Mijając kolejne nagrobki, zastanawiał się nad tym, jak bardzo śmierć Derwina Longbottoma wpłynie na ich wszystkich. Z jednej strony wiedział, że wpłynie na pewno, bo zmarł dobry człowiek, dobry auror, dobry ojciec i dobry członek rodziny. Z drugiej, chyba jednak miał nadzieję, że jego śmierć nie odciśnie na Longbottomach wiekuistego piętna, że otrząsną się z niej bardziej niż wcześniej zdeterminowani i skorzy do działania. W oczach Stewarda byli silni, nawet jeśli teraz nie zdawali sobie sprawy z własnej siły.
Przystanął z dziadkami z boku, czekając na odpieczętowanie grobowca i złożenie urny do środka. Potem przyglądał z poważną miną jak obydwie te czynności miały miejsce. Nie pchał się pierwszy do składania kondolencji. Raz, że właściwie to już je złożył, jeszcze w kaplicy, gdy podawał Erikowi wieniec (a wcześniej podszedł na chwilę do Danielle i Lucy). Dwa, że znowu uderzyła w niego myśl, że tak właściwie to nie do końca miał prawo by pchać się tam na pierwszego. I jego dziadkowie chyba byli podobnej myśli (albo też widok Godryka uświadomił im, że mogli w tym momencie chować Patricka), bo stali obok niego dość długo, wreszcie kierując się ku kondolencjom, jak już najbliższa rodzina to zrobiła.
Patrick przytulił mocno Danielle i Lucy. Przypomniał obydwu, że zawsze będą mogły na niego liczyć a rodzinna rezydencja Bletcheyów jest również ich domem i zawsze będą mogły w niej zamieszkać. Bardziej po to, by jakoś koślawo poprawić im humor, niż żeby nie zdawał sobie sprawy, że tak naprawdę niewielki miał wpływ na własny stan, ale przeprosił je cicho za to jaki był zimny i że to tulenie go pewnie było nieszczególnie przyjemne.
Tak naprawdę Steward nie chciał iść na poczęstunek, który przygotowała rodzina Longbottomów. Znowu czuł się z tym trochę jak niechciany i napraszający się im gość, nawet jeśli miał pełne prawo przyjść do nich akurat w dzień pogrzebu (w końcu żona Derwina była rodzoną siostrą matki Patricka, a Lucy i Danielle były jego siostrami ciotecznymi). Poszedł do rezydencji Longbottomów, bo szli razem z nim dziadkowie a tego jednego dnia, chciał spędzić z nimi jak najwięcej czasu.
Potem odszedł z dziadkami do punktu aportacyjnego.