Miało to dziać się powoli, bo chciał pozwiedzać, zobaczyć, zbadać. Dowiedzieć się, gdzie jest najlepiej, bo przecież nie w każdym miejscu czujesz się tak samo dobrze. Wiedział teraz, że chociaż chciał nadal mieszkać z dala od miasta, to nie na aż takim odludziu, gdzie okazywało się, że potrafiło być nieziemsko wręcz niebezpiecznie. Szczególnie niebezpiecznie dla kogoś, kto sam nie potrafił się skutecznie bronić. Nie miało być szybko, a teraz to miał ochotę to popędzić na gwałt. Byle szybciej. Lecz nawet magia miała swoje ograniczenia. Możesz zbudować dom, który postoi parę godzin, ale zniknie i rozpadnie się przy pierwszej lepszej okazji. Albo po czasie, kiedy skończy się zaklęcie. Więc niektórych rzeczy nie przeskoczysz. Czasu nie przeskoczysz - to coś, z czym nawet czarodzieje nie potrafili wygrać.
- Jeszcze nie dopełniłem formalności, to był bardzo intensywny tydzień. - Wypchany w wydarzenia i doznania, niektóre przestrzegające przed tym, by więcej głupot nie popełniać, inne uczyć powinny, aaale... Bo to nie tak, że Laurent się na tamtym wydarzeniu niczego nie nauczył. Nauczył. Niedostatecznie jednak wiele, żeby zrobić to, co powinien - odciąć się od kogoś, kto miał kiepski wpływ na jego niestabilne życie.
- Nie jestem aż tak głupi, wiem... zdaję sobie sprawę z tego, że trzeba postawić pewne granice. - Te pewne granice na płaszczyźnie emocjonalnej. i "aż tak głupi" pasowało tu bardzo dobrze. Bo nawet wiedząc, że niektóre rzeczy robi źle, nie bardzo potrafił im odmówić. Ta ilość namnożonych głupot była wręcz niesamowita. Zatrzyma się w końcu? Czy do reszty postradał rozum i teraz, jak te kilka lat temu, mógł już tylko spadać chcąc się łapać ulotnych chwil przyjemności? Być może to była jakaś klątwa. Ha... klątwa, która zaczęła się wraz z czerwcem, kiedy pierwszy raz po latach usłyszał imię "Dante". Jak tragicznie wpasowywało się to w czarną przepowiednię najbliższych dni, tygodni, miesięcy. - Tak, Victorio. Chciałbym napić się wina. - Niekoniecznie upić, choć jemu wiele nie było potrzeba, ale napić. Nie powinien? Nie, nie powinien. Dzisiejszy dzień spisał w swoim kalendarzu jako ten dzień, w którym mógł być przez chwilę nieodpowiedzialny i nie przejmować się wielkim światem. To właśnie dziś - jego wakacje od zmartwień. Jego wakacje od "przejmuję się". Przerwał robienie laleczki, kiedy poczuł jej dotyk i zaskoczony uniósł na nią wzrok. To zaskoczenie przemieniło się w łagodność. - Przepraszam... nie chcę cię martwić, nie czuję się dzisiaj wcale źle, naprawdę. - Dotknął jej policzka i czule przesunął po nim kciukiem. Ostatnia osoba, jaką martwić chciał to ona. Tak jak ona nie chciała martwić jego, ale relacja, jaką mieli, polegała na tym, że nie dało się tego uniknąć. Nie chciał nawet tego unikać.
- Wiesz... myślę o tym, że jeśli ktoś, kto zrywa z tobą zaręczyny i robi całą tę otoczkę i mówi ci, że "chce, żeby było normalnie"... to nie brzmi zbyt obiecująco. - Nie chciał być pesymistą, zgrozo, jak bardzo nie chciał. - Czymkolwiek jest normalność między wami to mimo wszystko mówi też o tym, że nie chce tracić ciebie, prawda? - Nie brzmi więc obiecująco, ALE... - Dopóki ktoś chce z tobą być i chce, żeby nic nie było zepsute, stara się... nie zawsze powroty do niektórych punktów są złe. Czasami... czasem pomagają osiągnąć harmonię i pozwolić zakwitnąć czemuś na nowo. - Jak przebiśniegi, które raz za razem wybijały się spod zimnej pierzyny śniegu. Uśmiechnął się spoglądając, jak niemal ze złością kobieta zabiera się za nową laleczkę. - Spokojnie, Victorio. Za mocno naciągasz, spróbuj tutaj zawiązać... - Położył dłoń na jej dłoni, żeby troszkę ją ukoić, zanim jej pokazał, delikatniej, jak to zrobić. I już zostawił. - Gdzie masz lampki? - Wyciągnął ze wskazanej szafki i otworzył wino, rozlewając je im. Nie nalał nawet dużo. Umoczył usta w tym winie, przyglądając się całemu procesowi pracy palców Victorii i jej skupieniu, zanim sam usiadł za jej plecami na stołku przy wyspie, opierając się leniwie o blat. Merdając ciemnym płynem w szkle i mocząc usta raz jeszcze. - A z Crowem poznałem się przez naszą wspólną ex kilka dobrych lat temu. Bardzo nieprzyjemna kobieta. Być może nawet o niej słyszałaś. Madame Fontaine. - Może słyszała, a może nie. Pewne persony były siłą rzeczy znane wśród aurorów, ale niekoniecznie każdy auror znał każdą sprawę.