• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 9 Dalej »
[31.07.1972] I wish I was the moon | Laurent & Victoria

[31.07.1972] I wish I was the moon | Laurent & Victoria
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#21
07.09.2024, 22:58  ✶  

Miało to dziać się powoli, bo chciał pozwiedzać, zobaczyć, zbadać. Dowiedzieć się, gdzie jest najlepiej, bo przecież nie w każdym miejscu czujesz się tak samo dobrze. Wiedział teraz, że chociaż chciał nadal mieszkać z dala od miasta, to nie na aż takim odludziu, gdzie okazywało się, że potrafiło być nieziemsko wręcz niebezpiecznie. Szczególnie niebezpiecznie dla kogoś, kto sam nie potrafił się skutecznie bronić. Nie miało być szybko, a teraz to miał ochotę to popędzić na gwałt. Byle szybciej. Lecz nawet magia miała swoje ograniczenia. Możesz zbudować dom, który postoi parę godzin, ale zniknie i rozpadnie się przy pierwszej lepszej okazji. Albo po czasie, kiedy skończy się zaklęcie. Więc niektórych rzeczy nie przeskoczysz. Czasu nie przeskoczysz - to coś, z czym nawet czarodzieje nie potrafili wygrać.

- Jeszcze nie dopełniłem formalności, to był bardzo intensywny tydzień. - Wypchany w wydarzenia i doznania, niektóre przestrzegające przed tym, by więcej głupot nie popełniać, inne uczyć powinny, aaale... Bo to nie tak, że Laurent się na tamtym wydarzeniu niczego nie nauczył. Nauczył. Niedostatecznie jednak wiele, żeby zrobić to, co powinien - odciąć się od kogoś, kto miał kiepski wpływ na jego niestabilne życie.

- Nie jestem aż tak głupi, wiem... zdaję sobie sprawę z tego, że trzeba postawić pewne granice. - Te pewne granice na płaszczyźnie emocjonalnej. i "aż tak głupi" pasowało tu bardzo dobrze. Bo nawet wiedząc, że niektóre rzeczy robi źle, nie bardzo potrafił im odmówić. Ta ilość namnożonych głupot była wręcz niesamowita. Zatrzyma się w końcu? Czy do reszty postradał rozum i teraz, jak te kilka lat temu, mógł już tylko spadać chcąc się łapać ulotnych chwil przyjemności? Być może to była jakaś klątwa. Ha... klątwa, która zaczęła się wraz z czerwcem, kiedy pierwszy raz po latach usłyszał imię "Dante". Jak tragicznie wpasowywało się to w czarną przepowiednię najbliższych dni, tygodni, miesięcy. - Tak, Victorio. Chciałbym napić się wina. - Niekoniecznie upić, choć jemu wiele nie było potrzeba, ale napić. Nie powinien? Nie, nie powinien. Dzisiejszy dzień spisał w swoim kalendarzu jako ten dzień, w którym mógł być przez chwilę nieodpowiedzialny i nie przejmować się wielkim światem. To właśnie dziś - jego wakacje od zmartwień. Jego wakacje od "przejmuję się". Przerwał robienie laleczki, kiedy poczuł jej dotyk i zaskoczony uniósł na nią wzrok. To zaskoczenie przemieniło się w łagodność. - Przepraszam... nie chcę cię martwić, nie czuję się dzisiaj wcale źle, naprawdę. - Dotknął jej policzka i czule przesunął po nim kciukiem. Ostatnia osoba, jaką martwić chciał to ona. Tak jak ona nie chciała martwić jego, ale relacja, jaką mieli, polegała na tym, że nie dało się tego uniknąć. Nie chciał nawet tego unikać.

- Wiesz... myślę o tym, że jeśli ktoś, kto zrywa z tobą zaręczyny i robi całą tę otoczkę i mówi ci, że "chce, żeby było normalnie"... to nie brzmi zbyt obiecująco. - Nie chciał być pesymistą, zgrozo, jak bardzo nie chciał. - Czymkolwiek jest normalność między wami to mimo wszystko mówi też o tym, że nie chce tracić ciebie, prawda? - Nie brzmi więc obiecująco, ALE... - Dopóki ktoś chce z tobą być i chce, żeby nic nie było zepsute, stara się... nie zawsze powroty do niektórych punktów są złe. Czasami... czasem pomagają osiągnąć harmonię i pozwolić zakwitnąć czemuś na nowo. - Jak przebiśniegi, które raz za razem wybijały się spod zimnej pierzyny śniegu. Uśmiechnął się spoglądając, jak niemal ze złością kobieta zabiera się za nową laleczkę. - Spokojnie, Victorio. Za mocno naciągasz, spróbuj tutaj zawiązać... - Położył dłoń na jej dłoni, żeby troszkę ją ukoić, zanim jej pokazał, delikatniej, jak to zrobić. I już zostawił. - Gdzie masz lampki? - Wyciągnął ze wskazanej szafki i otworzył wino, rozlewając je im. Nie nalał nawet dużo. Umoczył usta w tym winie, przyglądając się całemu procesowi pracy palców Victorii i jej skupieniu, zanim sam usiadł za jej plecami na stołku przy wyspie, opierając się leniwie o blat. Merdając ciemnym płynem w szkle i mocząc usta raz jeszcze. - A z Crowem poznałem się przez naszą wspólną ex kilka dobrych lat temu. Bardzo nieprzyjemna kobieta. Być może nawet o niej słyszałaś. Madame Fontaine. - Może słyszała, a może nie. Pewne persony były siłą rzeczy znane wśród aurorów, ale niekoniecznie każdy auror znał każdą sprawę.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#22
08.09.2024, 16:22  ✶  

Najłatwiej byłoby wykorzystać istniejący już dom; kupić go, wyremontować – byłoby znacznie szybciej, niż stawiać taki zupełnie od zera, co wymagało czasu nawet, jeśli było się czarodziejami. Jasne, znacznie krótszego, niż robienie tego w standardowy dla mugoli sposób, ale nadal – czas… Rzeczywiście, cos, z czym nawet czarodzieje nie mieli co zrobić (co nie było prawdą… lecz mało kto posiadał na ten temat wiedzę). Victoria, ciągle myśląc o domie poza Londynem, celowała właśnie w to: w kupno czegoś, co już istniało i ewentualne przerobienie pod swoje potrzeby, by ten czas zaoszczędzić. Na razie jednak ten plan odłożyła w… czasie, by zająć się swoim obecnym lokum, z którego wcale nie zamierzała rezygnować, bo było w doskonałej lokalizacji. Po prostu lubiła ciszę, spokój, śpiew ptaków i kwiaty – a tu nie miała szans na ogród.

– Wiem – że był intensywny to znaczy się. Victoria uśmiechnęła się lekko do Laurenta, chcąc mu dodać odrobinę otuchy. Ale to, że znalazł dobre miejsce, wcale nie tak daleko, ale wystarczająco inne to był dobry krok, z którego się cieszyła, skoro jego obecny dom tak mu doskwierał.

– Wiem, że to wiesz – stwierdziła po chwili zamyślenia nad sprawą. Bo wiedziała, Laurent ogólnie nie był głupi, wręcz przeciwnie. Victoria nie otaczała się ludźmi głupimi (choć niektórzy takich udawali), bo psychicznie by nie wytrzymała. – Po prostu czasami trzeba pewne rzeczy usłyszeć, żeby sobie coś uświadomić, albo poukładać – i miała po prostu nadzieję, że to, co mu powiedziała, zdziała cokolwiek. Przydałoby mu się zatrzymać, bo Laurent wpadał w te dziwne relacje, które nie kończyły się dla niego dobrze i wcale nie wpływało to na niego pozytywnie. Czy chwilowa przyjemność była warta późniejszego cierpienia? Victoria musiała sobie w głowie trochę poprzestawiać po tym, gdy Laurent powiedział jej, że ciągnie go do mężczyzn. Nie wyobrażała sobie tego i nie fantazjowała o tym, w żadnym wypadku, po prostu to było sporo do przemyślenia tak ogólnie. I z pewnością nie było tak, że interesowali go tylko mężczyźni, bo inaczej nigdy razem nie skończyliby w łóżku i nie ciągnęli by tego tak długo, a nie myślała o sobie, jak o wyjątku, zdecydowanie nie. Zrozumiała więc, że ten architekt, to być może… kochanek, biorąc pod uwagę tryb życia Laurenta, i że to nie ma szans na dobre zakończenie skoro tamten kogoś ma. A ludzie w związkach raczej… no raczej nie godzili się na takie dzielenie się swoimi partnerami? A przynajmniej wedle jej standardów i wychowania było to nie do pomyślenia, w grę więc wchodziła zdrada i tak dalej… Paskudne bagienko w już i tak zabałaganionym życiu Prewetta, który zbyt mocno patrzył na kroki, jakie stawia w życiu jego ojciec. Nie chciała tego nazywać głupotą, żeby Laurenta nie zniechęcać, ale zdecydowanie to głupota była.

Była zdziwiona, że chciał się napić, ale nie miała zamiaru mu tego zabraniać, mógł w końcu sam o sobie decydować, tym bardziej, skoro twierdził, że czuje się dobrze. A przynajmniej nie źle. Uśmiechnęła się lekko, kiedy dotknął swoją zdecydowanie cieplejszą dłonią jej policzka. Ona i tak by się martwiła, niezależnie od wszystkiego, bo tak już miała.

– Wiem…. Wiem – wiedziała, że to niekoniecznie złe, bo być może powinni zerwać kontakt, jak po skończeniu relacji wypadało, a mimo to oboje gdzieś tam swojego towarzystwa szukali, w ten czy inny sposób. – Sauriel jest uparty, zresztą tak jak ja. Nie lubi jak mu ktoś mówi, co ma robić – wiec pewnie przymuszenie go do narzeczeństwa tak go drażniło, bo nie pozwalało rozwinąć skrzydeł po swojemu. A teraz to mieli: całkowicie czystą kartę, wolną od nakazów i przymusów, tylko ich własne decyzje. – Wiem co uważasz o wampirach, ale to naprawdę nie jest zły facet. Nic mi nie zrobił nawet wtedy, kiedy cała byłam we krwi… wiesz, po tamtym, a przyszedł, bo przez tę magiczną więź wyczuł, że coś mi grozi. Chciał mi oddać swoją energię, a nie zabierać moją – Victoria nie bardzo mówiła o tamtym ataku, bo nawet jej to wszystko siadło w pewnym momencie na głowę, nie mówiła więc wcześniej Laurentowi, kto ją znalazł i co się stało. – Nie chcę sobie robić nadziei. Po prostu… nie chcę też zamykać tej furtki – ale nie chciała nikogo do niczego przymuszać, uwiązywać do siebie i przede wszystkim nie chciała urywać kontaktu z kimś, na kim zwyczajnie jej zależało. I komu chciała pomóc na wielu poziomach.

Spróbowała zawiązać lżej, kiedy Laurent powiedział jej, co źle robi, a w odpowiedzi tylko wskazała mu głową szafkę i niebieskooki sam się obsłużył. Mógł też wybrać jedno z win, kiedy powiedziała mu, gdzie je trzyma (i co prawda barek uzupełniała pomału, ale na zapas win nigdy nie narzekała, skoro jej wuj posiadał własną winnicę). Tym razem faktycznie poszło jej lepiej, po tym, jak Laurent dał jej wskazówki jak sobie poradzić z głupią lalką.

– Tak, słyszałam. Wiedźma z Podziemnych ścieżek – odpowiedziała, na moment odwracając do niego głowę. – Nie wiedziałam, że się z nią zadawałeś – Crow? Nic jej to nie mówiło prócz tego, że typ miał ksywkę rodem wyjętą z Nokturnu i że ta historia ma kolejne dno. Gdzie ten Laurent się szlajał…? Zgadywała też, że „ex” dotyczyła jedynie kochanki, a nie osoby, którą uważał za faktyczną partnerkę, bo też nie znała go od tej strony. – To chyba długa znajomość w takim razie? Nie mówiłeś o nim nigdy – w takim razie tym bardziej nie rozumiała, co się między nimi działo i skąd ta egoistyczna pokazówka w domu Laurenta.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#23
08.09.2024, 17:10  ✶  

Kupienie gotowca być może okaże się koniecznością. Tymczasowym wyjściem z sytuacji, kiedy czekasz na swój wymarzony dom, a kiedy bardzo nie chcesz przebywać w tym swoim obecnym. Kolejne inwestycje? Taak, ale ta druga byłaby tymczasowa. Środkowa? Bo trzech domów nie zamierzał utrzymywać, a nie zamierzał też sprzedawać swojej posiadłości z New Forest. Głównie dlatego, że nie chciał wszystkich zapraszać do swojego nowego przybytku. Chciał się w nim zwinąć jak smok na swojej górze klejnotów i złota i tak już zostać. Śpiewałoby mu morze, dźwięczałaby jakaś muzyka, albo to on by nucił, żeby świat stał się jeszcze piękniejszym i jeszcze lepszym miejscem. Gdyby żyli kilkadziesiąt lat w przód to zostałby jedną z księżniczek Disneya - chodziłby wśród stokrotek i tylko śpiewał, a jego głównym zadaniem byłoby wyglądanie dobrze i pozwalanie ptaszkom siadać na swoich paluszkach.

Rzeczy najbardziej oczywiste czasami były przed nami najbardziej zasłonięte. Ślepi jesteśmy, a tyle kolorów przecież widać, kiedy zamknie się powieki. Może to przez to - miraż barw zasłaniał te szczegóły, na które powinieneś zwrócić szczególną uwagę. Pokiwał więc głową. Nie musiała mówić, że to było głupie, co robił, niektóre rzeczy nie musiały i nawet nie powinny wybrzmiewać. Być może byłoby wskazane, żeby zadźwięczały, gdyby nie zdawał sobie z tego sprawy, ale w tej rozbudowanej wymianie zdań wszystko było ułożone tak, jak chcieli. Albo przesuńmy się dalej? Przecież rozumieli się bez słów. Jedno z nich mogło rozpocząć zdanie, żeby to drugie je dokończyło - nie było to między nimi dziwne, niepoprawne. Było naturalne. I być może Victoria by się zdziwiła, bo były tylko dwie kobiety, które wzbudziły jego zainteresowanie. Ona była właśnie jedną z nich. A drugą wcale nie była Fontaine. Jego relacja z Fontaine była co najmniej pokomplikowana. Tak jak wszystkie wydarzenia z tamtego czasu.

- Aach... więc wygrywasz cierpliwością i podstępem? - Znał Victorię, dobrze wiedział, że nacisk nie należał do jej standardowego trybu zachowania. Nigdy jej nie widział w pracy, w działaniu, więc może coś wyglądało inaczej za zasłonkami tego, czego zdążył doświadczyć. Tym nie mniej była łagodna z natury - nie pchałaby siłą kogoś, na kim jej zależało do czegoś, czego on sam nie chciał. Czasem wręcz własnym kosztem, ale nie zamierzał tego krytykować. Nigdy nie zamierzał. Chyba że szala jej szczęścia się za bardzo przechylała. Zadał to pytanie więc w humorystycznym nastroju. - Nie mam złego mniemania o wampirach jako jednostkach, po prostu... - nie, nie musiał kończyć. Cicho odetchnął, wiedziała dobrze, co by tu dopowiedziała, bo jak sama powiedziała: wiedziała. Tak, wiedziała. Wampiry są niebezpieczne. - Lubię Astarotha. Żal mi go, bo jest zagubiony i potrzebuje pomocy. Cieszę się, że Sauriel ma więcej samokontroli niż on. - Astaroth by się na pewno od razu rzucił do szyi Victorii. Albo prosto do krwi, bo przecież jej rany nie były na szyi. To jest - tam też je miała, ale nie te krwawe. - Dobrze. Bardzo zdrowe podejście. - Ulżyło mu, kiedy to usłyszał, że ona nie zamyka drzwi w żadną stronę. Może to ta normalność? - To romantyczne - poszukiwanie siebie wzajem na podjętej drodze. Własnej drodze. - Oparł policzek na zgiętych palcach, przechylając głowę w dół. Rozkładając się wygodnie na wygodnym krześle.

- Poznaliśmy się jakieś... cztery lata temu. - To JUŻ cztery lata? Czy DOPIERO cztery? - Crow... kochał ją i pracował dla niej. Ale ta kobieta nie wie, co to miłość. Może kiedyś wiedziała, ale zapomniała. - Czarna magia niszczyła ludzi. Wyżerała ich całkowicie, zostawiała tylko popiół i kości pod skórą, która powinna być czerwona. Stawała się szara. - Szybko się rozeszliśmy w swoich kierunkach. Myślałem, że zginął. Na tych Głębokich Ścieżkach. - O to w końcu nie było trudno, prawda? - Spotkaliśmy się jakiś miesiąc temu przypadkiem - byłem w cyrku i on tam występował. - To były bardzo oględne wyjaśnienia i to orbitujące dookoła tematu, niekoniecznie włączając w niego siebie samego. A to chyba było najistotniejsze. Przez moment milczał, spoglądając w tę lampkę wina. Ciasto naprawdę ładnie pachniało, kiedy sobie rosło pod ściereczką. - Nie opowiadałem o tym nikomu. Tylko Florence zna bardzo duży ogólnik kłopotów, w jakie się wtedy wpakowałem. - Stuknął palcem w szkło. - Poznałem się z Fontaine, bo pracowałem jako prostytutka, a Crow chciał się pobawić z chłopaczkiem. - W bardzo oględnej wersji, bo szukałem kontaktu z tą kobietą tak czy siak. Więc to nie było całkowicie przypadkowe. Odciągnął wzrok od kieliszka, żeby czasem nie zobaczyć w tym karminie swojego odbicia i przeniósł oczy z niby to zaciekawieniem na swoje pierścionki.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#24
08.09.2024, 22:58  ✶  

Wiele zależało od tego, jakie kto miał oczekiwania wobec domu. Victoria nie miała żadnej konkretnej wizji w głowie, wymarzonej bryły domu i rozkładu pomieszczeń. Jej jedynym marzeniem był duży ogród, spokojna, może malownicza okolica – to wszystko. Była perfekcjonistką, ale nie tyczyło się to absolutnie każdej dziedziny życia, raczej tylko tego ułamka, którym się zajmowała i który starała się ujarzmić tak, jakby był miękką plasteliną pod ciepłymi palcami.

Rozumieli się bez słów, to prawda, ale żadne z nich nie potrafiło czytać w myślach i czasami jednak nie tak prosto było się domyślić, o co chodziło temu drugiemu, zwłaszcza w tematach, o których nie mieli prawa nic wiedzieć, bo nigdy ich między sobą nie poruszyli. Lub w tych, w których mieli całkowicie odmienne zdanie (choć tych było bardzo mało) – tak sobie jednak myślę, że znając siebie tak dobrze, i w nich mogli rozumieć się bez słów, po prostu się ze sobą nie zgadzali. To trochę zabawne, prawda? Ich dorosła relacja trwała od… prawie dwóch lat, a znali się w sposób, w jaki znali się ludzie, którzy spędzali ze sobą czas od czasu przedszkola.

– Może… – uśmiechnęła się pod nosem, wyłapując żart… który być może wcale nie był takim żartem, bo Victoria w pewien sposób celowo tak działała. Nie miała w tym większego celu co prawda, po prostu nauczyła się obsługi tego skomplikowanego modelu o nazwie Sauriel Rookwood, a że jej zależało – to obdarzała go cierpliwością, którą rezerwowała dla bliskich. Bo w pracy była co prawda spokojna, ale miewała też wyjątkowo krótki lont. Wbrew pozorom, to ona była tym „złym” policjantem, który się nie uśmiecha i który co prawda nie krzyczy, ale często ludzie woleliby pewnie, żeby ryknęła, a nie była taka cicha… – Odniosłam trochę inne wrażenie – te dwa razy, gdy rozmawiali o wampirach, wydawało jej się, że Laurent był bardzo źle do nich nastawiony i ogólnie do jej relacji z wtedy-jeszcze narzeczonym. – Sauriel jest przede wszystkim starszy… w byciu wampirem przynajmniej. I miał wampira-mentora, który mógł mu wszystko wytłumaczyć i go przez to przeprowadzić, a Astaroth… Jest wampirzym pisklakiem zostawionym samemu sobie – z Astarothem zrobiła dość dokładny wywiad. Nie wiedziała, ile wiedział Laurent, ale na tyle, ile Victoria z nim rozmawiała – to gadali o konkretach. – Porozmawiam z Saurielem… Może go trochę pokieruje – myślała o tym już od jakiegoś czasu, ale zwyczajnie nie było ku temu okazji. Wiedziała tyle, że Astaroth był całkiem chętny spotkać tego „drugiego” wampira, z którym ona miała kontakt, po prostu nie rozmawiała o tym jeszcze z Rookwoodem. Bo tak, to, że potrzebował pomocy, nie ulegało wątpliwościom. Tak, wiedziała, że wampiry są niebezpieczne, ale szczerze mówiąc, to miała to w nosie, bo każdy był niebezpieczny, nie trzeba było być wampirem, by zrobić drugiej osobie krzywdę. – Romantyczne? Naprawdę tak uważasz? – z Victorii żadna była romantyczka… rozkładała wiele rzeczy na czynniki pierwsze i czasami po prostu pewnych rzeczy nie dostrzegała, tak  jak teraz tego romantyzmu we własnych wyborach i działaniach.

Słuchała go uważnie, cały czas tworząc swoją laleczkę z łupin, ale jej ruchy zatrzymały się, gdy doszedł do końca tej opowieści i po prostu zamarła, jak zamieniona w słup soli, i tylko mrugające powieki zdradzały, ze jest całkowicie żywa. Miała przez moment pustkę w głowie – to ten moment, kiedy milion myśli niczym mrówki przebiega ci przez myśli i są już tak głośne, że nie słyszysz nic. W końcu jednak spojrzała na Laurenta, wywalając trochę na niego te swoje duże, ciemnobrązowe oczy.

– C-co…? – wyrwało jej się, nim pokręciła głowę, próbując odzyskać rezon. – Znaczy… Co się stało? Dlaczego? – pracował jako prostytutka? W jakim świecie Laurent tego potrzebował, kiedy pochodził z tak bogatej rodziny i stać go było na absolutnie wszystko? I co podziało się w jego życiu takiego, że…

Zaraz jej spojrzenie ze zdziwionego, zmieniło się we współczujący i odłożyła swoją laleczkę, po czym zgarnęła ze stołu Lunę jedną ręką i zsunęła się ze swojego krzesła, by zbliżyć się do Laurenta. Odstawiła kicię na blat, a potem zręcznie wsunęła ręce pod pachy Prewetta, by się do niego przytulić. Nie mówił o tym nikomu, więc to nie było dla niego łatwe. Victoria zresztą nie chciała go oceniać za te jego wyboru i cokolwiek co działo się w jego życiu, co popchnęło go do tego wszystkiego. Ale robiło jej się zimno i nieco słabo na samą myśl, że z jakiegoś powodu sprzedawał swoje ciało. Przygarnęła go do siebie mocniej, baardzo przeszkadzając mu teraz w sączeniu tego wina.

– Masz wyjątkowy talent do ładowania się w potencjalnie niebezpieczne sytuacje, które mocno siadają na serce i psychikę – wymamrotała mu do ucha, myśląc sobie właśnie o tym, że Laurent nigdy nie był żadnym wojownikiem, tylko właśnie taką księżniczką, delikatnym kwiatuszkiem, o który trzeba dbać, podlewać i tak dalej. – Ale jedno mnie trochę bawi, wiesz. Że gdzieś tam nasze życie plącze się na Nokturn i niżej. Moja babcia robiła tam jakieś interesy, gdy jeszcze żyła – powiedziała, kiedy już odsunęła się od Laurenta na tyle, by mógł oddychać i się poruszyć. No i osoba, w której się zakochała, też miała tam swoje interesy i życie. Pewne rzeczy zostawały w krwi najwyraźniej… A to była tylko kolejna z rzeczy, która łączyła ją i Laurenta, a nie dzieliła.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#25
09.09.2024, 13:57  ✶  

Laurent marzenia o domu miał wielkie. O każdym idealnym kąciku, o każdej rycinie, która mogłaby zdobyć jego ściany. Kiedy stawiał swój obecny dom chciał, żeby był skromny - szukał ucieczki i odmiany od polanego złotem Keswick, rodzinnego domu, który został stworzony po to, by inni mogli zazdrościć. Och, zgrozo, przecież Edward siedział na prawdziwym TRONIE ze ZŁOTA. Mimo to był przystrojony, wymuskany, kwiatki, wstążki i delikatność wszystkiego, co mogło stanowić ozdobnik. A nad kominkiem wielki obraz obnażonych selkie - albo kobiet po prostu, dla osób, które nie przeczytały tytułu dzieła - a jedna z nich przedstawiała jego matkę. Marzyło mu się... czy potrafił w ogóle ubrać w słowa te marzenia? Jak piękny powinien być to dom? Nie za duży, ale już nie tak niewielki jak ten, w którym mieszkał obecnie. Chyba jego garderoba była tam największym pomieszczeniem.

- Bałem się. O ciebie. - To były stworzenia czarnej magii. Ludzie, ale jednak ludzie, w których czaiła się groza. Nie byli w stanie żyć sami ze sobą, obrać ziemniaki w wolnym czasie, kiedy nie mieli pieniędzy i jeść je na śniadanie i kolację. Oni musieli polować na ludzi, a to polowanie mieli zakodowane w DNA. Więc oczywiście, że był negatywnie nastawiony, ale niekoniecznie do samych wampirów - boisz się tego, czego nie znasz, a on nie poznał do czasu spotkania Astarotha żadnego. Zdawał sobie sprawę, że wśród nich na pewno są tak owieczki, jak i wilki w owczej skórze. Potwory jak i niemalże święci - bo to ciągle były ludzkie istoty. Ze swoich marzeniami, pragnieniami i ze swoim strachem. Tutaj mówimy o wampirze, który zbliżył się do Victorii. Bardzo zbliżył. - Naprawdę? - Ucieszył się, nie mógł powiedzieć, że nie. Nie był jakoś szczególnie związany z Astarothem, ale widział, że to był człowiek, który bardzo potrzebował pomocy. I pomimo swojej natury bardzo chciał... żyć. Żyć w tym nieżyciu. Dlatego troszkę się ucieszył, kiedy usłyszał, że pojawi się ktoś, kto pomoże Yaxleyowi chociaż trochę. Pomijając to, że Victoria już pomagała. - Astaroth nie jest mi bliski, ale sprawił na mnie wrażenie dobrej osoby. Tylko... zagubionej. - Wyjaśnił od razu, żeby się nie zastanawiała zanadto skąd w ogóle to wszystko i skąd jego reakcja. A reszta pisała się sama - w jego naturze było wyciąganie dłoni do każdego, kto tylko pomocy potrzebował. I to właśnie niekoniecznie zawsze było mądre i czasem sprowadzało ogromne kłopoty. - Tak. Tak uważam. - Powstałaby z tego na pewno piękna książką. Może zatytułowaliby ją "Zmierzch"? To też była romantyczna nazwa - moment spotkania Słońca z Księżycem, Człowieka z Wampirem. Fakt, że Victoria romantyczką nie była - na szczęście Laurent nadrabiał za ich dwójkę. Mogliby tak trwać w bardziej pozytywnej myśli o romantyzmie i o tym, że ludzie się zmieniają, że nawet przeklętym nie jest przeznaczone zupełne zatracenie, a Grzeczne Dziewczynki mogą kochać się w całkiem Niegrzecznych Chłopcach. Ale temat zszedł na gorzki grunt.

Wino też potrafiło być gorzkie, więc nawet delikatnie się skrzywił przy kolejnym łyku, gdy padło to pytanie "dlaczego". Jak zazwyczaj w jego życiu - przez romanse. Przez pociąg do mroku, który wabił swoją możliwością zatopienia się i kusił, by próbować zdobyć nad nim kontrolę. Bo Laurent chciał go kontrolować tak samo mocno, jak chciał, żeby ktoś przejął kontrolę nad nim chociaż na kilka chwil. Niestety zazwyczaj tak bywa, że rzadko dostajemy dokładnie to, czego chcemy. A raz wypowiedziane życzenie może się szybko obrócić przeciw nam.

Otworzył swoje ramiona i odstawił w końcu tę lampkę, kiedy Victoria do niego przylgnęła. Przylgnął i do niej. Otulił ramionami - zimną kobietę, a jednocześnie całkowicie ciepłą. Lubił jej zapach, lubił jej obecność - tylko brakowało mu jej ciepła, tego czysto fizycznego. Bardzo brakowało. Jak zaś jej musiało go brakować? Skoro nic nie było w stanie pomóc jej w ogrzaniu się? Zamknął oczy, opierając czoło na jej barku.

- Tak jakby tobie brakowało teraz tam interesów. Jesteś przecież aurorem. - Tylko to były... interesy innego rodzaju, zdawał sobie z tego sprawę. To miał być taki lekki żart na rozładowanie sytuacji. - Prawdę mówiąc to chyba nie ma się nad czym rozwodzić. Jestem uzależniony od seksu. Co za różnica, czy nazwiemy to dziwką, czy seksem dla satysfakcji. Wynik jest tak samo żałosny.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#26
09.09.2024, 20:45  ✶  

Ludzie zabijali zwierzęta na mięso, te wszystkie pyszne potrawy pochodziły przecież od żywych stworzeń, które uśmiercono. A wampir? Nie musiał zabijać, żeby się pożywić, potrzebował tylko trochę tej krwi. Owszem, to osłabiało człowieka, pewnie bolało… Ale nie powodowało śmierci. Przecież, gdy wampir zabijał w ten sposób kogoś, to tworzył nowego… A jakoś wcale tak dużo wampirów po ulicach nie chodziło? To było tylko demonizowanie – tak uważała. Victoria patrzyła na to jako całkowitą normalność. Jasne, w pierwszej chwili też się bała, ale to był irracjonalny strach i szybko się o tym przekonała, a kiedy logika wzięła górę, to i cały strach prysł doszczętnie. Co prawda nie nazwałaby Sauriela owieczką i z pewnością był niebezpieczny… ale nie dla niej, tak?

– Nie pozwoliłabym zrobić sobie krzywdy – przecież ją znał… i były granice, których nie pozwoliłaby nikomu przekroczyć, w myśl wzajemnego szacunku, który był pewną świętością. – Nie wiem co na to powie, ale porozmawiam z nim – czy to była obietnica? Tylko połowiczna: że poruszy temat. Ale nie mogła obiecać, że Sauriel będzie chciał się bawić w wampirzą niańkę czy przewodnika. – Bo jest pogubiony. I jednocześnie bardzo zdeterminowany – na jego miejscu pewnie byłaby dokładnie taka sama.

Uśmiechnęła się do Laurenta – ona i romantyzm, ha… Może musiała to dopiero w sobie odkryć? Przecież do tej pory wzbraniała się przed takimi uczuciami, nie były dla niej, by w najmniej spodziewanym momencie… pęknąć. Pokochać osobę, która pozornie zupełnie do niej nie pasowała. Lecz pozory lubiły mylić.

Delikatnie przejechała dłonią po plecach Laurenta, chcąc mu dodać otuchy i by nie zapomniał, że jest tu przy nim, niezależnie od tego, co się działo. Może i były to stare dzieje, ale musiały siedzieć w psychice blondyna – i nic dziwnego, bo kto chciałby być rzeczą? A taka rola trochę do tego się sprowadzała, do bycia bezwładnym przedmiotem na usługach innych ludzi, a Nokturn… dla księżniczek takich jak Laurent, to nie było przyjemne miejsce.

– Aurorem jestem tylko w godzinach pracy, kochanie – a poza tym doskonale wiedziała, że jeśli cokolwiek ma jej pomóc, to musi sięgnąć po nielegalne środki, a o nie najprościej było… w mrokach i cieniach. W końcu to nekromancja miała być kluczem, nie spirytyści. Nekromanci. Szukała pomocy nawet na innym kontynencie i za dwa tygodnie miała się udać w podróż z nadzieją, ze dowie się więcej, bo istniała szansa, że tam będą mieli lepszą wiedzę, skoro i dostęp do niej jest lepszy niż w Wielkiej Brytanii… Ale myśli Victorii coraz częściej zjeżdżały na Nokturn. Na ten nieznany sklep, który szukała (chociaż teraz podejrzewała, że mogło chodzić o rodzinę Borgin), na czerwone kamienie, które babcia wtłaczała w biżuterię… – Tak długo to już trwa? – przebiegło jej przez myśl, że być może miała ogromne szczęście, że skoro tak było, to nie zaraził się niczym i nie przekazał tego dalej… a ona nie miała przecież o niczym świadomości. Znaczy wiedziała, że prócz niej jeszcze się z kimś spotyka, ale przecież nie mieli wtedy siebie na wyłączność, jednak nie spodziewała się, jak wielka była skala. – To chyba tym bardziej wchodzenie do tej samej toksycznej rzeki to chyba niezbyt dobry pomysł – szepnęła, pijąc rzecz jasna do tego, co wyprawiał w związku z tym całym architektem. Bo z każdym słowem brzmiało to coraz gorzej, jak wykorzystanie – i jakby Laurent nie zdawał sobie z tego sprawy.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#27
09.09.2024, 22:17  ✶  

Laurent kochał zwierzęta i to w pewnym momencie swojego życia bardziej, niż ludzi. To magiczne istoty nauczyły go delikatności, to miękka grzywa jednorożca nauczyła go pokory, to pióra hipogryfa wpoiły mu do głowy szacunek i wdzięczność. Jedyna istota, która słyszała od niego zupełnie wszystko, był Michael - do czasu pojawienia się Victorii, albo raczej do czasu zacieśnienia ich relacji, był właściwie jego najbliższym przyjacielem. To wszystko składało się na oczywisty obraz i nie potrzebowało dowodu, że kochał zwierzęta. Kochał wszystkie żywe stworzenia. I mógł je kochać najbardziej, ale nie było takiej rzeczywistości, w której poświęciłby życie człowieka dla zwierzęcia czy magicznej istoty. Takiej, w której wybrałby życie chociażby Michaela ponad życiem ludzkim, nawet jeśli abraksany Prewettów były właściwie jak ludzie. Jasne, zezwierzęcone - nadal to nie był człowiek per se, ale jednak. Stawianie porównań wampirów do człowieka jedzącego zwierzę nie było czymś, co przyszłoby Laurentowi do głowy, bo w jego głowie było to raczej absurdalne. Mógł być wampir, który zabijał. Tak jak mógł być człowiek, który zabijał. Na tej płaszczyźnie były między nimi podobieństwa i różnice.

Właśnie, nie pozwoliłaby zrobić sobie krzywdy. Znał ją, ale nie znał jej w takich sytuacjach. Miłość, zauroczenia, romantyzm - nie, ta strona jej nie była mu obca zupełnie, bo przecież nigdy by nie powiedział, że zauroczenia między nimi nie było. Było, jasne i żywe, ale temu bardzo daleko do miłości - sam to wiedział najlepiej. Niektórzy bardzo łatwo mylili zauroczenie z zakochaniem, a pierwsze fascynacje - z wielką miłością. Laurent sobie na to nie pozwalał, tak jak nie pozwalał sobie na zakochiwanie się - i żyło mu się z tym bardzo dobrze. Dwa razy sobie na to pozwolił i oba razy sprowadziły go na dno. Teraz nie wiodły go kroki na Głębokie Ścieżki, ale Dante ściągnął go na dno bardzo dosłowne. Z miłości ludzie więc robią rzeczy głupie, irracjonalne i takie, które wydają im się "poza ich charakterem". Victoria potrafiła sobie radzić, ale nie będąc nigdy zakochaną wcale to nie było oczywiste, że krzywdy sobie zrobić nie da. Jego zdaniem - już dawała. W tych dziwnych szarpaninach, w tym, jak bardzo ustępowała pola - ale to było w jej naturze. To oddawanie pola. Sama je przygotowywała, sama je sprawdzała i wyznaczała granice, zdrowe dla siebie [zazwyczaj]. Tak czuła się bezpiecznie, kiedy mogła kontrolować to, co się dzieje i nie musiała kontrolować innych, tak też nikt nie musiał kontrolować jej. Albo wręcz: nie mógł. Oklumentka, co? Szkoda tylko, że świat starał się jej udowodnić, że nawet oklumencja jej nie ochroni, kiedy przyjdzie się jej zmierzyć z potężniejszymi siłami.

- To czyli co? - Czuł się... właściwie to nie bardzo się czuł. Radość, smutek, żale, załamania - nie. Nic. Czuł, że ona jest przy nim i że gdzieś może pojawić się punkt pęknięcia, ale na razie go nie było. Czuł też przyjemne ciepło wina, ale jeszcze nie jego skutek - wino lubiło tak działać. Miękły ci nogi, kiedy wstawałeś i dopiero wtedy zdawałeś sobie sprawę z tego, że wypiłeś za dużo. Na szczęście Prewett znał swoje limity. - Jeśli pytasz o moją... przeszłość na Nokturnie to nie była ona długa. Trwało to z rok. - Kiedy to wypowiedział to zweryfikował w swojej głowie brzmienie słowa "niedługo". Bo jakoś nie wydawało się dobrze pasować i odnosić do tej sytuacji. - Do tej samej... - Powtórzył za nią. Do tej samej rzeki. Chciałby się w niej zanurzyć. Miał te chwile, w których chciał zupełnie odpłynąć i nie przejmować się niczym i już chwilami zresztą dokładnie to robił. Rzucał w swoim umyśle wszystko. - Próbowaliśmy razem wyrwać się z tamtego świata i się udało. Ja skończyłem na kopcach złota, a on w zdezelowanej budzie, połamany na kawałki. Chcę mu pomóc. Dać mu szansę na wyprostowanie nóg - skoro ma talent do architektury to może na tym dobrze zarobić i zająć się pracą... rozumiesz, do czego dążę? - Nie chodziło tutaj o to, że zamierzał wywracać swoje życie do góry nogami, bo rozumiał wyraźnie postawioną granicę i nie zamierzał wcale pakować się w kolejne toksyczne bagno, gdzie ten będzie... no cóż, spójrzmy prawdzie w oczy, bo dobrze zostało to ujęte: używać go, kiedy najdzie go akurat ochota. - A to wszystko zaczęło się przez narkotyki. - Albo może przez zaufanie niewłaściwej osobie? To też. Oba były tu nieodłączne. - Miałem dość Keswick, ogłosili Pandorę dziedzicem, trafiłem na nieodpowiedniego mężczyznę w nieodpowiednim czasie. Albo to on trafił na mnie. - Może wcale nieprzypadkowo. A może to tylko zwykły pech. - Najpierw to była tylko zabawa, a zanim się zorientowałem to już musiałem brać. Niektórych rzeczy nawet nie pamiętam. Inne są narkotycznym mirażem.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#28
10.09.2024, 00:27  ✶  

Być może po prostu inaczej patrzyli na to wszystko, bo Victoria nie dzieliła na gorszych i lepszych. Ot – wszyscy byliśmy istotami, którym przyszło chodzić po tej ziemi, dzielić ją. Victoria wolała ludzi, bo byli jej bliżsi, ale lubiła też zwierzęta. Miała też teraz pod opieką od kilku dni takie maleństwo, którego nikomu nie dałaby skrzywdzić, jej mały skarb. Cóż z tego, że nie człowiek? Była tak samo cenna. Więc wilkołak? Wampir? Wila? Tak samo mieli prawo żyć, niezależnie od tego, skąd się wzięli – tak, wampiry zostały stworzone w wyniku zakazanej magii, ale… w nas wszystkich płynęła magia. W czarodziejach. W magicznych istotach… Lestrange po prostu nie patrzyła na nich wszystkich, na ogół, jak na potwory. Nie byli nimi. Mogli się nimi stać, tak jak ludzie, tak jak magiczne bestie.

I ona nie zaprzeczyłaby, że pomiędzy nimi było jakieś zauroczenie – kiedyś. Fascynacja. Na pewno jednak nie pomyliła tych uczuć z miłością, bo tak jak Laurent, wzbraniała się przed nimi, choć z nieco innych pobudek. Sądziła jednak, że rozmawiają o krzywdzie fizycznej, skoro problemem była natura jej byłego narzeczonego, a nie potencjalnej krzywdzie złamanego serca, nadziei czy innych nienamacalnych rzeczy. Tak, kiedy człowiek się zakochiwał i otwierał na druga osobę, pokazywał tym samym swoje czułe miejsca, słabe strony, które odkryte, mogły być łatwo zranione, zwłaszcza gdy nigdy nie widziały światła dziennego i nie były utwardzone przez warunki pogodowe, jakie panowały na tym małym polu bitwy, jakim była miłość. Oczywiście, że była podatniejsza na zranienie i krzywdę, i pozwoliła się skrzywdzić. Czy druga strona zrobiła to celowo? Prawdę mówiąc, to nie wydawało jej się. On też, tak samo niedoświadczony jak ona, otworzył się na coś, co go, nieprzygotowanego, gdzieś tam zraniło.

– To uzależnienie – bo rozmawiali o tym kilka dni temu, gdy powiedział jej, że zamierza się udać do lekarza. Wtedy bodaj o uzależnieniu usłyszała pierwszy raz. Umiała za to liczyć, dodawać jedno do drugiego. Skoro powód, dla którego skończył gdzie skończył, był taki sam… Wychodziło dużo lat, tak? Nie była pewna, co powinna o tym myśleć. – Wiesz, że to niewiele mniej od tego, jak my ze sobą się zadajemy? – tylko rok… A oni byli jak te papużki nierozłączki przez niecałe dwa lata. Ale rok to wcale nie było tak mało. – Raczej po prostu wróciłeś do kopców złota – bo z tego poziomu wyszedł. Był Prewettem i pieniędzy nigdy mu pod tym nazwiskiem nie brakowało. – Rozumiem do czego dążysz, ale nadal uważam to za nierozważne. Koleś dosłownie w twoim domu próbował popełnić samobójstwo, tym samym obrzydzając ci ten dom jeszcze bardziej. A co jak to się powtórzy? Albo w tym nowym miejscu w jakimś napadzie… nie wiem czego? – rozumiała stare więzy… ale nie rozumiała tego dziwacznego przywiązania, które popychało do autodestrukcji własnego życia. Westchnęła cicho i ułożyła chłodne dłonie na policzkach Laurenta. Ciepłych, gładkich. – Narkotyki takie chyba są. Z początku niewinne, a potem… – nie dokończyła, bo nie było co kończyć. Oboje wiedzieli, jak jest. Victoria nigdy nie brała. Pijała alkohol, zdarzało jej się upić (raz, ostatniego dnia szkoły… ale rzadko kiedy komukolwiek o tym opowiadała), popalała papierosy, ale nigdy nie tykała się narkotyków – za bardzo bała się utraty kontroli, że nie będzie w stanie utrzymać swoich oklumenckich barier w ryzach, że zrobi coś, czego nie będzie pamiętała, że będzie można jej wmówić cokolwiek, że zrobi coś, czego normalnie nigdy by nie zrobiła… – Cieszę się, że masz to za sobą – wyszeptała, delikatnie przejeżdżając kciukiem po miękkiej faktórze jego skóry. – Że się wyrwałeś i mogliśmy się poznać na nowo – był wielką podporą jej życia… i chyba ze wzajemnością. – Czy on też brał? – musiał być jakiś powód tego, że ten cały… Crow czy jak mu tam, skończył w zdezelowanej budzie. Może brał? I nigdy nie wyrwał się z nałogu? Co, jeśli przekazanie mu zapłaty za pracę, tylko pogorszy sprawę? Czasami jedyną formą pomocy było świadome niedawanie takim ludziom pieniędzy na to, by bardziej niszczyli swoje życie. Ale to były tylko dywagacje jej głowy, skoro nie miała pojęcia… Jej pytanie mogło być za to pewną sugestią dla Laurenta. – Brałeś coś przy nim teraz? – zapytała cicho, próbując zrozumieć... absurd tej sytuacji. Absurd i tragizm. Ciągle jednak trzymała w swoich dłoniach twarz Laurenta, zaglądając w te jego głębokie niczym morska otchłań oczy.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#29
10.09.2024, 19:23  ✶  

Uczymy się śpieszyć i śpiesząc się uczymy. Świat biegł maraton, a ty zostajesz z tyłu - powiedzieli ci, jak podnosić nogi i powiedzieli, że to będzie trudne. Inni kłamali, że naah, nic takiego, nic wielkiego - poradzisz sobie, poklepię cię po ramieniu, w zasadzie niczego nie stracisz i niczego nie tracisz. Wszystko w normie, trzymaj fason. Uśmiechają się. Start. Ktoś przecina wstęgę i mówią ci, że to już. Już? Teraz? Ale przecież..! Nikt nie czeka. Wszyscy rwą się do przodu, bo raz wybity strumień nie znał słowa "stop". Ty je poznałeś, ale wydobycie go ze swojego gardła było już żałosne. Więc oto jesteś - strudzony swoimi doświadczeniami, bo nie wszystko są ci w stanie przekazać ci mądrzy, nawet jeśli bardzo się starają. Jeśli bardzo chcą. Nie przed wszystkim uchronią cię przyjaciele i nie wszystko będzie dla ciebie oczywiste w swoich podwojach. Musisz przekonać się sam. Nauczyć obserwując ten maraton. Nauczyć mierząc oddechy. Czując palenie mięśni w nogach. Nauczenie się tego, jak kochać, w niczym się nie różniło. Jak kochać mądrze, jak kochać zdrowo, by nie być samolubnym i jednocześnie nie zatracić siebie. W tych czasach było to szczególnie trudne, gdy te zachwiane wzorce pokazywały, że miłość to mrzonka, a ze mrzonkami... z nimi najlepiej się sypia. Niekoniecznie zaś wychodzi się za nie i dzieli z nimi później życie.

- Nie wiem sam... - Przymknął oczy na drobny moment, zsuwając dłonie na jej nogi. Oparły się, ale lekko, o jej biodra, powierzając jej cześć swojego ciała, kiedy teraz był przechylony w jej stronę. A wiele nie było do powierzania. Pewnie aktualnie ważył nie jakoś szczególnie więcej od Victorii. - Tak? Dałbym słowo, że znamy się od zawsze... - Kąciki ust drgnęły mu ku górze o centymetr, bo w tej myśli można się było rozkoszować - że Victoria tutaj była, jest i będzie. Skupmy się na tym, że będzie i nie poddawajmy temu, że jednak mogłoby jej nie być. Ciągle trwała walka, żeby to jednak uległo zmianie. - Nie, nie próbował popełnić samobójstwa. Skrzywdził się... w ramach kary dla samego siebie. - Odsunął głowę od barku kobiety, żeby móc spojrzeć na jej twarz, kiedy poczuł dłonie na policzkach. Chłodne - na ciepłych policzkach, w istocie. Przeszedł go dreszcz, ale zamiast się odsuwać to przytrzymał jej ręce przy sobie. - Nie łudzę się, że ma czyste jak łza intencję, nie pozwalam sobie na stracenie głowy. Jest w jego obecności coś... może dlatego, że jest jedyną osobą z tamtej przeszłości, która widziała mnie tam, która była tam, uczestniczyła w tym... sam nie wiem. - Nie potrafił nawet tego nazwać. Bardzo wiele tutaj "nie wiem" się pojawiało i to nie tak, że nie chciał ich wyjaśniać. On się w tym gubił. W tych emocjach i tych wszystkich wydarzeniach, które działy się wokół, a do tego ścigającą go przeszłością. I z myślą o tym, czy to dokładnie ta babka, której wspomnienia Victoria dzieliła - ta z Nokturnu, ale chyba to ta sama. - Och, tak... - Uśmiechnął się cieplej i cofnął rękę, żeby sięgnąć po kieliszek i się z niego napić łyk. Zaraz go odstawił, żeby nie przeszkadzał. - Ja też się cieszę. - Z wyrwania się stamtąd - jasne. Ale głównie z tego, że się poznali. Bo to była najcenniejsza znajomość, jaką miał. Nie licząc rodziny, ale to zupełnie inna para kaloszy - z nimi się wychował, tam się urodził, to JEGO krew.

- Tak. Brał. - Czy oni kiedyś się spotkali tak naprawdę na trzeźwo? Bez zjazdu? Pewnie nie, bo w tamtym okresie Laurent już starał się odpychać od narkotyków, ale, haaah... to wcale nie było takie proste. - I nie, nie... niczego z nim nie brałem. - Znów lekko się uśmiechnął. - Możesz być spokojna, Victorio. Jestem świadom tego, co to jest za człowiek. Nie będę walczył o przegraną sprawę, ale nie mógłbym sobie wybaczyć odwracając się do niego plecami. Każdy zasługuje na szansę.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#30
11.09.2024, 18:55  ✶  

Odmawiała takiego stylu życia: że inni będą jej dyktować co ma robić, z kim i dlaczego. Uważała, że sama wie lepiej i się o siebie zatroszczy. Całe życie próbowała zadowolić rodzinę, w końcu jednak znalazła w sobie siłę, by się im przeciwstawić, tupnąć nogą, powiedzieć, że nie. Choćby na chwilę… miała pieniądze, miała więc na tyle władzy, by móc to wszystko zrobić. Właśnie dlatego, by z mrzonkami nie tylko sypiać, a móc dzielić życie, gdyby tylko tego zapragnęła.

– Czasami też mam takie wrażenie – odparła i uśmiechnęła się, czego Laurent nie miał jak zobaczyć, skoro się o nią opierał. On, wątły chłopaczek, ważący niewiele więcej od niej i mający zdecydowanie mniej siły niż ona. Nie przeszkadzało jej, że ją dotyka i że teraz go w pewien sposób podtrzymywała; nie kłamała mówiąc, że jej też czasami wydawało się, że znają się od zawsze. Nie zamierzała go męczyć o ten… nałóg – nieważne od kiedy, ważne że zdawał sobie z niego sprawę i próbował coś z tym robić, nawet jeśli w tej społeczności być może to wcale nie uchodziło za uzależnienie, a po prostu o bycie… nie kobieciarzem. Jak więc to odpowiednio nazwać? Chyba nie mieli na to słów, bo nikt tego jeszcze nie wymyślił – co tylko wskazywało na ciemnogród umysłowy, bo mężczyzna z mężczyzną…?

– W ramach kary… słyszysz jak to brzmi? Jak zacznę w ramach kary się podtapiać i kiedyś nie wyciągnę głowy z wody na czas, doskonale znając konsekwencje, to nie będzie to kuszenie losu? Nie będzie samobójstwo? – uważała, że gdy dorosła jednostka doskonale wiedziała, jak dana czynność może się skończyć, to nie powinno się rozmydlać tej odpowiedzialności i próbować to ugrzecznić. To tylko odsuwało problem, zabierało się z jego wagi – a to nie było nic, co powinno się traktować lekko. A przynajmniej ona nie traktowała… może dlatego, że sama lekko ponad miesiąc temu przeżyła coś podobnego, ale to nie było już żadne “w ramach kary”, tylko rzeczywista próba w samotności. Nie wiedziała, czy Sauriel miał jej to za złe, bo nigdy o tym nie porozmawiali… ale miała nadzieję, że nie. I że nie spróbuje tego drugi raz.

– Sentyment? – podsunęła mu słowo, którego może szukał, lecz wcale nie była pewna, co dokładnie chciał powiedzieć. – Myślałam, że bardziej chcesz o tym zapomnieć, niż na nowo rozpalać wspomnienia – a jak mówił – to były kłopoty i chcieli się z tego wyrwać. Więc? Gdzie tu sens i gdzie logika? Nie widziała ich. Nie rozumiała więc tego uporu w bronieniu człowieka, który sprawił, że tym bardziej chciał uciec z domu. Być może tak samo, jak Laurent kiedyś nie rozumiał jej odczuć, względem własnego narzeczonego. Tego, że chciała pomóc, pomimo bycia zranioną. Teraz sytuacja się trochę odwróciła – ale tylko trochę, bo cała reszta była kompletnie inna.

– Ja też się o ciebie martwię – choć z zupełnie innych powodów; nie dlatego, że Crow był niebezpiecznym wampirem, który może wypić twoją krew, a dlatego, że Laurent nadal pakował się w sytuację, które od samego początku migały neonowym, czerwonym napisem “UWAGA!”, jak ten red flag, który uporczywie ignorował. – Masz pewność, że on też wyrwał się z nałogu? Że zapłacenie mu za dom nie da mu tylko pożywki do kupienia czegoś, czym sobie zaszkodzi? – Victoria tak dopytywała, bo ciągle w jej głowie krzyczało to, że typ tak po prostu się pociął, że niezależnie od intencji i powodów – potrzebował pomocy, ale być może innej, niż same pieniądze do ręki, które wyrządziły by tylko więcej szkody. Pytała dlatego, że jednak pracowała w organie prawnym, i jeszcze jako brygadzistka widziała różne dziwne i niekoniecznie przyjemne rzeczy, te związane ze skutkiem zażywania narkotyków również. – Nie mówię, że nie zasługuje na pomoc – byłaby hipokrytką, gdyby tak powiedziała. – Ale czy jesteś w stanie pomóc, kiedy sam tej pomocy potrzebujesz? – zapytała cicho, uśmiechając się łagodnie. Chciała po prostu to od niego usłyszeć – że tak, że jest dobrze, że da radę… niezależnie od tego, co może się stać, że sobie to przemyślał i tak dalej. Nie chciała go od tego odwodzić, bo przecież by sobie nie wybaczył, gdyby coś się stało, a czuł, że miał możliwość pomóc. Tylko, czy spojrzał na sprawę pod każdym kątem? Czy widział każdy jej aspekt? Lekko pogłaskała policzek Laurenta, nim zabrała zimną dłoń i lekko, krótko się zatrzęsła. – Wiem, że zrobisz co należy, po prostu chciałam mieć pewność, że nie pominąłeś czegoś ważnego.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (11682), Laurent Prewett (10733)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa