• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[Jesień 72, 14.09 Rezydencja Shafiq'a | Jessie, Lazarus & Anthony] See us clear

[Jesień 72, 14.09 Rezydencja Shafiq'a | Jessie, Lazarus & Anthony] See us clear
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#11
22.09.2025, 18:41  ✶  
Anthony oczywiście wiedział kim był Lazarus przed rozpoczęciem kariery urzędniczej. Wiedział co się wydarzyło. Wiedział, bo kilka lat temu oczami i dłońmi Lazarusa zapewnił sobie awans oraz powrót Jonathan do ojczyzny. A jednak lekko go zmroziło jak pan urzędnik celny z ostatniego rzędu, a obecnie jego najosobistszy asystent tak lekko podał kilka informacji, których nie powinno się podawać głośno.

Cóż, może dobrze, że to powiedział - Anthony, mimo całego zmęczenia, będzie musiał przejrzeć swoje wyeksponowane w obu mieszkania zabawki i... pochować te, których nie powinno na wierzchu być.

– Ależ oczywiście, że to nie jest oryginał – uśmiechnął się serdecznie i ani nie był to uśmiech wymuszony, ani przecież nerwowy. W końcu kłamał przez całe życie, a pewnych ścieżek język nie zapominał. Pewne przychodziły intuicyjnie. – Proszę sprawdźcie to wschodnie skrzydło, a ja poszukam Wergiliusza i porozmawiam z nim o kolacji, jakieś nietolerancje spożywcze? – Zapytał jak gdyby nigdy nic Lazarusa. Figurka oczywiście w całej bezczelności pozostała na postumencie. Poczeka aż zagłębią się w pielesze posiadłości przynależne przed laty do jego małżonki Edith, w którym obecnie poza jej nienaruszonymi pokojami, były też sypialnie dla gości, których Anthony uważał za najbliższą rodzinę i przyjaciół, ewentualnie za zaufaną służbę.

– Zniszczony samochód? – zapytał lekko, jakby chodziło o zapodziany zeszyt w którym nie ma jeszcze notatek. – Przekaż proszę panu Lovegoodowi ulubioną markę, – a swojemu ojcu chrzestnemu, że ten prezent jest już zarezerwowany – W końcu lada moment masz urodziny! Daj przyjemność staremu wujowi, żeby mógł chociaż jakiś przyjemny wkład wnieść w ten trudny dla wszystkich czas. I rezerwuję sobie pierwszą przejażdżkę!– Absolutnie nie chodziło o to żeby komuś coś udowodnić. Absolutnie. Myśl o tym małym wyzwaniu rozjaśniła mu nieco oblicze. Dzięki ostatniej bytności malarza artysty miał pełnię rozeznania, które kolory obaj z Kellym widzą na prawdę. W się doczekać miny zebranych na przyjęciu.

– Pan Lovegood jest człowiekiem wielu talentów, dlatego właśnie przyjąłem go na posadę świętej pamięci Lisy Jasperze. – Miał też, według oceny Anthony'ego - zbyt twardy kręgosłup moralny, aby poradzić sobie z ilości muzealnych eksponatów w jego prywatnej kolekcji. Nie były to artefakty czarnomagiczne, wciąż jednak miałyby problem by przejść chociażby taką odprawę celną. Shafiq w głowie dwutorowo i pospiesznie robił listę, zastanawiając się czy nie przeznaczyć na ten cel jednego z podziemnych pokoi. Zaraz potem się wzdrygnął i skrzywiony spojrzał w stronę wielkich otwartych przestrzeni ukazujących poniszczony ogród. – Te przeciągi. Cena nie gra roli. Domyślam się, że kolejki ustawiły się bajońskie, ale to Szklana Alchemia robiła mi witraże, jestem bardzo przywiązany do tej marki. – zdradził ignorując fakt, że ani na parterze ani na piętrze witraży nie było.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#12
22.09.2025, 23:27  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.09.2025, 23:37 przez Lazarus Lovegood.)  
Gdy Anthony zaprzeczył jego ocenie oryginalności rzeźby, Lazarus spojrzał na niego z twarzą całkiem pozbawioną wyrazu.
To był oryginał. A w takim razie tamto… to było kłamstwo.
Shafiq nie ufał mu, to było doskonale logiczne. Bywały dni, kiedy on sam sobie nie ufał. Po to miał Odysseusa. Dlatego nie trzymał w domu brzytwy. Poza tym, ktoś na pozycji kierownika Organu Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego zapewne nie mógł szafować swoim zaufaniem.
Ale najwyraźniej nie ufał też Jessiemu, przynajmniej w kwestii tego posążka. Bardzo niefortunne, te uszkodzenia.
Kącik ust byłego archeologa drgnął w ledwie dostrzegalnym zalążku uśmiechu.
- Oczywiście, panie Shafiq. To doskonała replika - zgodził się uprzejmie - Wspominał pan o jubilerce. Mam podjąć próbę jej… odszukania?

Obiad. No tak. Jeszcze kiedy teleportowali się z biura, był głodny, ale potem całkiem o tym zapomniał. Teraz też za bardzo nie czuł głodu, ale zapewne przydałoby się coś zjeść. No i wspólne posiłki były sposobem budowania więzi społecznych. 
- Nietolerancja laktozy - odpowiedział krótko. Zakładał, że skrzat, skoro zajmuje się przygotowaniem posiłków, wie, które produkty były w jego sytuacji niewskazane. 

Nijak nie skomentował kwestii wybitnie hojnego prezentu tak po prostu zaoferowanego Jessiemu.
”Samochód dla J. Kelly’ego (?)” - zapisał na nowej stronie w notesie, a do samego młodego człowieka powiedział:
- Tak, pracowałem jako klątwołamacz dla zespołu archeologicznego. Stąd pewne… odruchy. Przepraszam, jeżeli wszedłem w pana kompetencje - bardzo normalna odpowiedź udzielona bardzo spokojnym tonem - Jeździ pan samochodem w mugolskiej technologii?
Bardzo zwinna zmiana tematu.

Dwaj klątwołamacze skierowali się ku wschodniemu skrzydłu. Lazarus rzucił tylko jedno, nieco zaniepokojone spojrzenie w stronę pozostającego z tyłu Anthony’ego. Schował notes i pióro, pozostawiając sobie w dłoni jedynie różdżkę.
- A więc staż - mruknął, przystając i rozglądając się uważnie po zdewastowanym korytarzu - Gdzie?
Podejrzewał jakieś w miarę spokojne miejsce. Nie oceniał w żaden sposób mniej doświadczonego czarodzieja, to raczej on sam był w dość nietypowy sposób skrzywiony zawodowo. Praca na historycznych stanowiskach badawczych uczyła adeptów szczególnej czujności. Po dwóch latach zwiedzania lochów i grobowców niemal każdy miał już dobrze ugruntowaną paranoję - klątwołamacze przodem. Patrz pod nogi. Oglądaj ściany. Oglądaj sufit zanim wejdziesz do pomieszczenia. Nie dotykaj niczego, zanim nie będzie sprawdzone. A już na pewno nie zbliżaj się do żadnej skrzyni!
"Starożytne pułapki wyczekują bezczynnie, nieruchome i spragnione krwi", mawiał jeden z jego pierwszych nauczycieli zawodu. Nadmiernie dramatyczne, ale prawdziwe.

Teraz co prawda nie byli w wieży postawionej przez starożytnego maga ani w żadnym mauzoleum, Lovegood nie spodziewał się też podobnie wymyślnych klątw, raczej czegoś prostego i szybkiego do złożenia, ale brutalna siła również mogła im wyrządzić krzywdę. Póki co jednak nic nie wskazywało na to, żeby miało zrobić się niebezpiecznie. Obejrzał pierwsze drzwi i otworzył je.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#13
24.09.2025, 18:45  ✶  

Czy nie mówiłeś wcześniej, że to dla niej masz zamówioną replikę?, pomyślał, ale nie powiedział tego na głos.

Zamawianie repliki dla repliki brzmiało... jak coś co jednocześnie pasowało Jessiemu do jego wuja, a jednocześnie było abstrakcją. No cóż, jeśli posiadanie repliki dla repliki (nieważne, czy faktycznie była repliką, czy jednak nie) sprawiało wujowi radość, to kim był on, by to oceniać?

Replika - temat, w którym nie miał nic do powiedzenia, więc milczał. Obiad.

Na wzmiankę o planowanym wybitnie hojnym prezencie na jego urodziny drgnął i podrapał się po karku, trochę zawstydzony. Zerknął szybko na Lazarusa, a potem znowu na wuja. Czy on zabrzmiał, jakby próbował wymusić od wuja kupienie mu nowego samochodu?

-Wiesz, że nie musisz kupować mi samochodu, prawda...? - spytał. - I nie przypominam sobie, żebym miał jakiegoś starego wuja, bo znam tylko trzech młodych.

Temat gładko przeszedł na Lazarusa - a dokładniej na jego wcześniejszą karierę. Klątwołamacz w zespole archeologicznym.

-Hm? Oh, nie, nie nie nie nie nie - powiedział szybko, machając przy tym rękami, podkreślając zaprzeczenie. -Nie to miałem na myśli...

Odruchy były w pełni zrozumiałe - jako członek grupy archeologicznej Lazarus musiał widzieć wiele różnych rzeczy i z pewnością wiele z nich nie było przyjemnymi do oglądania. Lazarus musiał mieć od niego o wiele większe doświadczenie w tej profesji i Jessie był jednocześnie zainteresowany, ale również zaczął odczuwać subtelną presję - ktoś z większym doświadczeniem z pewnością bez problemu zauważy, jeśli zdarzy mu się jakieś potknięcie.

-Tak - odpowiedział na pytanie wujowego asystenta. -Bez magicznych modyfikacji.

Przytaknął wujowi, pewniej złapał różdżkę i ruszył z Lazarusem do wschodniego skrzydła. Sprawdzenie ewentualnej obecności klątw - to w końcu po to Anthony poprosił go o spotkanie.

-W banku Gringotta - w bank Goblinów. -Mogę spytać, dlaczego zamienił pan zespół archeologiczny na Ministerstwo Magii?

Oczywiście, nie było w tym nic złego, ale zawsze dobrze było usłyszeć historię kogoś, kto przeżył to, co jego mogło czekać. Za każdą taką historią kryło się ostrzeżenie i ta świadomość może mogłaby mu nawet uratować kiedyś życie.

Jessie podszedł do drugich drzwi. Co prawda to on miał sprawdzać ewentualne klątwy, ale coś podpowiadało mu, że nie powinien Lazarusowi wchodzić w drogę. Drzwi wyglądały normalnie - nie widział na nich nic, co mogłoby zwiastować niebezpieczeństwo. Otworzył je i nie przechodząc przez próg, rozejrzał się po pokoju.


Rzut O 1d100 - 78
Sukces!

Rzut na Percepcję, czy Jessie zobaczy coś niepokojącego
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#14
03.10.2025, 11:04  ✶  
Było coś w Lazarusie co sprawiało, że Anthony uważał go za idealnego następcę Lisy. Było w nim też coś takiego, że poddawał w wątpliwość swój osąd. Czasem zaś obie sprzeczne ze sobą myśli pojawiały się jednocześnie i to był jeden z tych monentów.

– Dziękuje, nie trzeba – odpowiedział lakonicznie i całą swoją uwagę przekierował na Jaspera. – Ale wiesz, że ja chcę to zrobić, prawda? Rozumiem, że artefakt zakupiony z własnych ciężko zarobionych pieniędzy sprawia bardzo dużo satysfakcji, której nie da się pomylić z niczym innym, zależy mi jednak, aby mój prawie chrześniak miał, szczególnie w tym trudnym czasie, chociaż odrobinę radości z życia. – Praca u Goblinów, spalony dom i cała rodzina na głowie w Brighton... to na prawdę nie brzmiało jak przepis na radość. A argumentów Anthony'emu wystarczyło, żeby skutecznie zakryć fakt i potrzebę konkurowania z tym drugim wujkiem o miłość i uwagę najstarszego syna Charlie.

– Bez laktozy, – skinął głową powtarzając to zdanie kilka chwil po tym jak padło i odsyłając ich gestem dłoni w stronę wschodniego skrzydła. – Widzimy się na dole jak skończycie. – zawyrokował, samemu wracając do gabinetu. Księgi na stole dotyczyły oklumencji, ale przyszło Anthony'emu do głowy, że aby skutecznie uczyć jej innych, wypadałoby drastycznie poszerzyć swoją wiedzę również z zakresu Zauroczeń. Teraz gdy "pożar" w biurze został powstrzymany... Teraz szczególnie musiał znaleźć sobie zajęcie by nie oszaleć przy biurku.

***

Tymczasem para klątwołamaczy dotarła do zrujnowanej sali balowej - szczęściem tak rzadko odbywały się tam przyjęcia i kolacje, że tylko pusty parkiet zasłany był szkłem. Dalej wschodnie skrzydło z pokojami gościnnymi dla rodzinny i najbliższych przyjaciół oraz - najdalej jako to było możliwe - znajdowały się kwatery należące do Edith, byłej żony Anthony'ego. Wszystkie pomieszczenia, były beżowe lub różowe, drewniane meble eleganckie, ale o nieco kiczowatym zdobieniu sprzed połowy wieku. Obrazy przedstawiały scenki rodzajowe z życia francuskiego dworu, pikniki, zabawy w ogrodzie. W głównym saloniku martwej od dekad kobiety, nad kominkiem wisiał uroczy portret wychudłej czarnowłosej, a jednak wciąż łagodnie uśmiechającej się siedzącej kobiety, za nią zaś stał dużo młodszy Anthony trzymający swoją rękę na jej ramieniu. Bliżej zaczarowanej harfy, teraz ukrytej w brunatnym futerale wisiały akwarele powstałe zdecydowanie ręką tego samego artysty - przedstawiające profile Edith właśnie oraz jasnowłosej byłej asystentki Shafiqa Lisy.

Co rzuciło się zwłaszcza Jessiemu w oczy to fakt, że wbrew słowom wuja ktoś tu już był wcześniej. Podłoga była nieuprzątnięta i owszem niektóre pokoje otwierali dopiero oni, ale w sypialni i saloniku Edith ułożenie szkła wskazywało, że był tu w czasie pożaru inne przedmioty, które zostały zabrane, a szkło z nich strzepnięte na niewielkie usypiska. Klątw, nie było widać, ani słychać. Tylko wyjący przez dziury wiatr przydawał nieprzyjemnego wrażenia, które jednak w skali tragedii pożogi zżerającej Londyn zdawała się nędzną igraszką.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#15
03.10.2025, 17:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2025, 16:42 przez Lazarus Lovegood.)  
Pytanie o wydarzenie, które zniszczyło mu życie, padło konwersacyjnym tonem, z beztroską i nieświadomością dziecka, obrywającego owadowi skrzydełka.
Czy owady czuły ból? 
Królowe mrówek odgryzały własne skrzydła po locie godowym.
No, dalej, Lazarusie. Gryź. Udawaj, że ból zadany własną ręką jest łatwiejszy do zniesienia.

A przecież był przygotowany na to pytanie. Od ośmiu lat średnio dwie na trzy osoby, które dowiadywały się o jego poprzednim miejscu pracy, chciały się dowiedzieć, co się stało. Z biegiem czasu coraz częściej udawało mu się odpowiadać całkiem spokojnie. Zdecydować, że nie będzie czuł tych emocji. Udawać, że to nie jego przeszłość. Kompartmentalizacja, nazywał to jego psychiatra i mówił, że to niezdrowo, ale to był jedyny sposób, by Lazarus mógł w miarę normalnie funkcjonować.
Zatrzymał się. Mimo wszystko nie był w stanie jednocześnie zapewnić im bezpieczeństwa i myśleć o… o tamtym.
- Wydarzył się… wypadek. Zginęli ludzie. Nie mogłem już potem… pracować na stanowisku - odpowiedział cicho.

Omiótł wzrokiem wnętrze sali balowej. Właściwie, zanim zaczną zaglądać do pokoi, mógłby…
Dyskretnym, oszczędnym ruchem zatoczył różdżką półokrąg, nie unosząc nawet dłoni, patrząc pod nogi, jakby wcale nie rzucał zaklęcia. Magia uderzyła w podłogę i rozpłynęła się po niej, niewidoczna, dużo mocno rozrzedzonego Rozproszenia. Skoncentrował się, wpatrzony w szczątki  szyb na posadzce.
Ledwo wyczuwalne pozostałości przełamanych zaklęć ochronnych. Jakieś resztkowe widma czarnej magii, mdlące, lepkie i gorzkawe, ale już niegroźne. Powidok wcześniejszego zaklęcia Anthony’ego, zdumiewająco eleganckiego, jak na bezróżdżkowe. Poza tym… czysto.

- Nie wyczuwam tu nic niebezpiecznego, ale obejrzyjmy dla pewności resztę pokoi - odezwał się, ruszając dalej - A potem będę potrzebował marki, modelu i koloru.
Nie brzmiał, jakby był w najmniejszym stopniu zdumiony kwestią samochodu.

Gdy dotarli do pomieszczeń zajmowanych przez Edith Shafiq, prześlizgnął się wzrokiem po pokoju. Wystrój był w tak oczywisty sposób kobiecy, że niemal  karykaturalny. Oczy Lazarusa zatrzymały się na obrazach na ścianach. Młodszy Anthony był spodziewanym widokiem. Lisa… mniej.
Starszy klątwołamacz postąpił kilka kroków za próg, trącił czubkiem buta kupkę tłuczonego szkła, rozejrzał się raz jeszcze i odwrócił do młodszego.
- Co myślisz? - zapytał, całkiem niespodziewanie przechodząc na mniej formalny ton.


Owady czuły ból. Ale nie tworzyły odpowiedzi emocjonalnej. Zbyt duży koszt ewolucyjny.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#16
06.10.2025, 09:08  ✶  

Wiem, przeszło mu przez myśl, bo zawsze robicie dla nas tak dużo, ale zachowujecie się, jakby to nie było nic wielkiego. Samo to, jak bardzo trzej wujowie pomogli ich rodzinie po śmierci Neda i ich powrocie z Ameryki, jak wiele robili dla nich do tej pory. Wszystkie wyjazdy, na które Anthony zabrał jego i jego rodzeństwo... Rita mogła być oczywistym wyborem, w końcu pracowała w tym samym departamencie, co ojcowie chrzestni bliźniąt, ale Jessie - Anthony mógł zabrać w to miejsce bardziej doświadczonego klątwołamacza, zamiast stażysty. Jonathan przyjął ich do swojego domu i jeszcze zapewnił im nowe rzeczy, chociaż mogli przenieść się do domu ciotki Amelii. Wujowie robili dla nich naprawdę dużo, a Jessie nie miał nawet możliwości odwdzięczyć się im za to wszystko.

-Dziękuję - odpowiedział wujowi z delikatnym uśmiechem, zanim przeszli z Lazarusem do wschodniego skrzydła.

Wypadek... Zginęli ludzie...

-Przykro mi - powiedział po chwili ciszy i zadawał więcej pytań na ten temat.

Gdzieś tam w środku miał jednak niewielką nadzieję, że powodów rezygnacji Lazarusa był mniej... oczywisty i okropny. Nie było jednak sensu ukrywać, że ryzyko zawodowe było całkiem spore, tym bardziej dla zespołu archeologicznego. Kto podejmował się takiej pracy, musiał brać pod uwagę, że po którejś wyprawie może już nie wrócić do domu, nie umniejszało to jednak smutku z powodu takich wypadków.

Nic więc dziwnego, że Lazarus zrezygnował.

Nic niepokojącego nie rzuciło mu się w oczy, a na polecenie Lazarusa, by sprawdzili również pozostałe pokoje, odpowiedział skinieniem głową. Drzwi po drzwiach, pokój po pokoju. Bez pośpiechu sprawdzali pomieszczenia, w których nie pałętało się nic pożądanego.

Kwatery Eidth Shafiq.

Przeszedł przez próg, przesunął powoli spojrzeniem po pomieszczeniu, stukając paznokciem o różdżkę. Jego wzrok zatrzymał się na portrecie Anthony'ego i samej Edith. Przez krótką chwilę przyglądał się młodszej wersji wuja, nim pochylił głowę. Blondwłosej kobiecie na drugim portrecie nie poświęcił za dużo uwagi. Przeszedł do kolejnych pomieszczeń, dawniej zajmowanych przez Edith. Na pierwszy rzut oka wszystko mogło wyglądać normalnie, dopóki w oczy nie rzuciły mu się niewielkie usypiska odłamków szkieł i samo ułożenie szkła. Marszcząc brwi, podszedł bliżej i przyjrzał się miejscom dokładniej. Anthony mówił, że nikogo tu nie było. A jednak coś było nie tak. Ułożenie szkła... W tych miejscach stało coś jeszcze.

-Ktoś tu był...

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#17
07.10.2025, 12:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2025, 12:07 przez Anthony Shafiq.)  
Ktoś był, ktoś coś zabrał, ktoś jeszcze nie posprzątał szkła. Najważniejsze w tym wszystkim było jednak to, że nie było tam żadnych klątw widocznych ani dla nowicjusza, ani dla osoby o zbyt wielkim, zbyt bolesnym doświadczeniu. Tymczasem do ich nozdrzy dolatywała o wiele przyjemniejsza woń pieczonej kaczki walczącej o uwagę z wszechobecnymi zgliszczami.

Anthony bowiem miał tak niebywałe szczęście, jeśli chodzi o Spaloną Noc, że pewnie gdyby nie jego układy z pewną tajną grupą działającą na pograniczu prawa, ktoś realnie mógłby założyć i przypuszczać, że Śmierciożercy roztoczyli nad nim ochronną banieczkę. Mieszkanie w Londynie przetrwało - składał to na karb ściany przylegającej do Biblioteki Parkinsonów, której zaklęcia ochronne porównywalne było z magią krwi sprawiającą, że ani oni, ani książki nie płonęły. A może chodziło o to, że była to siedziba czystokrwistej familii? Anthony nie chciał tego roztrząsać, tak jak nie chciał roztrząsać faktu, że w Little Hangleton ledwie wywaliło mu okna.

Oczywiście był zimno i ponuro, a kolejki do rzemieślników ciągnęły się wzdłuż Tamizy.

Dalej jednak w mury nie weszła żadna sadzowa zaraza (a słyszał od pracowników jak bardzo źle potrafiło być!), nic nie dusiło go tu, gdy zdrzemnął się raz w bibliotece nad papierami, żadna dziwna runa nie objawiała się na ścianach.

[Obrazek: 007ef64a19b202efd0278075a87c5be8.jpg]

Był pod tym względem pączkiem w maśle, który teraz nadzorował wyciąganie przez Wergiliusza kaczki z pieca.

– Myślę, że wolałbym zjeść na dworze, ale z drugiej strony nie powinny im przeszkadzać warunki w kuchni... – zamyślił się. Bletchleyowie "wychowywali" go dość brutalnie do rzeczywistości w której ludzie nie tylko wchodzą do kuchni, ale też siadają w niej przy stole i rozmawiają, zamiast czynić to w jadalni, gdy służba już poda wszystko co niezbędne do posiłku. To pomieszczenie miało zamiast okien jasny wzmacniany materiał, który trochę przepuszczał światło i nadymał się od wiatru, ale zabezpieczał przestrzeń, a kandelabry oświetlały przestrzeń wystarczająco. – Nakryj do stołu tutaj, wyślę im wiadomość i spróbuję jakoś... podrasować widoki. – tym razem się spieszył więc do Lazarusa poleciał ledwie samolocik, który niósł ze sobą prostą notkę:

Zapraszam do kuchni

a sam wyciągnął przed siebie rękę by ukształtować... obraz.

Rzemiosło ○○○○○ + Kształtowanie ◉◉○○○ - Daltonizm I daje... ○○○○○?

Rzut T 1d100 - 20
Akcja nieudana


Zmarszczył czoło, wpatrując się w niebieskiego kleksa na białym magicznym płótnie? Westchnął. Nigdy nie przepadał za sztukami wizualnymi, zwłaszcza wymagającymi koloru.

[Obrazek: 2947553c48ac2ff963480a2995f0a52a.jpg]
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#18
08.10.2025, 07:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.10.2025, 10:13 przez Lazarus Lovegood.)  
Kuchenne aromaty ledwo docierały do zespołu klątwołamaczy - w momencie, kiedy przekroczyli progi potencjalnie zaklątwionej lokacji, mózg Lazarusa, niezależnie od woli, zaczął ich rozpatrywać w kategoriach zespołu - rozproszone odległością i hulającymi po korytarzach przeciągami. Shafiq znikł gdzieś w czeluściach domostwa i można było mieć tylko nadzieję, że były one faktycznie bezpieczne i że nie wpakuje się na żadną czarnomagiczną pozostałość. Lovegood, z różdżką wsuniętą do rękawa - bezpiecznie, ale na podorędziu - dołączył do pochylonego nad kupką tłuczonego szkła Jaspera. Obejrzał  ścianę i podłogę, której fragment był zbyt czysty i zbyt równo odgraniczony. Przy sąsiednim usypisku było podobnie. Lovegood widywał już takie miejsca.
- To wygląda… jakby coś stąd zabrano - powiedział, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów - Myślisz, że to… on? - zapytał, spoglądając w stronę korytarza, którym przyszli - Czy ktoś z zewnątrz?

Zamyślił się, odpalając papierosa. Okna były wybite, a bariery ochronne zniszczone. Gdyby jednak ktoś chciał obrabować posiadłość bogacza, czemu nie ukradł instrumentu, stojącego w futerale pod ścianą? Albo tego nieszczęsnego posążka, który nawet, gdyby w istocie był repliką, przedstawiałby sobą sporą wartość? Nie przeszukał szuflad i szafek w poszukiwaniu choćby biżuterii?
Całkiem nielogiczne.

Spojrzał w stalowe oczy młodszego Anthony’ego na obrazie. Czego zabrakło?...
Czy to była kolejna zagadka? Test? Jakiś całkiem niedorzeczny ciąg dalszy wczorajszej rozmowy? Wypuścił dym z płuc. Gardło, uzdrowione eliksirami od Odysseusa - wątpliwej legalności, ale jak widać wysokiej skuteczności - drapało już tylko odrobinę. Czy usiłujesz w coś ze mną grać, Anthony? A jeżeli tak… to w co?

Jego zadumę przerwał samolocik, który przemknął przez drzwi i osiadł - ostentacyjnie, jakby gospodarz doskonale wiedział, o czym rozmawiają jego goście - na kupce śmieci.
- Myślę, że obiad jest gotowy - zwrócił się Lazarus do Jaspera, rozwinąwszy bilecik, w milczeniu odnotowując fakt, z którego właśnie zdał sobie sprawę, a mianowicie, że po raz kolejny Anthony całkowicie zignorował swoje wcześniej zapowiadane plany. Stan permanentny, czy tymczasowy? Do obserwacji.
- Idziemy, czy chcemy tu jeszcze coś sprawdzić? - zapytał, gotów uszanować każdą decyzję młodego człowieka.

Ruszyli niespiesznie z powrotem. Lazarus dokończył papierosa. W miarę zbliżania się do kuchni, smakowity zapach stawał się coraz intensywniejszy. Czarodziej zorientował się, że jest głodny - kawa w biurze i papieros przed chwilą przytłumiły to odczucie, ale organizm upominał sie o swoje. Dobrze, że Shafiq pomyślał o obiedzie.

Gry dotarli do celu, rozejrzał się dyskretnie po przestronnej i przytulnej kuchni. Mimo wydymającego zastępujący szyby materiał przeciągu, było tu ciepło. Sam materiał był zaplamiony czymś dziwnym. Czy w posiadłości Anthony’ego nie było białych zasłon?
W milczeniu zajął miejsce przy drzwiach, pozwalając, by to Kelly, jako oficjalny klątwołamacz wyprawy, złożył raport z ich działalności. Uważnie przyjrzał się swojemu przełożonemu, szukając jakichkolwiek odchyleń od normy, choć ciężko było cokolwiek ustalić, kiedy miał zbyt mało danych, by określić punkty odniesienia. Poszukał wzrokiem skrzata domowego. Dopiero potem zerknął na stół.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#19
10.10.2025, 13:50  ✶  

Na pytanie nie odpowiedział od razu, przyglądając się kupkom i ich okolicom, jakby magicznie miały się zmaterializować rzeczy, które zostały stąd zabrane.

Odsunął się powoli i podszedł bliżej okna, przyglądając się uważnie podłodze i parapetowi. Magia nie ujawniła żadnych śladów, sugerujących, że ktoś mógł się tu dostać, wejść do środka, a potem wyjść. Nie było też żadnych niemagicznych śladów, a jednak ktoś musiał tutaj wcześniej być.

-Nie ma śladów, że był tu ktoś z zewnątrz - powiedział, odwrócił się na pięcie i podszedł do drzwi. Również nic. -Mógł to być też Wergiliusz, ale trzeba będzie powiadomić o tym wuja, jeśli zginęło coś cennego. Chyba że faktycznie był to wuj i nic o tym nie powiedział, ale jakoś w to wątpię.

Jeżeli Anthony coś by stąd zabrał, to czy nie powinien im o tym powiedzieć, żeby uniknąć niepotrzebnych podejrzeń?

Wszystkie pozostałe rzeczy były nietknięte, jeśli chodzi o ewentualną próbę kradzieży. Szuflady nie były otwierane, szafa była nietknięta. Nie wiedział, co dokładnie stało w miejscach, w których coś ewidentnie stało, ale faktycznie, nie miało to sensu. Tym bardziej, że ułożenie szkła pokazywało, że czegoś brakowało. Dlaczego ktoś miałby kraść coś z posiadłości bogacza i nie zacierać śladów?

Jeszcze przez chwilę przyglądał się na zmianie parapetowi, podłodze i kupkom zgarniętego szkła.

-To jest bez sensu - mruknął i westchnął, odwracając się do Lazarusa. -Myślę, że możemy iść - powiedział. -Zobaczymy, co wuj ma o tym do powiedzenia - powiedział, końcem różdżki wskazując dowody niepewnej zbrodni.

Za drzwiami pokoju zapach, dochodzący z kuchni, był ledwo wyczuwalny, ale im dalej w korytarz i bliżej kuchni, tym bardziej wyczuwalny był aromat. Pachniało smakowicie i chociaż Jasper nie był przesadnie głodny, to zapach przekonywał, że obiad był dobrym pomysłem. Szli niespiesznie, Lazarus dokończył swojego papierosa i dotarli w końcu do kuchni.

-Bardzo artystycznie - powiedział cicho, kiedy jego spojrzenie zatrzymało się na obrazie. -Dobra wiadomość, wuju - zaczął -sprawdziliśmy skrzydło i nie znaleźliśmy śladów żadnych klątw, ani już rozproszonych, ani aktywnych.

Na chwilę zerknął na Wergiliusza.

-Zła wiadomość jest taka, że coś zniknęło. Ktoś zabrał jakieś rzeczy z salonu i sypialni pani Edith. Nie widzieliśmy żadnych śladów włamanie - na chwilkę zerknął jeszcze na Lazarusa - a wuj mówił, że nikogo tu nie było. Chyba że wuj albo Wergiliusz coś stamtąd przenosili?

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#20
11.10.2025, 23:45  ✶  
Ostatnie godziny były ciężkie. Dni. Tygodnie. Pełny miesiąc.

Przy Jasperze jednak jakby było mniej ciężko. Margerita z oczywistych względów pozostawania jego chrześnicą była nieodwołalnie oczkiem w głowie. Śliczna, mądra, wygadana. Posłuszna, a jednocześnie pełna werwy i odprysków charakteru matki, które czyniły ją diablo skuteczną. Nie widział w niej już dziewczynki, a kwitnącą kobietę, która ze śmiałością kroczyła do zaprojektowanej przez niego dla niej przyszłości. Mimo hańby matki, mimo statusu pół krwi, miała szansę na objęcie ambasadorstwa we Francji czy w innym, nieco bardziej liberalnym kraju. Na południe, ku Hiszpani, czy Włochom. Kolejny język nie powinien stanowić problemu dla jej giętkiego umysłu.

Ale to Jasper roztaczał wokół siebie kojącą aurę troski. Wdał się w ojca, to pewne i choć Anthony nigdy nie przepadał za Nedem, teraz w towarzystwie najstarszego z rodzeństwa Kellych czuł, że pojmuje jak udało mu się uwieść Charlie. Może nie uwieść. Oswoić na tyle, by pozwoliła się sobą zaopiekować. By dla niego zaryzykowała wszystko.

Cieszył się, że udało im się znaleźć wolny czas, że mogli zjeść razem w kuchni, która została przez Wergiliusza najprawdopodobniej wysprzątana jako pierwsza. Cieszył się z upieczonego drobiu faszerowanego jabłkami, z kapusty glazurowanej z pieczonych gruszek i kaszy przetkanej dzikimi grzybami. Cieszył się na myśl, że taki wspaniały pomysł na prezent urodzinowy przydał mu Jasper i nawet na moment nie zawstydził się faktem, że w sumie jeszcze nic nie wymyślił dla jego bliźniaczki.

– Dobrze mi to słyszeć, proszę usiądźcie, ja tylko wybiorę wino a Wergiliusz zajmie się resztą. – Potrawy oczywiście zmyślnie dolewitowały do stołu, powietrze łagodnie nadymało i opuszczało połę płótna czyniącego honory okna. Anthony buszował w spiżarce, mamrocząc pod nosem roczniki, rozważając czy rzeczywiście podbiją one smak kaczki, czy też przykryją go zbyt dużą ilością garbników. W końcu zdecydował się na czerwone wytrawne wino Syrah o intensywnym aromacie czarnych jagód, śliwek, pieprzu z korzennymi nutami pozostającymi na podniebieniu. Jako gospodarz tego w gruncie rzeczy rodzinnego spotkania, otworzył wino sam, dobrał kieliszki i rozstawił je przed zebranymi.

– Zapewne rzeczy poprzedniej lokatorki. Gościłem tu moją przyjaciółkę przez kilka dni. – powiedział uspokajająco, rozlewając po odpowiednim odczekaniu wino do wszystkich trzech kieliszków. – Ale ale, opowiedz mi jak tam odbudowa domu? Wciąż jesteście w Brigthon? – To nie było dobre pytanie i Anthony szalenie nie chciał, by Jasper sądził, że zaprosił go tu tylko na przeszpiegi, by dowiedzieć się co u Jonathana. – Jak przebiegł powrót do pracy? Odnieśliście jakiekolwiek straty? – dopytywał niespiesznie nakładając sobie posiłek na talerz. – Czy u Twojej koleżanki... tej... Prewettówny wszystko dobrze? – Jak jej było na imię... Ifigenia? Nie mógł sobie przypomnieć. Rodzina Prewettów nigdy nie interesowała go pod kątem interesów, wolał stawiać pieniądze na inne konie w tym wyścigu po stołki. Patrząc z resztą po składzie kadrowym Ministerstwa, robił to całkiem słusznie. Jeśli jednak Jasper postanowił otworzyć się na ludzi, trzeba było to aprobować dawkowanym zainteresowaniem.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (29), Anthony Shafiq (3206), Jessie Kelly (2214), Lazarus Lovegood (2741)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa