• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[18.9.72] Deep into that darkness peering, long I stood there wondering || A.G & P.B.

[18.9.72] Deep into that darkness peering, long I stood there wondering || A.G & P.B.
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#11
11.08.2025, 11:23  ✶  
Zapomniała o nim. Zapomniała o jego obecności. Ot, szczegół. Bywało, tak?
- Mhm - mruknął, nie kryjąc sarkazmu w tym, co pozornie miało być przytaknięciem na taką a nie inną odpowiedź dziewczyny.
Oczywiście, że mógł jej to wybaczyć. W końcu wcale nie rzucał się w oczy. Nie to, by zajmował sobą znaczną część pola widzenia Bletchleyówny albo zwykł robić wokół siebie na tyle dużo zamieszania w podobnych sytuacjach towarzyskich, że nie dało się pomylić go z wieszakiem na kapelusze i płaszcze. Lub, co jeszcze mniej istotne, że spędzili ze sobą kilka ostatnich godzin. Zdecydowanie mogła nie zauważyć, że wyszedł z nią na korytarz.
Mógł, oj, mógł ją sprowadzić do piwnicy, gdyby tylko postanowił to zrobić. Całe szczęście, zamierzał być dla niej całkiem łaskawy. Nawet nie próbował drążyć, co takiego stało się w tej konkretnej spiżarce. No, może nie próbował robić tego bardziej niż tym jednym dodatkowym pytaniem.
- Prawie? - Nie, żeby jakoś mocno go to interesowało, ale posłał jej badawcze spojrzenie.
W tym miejscu albo dało się zgubić, albo nie. Prawie nie stanowiło właściwej odpowiedzi. To była za duża piwnica, aby zgubić się w niej tylko na chwilę i ot tak ponownie odnaleźć wyjście. Coś o tym wiedział, nawet jeśli znał większość sekretów rezydencji. Jak na przykład te boczne korytarze, w które ostatecznie weszli.
- Raczej na wazę z zupą albo szczypce homara - poprawił Prudence, robiąc przy tym wymowny wyraz twarzy, którego jednak z dużym prawdopodobieństwem nie była w stanie dostrzec z uwagi na ciemność panującą w pomieszczeniu oraz to, że to on prowadził w tym momencie.
Naprawdę nie potrzebowała nadawać wszystkiemu aż tylu parszywie brzmiących znaczeń. Oczywiście, nie dało się ukryć, że obecność spoconych, spieszących się osób przemykających bezpośrednio pomiędzy elegancko ubranymi gośćmi byłaby co najmniej uznana za wyraz niedbałości o organizację wydarzenia. Jednak w gruncie rzeczy, takie rozwiązanie było wyjątkowo wygodne dla wszystkich. Personel mógł przemieszczać się swoimi bocznymi korytarzami, korzystając ze skrótów i nie patrząc na to, aby nie wpaść na kogoś podczas niesienia tacy z pustymi kieliszkami. A goście mogli zatrzymywać się na plotki pośrodku głównych przestrzeni, torując przejście tylko sobie nawzajem. Nikt nie cierpiał, nikt nie narzekał. To było proste i zrozumiale przydatne.
No, przynajmniej dla niego. Dla Prue najwyraźniej nie do końca, ale to też postanowił łaskawie jej wybaczyć. W końcu na co dzień nie zadawała się z elitami. Z pewnością miała swoje wyobrażenia na ich temat, ale nikt nie wymagał od niej, aby wdawała się w szczegóły, dlaczego coś zwykło być tak, a nie inaczej. Przykre (dla niej, bo dużo ją omijało, rzecz jasna), ale prawdziwe. Nie zamierzał nic z tym robić.
Zamiast tego zaczął podążać w dół schodami do kuchni, przystając tylko na chwilę przy wąskim okienku doświetlającym trochę ciemne wnętrze klatki, aby spojrzeć na zewnątrz. Huknęło, błysnęło. Jeszcze nie padało, ale deszcz był nieunikniony.
- Cóż za klimat - rzucił przez ramię, choć nie spojrzał w stronę dziewczyny.
Gotyckość w pełni, idealnie, biorąc pod uwagę to, co robili przez ostatnie godziny.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#12
11.08.2025, 12:09  ✶  

Nie do końca o tym zapomniała. Zapomniała o tym, że nie będzie musiała iść do piwnicy sama, bo szedł tuż obok niej. Wydawało jej się to całkiem proste do zaakceptowania. Nie chciała, żeby poczuł się niedoceniany, czy niezauważony, ale chyba go to nieco dotknęło. No tak, jakże mogłaby zapomnieć o tym, że Ambroise Greengrass znajdował się tuż obok niej...

- Tak prawie, myślałam, że się zgubiłam, ale ktoś mnie znalazł, zanim zaczęłam panikować, więc nie wiem, czy to się liczy jako zgubienie. - Wyrzuciła z siebie szybko te konkretne informacje. Nie były zbytnio szczegółowe, ale chyba wystarczały, aby Ambroise mógł sobie to zwizualizować, no nie było to nic trudnego. Myślała, że się zgubiła, tylko przez krótką chwilę, więc tak właściwie nie uznawała tego za pełne zgubienie. Proste i logiczne, czyż nie? No, przynajmniej dla niej.

Może nie powinna rzucać podobnych uwag, jednak Bletchley od zawsze miała pewne mniemanie na temat elit. Nie było to najlepsze zdanie. Napatrzyła się przez lata na to z jaką wyższością traktowali innych, tych którzy po prostu nie mieli szansy urodzić się w odpowiednich kręgach, jakby to była ich wina. Nadal gdzieś tam to w niej siedziało, chociaż może nie powinno, jednak niektórych uprzedzeń nie dało się wyplenić tak prosto. Jasne, sama zaczęła mieć coraz lepsze doświadczenie, aczkolwiek zdawała sobie sprawę z tego, że nie wszyscy byli tacy, jak ci z którymi ona się zadawała. Spotykała na swojej drodze różnych ludzi i większą część z nich łatwo było jej kategoryzować w nie do końca pozytywny sposób. Napatrzyła się również w ministerstwie na wiele, a nie była ignorantką, można było to uznać nawet za hipokryzję, bo przecież i ona nie odrzuciła pomocy wysoko postawionego znajomego o odpowiednim pochodzeniu, kiedy najbardziej tego potrzebowała.

- Tak, na pewno chodzi o wazę z zupą. - Nie chciała ciągnąć tego tematu, bo wydawało jej się, że mogliby się nieco spiąć, bo wyraźnie mieli inne zdanie, a nie chciała psuć im tego całkiem przyjemnego wieczoru. Powiedziała, co myślała i tyle.

- Wspaniały. - Nie mogła odmówić tego, że klimat był naprawdę niesamowity, szczególnie w tym miejscu, które również wyglądało jak wyrwane z jakiejś gotyckiej opowieści. - Chociaż pewnie to jedna z ostatnich w tym sezonie. - Lato się kończyło, burze też nie będą się już przytrafiały, bo nie będą miały ku temu sprzyjających warunków, a szkoda. Bletchley lubiła ten specyficzny nastrój kiedy niebo rozświetlały błyskawicze, a do uszu dochodziły dźwięki grzmotów. Ruszyła dalej, przed siebie, w końcu znalazła się na samym dole schodów, czyżby znaleźli się u celu ich wędrówki?

Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#13
11.08.2025, 15:13  ✶  
- Mhm - o dziwo, tym razem w jego odpowiedzi brakowało wymownego tonu, nawet jeśli bez wątpienia mógłby pozwolić sobie na to, aby zabrzmieć znacznie bardziej uszczypliwie.
Ani przez chwilę nie wątpił bowiem w to, że Prudence nie bez powodu użyła właśnie tego sformułowania. Nie powiedziała, że znalazł ją Elias czy Cornelius, nie użyła imienia Ursuli, nie wymieniła nikogo konkretnego z imienia, chociaż byłoby to raczej naturalne w tej sytuacji. To miało znaczenie, bowiem jeśli wiedział coś z całą swoją niezmąconą pewnością, to właśnie to, że Bletchleyówna nie robiła takich rzeczy przez przypadek. Nawet będąc zjaraną, w jakimś stopniu panowała nad swoimi wypowiedziami, nie przestając być tą jakże tajemniczą osobą, która nie szastała informacjami na prawo i na lewo.
Czy zamierzał dociekać, która z typowanych przez niego osób wsparła ją w wyjściu z tymczasowej opresji, która wcale nie była zgubieniem się, bo nie panikowała z tego powodu? No, niekoniecznie. Miał swoje przypuszczenia, słuchając odpowiedzi dziewczyny, ale nie był tym aż tak zainteresowany. Chwilowo odpuścił sobie jakiekolwiek zbieranie haków na ludzi dookoła niego, w końcu znajdowali się (teraz już na nowo) w przyjacielskim gronie.
Zresztą z tego samego powodu odchrzaknął tylko znacząco, słysząc ton głosu Prudence, którym skwitowała jego słowa o wazie. Wyjątkowo naprawdę nie czuł potrzeby podkreślania prawidłowości jego racji. Szczególnie, że niechybnie nie byłoby to takie znowu proste, aby jednocześnie mogli skradać się przy tym ciemnymi korytarzami, nie zwracając na siebie uwagi reszty domowników i prowadzić jakiekolwiek dyskusje na temat społecznych przekonań. Równie dobrze mogli rozmawiać...
...o pogodzie.
O ironio. O pogodzie. I tu też nie mieli całkowicie jednego zdania.
- Naturalnych? Tak - stwierdził, zgadzając się z Prudence, choć tylko na dwie czy dwie sekundy, po których przekrzywił głowę to w jedną, to w drugą stronę, wreszcie odsuwając się od okienka, ze średnio przekonanym. - Innych? Meeeh, nie, żebym zamierzał być złym prorokiem, ale nie sądzę - rozdrażniona i pogwałcona czarnomagicznymi rytuałami, Matka Natura w ostatnich miesiącach szalała coraz bardziej i bardziej.
Trudno byłoby bezsprzecznie założyć, że po tym, co stało się wiosną i latem, na jesieni wszystko miało powrócić do całkowitej normy. Mogli mieć jeszcze zawieruchy z piorunami, burze śnieżne tworzące zaspy aż po czubki głów, nie tylko po same pachy, lecz całkowicie zasypujące budynki. Tak naprawdę trudno było z niezmąconą pewnością zakładać, że nie czekały na nich żadne następne anomalie związane z siłami natury.
Jako osoba w znacznej mierze obcująca z wszelkiego rodzaju roślinnością i przykładająca wiele uwagi do zachowań środowiska, nie był już ani trochę przekonany, że nadchodzące miesiące okażą się dokładnie takie jak zawsze. Abstrahując od efektów wywołanych przez rozległe pożary, już teraz było...
...bardziej osobliwie. Jesień nadeszła bardzo nagle, znacznie wcześniej niż zazwyczaj. Wygnała lato dosłownie z dnia na dzień, zaskakując ich nagłym załamaniem pogody. Może było jeszcze przed pierwszymi przymrozkami, ale zakładał, że to tylko kwestia kilku najbliższych dni, z pewnością nie dalej niż dwóch tygodni. To samo w sobie stanowiło pewien rodzaj anomalii, nawet w dosyć chłodnych i deszczowych regionach Wielkiej Brytanii.
Schodząc na dół praktycznie na czuja, nie patrzył za siebie, nie zamierzając przesadnie sprawdzać, jak radzi sobie idąca za nim dziewczyna. Było ciemno, kolejne grzmoty zaczęły rozrywać ciszę dotychczas panującą na klatce schodowej, więc nie słyszał kroków, jakie stawiała Bletchleyówna. Wyszedł jednak z założenia, że gdyby powinęła jej się noga, niechybnie uderzyłaby go w plecy. Dopóki tak się nie stało, był całkowicie pewien, że oboje stabilnie schodzą po kolejnych stopniach.
Dopiero, gdy jeden z piorunów grzmotnął gdzieś wyjątkowo blisko rezydencji, a korytarz rozjaśnił się niemal jak za dnia, mimo niewielkich świetlików okiennych, Ambroise drgnął, odwracając głowę w kierunku...
...nieobecnej koleżanki.
- Prue? - Zamrugał dwa razy, wychylając się przez drewnianą poręcz, aby spojrzeć w górę na półpiętro, na którym mogła zatrzymać się dziewczyna.
Tyle tylko, że zupełnie nikogo tam nie zobaczył.
- Prudence, bez jaj, to nie jest zabawne - burknął, krzywiąc się nieznacznie, ale zdecydowanie nie popierał tracenia czasu w drodze do kuchni.
Co prawda, nie podejrzewał dziewczyny o to, aby nagle naszła ją ochota na jakiekolwiek żarty, jednak z drugiej strony? W końcu byli zjarani. Być może odrobinę przesadziła z wyluzowaniem. Cholera ją wiedziała.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#14
12.08.2025, 14:36  ✶  

Oczywiście, że Prue nawet jeśli była upalona to panowała nad tym, co zamierzała komu przekazać. Nie wspominała o tym, komu udało się zapobiec jej zagubieniu w piwnicy, bo nie sądziła, aby Ambroise potrzebował tej informacji, zresztą był bystry, na pewno sam potrafił połączyć kropki, nie musiała mu podsuwać wszystkich odpowiedzi pod nos. Tak właściwie nawet nie wydawało jej się, że w ogóle powinno go to obchodzić, to była tylko i wyłącznie jej sprawa.

- Myślisz, że te anomalie będą trwały? - Zdawała sobie sprawę z tego, że po Beltane coś się zmieniła, przyroda nie była już do końca taka, jaką ją znali. Nie mogli mieć pewności, że znowu nie wydarzy się nic nietypowego. Nikt chyba nie był w stanie przewidzieć tego, co może się wydarzyć, bo wszystko toczyło się jakimś nowym rytmem, którego nikt nie był w stanie poznać. Voldemort pozwalał sobie na mieszanie w prawach, które od lat rządziły światem, oby nie zakończyło się to jakąś wielką katastrofą.

Grzmot. Kolejny, spowodował, że po plecach Prue przebiegł deszcz, spowodował też, że przestała myśleć o tym, co złego jeszcze może im się przytrafić podczas tego roku. Skupiała się na tym, aby iść dalej przed siebie, nie zauważyła, że Greengrass się zatrzymał, że spoglądał przez okno. Ruszyła dalej i to chyba był błąd, bo przecież nie znała drogi, szła po omacku, aż dotarła do drzwi. Nie miała pojęcia dokąd prowadzą. Nacisnęła na klamkę, by je otworzyć i dotarło do niej, że znalazła się przed miejscem, w którym nie chciała być, na pewno nie sama. Zatrzasnęła więc te drzwi. Ambroise miał rację, że w tym domu wszystkie drogi prowadziły do piwnicy, tak właściwie to gdzie on się podziewał?

- Nie ma szans, że tam wejdę. - Mruknęła do siebie samej, bo przecież nikogo tutaj z nią nie było. Musiała jakoś wrócić do swojego towarzysza, na szczęście usłyszała swoje imię. Ulżyło jej, kierowała się za jego głosem, aż w końcu dotarła do Ambroise'a. - Zgubiłam się. - Jakby to nie było oczywiste. Tym razem nie szła już pierwsza, czekała, aż jej towarzysz doprowadzi ja do kuchni i w końcu będą mogli zaspokoić głód, a może nawet zabrać coś ze sobą na wynos.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Prudence Bletchley (2802), Ambroise Greengrass (3427)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa