24.10.2024, 12:54 ✶
Brenna czekała po prostu – nie zabierała ręki, którą schwyciła Moody, dopóki Millie nie sięgnęła po tosta.
– Z Szeptuchą albo kimś z Trelawneyów, kto specjalizuje się w Trzecim Oku – przytaknęła. Nie chciała upierać się, że Mildred posiada dar Trzeciego Oka, bo ten był kapryśny i czasem nie objawiał się przez kilka pokoleń. Albo ktoś go miał, ale na zawsze pozostawał uśpiony. Babka Brenny była jasnowidzem, a chociaż miała kilkoro dzieci, to ta moc przebudziła się tylko u jednego z synów i później u dwóch wnuczek. Alastor jednak widział kiedyś aury, ich matka spoglądała w przyszłość, kuzyni posiadali talent i zdawało się, że ta moc jest silna ich w rodzinie.
Może ktoś mógłby przynajmniej ocenić, co jest nieopanowanymi wizjami, a co faktycznie efektem wymagającej leczenia choroby. I sądząc po tym, co powiedziała Millie, tym kimś nie był jej obecny terapeuta.
– Szeptucha chyba nie przejmuje gości spoza własnej rodziny, ale… Millie powinna przyjąć. Mam nadzieję. Jak będziesz chciała się przespać, możesz iść do pokoju na końcu korytarza z prawej, ten jest dzisiaj pusty albo skorzystać z mojego, ja nie będę się już dziś kładła – stwierdziła po prostu. – Na razie przeniosę to do salonu, bo pewnie ludzie zaczną wstawać i tam będzie im wygodniej niż w kuchni… – oceniła, krytycznie spoglądając na rzeczy rozstawione na stole. Gdzieś w głębi domu usłyszała, jak ktoś zamyka drzwi, któryś z psów kręcił się po korytarzu, wyglądało na to, że Warownia powoli budziła się do życia. Brenna potraktowała więc zaklęciem talerze i półmiski, chcąc przelewitować je do salonu.
Starała się myśleć o śniadaniu, o gościach, o nocnej służbie - nie o spadających gwiazdach, niedźwiedziach, pączkach i - nie - pączkach, o łzach w oczach Millie i tysiącu innych, drobnych spraw. Na chwilę mogła skoncentrować się na czymś prostym i zwyczajnym.
– Z Szeptuchą albo kimś z Trelawneyów, kto specjalizuje się w Trzecim Oku – przytaknęła. Nie chciała upierać się, że Mildred posiada dar Trzeciego Oka, bo ten był kapryśny i czasem nie objawiał się przez kilka pokoleń. Albo ktoś go miał, ale na zawsze pozostawał uśpiony. Babka Brenny była jasnowidzem, a chociaż miała kilkoro dzieci, to ta moc przebudziła się tylko u jednego z synów i później u dwóch wnuczek. Alastor jednak widział kiedyś aury, ich matka spoglądała w przyszłość, kuzyni posiadali talent i zdawało się, że ta moc jest silna ich w rodzinie.
Może ktoś mógłby przynajmniej ocenić, co jest nieopanowanymi wizjami, a co faktycznie efektem wymagającej leczenia choroby. I sądząc po tym, co powiedziała Millie, tym kimś nie był jej obecny terapeuta.
– Szeptucha chyba nie przejmuje gości spoza własnej rodziny, ale… Millie powinna przyjąć. Mam nadzieję. Jak będziesz chciała się przespać, możesz iść do pokoju na końcu korytarza z prawej, ten jest dzisiaj pusty albo skorzystać z mojego, ja nie będę się już dziś kładła – stwierdziła po prostu. – Na razie przeniosę to do salonu, bo pewnie ludzie zaczną wstawać i tam będzie im wygodniej niż w kuchni… – oceniła, krytycznie spoglądając na rzeczy rozstawione na stole. Gdzieś w głębi domu usłyszała, jak ktoś zamyka drzwi, któryś z psów kręcił się po korytarzu, wyglądało na to, że Warownia powoli budziła się do życia. Brenna potraktowała więc zaklęciem talerze i półmiski, chcąc przelewitować je do salonu.
Starała się myśleć o śniadaniu, o gościach, o nocnej służbie - nie o spadających gwiazdach, niedźwiedziach, pączkach i - nie - pączkach, o łzach w oczach Millie i tysiącu innych, drobnych spraw. Na chwilę mogła skoncentrować się na czymś prostym i zwyczajnym.
Postać opuszcza sesję
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.