tam. Tak jak wiele mniej lub bardziej istotnych rzeczy, które gryzły w oczy.
-Tak, oczywiście... - przesunęła wzrokiem po pokoju, zastanawiając się w co włożyć ręce.
Wyciągnęła różdżkę, którą zamachnęła, szepcząc inkantację zaklęcia. Zamierzała wrócić tu jak najszybciej się dało, nie chcąc zostawiać dziewczynki samej. W końcu nie powinna być sama. A na pewno nie dziś i nie w takich okolicznościach.
Translokacja (1) drobin szkła, aby te grzecznie się zabrały i wylądowały w koszu.
Rzut O 1d100 - 48
Slaby sukces...
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#12
17.08.2025, 13:21  ✶  
-... Hot? To już rozumiem czemu tak się do mnie kleisz jak maluję…- Odszepnął, obejmując ją tak, żeby było jej jak najwygodniej. Jak najcieplej. Nagle pożary przestały mieć aż tak ogromne znaczenie. Ba. Przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
Wsunął nos w jej blond kudły pachnące tym paskudnym dymem i popiołem, uświadamiając sobie, że wcale mu to nie przeszkadza. Nie aż tak jak powinno. Ale nie mogli tak zostać.

- Może to i dobrze…
Spojrzał na nią w poważnym milczeniu. Nie odezwał się jednak ani słowem. Mugole płonęli tak samo jak czarodzieje. Krzyczeli tak samo, wili się pod ciężarem zaklęć torturujących dokładnie tak samo.
Naprawdę miało takie wielkie znaczenie czyja krew spłynie dziś po chodnikach? Nie zastanawiał się nad tym specjalnie długo.
Marcus Malfoy by cię pokochał.- stwierdził w myślach z obrzydzeniem, które wepchnął na samo dno podświadomości, odwracając przy okazji dziewczynę do siebie. Ułożył powoli dłonie na jej talię.
- Nie waż się.- Powiedział powoli, wbijając palce mocniej w filigranową talię kochanki.- Nigdy. Wdziać. Tej pierdolonej maski.- Z każdym kolejnym słowem uścisk był odrobinę mocniejszy. Za każdym stała odrobinę bardziej wyraźna groźba.- Malfoy’owie klękają tylko przed Matką.- Przyciągnął Scarlett mocniej do siebie. Ale jej nie pocałował, choć przysunął twarz o wiele bliżej.- Zapamiętaj to raz na zawsze babygirl. Twoja krew jest cenniejsza niż życie każdego z nich.
Odsunął się. Cień groźby zniknął, a Baldwin leniwie odgarnął jej włosy z twarzy.  Czasami marzył, żeby zapomnieć jak bardzo była podobna do Niej. Jak często musiał przygryzać wargi, by nie szepnąć imienia, które pragnął szeptać najbardziej. Ale Scarlett nie była Calanthe… Nie była… jego…
Otrząsnął się z tego parszywego poczucia zdrady, które czuł za każdym razem. Mara w kącie oka rozpłynęła się w powietrzu pozostawiając po sobie tylko tęsknotę i poczucie wszechogarniającej samotności. Nawet teraz, kiedy trzymał w ramionach Mulciberównę, to było zbyt mało.

- Musimy iść.- Powiedział w końcu. Ciszej, nieco bardziej zrezygnowanym tonem. Noc dopiero się zaczynała, a on już czuł się cholernie cholernie zmęczony. Poczekał aż dziewczyna schowa lusterko do kieszeni i zebrała zaklęciem wszystkie kawałki szkła z łóżka.
Więc on po prostu zabrał ich kołdrę i poduszkę. Po namyśle dołożył też jej zaczarowaną tablicę do malowania, którą trzymali w jednej z szafek przy łóżku.  Po prawdzie planował wpierw przyprowadzić tu Fridę, ale zawsze istniało ryzyko, że koc odpadnie, a ghoulka się pokaleczy o ostre kawałki szkła z rozbitego okna. Po namyśle, łazienka była dla niej bezpieczniejszym miejscem.
Złapał Scarlett pod rękę wyciągając ją z sypialni.

Frida.. Jak to Frida.
Siedziała grzecznie na płytkach w łazience, bawiąc się pierwszą rzeczą jaką znalazła. A że była to rolka papieru, którą rozrywała na maleńkie kawałeczki, planując najwyraźniej własnoręcznie wywołać największą papierową zamieć śnieżną. Przerwała natychmiast, wyciągając powoli rączki w stronę Baldwina. Na twarzy dziecka malowało się zmęczenie, choć sama Frida zmęczenia per se nie czuła - ale wiedziała kiedy był czas iść spać. Nie rozumiała co prawda dlaczego dzisiaj będzie spała nie w swoim łóżku ani gdzie jest mama z opowieścią na dobranoc. Przyglądała się jednak z żywym zainteresowaniem jak tata wykłada wannę kołdrą. Zaśmiała się bezgłośnie. Tata potrafił być taki śmieszny, przecież wszyscy wiedzieli, że w wannie jest zawsze dużo wody i bąbelków a nie kołdra. Zajrzała do środka, ale nim zdążyła się przyjrzeć już została porwana z ziemi. Rozalinda wskoczyła za nią układając się na poduszce, którą Baldwin wrzucił przy okazji.
Zachichotała. Spała już z mamą w trumnie. I w łóżku. I z tatą na kanapie. I nawet ostatnio jak przyjechał ten stary nie-tata i zasnął w swoim wielkim fotelu, to też z nim spała. Ale w wannie? Nigdy! Mama jej nie uwierzy.
Baldwin wsunął w ręce podopiecznej tablicę do rysowania. Wystarczyło, że przesunęła paluszkami po drewnianym ekranie, a tęczowe linie formowały się samoistnie. To było nawet lepsze niż śnieg z papieru.
- Będziesz grzeczna? I pójdziesz zaraz spać?
Ghoulka po dłużej chwili zastanowienia, pokiwała wreszcie głową. Pozwoliła nawet sobie rozwiązać jednego trzewika, który się jej ostał i przykryć połową kołdry. Tata to naprawdę czasem gadał głupotki. Przecież ona ZAWSZE była grzeczna. Nawet jesli czasem nie była, ale zwykle była.
- Chodź.- Mruknął do Scarlett, ucałowawszy wcześniej czubek główki córki na dobranoc. Oparł lusterko o brzeg wanny tak, by Frida była wi w nim widoczna.
Zerknął po raz ostatni przez ramię, wyprowadzając Scar z mieszkania. Pewnie i czekała ich cholernie długa noc, ale przynajmniej jego własne dziecko było bezpieczne.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Baldwin Malfoy (5273), Scarlett Mulciber (4874)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa