Fenwick chyba niekoniecznie zdawał sobie sprawę z tego, że akurat komentarz o jej matce nieszczególnie ją ruszy. Może powinien? Cóż, nigdy nie były zbytnio związane, Yaxleyówna nadal nie do końca widziała, co jej ojciec widział w tej wiedźmie, nie darzyły się szczególną sympatią, a w hierarchii ulubionych dzieci tej kobiety zajmowała zaszczytne ostatnie miejsce, co uważała za powód do dumy.
- Myślę, że moja matka by cię nie ruszyła nawet patykiem, ma swoje standardy. - Wypadało się chyba jakoś odszczekać, czy coś? No, to to zrobiła.
Miała świadomość, że nie zawsze mogła wygrywać, nie zamierzała brać tego za bardzo do siebie, chociaż była wkurwiona, ale liczyła na to, że kiedyś mu się odgryzie i zetrze ten uśmieszek z twarzy mężczyzny. Nie poddawała się tak łatwo, odpuszczanie nie było czymś co przychodziło jej zbyt łatwo, nigdy, więc to było tylko kwestią czasu gdzie i kiedy dojdzie do powtórki.
Przez tę drobną sprzeczkę, bójkę, jak zwał tak zwał, zapomniała o tym, że nie znajdują się tutaj sami. To było trochę gorsze, bo wiedziała, że Cornelius potrafił zachowywać się jak wkurwiony ojciec, kiedy nie podobało mu się zachowanie osób w jego otoczeniu. Czuła, że będzie musiał to skomentować, jakoś sobie z tym poradzi. O Roisa jakoś szczególnie się nie martwiła, bo miał wątpliwą przyjemność ostatnio widzieć sporo jej wybuchów, więc to nie powinno być dla niego nic nowego.
Nie odezwała się ani słowem na komentarz Corneliusa o tym, że w domu było dziecko. Czy o tym zapomniała? Być może, pod wpływem tych wszystkich negatywnych emocji, jakie się pojawiły zupełnie to zignorowała, wyparła tę informację ze swojej głowy. Docierało do niej, że to co zrobiła było głupie, mogło być ryzykowne. Oczywiście jednak nie powiedziała tego w głos, bo nie znosiła przyznawać się do błędów, szczególnie, kiedy w otoczeniu znajdowały się osoby, którym nie ufała.
- Corio, nie zachowuj się jakbyś nigdy nie widział cycków. - Najwyraźniej nieszczególnie przejęła się zniszczoną sukienką, takie rzeczy się zdarzały, zresztą teraz czuła się wyjątkowo chujowo z tym, że to właśnie w ten sposób postanowiła się dzisiaj ubrać. Nie był to idealny strój do bójki, nie przeszkadzało jej to jednak w tym, żeby się w nią zaangażować. W końcu to był tylko strój, tylko strój, który o niczym nie świadczył.
Nie zamierzała teraz dyskutować na temat statusu ich relacji, bo to nie było ani odpowiednie miejsce, ani odpowiedni czas. Rozumiała sugestię Lestrange'a, wiedziała, że nie wzięła się ona znikąd, co ustalili podczas ich ostatniej wizyty w jego mieszkaniu.
W tej chwili pragnęła po prostu podnieść się na nogi i wreszcie doprowadzić do porządku. Nic więcej. Liczyła na to, że nie będzie musiała tłumaczyć swojego zachowania, bo nie do końca była na to gotowa, zresztą była dorosła, mogła robić to, na co miała ochotę.
Nie umknęły jej słowa Ambroisa. Był zajęty, chyba tego wieczora, bo przecież miało ich nic nie łączyć, więc to też ją nieco zirytowało. Wkurwiał ją aktualnie cały świat, wszyscy i wszystko, co zresztą można było wyczytać z jej spojrzenia. Kurwiki w oczach wcale nie gasły, chociaż świadomość tego, że w mieszkaniu znajduje się Fabian powodowała, że Geraldine nie zamierzała niczego z tym robić, niczego mówić. Musiała zacząć nad sobą panować, co wcale nie było takie proste przy jej dość specyficznym temperamencie.
Ambroise całkiem zgrabnie zasłonił ją swoją marynarką, cóż, wbrew pozorom wcale nie chciała świecić przed nimi wszystkimi swoim biustem, więc podziękowała mu za to kiwnięciem głowy, skorzystała z pomocy, przy wstaniu, chociaż nie była jej potrzebna, jednak nie zamierzała teraz na siłę podkreślać swojej niezależności. To nie było potrzebne.
- Zaraz wrócę. - Nie czuła się szczególnie pewnie w tej rozdartej sukience, więc ruszyła przed siebie, w stronę sypialni ignorując wszystkich wokół. Nie przywiązywała też wagi do tego, że trochę zniszczyli korytarz Corneliusa, wiedziała, że na pewno coś z tym zrobi. Bardzo chętniej pokryje koszt ewentualnych strat, nie miała problemu z tym, aby płacić za zniszczenia, których dokonała.
Szła wyprostowana, najwyraźniej nie miała sobie nic do zarzucenia, no może poza tym, że Fabian mógł być świadkiem tej całej sytuacji, ale nic takiego się nie wydarzyło, więc to nieco ją uspokoiło. Głupio by było, żeby dzieciak widział ciocię z wujkiem, którzy postanowili się okładać w ich mieszkaniu. Nie, żeby nie była świadkiem podobnych sytuacji u siebie w domu, bo w przypadku łowców nie było to niczym dziwnym, że czasem dochodziło do spin, które kończyły się rękoczynami.