• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[Jesień 72, 09.09 Księżycowy Staw | Basilius, Millie & Thomas] Let's play

[Jesień 72, 09.09 Księżycowy Staw | Basilius, Millie & Thomas] Let's play
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#11
28.09.2025, 18:46  ✶  
Miles była w czarnej kociej dupie obecnie. Nawet była tam taka karta, kociej dupy, tylko z pucharami zamiast denarów. Chłopcy dwoili się i troili żeby rozpoznać karty, to było miłe. Nie musieli tego robić. Mogli je wyjebać i uznać to za dziecinadę. Liszek nawet zapytał ją jako ekspertki co znaczą. To było w chuj miłe.

Otworzyła okno. Bez słowa wylazła na dach.

Zapaliła.

Był jej lepiej.

– Śmierć to drastyczna zmiana, a nie że zgon. Miejmy nadzieję, że ta zamiana dotyczy tego, że Tomuś przestanie w końcu pierdolić kocopoły– powiedziała leżąc na nierównych dachówkach i patrząc na rozgwieżdżone niebo. Dym w płucach, dym poza płucami. Przyjemne odrętwienie, gdy whisky rozchodziła się po żyłach okadzana teraz dodatkowo tanim skrętem.

– A dziewięć denarów, to że będzie Ci zajebiście. Masz wokół siebie przyjazne otoczenie i masz korzystać zamiast bez sensu się pałować i rozważać, czy ma prawo Ci być miło. – To i tak nie było tak, że to się spełni. To były kartoniki wyciągnięte z talii na ślepo. Tarto nie działał w ten sposób, że se ciągniesz cokolwiek i pach od razu przyszłość. Tak samo z tym paziem nie miała przecież co się przejmować, prawda?

Zakochanie się

To totalnie nie wchodziło w grę. Zakochiwała się super duper rzadko i to zawsze kończyło się przechujowo. Królewsko jebitnie chujowo. Dla niej. Dla innych. Dla całego kurwa świata.

Na szczęście już jej nie mdliło. Leżała na dachu i było super. Wczesno jesienne niebo.

– A wiecie, chciałabym Pegaza dać Liszkowi, bo jest kurwa Prewettem, Tomuś mógłby mieć Ryby, bo Figgowie pewnie wpierdalają je bez połykania jak ich futrzaki, a sobie bym wzięła upartego w ciul Barana. Wszystkie obok siebie, łatwo znaleźć. – Ryby były na granicy horyzontu, a Miles próbowała nie myśleć, o pograniczu na które wkroczył Thomas przed tygodniem. – Ten Pegaz pasuje do dziewiątki denarów. Wielkie bydle. – To nie jest tak, że ignorowała ich rozmowę, że ignorowała żarty Thomasa i to jak miło i ciepło jej się na sercu robiło, kiedy spędzali ten czas we troje. Że wchodząc z Liszkiem do pokoju, miała takie poczucie jakby wchodziła do gniazda, w którym nie tylko nic jej nie grozi, ale nie potrzeba wiele więcej do tego, żeby być szczęśliwym.

Szczęście

Co to kurwa znaczyło? Zaciągnęła się i przymknęła na moment powieki obracając między palcami ukryty w bibułce filtr. Nie mogła się pozbyć fatalistycznego poczucia, że lada moment wszystko się spierdoli, no może nie ona z dachu, ale cała reszta. Może powinna zacząć w końcu myślec?

Może właśnie nie powinna próbować, skoro nie miała w tym najlepszej wprawy?
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#12
29.09.2025, 10:53  ✶  
- Nie drap się, nie trzyj oczu... Bli bli bla. Nic już nie wolno - powiedział naburmuszony, kiedy został powstrzymany przed przetarcie sobie oczu, ale nie walczył. Skoro pan magomedyk tak mówił, to nie będzie się kłócił, wiedział kiedy nie upierać się i nie stawiać na swoim za wszelką cenę - miał w tym niesamowite doświadczenie bo przecież praktycznie nigdy nie bronił swojego zdania jakoś zaciekle. - Ale jak nie przejdzie to składam reklamację - zastrzegł sobie po słowach Prewetta, że jutro powinno być już w porządku z jego wzrokiem.

Już miał wyjawić nadzieję, że karty z tą zmianą mówią o przyszłości, a nie przeszłości. I zaczął się zastanawiać nad tym kto normalny daje śmierć jako symbol zmian? chyba, że chodzi o nieuniknione zmiany tak jak śmierć jest nieunikniona? Ale końcówka jej wyjaśnienia aż wymagała się riposty natychmiastowej.
- Nie byłbym taki optymistyczny, moja droga. Bycie mądrym jeszcze nigdy nie powstrzymało mnie przed byciem kompletnym kretynem - powiedział z dumą, zupełnie jakby kto był powód do dumy, a ludzie zaraz przez to by mu stawiali pomniki i pisali o nim chwalebne pieśni. A Thomas po prostu wiedział w jakich butach mu przyszło chodzić, dlatego codziennie przywdziewał je, by dzwonić podczas każdego kroku - bycie błaznem nie było łatwe. Tak łatwiej było ignorować głos w głowie, który nękał go tym, że zmiana nie oznaczała na lepsze i przecież może jeszcze bardziej zniszczyć swoją duszę, żeby "bronić" innych, czy nie tego chciał? Nie to go kusiło? Poddanie się tej pokusie, aby z ogniem walczyć ogniem a z śmierciożercami walczyć ich bronią i zadawać cierpienie.

- Kot w wianku z monetami... Koci hazardzista... To przepowiednia! Jak przegrasz w karty to będziesz przez tydzień musiał chodzić w wianku, który Ci przygotujemy - dorzucił jeszcze po tym jak skończone zostało im objaśnianie znaczeń wyciągniętych przezeń kart.

- Czyli, Basilius wyciągnął lepszą kartę... - zawiesił głos z bardzo ,ale to bardzo niewinnym uśmieszkiem. - Czyli to znaczy, że lepiej ciągniesz - zakończył wyskakując z łóżka, tylko metaforycznie, bo jeszcze nie czuł się zbyt pewnie ze swoim wzrokiem. Wyciągają z kieszeni paczkę fajek, jedną wsadził sobie w gębę i podszedł do okna.

- Ale gdzie my będziemy trzymać te zwierzęta? Tutaj w Stawie? Nie wiem czy ryba tam przeżyją w tym stawie - zapytał wysuwając głowę przez framugę na rześkie wrześniowe powietrze. - I to pomówienia, ja nawet za rybami specjalnie nie przepadam - dodał wsadzając sobie fajka w gębę i już chciał go odpalić, bo sięgał po zapalniczkę. Chciał też jej zapytać czy się dobrze czuje, bo gdzie baran, ryby i pegaz blisko siebie, chyba w jakimś magicznym zoo, chyba wczorajsza noc i dzisiejszy dzień zmęczył ją mocniej niż była w stanie to przyznać.
Ale nic z tego nie zrobił, bo zaatakował go nagły napad kaszlu - dlatego zamiast odpalenia papierosa, dał koncert którego nie powstydziłby się nałogowy palacz chory na gruźlicę. Papieros spadł mu gdzieś na dół, a on sam zawisł przewieszony przez framugą ciężko oddychając. Na razie darował sobie palenie.
Tak, pół stojąc, a pół wisząc zerknął w bok na Millie, wyciągając rękę po butelkę whisky, zaschło mu w gardle od tego kaszlenia.
- A jaką kartę ty wylosowałaś? - w sumie jako jedyna nie pochwaliła się tym co wylosowała, więc dostawał kociej mordy, ciekaw co też wyciągnęła. Pociągnął solidny łyk z butelki po zadaniu pytania.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#13
06.10.2025, 23:17  ✶  
— Jeśli chcesz otrzymać potencjalną reklamację najpierw musiałbys mi zapłacić – powiedział, zupełnie nie na poważnie i zdecydowanie tak aby trochę podroczyć się z Thomasem, a potem aby ten naprawdę nie wpadł na pomysł, by mu zapłacić wstał z łóżka i zaczął pakować wszystkie medyczne rzeczy z powrotem do swojej torby.
– Czyli widzisz. Śmierć to nic takiego – powiedział, gdy ponownie usiadł na łóżku I... Poczuł jak teraz, gdy już wszystko było załatwione, gnieżdżące się w nim zmęczenie powoli przejmuje nad nim władzę.
– Chyba jednak wolę interpretację Millie – mruknął już nieco mniej przytomnie, myśląc o słowach czarownicy, ale... Myślenie coraz szybciej stawało się coraz trudniejsze, zwłaszcza gdy pozostała dwójka znalazła się przy oknie, a on wykorzystał tę okazję, aby położyć się na łóżku. Ale tylko na chwilę. Naprawdę. Zaraz otworzy oczy, ogarnie się i... I czy Thomas nie powiedział czegoś o ciagnięciu? Czemu oni oboje mówili dzisiaj o ciągnięciu? – Rozumiem, że za mało nawdychaliście się jeszcze dymu? Musicie i tak palić?

Millie mówiła coś o pegazie, baranie i kimś jeszcze, a on naprawdę próbował skupić się na tej rozmowie. To znaczy z Moody rozmawiał tylko Thomas, Basilius ograniczył się jedynie do krótkiego dobry pomysł, które miało brzmieć tak jakby wcale nie zasypiał. Zaraz otworzy ponownie oczy. Zaraz przeprosi Millie i poprosi ją aby jednak załatwiła mu osobny pokój, lub chociaż materac. Zaraz wstanie z łóżka i to zrobi tylko musi chwilę tak poleżeć, bo nagle w jego całym ciele zabrakło jakiejkolwiek siły. To był naprawdę wykańczający dzień. Bolała go głowa. Nogi były niczym z waty. Co jakiś czas płuca domagały się odkaszlnięcia. Pożary wymęczyły go do tego stopnia, że naprawdę nie powinien był przychodzić dzisiaj do pracy, a potem w pracy Atreusowi noga zepsuła się jeszcze bardziej, a on sam skończył w schowku z Brenną. A potem okazało się, że Florence nie żyła i to dalej było tak bardzo abstrakcyjne, że chyba wciąż nie wszystko do niego dochodziło. Zamrugał oczami aby odgonić łzy, wbił spojrzenie w sufit i spróbował skupić się na głosie przyjaciół. I to pomogło bo to całe gadanie o połykaniu ryb i wszystkim innym sprawiało, że powoli zapominał o wszystkim innym w tym też o tym, że przecież miał tutaj nie zasypiać. A powieki były coraz cięższe...
I wtedy usłyszał kaszel.
– Wszystko w porządku? – spytał, siadając nagle na łóżku na tyle szybko, że zakręciło mu się w głowie, gdy bardzo nieprzytomnie spojrzał na dwójkę czarodziei, próbując  zrozumieć kto zaczął kaszleć. – Mówiłem że nie warto palić. – Mówił? A może nie mówił. – Mam... Mam w torbie coś na kaszel. Jeśli potrzebujecie.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#14
07.10.2025, 16:33  ✶  
Głowa Thomasa znalazła się gdzieś niedaleko jej głowy i nie przeszkadzało jej to zbytnio.

I ten fakt nieprzeszkadzania zbytnio przerażał ją najbardziej.

– Tam debilu patrz... widzisz ten trójkąt z gwiazd. To jest na prawdę proste, jak już raz zobaczysz trójkąt to go nie odzobaczysz. No... I jeden jego wierzchołek pokazuje pegaza - to jest to bydle, tam kwadratowy bebzun, on jest do góry nogami, się na plecy pierdolnął zmęczony, potem na dole masz dwie rozjebane na prawo i lewo ryby, o tam, i potem na trzecim wierzchołku baran. Chyba, że Ty chcesz być baranem, a ja rybami, choć jak powiesz, że jebie ode mnie rybą to serio nie ręcze za siebie – prychnęła, a potem Thomas zaczął kaszleć, poderwała się może zbyt gwałtownie, butelka poturlała się po dachówkach i z odległym jebnięciem rozbiła o kamienie na dole.

– KURWA THOMAS! JUŻ RZUCASZ TEN SZAJS! – wyjęła mu papierosa z dłoni i ciepnęła nim, choć mniej widowiskowo niż butelką. Wlazła do środka gderając, a widząc w jakim stanie pomieszania z poplątaniem jest Bazyliszek posarkała na Figga jeszcze troche: – Widzisz co narobiłeś! Zestresowałeś nam lekarza, on miał ciężki w chuj dzień, zero szacunku! – podsunęła pod rękę Basiliusa torbę, żeby wybrał odpowiedni eliksir, bo sama pewnie by jeszcze go podtruła albo dała coś wykrztuśnego. Potem dość łagodnie jak na swoje standardy odłożyła ją na ziemię i podała Liszkowi ciepłej herbatki. – Masz pij, wyglądasz strasznie kiepsko. – zaraz potem powróciła uwagą do Thomasa, który po tym ataku kaszlu też się nie prezentował za dobrze. – Ja pierdole, skaranie z Wami mam! – niby sarkała dalej, ale na jej twarzy odbił się stres zmieszany z troską. Wszyscy tak bardzo dbali o nią, gdy leżała odłogiem w pierdolonej Lecznicy Dusz. Czy teraz była jej kolej? Zgarnęła karty i odłożyła na stolik nocny, nie dbając o to, że momentalnie zjebały się na ziemię. Zostawiła tylko talię z kotami, bo była zabawna, bo mogła sprawić, że dorośli ludzie będą oglądać wypięte futrzaste dupska i rechotać na temat autora rysunków. – Ja miałam kota wgapiającego się w akwarium. Jakby... ważnością, to Twoja Czaszka jest najlepsza w talii. Największa zmiana – westchnęła i powstrzymała się, by nie pogładzić go po policzku. To mogłyby być... sprzeczne sygnały czy coś. – Mam lepszy pomysł niż karty, mi bardzo zawsze pomagało czesanie. Nic tak nie robi na migreny. Na wszystko. Kto pierwszy? Liszek? a Ty Tomciu masz talię i znajdź mi tego swojego sierściucha co umie mówić – zaproponowała wcale nie tak głośno, zabierając z dłoni Thomasa fiolkę po eliksirze i zachęcając do głupkowatej aktywności, która pomoże wszystkim odsapnąć. Samej zaś z szuflady wyciągnęła szczotkę. Sprawnie zabrała swoje czarne kłaki z niej (owszem, kołtun poleciał za framugę łóżka), po czym przysunęła się do Basiliusa. – Dawaj łeb. Zobaczysz jak fajnie. – nawet nie prosiła. W sumie bardzo rzadko z jej ust padało słowo "proszę".
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#15
12.10.2025, 14:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.10.2025, 14:49 przez Thomas Figg.)  
Popatrzył uważnie na Basiliusa, kiedy wspomniał o zapłacie. Pogrzebał chwilę w kieszeni i popatrzył na to co wyciągnął. Może nie były to galeony, ale za to coś smacznego.
- Taka zapłata może być? Jeden z moich ulubionych - zapytał wciskając mu w dłoń czekoladowego cukierka, który wprost rozpływał się w ustach i wyszczerzył zadowolony.
- Widzisz Millie, nawet lekarz mówi, że śmierć to nic takiego! - wykrzyknął jakby prezenty na gwiazdkę były w tym roku podwójnie wręczane i właśnie teraz dostali pierwszą partię. Co z tego, że chodziło im o karty, a nie o faktyczną śmierć. To było już naprawdę drugorzędne, jeżeli chcieli przekonać do czegoś Thomasa... Cóż, jeżeli zaczyna się grę w szachy z gołębiem, to nie można się dziwić jej wynikiem.


- Ale... ekhem... ekhem... to nie od fajek - bronił się trzymając za klatkę piersiową, ale kiepsko mu to szło, bo więcej sił i uwagi poświęcał na to, żeby jednak nie wypluć swoich płuc. Dlatego nie oponował przed zabraniem mu papierosa i wyrzuceniem go, po prostu zapali nowego, jak już dojdzie do siebie.
- Ale co ja zrobiłem? Nie moja wina, że przez tamtych inteligentów nawdychałem się demonicznych oparów - próbował się bronić, ale zaraz też urwał. Nie był pewien ile Prewett wie o jego styczności z demonem i tego co się wydarzyło tamtej nocy, ale jakoś nie czuł się na siłach, aby przez to przebrnąć tego wieczoru. Zresztą nie wiedział czy chce, to nie brzmiało jak zabawna historia pomagająca zacisnąć więzy między ludźmi.
- Przecież żyje, nic mi nie jest tylko kaszel, niedługo samo przejdzie - powiedział nie wiedząc, czy bardziej chce przekonać Millie, Basiliusa czy samego siebie. Fakt faktem jednak, że od początku września wcale mu się nie poprawiało z czasem, co zaczynało go nieco niepokoić, bo co jak nigdy nie przejdzie?

To "prezent" od tego demona, co jak jesteś opętany?

Głos zdecydowanie mu nie pomagał. Dlatego bez marudzenia wychylił na raz podaną mu fiolkę i ściskając ją w dłonie popatrzył uważnie na Millie. Nikt nie mówił, że to zamiana na lepsze albo pozytywna zmiana, dlatego nadal był sceptycznie nastawiony co do tej karty. Może i była najważniejsza, ale za to niekoniecznie niosła za sobą pozytywny wydźwięk, ale czy powinien spodziewać się czegoś innego. Od Millie powiódł spojrzeniem do Basiliusa i wracając do kobiety mruknął pod nosem.
- Wielka zmiana... - powiedział cicho do siebie patrząc na ściskaną w dłonie fiolkę po eliksirze. Dlaczego miał takie niejasne przeczucie, że wcale m się te zmiany nie spodobają? Ale robienie dobrej miny do złej gry, było jego specjalnością.
- Mądry wybór, na moich kudłach byś tylko szczotkę połamała... - zmrużył oczy i popatrzył na Millie odchodzącą z pustą fiolką po eliksirze. - Chyba, ze znowu byś użyła tej drucianej, ale wtedy to bym łysy skończył - wzdrygnął się myśląc o tym, że mógłby skończyć łysy. Przecież szła zima, musiałby ciągle nosić czapkę i w ogóle, byłoby mu cały czas chłodno, nawet w domu.
- Mojego mówiącego? Raczej nie znajdę go w tej talii, ale niedługo go odwiedzi, skoro tu mieszkam, to nie mogę Norze go zostawiać na głowie ciągle, ma dość swoich spraw - powiedział ale zabrał się za tasowanie kart patrząc przez chwilę na pozostałą dwójkę.
- No dobra, zobaczmy czy mi się uda wyciągnąć pokera - powiedział rozdając sobie pięć kart rewersem do góry. Odkładając talię na bok wziął wylosowane karty i spojrzał co mu się trafiło.

Rzut Tarot 1d78 - 10
Moc

Rzut Tarot 1d78 - 47
Królowa Buław

Rzut Tarot 1d78 - 45
Król Mieczy

Rzut Tarot 1d78 - 64
Rycerz Denarów

Rzut Tarot 1d78 - 60
Piątka Denarów


- Hmmm, no pokera z tego nie będzie - mruknął patrząc na karty i przyglądając się tym osobliwym ilustracją, które znajdowały się na awersach kart. - Ale potencjał na wysoką rękę jest. Dwóch króli i piątka, zdecydowanie nie jest źle - pokiwał głową z miną znawcy, chociaż tak naprawdę na hazardzie i na pokerze znał się tyle co na gotowaniu. No dobra, na pokerze jednak nieco bardziej.
- Ale chciałbym poznać tego co robił te ilustracje, musiał czerpać z bardzo ciekawej inspiracji - dodał kładąc przed sobą karty jedna obok drugiej. - Bo popatrzcie, najpierw kot był silny i chodził sobie z wiankiem na głowie, prawie jak cesarz rzymski z wieńcem laurowym. A potem właśnie zrobili go królem, dali nawet jakąś śmieszną drewnianą koroną. Jak nic na to ktoś wpadł po poznaniu kotów Figgów. - kontynuował swoje opowiadanie i pokazał teraz na trzecią kartę. - A tu już ma prawdziwą koronę, ale to inny kot, może jego potomek? No ale siedzi przy Excaliburze, kot władający Anglią, pewnie nazwaliby go Król Purrrtur, chociaż mi bardziej wygląda na Króla Miauczka I.- ton znawcy, a jakże, bo kto mógłby znać się na tych czworołapnych sierściuchach lepiej niż on, Figg.
- Ale potem chyba trafił do złego towarzystwa, bo zamiast rządzić krajem to zajął się czarami i zaczął latać nad pentagramami. Dość ciekawy wybór. - popatrzył na ostatnią kartę z chwilą zastanowienia. -Ale to się nie spodobało poddanym i go wygoniono do lasu z dziwnym księżycem. Pewnie to magiczny las, gdzie zawsze jest noc po prostu i dlatego księżyc jest taki dziwny - pokiwał głową jakby faktycznie rozgryzł zagadkę.
- No ale mam jedną parę, więc nie jest źle - zakończył pukając obu króli palcami.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#16
13.10.2025, 10:39  ✶  
Thomas naprawdę bardzo dobrze pracował sobie dzisiaj na to, aby Basilius nie wkurzył się na niego po uzdrowicielsku aż tak bardzo. Nawet dał mu cukierka, i nawet jego wyjęty z kontekstu żart, że śmierć to nie było nic takiego, nie sprawił, że Basilius przewrócił oczami aż tak bardzo.

A potem dowiedział się o demonicznym kaszlu.

Basilius, który w pewnym otumanieniu, szukał odpowiedniego eliksiru i ewidentnie miał z tym problem bo kilka razy podnosił ten sam flakonik (ale nie przeszkadzało mi to stwierdzić stanowczo że nic mu nie jest i niczym się nie stresuje) zamarł na chwilę, a jego wzrok stał się nagle bardziej wyraźny. Rzucił Millie mocno zaniepokojone spojrzenie, a potem, wreszcie, podał jej nie jedną, a aż dwie fiolki. Będzie musiał się temu przyjrzeć. Może nawet teraz. Tylko że musiał chwilę poczekać bo po tym krótkim momencie trzeźwości wszystko ponownie było dziwnie... Kręcące się.

Może dlatego ponownie ułożył się na łózku i wziął od Millie herbatę.
– Zdefiniuj demoniczne opary? – poprosił Thomasa, chociaż jego głos brzmiał zdecydowanie słabiej niż planował, zaciskając chłodne palce nan gorącym kubku.– Jest w porządku Millie. To tylko zmęczenie.

A Thomas miał tylko demoniczny kaszel.

Basilius upił łyka ciepłego napoju, a potem nieco chwiejną ręką odstawił kubek na stolik nocny i przejechał dłonią po twarzy.
– Nie mówię, że nie ma lepszych metod na radzenie sobie z migrenami, ale na pewno czesanie nie jest lepsze niż karty – mruknął i zaraz uznał że naprawdę nie miał siły, aby kłócić się z Millie, więc zrobil to o co go prosiła, bo najwyraźniej zmęczenie zdarzyło wyłączyć przynajmniej część zdrowego rozsądku.
I gdy tylko ułożył się tak jak i to prosiła, oczy stały się niewyobrażalnie wręcz ciężkie i chociaż próbował jeszcze przez chwilę słuchać historii Thomasa o kotach to długo nie wytrzymał zanim po prostu nie zasnął.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#17
13.10.2025, 12:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.10.2025, 12:10 przez Millie Moody.)  
– Nie ma palenia. – ogłosiła zamykając okno i ściągając Thomasa do łóżka, jakby nie miała zaufania, że jednak tego nie zrobi. Dała mu też drugą fiolkę eliksiru, bo nie zamierzała dzisiaj kwestionować ilości eliksiru na centymetr kwadratowy żołądka. Sama wypiła też swoje. Na sen. Na głowę. Na mózg. Na zwidy. Tylko na szczęście nie musiała, bo było coś w tej ich małej pojebanej grupce, co dawało jej ukorzenienie.

– Debil jesteś. Ten kot, to kwarta Mocy. To ja idioto. Moje imię. Tak matka przynajmniej chciała, chociaż jakbym JA miała wybierać, to bym powiedziała że Wieża. To karta w którą pierdolnął piorun. Tak samo jak we mnie pierdolnął. – Że Wieża była gorszą kartą od Śmierci nie zamierzała im mówić. Nie dziś. Może nigdy.

Thomas siedział, więc i ona usiadła obok, układając sobie poduszkę przy biodrze, żeby Basilius miał gdzie na moment tylko złożyć głowę, póki migrena mu nie przejdzie i nie będą grać. Gdy tylko to zrobił, wiedziała, że nie muszą szukać kart dalej, ale nie zamierzała porzucać swojego planu. W skupieniu o które nikt by pewnie Moody nie podejrzewał, bardzo powoli palcami rozsupływała czarne kosmyki, a potem zaczęła je rozczesywać. Włosy zachowywały się dziwnie, ale nie robiło jej to. Najważniejsze że skóra była masowana, wiedziała że to jest trik, który sprawiał, że ta prosta czynność sprawiała wszystkim tak dużo przyjemności. Ta skóra rzadko kiedy była należycie opiekowana. Zauważana. Dotykana.

Jeśli tylko Thomas umilkł wsparła się na nim bardziej, samej podciągając nogi i pół kładąc pół leżąc obok Liszka kontynuując wątpliwej jakości zabieg pielęgnacyjny.
– Czemu przestałeś mówić? Miles i dwóch królów jeden z pałką a drugi z mieczem poszli, no dwa kutasy, to brzmi jak wy więc... Poszliśmy napierdalać się z typem z pentagramami, a potem pomagaliśmy żebrakom. To witraż, ale artysta plastyk nie wiedział jak go ogarnąć w kocim świecie. Mów dalej. Mów dalej co będziemy robić w najbliższych dniach – prosiła cicho opierając się o niego plecami, opierając się też głową i myśląc co zrobić z włosami trzymanymi w ręku.

W końcu Liszek zasnął i trzeba było też zebrać się do snu. Jakie to szczęście, że zawczasu przywlekła oba łóżka do siebie! Nikt nie musiał spać na podłodze, na pewno nie Thomas z tym kaszlem a i jej przyda się lepsza pościel niż własne brudne ciuchy.
– Dobra czekaj, jak to zrobić...– zaczęła się rozglądać, po czym zadarła głowę, by spojrzeć na Figga i odkrywając, że ich twarze są w sumie całkiem blisko. Jak kocia łapa na moment przed wsadzeniem jej do akwarium. – Nie chcę żeby się obudził więc masz, działaj dalej, a ja pójdę po koc – to mówiąc złapała go za rękę i wsunęła głęboko między Prewettowe loki. Warkocz który usiłowała zrobić z oczywistych względów się rozjebał. Nie miała wprawy w zaplataniu włosów. Nie tak jak jej przyjaciel.

Tymczasem to nie był tylko koc. Wstała, przygasiła światło, pozbierała jedzenie i kubki w jedno miejsce, ściągnęła jeansy i sweter, nakryła Liszka kołdrą, przywaliła nią też nogi Tomusia i ogólnie przesunęła go nieco w dół, by już nie siedział, a leżał, tak jak zwykle dotąd leżeli tylko we dwoje. Figg też dostał poduszkę pod głowę, a moment później szczotka zaczęła delikatnie rozczesywać jego loki w delikatnym masażu. Nie mówił tego, ale Moody miała wrażenie, że pod tą czaszką też się mocno gotuje.

– Nie myśl. Nie warto. – szepnęła cicho w pokoju wypełnionym głównie szelestem przejeżdżającej po włosach szczotki. Tyle się podziało, tyle myśli krążyło po jej własnej głowie, tyle uczuć rozsadzało ją od środka. Jutro będzie musiała to jakoś spalić. Dziś musiała jakoś od tego uciec. Musiała jakoś to... to wszystko przekuć na coś, co tym razem nie zniszczy, nie przekreśli jej i ich przyjaźni. Powinna coś powiedzieć, ale nie umiała. Uczucia były domeną słabeuszy. Chciała nawet dowcipkować, że dzięki takiemu układowi Thomas będzie miał gwarancje, że im nie przeszkadza. A może powinna szydzić z niego, że mu zazdrości bycia w środku kanapki? Czy jednak rzeczywiście to byłoby tylko szyderstwo?

Gdy zmęczyła się czesaniem położyła się obok i podjęła nieudolną próbę zaplecenie warkoczyków i na jego włosach.

– Zawsze chciałam mieć loki. – powiedziała dziwnie spokojna, z pogranicza jawy i snu w którym się znajdowała – A teraz mam ich tak dużo... – mruknęła, a ręka zastygła w połowie gestu. Drugą objęła Tomka i jakoś tak się złożyło, że złapała tez Basiliusa za rękę.

Ktoś kiedyś powiedział jej, że nawet bardzo dużo miłości to wciąż za mało.

A ona miała takie poczucie, takie dziwne poczucie, że w końcu tej miłości było wokół tyle ile trzeba.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (29), Thomas Figg (3207), Millie Moody (2754), Basilius Prewett (1836)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa