16.07.2025, 17:25 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2025, 17:27 przez Lazarus Lovegood.)
Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobił. Co w rozmowie z tym opanowanym, zachowującym kontrolę nawet w chwili, kiedy ewidentnie ciągłość pracy wisiała na włosku, człowiekiem, skłoniło go do tak oczywiście prowokacyjnego kroku, jak napisanie haiku w odpowiedzi na pytanie na rozmowie kwalifikacyjnej?
Mógłby twierdzić, że pokazywał tym samym swoją szybkość reakcji i umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Ubrać to w narrację o pochlebstwie - znając pogłoski o zamiłowaniu Shafiqa do poezji i sztuki, napisał nie tylko wiersz, ale wiersz składający się z liczby słów równej jego liczbie drogi życia. Powiedzieć wreszcie że na głupie pytania głupie odpowiedzi.
Prawda była taka, że po prostu nie wiedział. Być może poprzednie pytania odebrały mu część samokontroli, albo może to Anthony na jakimś podświadomym poziomie przekonał Lazarusa, że to bezpieczne posunięcie? Tak, czy owak, Anthony Shafiq właśnie trzymał w dłoniach wiersz skreślony ręką mężczyzny, który od lat nie przyznał się nikomu do tego, że przelewa swoje uczucia na papier w takiej formie. Lazarus nie śmiał podnieść na niego wzroku, a kiedy to zrobił…
Szczery uśmiech Lovegood zwykł rozpoznawać po tym, że budził u niego odruch, by odpowiedzieć tym samym. Najwyraźniej podświadomość była w emocjonalne klocki lepsza, niż świadomość. Na szczęście Lazarus był dobry w opanowywaniu odruchów. Dyscyplina trzymała go przy codzienności, a czasami przy życiu. Dlatego zachował kamienną twarz, dość odsłaniania się na jedną rozmowę.
Chwilę później okazało się to dobrym wyborem, bo drzwi za jego plecami otworzyły się. Klątwołamacz nie poruszył się, nie spojrzał w stronę wchodzącego. Kontrola. Jeżeli to był jakiś podwładny Anthony’ego, to nie było powodu poświęcać mu teraz uwagi - to szef OMSHM miał jej całość.
Ah. Selwyn. To by wyjaśniało brak pukania. Shafiq powitał przybysza przyjaźnie, ale to przewracanie papierów po biurku… przecież Lazarus nie dostarczył CV ani niczego… chwila. Wieść biurowa niosła, że mężczyźni byli skonfliktowani. Czy to była nerwowość?
Obrócił głowę w stronę nowo przybyłego czarodzieja dopiero, gdy Jonathan znalazł się w jego polu widzenia.
- Dzień dobry. Lazarus Lovegood - przedstawił się wstając i ściskając podaną dłoń.
Selwyn wyglądał dobrze, szczególnie na tle wyraźnie zmęczonego współpracownika. Wśród żeńskiej części zespołu krążyło powiedzonko, że temperatura w pomieszczeniu podnosiła się o jeden stopień wraz z każdym dodanym tam Selwynem. Odczuwanie temperatury przez Lazarusa nie było wystarczająco precyzyjne, by potwierdzić lub obalić tę tezę, ale i tak zatrzymał wzrok na zastępcy Anthony'ego o sekundę dłużej, niż zrobiłby to normalnie.
- Na moim biurku lądują średnio dwie koma cztery paczki dziennie. To daje dwanaście tygodniowo. Do tego dochodzi dokumentacja - do każdej przesyłki pięciostronicowy formularz oceny celnej plus protokół przekazania - odpowiedział całkowicie poważnie na pierwsze pytanie i dopiero wtedy przyszło mu do głowy, że to mógł być… żart? Usiadł, kiedy Jonathan zajął miejsce u boku Shafiqa, swobodny i beztroski w porównaniu z Anthonym.
- Pracowałem jako klątwołamacz na stanowiskach archeologicznych, głównie na terenie Szkocji i Walii. Gaelickie i wczesnośredniowieczne wikińskie ruiny - trzymał swoje emocje mocno, bardzo mocno na wodzy, ale najwyraźniej obecność większej liczby ludzi uciszała nieproszone głosy w głowie. Niewykluczone, że odpowie za to wieczorem, ale to było nieistotne w tej chwili.
-Zakładam, że odpowiadał pan już na pytanie, czemu chce się pan tutaj przenieść?
Lazarus spojrzał na Anthony’ego w poszukiwaniu wsparcia.
- Tak - i, wobec przedłużającej się ciszy - Pan Shafiq zadał mi już to pytanie.
Mógłby twierdzić, że pokazywał tym samym swoją szybkość reakcji i umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Ubrać to w narrację o pochlebstwie - znając pogłoski o zamiłowaniu Shafiqa do poezji i sztuki, napisał nie tylko wiersz, ale wiersz składający się z liczby słów równej jego liczbie drogi życia. Powiedzieć wreszcie że na głupie pytania głupie odpowiedzi.
Prawda była taka, że po prostu nie wiedział. Być może poprzednie pytania odebrały mu część samokontroli, albo może to Anthony na jakimś podświadomym poziomie przekonał Lazarusa, że to bezpieczne posunięcie? Tak, czy owak, Anthony Shafiq właśnie trzymał w dłoniach wiersz skreślony ręką mężczyzny, który od lat nie przyznał się nikomu do tego, że przelewa swoje uczucia na papier w takiej formie. Lazarus nie śmiał podnieść na niego wzroku, a kiedy to zrobił…
Szczery uśmiech Lovegood zwykł rozpoznawać po tym, że budził u niego odruch, by odpowiedzieć tym samym. Najwyraźniej podświadomość była w emocjonalne klocki lepsza, niż świadomość. Na szczęście Lazarus był dobry w opanowywaniu odruchów. Dyscyplina trzymała go przy codzienności, a czasami przy życiu. Dlatego zachował kamienną twarz, dość odsłaniania się na jedną rozmowę.
Chwilę później okazało się to dobrym wyborem, bo drzwi za jego plecami otworzyły się. Klątwołamacz nie poruszył się, nie spojrzał w stronę wchodzącego. Kontrola. Jeżeli to był jakiś podwładny Anthony’ego, to nie było powodu poświęcać mu teraz uwagi - to szef OMSHM miał jej całość.
Ah. Selwyn. To by wyjaśniało brak pukania. Shafiq powitał przybysza przyjaźnie, ale to przewracanie papierów po biurku… przecież Lazarus nie dostarczył CV ani niczego… chwila. Wieść biurowa niosła, że mężczyźni byli skonfliktowani. Czy to była nerwowość?
Obrócił głowę w stronę nowo przybyłego czarodzieja dopiero, gdy Jonathan znalazł się w jego polu widzenia.
- Dzień dobry. Lazarus Lovegood - przedstawił się wstając i ściskając podaną dłoń.
Selwyn wyglądał dobrze, szczególnie na tle wyraźnie zmęczonego współpracownika. Wśród żeńskiej części zespołu krążyło powiedzonko, że temperatura w pomieszczeniu podnosiła się o jeden stopień wraz z każdym dodanym tam Selwynem. Odczuwanie temperatury przez Lazarusa nie było wystarczająco precyzyjne, by potwierdzić lub obalić tę tezę, ale i tak zatrzymał wzrok na zastępcy Anthony'ego o sekundę dłużej, niż zrobiłby to normalnie.
- Na moim biurku lądują średnio dwie koma cztery paczki dziennie. To daje dwanaście tygodniowo. Do tego dochodzi dokumentacja - do każdej przesyłki pięciostronicowy formularz oceny celnej plus protokół przekazania - odpowiedział całkowicie poważnie na pierwsze pytanie i dopiero wtedy przyszło mu do głowy, że to mógł być… żart? Usiadł, kiedy Jonathan zajął miejsce u boku Shafiqa, swobodny i beztroski w porównaniu z Anthonym.
- Pracowałem jako klątwołamacz na stanowiskach archeologicznych, głównie na terenie Szkocji i Walii. Gaelickie i wczesnośredniowieczne wikińskie ruiny - trzymał swoje emocje mocno, bardzo mocno na wodzy, ale najwyraźniej obecność większej liczby ludzi uciszała nieproszone głosy w głowie. Niewykluczone, że odpowie za to wieczorem, ale to było nieistotne w tej chwili.
-Zakładam, że odpowiadał pan już na pytanie, czemu chce się pan tutaj przenieść?
Lazarus spojrzał na Anthony’ego w poszukiwaniu wsparcia.
- Tak - i, wobec przedłużającej się ciszy - Pan Shafiq zadał mi już to pytanie.