• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[06.09.72] Calm down, abort the mission. Houston, I have so many problems

[06.09.72] Calm down, abort the mission. Houston, I have so many problems
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#21
14.03.2025, 12:43  ✶  

Fenwick chyba niekoniecznie zdawał sobie sprawę z tego, że akurat komentarz o jej matce nieszczególnie ją ruszy. Może powinien? Cóż, nigdy nie były zbytnio związane, Yaxleyówna nadal nie do końca widziała, co jej ojciec widział w tej wiedźmie, nie darzyły się szczególną sympatią, a w hierarchii ulubionych dzieci tej kobiety zajmowała zaszczytne ostatnie miejsce, co uważała za powód do dumy.

- Myślę, że moja matka by cię nie ruszyła nawet patykiem, ma swoje standardy. - Wypadało się chyba jakoś odszczekać, czy coś? No, to to zrobiła.

Miała świadomość, że nie zawsze mogła wygrywać, nie zamierzała brać tego za bardzo do siebie, chociaż była wkurwiona, ale liczyła na to, że kiedyś mu się odgryzie i zetrze ten uśmieszek z twarzy mężczyzny. Nie poddawała się tak łatwo, odpuszczanie nie było czymś co przychodziło jej zbyt łatwo, nigdy, więc to było tylko kwestią czasu gdzie i kiedy dojdzie do powtórki.

Przez tę drobną sprzeczkę, bójkę, jak zwał tak zwał, zapomniała o tym, że nie znajdują się tutaj sami. To było trochę gorsze, bo wiedziała, że Cornelius potrafił zachowywać się jak wkurwiony ojciec, kiedy nie podobało mu się zachowanie osób w jego otoczeniu. Czuła, że będzie musiał to skomentować, jakoś sobie z tym poradzi. O Roisa jakoś szczególnie się nie martwiła, bo miał wątpliwą przyjemność ostatnio widzieć sporo jej wybuchów, więc to nie powinno być dla niego nic nowego.

Nie odezwała się ani słowem na komentarz Corneliusa o tym, że w domu było dziecko. Czy o tym zapomniała? Być może, pod wpływem tych wszystkich negatywnych emocji, jakie się pojawiły zupełnie to zignorowała, wyparła tę informację ze swojej głowy. Docierało do niej, że to co zrobiła było głupie, mogło być ryzykowne. Oczywiście jednak nie powiedziała tego w głos, bo nie znosiła przyznawać się do błędów, szczególnie, kiedy w otoczeniu znajdowały się osoby, którym nie ufała.

- Corio, nie zachowuj się jakbyś nigdy nie widział cycków. - Najwyraźniej nieszczególnie przejęła się zniszczoną sukienką, takie rzeczy się zdarzały, zresztą teraz czuła się wyjątkowo chujowo z tym, że to właśnie w ten sposób postanowiła się dzisiaj ubrać. Nie był to idealny strój do bójki, nie przeszkadzało jej to jednak w tym, żeby się w nią zaangażować. W końcu to był tylko strój, tylko strój, który o niczym nie świadczył.

Nie zamierzała teraz dyskutować na temat statusu ich relacji, bo to nie było ani odpowiednie miejsce, ani odpowiedni czas. Rozumiała sugestię Lestrange'a, wiedziała, że nie wzięła się ona znikąd, co ustalili podczas ich ostatniej wizyty w jego mieszkaniu.

W tej chwili pragnęła po prostu podnieść się na nogi i wreszcie doprowadzić do porządku. Nic więcej. Liczyła na to, że nie będzie musiała tłumaczyć swojego zachowania, bo nie do końca była na to gotowa, zresztą była dorosła, mogła robić to, na co miała ochotę.

Nie umknęły jej słowa Ambroisa. Był zajęty, chyba tego wieczora, bo przecież miało ich nic nie łączyć, więc to też ją nieco zirytowało. Wkurwiał ją aktualnie cały świat, wszyscy i wszystko, co zresztą można było wyczytać z jej spojrzenia. Kurwiki w oczach wcale nie gasły, chociaż świadomość tego, że w mieszkaniu znajduje się Fabian powodowała, że Geraldine nie zamierzała niczego z tym robić, niczego mówić. Musiała zacząć nad sobą panować, co wcale nie było takie proste przy jej dość specyficznym temperamencie.

Ambroise całkiem zgrabnie zasłonił ją swoją marynarką, cóż, wbrew pozorom wcale nie chciała świecić przed nimi wszystkimi swoim biustem, więc podziękowała mu za to kiwnięciem głowy, skorzystała z pomocy, przy wstaniu, chociaż nie była jej potrzebna, jednak nie zamierzała teraz na siłę podkreślać swojej niezależności. To nie było potrzebne.

- Zaraz wrócę. - Nie czuła się szczególnie pewnie w tej rozdartej sukience, więc ruszyła przed siebie, w stronę sypialni ignorując wszystkich wokół. Nie przywiązywała też wagi do tego, że trochę zniszczyli korytarz Corneliusa, wiedziała, że na pewno coś z tym zrobi. Bardzo chętniej pokryje koszt ewentualnych strat, nie miała problemu z tym, aby płacić za zniszczenia, których dokonała.

Szła wyprostowana, najwyraźniej nie miała sobie nic do zarzucenia, no może poza tym, że Fabian mógł być świadkiem tej całej sytuacji, ale nic takiego się nie wydarzyło, więc to nieco ją uspokoiło. Głupio by było, żeby dzieciak widział ciocię z wujkiem, którzy postanowili się okładać w ich mieszkaniu. Nie, żeby nie była świadkiem podobnych sytuacji u siebie w domu, bo w przypadku łowców nie było to niczym dziwnym, że czasem dochodziło do spin, które kończyły się rękoczynami.

Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#22
18.03.2025, 23:02  ✶  
Udało mi się postawić na swoim, a teraz mogłem z przyjemnością obserwować efekty. Yaxley mogła mówić, co chciała, ale w moim umyśle ta potyczka pokazała, kto jest silniejszy. Wydawało mi się, że dostrzegam w jej oczach frustrację, a to mnie tylko bawiło. Wkurwiłem ją - była zła i rozgoryczona, lecz nie stanęła do rewanżu. Przynajmniej na ten moment, bo bez wątpienia miała znów uderzyć, szczególnie, że dawałem jej ku temu powody. Jasne, mogłem się powstrzymać od komentarzy. Mimo, że nie musiałem wciągać w to jej matki, zrobiłem to z pełną premedytacją, a kiedy zaczęła mówić o wysokich standardach Jennifer, spojrzałem na nią z kpiącym uśmiechem. Mówiąc o ruchaniu jej Starej, nie miałem na myśli tylko atrakcyjnego wyglądu starszej kobiety, ale także osobowość, charyzmę, to, co sprawia, że ktoś staje się naprawdę interesujący. Różnica w ich urodzie była niezaprzeczalna. Trudno byłoby je oceniać pod kątem wizualnej urody, bo byłoby to zestawianiem intensywnego światła świecy z pełnym blaskiem słońca. Nie o to mi chodziło. Geraldine mogła mieć ładną twarz, ale brakowało jej tego czegoś, co zapamiętałem u jej matki - kobiety, która wciąż potrafiła przyciągać spojrzenia, z klasą i wdziękiem. Młodsza Yaxley mogła mieć wszystkie atuty, ale brakowało jej właśnie tego, przynajmniej w moim odczuciu. Poza tym nie lubiłem blondynek - miałem z nimi złe doświadczenia i jeszcze gorsze wspomnienia. No i - fakt faktem - byłem na nią cięty, więc mogłaby być ósmym cudem świata, a ja w dalszym ciągu twierdziłbym, że wygląda, jak skrzyżowanie małpy z Blonde d'Aquitaine. Z obcego na nasze - z bydłem. Dobrej klasy, ale no tak. Szczególnie, że miała siłę młodego byczka. nie da się ukryć, że z zachowania była krową. Nie spodziewałem się, jak bardzo.
Nie to, żebym uważał, że okazałem się lepszy w tej całej aferze. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że oboje z Geraldine ponosimy równą odpowiedzialność za to, co się stało. Zabrnęliśmy w to szaleństwo, rzucając się na siebie bez zastanowienia. Rzuciliśmy się na siebie jak dwa wściekłe psy - ja sam też nie potrafiłem do końca zapanować nad tym, co się działo. Dawno temu byłem pawianem - pełnym energii i lekkomyślnym, co najwyżej komicznym. Teraz? Teraz byłem baranem - i to dosłownie, według dokumentów, które potwierdzały mój nowy status. Tej zmiany nie dało się zignorować. Mimo to, starałem się jakoś przetrwać. Może nawet zaczynałem czuć się trochę głupio z powodu całej tej sytuacji. Szczególnie kiedy Cornelius przypomniał mi, że w domu był Fabian, który również potrzebował spokoju. Uniosłem ręce, dając do zrozumienia, że nie zamierzam już odpierdalać.
- No, soly... - Mruknąłem pod nosem, czując, jak napięcie w moim ciele powoli ustępuje. Nie zamierzałem przepraszać Geraldine. W końcu, czy to coś zmieni? Zamiast tego zastanawiałem się, czy powinienem pomóc jej wstać. Może to byłoby właściwe - być może to byłoby to, co powinienem zrobić, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu. Miałem jednak wrażenie, że to nie byłoby najlepszym wyborem. Zrezygnowałem z tej myśli, pozostając na swoim miejscu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, próbując zająć myśli czymś innym, skoro najwyraźniej nie mieliśmy przejść do salonu.
W końcu Ambroise ruszył się z miejsca, podchodząc do Geraldine, by pomóc jej podnieść się z ziemi. Zerkając w ich stronę, nie mogłem się powstrzymać - parsknąłem pod nosem na komentarz o chuju Roise'a. Chyba nie mogłem się powstrzymać, by nie skomentować tej sytuacji.
- Niby taki spszęt, a dziewszyna ewidentnie niedoluchana. - Wymamrotałem do siebie, odprowadzając wzrokiem Geraldine, gdy wychodziła się przebrać.
Oparłem się o framugę, pozwalając sobie na chwilę wytchnienia. Czasami zastanawiałem się, czy to w ogóle ma sens. Przecież niby miałem wszystko, co potrzeba, by być w porządku, a jednak coś wciąż nie grało. Obiecywałem sobie, że nie dam się wciągnąć w kolejne kłótnie, ale wystarczyło jedno zdarzenie, aby wszystko się posypało. Z każdym dniem czułem, że ta moja nowa tożsamość coraz bardziej mnie przytłacza, a ja możliwe, że nie potrafię się z nią pogodzić - szczególnie po śmierci Antoine'a. Próbowałem zrozumieć, co się działo w mojej głowie, ale wciąż czułem, że jestem na skraju wytrzymałości. Nie sypiałem zbyt dobrze, bezsenność też robiła swoje. Byłem bardziej drażliwy niż zazwyczaj i potrzebowałem znacznie mniej, żeby wybuchnąć. Nie lubiłem tej strony swojego charakteru, ale cóż, nie mogłem nic na to poradzić. Samotność to potwór, którego nie da się oswoić. Po tym, jak wszystko się posypało, musiałem radzić sobie z rzeczywistością na własną rękę, a to budziło we mnie najgorsze reakcje.


[Obrazek: 4GadKlM.png]
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (7004), Ambroise Greengrass (2417), Cornelius Lestrange (2164), Benjy Fenwick (7028)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa