• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[6 maja 1972, Pogrzeb D.Longbottoma] Kaplica na cmentarzu w Dolinie Godryka

[6 maja 1972, Pogrzeb D.Longbottoma] Kaplica na cmentarzu w Dolinie Godryka
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#31
19.09.2023, 01:22  ✶  
Patrick czuł się niezręcznie, gdy razem z dziadkami opuszczał kaplicę i kierował się w stronę cmentarza. Szedł wyprostowany, z uwieszoną do jego łokcia babcią, myśląc o tym, że za bardzo ją kochał, by w tym momencie próbować wyzwolić się spod jej ciepłego uścisku i zbliżyć się do zlepionych między sobą Longbottomów. Od czasu do czasu tylko zerkał w stronę Lucy i Danielle, jakoś w tym szczególnym, smutnym dniu, czując, że one obydwie należały również do jego rodziny. A to nie była wcale taka oczywista myśl, bo przez większą część czasu wydawało mu się, że miał tylko babcię, dziadka i wuja. Ale może chodziło o to, że jako sierota poczuł nagle bliższą więź z dwójką innych sierot?
Mijając kolejne nagrobki, zastanawiał się nad tym, jak bardzo śmierć Derwina Longbottoma wpłynie na ich wszystkich. Z jednej strony wiedział, że wpłynie na pewno, bo zmarł dobry człowiek, dobry auror, dobry ojciec i dobry członek rodziny. Z drugiej, chyba jednak miał nadzieję, że jego śmierć nie odciśnie na Longbottomach wiekuistego piętna, że otrząsną się z niej bardziej niż wcześniej zdeterminowani i skorzy do działania. W oczach Stewarda byli silni, nawet jeśli teraz nie zdawali sobie sprawy z własnej siły.
Przystanął z dziadkami z boku, czekając na odpieczętowanie grobowca i złożenie urny do środka. Potem przyglądał z poważną miną jak obydwie te czynności miały miejsce. Nie pchał się pierwszy do składania kondolencji. Raz, że właściwie to już je złożył, jeszcze w kaplicy, gdy podawał Erikowi wieniec (a wcześniej podszedł na chwilę do Danielle i Lucy). Dwa, że znowu uderzyła w niego myśl, że tak właściwie to nie do końca miał prawo by pchać się tam na pierwszego. I jego dziadkowie chyba byli podobnej myśli (albo też widok Godryka uświadomił im, że mogli w tym momencie chować Patricka), bo stali obok niego dość długo, wreszcie kierując się ku kondolencjom, jak już najbliższa rodzina to zrobiła.
Patrick przytulił mocno Danielle i Lucy. Przypomniał obydwu, że zawsze będą mogły na niego liczyć a rodzinna rezydencja Bletcheyów jest również ich domem i zawsze będą mogły w niej zamieszkać. Bardziej po to, by jakoś koślawo poprawić im humor, niż żeby nie zdawał sobie sprawy, że tak naprawdę niewielki miał wpływ na własny stan, ale przeprosił je cicho za to jaki był zimny i że to tulenie go pewnie było nieszczególnie przyjemne.
Tak naprawdę Steward nie chciał iść na poczęstunek, który przygotowała rodzina Longbottomów. Znowu czuł się z tym trochę jak niechciany i napraszający się im gość, nawet jeśli miał pełne prawo przyjść do nich akurat w dzień pogrzebu (w końcu żona Derwina była rodzoną siostrą matki Patricka, a Lucy i Danielle były jego siostrami ciotecznymi). Poszedł do rezydencji Longbottomów, bo szli razem z nim dziadkowie a tego jednego dnia, chciał spędzić z nimi jak najwięcej czasu.
Potem odszedł z dziadkami do punktu aportacyjnego.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#32
19.09.2023, 18:41  ✶  

Już niedługo, powtarzał sobie w myślach Erik. Powoli zmęczenie zaczynało brać nad nim górę. W głębi serca cieszył się, że z uwagi na okoliczności nie postawili na wielką stypę, a raczej skromny poczęstunek w otoczeniu najbliższych. Mimowolnie wrócił myślami do pogrzebu Simone Malfoy, co wywołało nieprzyjemne ukłucie w sercu. Zacisnął pięść, jednak po chwili ją rozluźnił, biorąc głęboki oddech.

— Dziękujemy za przyjście — wymamrotał, wracając do rzeczywistości. Uśmiechnął się markotnie do starszej czarownicy, pozwalając, by ta niezgrabnie poklepała go po ramieniu.

Gdy tłum zaczął się nieco przerzedzać, Brenna poinformowała ich o swojej decyzji. Skinął ledwo zauważalnie głową, momentalnie znajdując sposób, w jaki mógłby się przydać. Lepsze to niż myślenie o jednym i tym samym bez ustanku.

— Pójdę z nimi — zaproponował Erik, wypuszczając głośno powietrze z ust. — Na wypadek, gdyby po drodze czaili się jacyś dziennikarze. — Uroczystość może i była prywatna, jednak Longbottom z doświadczenia wiedział, że słowa s u b t e l n o ś ć i p r y w a t n o ś ć nie występowały zbyt często w słowniku przedstawicieli mediów. — Dopilnuję, żeby nikt nie został z tyłu.

Uniósł dłoń na pożegnanie Bren, gdy ta zdematerializowała się z cmentarza z cichym pyknięciem. Rozejrzał się na prawo i lewo, starając się namierzyć rodziców tudzież grupę ludzi, jaką zebrali wokół siebie. Chociaż na ceremonii pojawili się ludzie w różnym wieku, tak Erik spodziewał się, że na pieszą wędrówkę przez Dolinę zdecydowali się przede wszystkim nieco starsi czarodzieje z pokolenia Elise i Jeremy'ego.

— Zobaczymy się w domu. — Uścisnął mocno Lucy, a następnie Danielle. — Uważajcie na siebie.

Po tych słowach, odsunął się od kuzynek i udał w stronę rodziców. Tempo ich spaceru nie było jakieś wyjątkowo dynamiczne, toteż Erik nie za bardzo mógł sobie znaleźć miejsce w grupie. Raz szedł z przodu, chcąc w razie czego, jako pierwszy wypatrzeć sępy z Proroka Codziennego, a chwilę później cofał się na koniec, co by wolniejsi goście nie poczuli, że zostają w tyle. Koniec końców, wszyscy dotarli jednak do rodowej posiadłości.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#33
19.09.2023, 20:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.09.2023, 20:07 przez Mavelle Bones.)  

Ceremonia dobiegała końca – ale ten dzień miał być bardzo, bardzo długi. Bo to nie był koniec; do niego jeszcze daleko, jeszcze sporo trzeba było przetrwać. Choć też Mavelle specjalnie sięnad tym nie zastanawiała, nie wybiegała myślami aż tak daleko w przyszłość, nieszczególnie mając na to siły. Skupiała się na tu i teraz, nawet jeśli momentami można było odnieść wrażenie, że tak naprawdę znajduje się zupełnie gdzie indziej, pochłonięta swoimi myślami.
  Pogrążona w bólu?
  Ale mimo wszystko pozostawała świadoma. Bliskości Brenny. Erika. Była zimna, tak bardzo zimna, że raczej mało kto chciałby teraz podtrzymywać kontakt fizyczny (całkiem ważny dla Bones i na dobrą sprawę, nie tylko dla niej), a jednak… jednak najbliżsi jej nie odtrącali.
  Choć w zasadzie nie było to coś, nad czym zastanawiała się w tej chwili, skupiona przede wszystkim na pamięci Derwina. W zasadzie… taka bliskość była czymś całkiem naturalnym. Dorastali razem, mieszkali razem, mieli więzi – równie mocne, jakby cała trójka była rodzeństwem z jednej krwi i kości, a może nawet i mocniejsze, bo przecież niejedno rodzeństwo darło niemiłosiernie koty i uprawiało jakieś podjazdowe wojny. W tym przypadku?
  Brzmiało na niemożliwość.
  Ale też i ten stan nie mógł trwać wiecznie; trzeba było wrócić do rzeczywistości, nawet jeśli nieszczególnie się do tego kwapiła. Z drugiej strony – może i lepiej, dzień się szybciej skończy, szybciej będzie mogła w pełni zamknąć rozdział; wszak wraz z nastaniem świtu przychodziła nieco inna perspektywa i choć częściowo można się było w pewien sposób odciąć od wydarzeń z dni poprzednich.
  Kondolencje – kolejny etap, który trzeba było przetrwać. Zacisnąć zęby, wzmocnić swoje mury, żeby się nie rozsypać. Miała rękawiczki na dłoniach, więc każdemu, kto zdecydował się wyciągnąć do niej ręce, oszczędziła mało przyjemnego (w zasadzie wcale) kontaktu z zimnem, jak w sobie nosiła.
  Wystarczy, że już rozciągał się nad nimi chłód śmierci, nie musiała dokładać jeszcze tego.
  Korowód podchodzących zdawał się nie kończyć, a kiedy w końcu odszedł ostatni uczestnik pogrzebu – prawie się zdziwiła, że nie ma już nikogo więcej. Prawie. Bo w tym stanie to chyba nawet nie potrafiła się już zdziwić.
  - W porządku – odparła cicho Brennie. Zawahała się przez krótką chwilę, czy jednak nie powinna pójść w ślady kuzynki i nie teleportować się razem z nią, żeby pomóc w ogarnięciu wszystkiego na miejscu. Tam też były potrzebne ręce do pracy, a tutaj… cóż, trochę gości i owszem, było, ale też nieszczególnie widziała potrzebę, żeby wędrowców pilnowało całe stado Longbottomów, niczym psy pasterskie, żeby na pewno się nie pogubili. Wszak nie mieli do czynienia z dziećmi, a dorosłymi osobami, nieprawdaż? - Wiesz co? Też się teleportuję i wam pomogę – zdecydowała, dochodząc do wniosku, że Erik i wuj z ciocią na pewno sobie poradzą. To był pogrzeb w Dolinie Godryka, nie gdzieś w ostępach Kniei, na litość Matki. Nie bardzo widziała możliwość, żeby się zgubić, chyba że ktoś celowo postanowi odłączyć się od grupy i pozwiedzać, chociaż po co miałby to robić w dokładnie tej chwili? No właśnie. Toteż po raz ostatni omiotła otoczenie spojrzeniem i zniknęła.
Czarodziej
I won’t let you down
Czarodziejka nie wysoka, może zginąć w tłumie, ale jej nie lekceważ. Gdy jednak zobaczysz jej pełen uroku, życzliwy uśmiech na pewno go nie zapomnisz! Aby poznać Lucy musisz ją spotkać!

Lucy Longbottom
#34
19.09.2023, 21:50  ✶  
Lucy stała cicho i patrzyła z oczami mokrymi od wcześniejszych łez jak urna z prochami ojca została złożona do rodzinnego grobu. Trzymała mocno Danielle za rękę. Spoglądała na nią. Widziała, że twarz siostry jest mokra od łez. To łamało Lucy serce i przytuliła się bliżej do siostry. Nic nie powiedziała, ale przynajmniej dla niej chciała się jakoś trzymać, chciała aby młodsza siostra miała w niej jakieś oparcie. Wszystko się jakoś ułoży – tak wydawałoby się jakby chciała powiedzieć. Wiedziała, że ta strata odciśnie na nich jakieś piętno. Jakie z pewnością wkrótce się przekonają. Spoglądnęła na dziadka i chociaż ten oczywiście nie płakał, to współczuła mu bólu po stracie syna.
Potem uczestnicy pogrzebu zaczęli składać na grobie wiązanki kwiatów i składać kondolencje. Siostry przyjmowały je. Lucy nie dała rady się uśmiechnąć swoim życzliwym uśmiechem i wyrazić jaka wdzięczna była wszystkim za obecność. Objęła Avelin, która uścisnęła ją oraz siostrę. Odwzajemniła się mocnym uściskiem Patrickowi. Kuzyn zawsze wiedział co powiedzieć, aby jakoś ukoić ich żal.
- Dziękuję, na Ciebie zawsze można liczyć – powiedziała. Z pewnością porozmawiają kiedyś na osobności przy innej okazji. Odwzajemniła następnie uścisk Erika
- Dziękujemy – odpowiedziała, przytakując na to, że spotkają się w domu. Teraz już gdy żałobnicy zaczęli się rozchodzić zwróciła uwagę na siostrę i w zależności od niej zostały jeszcze chwilę przy grobie lub ruszyły w stronę rodzinnego domu. Na miejscu chciała przecież pomóc w obsługiwaniu gości. Bez względu na ból Lucy chciała czuć w sobie nadzieję, że wszystko jakoś się poukłada. Jak będzie życie pokaże.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#35
20.09.2023, 23:02  ✶  

Rozpoczęcie stypy i podsumowanie


Cmentarz opustoszał. Żałobnicy, ubrani w czerń bądź mundury, znikali jeden po drugim z nekropolii, pozostawiając za sobą kamienny, spękany grobowiec i leżące na nim świeże kwiaty. Panowała tu cisza, zakłócana jedynie przez szum wiatru, a błękitne niebo, słoneczne promienie i fruwające w okolicy owady tylko powiększały ten kontrast, między światem żywych a chłodem i ciemnością za zamkniętymi drzwiami rodzinnego mauzoleum, w którym złożono szczątki Derwina.
W domu Longbottomów powoli gromadzili się kolejni goście. Jeremiah witał gości, podczas gdy jego córka i żona, w asyście skrzatki oraz osób, które zdecydowały się pomóc, dbały o to, aby każdy znalazł swoje miejsce. Na stołach już wcześniej przygotowano zimne przekąski, kanapki, owoce i ciasta zamówione u Nory, a potem zaczęto serwować także zupy - rosół lub jarzynową, w zależności od życzenia. Pomoc Aveliny została przyjęta, chociaż i Paxton nie dostała szczególnie dużo do roboty, bo większość rzeczy została przygotowana wcześniej, a skrzatka dwoiła się i troiła. Nie panowała radosna atmosfera, ale też rozmowy tu i ówdzie toczyły się całkiem żywo, choć w przypadku członków rodziny znać było przygnębienie. Wreszcie po posiłku wzniesiono ostatni toast ku czci Derwina Longbottoma.
Gdy zaś niebo zaczęło powoli ciemnieć, ci goście, którzy nie wiedzieli o żadnych podziemnych organizacjach, zebrali się do wyjścia, reszcie pozostało przygotować się do ostatniego punktu na dzisiejszej liście rzeczy do zrobienia: udanie się do Strażnicy, gdzie zbierał się Zakon Feniksa.
Po raz pierwszy bez jednego ze swoich - do niedawna - najważniejszych członków.

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Danielle Longbottom (1393), Brenna Longbottom (1777), Giovanni Urquart (725), Pan Losu (7), Erik Longbottom (1873), Patrick Steward (1277), Avelina Paxton (433), Victoria Lestrange (540), Nora Figg (852), Mavelle Bones (1524), Pandora Prewett (659), Lucy Longbottom (911), Samuel Carrow (294)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa