20.12.2022, 00:34 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2022, 00:36 przez Eunice Malfoy.)
Ciąża.
Oczywiście że była przeciwwskazaniem, o czym nie raczyła wcześniej pomyśleć, gdy stwierdzała z pewnością w głosie, że absolutnie żadne nie istniały. Ale o ile dało się to wytłumaczyć traktowaniem tego odmiennego stanu po macoszemu – wszak od samego początku nie był on źródłem radości, wręcz przeciwnie, prędzej zgryzot – to teraz musiała się zastanowić.
Może należało jednak otworzyć usta i poinformować Bustrode, że jednak o czymś zapomniała. Że jednak nie powinna zażyć silnego eliksiru. Ale zmilczała, tak samo jak wtedy, gdy padło nazwisko, które onegdaj nosiła.
W istocie, Malfoy, nadal tym się bardziej czuła niż Blackiem, do których przecież przystała, wkładając złotą obrączkę na palec.
- Rozumiem – wyrzekła więc tylko to jedno słowo, potwierdzające, iż przyjęła do wiadomości. Zarówno wyjaśnienia odnośnie samej klątwy, jak i skutków ubocznych. Ryzykowała? Owszem.
Ale z jakiegoś powodu zechciała zagrać z losem w tę grę, nawet jeśli do wgrania tak naprawdę były głupie nagrody. Takie jak sama gra.
Toteż z kamienną wręcz miną przestudiowała formularz ze wszystkimi skutkami oraz zapisami odnośnie leczenia. Nie było jeszcze za późno, nie, dopóki nie złożyła podpisu, zdecydowanym ruchem przypieczętowując nieświadomie rozpoczętą rozgrywkę – ale już prowadzoną jak najbardziej świadomie.
- Bardzo dziękuję, pani Bulstrode – wyrzekła, oddając pióro i sięgając po rękawiczki, odłożone wcześniej na bok – Czy jest jeszcze coś, na co powinnam zwrócić uwagę? – dopytała na wszelki wypadek. A tak, eliksir… - Ten mogę zażyć na spokojnie później, nie teraz, prawda? – upewniła się, całkiem prawdopodobnie woląc przebywać gdzieś w pobliżu toalety. W bardziej komfortowym miejscu niż Mung.
Oczywiście że była przeciwwskazaniem, o czym nie raczyła wcześniej pomyśleć, gdy stwierdzała z pewnością w głosie, że absolutnie żadne nie istniały. Ale o ile dało się to wytłumaczyć traktowaniem tego odmiennego stanu po macoszemu – wszak od samego początku nie był on źródłem radości, wręcz przeciwnie, prędzej zgryzot – to teraz musiała się zastanowić.
Może należało jednak otworzyć usta i poinformować Bustrode, że jednak o czymś zapomniała. Że jednak nie powinna zażyć silnego eliksiru. Ale zmilczała, tak samo jak wtedy, gdy padło nazwisko, które onegdaj nosiła.
W istocie, Malfoy, nadal tym się bardziej czuła niż Blackiem, do których przecież przystała, wkładając złotą obrączkę na palec.
- Rozumiem – wyrzekła więc tylko to jedno słowo, potwierdzające, iż przyjęła do wiadomości. Zarówno wyjaśnienia odnośnie samej klątwy, jak i skutków ubocznych. Ryzykowała? Owszem.
Ale z jakiegoś powodu zechciała zagrać z losem w tę grę, nawet jeśli do wgrania tak naprawdę były głupie nagrody. Takie jak sama gra.
Toteż z kamienną wręcz miną przestudiowała formularz ze wszystkimi skutkami oraz zapisami odnośnie leczenia. Nie było jeszcze za późno, nie, dopóki nie złożyła podpisu, zdecydowanym ruchem przypieczętowując nieświadomie rozpoczętą rozgrywkę – ale już prowadzoną jak najbardziej świadomie.
- Bardzo dziękuję, pani Bulstrode – wyrzekła, oddając pióro i sięgając po rękawiczki, odłożone wcześniej na bok – Czy jest jeszcze coś, na co powinnam zwrócić uwagę? – dopytała na wszelki wypadek. A tak, eliksir… - Ten mogę zażyć na spokojnie później, nie teraz, prawda? – upewniła się, całkiem prawdopodobnie woląc przebywać gdzieś w pobliżu toalety. W bardziej komfortowym miejscu niż Mung.
246/2196