• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[15.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip

[15.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#21
28.03.2024, 16:15  ✶  

Wszystkie trudności, jakich doświadczał w relacjach międzyludzkich, tych wszystkich kłótniach, jakie również łączyły go z Laurentem, w końcu musiało doprowadzić do stanu zmęczenia i poczucia, że w pewnym sensie znajduje się już pod ścianą. Wszystko, co miało zostać wyjawione, już zostało powiedziane. Przynajmniej z jego strony. Chciał aby morze pochłonęło co złe, zabierając to wszystko, co go dręczyło od dłuższego czasu. Powierzył mu to życzenie, żeby ten rejs okazał się lepszy od poprzedniego. Jednocześnie wiedział, że to samo nie przyjdzie. Starał się odwołać do wszystkich doświadczeń, do tych popełnionych błędów po to aby teraz nie popełnić kolejnych. Nawet, jeśli naprawienie wszystkiego mogło nie być już możliwe. Prędzej czy później przyjdzie im odbyć kolejną poważną rozmowę.

Tym się różnił od Laurenta, preferując bardziej bezpośrednie podejście. Nie było w nim miejsca na wszelkie domysły, nie było pola dla własną interpretację. Nie jest typem myśliciela. A jednak w ostatnim czasie nie brakowało mu sposobności do przemyśleń tak wielu kwestii. Może to oraz podejmowane przez niego próby słuchania niektórych osób czyniły z niego lepszego rozmówcę. Tworzone przez niego arcydzieło będące w rzeczywistości niczym więcej jak bohomazem nie powinno ujrzeć światła dziennego. Tak jak większość jego amatorskich fotografii, które pokazywał tylko nielicznym. Liczył na to, że ich gospodarz nie przypałęta spojrzeć mu przez ramię na otworzony przez niego obraz. Pełnia uwagi ze strony Laurenta bardzo go satysfakcjonowała z tych samych powodów, co zawsze i z tych zupełnie nowych. Nie było to żadną tajemnicą, że lubił znajdować się w centrum uwagi, a uwaga tego blondyna miała największe znaczenie w tym momencie.

— Myślę, że mógłbyś być, kim chcesz. — Tym razem odpowiedział całkowicie poważnie, nawet jak nieschodzący mu z ust promienny uśmiech nie wygładził dołeczków w jego policzkach. Niektórzy ludzie potrafili osiągnąć sukces w każdej dziedzinie, w której spróbują swoich sił. Tacy jak oni. Zachęcał Laurenta do tego, aby spróbował zrobić to, czego chciał. W tym przypadku śpiewania. Jednocześnie on doskonale wiedział, z czym wiązała się popularność - jako gwiazda sportu dobrze poznał jej wszystkie blaski i cienie.

— Osiągnąłbyś w tym sukces. Tego to sam bym spróbował. — Powiedział z przekonaniem odnośnie propozycji stania się malarzem. Nie zamierzał do tego namawiać Laurenta, z którym dzielił się w tym momencie swoimi przemyśleniami. Nawiązując do malowania na skórze wymruczał te słowa, wywołane kształtującą się w głowie wizją i nieprzeznaczone dla postronnych. Spełniłby ją z dala od wszystkich ludzi, w czterech ścianach zajmowanej przez siebie kabiny. Przez jego usta przemknął nie mniej figlarny uśmiech, w którym wprawny obserwator mógł odnaleźć subtelną dozę dwuznaczności. Taki właśnie mu towarzyszył. Nie oznaczało to, że musi koniecznie wprowadzić ją w życie. To nie zależało tylko od niego.

— To całe malowanie nie jest takie złe. — Nie odkrył w sobie nagłego talentu plastycznego. W jakimś stopniu to mu się spodobało. W tym miało swój udział kilka istotnych czynników, odpowiedni czas i miejsce oraz towarzystwo. Bez tego nie zdecydowałby się na to. Zwrócił uwagę na swój kufel kremowego piwa. Odszedł na moment od swojego płótna aby chwycić brudnymi od farbami palcami i upił pierwszy łyk tego trunku, pozostawiając nad górną wargą wąsy z piany. Wraz z pierwszym łykiem poczuł znajome uczucie ciepła, rozchodzące się po całym ciele.

— W takim razie spróbuję. I tak już się ubrudziłem. — Powiedział po tym jak odstawił kufel z kremowym piwem na stolik i powrócił do swojego stanowiska. Zanurzył w farbach swoje palce, zaczynając nanosić kolejne ich warstwy na stojące przed nim płótno.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#22
31.03.2024, 00:12  ✶  

Zabawa z malowaniem przeciągała się, szczególnie, że Laurent sam zapytał, czy może dołączyć do tworzenia dzieła i jeśli tylko pozwolił to umoczył palec w farbie i przeciągnął nim po płótnie. Wspaniała zabawa. Jeśli tylko nie wątpiłeś w siebie, jeśli nie myślałeś o tym, że może powstać jakaś niedoskonałość to uczyłeś bawić się chwilą obecną. Bo to, że ON mógłby być w czymś kiepski, że mógłby stworzyć coś, co zostałoby skrytykowane... nie przetrawiłby tego. Nie doniósł do końca na swoich barkach. Magia tkwiła jednak w samym procesie. Tam, gdzie ani skrzat, ani różdżka nie zrobią czegoś za ciebie, nie poprawią, nie sprawią, że będzie... ładniejsze. Co najwyżej możesz udoskonalić to, co już i tak płynie przez twoje palce - jak rodzina Avery i ich bajecznie pływające, żywe obrazy, a nawet i drugie wymiary, w których można doznać nowych fantazji. Dobra zabawa, jeśli pokochasz niedoskonałość. Jeszcze lepsza, jeśli nie wątpisz w siebie samego. Philip miał w końcu dar, żeby zawsze nosić głowę wysoko.

Ciężko było powiedzieć, ile czasu przepłynęło, ile mil już przebyli, ile fal rozbiło się na kadłubie statku. Płynęli i dla Laurenta w pewnym momencie tylko to miało znaczenie, kiedy przysiadł sam na kilka chwil. Wyłączył się. Nie było świata, nie było Philipa, nie było Kaydena, Victorii, Florence, Edwarda. Nicość. Morze miało coś takiego w sobie - zaklętą pustkę, która potrafiła uszczęśliwić romantyzmem kochanków, ale i strwożyć najznamienitszych żeglarzy. Tej pustki i tej trwogi doświadczył sam. Dreszcze, jakie powstały na jego skórze, nie miały z tą trwogą wiele wspólnego, a przynajmniej tak o tym pomyślał. To chłód wiatru, bo tutaj powietrze było niezwykle ostre mimo tego, że jeszcze nie zbliżyli się do mroźnej północy. W końcu ją zobaczą - śnieg i wieczną zmarzlinę. Ten świat dało się przemierzyć dookoła globu, a na pewno było warto. Każdy jego zakamarek oferował coś zupełnie nowego.

Towarzystwo Philipa oderwało go od tego poczucia opustoszenia, niezdrowego i kłębiącego się głęboko w jego sercu. Cieszył się, że tutaj był. Naprawdę. Cieszył się, że było tak... normalnie. Że nie było żadnego nacisku, że nie było... a będzie? Nie, na pewno nie. A nawet jeśli, to przecież najwyższy czas nauczyć się mówić "nie", prawda? Porwał Philipa na zdjęcia, zakręcili się wokół fortepianu i kogoś, kto na nim potrafił grać, pobłądzili po całym statku, żeby w końcu go obejść i tak wszystko zaczęło brnąć do punktu, gdzie ostatnie promienie słońca chowały się za linią świata. Ciemność. Ta noc nie była ciemnością zupełną, oj nie! Jasne gwiazdy, wyraźny księżyc, pogoda im sprzyjała. Cały statek był rozjaśniony, a w środku statku już brzmiały śmiechy, muzyka i lały się drinki. Dobrze się patrzyło na to, kiedy Philip był w swoim żywiole. I gdyby wiedział, że w sumie Nott wcale nie był do tego taki chętny to by go nie namawiał.

W sali stał fortepian, obok którego zresztą stał teraz Laurent, nieco pochylony nad kobietą, która właśnie szukała odpowiednich dźwięków do zagrania piosenki, na jaką miała ochotę. Z boku bar, hookery, po bokach sali stoliki, bo środek był parkietem, na którym można było tańczyć - teraz nikt na nim nie tańczył, błąkali się po nim ludzie i rozmawiali ze sobą, w większej części zresztą został wspomnianymi stolikami zastawiony, które znikały stąd, kiedy miejsce było potrzebne. William podszedł do nich po pewnym czasie i tak zaczęli we trójkę trochę żartować, trochę rozprawiać nad tym, na ile niewiasta poradzi sobie z byciem jednooosobową orkiestrą i zabrzmi im tutaj wszystkim popularny ostatnio jazz.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#23
31.03.2024, 01:54  ✶  

Nie miał powodu aby odmawiać Laurentowi współudziału tego dzieła. Stanowiło to kolejną rzecz, którą w tym momencie mogli zrobić wspólnie. Jemu chodziło wyłącznie o dobrą zabawę. Nie będzie żałować podjętej próby przez to, czego mógł doświadczyć w ten właśnie sposób. Pozostanie mu po tym bardzo miłe wspomnienie. Tylko takie chciał wynieść z tego rejsu, pozostawiając na dnie morskiej toni wszystkie inne.

Po skończonym malowaniu postanowił poświęcił parę chwil dyskretne usunięcie za pomocą magii wszystkich plam z farb. Mógł udać się do swojej kabiny po to aby się przebrać, jednak to nie była jeszcze nie była pora na to aby spędzać w swojej kabinie więcej czasu, niż to konieczne. Po szczerej rozmowie z Laurentem, która potoczyła tak niespodziewanym torem, chciał się cieszyć jego towarzystwem i miło spędzonym czasem. W świetle ich poprzedzającej ten rejs rozmowy stanowiło to powrót do podstaw. Było to stawianie tych małych kroków.

Dał się porwać na robienie zdjęć. Malowanie przypadło mu do gustu, jednak to fotografia stanowiła jego główną pasję. Całkiem przyjemnie było posłuchać melodii wygrywanej na fortepianie. To skłoniło go do sprawdzenia po powrocie, czy nie mają odbyć się jakieś warte uwagi koncerty, na które mógłby pójść. Włóczenie się po tym statku dopełniało ten dzień i chociaż zapadła już noc, ten statek tętnił życiem. Rozbrzmiewały śmiechy, głośna muzyka oraz pasażerowie ochoczo sięgali po alkohol.

Jednocześnie było inaczej - sam starał się zachowywać wstrzemięźliwość i unikać alkoholu. Stanowiło to wyraźne odstępstwo od normy - podobnie jak to, że nie planował szukać sobie towarzystwa na tę noc. W tym momencie stanowiło to mocne postanowienie, w którym może uda mu się wytrwać. Na razie okoliczności ku temu sprzyjały. Może to była kolejna z rzeczy, których potrzebował w swoim życiu. Oceni to za parę godzin albo o świcie, kiedy ta zabawa dobiegnie końca. Nie chciał chwalić dnia zawczasu. Będzie mógł to zrobić, jeśli on dobrze się zakończy.

— Odnoszę wrażenie, że pani solistce przydałby się zdolny śpiewak. — Wypowiadając te słowa przeniósł wzrok na pochylonego nad kobietą Laurenta, uśmiechając się kącikami ust oraz samym spojrzeniem. Z jego strony stanowiło to subtelną zachętę, jednocześnie będąc bardzo dalekim od jakiegokolwiek nacisku. W ten sposób starał się zachęcić Laurenta do publicznego występu przed wszystkimi pasażerami. Jeśli nie będzie tym zainteresowany to będzie to jedynie rzucona żartobliwie uwaga, wynikająca z jego przemyśleń w trakcie ich rozmowy.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#24
01.04.2024, 23:31  ✶  

Nie mógłby się całkiem odciąć od towarzystwa, chociaż teraz zamiast czerpać tylko przyjemność z brylowania w nim to czuł się zmęczony. Dlatego w końcu się wycofał do tego kącika i przyglądał się, jak kobieta wciskała pojedyncze klawisze. Nikogo to nie interesowało - brzdąkała tak od jakiegoś czasu, nie byli to na tyle ładne, żeby słuchać, ale też nie bolało w uszy żeby je zatykać i kazać przestać. Więc coś tam próbowała zagrać. I tylko on i William wiedzieli, że kobieta starała się cicho i bez większej atrakcji zagrać jeden z piękniejszych, zdaniem Laurenta, utworów czasów doczesnych. Wcale się nie dziwił, że Amy, bo tak na niewiastę wołali, nie znała go - sporej ilości osobom był nieznajomy, z którymi akurat Laurent rozmawiał na temat muzyki.

Jak to bywa w takim małym gronie - kiedy podchodzi do ciebie ktoś to rozmowa nagle ucicha, śmiechy nie wybrzmiewają i tylko zdziwione albo zaciekawione spojrzenia są na tę osobę kierowane. W tym wypadku miało to o wiele bardziej elegancki wydźwięk, ale każdy nieco popił - Laurent też pozwolił sobie na parę łyków, bo w przeciwieństwie do Philipa nie unikał picia. Wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się słodko, z nieco rumianymi policzkami.

- Amy, zaśpiewasz nam? - Podpytał rozweselony William, przysuwając do swoich warg lampkę z kolorowym drinkiem.

Laurent uśmiechnął się szerzej, ale spojrzał na Williama z lekkim wyrzutem. Z o wiele większym wyrzutem Amy spojrzała na niego Amy, a potem na samego Philipa. Nic jednak nie powiedziała. Nie musiała. Jej spojrzenie pewnie by go zamroziło, gdyby nie uśmiech półgębkiem sugerujący, że może nawet trochę ją to rozbawiło. Nie pozostawiało zaś złudzeń, że wesołe towarzystwo pomyślało o czymś innym niż stricte ŚPIEWANIU.

- Wyszło ci to bardzo dobrze. - Zachichotał Laurent.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#25
02.04.2024, 23:01  ✶  

Philip doskonale wiedział jak działa socjeta - przez lata opanował umiejętność brylowania w towarzystwie. Wiedział co i do kogo powiedzieć, do kogo się uśmiechnąć i komu podać kieliszek szampana. Przez długi czas sprawiało mu to przyjemność. Teraz starał się trzymać fason, pokazywać światu czarodziejów dobrze znane oblicze lwa salonowego. Nie przed każdym mógł się otworzyć. Nie należało opuszczać swojej tarczy przed nieodpowiednimi ludźmi. Nie brakowało osób chcących to wykorzystać do swoich celów i dlatego tak naprawdę ufał tym nielicznym. Tych mógłby wskazać na palcach jednej ręki.

Pozostawał również przekonany, że na każdym tego typu wydarzeniu nie trzeba było siedzieć do oporu. Tego typu przyjęcia zawsze toczyły się własnym torem, zwłaszcza kiedy nie brakowało alkoholu i grała muzyka a towarzystwo stawało się coraz bardziej swawolne.  Jedni plotkowali w najlepsze, drudzy tańczyli a niektórzy starali się wymknąć po to aby znaleźć sobie ustronny kąt. Nic nowego. Nic szokującego. Sam robił to wszystko niezliczoną ilość razy.

Zupełnie nie przeszkadzało mu, że ta kobieta coś tam sobie brzdąkała. Tego właśnie nie lubił w rozmowach w małym gronie. Nawet jeśli się tym nie przejmował to tworzyło wrażenie, jakby w czymś przeszkodził. W tym przypadku w rozmowach, mających miejsce pod jego chwilową nieobecność. Nie zamierzał jednak nic z tym zrobić. Nie mogło to popsuć mu nastroju. Nie przywykł do uczestniczenia we wszystkich tego typu imprezach na trzeźwo i przez to rozważał zamówienie sobie jednego piwa. Bo z czasem stanie się to jeszcze bardziej widoczne dla niego i innych. Zwłaszcza, że nawet Laurent nie odmawiał odrobiny alkoholu. Nie zamierzał go w tej sprawie strofować. Laurent jest dorosły. W razie czego odpowiednio się nim zajmie. Na domiar tego uśmiechał się zdecydowanie za słodko, zarumienionymi policzkami.

— Nie wątpię, że pani dysponuje naprawdę anielskim głosem i odpowiednią dozą odwagi. Mógłbym zaproponować duet, jednak ja nie posiadam talentu wokalnego. — Odpowiedział w tym samym tonie, spoglądając wesoło to na kobietę o imieniu Amy, to na Williama oraz Laurenta... będącego prawdziwym słowikiem. Ta subtelna zachęta wciąż była dla niego, jednak nie było tutaj żadnego przymusu. Nie miał przecież nic niestosownego na myśli, co nie zdarzało się często w jego przypadku.

— Nie było trudne. — Wymruczał w odpowiedzi, nie przestając się uśmiechać.  — Wszyscy wydają się dobrze bawić. Też nie mogę narzekać. — Dodał rozglądając się po sali. Tak wyglądała ta normalność, którą stracił z oczu przez lawinę tych wydarzeń, którą zapoczątkowało to przeklęte Beltane. Jeszcze za wcześnie było uznać to za zwiastun utraconej równowagi.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#26
05.04.2024, 00:49  ✶  

Zaufanie w kręgach, w których człowiek się obracał niekoniecznie wierząc w to, że jutro przyniesie jakikolwiek ciąg dalszy znajomości, było niezwykle cennym towarem, jakim należało operować z ostrożnością. Szczególnie, kiedy było się osobą rozpoznawaną, gdy nie byłeś bylekim ginącym w tłumie, o którym nie napiszą żadnego złego artykułu następnego dnia od takiego spotkania. O to się akurat Laurent nie martwił - że Philip mógłby przeholować z tym luksusem, jakim zaufanie było, że mógłby powiedzieć o swoim prywatnym życiu parę słów za dużo. Tyle razy widział go świetnie bawiącego się w tłumie, a jego sekrety nadal pozostawały sekretami. Nadal potrafił chronić tożsamość swojej siostry, nadal starał się rozgrywać swoje życie prywatne na boku - nawet jeśli miał opinię kobieciarza. Cud, że Prorok Codzienny jeszcze nie pisał o tym, że coś ostatnimi czasu Nott przestał się pokazywać w towarzystwie dam... a może nie? Może nie przestał i nadal bawił się w najlepsze? Czyli tak jak sądził - nic się nie zmieniło i wszystko było na "normalnym" pułapie. Tylko gdzie była norma, kiedy próbowało się budować coś z całą pewnością nienormalnego?

- Dziękuję, Panie Nott, ale zostanę przy graniu. - Słychać było w jej głosie, że jest to odmowa zdecydowana co do tego, że ona sama śpiewać nie zamierza. - Proszę mnie zaprosić na latanie na miotle, wtedy chętnie rozważę propozycję. - Sięgnęła po swojego drinka i uniosła go, wyciągając jeden kącik ust w górę. Ciemnowłosa blondyna, o włosach w loki sięgających do brody, delikatnym makijażu podkreślającym jej wyrazistą urodę i drobną twarz, piwne oczy. Była urodziwa i na pewno niejeden mężczyzna przyszedł do niej z równie zbereźną propozycją... bo tak, to ze śpiewaniem do duety zostało tutaj tak zinterpretowane. Przy czym niewiasta nie uniosła się dumą i urazą. Jedni by powiedzieli, że siebie nie szanuje, inni, że pewnie już pijana, a jeszcze inni - że ma dystans. Nie było to eleganckie w żadnym stopniu, ale przy takich mniejszych spotkaniach, nawet gdy o zaufaniu nie było mowy, to była mowa o pewnej dozie prywatności, która na to pozwalała. Na rozluźnienie nawyków i grzeczności.

- Nie potrzeba talentu, by malować, nie potrzeba go też, żeby śpiewać. - William oparł dłoń na ramieniu Amy, ale zaraz jego palce się z jej ciała ześlizgnęły. I nie, ten ruch nie miał w sobie nadmiernej poufałości, był koleżeński i znów - na trzeźwo i w towarzystwie większym niż to być może się by na niego nie zdecydował, ale teraz wszystko rozpływało się na miększych poduszkach dobrej zabawy przy odrobinie procentów.

- Nie znaczy to, że trzeba od razu sprawdzać się w takim towarzystwie. - Żeby reszta nie pomyślała, że mówi tylko o ich trójce, Laurent gestem dłoni wskazał pozostałe osoby, które chodziły po sali, siedziały przy stolikach, czy raczyły się alkoholem przy barze. - Ja się pokuszę o próbę. Amy mi zagra. - To już powiedział wprost do Philipa, bo mimo żartu, jaki został tutaj wzięty na tapetę przez niejednoznaczność słów Philipa, to domyślił się, co blondyn chciał mu przekazać. Co chciał zasugerować.

- Tyle alkoholu się tu przelewa... zdrowie, drodzy panowie. - Amy uniosła znów szklankę, żeby stuknąć się ze wszystkimi. - Już się zaczynam topić w kolejnej szklance ginu... I co? I mówimy o muzyce! Muzyka nawet przy tonięciu. Teraz widzę, że to pierwsza klasa. - Odstawiła nieco za mocno szklankę na fortepian. - Chyba już załapałam, jeśli chciałbyś śpiewać.

- Teraz się zastanawiam, czy się nie wycofać... - Mruknął trochę niepewnie, bo dokładnie w tej chwili, kiedy właściwie można było... to dopadła go trema. Stres. W końcu: co jak nie wyjdzie..? William pojawił się przy nim i objął go ramieniem, przysuwając do siebie.

- Laurent... jesteś doskonały taki, jaki jesteś. Pokaż to światu. Jak piękny masz głos. - Powiedział ciepło, tak i ciepło się do Laurenta uśmiechając, który dał się oczarować tym ciemnym, brązowym oczom... i trochę śmielej się uśmiechnął, odsuwając delikatnie od Williama. Zerknął na Philipa, nie chcąc prowokować tutaj jakiejś dziwnej kłótni czy niesympatycznej sytuacji. Miał na to za dobry humor. I chyba Nott też. - Odwykłeś od przyjęć? - Te słowa już William skierował do samego Philippa.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#27
06.04.2024, 00:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.04.2024, 00:36 przez Philip Nott.)  

Wiedział, że w świecie czarodziejów jeszcze pobrzmiewały echa tego sławetnego pojedynku, w którym wystąpił przeciwko bratu swojej dawnej kochanki. To, co miało miejsce, nie przeczyło nadanej mu łatce kobieciarza. Prawdą było to, że spragnionym sensacji dziennikarzom należało raz na czas rzucić okruchy z pańskiego stołu albo kość do obgryzienia - odpowiednio ukazywany fragment z jego życia, tak aby nie zaczęli zaglądać znacznie głębiej, wyciągając na światło dzienne to, co chciał ukryć przed światem. Nieprzeznaczoną na widok publiczny prywatność, to co było dla niego naprawdę ważne i warte podejmowania tego typu starań. Nie jest w stanie przewidzieć tego, co go czekało w mniej lub bardziej odległej przyszłości, ale ze wszystkim będzie musiał sobie poradzić.

— Jeśli taka pani wola. — Postanowił uznać zdecydowaną odmowę kobiety, wiedząc, że istnieje spora różnica między stosowaniem subtelnej zachęty a upartym nagabywaniem. To nie o niej myślał, kiedy wypowiadał te wszystkie słowa. — Pozwoli się pani zaprosić na tego rodzaju przygodę? — Postanowił dostosować się do sugestii kobiety. Nie traktował tego w pełni poważnie. Latanie na miotle mogło stanowić jedynie pretekst do spotkania z nim, które niechybnie mogłoby skończyć się seksem zainicjowanym przez niego albo przez nią, oczywiście bez uwzględnienia pewnych okoliczności o niebagatelnym znaczeniu. W mniejszym stopniu podejrzewał, że kobieta chciała sobie polatać na miotle w jego towarzystwie.

Zdecydowanie Amy była piękną kobietą, taką, z którą mógłby opuścić ten pokład i spędzić intensywną noc. Wszystko to było znacznie bardziej złożone - miało to służyć utrzymywaniu pozorów, zasadności łatki kobieciarza, kiedy tak naprawdę poszukiwał czegoś innego i tego typu przygody służyły zaspokojeniu czysto fizycznej potrzeby. To nie z tą kobietą chciał skończyć w łóżku podczas tego rejsu, ale mógłby to zrobić. Tak jak z wieloma innymi przed nią. Kiedy spędza czas z Laurentem to nie szuka sobie innego towarzystwa. Ograniczanie alkoholu sprzyjało zachowaniu trzeźwości umysłu i osądu.

— W istocie, nie potrzeba. Amatorskiego malowidła nikt nie musi oglądać, natomiast... fałszowanie nie jest miłe dla uszu. — Philipowi malowanie przypadło do gustu i może coś z tego będzie. Podobno śpiewać każdy może, jednak śpiewanie nie jest dla każdego. Tak myślał o sobie. Poza tym, gdyby sam zaoferował siebie jako tego śmiałka, który wykona amatorski występ, nie starałby się tak starannie zachęcić do tego samego Laurenta. — Nie jest to żaden przymus. Może być to szansa. — Wypowiedziane przez niego słowa nie pozostawały w sprzeczności z jego poglądami odnośnie korzystania z życia. Należało czerpać z niego pełnymi garściami. Jedynie teraz poznał, gdzie leżała granica. Z pewnością do świtu większość ludzi nie będzie pamiętać występu Laurenta. To, że Laurent zgodził się spróbować, przyjął z wyrażonym pełnym zadowolenia uśmiechem. Jednocześnie miał nadzieję, że nie zrobi tego wbrew sobie. Nie wymagał od niego tego występu. Nie oznaczało, że on nie sprawi mu przyjemności. Będzie on stanowić istotną cegiełkę, włożoną przez Laurenta w to przyjęcie.

— Właśnie na taki duet miałem nadzieję. — Wypowiadając te właśnie słowa miał przeczucie, że ten duet może stać się główną atrakcją tego wieczoru. Niech on trwa w najlepsze. Rozmowa, którą odbywali okazała się nad wyraz interesująca, przez co nie poszedł dla siebie po piwo. Nie mógł też przegapić występu Laurenta i Amy. Wygłoszony przez kobietę toast spotkał się z jego aprobatą, nawet jak ona naprawdę zaczynała tonąc w oceanie ginu. Pierwsza klasa była standardem, do którego przywykł. Tak jak do korzystania ze wszystkiego, co oferowała.

— Nie powiem w tym momencie nic nowego, zgadzam się z Williamem. Scena należy do ciebie. — Z pewnością to był dobry moment na to, aby powiedzieć Laurentowi, że jeśli nie czuje się gotowy to może się wycofać i nic się nie stanie. Trema dopadała najlepszych. Przed swoją pierwszą wypowiedzią w mediach też się denerwował, obawiając się prawdziwej katastrofy wizerunkowej. Początki kariery niezależnie od jej rodzaju bywają trudne. Nie zamierzał mu tego sugerować, jako że to byłoby niczym podcięcie skrzydeł. Laurent powinien je rozwinąć. W tym momencie był w stanie zgodzić się z Williamem, który te słowa wyjął mu dosłownie z ust, zarazem go w tym ubiegając. Uchwycił posłane mu spojrzenie, odpowiadając szczerym uśmiechem. Teraz naprawdę miał dobry humor i przynajmniej w tym momencie nie było tu miejsca na osobiste dramaty.

— Och, nie. Obecność na przyjęciach jest niejako częścią mojego zawodu, nawet jak wszystko z czasem powszednieje. W ostatnim czasie miałem też na głowie ten honorowy pojedynek, treningi i mecze. — Odpowiedział w typowy dla siebie sposób, omijając wszystko to, co niewygodne i nieprzeznaczone dla uszu obcych. Nie zamierzał opowiadać Williamowi o wszystkich swoich problemach osobistych. Jakoś część rozwiązał, choć nie bez pomocy samego Laurenta, ale niemożliwe było rozwiązanie wszystkich problemów jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#28
06.04.2024, 19:36  ✶  

Do miejsc takich jak to nie zapraszało się dziennikarzy, chyba że tych "zaprzyjaźnionych", którym można zaufać, którzy mogą zrobić kilka zdjęć, jak się bogaci dobrze bawią, żeby potem Anglia miała z czego jeść. Ale to nie był wielki rejs, nawet nie był to rejs tylko czarodziei, dlatego żaden reportem zawołany nie został, a i żaden się jakoś bardziej nie zainteresował tematem. Tak się wydawało Laurentowi, może się mylił i William musiał się opędzać od ciekawych, co chcieli dostać bileciki na wejście. Właściwie to nawet miałoby sens. Will nie musiał niczego mówić, niektóre rzeczy potrafiły wyjść same, a jeszcze inne grzebało się w zaciszu własnych problemów, tak jak Philip chował swoje sekrety, jak Laurent nie miał ochoty się uzewnętrzniać. Ważne było to, że nikt im tutaj potajemnie zdjęć nie robił. Chyba. Bo niekiedy nawet nie potrzeba reportera, wystarczy ktoś, kto źle ci życzy i zrobi najmniej odpowiednie zdjęcia w najmniej odpowiedniej chwili. I tak jak lubił opiekuńczość Williama, tak wolał, żeby jednak nie stało się coś tak nieprzemyślanego, że nagle ich nazwiska zostaną zrujnowane przez odrobinę za dużo gestów. Przewrażliwienie? Kiedy widziało się, co socjeta potrafi zrobić Nobbyemu Leachowi to przestawało się już dziwić - zaczynało się uważać. Laurent już dostał po łapach za to, że udzielił wywiadu reporterowi, który niemądrze postanowił dla sensacji narazić swoją karierę. Prewett przy tym sądził, że nie miał szans zapisać się w żadnej historii. Nie był żadną wielką sławą, żeby miało to większy wydźwięk dla świata.

- Takiemu dżentelmenowi? Pozwoliłabym się porwać na tej miotle z kursem na Snowdonie. - Smoczy rezerwat był pięknym miejsce do latania - i niebezpiecznym przy okazji. Latanie było tam zabronione, bo przecież nigdy nie mogłeś być pewien, kiedy smok wzleci, albo obierze cię na cel. Coś, co ucieka, lepiej się goniło. O to w tym też chodziło, że dodawało dreszcz emocji, która była poszukiwana przez sporą ilość osób.

- Jest to prawda... ale tylko dlatego, że nieudany obraz można powiesić na ścianie pokoju, by nikt na niego nie spoglądał. Jak śpiewać można za drzwiami tego pokoju. Wystawienie tu obrazu jak i fałsz miałyby podobny skutek, nie sądzi pan? - William z chęcią podjął temat i nieco wyflexował umysł - a to nie było łatwe, kiedy było się już trochę podpitym. Laurent wiedział, że mężczyzna miał dokładnie taką samą wizję tego wydarzenia, co on sam teraz w swojej plastycznej głowie. Rzeczywiście - czy oczy, czy uszy - oba zmysły były wrażliwe i chciały szukać piękna, czasami wręcz doskonałości. Sztuka miała pochodzić z serca, a popełnianie błędów tylko dowodziło, jak bardzo się starasz i że chcesz się polepszyć. Rzeczywiście sam by nie zaśpiewał nie będąc pewnym (alkohol dodał mu animuszu), że nie podoła wyzwaniu. Gdyby miał fałszować... nie. Dlatego też nie był chętny do malowania. Bo przecież wyszłoby nieidealnie przed innymi, a nie miał takiej pewności siebie jak Philip, żeby nie zwracać uwagi na spojrzenia i komentarze innych. Z tego samego powodu stresowała go wizja występu tutaj.

Laurent skinął głową i stanął przy fortepianie, a sam William pokazał gestem Philipowi, żeby może zeszli i usiedli na stoliku obok, gdzie będzie lepszy widok. Nawet nie silił się o jakąś uwagę - nie miał wątpliwości, że kiedy rozpocznie się przedstawienie to uwaga sama zostanie złapana. Skinął głową Philipowi i chciał nawet odpowiedzieć, ale pierwsze nuty na klawiszach się rozpoczęły. Ckliwa, niemal łkająca melodia, która zaraz przeszła na spokojniejsze, tęskliwe tony. Rozmowy rzeczywiście ucichły, Laurent oparł się o fortepian tak, że nie spoglądał na zebranych tutaj czarodziejów. I zaczął śpiewać.


Nights in white satin
Never reaching the end
Letters I've written
Never meaning to send (..)


Jak bardzo syrenia jest selkie
Rzut Z 1d100 - 10
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 64
Sukces!


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#29
07.04.2024, 00:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.04.2024, 14:00 przez Philip Nott.)  

Nazywanie Philipa dżentelmenem wydaje się swoistym nadużyciem, biorąc pod uwagę jak okrutnie potrafił traktować kobiety i... nie tylko je, bo samego Laurenta również. Nie zamierzał jednak temu zaprzeczyć, tylko podtrzymać to właśnie wrażenie. Słowa kobiety wywołały u niego przelotny dreszcz emocji, związany z perspektywą zawrotnego lotu nad terenem smoczego rezerwatu. Właśnie przez to piękno i niebezpieczeństwo. Jego myśli skierowały się ku organizowanym co roku wyścigu nad szwedzkim rezerwatem smoków. To było prawdziwe wyzwanie. Czy jednak warto było tak ryzykować zdrowiem i życiem dla przelotnego dreszczu emocji, poklasku i niepewnej nagrody? Odpowiedź na to pytanie nie była łatwa.

— Z pewnością byłaby to niezapomniana przygoda, choć nie mógłbym narazić pani zdrowia i życia. — Odparł stanowczo i zarazem uprzejmie, jak przystało na dżentelmena za którego w tym momencie został wzięty. Zwyciężył zdrowy rozsądek. Narażać swoje zdrowie i życie mógł tylko on. Wiele można o nim powiedzieć, jednak nie to, że narazi kogoś na tak wielkie niebezpieczeństwo. Ucieczka przed ziejącym ogniem latającym gadem to nie przelewki.

— W tym aspekcie ma pan rację. Hobbystycznie fotografuję i zrobione przeze mnie zdjęcia pokazuję wyłącznie nielicznym... nie dlatego, że są nieudane. Tylko właśnie przez to, że to moje hobby. Z tego względu nie planuję wystawiać swoich fotografii w ramach otwartej wystawy. — Postanowił zgodzić się ze słowami swojego rozmówcy, jednocześnie zdradzić mu drobny szczegół ze swojego prywatnego życia. Jako gwiazda sportu i celebryta miał coś swojego, coś prywatnego i niewystawionego na widok publiczny. Niektóre zdjęcia pokazywał swoim znajomym i przyjaciołom, inne rodzinie, niektóre rozdawał albo mógł przeznaczyć na cele charytatywne. Niektórych nie pokazywał nikomu. To pochodziło z głębi jego serca. Wiedział, że Laurent sobie poradzi podczas swojego występu przed większą publicznością.

Skoro scena miała należeć do samego Laurenta i zarazem Amy to postanowił podążyć za Williamem i usiąść przy stoliku obok, przy którym naprawdę był lepszy widok. Uśmiechnął się do Laurenta, chcąc go utwierdzić w przekonaniu, że to właściwy moment, należące do niego pięć minut, podczas których nie zawiedzie pokładanych w nim nadziei. Niespoglądający na publiczność Laurent nie mógł tego widzieć, że całkiem liczna grupa kobiet ocierała materiałowymi chusteczkami kąciki oczu albo przylgnęła do swoich partnerów. Możliwe, że dla Laurenta sama ta piosenka ma osobisty wydźwięk. Prawdopodobnie tak właśnie było, jednak o to nie zapyta, nawet jak to miało znaczenie. Nic nie miało popsuć tego wieczoru. Po zakończeniu tego występu niektóre z par opuściły pokład w poszukiwaniu sobie ustronnego miejsca. Następni byli wszyscy ci, którzy utonęli w alkoholowym morzu i dla nich kabiny stanowiły bezpieczną przystań. Zostali tylko nieliczni, ale i na nich przyjdzie pora.

— To był doskonały występ, Laurie. Może tego nie widziałeś, ale ja spostrzegłem jak niektóre kobiety sięgnęły po chusteczki. Stanowicie z Amy naprawdę doskonały duet. — Powiedział szczerze do niego, z ciepłym uśmiechem. Jemu nic nie wpadło do oka, aby sięgnął po swoją chusteczkę, jednak poczuł się... poruszony. Laurent zdecydowanie miał anielski głos, którego uwielbiał słuchać.

— To był dzień pełen wrażeń. Jak mniemam, kolejny również będzie w nie obfitować? — Zwrócił się tym razem do Williama, będącego organizatorem tego dobrze zapowiadającego się rejsu. Zamierzał jeszcze trochę posiedzieć w towarzystwie, poświęcić parę dłuższych chwil na wypicie tego piwa. W tym czasie towarzystwo zaczęło się jeszcze bardziej przerzedzać. Laurentowi zdecydowanie wystarczy już alkoholu i to też dobry moment na to aby dopilnować tego, że Laurent dotrze w stanie nienaruszonym do swojej kwatery.

— Na ciebie już pora. Na mnie również też. — Zasugerował Laurentowi, powoli się podnosząc ze swojego miejsca. Powód, dla którego Laurent powinien udać się na spoczynek był oczywisty. Natomiast w jego przypadku doskonałym powodem do opuszczenia tego gasnącego przyjęcia był stan zdrowia - poza unikaniem alkoholu i wysiłku fizycznego powinien się wysypiać. — Do zobaczenia rano albo w południe. — Pożegnał tymi słowami Williama i Amy.

Po dotarciu do zajmowanych przez nich kabin, wszedł do jednej z nich razem z Laurentem. To nie był odpowiedni moment na to aby przebierać się do spania, dlatego na podłogę opadły tylko należące do Laurenta buty oraz spodnie. Postanowił przysiąść na parę chwil na zajmowanym przez tego blondyna łóżku. Nie opuścił tego pomieszczenia, gdyż po tym jak młodszy mężczyzna się do niego przytulił postanowił zostać do rana, zasypiając w pełni ubranym i obejmując blondyna ramieniem w talii, przytulając go do siebie.

Spanie do rana albo południa wydawało się być prawdziwym luksusem. Philip obudził się parę godzin później, rozglądając się na wpółprzytomnie po ciemnym pokoju. W wypełniającym to pomieszczenie powietrzu wyczuwał w pierwszej kolejności wilgoć i charakterystyczną woń morskiej bryzy. Za drzwiami tego pomieszczenia słyszał liczne głosy oraz liczne kroki, które to raz się przybliżały, to się oddalały. Instynktownie sięgnął po leżącą na nocnej szafce różdżce i niewerbalnie splótł zaklęcie mające rozświetlić mroki tego pomieszczenia. Pierwsza próba mu nie wyszła, natomiast druga dała mu zaledwie słaby promyczek światła. Musi się dobudzić. Najchętniej wróciłby do spania, zwłaszcza że spało mu się naprawdę dobrze.

— Laurent... obudź się, coś się dzieje na korytarzu. — Nie wypuszczając różdżki z dłoni, pochylił się nad pogrążonym się w mocnym śnie blondynem, którego z pewnością obudziłby znacznie bardziej subtelniej, w znacznie przyjemniejszy sposób, jednak to wymagałoby więcej czasu. Musiał sprawdzić, co dokładnie się działo i czy nic im nie groziło. Na razie ustalił, że statek... stał. Nie płynęli.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#30
07.04.2024, 10:56  ✶  

Bał się spoglądać na tych ludzi. Szczególnie kiedy sala zrobiła się taka cicha - po prostu się bał. Nie ufał sobie, nie ufał swojemu głosowi, ale wystarczyło ominąć niewygodny fakt, że ktoś na ciebie patrzy i skupić się na tym, co kochasz. To zadziwiające, ile drżenia potrafiło w człowieku wywołać wyczekiwanie na negatyw. Komuś się nie spodoba, ktoś pokaże palcem, ktoś wywróci oczami. Lecz przez niego przemawiała pasja. Miłość do śpiewania. Czasami kontrolowana mniej, czasami bardziej, bo chociaż w Hogwarcie uczył się, żeby przypadkiem nie uczynić komuś krzywdy własnym głosem, to kiedy pochłaniały człowieka uczucia za łatwo było się zapomnieć. Ofiarami takiego zapomnienia były już przynajmniej dwie osoby. Teraz ofiar nie było. Co najwyżej ofiary poruszenia, które być może potrafiły odnaleźć cząstkę siebie w piosence, a może potrafiły epatować z czyimś... nieszczęściem. Tak, ta piosenka miała dla niego znaczenie, ale przecież co nie miało znaczenia pośród wszystkiego, co wychodziło z jego ust? Ile rzeczy potrafiło być łopatologicznie prostych, skoro tyle rzeczy ujmował w metaforach i plótł tyle niedopowiedzeń? Świat był piękniejszy, kiedy ubierałeś go w kolorowy papier i wstążeczki, tak uważał. I był wystarczająco smutny, żeby dokładnie to robić.

Był zachwycony. Zachwycony tym, jaki zachwyt oddawały mu spojrzenia i pochwały, jakie mógł zgarnąć do swojego serca i którymi mógł nasycić uszy i błyszczące oczy. Właśnie tego chciał, właśnie tego pragnął. Niee, nie samych pochwał, chociaż one były niezwykle cenne - tych spojrzeń, które przeżywały pieśń razem z nim, tych poruszeń, tych błyszczących od emocji oczu, które spoglądały na niego, bo dzięki niemu mogły doświadczyć czegoś bajecznego.

Spał całkiem dobrze. Bardzo dobrze nawet, bo po alkoholu nie było żadnych problemów z zasypianiem - i dlatego ostatnio za często moczył w nim usta. Powstrzymywało go tylko to, że nadal musiał funkcjonować normalnie, że nie chciał nikogo martwić, a przecież nadal był tylko jednym sobą. Kac nie pomagał, kiedy potrzebowałeś mieć trzeźwą głowę. Wręcz przeciwnie - bardzo temu przeszkadzał. Tym nie mniej - zasnął szybko. Nawet przy tym, jak bardzo uważał z alkoholem, jak wolno go pił dla towarzystwa, krew seelkie buntowała się przeciwko procentom, które nijak nie łączyły się z dobrami Matki Wody, wśród których nawykły pływać. On teraz pływał tylko po meandrach ramion Morfeusza. Do czasu.

Nie zanotował dokładnie momentu, w którym zasnął, a tym bardziej chwili, w której zasnął wtulony w Philipa. Bardzo nieelegancko, bo nawet się nie przebrał, nie wziął prysznica - jak przyszedł, tak się położył i tak zamknęły się jego powieki. W pokoju było nieprzyjemnie ciemno, ciemność zaś docenił dopiero, kiedy rozbłysło światło z różdżki bolące w oczy. To jeszcze nie był moment kaca, ale też nie był moment, w którym całkowicie zszedł z niego alkohol. Nieprzytomnie mrużył teraz swoje oczy, jeszcze nie docierały do niego dźwięki z zewnątrz. Wydał z siebie dziwny pomruk, powoli analizując słowa Philipa. Tak, pamiętał, że ten go odprowadził i był mu w zasadzie wdzięczny - niby nie słaniał się na nogach, ale różnie to bywało z alkoholem. Potrafił uderzać w drażliwych momentach.

- Co się dzieje? - Zapytał mało inteligentnie, trochę nie ogarniając tego, że Philip przecież sam nie wiedział, skoro użył słowa "COŚ". Podciągnął się do góry na rękach, czując paskudne zmęczenie i przeciągnął. Te niepokojące dźwięki w końcu osiadły na jego ramionach. Dotarły do świadomości. Zamarł na łóżku, wsłuchując się w statek, który... wydawała z siebie dziwne odgłosy. Nawet pomijając to, że ewidentnie "coś" działo się na zewnątrz. Obmacał swoje kieszenie w poszukiwaniu różdżki i wyciągnął ją - jasną, misternie zdobioną, idealnie pasującą do właściciela.

Statek zajęczał w podejrzanym tonie, a serce Laurenta uderzyło mocniej w jego klatce piersiowej, zaczynając powoli pompować adrenalinę do krwioobiegu. Znał te dźwięki.

Słyszał je na Perle Morza.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Philip Nott (11039), Laurent Prewett (11140)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa