• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[ranek 26.08.72, Warownia] Echo pieśni morza

[ranek 26.08.72, Warownia] Echo pieśni morza
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#21
26.09.2024, 13:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.09.2024, 13:23 przez Brenna Longbottom.)  
wiadomość pozafabularna
Kolejka odwrócona po ustaleniu z graczkami

Brenna spojrzała na rozkład – rozpoznawała pojedyncze karty, ale znaczeń większości mogła tylko się domyślać – i musiała przygryźć wargę, by powstrzymać śmiech, trochę chyba histeryczny, narastający w gardle, gdy Millie zinterpretowała ich rozłożenie. To nie tak, że chciała ją wyśmiewać – nigdy by tego nie zrobiła. Ani że w ogóle traktowała tarota jak głupią zabawę. Było w tym po prostu trochę dziwnego rozbawienia na widok asa kielichów, przywodzącym wspomnienie pazia z układu Morpheusa, kochanków i śmierci (tu akurat wiedziała to, czego nie wiedziała większość ludzi, podpatrując rozkłady wuja i przyjaciół: śmierć nie oznaczała dosłownie śmierci, a koniec zwiastujący początek) i słuchając słów Millie.
Nie sądziła, by ktokolwiek widział w nich parę, może poza Anthonym Borginem, który tkwił w dziwnej iluzji już w maju, z powodów, których Brenna za bardzo nie pojmowała. Nie sądziła też, by była dumna: och, jasne, nie chciałaby żebrać o niczyją uwagę, chyba prędzej połknęłaby żabę niż to robiła czy oczekiwała, że ktoś będzie żebrać o tę u niej. Ale w pewnym sensie oboje wykonywali kroki w swoim kierunku, i nie można było powiedzieć, że ona nie zrobiła swojego, skoro w ogóle powiedziała mu, by wpadł na tę plażę. Nie wiedziała może jeszcze nie tak dawno, jaką decyzję podjąć, i owszem, miała wrażenie, że mogą się nawzajem oszukiwać – ale teraz chyba do pewnego stopnia już wybrała, po prostu postanawiając zignorować pewne rzeczy.
Na przykład to, że najgorsze dopiero przed nią – i że być może faktycznie wybrała źle. Może słońce, kochankowie i śmierć tracili znaczenie, bo odwrócony diabeł zwiastował nie jej własną niepewność, a zapłatę za błędy albo trzeci element relacji.
Ale Brenna nie zamierzała w tej chwili psuć sobie tym nadmiernie głowy.
Jak to powiedziała?
Karty nie mogły zdradzić jej tutaj niczego, z czego doskonale nie zdawała sobie sprawy.
Uniosła po prostu resztkę swojego śniadania do ust, by się trochę zapchać, nie pozwolić na tę pierwszą reakcję, bo nie chciała urazić Moody, a spoważniała, gdy ta wspomniała o przyjacielu w potrzebie… Przełknęła i z jej ust wyrwało się westchnienie.
- Nawet jeśli byłabyś to ty, to nie ma znaczenia. Przecież zawsze ci pomogę - powiedziała łagodnie. Pomyślała o przepowiedni Morpheusa, o ogniu nadchodzącym wraz z jesienią – i że przyjaciele w potrzebie mogą być motywem przewodnim nadchodzących miesięcy. Mogła tylko mieć nadzieję, że sama nie będzie tej potrzebować. Ale miała jednak wrażenie, że ta przepowiednia spełniała się tu i teraz, że Miles właśnie była w p o t r z e b i e i że być może Księżycowy Staw i porada jej pomocą. - To miło, że mój związek z pączkami ma się tak dobrze, ale jesienią przewiduję problemy z eee… różnymi innymi przepowiedniami i tylko na wszelki wypadek chcę zastrzec, że ja i Basilius naprawdę nie jesteśmy parą.
Bo pomyślała, że może Millie uznała, że to rozkład dla nich. Jeśli tak, to Brenna zaczynała się bać, co przyniesie przy siódemce denarów kolejny piątek trzynastego


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#22
30.09.2024, 00:09  ✶  
Basilius westchnął Bardzo Głośno.
– Millie, jeśli to pomoże ci znaleźć prawdziwego przyjaciela geja, to jestem gotowy chodzić z tobą po jakiś dedykowanych klubach jeśli tylko uda mu się znaleźć kogoś innego do tej funkcji – powiedział, jakby ta sprawa przyprawiała go o ból głowy, ale nie odsunął się i dał jej uczynić sobie z niego oparcie, gdzieś tam myślami krążąc wokół tego, że paradoksalnie, jak bardzo nie wzdychałby i nie przewracał oczami na te jej żarty, to Millie mogłaby być chyba tą osobą, której najszybciej powiedziałby o... pewnych usilnie ignorowanych przez niego myślach, które pojawiły się gdzieś w okolicach jej urodzin i pewnego zajścia pod stołem. Na całe szczęście koło napędowe tych myśli nie siedziało teraz z nimi w kuchni i chyba nie miało się w niej pojawić. Kolejny Longbottom i jego uśmiech do kolekcji uśmiechów, które przyprawiają go o ból głowy.
Spojrzał na Brennę, aby odpowiedzieć jej na pytanie o boczek i... I w sumie uznał, że nie umiał na nie odpowiedzieć, zwłaszcza że nie chciał odpowiadać za Millie w jej obecności. Ramionami wzruszać też nie chciał, bo przecież druga czarownica traktowała go właśnie jako mebel do podparcia, więc po prostu rzucił Brennie skonfundowane spojrzenie, bo na dobrą sprawę dalej nie rozumiał o co chodziło Moody z boczkiem i tą religią.
Gdy czarownica zazdrżała przyjrzał się jej bardzo uważnie, doszukując się na jej twarzy jakichkolwiek oznak choroby, zmęczenia, czy sam nie wiedział czego.
– Jest Ci zimno? Chcesz herbaty? – zapytał, bo nawet jemu nie było obecnie zimno, a przecież miał wiecznie chłodne dłonie.
A potem po prostu przysłuchiwał się temu, co mówiła Millie o rozkładzie dla Brenny, żuł tosta, przy czym dwa zostawił, jakby przyjaciółka jednak uznała, że będzie jeść jedynie to co może mu ukraść z talerza, popijał kawą i co jakiś czas unosił wysoko brew do góry. Trochę kusiło go, aby wziąć te karty i samemu zapytać się o co chodziło jego towarzyszkom, bo miał dziwne wrażenie, że każda z nich obecnie sprawia, że ta rozmowa robiła się znacznie bardziej zawiła, niż powinna.
Zamiast tego jednak przyjrzał się Brennie z pewnym zaciekawieniem.
– A więc... To przez te pączki twojemu brata nie udało zeswatać cię z Atreusem? Czy to coś jeszcze świeższego? – spytał trochę żartobliwe, chociaż był zdecydowanie ciekawy z jakimi pączkami miała ten związek. Na słowa, że nie są razem oczywiście od razu skinął głową.
– Tak, przepraszam za to Brenno. Nie miałem jak tego wczoraj wyprostować.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#23
07.10.2024, 13:34  ✶  
– Tak, jest mi zimno – skłamała burkliwie, wzdychając ciężko ale nie na troskę Basiliusa tylko na własne zdradliwe ciało, które postanawiało se odstawiać jakieś cyrki bez sensu.

– No dobra dobra już wiem, że pączki nie są Prewettem. Zaraz co?! Erik próbował Cię wyswatać z Bulstrodem? Ja pierdole, nie rób mi tego! Niech ON mi tego nie robi... – rozwaliła się na krześle, bo między nią a Atreusem istniała cała tona powodów dla których mogliby toczyć nieustanne wojny i szalenie mało powodów, by ten topór zakopać i spróbować chociaż przez moment być cywilizowanymi ludźmi. – W dupe wsadzę Eryczkowi takie pomysły w ogóle kurwa co my żyjemy w XIX wieku, żeby kogoś swatać? Ja pierdole, co za kretyński pomysł. Jeszcze rozumiem, że rodzice by Cię wstawili na taką mine, ale kurwa no... – przyczepiła się tematu, bo był nośny i głośny, lepszy niż drgawki, czy ten jebany dzbanek i pomoc przyjacielowi. Wszyscy mieli przejebane.

– Dobra Bazyliszek teraz dla Ciebie, skoro już wiemy, że jesteś sam, to może na przejaśnienia w związkowym zakresie? – zaproponowała. – Wolisz, żebym omawiała Twój związek... z pączkami, czy mówić o rogalikach, co by karty nie miały wątpliwości, że to ktoś inny? Albo em... mogę spytać o bagietkę jeśli wolisz? – wyszczerzyła się zuchwale, a cienie ostrzące rysy jej twarzy i przekrwienia białek oczu nie wydawały się już aż tak... dojmujące. Karty poprawiały Mildred humor. No chyba, że wróżyła sama sobie. Wtedy były tylko złośliwymi kurwami.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#24
07.10.2024, 14:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2024, 14:12 przez Brenna Longbottom.)  
- Jeśli chodzi o stałe, stabilne związki, to w moim życiu w tej chwili będą to pączki z budyniem, po prostu Millie patrzy na to inaczej – stwierdziła z udawaną powagą. Bo właściwie dwa spotkania, co do których nie była pewna czy były randkami, czy nie, naprawdę nie oznaczały związku. Wspólne przeskakiwanie przez bramę w zoo albo utykanie w windzie nie oznaczały takiego na pewno. Musiałaby być Francescą, żeby w tej chwili dopowiadać sobie za wiele, chociaż spytana wprost nie próbowałaby pewnie upierać się, że nie dzieje się nic. Nie lubiła kłamać – za to często unikała odpowiedzi.
Brenna chciała chyba wstać I zacząć przenosić rzeczy do salonu, ale zamarła na słowa Prewetta.
- Erik dalej chce mnie swatać? – zdziwiła się, spoglądając na Basiliusa i zmarszczyła brwi w irytacji. - Powiedział ci coś wczoraj?
Naprawdę, jeśli ten drugi ochrzan nie wystarczył to...
- Wiesz co Millie? Ja tak na wszelki wypadek zabiorę więcej rzeczy - rzuciła do Moody i pokręciła głową z rezygnacją. – Swatanie z nim nie jest jeszcze takie złe, bo bywało naprawdę... zabawnie. Kiedyś próbował mnie wyswatać z moim kolegą. Który mógłby podrywać Basiliusa w tych klubach, do których się wybieracie.
Nie wymieniła nazwiska i nie zamierzała, nawet jeżeli Castiel opuścił Anglię w maju i wiele wskazywało na to, że nie zamierzał do niej wracać. Pewnych rzeczy się nie zdradzało.
– Nie wspominając o tym, że raz powiedział coś o Dumbledorze. Ale jestem prawie pewna, że żartował, w końcu on był w szkole z naszym dziadkiem – dodała, a z jej ust wydobyło się westchnienie. – Nie wiedziałam, że aż tak się nie cierpicie. To przez wesele Blacków? – spytała ostrożnie, spoglądając na Millie uważnie. Łatwo było się domyśleć, że się nie lubią, i że to niechęć obustronna, ale chyba Brenna nie zdawała sobie sprawy z tego, jak ta była głęboka. Choćby dlatego, że prawdopodobnie Atreus trochę się hamował z obrzucaniem wyzwiskami jej przyjaciół w jej towarzystwie.
– Może spytaj po prostu, jak hm, ułożą się najbliższe sprawy dla Basiliusa? – zasugerowała, starając się trochę wyjść mu z pomocą. – Albo o naszą klątwę. W październiku kolejny trzynasty – zażartowała, bo piątki trzynastego miała w zwyczaju sprawdzać w kalendarzu już w styczniu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#25
11.10.2024, 09:07  ✶  
– Rozumiem – powiedział do Brenny, wiedząc jedynie tyle, że już niczego nie rozumiał, ale uznał, że to nie jest ten moment, kiedy powinien zastanawiać się teraz do kogo pasowałoby określenie pączek z budyniem, lub też właśnie do kogo ono nie pasowało, bo przecież Brenna była sprytna i mogła spokojnie nazwać kogoś pączkiem, gdy tak naprawdę ten ktoś bardziej przypominał na przykład szarlotkę i... I o czym on tak właściwie gadał? Przejechał dłonią po twarzy i po prostu wstał ze swojego miejsca, aby zrobić Millie herbatę.
– Co? Nie, nie Erik, Atreus coś na ten temat wczoraj marudził. Mówisz, że było nawet zabawnie? – uspokoił Longbottom, zalewając herbatę wrzątkiem, a potem zerknął na Millie. – Proszę cię Millie, możesz przynajmniej ty się nie nakręcać? Naprawdę nie rozumiem co takiego do siebie macie i... – Nagle dotarły do niego poprzednie słowa Brenny i chyba nieco za mocno odstawił czajnik na swoje miejsce. – Nie, nie. Czekaj. Nikt mnie tam nie będzie podrywać. Jak już ustaliliśmy idziemy t tylko po to, aby znaleźć Millie kolegę geja.
Wrócił na swoje miejsce i postawił przed Moody kubek z herbatą, a czy zamierzała go wypić, czy też nie to już była to jej sprawa.
– Ja... – Już miał protestować, aby najlepiej nie pytała się kart o nic, a tym bardziej o żadne jego wypieki, ale w tym momencie na całe szczęście wtrąciła się Brenna. – Piątki trzynastego to dobry pomysł... Albo wiesz co? Pytaj się z co chcesz i baw się dobrze. – Znając życie pewnie i tak karty uznają, że umrze, albo zanim Millie zdąży je wyłożyć krzesło zawali się pod Brenną, czy coś takiego, więc po prostu napił się trochę kawy i ze zmęczoną miną czekał na swój los.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#26
14.10.2024, 12:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.10.2024, 13:22 przez Millie Moody.)  
– Wesele? Co? No... eee... nie, to nie o wesele chodzi. To trwa i już... i trwa. Po prostu jesteśmy zbyt różni, żeby się znieść w jednym pomieszczeniu. Zawsze jak przychodziłam do Alastora to musiał wiesz, jakoś to skomentować i nie to, że ja sobie cokolwiek z tego robię, ale no kurwa mać ile razy można słyszeć, że jest się pojebanym, że mogłabym mówić ciszej, albo przestać tak majtać łapami. Czy coś. – Ile razy można było widzieć tę pogardę, ile razy można było przypominać komuś, że w dalszym ciągu nie jest aurorem. Przecież kurwa wiedziała, że nim nie jest. Zasępiła się. No i Windermere. To było dziwne spotkanie.

Ostatecznie podniosła złote oczy w szarych obwódkach na Brenne, fantazjując o tym, jak Longbottomówna zakłada Atreusowi kaganiec na ryj i grubego, skórzanego pieszczoszka na szyję. Warownia w sumie wytrzymałaby jeszcze jednego psa. Nikły uśmiech pojawił się na bladej twarzy.
– Ale jakby co to wiesz, to Twoje życie. Do łóżka Ci nie będę zaglądać Brenka – dodała, nim pałeczkę rozmowy przejął Basilius, gasząc skutecznie jej dobre samopoczucie.

– Ach tak, to idziesz do pedalskiego klubu, żeby mi dla siebie znaleźć jakiś... zamiennik? To jest kurwa gorsze od swatania, co ja niby zrobiłam Ci takiego, że już nie chcesz... – urwała wyraźnie zraniona, odsuwając się od niego. – Kart się nie pyta o byle co, kart się nie pyta o to co MI sprawi frajdę bo to ma być pytanie dla Ciebie o Twoje życie. I kurwa w tej talii są takie karty, takie gówno potrafi wyjebać, że tego się dla zabawy nie układa. Ale dobrze, świetnie, sama mogę wybrać. Cudownie. W takim razie chciałabym zapytać, co ma zrobić biedny Basilius żeby wytrzymać z tą pojebaną Moody, bo najwidoczniej nie daje już sobie rady, a ja... ja nie zamierzam mieć innego kumpla geja, bez względu na to, czy się ruchasz z facetami czy kurwa nie. – Piekliła się strasznie, ale może to był właśnie milszy widok, tej dawnej Moody, która nie została przeorana przez ognie Beltane.

Tasowała zajadle, ani na moment nie patrząc na Prewetta, policzki piekły ją z wściekłości na dupka, który siedział obok, który nie potrafił jej wprost powiedzieć, że ma się odsunąć. Że jest jej za dużo. Za bardzo.

Pierwsza karta z plaśnięciem trafiła na stół. As buław, ucieleśnienie męskiej energii seksualnej, dosłownie penis w garści.

– Proszę Basilius, chcesz działać, chcesz coś zrobić, masz w sobie siłę do zmian. Fantastycznie. Przeszkadza Ci... – jeb. Druga karta. Stateczny rycerz denarów na ciężkim objuczonym koniu. – Zakuty łeb i konserwatyzm. Tkwienie w miejscu i niechęć do zmian. To się dzieje ponieważ... – I kolejna karta, kolejne "dildo" w postaci trzymanego przez lewitującą dłoń miecza. – Za dużo myślisz. Kalkulujesz. Oceniasz. Mózg przeszkadza Ci rozeznać, najwidoczniej to jest te no... overthinking. Brawo. W końcu z naszej dwójki Ty byłeś mądrzejszy i teraz jesteś za mądry żeby znaleźć mądre rozwiązanie. – Szydziła. Aż dziw, że między czarnymi włosami nie przeskakiwały iskry.

– Na Twoją decyzję wpływa z przeszłości... – Kolejna karta. Dziewięć mieczy zawieszone na ścianach i zapłakana kobieta w łóżku. Przed oczami Millie stanął ten jeden wieczór, gdy wypiła za dużo i zwierzyła mu się ze swojego "zmartwienia ze współlokatorem". Zaufanie, które wtedy mu dała, które musiała mu dać, zawierzając że nikomu nie zdradzi jej sekretu. Wciągnęła gwałtownie powietrze przez zaciśnięte nozdrza. To mogło być wczoraj, gdy płakał w nią wtulony, bojąc się wody, która ich otaczała. To mógł być ten moment, gdy znów w jego rękaw wsiąkały jej łzy osamotnienia i tęsknoty za byciem kochaną taką jaka była. Pierdolony Prewett.

Nie skomentowała tej karty, ruszyła dalej.
– Bieżące zmartwienia panowie piątka mieczy. – Teraźniejszość, wibrujący w przestrzeni konflikt. Zapytała o Basiliusa, ale czy pytanie nie dotyczyło ich obojga. Niesnaski, brak zaufania, nieporozumienie. Czy to coś co właśnie działo się przy stole. Wrażliwość i nieufność zranionego zwierzęcia, choć przeszłość mówiła jasno, że to zaufanie było już między nimi wypracowane. Kłamstwo. Samolubność. Narcyzm. Kogo punktowały karty? Basiliusa, czy wróżbitkę, która wściekle użyła kart po to, by sprawić mu przykrość? – bla bla bla kłócimy się i nie rozumiemy wzajemnie, nic dziwnego, że chcesz mnie porzucić. – Ostatnie słowo wymsknęło się z ust. Kto był adresatem tej w pełni realnej skargi?

Ale kiedy na stole zajaśniały cztery buławy, z nadchodzącymi biesiadnikami, coś jakby przebiło ten naelektryzowany balon. Oczy Millie zeszklilły się nieoczekiwanie, ujęła kubek by popić kawą gulę, która gwałtownie urosła jej w gardle.
– Super, szczęśliwe zakończenie już niedługo. Potrzeba... cierpliwości. Wow, nowość. To karta... rozpoznanego sukcesu. Wspólnego. Świętowania. Czegoś. Nie wiem. To przyjdzie. – Oddech miała płytki, dłoń niechętną by kontynuować, więc pospiesznie dopełniła krzyża kolejnymi czterema kartami. Od dołu siódemką buław, odwróconą parą kielichów, odwróconym Papieżem i w końcu... zwycięzcą pyszniącym się na swoim rumaku. Karta porada - duma, adaptacja, sukces. Zwieńczenie świętowania. Ostatnia z dobrych kart, które przynosił tarotowy dwór ognia. Uwolniony potencjał.

Czasem trudno było ocenić, czy Moody lepiej reagowała na karty w ogólnym rozumieniu złe, czy na te pozytywne dobre. Patrzyła na układ, który był całkiem przyjazny, łagodny, wyzbyty wielkich arkanów, mówiący o przejściowych problemach ze zrozumieniem, z dotarciem się, mówiącym o potencjale w relacji, która potrzebowała wspólnych działań i podbudowy nad już złożonymi fundamentami zaufania. To było takie proste. To było takie nierealne.

Rzut Symbol 1d258 - 159
Palma (sukces/zaszczyty)


Wrażliwa na znaki zobaczyła jak wszystkie pałki zakwitają niczym palmy. Los sprzyjał Basiliusowi i temu co zamierzał. Zobaczyła w jego działaniach sukces i zapłakała nad tym gorzko, nie mogąc wytrzymać napięcia tej porannej rozmowy po nieprzespanej nocy, po wczorajszym wieczorze, dniu, miesiącu zbyt szybkim i zbyt intensywnym. Ukryła twarz w dłoniach i pochyliła się by oprzeć o blat, nie hamując już szlochu nad samą sobą i kotłem myśli rozbryzgującymi się po wewnętrznej stronie czaszki.

[Obrazek: 7ky3rvB.jpeg]
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#27
15.10.2024, 19:24  ✶  
Wychodziło na to, że jeśli będzie organizował swoje 30 urodziny, to zdecydowanie będzie musiał zadbać o to, aby Millie i Atreus przebywali jak najdalej od siebie, ale to był problem dopiero na końcówkę października, jeśli w ogóle, bo i tak nie miał ostatnio głowy do jakichkolwiek większych imprez.
I w sumie dobrze, że Millie zaczęła robić mu wyrzuty, zanim zdążył się przyczepić, że Brennie do łóżka nie zagląda, ale jemu już tak, bo pewnie to tylko zaogniłoby bardziej całą sytuację.
– Millie, nie to powiedziałem – powiedział, trochę zagubiony w tym co się właśnie działo. Przecież nie chodziło mu o to, aby... To nie tak, że chciał ją porzucić... Nie, że... Po prostu... Ugh. Przecież z nią wytrzymywał! Nie, wytrzymywał to złe słowo, bo naprawdę lubił jej obecność nie ważne Ile razy nie nazwałaby go gejem, prawiczkiem, Bazyliszkiem, czy obraziła się kiedy chciał jej pomóc. A wczoraj... Wczoraj naprawdę docenił jej obecności i naprawdę nie miał pojęcia, co takiego kurwa zrobił, aby ją tak wkurzyć, bo przecież to chyba było jasne, że chciał znaleźć jej kolegę geja, jako dodatek do ich znajomości, a nie zamiast niej. Powiedział, że nawet przejdzie się z nią po tych klubach! Czy gdyby jej nie lubił to chodziłby z nią po gejowskich klubach? Chyba nie! Na pewno nie! Był Prewettem i miał jednak coś sobie z rodziny, więc po prostu załatwiłby to podstępem, zamiast samemu się fatygować!
Niestety karty poszły już w ruch. Pytanie, do którego nie potrzebował porad kart BO PRZECIEŻ WIEDZIAŁ, ŻE NIE MIAŁ PROBLEMU Z WYTRZYMYWANIEM Z NIĄ, BO PRZECIEŻ JĄ LUBIŁ, zostało zadane.
– Nie myślę nadmiernie – zaprotestował cicho, myśląc właśnie nadmiernie o tym co mu powiedziała. Chodziło o tę znajomość? Za bardzo myślał nad nią i nad tym jak rozmawiać z Moody? Dało się inaczej? No tak, wczoraj gdy z przerażenia, w ogóle wyłączył myślenie przez co gdy położył się wreszcie spać, zdecydowanie za dużo o tym wszystkim myślał.
Spojrzał na kolejną kartę z całych sił trzymając język za zębami, aby dopytać się co ona znaczyła, skoro najwyraźniej Millie, tak się piekliła aby zadać to pytanie, a teraz nie uważała za warte, aby wszystko wyjaśnić. Nie chciał jednak pogorszyć sytuacji, więc tylko zacisnął mocniej ręce na swoim kubku (Kubek! Właśnie! Zrobił jej przed chwilą herbatę! Czy tak zachowywałby się ktoś, kto nie chce się już z nią zadawać!?) i milczał, przyglądając się kolejnej karcie.
– Kiedy ja... – Kurwa powiedziałem, że chce cię porzucić. Zacisnął mocniej usta i ponownie powstrzymywał się przed komentarzem, a zamiast tego rzucił pytające spojrzenie Brennie, pełne konfuzji i zmęczenia. Może ona lepiej była w stanie zrozumieć co się właśnie działo, bo on chyba za kiepsko się czuł, aby połączyć kropki, chyba że żadnych kropek w ogóle nie było.
Kłócimy się i nie rozumiemy wzajemnie.
Kto kogo nie rozumiał?
To znaczy, no on jej też nie rozumiał, ale to ona zaczęła! Tak samo jak kłótnie!
Kolejna karta.
A może powinien jednak jej to wygarnąć? Nie krzyczeć, oczywiście, ale skoro za dużo myślał to może po prostu powinien na chwilę wyciszyć mózg i wyrzucić z siebie, czy naprawdę nie wiedziała, że była jego przyjaciółką i się o nią troszczył. Że cokolwiek robił co ją irytowało, nie robił tego specjalnie, a gdy krzyczała że ją truł, to dawaj jej przecież kurwa witaminy i czy naprawdę nie wiedziała jak cholernie się o nią martwił od czasu Beltane? Bo się martwił. I lubił ją. I nie chciał wyrzucać jej ze swojego życia.
I nawet nie mówił o tym szukaniu kolegi geja całkowicie poważnie!
Aaaaa.
Czy Brenna zabije go jeśli teraz doprowadzi do kłótni w jej kuchni?
Nie zrobił tego.
Spojrzał na kartę, potem na Millie i już utkwił w niej swoje spojrzenie, a oczy Prewetta nieco złagodniały.
Szczęśliwe zakończenie już niedługo.
Ja nie zamierzam mieć innego kumpla geja, bez względu na to, czy się ruchasz z facetami czy kurwa nie.

No dobrze. To brzmiało całkiem miło. To, że nie ważne Ile na niego klnęła wiedział, że tu była i nie chciała go olewać. Tak jak i on jej.
Bez słowa, i nawet bez ciężkiego westchnięcia, przysunął się do niej i objął.
– Dobrze, przepraszam, że tak to ująłem. Mogę być twoim przyjacielem gejem, nie ważne z kim będę sypiał i nie będę ci szukał żadnego innego – powiedział, a potem, bez myślenia, zniżył głos, tak by Brenna nie mogła usłyszeć tego i, o ile Moody go nie odtrąciła, wyszeptał. – Po prostu te sprawy są ostatnio dla mnie trochę konfundujące, dobrze?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#28
18.10.2024, 14:39  ✶  
- Zabawnie było, jak próbował mnie wyswatać z moim kolegą... nie zainteresowanym kobietami - sprostowała Brenna (choć i wtedy, przy swatach z Flintem, wcale nie była zbytnio zadowolona, że brat Próbuje Się Wtrącać). Swatanie jej z Atreusem nie było zabawne, bo mieli wtedy oboje w głowach wystarczająco dużo zamieszania, a już szczególnie fatalnym wyborem było robienie tego w pierwszych dniach sierpnia. - Miło z twojej strony, Miles – odparła z niezmąconym spokojem, chociaż pewne sprawy nie były wcale takie proste, i o ile samo sypialnie z kimś można było ignorować, o tyle gdy w grę wchodziły emocje, stawało się to bardziej skomplikowane.
O ile to stwierdzenie Brenna puściła pomimo uszu, o tyle pytanie zadane kartom wywołało w niej chęć westchnienia.
Jak często i ile razy mieli zapewniać Millie Moody, że są jej przyjaciółmi i nie czekają na okazję, aby wbić jej nóż w plecy? Przecież Prewett w dość oczywisty sposób po prostu zaprzeczał, że woli mężczyzn… co prawdopodobnie robiłby nawet, gdyby ich nie wolał. W świecie czarodziejów to było źle widziane – w świecie czystokrwistych nie miało już żadnej racji bytu. Do pewnych rzeczy ciężko było przyznać się nawet w gronie najbliższych przyjaciół. Nie odezwała się jednak, pozwalając przelać Millie gniew na te karty, a wyjaśnienia pozostawiając Basiliusowi, którego sprawa dotyczyła. Brenna nie była pewna, czy między nimi nie ma jakichś konfliktów, o których nie wiedziała albo napięć. Jadła w milczeniu, gdy padały kolejne słowa wróżby, nie planując się wtrącać i ogólnie udając, że jej nie ma.
A raczej zamierzała tak zrobić, aż do momentu, w którym Moody zaczęła płakać.
Basilius poruszył się pierwszy, przysiadł się do niej i ją objął, nim Brenna zdążyła wstać. Obeszła jednak stół, podchodząc od Moody z drugiej strony, by z kieszeni wyciągnąć chusteczkę i podać ją Millie. Nie pochyliła się na razie, bo Basilius szeptał jej coś do ucha, nie chciała podsłuchiwać: przesunęła tylko palcami po plecach kobiety, w uspokajającym geście.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#29
21.10.2024, 22:56  ✶  
To nie było tak, że wypatrywała sztyletu w plecy.

Absolutnie nie w tym leżał problem, nie traktowała ich jako swoich wrogów, wręcz przeciwnie - byli jednymi z najdroższych jej pojebanemu sercu osobami. I właśnie na tym polegał cały problem, bo bardzo wcześnie Mildred nauczyła się, że wszystko co kochasz musi kiedyś umrzeć, a w jej przypadku to nastąpiło całkiem prędko. Odrzucenie, opuszczenie, wycofanie się z relacji... To dotykało ją cały czas. Cały czas musiała nakładać sobie wędzidło utkane z lęku, że powie coś za dużo. A potem mówiła nie coś, tylko bardzo dużo cosiów, bo uzda wkurwiała, srebro piekło, a ostrogi w boku bolały.

I każdy moment mógł być tym momentem, kiedy ktoś kogo kochasz najbardziej zacznie mieć dla Ciebie coraz mniej czasu.

Każdy moment mógł być tym momentem, kiedy ktoś mógł Ci powiedzieć, że nic dziwnego że matka zdechła, skoro wypluła na świat taką wywłokę jak ona.

Każdy moment mógł być tym, w którym nie dało się już jej traktować poważnie pośród wszystkich igieł i lepiących toksyn, w które się stroiła.

Ona sama nie mogła ze sobą wytrzymać, uwierzenie, że inni dawali radę przychodziło jej z niekłamanym trudem.

Lecz teraz Bazyliszek był obok i szeptał jej słowa otuchy, które zawstydziły ją w wybuchu, jaki przed chwilą zmiótł karty ze stołu.
– Przepraszam. Nie chciałam... nie chciałam Cię outować. – Wierzyła w to co mówiła, choć nie była to do końca prawda, bo przecież z jakich innych powodów cały czas powtarzała że Liszek jest pedałem? Może żeby dopiec bratu, że zaprasza gejostwo do domu i mógłby się nim zarazić?

Przytuliła się do niego mocniej, szukając ukojenia w obecności obojga. Szczupłą dłonią sięgnęła do dłoni Brenny by przez moment, przez ten krótki wyjątkowy moment uwierzyć, że nie jest sama (a to, że nigdy nie była sama na prawdę nie miało większego znaczenia!)

– Wiesz Liszek, Brenka poradziła mi żebym przeszła się do Szeptuchy z tą moją głową. Może być dziko w chuj, ale byłoby śmiesznie jakby się okazało, że jednak nie jestem pojebana tylko mam jakieś supermoce o których nie wiedziałam? – Trzecie Oko w akcji. – Znaczy, mogę być pojebana ORAZ mieć supermoce, to się niestety może nie wykluczać. – głośno pociągnęła nosem i wytarła go w rękaw, a potem roztarła smarki próbując zetrzeć mokre od łez policzki.

– Może ja powinnam jednak się przespać wiecie? Wyjebana jestem po tej wczorajszej imprezie. – Bez proszenia wzięła tosta i zaczęła go wpieprzać.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#30
23.10.2024, 23:17  ✶  
Słysząc co wyszeptała mu Millie w odpowiedzi, Basilius po prostu mocniej przytulił przyjaciółkę, głaszcząc ją ręką po plecach, nie mając pojęcia co na to odpowiedzieć. Nie to nie tak. No właśnie nie miał pojęcia, czy to było tak, czy nie. Nic takiego nie zrobiłaś? Bo przecież czy można było wyjawić czyjeś zainteresowania, gdy ktoś sam nie miał pojęcia co się działo w tym momencie w jego głowie? Chyba nie. Albo w sumie tak. Sam nie wiedział i próbował nie wiedzieć, uparcie odrzucając od siebie jakiekolwiek przemyślenie, uznając je za głupie, lub nieistotne. Nie wiedział też czy dobrze zrobił, że jej o tym teraz powiedział, czując jak nagle serce bije mu nieco mocniej, gdy wreszcie przyznał się do własnego zagubienia w tym temacie. Bo to nie tak, że nie ufał Millie, po prostu nie ufał sobie, że był gotowy na jakiekolwiek rozmowy w tym zakresie, a prędzej czy później Moody pewnie poruszy z nim ten temat.
Gdy podeszła do nich Brenna rzucił jej zmartwione spojrzenie po czym odsunął się wreszcie od drugiej czarownicy.
– Naprawdę? – zapytał na informację o Szeptusze, przyjmując swój zwyczajowy ton głosu. – Potrzebujesz przy tym jakiejś pomocy?
"Supermoce" u Millie. Brzmiało to jednocześnie szalenie martwiąco, ale i jakoś tak szalenie na swoim miejscu. – W każdym razie daj znać jak poszło. I nie traktuj się jako pojebaną. Pojebana była tamta selkie, a nie ty.
Jakby na to nie patrzeć to może i Millie czasem doprowadzała go do bólu głowy, ale nigdy nie spowodowała, że siedział w panice na plaży, nie mogąc nawet otworzyć oczu. Nie. Millie była wtedy tuż obok.
– Tak, myślę, że każde z nas powinno się dzisiaj po prostu wyspać. Sam się będę zaraz zbierał – dodał jeszcze, biorąc jednego tosta i czując, teraz gdy opadły nieco emocje, jak zmęczenie powoli daje mu się we znaki. A miłoby było zawinąć się wtedy, gdy jeszcze czuł się na tyle dobrze, aby teleportować się bez ryzyka rozszczepienia, bo znając życie za jakiś czas tylko mu się pogorszy.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (5266), Millie Moody (5425), Basilius Prewett (2958)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa