Cóż, może dobrze, że to powiedział - Anthony, mimo całego zmęczenia, będzie musiał przejrzeć swoje wyeksponowane w obu mieszkania zabawki i... pochować te, których nie powinno na wierzchu być.
– Ależ oczywiście, że to nie jest oryginał – uśmiechnął się serdecznie i ani nie był to uśmiech wymuszony, ani przecież nerwowy. W końcu kłamał przez całe życie, a pewnych ścieżek język nie zapominał. Pewne przychodziły intuicyjnie. – Proszę sprawdźcie to wschodnie skrzydło, a ja poszukam Wergiliusza i porozmawiam z nim o kolacji, jakieś nietolerancje spożywcze? – Zapytał jak gdyby nigdy nic Lazarusa. Figurka oczywiście w całej bezczelności pozostała na postumencie. Poczeka aż zagłębią się w pielesze posiadłości przynależne przed laty do jego małżonki Edith, w którym obecnie poza jej nienaruszonymi pokojami, były też sypialnie dla gości, których Anthony uważał za najbliższą rodzinę i przyjaciół, ewentualnie za zaufaną służbę.
– Zniszczony samochód? – zapytał lekko, jakby chodziło o zapodziany zeszyt w którym nie ma jeszcze notatek. – Przekaż proszę panu Lovegoodowi ulubioną markę, – a swojemu ojcu chrzestnemu, że ten prezent jest już zarezerwowany – W końcu lada moment masz urodziny! Daj przyjemność staremu wujowi, żeby mógł chociaż jakiś przyjemny wkład wnieść w ten trudny dla wszystkich czas. I rezerwuję sobie pierwszą przejażdżkę!– Absolutnie nie chodziło o to żeby komuś coś udowodnić. Absolutnie. Myśl o tym małym wyzwaniu rozjaśniła mu nieco oblicze. Dzięki ostatniej bytności malarza artysty miał pełnię rozeznania, które kolory obaj z Kellym widzą na prawdę. W się doczekać miny zebranych na przyjęciu.
– Pan Lovegood jest człowiekiem wielu talentów, dlatego właśnie przyjąłem go na posadę świętej pamięci Lisy Jasperze. – Miał też, według oceny Anthony'ego - zbyt twardy kręgosłup moralny, aby poradzić sobie z ilości muzealnych eksponatów w jego prywatnej kolekcji. Nie były to artefakty czarnomagiczne, wciąż jednak miałyby problem by przejść chociażby taką odprawę celną. Shafiq w głowie dwutorowo i pospiesznie robił listę, zastanawiając się czy nie przeznaczyć na ten cel jednego z podziemnych pokoi. Zaraz potem się wzdrygnął i skrzywiony spojrzał w stronę wielkich otwartych przestrzeni ukazujących poniszczony ogród. – Te przeciągi. Cena nie gra roli. Domyślam się, że kolejki ustawiły się bajońskie, ale to Szklana Alchemia robiła mi witraże, jestem bardzo przywiązany do tej marki. – zdradził ignorując fakt, że ani na parterze ani na piętrze witraży nie było.