• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972/Wiosna | 18 maja | Knieję przeszył zduszony krzyk Mildred Found

1972/Wiosna | 18 maja | Knieję przeszył zduszony krzyk Mildred Found
Widmo
To the days of Avalon
Where magic rules as king
Potężna czarownica, nieznanego statusu krwi, żyjąca w czasach średniowiecznych. Specjalizowała się w uzdrowicielstwie, a także była animagiem, potrafiącym zmienić się w ptaka. Rządziła również jako królowa Wyspy Avalon. Uważana za żeński odpowiednik samego Merlina. Była przyrodnią siostrą króla Artura, którego później zabiła.

Morgana le Fay
#21
06.09.2023, 23:40  ✶  
Jaki był Laurent – każdy widział. Wysoki, lecz zdecydowanie przydałoby mu się przybrać na wadze. Zatem wylądowanie na kolanach raczej nie byłoby niespodzianką, nie w momencie, gdy rzucały się na niego zjawy, a on sam zaznawał zwielokrotnionego uczucia beznadziei, strachu. A jednak…
  … jednak nie upadł, co najwyżej lekko się jedynie zatoczył; nie ustrzegł się jednak przed falą ogarniającego zmęczenia. Może to zasługa siły wspomnień? Z nich czerpał to, co najlepsze, by przywołać obrońcę - tak samo, jak uczyniły to Victoria i Brenna – by nie oddać zjawom całego siebie. I o ile kot Lestrange nie ukształtował się w pełni, o ile ten konkretnie patronus nie przyciągnął prawie uwagi tych widm, to wąż i wilk pomknęły przed siebie. Srebrzyste istoty, niosące nadzieję w morze beznadziei, zakazani obrońcy.
  Rozpierzchły się.
  Widma ustąpiły, śmignęły gdzieś w gęstwinę Kniei, znikając całkiem czarodziejom z oczu. Czy na zawsze? Czy odważą się powrócić do domu Mildred? Czy może jednak ten dom miał już pozostać od nich wolny…?
  Jedno było pewne: uczucie chłodu zaniknęło, tak samo jak ustąpił ten nienaturalny strach. A swiat zdawał się być jaśniejszy niż jeszcze przed paroma chwilami.
  A Patrick…? Gdy tak obserwował - najpierw poczuł ucisk w skroniach, zdający się być zapowiedzią bólu głowy. A potem się przekonał, że przy niektórych widmach widział kolorowe plamki, lecz przy całej reszcie – jedno, wielkie nic.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#22
08.09.2023, 08:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.09.2023, 08:08 przez Victoria Lestrange.)  

Jej Patronus był za słaby, albo na widma potrzeba było czegoś innego – w pierwszej chwili tego nie wiedziała. Za chwilę jednak dołączyły do niego dwa dużo jaśniejsze, wąż oraz wilk, a widma, które otoczyły Laurenta rozpierzchły się. Tak po prostu. Nie było już rozpaczy i smutku, nie było tego ciągłego poczucia obserwowania. Victoria naprawdę nie wiedziała na ile jej teoria była prawdziwa, ale tak bardzo kojarzyło jej się to z uczuciem, jakie panowało podczas wędrówki przez las w Limbo.

Nie zatrzymała się, kiedy jej nie w pełni zmaterializowany kot wyleciał z jej różdżki, i teraz, gdy wiem już nie było, dobiegła do Laurenta.

- Nic ci nie zrobiły? – zatrzymała się koło niego i w pierwszej chwili przyjrzała się jemu, na moment zapominając, że ma być na niego zła. Ale tylko na moment. Bo zobaczyła go bez płaszczyka i to zaraz wróciło. To jego zajebiście lekkomyślne zachowanie. - Czyś ty się uderzył w głowę przy lądowaniu? – zapytała ostro, zakładając ręce na biodra. - Co ci strzeliło, żeby dawać im swój płaszcz? – Victoria rzadko się denerwowała i jeszcze rzadziej to okazywała. Teraz zaś patrzyła szeroko otwartymi oczami wprost w oczy półselkie, gotowa wygrać pojedynek na spojrzenia. - Wracasz po dobroci, czy mam cię zatargać do reszty siłą? – a wkurwioną kobietę nie powstrzymałby nawet abraksan ani jarczuk.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#23
08.09.2023, 09:59  ✶  

Nadzieja ponoć była tym, co umierało jako ostatnie. Nie ważne, jak bardzo było źle, dopóki nie byłeś na tym świecie sam, wszystko było możliwe. A na pewno możliwe było wydostanie się z najgorszych sytuacji.

Laurent zadrżał, biorąc głęboki wdech. Jasność wdarła się do tego świata z błogosławieństwem, tak jak powróciło ciepło lata. Gdyby był tutaj sam - pewnie ruszyłby dalej robić oględziny tego miejsca. Choć teraz miał pewność, po interakcji tych zjaw z ubraniem, że chociaż miały dziwną, niefizyczną najwyraźniej formę to potrafiły bardzo sprawnie nawiązywać kontakt ze światem fizycznym. I to nie tylko po to, żeby pochłonąć czyjeś życie i... energię życiową? To nie napawało optymizmem i sprawiło, że zmarszczka pojawiła się na jego czole, pole marsowe stworzyło między ściągniętymi brwiami. Coś gorszego od dementorów zamieszkało Knieję Godryka. Ach, o ile łatwiej byłoby, gdyby tylko dało się odkryć, co Lord Voldemort uczynił w tym pięknym kiedyś miejscu. Miejscu, które teraz chyba będzie musiało zostać odseparowane od świata.

Obrócił się w kierunku Victorii i już rozchylał usta, robiąc ku niej kilka kroków. Ale ona, w całym swoim zmartwieniu, była już przy nim. I pytała, czy nic mu nie jest, a potem był wybuch złości. Laurent uśmiechnął się do niej czule, nieco smutno, ale na pewno też ze zmartwieniem. Nie wyciągnął do niej dłoni, choć miał ochotę ułożyć ją na jej policzku i przytulić. Ciężko mówić było tutaj o pojedynku na spojrzenia. Naprawdę rozumiał jej złość i zmartwienie. Doceniał je. To nie były nerwy spowodowane czymś złym, nie spodziewał się zresztą zrozumienia. Chciała w końcu dobrze, zależało jej, zżerały ją nerwy o kogoś bliskiego. Nie zamierzał jej również żałować wytłumaczeń, jeśli takowych by potrzebowała.

- Musiałem coś sprawdzić. Wszystko już dobrze, Victorio. Potrafię sobie poradzić z takimi stworzeniami. - Niektórym ludziom trzeba było po prostu dać robić swoje. Laurent gwizdnął i jarczuk zaszczekał parę razy nerwowo, by zaraz do niego doskoczyć. Widma przeminęły, strach przeminął. Blondyn wszedł do lasu, przyglądając się otoczeniu, ale nie było żadnych śladów ich bytności. Tak jak w przypadku dementorów była aż ta aura grozy, którą wokół siebie roztaczały. Przyjrzał się z ciekawości swojemu płaszczowy i dotknął go, sprawdzając, czy pozostał na nim mróz, czy był wychłodzony. Brak ich obecności chyba naprawdę wiązał się z tym, że wszędzie gościła pustka po tym, że w ogóle były. Nic dziwnego, że ani tamtej nocy ani potem z Brenną nie znaleźli żadnych śladów ich bytności. Nie odpowiedział na jej słowa o targaniu gdziekolwiek, bo co miał jej powiedzieć? Kiedy skończy - to wróci. Dopóki nie skończy - nie wróci.

- Bardzo niepokojące stworzenia... - Odetchnął, wychodząc z lasu. Ale płaszcza nie założył, mimo trzymania go w ręku. - Wydaje mi się, że na ten moment wiadome jest już o tych stworzeniach wszystko, co konieczne. Są najwyraźniej mniej inteligentną wersją dementorów, która kradnie nie tylko ducha. - Co już zresztą wiedzieli. - Może pora wytoczyć Ministerstwu wojnę o odpowiednie narzędzia, które pozwalają się bronić przed czarną magią. - Laurent oparł dłoń o bok Michaela. - Przepraszam, że was narażałem i zmartwiłem. Prędzej czy później ktoś musiał je sprawdzić. Taka jest moja praca. - Łatwo było zapomnieć, że Laurent nie zajmował się jednak puffkami. Zaskakująco łatwo. Przyzwyczaił się również do tego, że ludzie mieli go za wariata przez to, jak podchodził do magicznych stworzeń i nie oczekiwał tutaj żadnego zrozumienia ze strony dwóch kobiet.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#24
08.09.2023, 10:45  ✶  
- Prewett, wracaj wreszcie! To nie są jebane zwierzęta! Nic tu nie znajdziesz! Żadna osoba, która natknęła się na nie w pojedynkę, nie wyszła z tego cało!!!– wrzasnęła Brenna, nie na żarty już wściekła, kiedy tamta dwójka wciąż została między drzewami. W tej chwili wiedziała tylko, że ten omal nie zginął. Jego jeden patronus nie wystarczyłby, aby przegnać całą taką bandę, a z kolei jej zaklęcie wyszło chyba tylko cudem – nigdy nie celowała w nekromancji i patronus jakimś sposobem był jedynym zaklęciem, które działało… może ze względu na to, że miała wiele szczęśliwych wspomnień, ale to szczęście mogło łatwo się wyczerpać. A dawanie im płaszcza było w jej oczach absolutnym szaleństwem. Znał się doskonale na magicznych zwierzętach, ale to nie były magiczne zwierzęta. Wykradały życia, niszczyły ciała, odbierały duszę. O jego upodobaniach do nekromancji, które faktycznie dawały mu pewną wiedzę na temat tych stworów, nie miała pojęcia, ale nawet gdyby wiedziała… ruszanie porozmawiać z widmami traktowała w kategoriach samobójstwa.
Nie wiedziała jeszcze, że jutro zostanie wydany zakaz wchodzenia do Kniei – i obiecała sobie, że o taki zawnioskuje. Jeżeli kolejne osoby chcące w ten sposób je badać wejdą do lasu, będą mieli całą masę trupów.
Czekała jeszcze przez moment, starając się powściągnąć ogarniającą ją złość. Złościła się rzadko, ale w tej chwili… Owszem, bo Laurent się narażał, a ona nawet nie mogła nic zrobić, by nie narazić z kolei panny Found, która płakała teraz po prostu, wyraźnie przerażona całym zajściem. I tak mieli szczęście, że gdy nie rozbili się na dwie grupy, widma nie zaatakowały ich wszystkich. Dopiero kiedy wreszcie usłyszała, że wracają, wpakowała się do chaty Mildred. Nie była pewna, czy ta powinna zabierać stąd cokolwiek – może samo zdjęcie, bez ramki jednak, którego nie dotykały bezpośrednio, Mildred dostanie pieniądze za dom, więc jakoś sobie poradzi – ale chociaż jedną rzecz wziąć musiała.
Choćby po to, by przepadano ją w Departamencie Tajemnic. Czy została na niej jakaś pozostałość energii widm?
Rozejrzała się po raz kolejny, by upewnić się, że żadne widmo nie kryje się w szafie czy pod łóżkiem. Machnęła różdżką, na moment zasłaniając okno. A potem wydobyła z kieszeni świece, pośpiesznie układając je w kręgu i odpalając za pomocą magii, nim weszła do środka.
Chcąc zobaczyć, co robiły tutaj dokładnie widma. Przyjrzeć się im.
Percepcja
Rzut Z 1d100 - 21
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 80
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#25
08.09.2023, 11:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.09.2023, 12:07 przez Patrick Steward.)  
Patrick zamrugał. Zmarszczył brwi, zastanawiając się co właściwie zobaczył i jak niewiele to mogło mieć wspólnego z jego wcześniejszymi przypuszczeniami. Bo najpierw jakaś szalona myśl podpowiadała mu, że te stworzenia mogą być czymś, co przeszło przez portal, gdy kamienie otworzyły go podczas Beltane. Jakimiś duchami przemienionymi, może nawet nie świadomie przez wydarzenia z limbo, ale przez rozerwanie niewidzialnej zasłony między obydwoma. Ale teraz, mając w pamięci kolorowe plamki przy niektórych z tych bezkształtnych stworzeń, trochę zwątpił we własne myśli. Tak jak i w to, że mogły świadomie próbować zachowywać się jak ludzie.
Bo może jednak chodziło o coś zupełnie innego, o to że zakładały i dotykały przedmiotów pani Found bo posilały się resztkami pozostawionej przez nią obecności w chacie? Z boku mogło wyglądać na zabawę w człowieka (albo tęsknotę za człowieczeństwem), ale w rzeczywistości było tylko marnym posiłkiem? Dlatego nie chciały od Laurenta płaszcza. Kto zjadłby kawałek zeschłej, chlebowej skórki, gdy miał obok siebie ulubione, świeże i jeszcze pachnące życiem danie główne?
Nie przyłączył się do grupowego opieprzania Laurenta, choć raczej tylko i wyłącznie z tej prostej przyczyny, że nie widział w tym większego sensu. Czy uważał, że młody mężczyzna zdobył dzięki swojemu brawurowemu postępkowi jakąś szczególną wiedzę? Tak. Jeśli nie wiedział, że Victoria i Brenna rzucą mu się na pomoc, to właśnie przekonał się o ich lojalności. Nawet złość, którą teraz mu zaprezentowały wskazywała głównie na to, że się o niego bały, bo zależało im na nim.
Odwrócił głowę ku płaczącej Mildred.
- Pani Found – zwrócił się do niej łagodnym, przyjaznym głosem. – Już dobrze. One uciekły. Jest pani bezpieczna. Zechce się pani ze mną przespacerować?
O ile mu pozwoliła, wziął ją pod ramię i razem z nią zaczął obchodzić chatę. Rozglądał się uważnie, szukając śladów na to, że obecność bezkształtnych widm oddziaływała na to miejsce, na roślinność wokół niego, na drobne zwierzęta, które nie zdążyły uciec przed ich pojawieniem się. Jak wyglądały po zetknięciu? A jak roślinność? Usychała? Rozkwitała niezdrowo? A może nijak nie reagowała na obecność bezkształtnych widm? Patrzył też na Mildred, skupiając na tym, czy ona - mieszkająca tu od lat nie zauważyła czegoś, co wzbudziłoby jej niepokój lub zdziwienie. Kiedy Brenna skończyła sprawdzanie chaty, odprowadził Found do drzwi, by weszła do środka.

Percepcja
Rzut PO 1d100 - 8
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 20
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 9
Akcja nieudana
Widmo
To the days of Avalon
Where magic rules as king
Potężna czarownica, nieznanego statusu krwi, żyjąca w czasach średniowiecznych. Specjalizowała się w uzdrowicielstwie, a także była animagiem, potrafiącym zmienić się w ptaka. Rządziła również jako królowa Wyspy Avalon. Uważana za żeński odpowiednik samego Merlina. Była przyrodnią siostrą króla Artura, którego później zabiła.

Morgana le Fay
#26
09.09.2023, 01:29  ✶  

Laurent


Choć widma już cię nie otaczały – nadal nie czułeś się najlepiej. Zmęczenie nie opuszczało twojego ciała; ta chwila, te parę sekund wystarczyło im, żeby zebrać coś więcej niż się teraz wydawało.
Nie widziałeś tego, jeszcze nie – dostrzeżenie tego było trudne w tak jasnych włosach, jak twoich. Ale jeśli – spojrzawszy kiedyś w lustro – dobrze się przyjrzysz: zobaczysz to.
Kilka srebrnych włosów.
I jakby - ciut starsze oblicze, patrzące na ciebie? A może to tylko głupie wrażenie...?

Brenna


Ciemność.

Mildred rozczesująca włosy, nucąca pod nosem bliżej nieokreśloną melodię.

Ciemność.

Dojrzałaś krzątającą się po domu kobietę – zwykłe, codzienne czynności. A to trzeba miotle nakazać zamiecenie podłogi, a to ścierkę nakłonić do starcia kurzu z półki, zagotować wodę na herbatę…

… szukałaś widm – nie znajdowałaś ich. Jedyne, co byłaś w stanie dostrzec, to życie, jego strzępy, jakie wiodła Mildred Found w tym domu.

Patrick


Nie widziałeś żadnych zwierząt – ani ich śladów - w pobliżu chatki. Roślinność też nie wyglądała na w jakikolwiek sposób zmienioną – ot, normalna wiosenna zielenina, najnormalniejsza w świecie. Ze strony Mildred również nie otrzymałeś sygnałów sugerujących, że zaszły jakieś zmiany.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#27
09.09.2023, 11:46  ✶  

Victoria przyglądała się twarzy Laurenta przez chwilę, ale czy to ze względu na nerwy, czy kiepskie oświetlenie pomiędzy drzewami – nie dostrzegła przebłysków srebra, ani tego, że jego spojrzenie wydawało się być… ociupinkę starsze, niż było. Może i dobrze, że jeszcze tego nie zauważyła, była wszak już wystarczająco zdenerwowana na całą sytuację i bezmyślne zachowanie Laurenta. Wybiegając w przód: bardzo dobrze, że Ministerstwo zakaże wstępu do Kniei cywilom, szkoda, że dopiero jutro…

Ten uśmiech, który Laurent do niej skierował, nie ostudził jej złości, za to ją tknął, tak odrobinę.

– Co tu sprawdzać. Mało ci było dowodów na pani Found? – Victoria wiedziała, że Mildred sobie tego nie zmyśliła, no przecież znali się czarodzieje z Doliny i ona zdecydowanie nie była w takim wieku, w jakim była. – To nie są magiczne stworzenia. To pierdolone widma wysysające z ludzi energię życiową – nie słyszał w jakim stanie znaleziono niektóre ciała po Beltane? Nie widział pani Found? A może nie słuchał wystarczająco wyraźnie o czym była mowa?

Obserwowała go przez moment, gotowa zatrzymać go nawet zaklęciem, jeśli wyszedłby gdzieś dalej a nie tylko po swój płaszcz. Na szczęście był grzecznym chłopcem i nie szukał już tych widm. Słowa wykrzyczane przez Brennę były zresztą zbieżne z tym,, co myślała Victoria.

– W ich obecności czułam się jakbym znowu była w Limbo. Nie wiem jak to wyjaśnić. I nie wiem czy to dobre skojarzenie – rzuciła jeszcze, nim wrócili do chatki i reszty towarzyszy. Pani Mildred wyglądała na przerażoną, Brenny nie było – zakładała, że weszła do domu po rzeczy star(sz)ej czarownicy.

Kiwnęła do Patricka – to chyba była dobra propozycja, by przeszli się wokół domku, ten nie był przesadnie duży, a przynajmniej Mildred nie będzie tutaj stała, całkiem przerażona. Victoria próbowała opanować złość, ale na kolejne słowa Laurenta po prostu się nie dało. I nie chodziło o to, że miała go za wariata. Wystarczyłoby, że nim tak wyrwał, wyjaśniłby co chce zrobić, a nie…

– Przede wszystkim narażałeś siebie. Bo my mamy taką pracę, która z definicji jest niebezpieczna. Ty – nie – Brygadziści i Aurorzy narażali się codziennie. Jakieś widma to były tylko kolejne cuda do kolekcji, a po Limbo Victoria miała wrażenie, że mało co już ją zaskoczy w taki sposób, bo poprzeczka została powieszona zajebiście wysoko.  – To nie są dementorzy. Nie mają nawet materialnego ciała. Nie mydl mi tutaj gadką o magicznych stworzeniach, bo to nie są żadne zwierzaczki, bliżej temu do duchów czy poltergeistów – Victoria nie zapomniała, że Laurent nie zajmował się tylko puffkami. Po prostu uważała, że kiepsko ocenił sytuację i nie powinien po lesie chodzić sam. Abraksam i jarczuk, które robiły wszystko czego chciał to w takiej chwili żadna obstawa.

Sama stojąc przed wejściem do domku rozglądała się na boki, ściskając swoją różdżkę, czy jednak jakieś widmo nie postanowiło wrócić.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#28
09.09.2023, 12:18  ✶  

Tkwiło tutaj małe zamieszanie intencji. Z jednej strony tej, że nie chciał tych kobiet martwić. Z drugiej - że w zasadzie je wykorzystał. Gdyby był tutaj sam nie odważyłby się na taki ruch, nawet pomimo zapewnienia Victorii, że potrafił sobie z takimi stworzeniami radzić. Mógł je również ostrzec, ale doskonale wiedział, że próbowałyby go powstrzymać. To był ten drobny moment, w którym Laurent przestawał być całkiem niewinną istotą. Czuł się winny, że wzbudził w tych kobietach taki niepokój i... prawdę mówiąc nie spodziewał się, że Victorię doprowadzi do tego stanu. Że aż tak ją zmartwi. Że to aż tak ją przejmie. Nikt nie lubił, kiedy nie pokładało się w nim nawet odrobiny zaufania, ale Laurent doskonale wiedział, z czego te emocje kobiety wynikały i nie miał jej tego za złe. Było to przykre, ale nie potrafiłby się o to denerwować.

- Już wracam! - Odkrzyknął Brennie, żeby i ona się nie martwiła, że miał jakieś dziwne, dalsze pomysły w głowie. Nie, nie zamierzał biec za widmami, chociaż wykazał tutaj samobójcze skłonności. Bo to, że to zadziała - nie miał pojęcia. To był strzał. Trafiony strzał. Były dwa przypadki takich istot, na które to działało. Podszedł do Victorii, spoglądając nieco przez jej ramię. Widząc, że tamta dwójka zajęta była już domem i Mildred, ujął jej ręce. - Przepraszam cię, Victorio. Naprawdę bardzo cię przepraszam. - Ale wiedziałem, że zechcesz mnie powstrzymam. I wiedziałem, że mi pomożecie. Tęczowe łuski węża czasami się pokazywały, a intencje niekiedy nie miały znaczenia. Serce mu pękało, kiedy widział, że niemal się trzęsła z emocji. Ale zaraz jej dłonie puścił, żeby mogli wrócić na małą polanę do domku.

- Tak... to prawda. - Nie zamierzał się z nią wykłócać. Dementorzy byli niezidentyfikowanym tworem. Duchy były duchami. Właśnie dlatego chyba niczego ciekawego nie mógł się dowiedzieć. Kierunek był zły. To nie do specjalistów od magicznych stworzeń, którzy mogli jedynie podsunąć Śmierciotulę, powinien uderzać. - Nie będę wam przeszkadzał więcej. Jeszcze raz przepraszam. Ciebie również, Brenno. - Wiedział już, co chciał wiedzieć. Jeszcze może nie miał kompletu informacji, ale na pewno nie zamierzał ich szukać w tej chwili tutaj. Chyba już w ogóle nie zamierzał ich szukać, bo przynajmniej na ten moment nie miał do tego narzędzi. Jak i zresztą miało pojawić się rozporządzenie, które zabraniało zbliżać się do tego terenu. Nie too, żeby to był dla Laurenta baaardzo duży powód, żeby się tego trzymaaać... nawet jeśli jego ojciec zgrzytał zębami na BUM i Longbottomów. Lecz nie, nie zamierzał się tu kręcić. A jeśli nawet to rzeczywiście zezwolenie by zamierzał pozyskać. I na pewno nie zjawiłby się tutaj sam.

Odetchnął, czując znużenie i zmęczenie. Z dość chyba wiadomego powodu. To był jakiś koszmar, że coś takiego się tutaj pojawiło. Wśród normalnych obywateli, w... ach... Michael przyglądał się z uwagą Laurentowi i zgiął w końcu swoje nogi, żeby położyć się na trawie i pozwolić mu wsiąść na swój grzbiet bez konieczności wspinania się na niego. Proces wstawania był już jednym ruchem.

- Uważajcie na siebie, proszę. Życzę powodzenia w śledztwie. I obiecuję - jadę prosto do domu. - Zapewnił z uśmiechem w kierunku Brenny i Victorii. Skinął głową w kierunku Patricka i lekko spiął nieosiodłanego konia. Michael ruszył między wysokie drzewa.


Postać opuszcza sesję


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#29
09.09.2023, 12:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.09.2023, 12:26 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna była zaskoczona… bo zwykle, jeżeli już zdołała wejść w trans, potrafiła znaleźć to, czego potrzebowała…
Tak, była zaskoczona. W pierwszej chwili.
W drugiej w jej głowie zrodziła się pewna teoria. Być może błędna, ale zagnieździła się w umyśle Brenny na dobre. Przeszła się jeszcze po domu, zabrała zdjęcie z ramki, a potem – owinąwszy wcześniej w chusteczkę – miskę, której dotykały widma. Zajrzała i tam, gdzie miał być szal, którego używała Mildred, ale tego… nie było. Czy pani Found źle zapamiętała, gdzie go odłożyła? A może porwały go widma? Tak czy inaczej, Brenna okręciła się jeszcze wokół własnej osi, szepcąc inkantację appare vestigum, a potem, niezależnie od rezultatów czaru, pchnęła drzwi, stając na progu chatki.
– To zdjęcie, pani Found. Nie jestem pewna, czy bezpieczne brać resztę. Jeżeli czuje się pani na siłach… może zajrzeć, czy nic się nie zmieniło – powiedziała Brenna łagodnie do Mildred, a potem skierowała poważne spojrzenie na Stewarda.
Zbliżyła się do niego, by kolejne słowa szepnąć mu na ucho. Nie chciała omawiać takich teorii przy Mildred. W końcu hipotez było sporo, ta Brenny mogła być absolutnie błędna i Brygadzistka nie chciała, by rozeszły się jakieś plotki. Z Victorią była skłonna o tym potem pogadać, ale Lestrange była aurorem i cóż… była w Limbo… A wszystko zdawało się zaczynać i kończyć właśnie tam.
– Nie widzę ich – wyszeptała. – Nie dlatego, że nie działa, ale jakby nigdy ich nie było. Jakby nie istniały. Albo jestem za słaba, albo… może one wcale nie wyszły z limbo, tylko częściowo dalej tam tkwią?
Odsunęła się, wzruszając lekko ramionami, trochę bezradnym gestem. Brzmiało to absurdalnie, ale naprawdę nie rozumiała, dlaczego nie zobaczyła widm, skoro wiedziała, że tam były. Teraz. Nie szukała starych wspomnień, a obecnych.
– Laurent... po prostu patronusa mogłeś spróbować i stąd - westchnęła tylko Brenna, niezbyt mając siłę się na niego teraz denerwować. Nie chciała, żeby narażał się w ten sposób. Żeby ktokolwiek się tak narażał. - Chodźmy za nim – mruknęła, kiedy ten skierował się ścieżką z powrotem. Owszem, chciała dowiedzieć się więcej o widmach, ale w tej chwili priorytetem było dla niej zadbanie o bezpieczeństwo kobiety. I nie chciała puszczać Prewetta samego w las.
Jeżeli szło o nią... mogli wracać.

Kształtowanie, apare vestrigum
Rzut PO 1d100 - 85
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 46
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#30
10.09.2023, 03:19  ✶  
Patrick skupił spojrzenie na Mildred Found a potem wrócił myślami do własnych teorii. Nie był naiwny, to że nie widział zmian, które zaszły w tym miejscu nie musiało oznaczać, że ich nie było. Mógł po prostu czegoś nie zauważyć, mógł też nie wiedzieć, czego właściwie powinien szukać. Być może przecenił również Mildred – teraz przestraszoną i zapłakaną. Albo rzeczywiście niczego tutaj nie było i wtedy oznaczałoby to, że bezkształtne widma karmiły się… ludźmi?
W dalszym ciągu nie przyłączał się do rozmowy między Laurentem a Brenną i Victorią. Teraz dlatego, że wydawała mu się zbyt osobista, by miał w nią wtrącać. Zamiast tego, po prostu posłał mu krzywy uśmiech na pożegnanie.
- Victorio, może jeszcze ty się rozejrzysz? – zaproponował. – Ja chyba nawet nie wiem, czego właściwie powinniśmy szukać. Wydaje mi się, że roślinność wygląda tak jak zwykle. – Tu rzucił znaczące spojrzenie na głowę Mildred, bo nie chciał mówić o tym, że trucheł zwierząt też nie znalazł. Jakoś wydawało mu się to trochę… trochę zbyt nieuprzejme.
Odsunął się od kobiety, gdy Brenna wyszła z jej chaty. Obserwował krótką wymianę zdań między nimi, a gdy usłyszał co zobaczyła Longbottom – albo czego nie zobaczyła, zaczął się zastanawiać co to właściwie oznaczało. Że rzeczywiście widma częściowo pozostały w limbo?
Nie chciał się kryć ze swoimi przypuszczeniami przed Victorią, ale wolał nie wypowiadać ich na głos przy pani Found. Raz, że wydawało mu się cokolwiek niedelikatne, perorować o istotach, które odebrały jej kilkanaście lat życia, tuż nad jej uszami, jakby to były jakieś ciekawostki. Dwa, że właściwie sam nie do końca jeszcze ułożył sobie wszystko w głowie. Trzy, że może znajdą chwilę czasu na rozmowę jak już znajdą się poza zasięgiem uszu Mildred. Cztery – jakkolwiek Patrick nie wiedział, jaką teorię mógł mieć Laurent, chętnie by ją poznał i zestawił z własnymi przypuszczeniami.
- Dobrze – zgodził się z Brenną.
Rzucił jeszcze kilka, dłuższych spojrzeń na chatkę Mildred, na otoczenie dookoła, a potem gotów był wraz z kobietami wyruszyć w drogę powrotną.

Percepcja, znowu
Rzut PO 1d100 - 18
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 71
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 48
Sukces!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eutierria (296), Morgana le Fay (834), Brenna Longbottom (3381), Patrick Steward (2309), Victoria Lestrange (2799), Laurent Prewett (4239)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa