• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[6.06.1972] Mały wypadek zgłoszony w biurze aurorów

[6.06.1972] Mały wypadek zgłoszony w biurze aurorów
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#21
02.09.2023, 07:20  ✶  

Dawała mu to poczucie, dawała mu bardzo dużo tego poczucia bezpieczeństwa. I tak, to pomagało. To, że ktoś cię trzymał, że siedział naprzeciwko ciebie, że cię wspierał. Nie siedziała i nie gapiła się, czekając, aż sam się uspokoi, tylko pomogła mu łapać równomierność oddechu. Wiedziała, jak to robić. Rozumiała reakcje ludzkiego ciała na stres tak wysoki, że mózg miał problem z przetworzeniem tego. W końcu potrafił się wyłączyć. Odciąć na parę sekund, żeby napływ tych bodźców nie był tak mocny. Nie tym razem. Laurent będzie potrzebował wiele czasu na to, żeby dojść do siebie, żeby niektóre rzeczy przyswoić i żeby nie bać się tych cieni, które były takie niebezpieczne. To, że raz zaatakował w snach dwie ofiary nie oznaczało, że pojawiał się tylko w snach. Mógł zechcieć przyjść dokończyć dzieła fizycznie. Zresztą nie było to tylko jedno zmartwienie, która akurat wbiło się do jego głowy, chociaż z całą pewnością miało kwestię nadrzędną. Obdrapywało powieki od spodu i wnikało aż do kości. Ten budynek miał to zatrzymywać. Ten budynek, osoby w nim, ale przede wszystkim - osoba siedząca naprzeciwko niego. Przynajmniej w tym momencie. Dopóki tutaj był, albo dopóki był z kimś, kto był w stanie go ochronić, powinien czuć się zupełnie swobodnie, bezpiecznie, jego ciało nie powinno wariować. Niestety to tak nie działało. Umysł nie był zero jedynkowy, nie pobierał bodźca "jestem bezpieczny", kiedy nagle był atakowany bodźcem, że "wszędzie może być niebezpiecznie". Zarówno na jawie jak i w snach.

Pokiwał parę razy głową dając znać, że dziękuje, że docenia, oprócz już słownych podziękowań. Oddychał razem z nią i naprawdę - bardzo mu to pomogło. Tylko był zmęczony. Cholernie zmęczony i zrezygnowany. Już nic nie wydawało się sensowne, żadna ucieczka, żadna próba poradzenia sobie z tym. A jednak Victoria sobie poradziła. Tylko że między nią a nim były całe mile różnicy, których nie dało się zapełnić małymi kroczkami. Mieli inne charaktery - tego zmienić się nie dało. Trudno, musiał w takim razie poświęcić temu po prostu więcej czasu. Sobie i temu, żeby się uspokoić, może czas najwyższy pomyśleć tylko i wyłącznie o sobie samym. Zadbać o siebie przede wszystkim jak należy, bo zdrowie, szczególnie to psychiczne, choć w tych czasach zupełnie inaczej traktowane, było przecież niezwykle ważne.

- Nie, nie... dziękuję... już jest w porządku. - Był tak zmęczony, że miał wrażenie, jakby wszystkie emocje z niego wyszły, opuściły i zrobiły sobie krótkie wakacje. Jak te demony, co odeszły na urlop, ale niedługo wrócą - zadowolone, wypoczęte. Więc i z większą siłą do tego, żeby na nowo targać włosy i uczepiać się skóry. - Dokończę. Czego jeszcze potrzeba? - Nie chciał tutaj wracać kolejny raz. I nie chodziło o to, że do Victorii - bo ją mógł odwiedzać chociażby na kawę. Z tym, że ona raczej rzadko przebywała wśród papierów. Nie chciał zbierać się do tego kolejny raz z myślą, że musi wracać do tego tematu. Właściwie nawet sobie nie ufał, żeby się zebrał. Victoria musiałaby go pogonić, albo Florence, pewnie w tym wypadku akurat ta pierwsza, bo zabrakłoby mu siły samemu. To prawda, pomagało to, że masz się do kogo zwrócić. Tylko że Laurent nie chciał być ciężarem. Nie chciał być tą osobą, która jest wiecznie nieszczęśliwa i ma wieczne problemy znikąd, zamiast się zebrać w sobie i jakoś stawić wyzwania codzienności. Niestety takie właśnie miał o sobie mniemanie, a to nie ułatwiało kontaktu ani tego, żeby potrafił sprawnie sobie radzić nie tylko z tym. Właściwie to dotyczyło wszystkich aspektów jego życia.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#22
02.09.2023, 12:29  ✶  

Przyglądała mu się bardzo uważnie. Widziała, że nie jest z nim najlepiej, że panika zrobiła swoje, a na pewno nie był jeszcze w pełni sił fizycznych – cokolwiek mu się przydarzyło. Mogła tylko zgadywać, a i tak znała efekt końcowy: na pewno potrzebował pomocy medyka, bo inaczej by… Nie chciała do siebie dopuścić myśli, że mogłoby go zabraknąć. Pojawił się w jej życiu zupełnie nagle, wpłynął w nie i… tak już został. Może i nie był odważny, może nie był asem pojedynków, ale po prostu miał inne zalety. Swój umysł, charyzmę, wrażliwość. To, że miał tak dobrą rękę do zwierząt, ale też i roślin. Absolutnie nie ceniła go dlatego, że kiedyś coś ich łączyło – bo gdyby tak było, to wraz z zakończeniem tego, zakończyłaby się też ta znajomość. A może nawet kwitła teraz bardziej?

Victoria pozwoliła mu tak nieelegancko siedzieć na krześle, a sama wstała i przeszła za biurko, na swoje pierwotne miejsce. Siadła tam i otworzyła kolejną szafeczkę biurka, by tym razem wyciągnąć odpakowaną już bombonierkę. Czekoladki były w kształcie fantazyjnych zwierzątek. Położyła ją na biurku i przesunęła w stronę krańca, bliżej Laurenta.

– Masz, zjedz sobie. Potrzebujesz energii. Nie są takie słodkie – mówiła mu już, że jest obdarowywana słodyczami różnej maści… A część naprawdę znosiła sobie do pracy, by od czasu do czasu sobie coś tam… uszczknąć. Nie, prezenty Sauriela z pewnością się nie marnowały. – Przecież widzę, że nie jest. Laurent, wiem, że teraz strach i panika biorą nad tobą górę. Ale pamiętaj, że to całkowicie normalne i nie jest to nic złego – wręcz była to całkowicie zdrowa reakcja, tak by powiedziała z perspektywy czasu. – Po prostu daj sobie czas. Obiecuję, że będzie lepiej – mogła mówić tylko ze swojej perspektywy… Oczywiście, była inną osobą, miała inny charakter. Ale bała się jak każdy inny człowiek. Ją też dopadały wątpliwości, tez panikowała. Cholera. Laurent nawet był tego świadkiem. I co wtedy robił? Głaskał ją, mówił do niej i oferował swoją pomoc. Ona robiła też dokładnie to samo. Nie był dla niej ciężarem. I wcale nie było tak, że był wiecznie nieszczęśliwy i tylko miał problemy… Przecież widziała go w chwilach, kiedy się cieszył. A teraz problemu na pewno sobie nie wymyślił. Kiedy musisz iść do magimedyka, bo jesteś ciężko ranny – to nie jest problem znikąd.

– Poczekaj chwilkę. Muszę uzupełnić zawiadomienie o to, co mówiłeś zanim… – machnęła ręką; rzecz jasna chodziło jej o to, jak przestała notować i zrobiła wielkiego kleksa, usuniętego już magią. Wróciła więc do pisania, od momentu, kiedy przestała to robić, by zanotować relację Laurenta, a ostatecznie westchnęła. – Byłeś z tym w szpitalu czy gdzieś zupełnie prywatnie? Masz wypis i raport o obrażeniach? Może być przydatny – była też ciekawa, ale tak prywatnie, czy typ zawsze robił swoim ofiarom to samo, czy jednak używał innych sztuczek.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#23
02.09.2023, 13:04  ✶  

Jeśli przy kimś miał być słaby to przy kim, jak nie przy Victorii? Tej, która była w stanie dać mu w zasadzie dokładnie to samo, co on oferował jej. Ona o to nie prosiła. On o to nie prosił. Nie musieli się prosić. Tak jak on znalazł się nagle w jej życiu, tak w zasadzie i ona. Kiedyś tak na nią nie spoglądał, nie dokładnie tak, jak spojrzał tamtej nocy, kiedy jej atrakcyjność rozbłysnęła w jego oczach i zobaczył prawdziwe piękno Królowej Nocnych Kwiatów. Miała w sobie tyle cennych skarbów, które mogła oferować temu światu, że tak jak mówił - jaka szkoda, że nie należała do tych, którzy gotowi są otworzyć swe ramiona przed ludem. Ale jak też sama powiedziała - dzięki temu mogła poświęcić swoją uwagę tylko jemu. I bardzo lubił to odczucie. Poczucie, że jesteś dla kogoś cenny, unikalny, bo nie da się ciebie zastąpić. Możesz mieć nawet bliższego przyjaciela, możesz mieć miłość swojego życia, ale nie zastąpisz tym tej jednej, konkretnej osoby. Zabraknie jej - pozostanie pusta, której nie wypełnisz. Możesz tylko ją czymś nakryć. Zawsze jednak będziesz pamiętać, że tutaj było coś innego. Ktoś inny. Dla Laurenta Victoria była bardzo unikalna.

Sięgnął po jedną z tych czekoladek, delikatnie się uśmiechając, kiedy widział jak ślicznie były zrobione. Tak, prezent z pomysłem. Nie po prostu tabliczka czekolady. Nawet nie wiedział, że takie pralinki są wykonywane gdzieś w ich okolicach, ale to też nie było nic dziwnego - sam się za nimi nie rozglądał. Tak jak uprzedziła go Victoria, że te nie były tak słodkie, bo przecież dobrze wiedziała. Drżała mu dłoń, kiedy wziął czekoladę do ust, a czekolada przyjemnie rozpłynęła się na jego języku. Może będzie musiał naprawdę nosić przy sobie taką? Chyba naprawdę robiło mu się trochę lepiej po niej. Efekt placebo? Możliwe. Albo to efekt tego, że ktoś ci oferuje taką czekoladkę - i samo to było tak miłe. Czy to chodziło o tę energię, o której mówiła Victoria? Na szczęście jadł - bo Florence miała go na oku i zmuszała do tego, żeby jadł. Inaczej niczego by nie przełknął.

Znowu pokiwał głową. Mogło się wydawać, że to mętna, koślawa reakcja, ale naprawdę jej wierzył. Bo chciał w to wierzyć - że będzie lepiej. Victoria zaś miała pełne pełnomocnictwo go w tym przekonaniu umacniać.

- Nie, nie byłem w Mungu. Mam prywatnego medyka... czasami nie chcę alarmować Florence, że coś się dzieje. Tego, proszę, nie zapisuj. - Uśmiechnął się słabo, ulotnie. Podał imię i nazwisko mężczyzny. - Może sporządzić raport, ja takiego nie posiadam. - Odnośnie obrażeń. Wzdrygnął się i objął ramionami, masując je lekko. Poprawił się też w końcu na krześle. - Byłem... duszony... potem próbował zabić mnie nożem... a na końcu zepchnąć z klifu, magią. Do morza. W sztorm. Jakby... jakby wiedział. - Jakby wiedział doskonale, jak blisko Laurent jest z morzem, jakby wiedział, że nawet selkie nie pokona jednak sztormu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#24
02.09.2023, 13:44  ✶  

Czekolada była bardzo zdrowa, oczywiście nie ta przesadnie wręcz słodka. Ale oprócz tego, że potrafiła dodać energii, to miała taką właściwość, że poprawiała humor. I można się było od tego uzależnić, była jak narkotyk… Na szczęście związek który za to odpowiadał, występował w nie aż takiej ilości w czekoladzie, była więc całkowicie bezpieczna. A na te smutki, strachy i paniki – była jak znalazł.

– Powinieneś sobie kupić trochę czekolady. Przynajmniej do czasu aż nie wydobrzejesz. Nie jestem co prawda lekarzem, ale jestem pewna, że by ci pomogła – zachęciła go delikatnie, kiedy zobaczyła, że dał się skusić. – Poza tym samym wyglądem potrafią poprawić humor, są urocze. Kiedyś dostałam bombonierkę w koty. Wiesz, kocie łapki, kocie główki, kocie ciałka, a do tego się ruszały – zaczęła mu wymieniać, chcąc go jednak zachęcić do tego kroku, bo czuła, ze teraz potrzebował takich małych rzeczy, żeby pomału wypłynąć z tego bagna. Bo to nie była morska toń, tylko mokradła. To, jak drżała mu dłoń, nie uszło jej uwadze.

Uśmiechnęła się pod nosem na „tego nie zapisuj”. No nie, nie zamierzała notować, że łazi po prywatnych medykach, żeby Florence, jego kuzynka, za dużo nie wiedział. Zapisała za to nazwisko osoby, która go tamtej nocy leczyła.

– Na pewno nie zaszkodzi – taki raport, rzecz jasna. Ona o taki poprosiła w szpitalu, na wszelki wypadek. A potem zamarła znowu, słuchając opisu tego, co tamten mężczyzna mu robił we śnie. Duszenie – tego się akurat domyśliła. Zapisała to szybko i bardzo po krótce, nie rozwodząc się nadmiernie nad tym obrażeniami, a kiedy skończyła, znowu na niego spojrzała. – Widzę, że ma jeden schemat, myślałam, że jest bardziej kreatywny – westchnęła. Duszenie, nóż, a potem… użycie magii. – Nie sądzę, żeby wiedział. Myślę, że to twój mózg robił projekcje snów, miejsca tobie znane, albo wyobrażone. W jakiś sposób ci bliskie, jak klif i morze. Tam czujesz się bezpieczny i tam chciałeś uciec. On po prostu… Korzystał z tego, co miał pod ręką. Tak uważam. Nie wydaje mi się, by on te sny tworzył Raczej… Wydaje mi się, że po prostu się do nich w jakiś sposób wkrada. Jest intruzem – zapatrzyła się na Laurenta, pozwalając, by te słowa osiadły. Uśmiechnęła się do niego ciepło. – Cieszę się, że nic ci nie jest, naprawdę – powiedziała cicho. I podsunęła mu dokument, który wypisywała. – Zerknij, czy się wszystko zgadza i podpisz tutaj i tutaj – wskazała mu palcem dwa miejsca. – Z dzisiejszą datą rzecz jasna. Jest szósty czerwca – dodała usłużnie.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#25
02.09.2023, 15:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.09.2023, 15:19 przez Laurent Prewett.)  

Znów pokiwał lekko głową, jak takie małe dziecko, któremu tłumaczy się oczywistości. Nie myślał teraz ani trochę o tym, jak wypada i że powinien się trochę zebrać w sobie, że swoją męską dumę to mógłby zbierać w zasadzie z podłogi, a i tak będzie dobrze, jeśli leżała pod jego nogami, a nie wylądowała piętro pod nimi. Mogłaby się też przebić do Departamentu Tajemnic. Tak, to chyba dobry pomysł, a ton, jakim mówiła Victoria sprawiał, że właściwie uspakajał się całkowicie. Wkraczasz w trans, w którym nic nie jest aż takie straszne, żeby nie dało się tego wyperswadować i nic nie było tak obce, żeby nie mogło zostać dotknięte. Nie ma tu demonów - bezpieczne cztery ściany, w których można przykucnąć i pozwolić, żeby te czułe i troskliwe dłonie cię obejmowały, a głos głaskał myśli. Nawet nie musiała go przy tym dotykać. Samo spojrzenie i słowa jej do tego wystarczyły. Robiła to bezbłędnie.

- Naprawdę? - Podniósł na nią spojrzenie i nawiązał kontakt wzrokowy, bo przez jakiś czas patrzył po prostu w dół, gdzieś na kraniec biurka, gdzie kant przechodził w jego zabudowę. To było pytanie odnoszące się do tego, że chociaż lekarzem nie była to uważała, że czekolada pomaga. - Są bardzo urocze. Bardzo miły prezent. - Taką bombonierkę chyba raz na rok mógłby sam przygarnąć, ale nie było to coś, co by powiedział na przykład swojej siostrze. Gotowa wtedy była mu wysyłać bombonierki codziennie. I kto by to zjadł? Bo na pewno nie on. - Mhm, mam wrażenie, że pomaga. Rzeczywiście kupię. Będę nosił przy sobie. - Tak na zapas, tak w razie gdyby cokolwiek się działo. Już drugi raz w zasadzie tak pomogło, więc może..?

- Masz rację. Byłem w znajomych miejscach. Bardzo znajomych. - Chociaż akurat wolał się tym za bardzo nie dzielić. Chyba nie było to zresztą potrzebne do śledztwa. - W pierwszej chwili wszystko było normalne, dopiero pojawiał się on i sen się zmieniał. Pokazywał się w nim. Chociaż... w pierwszym zaatakował mnie z zaskoczenia. W drugim wyglądało, jakby... potrzebował chwili, żeby się odnaleźć, albo chciał zostać odnaleziony. Przeze mnie. - Wzrokiem. Żeby Laurent go zobaczył i żeby mógł zacząć uciekać. Miał w sobie takie paskudne wrażenie, że gdyby teraz znowu mu się coś takiego przyśniło to nawet na ucieczkę nie miałby sił. Odebrał od niej kartkę, ale położył ją sobie na biurku. Za bardzo mu drżała dłoń na czytanie. Zmarszczył trochę brwi i odkopał okulary z kieszenie, żeby włożyć je na nos i spróbować skupić się na tekście. Było to... ciężkie. Zadziwiająco ciężkie. Musiał czytać niektóre zdania po parę razy, żeby się na nich skupić, bo myśl się jakoś ucinała, bo niby czytał, ale potem w głowie było pusto. A niektóre rzeczy celowo chciał przeskakiwać. Wiedział, co tam jest. Co tam będzie. I niekoniecznie chciał samemu sobie to powtarzać. W końcu ujął pióro, zanurzył w kałamarzu i... zastygł na moment, zmuszając swoją dłoń do większej współpracy. Wymagąło od niego pełnego skupienia, żeby postawić elegancki podpis. Dopisał również datę. Laurent miał piękne pismo i podpis godny artysty. Choć sam nie malował i zdecydowanie nie miał genialnej dłoni do ręcznych robótek. Ale pisał dużo. Nawet jeśli nie były to teksty poetyckie.

- Dziękuję, Victorio. Życzę ci miłego dnia. - Wstał z krzesła, zdjął okularki i opuścił gabinet, pozostawiając kobietę samą. Wdzięczny nie tylko za to, że pomogła mu przebrnąć przez tę wątpliwie miłą chwilę i przyjęła zeznania, ale głównie za to, że była dla niego niesamowitym wsparciem. I choć wiedział trochę więcej, niż chciałby to jakoś... łatwiej było stawić czoła tej rzeczywistości. Chociaż trochę.


Koniec sesji


○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Laurent Prewett (8560), Victoria Lestrange (6691)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa