• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[04.08.72. Potańcówka] Duchy, które wracają; Sebastian, Patrick, Neil

[04.08.72. Potańcówka] Duchy, które wracają; Sebastian, Patrick, Neil
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#31
01.04.2024, 01:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.04.2024, 12:29 przez Neil Enfer.)  
Może to przez alkohol, może to przez nieznajomość tematu, ale czuł, że na chwilę się zgubił w ich rozumowaniu. Mimo tego nadstawiał uszka, próbował się skupić i chłonąć każde słowo, licząc, że rano je zrozumie kiedy obudzi się i przemyśli naa świeżo wszystko to co zrobił.
Palnął głupotę całkiem sensowną dla siebie, która spotkała się z pewnego rodzaju dezaprobatą, aż uniósł brew na słowa... tego od szalika. Nie miałby pewności że opuści jego ciało? Może o to właśnie chodziło. Relaks, że nic nie zależy od niego, nie ma odpowiedzialności, a nie, że każdy krok jest jego własną decyzją i jak jego życie się zrujnuje, to tylko przez niego. Czuł, że jego pomysł się nie przyjmie i choć go nie naciągał dalej, to parsknął śmiechem na słowa Pana Szalika. Rzeczywiście był rozbawiony. Jest wart, by je przeżyć? Śmieszny z niego żuczek, oj śmieszny.
-Oj, nie gadaj głupot.-zamachał na niego ręką, chcąc zbyć temat. Znał te rozmowy nikt nikogo do niczego nie przekona, a może jedynie zrobić się nieprzyjemnie.
Na słowa pobożnego przewrócił oczyma. Nie śmiał zaprzeczać trzymając się dalej myśli o tym, że opinia jest jak dupa, każdy ma swoją, nie każda jest ładna, nie każdy na wszystkie leci, ale nic się z tym zrobić nie da.
Na sekund kilka jego umysł się wyłączył, słyszał, ale nie słuchał, a wino wchodziło gładko gdy poprzednie jego porcje zaczynały teraz coraz mocniej oddziaływać gdy procenty w pełni przedostawały się do krwi.
-No to...-sapnął podnosząc się z ławki, tuląc w dłoni pusty kieliszek i wzdychając ciężko, jakby podniesienie się było paskudnie męczące.-W takim razie na mnie chyba czas.-oznajmił, czując, że zaraz może zrobić się nieuprzejmie. Wolał tego uniknąć i trwać przy miłych wspomnieniach jakie do tej pory wspólnie zrobili.-Miło było.-dodał, patrząc na jednego i na drugiego z uśmiechem.-I przepraszam za przerwanie wam rozmowy.-dodał, patrząc na nich ciepło, choć nieco mętnie i licząc na przebaczenie. Później jeśli nie mieli nic przeciwko skinął im głową i ruszył w stronę stodoły, zmierzyć się z tym czego chciał unikać.

Postać opuszcza sesję
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#32
04.04.2024, 01:06  ✶  
Patrick uśmiechnął się pod nosem. No to teraz pozostawało wytłumaczyć Sebastianowi, że w odwiedzinach ducha na cmentarzu weźmie jeszcze udział Brenna Longbottom. Łatwizna. Przy odrobinie szczęścia, egzorcysta tak się skupi na jej obecności, że nie będzie słuchał monologu ducha.
- No to zapraszam cię na cmentarz. Poznasz Wolfganga de Berkeleya, trzeciego syna, ale pierwszego ślubnego – rzucił.
A potem schylił się, by z powrotem sięgnąć po stojącą przy nodze od ławki szklaneczkę z whisky. Bez zimnych rąk Stewarda lód w niej wreszcie stopniał. Jeszcze jedno, małe przypomnienie, że nie był tak bardzo normalny, jak udawał, że jest. Temat Opętańca i tego jak ten może wpływać na cudze ciało, na cudzą duszę i na własną duszę przerażał go. Zamrugał mimowolnie zestawiając ze sobą obrazy tego, kim była za życia Clare z tym, kim mogła się stać (albo już się stała) po śmierci i powrocie na tę stronę.
Poczuł jak żołądek zaciska mu się w supeł. To nie były przyjemne myśli i jakaś część Patricka nie chciała się z nimi pogodzić. Chciał ją widzieć jako dobrą i wrażliwą artystkę, jako dziewczynę, która może i miała słaby charakter, ale nigdy nie była zła. Wolał żałować, że nie było im dane przeżyć razem życia niż mierzyć się z tym, kim się już stała lub mogła stać. Choć właściwie nie musiał się mierzyć. Jeśli Brenna i Mavelle miały rację, mógł poczekać. Wychodziło na to, że niektórych zakończeń nawet nie było trzeba dopisywać, bo mogły napisać się same.
Przekrzywił głowę na bok, patrząc na Neila – tym razem ostrzej, mniej łagodnie i ciepło. I nie chodziło wcale o to co powiedział o daniu się opętać. Nie chodziło nawet o to, że Sebastian – co było dość proste do przewidzenia – zareagował ostrzej, jako jedyny naprawdę świadomy niebezpieczeństwa, które czaiło się w opętaniu. Patrick naprawdę rozumiał, że Efner mógł być przybity tym, jak wyglądało jego życie. Nie znał go, ale nie potrzebował nawet daru aurowidzenia by domyśleć się, że mógł mieć wiele problemów, może nawet dużo cięższych niż wskazywał na to jego wiek. Chodziło o reakcję młodszego mężczyzny i o jego lekceważący ton. Zapatrzył się na niego, próbując wreszcie dostrzec jego aurę i może nawet nicie.
Skinął głową na pożegnanie, a potem gdy Neil odszedł, westchnął przeciągle. Może i mógłby próbować teraz sztorcować Macmillana, że tak przegonił ich towarzysza, ale nie miał do tego nastroju. Zamiast więc skupiać się na tym, obrócił się bokiem do przyjaciela i zaczął dość cicho (w dodatku wtedy, gdy już się upewnił, że pozostali na miejscu tylko obydwaj).
- Sebastianie, chciałbym cię o coś zapytać. Tak czysto teoretycznie. Czy zastanawiałeś się nad tym, co może się stać, gdy wyczerpie się energia, którą przekazały Zimnym duchy ich bliskich w Limbo?

wiadomość pozafabularna
Aurowidzenie, jeden rzut za odchodzącym Neilem:
Rzut PO 1d100 - 84
Sukces!
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#33
04.04.2024, 02:59  ✶  
Zasznurował usta, powstrzymując się przed ostrzejszą krytyką Enfera. Raz po raz powtarzał sobie, że to kwestia jego młodego wieku, braku doświadczenia i niezorientowania w sprawie. Bywali ludzie lekkomyślni i zuchwali, ale byli też niedoinformowani. I Sebastian już zaczynał się modlić o to, aby Neil okazał się tym ostatnim. Dla jego własnego dobra i wszystkich, którzy byli mu bliscy.

— Spokojnej nocy — rzucił na odchodne przez zaciśnięte zęby, pozwalając sobie na teatralne wywrócenie oczami, dopiero gdy chłopak pokonał mniej więcej połowę drogi między ich ławeczką a wejściem do stodoły.

Sądził, że Steward stanie po stronie ich nowego kolegi, jednak tak się nie stało. Zamiast tego rzucił pytaniem i to takim, że na moment zbaraniał, nie wiedząc jak na nie odpowiedzieć. Chciałby mieć lepsze wieści. Obwieścić mu, że doznał olśnienia lub jakaś kapłanka dokopała się do dawnych tekstów nadszarpniętych przez ząb czasu, które zawierały odpowiedzi na pytania, które nękały obecnie Zimnych. Szkoda, że tak nie było.

— Wiele rzeczy może się stać. — Pomimo upływu czasu, nie mógł powiedzieć Patrickowie wiele więcej niż ostatnim razem. Kowen milczał jak zaklęty, a i Ministerstwo Magii nie wydawało się zbytnio zainteresowane tym, aby zgłębić kwestię tego, co stało się w Limbo. — W najbardziej pozytywnej wersji? Po prostu zniknie, a wraz z nią odejdą wspomnienia i otaczające was zimno. Połączenie z Limbo samoistnie zostanie przerwane, jak nieużywany organ, który zanika. Powoli, miło i bezboleśnie. Wtedy zaczniesz... zaczniecie ponownie napełniać swoje ''zbiorniki'' energetyczne tradycyjnymi zasobami.

Sebastian był zagorzałym fanem teorii, że sama podróż ze świata fizycznego do Limbo mogła sprawić, że Patrick i jego współpracownicy naturalnie wytracili spore ilości energii. Nie miał dowodów z pierwszej ręki na to, że faktycznie tak się stało, ale nikt nie pokazał mu też dokumentów czy badań, które sugerowałyby inaczej. Właściwie to za macmillanowym tokiem myślenia przemawiał także stan Atreusa Bulstrode'a. Auror wylądował pod opieką kowenu i trochę mu zajęło dojście do siebie. To mogło potencjalnie sugerować drastyczną utratę energii - zarówno życiowej, jak i magicznej.

— Oczywiście to ten optymistyczny scenariusz. Lekarzem nie jestem, ale zakładając, że podarek od duchów zawierał w sobie coś więcej niż wspomnienia i ''zaszyl'' w was jakąś niespodziankę, to reakcja ciała na utratę źródła energii z Limbo może nie być zbyt miła. — Westchnął cicho, próbując ułożyć te niecodzienne puzzle w odpowiedni sposób. — Potencjalnie możecie zacząć się wypalać. Chodzi o to, że... — Zawiesił się na moment, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. — Powiedzmy, że macie te zbiornikami. Przed wejściem do Limbo mieliście po jednej komorze. Proste, prawda? Podczas podróży wytraciliście część tej energii i ubytek został zapełniony przez to, co przekazały wam duchy. Stworzyła się druga komora, kosztem fragmentu tej oryginalnej, ludzkiej i żywej części. Jeśli energia z niej się wyczerpuje, to niewykluczone, że cokolwiek ją wyczerpuje, przejdzie na waszą domyślną energię. — Zagryzł dolną wargę, odwracając się w stronę Stewarda. — Podejrzewam, że nie byłoby to bezbolesne. Zauważylibyście, że słabniecie, zarówno na poziomie fizycznym, jak i mentalnym.

Skoro opętanie i egzorcyzmy potrafiły odcisnąć piętno na ludzkim naczyniu, to zaświaty musiały też jakoś reagować na żywych. Samo to, że Limbo dosłownie nie pożarło Czarnego Pana i reszty podróżników było sporym zaskoczeniem. Myślałby kto, że przejście do zaświatów równałoby się automatycznemu zespojeniu z drugą stroną. Z drugiej strony duchy funkcjonują tutaj jako zjawy, pomyślał z przekąsem, niejako obalając własną teorię. Gdyby świat podporządkował się jego wizji, to duchy po powrocie do świata przyjmowałyby ludzką formę, a tak przecież nie było, chyba że próbowały przejąć czyjeś ciało.

— Idąc tym tropem, najbardziej niepokojącą sytuacją byłaby ta, gdzie cały proces zaczął się już po waszym powrocie i wcale nie utworzyła się druga komora, a energia z Limbo połączyła się z waszą własną, tworząc zupełnie nową mieszankę. Wtedy wytracanie siły mogłoby być na tyle stopniowe, że moglibyście się nie zorientować przez dłuższy czas. — Ściszył głos, wbijając zmartwiony wzrok w przyjaciela. — Patrick... Dlaczego ty o to pytasz?

Mimowolnie wstrzymał oddech, obawiając się odpowiedzi, jaką dostanie. Steward czekał prawie dwa tygodnie z tym, aby łaskawie przyjść do niego z własnymi problemami po Beltane, więc raczej nie należał do osób, które od razu szukają profesjonalnej opieki w przypadku jakiegoś schorzenia i liczą na przysłowiowy cud. Niestety Matka miała w tych czasach pełne ręce roboty i polegała na uzdrowicielach zajmujących się ciałem i umysłem, aby dopełniali jej dzieła na tym ludzkim padole łez. Sebasitan sądził jednak, że przemówił Patrickowi do rozsądku i pokazał mu, że może liczyć na jego wsparcie w tej kwestii. Czy teraz miał się dowiedzieć, że sytuacja była dużo gorsza, niż oryginalnie zakładał?
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#34
07.04.2024, 02:02  ✶  
Patrick nie stanął po stronie Neila, bo od początku stał po stronie Sebastiana. Stał po jego stronie ciągnąc go na potańcówkę, stał po jego stronie w zaklętej stodole i na tej ławce też miał pozostać po jego stronie. Na tym trochę polegała przyjaźń. A trochę chodziło o to, że Steward, jak śmiesznie by to nie zabrzmiało, w związkach i w relacjach (nawet tych niekoniecznie romantycznych) pozostawał do bólu lojalny a jego towarzysz, choć pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy, zaskarbił sobie jego lojalność.
- Wiesz, że od razu uwierzyłem w tę pozytywną wersję? – zapytał cicho. – Jakoś tak odruchowo, kiedy powiedziałeś mi, że wszystko ze mną w porządku i tylko noszę w głowie jego wspomnienia, ale nie jego samego… - uśmiechnął się dość smutno i gorzko. Było to trochę żałosne, ale gdyby Patrick mógł wybrać, chciałby dostrzec inne wspomnienia ojca. Najlepiej takie, w których ten był, po prostu, dobrym, kochającym rodzinę człowiekiem. Ale zamiast tego zobaczył kolejne warstwy szaleństwa, na tyle głębokie, że nie przełamała ich nawet śmierć.
Ale ojca już nie było. Resztki jego wspomnień ulatywały z umysłu Patricka, niemal niezauważenie. Nadal niby je pamiętał, ale już nie tak żywo, nie tak kolorowo. Przestawały być niemal jak własne a stawały się tylko cudzą opowieścią. A teraz zaczęło do niego docierać, że być może on również stanie się niedługo tylko słowami w czyjejś opowieści.
Posłał Sebastianowi długie, spokojne spojrzenie. Przyglądał się jego profilowi, gdy perorował o komorach i gdy zaczynał – bo tak to dokładnie wyglądało – domyślać się, co właściwie zamierzał mu powiedzieć auror. A przecież z Macmillanem powinno być prościej niż z taką babcią lub dziadkiem. I pewnie było, bo chociaż Steward myślał o przyznaniu im się do tego, czego dowiedział się od Mavelle, to jakoś nie potrafił. A na powiedzenie prawdy siedzącemu obok mężczyźnie się przecież zdecydował. Ale i tak sporo go to kosztowało.
-  Jedna z Zimnych była za granicą i tam szukała informacji o naszym stanie – zaczął neutralnym tonem, celowo pomijając imię i nazwisko Bones a nawet udział w całej wyprawie Brenny. – Dowiedziała się, że istnieje spora szansa, że… – spora szansa brzmiało trochę lepiej niż, ja chyba nie mam wyboru - …że albo w Samhain spróbujemy odwrócić to co się stało w Beltane, albo umrzemy. Ale możemy umrzeć nawet jeśli to odwrócimy.
I już. Powiedział to, ale nagle zabrakło mu odwagi, by dalej patrzeć na twarz Sebastiana. Nie chciał tam zobaczyć litości. Nie czuł się chory lub słaby. Może nieroztropnie ryzykował swoim życiem, byleby przeszkodzić Czarnemu Panu, ale gdyby znowu przyszło mu podejmować podobną decyzję to zrobiłby dokładnie to samo. Świat, w którym Lord Voldemort nie zwyciężył, był ważniejszym światem niż życie jednego Patricka Stewarda.
- Nie martw się. Jeśli naprawdę wszystko pójdzie źle, pójdę dalej. – Nie wrócę jako opętaniec albo duch.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#35
07.04.2024, 16:28  ✶  
Chciał zaprzeczyć. Podważyć kompetencje osób, które nakierowały Zimnych na ten trop. Czemu czarodzieje zza granicy mieliby posiadać bardziej sprawdzone informacje od ekspertów w Wielkiej Brytanii? Londyn był ośrodkiem czarodziejskiej władzy; to tam urzędowało Ministerstwo Magii, kowen Whitecroft, a nawet Szpital św. Munga. I co? Żadna z tych organizacji nie była w stanie uporać się z jednym problemem? Ogarnęła go irytacja, która równie szybko przerodziła się we frustrację. Rozumiał niepewność badaczy; powrót z Limbo był czymś zupełnie nowym, podobnie jak samo wejście do niego przez osoby żyjące. To mogło nastręczyć problemów, ale przecież coś trzeba było zrobić, czyż nie?

Komuś musiało zależeć na tym, aby pewne informacje nie ujrzały światła dziennego. Nie potrafił określić, czy wynikało to z profesjonalizmu medyków i innych znawców kwestii zaświatów, którzy nie chcieli robić nikomu fałszywych nadziei bez konkretnych informacji, czy raczej chodziło o zwykłe wyrachowanie. Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami nie wiedział, co się dzieje na jego własnym podwórku i pozwolił Prewettowi zbadać Knieję, aby dowiedział się więcej na temat Widm. A na Polanie Ognisk urzędował Departament Tajemnic, który prędzej zamknąłby się na cztery spusty, niźli zdradził własne tajemnice. Może Zimni byli jedną z nich?

To jednak nie zwalniało kowenu z obowiązku pomocy wiernym, jak i całej społeczności czarodziejów. Może wstąpienie żywych do Limbo zachwiało nieco wiarę co poniektórych kapłanów i kapłanek, ale przecież nie mogli tak po prostu zignorować tej sprawy. Gdzie tu życzliwość? Gdzie dobroduszność? Gdzie wiara w naturalny porządek rzeczy? Śmierć może i była naturalna, ale to, co spotkało Zimnych, nie mogło być już bardziej nienormalne. Skorygowanie tego błędu w sieci stworzenia Pani Księżyca i przywrócenie równowagi a przyrodzie powinno być ich głównym zadaniem, a zamiast tego, co się działo? Macmillan wciągnął głośno powietrze do płuc.

— A więc to zrobicie. Zmienicie bieg historii. Jednego cudu dokonaliście, wchodząc do Limbo i je opuszczając. Może to czyste szczęście, a może błogosławieństwo Matki, ale jakaś siła wam sprzyja — odezwał się po dłuższej chwili z niemałym wysiłkiem. Starał nie dopuszczać do siebie myśli, że Zimni, a przede wszystkim Patrick mieliby stracić życie, próbując pozbyć się tej klątwy. — To, co wam przekazali z zagranicy... Jest dosyć rozsądne. Samhain jest poniekąd świętem bliźniaczym do Beltane. Drzwi między ziemią a niebytem otwierają się wówczas na oścież, a konkretne granice tego, co możliwe i niemożliwe w kontekście zaświatów zacierają się na kilka godzin. To będzie wasze okno szans.

Nie bez powodu to właśnie wtedy zawodowi egzorcyści mieli najwięcej roboty. Naczynia skrywające w sobie esencje duchów czekały na te konkretne noce, aby czarodzieje o odpowiednich umiejętnościach mogli je odprawić na drugą stronę. Wyjątki się zdarzały; jak zresztą Patrick dobrze wiedział przez dotychczasową współpracę z Sebastianem, jednak nie były regułą. Bezpieczniej było zajmować się tym właśnie podczas Beltain i Samhain.

— Nie przypominam sobie, żebym wydał zgodę na twój pochówek — mruknął szorstko, zakładając ręce na piersi i wbijając spojrzenie w ziemię. — Ta Zimna dowiedziała się czegoś więcej podczas swojej wycieczki? — Zerknął kątem oka na Stewarda. — Jakieś sugestie, plan rytuału, receptura na miksturę, coś, co ma zareagować z magią obchodów święta?

Te informacje mogły naprowadzić ich na jakiś trop, co właściwie trzeba było przygotować przed sabatem. Czyż Patrick nie wspominał o tym, że Shafiqom skradzione jakieś magiczne kamienie, które wykorzystał Czarny Pan na Polanie Ognisk? To mogło zaburzyć magię święta. Odtworzenie tych samych warunków?, pomyślał przelotnie. Tyle że sporo zależało od lokalizacji... Beltane w Kniei Godryka, Litha w Stonehenge, kto wie, gdzie Samhain mogło zagonić kowen?

— Pomogę z tym, jak tylko będę mógł — obiecał niespodziewanie, przez chwilę nie wierząc własnym słowom. — Ze mną nie umrzesz. O ile Matka pozwoli.

Westchnął ciężko, zerkając na Stewarda. Położył niepewnie dłoń na ramieniu przyjaciela i zacisnął ją powoli. Zdarzało mu się wyświadczać przysługi, pomagać znajomym, dalekim krewnym, ale to było coś zdecydowanie większego niż wypędzenie kilkusetletniego ducha z asystenta w Egipcie czy tymczasowe uchylenie drzwi do Limbo, jak to było ze sprawą kryształowej czaszki. Tutaj na szali było życie ludzi. Życie Patricka. I to chyba właśnie to drugie ostatecznie przeważyło.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#36
11.04.2024, 02:27  ✶  
Patrick pewnie był naiwny, ale nie zakładał w ogóle, że ktokolwiek celowo ukrywał przed nim i innymi Zimnymi jakąś tajemną wiedzę. Sądził, że jej po prostu nie było. Byli pierwsi, a skoro byli pierwsi to też jako pierwsi musieli się nosić z konsekwencjami swojej odmienności. A to, że te mogły okazać się śmiertelne? Kolejna cenna informacja dla tych, którzy mogliby zechcieć wejść do Limbo po nich. Pewnie miejsca były przeznaczone dla martwych, nie dla żywych.
Ale coś w tonie głosu Sebastiana sprawiło, że drgnął. Wyprostował się trochę bardziej. Zwilżył językiem dolną wargę, jakby zbierał myśli. Reakcja Macmillana trochę go zaskoczyła. Nie. Nie w sposób negatywny, po prostu… po prostu chyba się spodziewał raczej szorstkiego: macie czego chcieliście, po co tam się w ogóle pchaliście? A teraz miał ochotę sam go pocieszać, co chyba kompletnie zaburzyło wszelkie proporcje. Umierający żałował pozostającego przy życiu.
- Tak – powiedział w końcu i była to raczej dość głupia odpowiedź. Ale wynikała trochę z tego, że Steward próbował patrzeć racjonalnie. I ta racjonalność podpowiadała mu, że być może żadne szczęście im nie sprzyjało, że duchy, że Matka, że to wszystko nie działało tak, jak w tym świecie. Być może Matka wezwała Victorię, ale czy wzywając ją do siebie, naprawdę myślała o ocaleniu Lestrange i tych, którzy z nią przyjdą? Szczerze w to wątpił. Byli dla niej narzędziami. Człowiek rzadko przygląda się mrówkom, nawet jeśli te przemykają obok jego buta. Czemu bogini miałaby przejmować się losami przypadkowych ludzi? I znowu wrócił wspomnieniami do Ostary i chwili, gdy Szeptucha przepowiedziała mu, że trafi do Limbo i rozbije, za pomocą młotka, tworzący się między obydwoma światami portal. Tylko czy jej przepowiednia spełniła się dlatego, że wszedł do Limbo i wyczarował ten przeklęty młotek czy też od zawsze miał wejść do Limbo i zniszczyć tworzący się portal młotkiem? Skutek był ten sam, ale raz sam decydował o swoim życiu a raz, zadecydowano za niego. – Okno szans – powtórzył, zastanawiając się, czy to oznaczało, że znowu mieli wejść do Limbo.
Patrick nie chciał tam wracać. Nie jako żywy, nie w chwili, w której już nosił konsekwencje tego, że raz tam był. Miałby znowu topić się, przedzierać przez dziwny las, słuchać szeptów i znowu przechodzić próbę? Miałby wreszcie znowu stanąć przed ojcem?
Uśmiechnął się krzywo, na kolejne słowa Sebastiana. I znowu naszła go ochota, żeby okazać mu wsparcie. Machinalnie uniósł rękę, gdzieś dopiero w połowie drogi zdając sobie sprawę z tego co odruchowo próbował zrobić.
Naprawdę zburzyli proporcje.
- Nie. Nic nie wiem o żadnym rytuale, eliksirze, czymkolwiek.
Steward był pieprzonym ignorantem. Ba, w momencie, w którym Mavelle szukała rozwiązania, on pchał się w otchłań strachu i szaleństwa, przerażony perspektywą opętania przez własnego ojca. I dalej pozostawał ignorantem, który zamiast szukać informacji na własną rękę, wolał czekać. Zdawał się na los i skupiał na rzeczach dookoła, wychodząc z założenia, że jeśli nie ma na coś wpływu, to nie ma powodu, by się nad tym pochylał.
Dopił whisky jednym haustem i odstawił szklankę za siebie. I to nie tak, że nie zauważył ręki Sebastiana, że nie docenił należycie wagi jego słów i jego oferty przyjaźni. Może właśnie chodziło o to, że docenił, po prostu to nagle wydało mu się kompletnie niewystarczające. Pokręcił głową a potem po prostu, przyciągnął Sebastiana do siebie i go przytulił. W pierwszej chwili dość mocno, jakby zapomniał o tym, że jest zimny jak lód i roznosi to nieprzyjemne zimno dalej. Dopiero w drugiej jego uchwyt złagodniał a Patrick powstrzymał się przed poklepaniem przyjaciela po plecach.
- Wiem. I nie masz nawet pojęcia jak bardzo doceniam to, że jesteś - rzucił cicho, odsuwając się.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#37
11.04.2024, 20:52  ✶  
Jedna pogadanka wystarczyła. Raz już wytknął Stewardowi wszystkie błędy, jakich dopuścił się on i jego współpracownicy w związku z Beltane, nie miał zamiaru robić tego ponownie. A czemuż to? Cóż, przede wszystkim dlatego, że nie było w tym zbyt wiele sensu. Sebastian za bardzo szanował zasady dotyczące świata żywych i umarłych, aby nie krytykować tej lekkomyślności, a Patrick był za blisko konfliktu, aby móc z czystym sumieniem stwierdzić, że gdyby mógł cofnąć się w czasie, to mógłby zrobić cokolwiek inaczej. A jeśli wyleczenie Zimnych miało wiązać się z powrotem do Limbo, to Macmillan miał zamiar zadbać, aby doszło do tego według jego zaleceń.

— Mhmm. Jakby drewno zaczynało wtedy próchnieć i łatwiej je złamać. Drewno to w tym porównaniu granica między naszym światem a Limbo, oczywiście. — Zerknął kontrolnie na Patricka, czy aby na pewno nadąża. — Energia towarzysząca Samhain i Beltane nagine zasłonę między światami, pozwalając na to, aby dusze przeszły na tę stronę. Albo na drugą. Zależy, co nas interesuje. To niezwykłe w swojej naturze, więc jeśli ma się zdarzyć cud, będzie to najlepszy czas.

Chyba, że zaangażować do tego jeszcze mugolskie wierzenia, pomyślał. Czyż dla mugoli jeden z cudów nie wiązał się ze świętem podobnym Ostarze, a drugi z Yule? Zmarszczył czoło.

— Skoro tak, to tajemniczy eksperci z zagranicy nie okazali się zbyt pomocni — mruknął, nie winiąc w żadnym stopniu Stewarda za jego niewiedzę. Skoro to nie on wyruszył po informacje, to nie miał też za bardzo okazji powęszyć. Zamiast tego zmuszony był opierać się na wiadomościach od kogoś innego. — Tylko napędzili wam większego stracha.

Jakie to miało być wsparcie, skoro ograniczyli swoją ekspertyzę do stwierdzenia, że bliźniacze do Beltane święto może potencjalnie odwrócić efekty wejścia do zaświatów? Po prawdzie było to więcej, niż wedle wiedzy Sebastiana zdradził Zimnym kowen i Ministerstwo Magii, ale nie był to jakiś wyjątkowy łup wojenny przewieziony z kontynentu na Wyspy Brytyjskie. A to oznaczało, że trzeba będzie polegać na prostych metodach. Czy gdyby przyjrzeć się efektowi końcowi przekroczenia granicy z Limbo, a następnie rozbić to na czynniki pierwsze, to zdołaliby ułożyć równanie, które wskaże im, co było potrzebne do odtworzenia warunków panujących pierwszego maja w Kniei Godryka?

— Wiesz, że Departament Tajemnic był oddelegowany do pilnowania Polany Ognisk? — spytał nieoczekiwanie, bawiąc się swoimi kłykciami, szorując nimi o siebie nawzajem. — Szefostwo Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami wydało jakoś pod koniec maja zezwolenie na zbadanie tych całych Widm. Zostałem polecony jako konsultant. Trochę mnie zdziwiła ich obecność tam. — Nachmurzył się, przypominając sobie konfrontację grupy Prewetta z Niewymownymi. — Nie byli zbyt rozmowni. — Pokręcił powoli głową. — Ciekawe, że nawet poszczególne departamenty odmawiają współpracy, gdy świat żywych i umarłych zderzył się ze sobą.

Gdyby miał szukać odpowiedzi stricte w Ministerstwie Magii, to udałby się właśnie do Departamentu Tajemnic. Po biurach krążyły plotki o próbach manipulacji czasem i przestrzenią, sprawdzania ograniczeń ludzkiego ciała i umysłu i badaniami, które zapewne nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Sebastian wiedział jednak, że gdyby tam poszedł, mógłby co najwyżej pocałować klamkę albo wytrzepać dywanik z kurzu. To tylko utwierdzało go w przekonaniu, że kowen był kluczem do rozwiązania tej zagadki. Pytanie tylko, czy okażą się chętni do jakiejkolwiek rozmowy. Może i pośród wielu kapłanów płynęła krew Macmillanów, jednak do pewnych tajemnic nie dopuszczało się nawet krewnych. Sebastian miał zamiar nagiąć tę granicę.

Uścisk ze strony Patricka był niespodziewanie. W pierwszej chwili chciał się odchylić, jednak wypity alkohol skutecznie spowolnił jego reakcje, sprawiając, że egzorcysta po prostu zamarł w dosyć nienaturalnej pozie. Wyczuł, że napinają mu się wszystkie mięśnie, jakby nie do końca wiedział, czego powinien się spodziewać po tym geście i czego oczekuje się od niego w odpowiedzi. Dłonie Sebastiana powędrowały niepewnie ku plecom Stewarda, pozwalając na przedłużenie uścisku. Ten jeden raz zimno mu nie wadziło, chociaż był osobą, która go absolutnie nie znosiła.

— Cóż, tak to się już kończy, gdy próbujesz z samotnika zrobić swojego przyjaciela — odparł, gdy auror pozwolił mu wyswobodzić się z uścisku. Uśmiechnął się niezręcznie, opierając dłonie o krawędź ławki. — Zaczynam czuć ciężar odpowiedzialności za to, żebyś przeżył. Pomyślałem, że powinieneś wiedzieć. — Wbił wzrok w nocne niebo. — Znajdę jakiś sposób. Jeszcze nie wiem konkretnie jaki, ale znajdę. Ktoś musi coś wiedzieć. I ktoś musi zacząć gadać. W przeciwnym razie trzeba będzie spuścić aż-za-dobrze-wiesz-kogo ze smyczy.

Musiałby być naprawdę zdesperowany, aby poszczuć arcykapłanów Brenną Longbottom, jednak jeśli będzie musiał się do tego posunąć, aby ochronić Patricka podczas Samhain, to był gotów na to poświęcenie, nawet jeśli kowen miałby być później uboższy o paru braciszków w wierze. Opuścił spojrzenie ciemnych oczu na Stewarda, uśmiechając się nieco szarzej. Za nic w świecie nie zgadłby, że znajdzie druha pośród magicznych anty-terrorystów, a tu proszę. Niezbadane były ścieżki wytyczane przez Matkę. Jeśli gdzieś tam jesteś, to na wszystkie świętości, jeśli chociaż raz wypełniłem twoją wolę, nie pozwól, aby to jedno światło zgasło, pomyślał, modląc się bezgłośnie do Matki.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#38
12.04.2024, 21:59  ✶  
Patrick zbłądził myślami w stronę ogniska Beltane, przy którym krążył razem z Victorią i Mavelle podczas ataku śmierciożerców. Wspomnienie przywołało dźwięk trzasku łamanych pod naporem ognia polan, niemal poczuł zapach unoszącego się w niebo dymu, dostrzegł wystrzeliwujące w górę iskry. Nigdy nie zastanawiał się głębiej nad tym czemu rozpalano ogniska – w ogóle nie był przesadnie wierzący, ale teraz zaczęło mu się wydawać, że wszystkie te obrzędy miały dużo większą wagę, bardziej dosłowną wagę, niż czysto symboliczną. Sebastian mówił o próchniejącym drewnie, on myślał o drewnie, które spalało się pod wpływem temperatury. Niby dwa różne zjawiska, ale powodowały ten sam efekt.
- Podczas Beltane Czarny Pan wspomagał się jakimiś snopami światła i dziwnym kamieniem – Steward nie wiedział, że snopy światła również wydobywały się z kamieni, tyle że umieszczonych w ziemi. Nie miał również pojęcia, co później się z nimi stało, ale biorąc pod uwagę stan Polany Ognisk, zakładał, że pewnie ciągle tkwiły gdzieś w ziemi. – To pewnie jakoś pomogło mu w… przejściu.
Uśmiechnął się kącikami ust. Wbrew wszystkiemu to był całkiem szczery, niemal beztroski uśmiech. Potrząsnął głową, jakby zastanawiał się, czy to co zamierzał powiedzieć, było dostatecznie głupie, by wyprowadzić Macmillana z równowagi.
- Nie boję się śmierci – rzucił w końcu. – Paradoksalnie, kiedy już znam jakąś datę, mogę… mogę się skupić na tym, co naprawdę istotne. – Ba, wydawało mu się nawet, że wreszcie zrozumiał, co jest naprawdę istotne.
I co zaskakujące, na pierwszy plan nie wychodziły wcale sprawy związane z ratowaniem czarodziejskiego świata lub zabezpieczaniem Zakonu Feniksa, ale skupienie się na tym, co było tutaj i teraz. Wcześniej, przez długi czas zdawało mu się, że pozostawał tylko obserwatorem, widmo śmierci nauczyło go przeżywania. Nagle zaczęło do niego docierać, jak ważne jest cieszenie się chwilą, kontemplowanie małych przyjemności, spędzenie czasu z kimś, kogo lubił lub kochał. Patrick sprzed tej wiadomości, skupiałby się by nie zwrócić na siebie uwagi i obserwować. Patrick po niej, wolał siedzieć na ławce z Sebastianem, pomóc babci w ogródku albo obejrzeć wschód słońca.
Zmarszczył brwi, spoglądając na egzorcystę.
- Jak to przedstawiciele Departamentu Tajemnic – podsumował. Odruchowo wrócił myślami do Morfeusa Longbottoma. Jak na pracownika tego departamentu, pozostawał zaskakująco… żywotny. – I dowiedziałeś się czegoś na temat widm? Widziałem je. Przypominały mi trochę dementory.
Patrick spodziewał się pewnej nieporadności po Sebastianie. To nie tak, że jakoś głęboko zastanawiał się nad jego życiem osobistym, ale odruchowo zakładał, że ten zazwyczaj milczący, spokojny mężczyzna był niedotykalskim samotnikiem. Zresztą, nawet dzisiejsza rozmowa – gdy jeszcze obecny był podczas niej Neil, potwierdziła jego przypuszczenia. Zauważył też, że regularnie było mu zimno – przez wzgląd na to przecież podrzucał mu gorące napoje do tej jego kanciapki. A po tym, jak go lepiej poznał, zrozumiał też z czego – przynajmniej po części – wynikało jego zachowanie. A teraz docenił to, że nie został odepchnięty, że Macmillan, mimo chronicznego przemarznięcia, na swój sposób nawet odwzajemnił jego gest.
- Próbuję? Wydawało mi się, że już jesteś moim przyjacielem – rzucił, starając się rozładować powstałe między nimi napięcie. Doceniał, że ten chciał mu pomóc, ale nie darowałby sobie, gdyby przez to Sebastian naraził się na jakieś niebezpieczeństwo. – Myślę, że Brenna poruszyłaby niebo i ziemię, byle tylko znaleźć lekarstwo. Przecież Zimne są jej kuzynka Mavelle Bones i przyjaciółka Victoria Lestrange – i mężczyzna, który jej się podoba, Atreus Bulstrode. – Nie masz ochoty się przejść? Skoro skończył się nam alkohol to dobry znak, żeby wybrać się do punktu aportacyjnego.
No, chyba, że Sebastian wolał nocleg w Dolinie Godryka, ale o to Patrick go nie podejrzewał.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#39
12.04.2024, 23:00  ✶  
Kamienie... Pewnie te kamienie od Shafiqów, dodał w myślach. Cóż w tej sytuacji nawet najmniejsza informacja była na wagę złota, więc nie miał zamiaru jej ignorować. A tak się akurat składało, że przynajmniej z jednym reprezentantem rodu znał się całkiem dobrze. A drugi bardzo lubił wpłacać wysokie sumy na kowen i odnowę pomników tak długo, jak w okolicy widniała blaszka z podziękowaniami dla niego. Może na tym zdołałby coś ugrać?

— Brak strachu przed śmiercią nie równa się chęci podania dłoni kostusze, gdy przyjdzie po człowieka — odparł bez większego namysłu.

Już postanowił i miał zamiar dotrzymać danego słowa.

— Pilnowali Polany Ognisk i nikogo nie wpuszczali do... epicentrum? — Zmrużył oczy, nie wiedząc, czy odpowiednio określa to miejsce. Nie był obecny na Beltane, toteż nie do końca wiedział, w jakim miejscu doszło wtedy do rozwarcia przejścia między światami. — A wiesz, jacy oni są. Mistycy, tajna policja i siły bezpieczeństwa w jednym. I słowem się nie odezwą. Przynajmniej nie takim przydatnym.

Nawet wtedy uderzyło go to, jak niezorganizowane wydawało się Ministerstwo Magii. Czyż to nie Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów był początkowo odpowiedzialny za strzeżenie Kniei? A Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami? Teoretycznie Widma powinny należeć do ich jurysdykcji, co zresztą najwidoczniej było prawdą, skoro to Rowle wydał pozwolenie na przebadanie lasu, a jednak na miejscu okazało się, że pierwsze skrzypce gra jednak Departament Tajemnic. I jak tu efektywnie pracować, skoro każde biuro wyrywało sobie nawzajem kawałki informacji i odmawiało złożenia ich potem na jednym stole?

— Tak... Reszta grupy coś o tym wspominała. Podobno zaklęcia Patronusa je odstrasza, więc teoretycznie jakiś związek między dementorami a Widmami faktycznie może istnieć. — Wzruszył sztywno ramionami. — Poszedłem tam jako ekspert od duchów na wypadek, gdyby udało nam się natknąć na jeden z tych bytów i sprawdzić, czy da się go odegnać, wyegzorcyzmować lub zamknąć w naczyniu. Na żadne się jednak nie natknęliśmy. No i Laurent Prewett chciał, żebym określił, czy są w stanie przenosić się do Limbo przez jakieś niedomknięte przejścia.

Pokręcił powoli głową. Może gdyby tamtego dnia bardziej naciskali na Niewymownych, to teraz miałby więcej informacji dla Stewarda. Coś, co uzupełniłoby im dziury w rozpościerającym się przed nimi obrazem zatytułowanym ''Zimni''.

— W pobliżu polany ognisk natknęliśmy się na coś w rodzaju... Ściany? Zasłony? — Zmarszczył czoło, dalej nie wiedząc, co właściwie wówczas zobaczył. — Jakby rzeczywistość nie do końca radziła sobie z jakąś wyrwą. Pozostałości po fuszerce Czarnego Pana, jak mniemam. — Westchnął cicho. — Jestem przekonany, że na moment zobaczyłem Limbo. To było jak obraz ze szkolnego rzutnika puszczony na firankę. Niestały. Bardzo niestały, ale wydawał się oddawać nasze położenie. Zobaczyłem wyschnięte koryto rzeki pośród pustkowi, a gdy skierowaliśmy się w tym kierunku, w lesie faktycznie była rzeka.

Gdy wypowiedział te słowa na głos, zdał sobie sprawę, jak beznadziejnie brzmiał ten argument. Operował na przywidzeniach, a przecież nie wszedł wówczas w trans Trelawneyów. To przypominało bardziej echo lub zakłócenie, które próbowało wylać się na drugą stronę, ale coś mu to nie umożliwiało. Czy była to konsekwencja działań Brygadzistów i Aurorów w Limbo, zaklęć stabilizacyjnych kowenu lub Departamentu Tajemnic... Tego nie potrafił obecnie określić.

— Właśnie miałem zamiar dodać, że radzisz sobie wyśmienicie — dodał z kamienną twarzą, aby zaraz skruszyć ją lekkim uśmiechem. — Trochę mnie uprzedziłeś.

A więc panna Longbottom ma w tym wszystkim osobisty interes, pomyślał przelotnie, jednak zaraz skarcił się za te rozważania. Kobieta zasługiwała na to samo współczucie co Patrick. Znając życie, pewnie biczowała się za to, że sama tam z nimi nie weszła. Nie zazdrościł jej tej sytuacji; ewidentnie była bardzo przyjacielska, więc współpracownicy musieli być jej bliscy. I kuzynka Bones. Sebastian zagryzł lekko dolną wargę. Może naprawdę powinien z nią porozmawiać o Zimnych?

— Mhmm. Chodźmy.

Westchnął ciężko i podniósł się z ławki, przystając jednak na moment, aby rozejrzeć się po rozciągających się po horyzont polach. Coś trzeba było z tym zrobić. Może nie tej nocy i może niekoniecznie z samego rana, ale niedługo. Zanim czas zacznie naprawdę deptać mu po piętach.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Patrick Steward (6492), Bard Beedle (170), Sebastian Macmillan (8315), Neil Enfer (3717)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa