11.05.2025, 19:25 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.05.2025, 08:42 przez Gabriel Montbel.)
Zmiana w jego zachowaniu była subtelna ale wyraźna. Moment w którym palce zwinęły się jak liście mimozy, wobec oskarżenia, które wytoczyła w jego stronę. Słowa były bardzo łagodne jak na ciężar, który musiały nieść, skoro przez pięćdziesiąt lat wampirzyca nie miała jakoś ochoty, ba! przez ostatni miesiąc, kiedy wiedziała, że jest w Londynie nie przyszło jej do głowy spotkać się z nim. Proszę jednak, oto “sprawianie problemów” doprowadziło ją tutaj - do miejsca, do którego nie powinna nigdy, przenigdy wracać, nawet jeśli widmo straszliwego posągu już go nie kaziło zakazaną, plugawą magią.
Zabrał dłoń. Napiął mięśnie ukryte pod cienką, nienaturalnie bladą skórą. Jego podbrudek uniósł się lekko, gdy twardo przełknął tę gorzką pigułkę, skutecznie deptającą złudną myśl o być może ostatniej życzliwej mu duszy. Milczenie i niechęć były wymowne, w ciężkim, niewidzialnym murze, który rozrósł się pomiędzy nimi.
– Ach tak – słowa wybrzmiały bardzo powolne, wymuszone z zaciśniętego gardła i nawet urażona duma nie była w stanie ukryć boleści, skrywanej u podstaw jego obecnej krotochwili. – Cokolwiek się wydarzyło w Londynie z mojej winy… za kilka godzin nie będzie szans, abym uczynił tego więcej. Możesz iść, zadanie wykonane. Nie pozwól proszę, żeby ktoś taki jak ja zatrzymywał Cię w miejscu, w którym na pewno nie chcesz być. – Z cichym szelestem ubrań, odsunął się zesztywniały i wrócił do swojej bezpiecznej skorupy postanowień, które rozrosły się w nim w ostatnich dniach. Ramionami ciasno otulił podwinięte nogi, czoło oparł o kolana. Powinien zgnieść ciekawość i zostać wtedy przed miesiącem w sypialni Jonathana i tam doczekać poranka, a nie tu. Powinien stać się kurzem wspomnienia na miękkiej pościeli pachnącej przeszłą miłością, pachnącą ułudą szczęścia, cichym szeptem ostatniego niewymuszonego komplementu, nim świadomość przywróciła okrucieństwo twardej rzeczywistości. A może tak się stało? Może został tam i teraz zwyczajnie doświadczał piekielnych tortur, o których tak zapiekle trąbili wkoło chrześcijanie? Może to była jego kara za szpaler dusz wyrwanych z ciał? Niekończące się pasmo upokorzeń, w więzieniu do którego nie prowadziły żadne drzwi. W więzieniu jego własnej głowy.
Nigdy nie sądził, że martwe serce może boleć tak bardzo.
Zabrał dłoń. Napiął mięśnie ukryte pod cienką, nienaturalnie bladą skórą. Jego podbrudek uniósł się lekko, gdy twardo przełknął tę gorzką pigułkę, skutecznie deptającą złudną myśl o być może ostatniej życzliwej mu duszy. Milczenie i niechęć były wymowne, w ciężkim, niewidzialnym murze, który rozrósł się pomiędzy nimi.
– Ach tak – słowa wybrzmiały bardzo powolne, wymuszone z zaciśniętego gardła i nawet urażona duma nie była w stanie ukryć boleści, skrywanej u podstaw jego obecnej krotochwili. – Cokolwiek się wydarzyło w Londynie z mojej winy… za kilka godzin nie będzie szans, abym uczynił tego więcej. Możesz iść, zadanie wykonane. Nie pozwól proszę, żeby ktoś taki jak ja zatrzymywał Cię w miejscu, w którym na pewno nie chcesz być. – Z cichym szelestem ubrań, odsunął się zesztywniały i wrócił do swojej bezpiecznej skorupy postanowień, które rozrosły się w nim w ostatnich dniach. Ramionami ciasno otulił podwinięte nogi, czoło oparł o kolana. Powinien zgnieść ciekawość i zostać wtedy przed miesiącem w sypialni Jonathana i tam doczekać poranka, a nie tu. Powinien stać się kurzem wspomnienia na miękkiej pościeli pachnącej przeszłą miłością, pachnącą ułudą szczęścia, cichym szeptem ostatniego niewymuszonego komplementu, nim świadomość przywróciła okrucieństwo twardej rzeczywistości. A może tak się stało? Może został tam i teraz zwyczajnie doświadczał piekielnych tortur, o których tak zapiekle trąbili wkoło chrześcijanie? Może to była jego kara za szpaler dusz wyrwanych z ciał? Niekończące się pasmo upokorzeń, w więzieniu do którego nie prowadziły żadne drzwi. W więzieniu jego własnej głowy.
Nigdy nie sądził, że martwe serce może boleć tak bardzo.