• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[07.09] Tylko kochankowie przeżyją

[07.09] Tylko kochankowie przeżyją
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#31
11.05.2025, 19:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.05.2025, 08:42 przez Gabriel Montbel.)  
Zmiana w jego zachowaniu była subtelna ale wyraźna. Moment w którym palce zwinęły się jak liście mimozy, wobec oskarżenia, które wytoczyła w jego stronę. Słowa były bardzo łagodne jak na ciężar, który musiały nieść, skoro przez pięćdziesiąt lat wampirzyca nie miała jakoś ochoty, ba! przez ostatni miesiąc, kiedy wiedziała, że jest w Londynie nie przyszło jej do głowy spotkać się z nim. Proszę jednak, oto “sprawianie problemów” doprowadziło ją tutaj - do miejsca, do którego nie powinna nigdy, przenigdy wracać, nawet jeśli widmo straszliwego posągu już go nie kaziło zakazaną, plugawą magią.

Zabrał dłoń. Napiął mięśnie ukryte pod cienką, nienaturalnie bladą skórą. Jego podbrudek uniósł się lekko, gdy twardo przełknął tę gorzką pigułkę, skutecznie deptającą złudną myśl o być może ostatniej życzliwej mu duszy. Milczenie i niechęć były wymowne, w ciężkim, niewidzialnym murze, który rozrósł się pomiędzy nimi.

– Ach tak – słowa wybrzmiały bardzo powolne, wymuszone z zaciśniętego gardła i nawet urażona duma nie była w stanie ukryć boleści, skrywanej u podstaw jego obecnej krotochwili. – Cokolwiek się wydarzyło w Londynie z mojej winy… za kilka godzin nie będzie szans, abym uczynił tego więcej. Możesz iść, zadanie wykonane. Nie pozwól proszę, żeby ktoś taki jak ja zatrzymywał Cię w miejscu, w którym na pewno nie chcesz być. – Z cichym szelestem ubrań, odsunął się zesztywniały i wrócił do swojej bezpiecznej skorupy postanowień, które rozrosły się w nim w ostatnich dniach. Ramionami ciasno otulił podwinięte nogi, czoło oparł o kolana. Powinien zgnieść ciekawość i zostać wtedy przed miesiącem w sypialni Jonathana i tam doczekać poranka, a nie tu. Powinien stać się kurzem wspomnienia na miękkiej pościeli pachnącej przeszłą miłością, pachnącą ułudą szczęścia, cichym szeptem ostatniego niewymuszonego komplementu, nim świadomość przywróciła okrucieństwo twardej rzeczywistości. A może tak się stało? Może został tam i teraz zwyczajnie doświadczał piekielnych tortur, o których tak zapiekle trąbili wkoło chrześcijanie? Może to była jego kara za szpaler dusz wyrwanych z ciał? Niekończące się pasmo upokorzeń, w więzieniu do którego nie prowadziły żadne drzwi. W więzieniu jego własnej głowy.

Nigdy nie sądził, że martwe serce może boleć tak bardzo.
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#32
12.05.2025, 11:54  ✶  
Mogła wzruszyć ramionami I uznać, że rzeczywiście… Misja zakończona. Nie znalazła tego, który sprawiał Londynowi tyle szkód, ale zawsze o jeden potencjalny problem mniej, zwłaszcza, gdy ten potencjalny problem miał za sobą… Pewną historię.
Zresztą… Kim ona była by odmawiać swoim pobratymcom, końca tego żałosnego życia w nieżyciu? Powinna co najwyżej zaoferować, że namierzy za niego, tego przez którego tyle się nacierpiał i przyniesie mu jego głowę w ramach prezentu pożegnalnego.

Uratuję cię.

Mocniej zacisnęła dłonie na kolanach, widząc jak się od niej odsunął, ale nie ruszyła się ze swojego miejsca. Eh… Tyle żyła, ale nigdy nawet nie przeszło jej do głowy, aby robić cokolwiek związanego z psychologią, a w szczególności tą wampirzą. Jak miała przemówić mu do rozsądku? Inaczej niż związać go i siłą wyciągnąć z tego miejsca?

– Wiesz… – zaczęła, nie zdejmując spojrzenia z ponurej sylwetki, tego, który kiedyś i ją uchronił przed śmiercią. – Te róże… Te róże były piękne. I myślę, że mogą znowu być piękne, jeśli zdecydujesz się je na nowo zasadzić. Nie pozbawiaj się ich. Nie umieraj z myślą, że straciłeś wszystko, kiedy świat się jeszcze nie skończył. – A w szczególności nie umieraj przez coś tak durnego, jak miłość.
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#33
26.05.2025, 08:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.05.2025, 08:42 przez Gabriel Montbel.)  
On milczał.

Ona nie wychodziła.

– Nie mogą – burknął w pewnym momencie, burknął w swoje kolana, będąc rozdrażnionym, że po dwakroć jej powiedział, że ona ma sobie pójść i został tak zignorowany we własnym domu! Dobrze, że posłuchała go wtedy, gdy był na to czas. Uparta bestia. – Nie mogą i nie będą – dodał defensywnie, wciąż zaciśnięty, zirytowany, jakby to była jej wina.
Oczywiście Lucy była winna — była Angielką, a on miał wybitnego pecha do Anglików. Nie rozumiała – choć tu akurat on sam nie rozumiał tego, co się z nim działo.

Sapnął wściekle i podniósł głowę ku górze, patrząc się zeszklonymi oczyma w szary, monotonny w swoim wymiarze sufit. Gdyby mógł, też by go spalił.

Czy wtedy też nie chciałaby stąd wychodzić?

– Za każdym razem gdy patrzyłem na… gdy patrzyłem na zewnątrz, na moje utrzymywane przy życiu dekadami krzaki… – podjął cicho, chropowato, nie wierząc za bardzo w sens tego, że w ogóle otwierał tę skrzynię. A jednak miał takie poczucie, że to i tak nie będzie miało większego znaczenia, w końcu za kilka godzin i tak go nie będzie. Nie musiał udawać, utrzymywać pozy, w której by go to nie obchodziło, w której nie pokazywałby światu, jak bardzo poraniony i upokorzony wyszedł z tej sytuacji. Gdy razem zaczynali ten dziwaczny taniec wzajemnego poznawania się, wzajemnej fascynacji, wtedy nie wierzył, że wampiry są zdolne do miłości. Teraz oddałby wszystko, żeby okazało się to prawdą. – Za każdym razem, gdy przychodził nowy sezon, gdy kwiaty rodziły się z pąków, myślałem o nim. O chwilach spędzonych nocami przy roślinach, o tym jak opowiadałem mu o nich, a on opowiadał mi o teatrze i… – urwał, czując, jak wzbiera w nim żałość. Palce znów wylądowały między włosami w kojącym geście, w potrzebie utrzymania jakiejś linii tej historii. Byle jakiej, ale istniejącej.. – To nawet nie chodziło o to, że byłem wielkim fanem teatru. Albo on ogrodnictwa. Chodziło o czas kiedy… kiedy… kiedy myślałem, że można być szczęśliwym. Tak po prostu szczęśliwym. – Odetchnął głęboko, ale nie znalazł w tym geście rozluźnienia. – Dla mnie świat skończył się te sześć lat temu, po prostu potrzebowałem… może potrzebowałem aż tyle czasu, żeby to w końcu do mnie dotarło. – Tak dziwacznie brzmiało to teraz, gdy mówił swoje myśli na głos, gdy nie miał już czego niszczyć, nie miał sił rozpaczać, pieklić się. Została tylko smutna akceptacja.

Bezruch.
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#34
06.06.2025, 11:38  ✶  
No to niech nie mogą i nie będą – pomyślała zirytowana, że w momencie gdy ona siliła się na ładne sformułowania i danie mu jakiejś nadziei, on po prostu burczał pod nosem.

Szczęśliwie powstrzymała się od jakichkolwiek uwag, bo chwilę później zaczął mówić, a ona… Możliwe, że powinna wyśmiać go za coś tak głupiego jak zakochanie się. No bo kto o zdrowych zmysłach postanawiał się zakochać? I to cierpieć z tego powodu od sześciu lat! Wiedziała, że w wampirzej perspektywie mogło być to tyle co nic, ale już bez przesady. W sześć lat to i ona byłaby w stanie przynajmniej porzucić myśli o podpaleniu siebie.

Oczywiście tego też nie powiedziała.

Zamiast tego, przysunęła się odrobinę do niego, na tyle jednak nieznacznie, by nie czuł potrzeby, aby ponownie się odsuwać.
– Jak to się stało? Proszę opowiedz – powiedziała, a w jej głosie dało się usłyszeć żywe zainteresowanie. Chciała przeciągnąć ten moment. Uchronić go przed samotnością, w której się znalazł, a w której przychodziły do głowy najczarniejsze myśli.
Poza tym… Poza tym była ciekawa, co takiego wydarzyło się w życiu tamtego hrabiego, który przed laty ją uratował, że teraz znalazł się w takim stanie. Poznać go od strony, od której wcześniej nie było dane jej go poznać.
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#35
09.06.2025, 22:48  ✶  
Jak… No właśnie? Jak?

Nie zareagował, kiedy przysunęła się bliżej, zapatrzony w przestrzeń, zapatrzony w przeszłość własnej nieszczęśliwości. Tyle czasu upłynęło mu na rozdrapywaniu szczęścia, którego został pozbawiony, że ciężko mu nawet było przywołać ten konkretny moment.

– Minęło pięć lat, a on… był coraz starszy – podjął w końcu cicho, nie patrząc na nią, choć będąc absolutnie świadomym obecności kogoś, kto w przeciwieństwie do pustych ścian posiadłości miał mózg i duszę (najprawdopodobniej) i świadomość, którą mógł przetwarzać jego słowa. Dziwne uczucie. Bardzo inne.

Błękitne oczy zawiesiły się na dłoniach, pociętych, zmęczonych zbyt długim życiem, nim zabrała je śmierć.
– Bardzo dbał o siebie, wręcz… obsesyjnie. Czasem wypatrywał tak długo wszelkich oznak wiesz… siwych włosów. Zmarszczek. Widziałem to i bałem się, że przez to go stracę. Przez to, że każdego zmierzchu ja byłem taki sam, a on… on się zmieniał. – Mówił powoli, spokojny, choć wciąż znać było w jego głosie smutek. Przerywał często, oddychał, choć nie musiał, pierwszy raz w tym procederze odnajdując rozluźnienie. Punkt po punkcie, noc po nocy…

– Myślałem o tym bardzo długo, bo bycie wampirem przez wielu traktowane jest jako przekleństwo. Taki los ma wiele ograniczeń, z resztą… wiesz doskonale jak jest L. – Pozwolił sobie na krzywy uśmiech i krótki rzut oka w jej stronę, w pewnym dziwnym zawstydzeniu, może niedowierzaniu, że to właśnie się dzieje. Że rozmawia z kimś. Że rozmawia z nią. Z ostatnią osobą, którejby się tu spodziewał.

– … ale on mi dawał do zrozumienia, że przyjmuje mnie takim jaki jest, że to nie jest nic złego, że… w pewien sposób jest mu to miłe. Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy o możliwościach, o… perspektywach życia razem, które trwałoby dłużej niż ludzka zdolność pojmowania. Tydzień przed tym, zanim… zanim to się stało, zanim wszystko runęło. Tydzień wcześniej zaproponowałem mu to poświęcenie z mojej strony. Musisz wiedzieć, że było mi to mocno nie w smak, bowiem jego krew była wtedy najznamienitszym bukietem, którym mogłem się raczyć kiedykolwiek. – Odetchnął głęboko, próbując odtworzyć wspomnienie smaku, ale błogość tamtych chwil sprawiała mu tylko ból, w karykaturalnym, wykrzywionym obrazie porzuconego kochanka. – Nie spotkało się to ze zrozumieniem. Potraktował mnie szorstko, wyśmiał, kategorycznie odmówił. Zasiał wtedy we mnie dwie myśli, które… które wciąż w sumie porastają mnie jak chwasty, a to co wydarzyło się potem tylko utwierdziło mnie w tej… w tej interpretacji. – Przygryzł na moment wargę, zbierając siły, by powiedzieć to głośno, by zbrukać w pewien sposób intymność przez nich zbudowaną, pośród popiołów róż, pośród głuchych ścian domostwa. – Pomyślałem, że mimo wszystkich kwiecistych słów zapewnień, że niczego mi w jego oczach nie brakuje… Pomyślałem, że to kłamstwo, a stan wampiryzmu jest ledwie przez niego tolerowalny, jak substytut prawdziwego partnera. I druga myśl była taka, że stan, w którym wtedy byłem, stan szczęścia, spokoju, stan pewności w niezmiennym… jest terminowy. Ma datę końca. Przeminie. Nie sądziłem jednak… nie sądziłem, że przeminie tak szybko. Nie byłem na to gotów… – urwał, czując, że przejście do kolejnego punktu może okazać się zbyt trudne. Zwiesił głowę znów, próbując powstrzymać zbierające się w oczach łzy.

Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#36
17.06.2025, 19:25  ✶  
Lucy nie mogła wiedzieć tego, co wiedział spotykający się kiedyś z hrabią, były ambasador i jak szczere były jego uczucia. Skąd miała? Już dawno wyrobiła sobie o nim zdanie, jako o nic nie wartym czarodzieju, ale… Ale tutaj nie mogła, aż tak głośno prychnąć i skrytykować poczynania tego, który tak zranił jej rozmówcę, bo… bo wampiryzm był doświadczeniem absolutnie chujowym.
– Hm… A nie rozważyłeś aby nie wiem? Przemienić go, ale w taki sposób, aby udać, że był to jakiś inny dziki wampir, zazdrosny o ciebie, a ty go uratowałeś? Albo wmówić mu, że miał wypadek i musiałeś go ratować. Jeśli chcesz mogę zrobić to teraz. Albo… Przepraszam. To chyba mało romantyczne. – Ale całkiem praktyczne. Kolejną złota radę pod tytułem a nie mogłeś poczekać kilka lat, aż zacznie całkowicie panikować, już po prostu postanowiła przemilczeć dla dobra wszystkich.

W milczeniu, wysunęła z torebki paczkę chusteczek i podała je wampirowi, z którym przecież zakładała, że nigdy więcej rozmawiać nie będzie. Był ledwie zjawą z jej przeszłości, równie błyszcząca, co i mroczną.
– Rozumiem, że koniec nadszedł szybciej niż jego życie?
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#37
17.06.2025, 20:47  ✶  
– Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie myślałem o tym. Rozpatrywałem różne możliwości, ale… – umilkł przyjmując chusteczki z pewnym zaskoczeniem i niezrozumieniem, nie wiedząc do końca co ma z nimi zrobić, jakby nie zdawał sobie również sprawy ze stanu w jakim się obecnie znajdował. Wszystko było zamglone, duszne, spopielone, nawet ten szum drzew otaczających jego dom nie dochodził do uszu, mimo że wiatr zaglądał ciekawie do opustoszałego salonu, zdziwiony brakiem zasłon, które mógły nadymać i kształtować według swojej woli.

– Kiedy z nim byłem, to każda taka myśl, każda dawna ścieżka, każda wampirza ścieżka, zdawała się gorsza. Jakoś taka… niewłaściwa. Burząca szczęście. Zabawa w człowieka podobała mi się, a może lubiłem myśleć o tym, że on nie bierze mnie za potwora. Było mi po prostu dobrze. – Głos mu się złamał i na moment umilkł w zamyśleniu, w żałobie, która trwała zbyt długo. – Myślę… myślę, że dlatego też nie zabiłem go, gdy była po temu okazja, nie zabiłem nas choć plan nie przewidywał innego wyniku tej konfrontacji, od momentu kiedy w końcu zdałem sobie sprawę z tego, że on nie wróci. – Bardzo powoli sięgnął do pakuneczku i wysunął pierwszą chusteczkę. Może przy okazji takich rozmów powinni coś pić. Może kogoś. Może jakaś ostatnia wieczerza. Przez dziwaczny moment poczuł ukłucie winy, że nie może jej zaserwować dobrej krwi. Zaprosić do stołu. Ugościć. Przez moment.

– Moja propozycja wprowadziła pewne napięcie, a im dłużej o tym myślałem, tym było gorzej. I wtedy, po tygodniu przyszedł do mnie i od progu oznajmił mi, że na stałe wraca do Anglii. Bo tak. Bo dostał list i rzuca wszystko. A ja na tamtym etapie nie miałem jak nawet pojechać razem z nim, z resztą… Przez te lata nasza relacja była utrzymywana w tajemnicy przed jego bliskimi, najwidoczniej nie byłem nie wiem… – westchnął ciężko, mnąc w palcach chusteczkę i skupiając się na jej błękitnej bieli brukanej popiołem i potem. – Wpadłem w furię. Byłem rozgoryczony, że podjął taką decyzję beze mnie, że chce mi odebrać moje szczęście. Powiedział coś o tonie, o tym, że nie będzie ze mną rozmawiał w takich warunkach i… i się odwrócił, a ja złapałem go za bark i chciałem odwrócić z powrotem do siebie, chciałem dalej rozmawiać, wyjaśnić to, chciałem… i zrobiłem to za mocno. Nie pamiętam dobrze co się wydarzyło później. Przewróciła się szafka, rozbiła się waza, chyba cisnąłem krzesłem o ścianę, byłem taki wściekły, upokorzony i przerażony wizją miesięcy w samotności, kilku jak ochłap rzuconych nocy zamiast naszej słodkiej rutyny… nawet się nie zorientowałem, kiedy on się stamtąd teleportował. Nie miałem świadomości, nie wiedziałem wtedy, że zrobiłem mu krzywdę z resztą L… robiłem ludziom dużo gorsze rzeczy, zdecydowanie gorsze rzeczy. Ale dla niego, dla niego to był koniec. Zupełnie jakby czekał, aż wydarzy się coś, co by usprawiedliwiło rozstanie, byłem przekonany, że celowo tak poprowadził rozmowę, by udowodnić sobie i mi, że… że to wszystko nie ma sensu. Nigdy nie miało. – Gdy w końcu łzy pociekły po zakurzonym policzku, chusteczka jak sztuczny śnieg zdobiła jego kolana i uda. Na szczęście nie była jedyną w paczce. Na szczęście mógł sięgnąć po nową i przycisnąć ją do oczu.
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#38
02.07.2025, 14:13  ✶  
Gdyby była trochę młodsza i mniej wprawiona w wysłuchiwanie dziwnych historii swoich klientów, niejeden raz podczas tej rozmowy jej brew poszybowałaby bardzo wysoko ku górze. Bo tak owszem, uważała, że ktokolwiek go zostawił, zdecydowanie nie dorastał nawet do pięt Gabrielowi i pewnie nie był warty jego czasu (ah, miłość bywała taka złośliwa), ale… Ale chyba cisnąłem krzesłem? Naprawdę? Gdyby ktoś z kim się kłóciła cisnął krzesłem… No może nie zerwałaby z nim kontaktu, a jedynie rzuciła w odpowiedzi jakąś wazą, czy stołem, ale na pewno byłaby zirytowana, co pewnie u jakiegoś człowieka odpowiadałoby znacznie silniejszym emocjom.

– Kochałeś go. Moje kondolencje – powiedziała w końcu, przyglądając mu się uważnie, bo ta cała rozmowa powoli wzbudzała w niej emocje, których zupełnie nie spodziewała się po dzisiejszym spotkaniu. Smutek. Czuła smutek. I nie chodziło nawet o jego smutną historyjkę miłosną. Takich było wiele. Gdyby rozpaczała nad każdym nieudanym związkiem, zdecydowanie ciężej byłoby podejść jej profesjonalnie do swojej pracy, w której słowa Przykro mi, miała pani rację. Ta koleżanka z pracy to kochanka, proszę tutaj zdjęcia nie były niespotykane. Teraz po prostu… Smuciła się bo on się smucił. To było takie dziwne, kiedy w swojej głowie wciąż nosiła zupełnie inny obraz jego samego, nawet jeśli doskonale pamiętała jego poświęcenie. Czy gdyby odezwała się do niego wcześniej, poznałaby go już dawno od tej innej strony? Bardziej… Ludzkiej? Tak, ludzkiej bo każdym kolejnym słowem, każdą kolejną łzą, każdym strzępkiem chusteczki na jego kolanach hrabia de Montbel przestawał być dziwną, niemalże fikcyjną historia, zapisaną niezmywalnym atramentem na karcie jej wspomnień, a zaczynał być… Prawdziwą osobą, nawet w takim stanie nadpisując jej wspomnienia sprzed lat.
– Brzmi trochę jak dupek. I idiota jeśli chciał prowokować kłótnię. Chociaż hm… Ludzie rzeczywiście źle reagują na agresję i rzucanie w nich.  I nimi. Jak się w ogóle poznaliście? – spytała, przysuwając się nieco bliżej. Oczywiście, kusiło, aby zapytać go, czy to było to, co doprowadziło go do próby spalenia się na wiór, ale… Ale chciała odwlekać moment zakończenia tej historii.
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#39
02.07.2025, 18:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.07.2025, 19:23 przez Dearg Dur.)  
– Kochałem? Tak. Przez większość czasu myślałem jednak, że to fizjologicznie niemożliwe, a kiedy zrozumiałem prawdę… to było już za późno – przyznał jej rację, ukrywając twarz w dłoniach, próbując znieść ciężar wielu spraw naraz: zrówno użycie tego czasownika na głos, jak i użycie go w czasie przeszłym. Nie bez znaczenia pozostawał fakt wypowiedzenia tak uwłaczających słów obok kogoś, kto należało do jego gatunku i z wypranym przez naturę predatora osądem, z pewnością osądzał go z taką samą surowością, jak każdy inny wampir.

Jakie to miało jednak znaczenie? I tak o świcie jego ciało rozwieje się na wietrze, przeminie pamięć a duch odpowie na nękająca wszystkich tajemnicę życia po życiu. Albo nie odpowie. Może podąży za pyłem w świat, który bez niego stanie się lepszym miejscem.

– Nie mów tak – ściął nagle jej ostre słowa, gdy zaczęła rugać przebrzmiałą miłość. Może gdyby rozmawiali w lipcu, może gdyby odwiedziła go bezinteresownie znajdując w apogeum jego wściekłości, może wtedy dałby się porwać emocjom. Ale nie teraz, nie gdy przez miesiąc w Anglii mógł zebrać nieco więcej bolesnych dla niego danych. – To ja jestem idiotą, który w obawie, że straci wszystko, stał się samospełniającą przepowiednią. Chwila słabości i wszystko runęło. Wszystko zepsułem, maska opadła i on nie potrafi widzieć mnie już inaczej niż potwora, którym przecież… którym przecież jestem. – Agresja wymierzona od siebie, agresja wymierzona w siebie, zmienił się tylko kierunek.

Lucy przysunęła się bliżej, a on pochłonięty swoim żalem nawet tego za bardzo nie zauważył. Ich biodra niemal stykały się, ramiona czasami ocierały o siebie w cichym geście mówiącym o tym, że ktoś jest obok. W pierwszej chwili zdawało się, że nie usłyszał jej pytania. Milczał wypełniony odrazą do siebie i swojej natury, do przekonania, że od samego początku u fundamentów tej znajomości taki dzień musiał nastąpić. Współcześni ludzie byli tacy krusi, a on… on był ulepiony ze zbyt starej gliny. To nastąpiłoby prędzej czy później. Prędziej czy później cierpiałby tak jak teraz.

Z pętli myśli zaciskającej się na szyi wyrwało go jednak zaskoczenie. Wampirzyca milczała, czekając na ciąg dalszy opowieści, będąc i nie śmiejąc się z niego, przynajmniej nie wprost, nie głośno. Przygryzł na moment wargę, spoglądając na nią niepewnie, jak poranione zwierzę, nie dające zbytnio wiary wyciągniętej ku sobie ręce.

– To było przyjęcie inicjujące objęcie przez niego stołka. Bardzo… bardzo mi przypominał mężczyznę, którego spotkałem niedługo po odzyskaniu wolności, lidera grupy badającej losy… mojej własności po rewolucji. – Przełknął boleśnie uciekając od niej wzrokiem ku niespalonemu jeszcze gramofonowi, bo w sumie nie chciał wracać w rozmowie ani do swojego pierwszego spotkania z Lucy, ani do pierwszego spotkania z Williamem, ani do sprawy rzeźby, która według wszelkiego prawdopodobieństwa gdzieś w Anglii. – Wtedy, przed laty pomagałem tej grupie w ramach możliwości, ale finalnie zakpili ze mnie, wymuszając wieczystą przysięgę gwarantującą im bezpieczeństwo i znikając z majątkiem. Powiedzmy… że nie byłem po tym zamknięciu w najlepszej kondycji. Życząc im jak najgorzej, kiedy na przyjęciu mogłem poobserwować nowego gościa z kraju, do którego i tak moje kroki jeszcze nie mogły zaprowadzić, to wprost nie mogłem znieść jego manieryzmów, tego jak się wysławiał, nie mogłem znieść jego jego zadufania, pychy, przekonania o własnej wspaniałości. – umilkł na moment i westchnął przeciągle opierając brodę o dłonie złożone na kolanach.

– Przez pół roku unikałem z nim rozmowy, zbierałem informacje pozwalające usunąć chwast z całkiem wypielęgnowanego ogrodu ludzi wśród których bywałem. W końcu jednak, gdy przyszło co do czego, to zaczęliśmy rozmawiać i… zacząłem odwlekać moje plany w czasie, czując z jego strony mile łechtające zainteresowanie. Pomyślałam, że taka trzydziestoletnia rozkochana krew mogłaby być całkiem wyborna. I tak widzisz… on miał być ofiarą, tymczasem role zgrabnie się odwróciły. Ugh… na starość stałem się zbyt sentymentalny. Nienawidzę tego w sobie. – mruknął w niezadowoleniu, dając upust własnemu konfliktowi wewnętrznemu, gdy jego wewnętrzna bestia wciąż szarpała się i ciskała, pragnąc żyć, pragnąc pożywiać się, mordować, dawać upust rządzom. Nie ten, to kto inny. Ludzie i tak gasną, prawdziwy jest tylko głód.

Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#40
02.07.2025, 19:50  ✶  
– Przecież tylko podsumowuje to co już usłyszałam – stwierdziła, gdy Gabriel obruszył się na jej słowa. Chciał go zabić tak? Tak. Był na niego wściekły. Czemu więc teraz nagle słowa dupek i idiota były traktowane na równi z bluźnierczymi klątwami, kiedy w głowie wampira kotłował się jeszcze jakiś czas temu szczegółowy plan morderstwa? Przyjrzała mu się z bliska. O bogowie… Czyżby on dalej był w pewnym stopniu zakochany? Tak, chyba tak. Chociaż hm… Jak tak go dalej słuchała, to może jednak w tym całym wzburzonym morzu emocji i zaprzeczeń jej rozmówca dryfował na lichej tratwie samoświadomości.  I to najwyraźniej miał jeszcze określony typ mężczyzn, którzy przyciągali jego uwagę, a potem grali na uczuciach. Trzeba będzie dowiedzieć się jaki i zainteresować go kimś skrajnie innym.

Wszystko zepsułem.
…celowo tak poprowadził rozmowę
Zupełnie jakby czekał, aż wydarzy się coś, co by usprawiedliwiło rozstanie, ALE ja jestem idiotą, który w obawie, że straci wszystko, stał się samospełniającą przepowiednią.


Eh…

Nie nie. Powinna siedzieć i tego słuchać. Niby mogłaby złośliwie powiedzieć, że zasłużyła na to bo przecież chciała go zabić, ale… Ale nie. Naprawdę chciała go wysłuchać.
– Miłość… Miłość przeszkadza w życiu. Trochę jak choroba. Wiesz, gdy byłam dzieckiem, moja matka zawsze się śmiała, że chorym dzieciom wolno wszystko. Oczywiście w granicy rozsądku. Mam jednak wrażenie, że wszystkie społeczeństwa jednoznacznie uznały to za prawdę objawioną i dlatego tak wspierają zakochanych, chociaż powinni raczej pomóc im się otrząsnąć… – Zawahała się na chwilę, a wzrok wampirzycy powędrował w najdalszy kąt pomieszczenia. – Zresztą… Wiem coś o tym. Nie słyszałeś pewnie o tym jak zostałam przemieniona? Przezabawny historia. Koniecznie musisz ją usłyszeć zanim… Ale, ale nie. Najpierw ty kontynuuj. Jaki był? Co takiego w nim cię tak boleśnie pokonało?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Lucy Rosewood (9773), Gabriel Montbel (17122)


Strony (7): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 7 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa