• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[8/9.07.1972] Wiedźmin: historia prawdziwa | Cain & The Edge

[8/9.07.1972] Wiedźmin: historia prawdziwa | Cain & The Edge
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#41
11.08.2024, 17:52  ✶  

Pomimo tego, że nie istniała sprawdzona instrukcja obsługi Fleamonta Bella, to w podręczniku Caina istniał jeden istotny wpis: chcesz uspokoić Flynna? Dotykaj go. I pod żadnym, ale to ŻADNYM pozorem nie mów, żeby był "spokojny". Wtedy będzie wszystko tylko nie spokojny. Trzymał dłoń na jego ramieniu, a drugą uspakajająco go głaskał. Nawet pomimo tego, że sam się elektryzował i jeśli teraz przyszłoby mu dotknąć kogoś innego to kopnięcie prądem pewnie odrzuciłoby ich od siebie. Na szczęście dotykał tylko Flynna i jakoś tak to działało, że nie czuł strzelającego między nimi prądu. Uczucie wcale nie było przyjemne, ale w tym wypadku - cóż poradzisz? Mógł poradzić sobie samemu, żeby go przestać dotykać i zabrać swoje zabawki z tej piaskownicy, ale serce go zdradzało. Uzależnienie go zdradzało. W tej bajce mógł wyjść wszystkiemu i wszystkim naprzeciw i na przekór, nawet jeśli mieliby wytknąć go palcami.

- Kurwa. - Wymemłał kurtuazyjnie, kiedy łączenie wątków nie musiało być już poszukiwaniem odpowiedzi. Flynn zrobił to dla niego i podarował mu gotową odpowiedź. Wina? Ha... słyszał w tonie głosu Edga, że to było przynajmniej rozczarowanie samym sobą, albo chociaż niedowierzanie. Zawód, że znów pod wpływem emocji rzeczy nie zostały dopatrzone, że pobiegł do Niej wierząc, że w sprawie dobrej i słusznej. I jego słowna reakcja nie odnosiła się do tego, że ta pieczęć, która teraz zostanie w myślach Flynna była słuszna, że sam go piętnował. Odnosiła się do tego, że mieli kłopot teraz bardzo jasno zarysowany - musiał zadbać o to, żeby ta brzydka plamka czasem nie próbowała się powiększyć, nawet gdy pojawi się ta wiedźma i zacznie w nim drążyć dziury rozgrzanym prętem. Czasem miał wrażenie, że Czarnej Czarownicy wystarczyło tylko jedno spojrzenie na Crowa, żeby zniżać go do poziomu psa na podłodze. Tego żałosnego kundla skomlącego o uwagę. Do roli szczura, który chociaż miał podziwianą przez człowieka inteligencję to nadawał się tylko do tego, żeby być uważanym za szkodnika zwierzęciem, na którego nasyłasz psy gończe. - Zrobiłeś to, co było słuszne w tamtej chwili. - Czy tak uważał naprawdę? Cóóż... to były słowa, które chciał, żeby Crow usłyszał, a niekoniecznie takie, o których sam myślał w swojej głowie. Bo tak, to było słuszne z perspektywy człowieka troszczącego się o dzieci. Człowieka, który powinien jednak najpierw do niego przyjść, skoro zamieszane były w to bestie, a nie do Fontaine... ale teraz nie bardzo widział tu czas na słowa i dywagacje. Karcenie Crowa za jego zachowanie, zresztą czy w ogóle znajdzie na to miejsce?

Dwóch chłopców przed nimi obejrzało się w góry, unosząc swoje głowy, przez chwilę nasłuchiwali. Cain ściskał dłoń Edga i myśli powiodły go w dokładnym kierunku zamierzeń - tam, gdzie chciał już prosić te smoczątka, żeby ich zabrały. Były w stanie? Tego nie wiedział. Może to nawet było niebezpieczne, ale chyba mniej niebezpieczne niż przenoszenie się, o którym pomyślał teraz Flynn? Chciał więc się odezwać - nawet nie zdążył.

- Pomogą? - Z początku Bletchley sądził, że to pytanie było skierowane od brata do brata, ale nie - oba gady teraz patrzyły na nich, ewidentnie spodziewając się odpowiedzi.

- Pomożemy. - Powtórzył kolejny raz, spoglądając w te nagle skupione oczy. Zaraz skupione ślepia, kiedy gady się przemieniły i uderzyły w powietrze skrzydłami. Puścił rękę kochanka i odsunął się od niego widząc już, jak smoki lecą w ich kierunku. Złapały ich za ramiona i uniosły w powietrze. Ten większy, który trzymał Caina, stęknął.

- Ale ty gruby..! - Przez chwilę Cain nie mówił nic, bo gula mu stanęła w gardle od nagłego nabrania wysokości. Kolejny ryk, tym razem o wiele krótszy, rozbrzmiał w górach.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#42
11.08.2024, 21:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.08.2024, 21:27 przez The Edge.)  
Nie zrobił tego, co było słuszne w tamtej chwili. Po prostu nie miał w sobie nic, co pomogłoby mu w tej chwili przejrzeć na oczy. A Cain znowu to robił. Ubierał w ładniejsze słowa jego głupotę, niedoskonałość w kwestiach, w których potrzebował czuć się silnym, żeby zachować jakąkolwiek stabilność umysłu. Teraz jeszcze byli tutaj, w górze. Za chwilę ta historia się skończy i będą musieli o tym porozmawiać, a ta rozmowa będzie kolejną próbą zadbania o jego ramy w karkołomnych próbach nieotworzenia ich na nowo. Crow nie chciał zapraszać do siebie tego bólu, ale bał się też ułudy. Bał się kolejnej relacji skąpanej w nieskończonym kłamstwie, kończącej się kiedy przestają bawić się w maskaradę. Co powinien robić? Udawać? Grać w tę nieskończoną grę dobrych słów ignorujących wszystkie problemy? To pewnie brzmiało bardzo desperacko, ale był na to gotów. Po prostu... ten strach...

Może lepiej będzie, jak tam zginą.

Zacisnął oczy, skupiając się na ofiarowanym mu dotyku. Taki dotyk działał na niego dwojako - z jednej strony sam w sobie koił jego zszargane nerwy, a z drugiej stawał się świadectwem tego, że był rozumiany. Instrukcja obsługi do Fleamonta istniała - została napisana kilkanaście lat temu, ale to była instrukcja skupiona na tym, żeby go skutecznie kontrolować. Naprawdę mało osób obchodziło jego dobre samopoczucie, próbował więc powtarzać sobie jak mantrę ktoś się właśnie o mnie stara. Robi to dla mnie.

Takie myślenie nie było łatwe, kiedy kolejne sceny skąpane były w tak mocnym absurdzie. Crow wydawał się być spokojniejszy, ale nie mówił nic - przymknął się już zupełnie i najwyraźniej skupiał na czymś, czym nie zamierzał się dzielić. Nawet wtedy, kiedy nieelegancko lądując na usłanym kamieniami podłożu, usłyszał z oddali dźwięk stali obijającej się o stal. Kompletnie nie wzruszyła go ani przerażająca wysokość, na jaką się wznieśli, ani to w jak gęstym, jasnym pyle skąpało go smoczątko - kiedy tylko stworzenie ruszyło pędem przed siebie do ukrytej pomiędzy drzewami jaskini, czarownik ruszył za nim, omal nie potykając się o własną szatę i nie spadając na dno stromej przepaści. Najwyraźniej niewiele zostało w nim rozsądku - gnał przed siebie, chcąc ujrzeć dno tej jamy i spojrzeć w dół ścieżki do niej prowadzącej.

Czy oni są już na miejscu?

Rzut TakNie 1d2 - 1
Tak

Nie potrzebował poświęcić temu zbyt wiele uwagi - liny przytwierdzone w okolicy podeszwy jego buta, świadczyły o tym, że ktoś wspiął się tutaj. A któż inny miałby wspinać się do leża skrzydlatych bestii, jeżeli nie zachłanni, chcący pozbawić ją jej bogactwa ludzie?

Crow zacisnął pięść. Sam zakradłby się tam w należytej temu ciszy, ale nie miał szans powstrzymać dwójki wielkich gadów przed wtargnięciem do środka bez żadnego przygotowana, na co ich matka zareagowała głośnym, niemalże panicznym rykiem. Pewnie nie chciała ich tutaj widzieć, ciesząc się ich bezpieczeństwem, a oni przyprowadzili je w paszcze prawdziwych potworów.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#43
30.08.2024, 23:12  ✶  

Życie w boleśnie realnym świecie mieliśmy na co dzień. Dziś był to świat baśni i bajek. Będzie też tym światem, kiedy się obudzą obok siebie na tym trawniku, kiedy słońce będzie już niemal schowane, albo i schowane całkiem, a oni odkryją, że ktoś zwędził portfel Caina. Machnie na to ręką, bo przecież nie będą teraz szukać. I tak złodzieja nie znajdą, nawet z całą magią tego świata. Bo co, zaczną szukać świadków? Jasne, z pamięcią Caina - mogliby. Zacząć od ludzi, którzy byli zebrani... Powrót do rzeczywistości nie musiał być jednak bolesny. Nie musiał być ciągłym mirażem, wiecznymi poprawkami kolorów w tym całkowicie szarym świecie Edga. Rzeczy można nazywać na wiele sposobów, tak jak i na wiele sposobów można oceniać drugiego człowieka. Jego dobroć, jego zło, jego zwycięstwa i jego porażki. Śliczny chłopiec, którego Cain miał w swoim albumie ze zdjęciami, schowany w głębi jego umysłu nie był nierealnym tworem. Wręcz przeciwnie - był bardzo realny. Ale Bletchley trochę go ubarwiał. Mimo świadomości tego, jak wyglądała prawda, wybierał więcej kolorów, bo zaakceptowanie ich braku byłoby zbyt bolesne. Więc jak to w końcu jest? Powrót do realiów miał być bolączką, czy jednak nie?


- Zaczekajcie! - Nie czekały. Dwa złote niedorostki nie chciały czekać, nie miały na co czekać. Przecież zmartwieni o swoją matkę nie mogli stać i robić jedno wielkie nic. Albo mogli, tylko niekoniecznie Edge czy Cain były osobami, które mogły jakoś wpłynąć na ich decyzję w tym momencie.

Pęd był jedynym wyborem. Ruszył chwilę za Edgem, który wylądował pierwszy i zaraz go zresztą dogonił. Zatrzymał się u wejścia do wielkiej jamy, której głębia i wielkość była w tej chwili niezmierzona. Tu kończył się śnieg jak ręką odjął, nie było nawet grama lodu, kamień był suchy, jakby biały puch nie miał jak dostać się do środka. Za to dostali się tu rycerze.

Smok wcale nie był wielki. Nie tak, jak niektóre bestie potrafiły wyrastać. Bardzo smukły, jeśli o łuskach złotych to bardziej przypominających białe złoto, przywierał pazurami do ziemi i uniósł się dopiero na ich widok. Przejrzyste błony jego skrzydeł mieniły się, jakby same były stworzone z kamieni szlachetnych, a same kamienie tworzyły delikatne, fantazyjne wzory między jego łuskami, ciągnąc się jak fantazyjne obszycie materiału wzdłuż jego grzbietu do szyi. Manifestacja potęgi? Na pewno piękna. Podłużny pysk na łabędziej szyi z parą ślepi jaśniejszych od nieba nad ich głowami, które z gniewu przeszły w szok i zmartwienie. Zagrzmiał ten ryk, bo smoczątka, ciemniejsze od swojej matki, wpadły do wnętrza i poprowadził je instynkt - skoczyły na dwóch pierwszych żołnierzy ze swoimi kłami i pazurami. Zaskoczeni nie mieli szansy. Te pazury przecięły metal zbroi, jakby ta była roztopionym masłem.

Wrzask ludzi zmieszał się ze smoczym rykiem. Cain wyciągnął rękę, żeby zatrzymać Edga - bo zupełnie nie wiedział, czego się teraz spodziewać. To stworzenie mogło ich uznać za wroga goniącego za jego dziećmi. Smoczyca jak wściekła ruszyła do przodu nie bacząc na wycelowane w nią włócznie - słusznie, nie zarysowały nawet jej łusek, a jedna z nich pękła przy spoktaniu ze smoczą masą. Roztrąceni ludzie na boki zamiecieni smoczą łapą i ogonem, ale żaden z nich nie skończył skąpany w smoczym ogniu. Wokół nie było krwi, ale czy nie było trupów? Trzech nieprzytomnych leżało pod ścianami, mogli być równie dobrze martwi. Nie byli - tego Cain po prostu nie wiedział.

Jedno ze smoczątek zawyło, kiedy jego ofiara przesunęła ostrzem miecza po jego boku. To już trafiło, oj tak - i to na podatny grunt. Smocza łuska malca nie była tak wytrzymała. Smoczyca zanurkowała po swoje młode - te ranne złapała w pysk prawie jak krokodyl przenoszący młode, a drugie zagarnęła łapą. Dopiero w tym świetle widział, że błona tych skrzydeł była przedarta, że jedna z włóczni jednak przebiła się do celu i ostała w smoczym grzbiecie. Cain złapał za ramię Edga i odciągnął go na bok, żeby zrobić smoczycy miejsce... ale ona nie wzleciała w powietrze. Wypadła na zewnątrz i mimo paru mocnych machnięć skrzydłami nie wzleciała w górę. Zatrzymała się, nerwowo machając ogonem. Postawiła swoje dzieci za sobą i zwróciła z powrotem ku nim. Zabije nas. To była oczywista myśl, która przeszyła mózg Caina, kiedy zobaczył to spojrzenie. Te ślepia, które gotowe były zrobić wszystko, żeby uchronić swoje dzieci. Ten głęboki wdech nabrany przez smoka i to, jak zajaśniał. Prawie widział ogień między jej białymi kłami. Dźwięk zbrojnych już zbierających się, żeby wybiec z jaskini, stał się nieistotny.

- Mamo, to przyjaciele! - I to całe życie tańczące przed oczami Caina nagle się zatrzymało, bo ognisty wydech nie sięgnął ich celu. Wygasł w paszczy.

- Jednak przyszedłeś. - Głos Fontaine był niemal słodki. Niemal. Jej wyłonienie się z prostego czaru niewidzialności połączyło się z jeszcze jedną rzeczą - błyskiem nad ich głowami, kiedy przezroczysta kopuła energii zamknęła ich w klatce. Cain nie znał się na magii, ale pewnie takiej, która nie pozwalałby smokowi odlecieć. Był za to pewny, że jej odzywka nie była skierowana do niego, a do Flynna. Zaraz za nią pojawił się drugi oddział, który jej towarzyszył. - Ubij dla mnie bestię, Crow. - Delikatnie się uśmiechnęła.



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#44
03.11.2024, 14:07  ✶  
Emocje były dziwaczne i tak bardzo skomplikowane, że Crow nie do końca potrafił sobie z nimi poradzić. No i przede wszystkim - nie potrafił ich zrozumieć, odczytać z własnego serca, co za tym szło - jego zrozumienie scen mających za moment nadejść była znikoma. Tak sobie pomyślał: śmierć ludzka najwyraźniej nie wywoływała w nim już takich emocji jak kiedyś. Bo nie czuł nic, a przecież zawsze coś czuł, tak głęboko, intensywnie. Tylko po to, żeby teraz nie czuć nic? Ale ta pustka, nicość wypełniająca go teraz od stóp do głowy, to również był znak, że nie dzieje się z nim zbyt dobrze. Gdzieś w tej scenie czaił się smutek, który narośnie z czasem, kiedy do Crowa dotrze, że ci ludzie porozbijani o ściany jaskini byli tym, czego tak bardzo chciał unikać. Nie był na tyle głupi, aby sądzić, że każdy z nich miał wobec świata dobre zamiary, ale istniało w nim tyle naiwności, aby mieć nadzieję na... może nie całkowitą czystość ich intencji, ale na pewno nie na okrucieństwo. Ludzi przyprowadzały w takie miejsca różne motywacje - od chęci obrony królestwa, po pragnienie zarobku, Crow nie potrafił winić ich za każde z nich. Chcieli poprawić jakość swojego życia i robili to własnymi rękoma, sięgając po to, czego bali się inni.

Gdyby ten smok zginął, ich życia stałyby się lepsze.

Ten fakt, mimo wszystkich tych myśli, jakie zaszczepiło w nim spotkanie z Cainem, odbijał się właśnie echem od ścian jego głowy, głośniej niż fakt, że przed chwilą Wiedźmin szarpnął go za ramię w strachu, a oni omal nie zginęli. Ci rycerze też mogli być już martwi. Dlaczego to zawsze musiało tak wyglądać? Dlaczego w imię ambicji kogoś innego ginąć musiały pionki, a ci na samej górze trwali, trwali i trwali, nienaruszeni, wolni...

Z letargu w jaki wpadł wyciągnęło go zbliżenie się do niego Fontaine. Oczywiście, że wiedziała co tutaj zaszło i gdybała teraz w głowie kiedy Crow zamiast wykonać polecenie jak zawsze, wycofał się w kierunku Wiedźmina i złapał go za rękę. Niestety nawet uścisk tej dłoni nie był w stanie zatrzymać drżenia w jakie wpadł, a to drżenie poniosło się echem po ścianach jaskini, drżącej teraz razem z nim. Niebezpiecznie. Już teraz kilka mniejszych kamieni osunęło się obok nich, a skały robiące w smoczym leżu za ściany pękały powoli niczym skorupa.

Nie mogła tego wiedzieć, na pewno by tego nie zrozumiała w stanie, do którego się doprowadziła, ale postawiony pomiędzy dwójką swoich kochanków, czarownik wcale nie gdybał nad tym do kogo powinien się zbliżyć, czy popełnił jakiś błąd.

- Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno, Crow, ale... Ty znów mylisz niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu.

Ziemia pod ich stopami zadrżała, ale to wcale nie słowa Czarnej Wiedźmy sprawiły, że ponownie tracił panowanie nad własną magią. Rozbrajała go konieczność zaciśnięcia oczu na widok kolejnego poległego człowieka ścierającego się ze smokiem. Właśnie dlatego lubił chodzić na takie zadania sam. Bo nikt nie musiał umierać, wystarczyło to wszystko dobrze przemyśleć, zamiast siekać mieczem łuski na oślep. Nawet najsilniejsi mieli swoje słabe punkty. Wystarczyłoby zasiąść na łbie tego smoka, żeby ci ludzie wrócili do domu z workiem pieniędzy i odmienili swoje życia na lepsze - to było tak mało, dwa ciosy wymierzone w oczy, ale...

Czy miłość takie rzeczy wybaczała? Czy palce Wiedźmina zaciskałyby się na jego gdyby wiedział jakie myśli przechodziły teraz przez umysł czarownika, czy by go... Nie chciało mu to słowo dać spokoju... Czy by go...

- Nie! - Zaskomlał nagle, odpowiadając temu potworowi, który znów szeptał mu najgorsze z możliwych zakończeń. Szarpnął ręką, złapał się za głowę i spróbował z całej siły zebrać w sobie na powrót to wszystko, co rozeszło się od niego na boki, ale dla tego miejsca było już chyba za późno.

Wykonał zamaszysty ruch ręką, który uratował jednego z najemników od ostatecznego ciosu gadzich pazurów, ale jednoczenie nie dał ostrzu miecza przebić czegokolwiek innego niż ziemi - wbił go pomiędzy głazy niczym Excalibur. I to był chyba ten moment, w którym Fontaine musiała zrozumieć, że cokolwiek powiedziała nie trafiło do niego nigdy. Ten bezimienny mężczyzna uciekający teraz w kierunku wyjścia był dla niego ważniejszy niż jej bliskość.  Bardzo szybko przestała mieć w tej historii jakiekolwiek znaczenie. Była klatką trzymającą go w miejscu, ale zaraz przestanie nią być, bo Crow wciągał w siebie wszystko. Fale. Wibracje. Wciągał w siebie wszystko to co stworzył i tę barierę.

I bardzo chciałby krzyknąć, żeby wszyscy stać uciekli, niezależnie od ilości nóg, serc i zębów. Mankament był taki, że krzyczeć nie potrafił. Charyzmy nie posiadał za grosz, ale posiadał głowę gwarantującą, że miał już jakiś plan, tylko potrzebował jeszcze chwili, jeszcze kilku sekund.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#45
19.01.2025, 11:31  ✶  

Rzeczywistość drżała, a bezradność rosła. Pompowana niewiarygodnością wydarzeń i mocy, która przesuwała się po ziemi, niebie i stawiała do pionu włoski na całym ciele. Co się dzieje - Cain nie miał pojęcia. Cokolwiek się jednak działo miało wiele wspólnego z Fleamontem. Powietrze wokół niego aż buzowało, wydawało się pochłaniać cały wszechświat, by zostać czarną dziurą uniwersum w niedalekiej przyszłości.

- NIE! - Jeśli efekty wizualne wirującej przestrzeni były zbyt oczywiste, to pozostawała Fontaine do rozwiązania tej zagadki, której oczy otworzyły się szerzej, nim Czarna Wiedźma odeszła parę kroków w tył i poderwała głowę ku górze. Cain wziął z niej przykład. To, co stworzyła z takim wysiłkiem i przygotowywała przez dni, rozpadało się teraz jak szklanka rzucona o ziemię. Bariera pękała i rozlatywała się, a te nienamacalne fizycznie kawałki sunęły do Flynna... znikały? Były przez niego wciągane? - Głupcze! - Chciał unieść rękę, ale Cain był już przy niej. Być może czarnowłosy ją kochał. Być może miał mu nie wybaczyć tego, co zrobił. Być może to mógł być koniec mimo wielu kochanych słówek, mimo gorących zapewnień, mimo... tylko co za znaczenie miało "być może", kiedy w oczach bruneta "tu i teraz" stało się zagrożone?

To było ledwo jedno cięcie mieczem. Świst stali, który zainicjował pieśń krzyku szalonej kobiety. Trysnęła krew, kiedy jej dłoń poleciała na ziemię. Trysnęła krew, która poplamiła rozwiewane podmuchami powietrza kamyki pod ich stopami, oznaczyła twardą powierzchnię pod ich nogami swoim śladem. Caina nie obchodziło, czy zamierzała go wskazać palcem, czy może cisnąć zaklęciem i przeszkodzić w tym, co teraz Flynn robił. Powstrzymał się tylko przed tym, by nie wbić jej tego miecza w bebechy.

- Uciekajcie! - Krzyknął w kierunku żołdaków i rycerzy, którzy nie byli już chętni do nacierania na bestie. Niepewny grunt skutecznie wyssał z nich kuraż - jak Flynn właśnie wysysał magię wokół nich. Podzielona uwaga nie sprzyjała komendom - zrobił kolejny krok ku Fontaine, ale ta się wycofała. Umknęła kolejnemu błyskowi stali, który chętnie kolejny raz odbiłby blask słońca w swojej pracy. Jak klinga sprawiedliwości. Jak wiara niesiona ku oświeceniu woli słabych. - UCIEKAJCIE! RUCHY KURWA! WYPIERDALAĆ STĄD! - Powtórzył, gdy Czarna Wiedźma wzbiła się w powietrze na własnych skrzydłach - pustułka o czarnych piórach wzleciała w górę tylko na moment. Na krótką chwilę, by jej złote ślepia utknęły w sylwetce Flynna - z całym swoim gniewem, z całym poczuciem zdrady, jakie Flynn mógł odczuć na swojej skórze. Pełzała po nim jak szron wkradał się na szyby. "Pożałujesz" - słowo wypowiedziane głosem Fontaine wybrzmiało w głowie czarodzieja, gdy pustułka do niego przemówiła. Cain stracił ją z pola widzenia.

Zaczynał też tracić z pola widzenia ludzi, którzy uciekali. Niektórzy rzucali swoją broń u stóp ryczącego smoka, inni trzymali ją przy piersi, jakby mogła ich uratować od magicznej katastrofy. Cain miał wrażenie, że jeszcze moment, a naprawdę rozerwie ona rzeczywistość na pół i już nic z tego nie zostanie. Rzucił własny miecz u stóp Flynna i objął go rękoma od tyłu, zaciskając powieki.

- Jestem tu. Trzymam cię. To tylko trochę poświęcenia. Poradzisz sobie. - Cokolwiek robił teraz... Cain był z nim. I nie zamierzał go opuścić. Nie zamierzał go zostawić...

Ale wszystko się uspokoiło. Wszystko poza mocno walącym sercem Bletchleya, które chyba chciało przebić żebra.

- Dziękuję. - Śpiewny głos bardziej przypominał Cainowi syreni - tylko skąd tu syrena? Rozchylił powieki - smoków nie było. Była dwójka chłopców tulących się z obu stron do... kobiety? Mężczyzny? Człowieka tak jasnego, że wydawał się białą plamą nawet na tle tego jasnego nieba. Szczególnie z tymi kryształami, które wrastały w jego skórę, jakby miały być tam od zawsze. Tylko krew z tych ran dawała wrażenie świętokradztwa. Smoczyca w ludzkiej skórze puściła swoich synów i podeszła do nich - ujęła twarz Flynna w swoje drobne dłonie i uniosła ją, składając pocałunek na jego czole. - Nie ufaj wiedźmie. - Odparła z delikatnym uśmiechem. Caina ukłuło uczucie zazdrości. - Z miłością jest jak z gruszką. Jest słodka i ma kształt. - Przesunęła palcami po kręconych włosach, a drugą dłoń ułożyła na głowie Caina. - Dopóki czujecie słodycz i nadajecie jej kształtu - nie pomylicie jej z niczym innym. - Ciepło tego dotyku było chyba najmilszym uczuciem, jakiego doznał. Zamykało oczy. Zlepiało je. Sprawiało, że człowiek stawał się senny, a pod czarną kurtyną powiek wkradało się słońce. Słońce... słońce...


Cain zerwał się z koca i otworzył gwałtownie powieki. Nie było lasu. Nie było smoczycy. Nie było... był Flynn. Flynn, który teraz się przebudzał, a to, co mógł mu zaoferować Cain był uśmiech na powitanie.

Po grajku i jego widowni w tym parku nie było już żadnego śladu. Chwilę później nie było też śladu po Cainie i Flynnie.


Koniec sesji


• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: The Edge (12989), Cain Bletchley (14045)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa