16.07.2025, 17:24 ✶
Jeśli kiedykolwiek tęskniła za widokiem mroźnego, bezchmurnego nieba, za błękitem tak ostrym, że wbijającym się roziskrzonymi okruchami lodu prosto w odsłoniętą skórę, to już nie musiała szukać tak bezskutecznie tego charakterystycznego odcieniu. Para oczu stojącego nad nią mężczyzny ciskała w nią lodowe błyskawice, mimo półprzymkniętych powiek widać było w tych dwóch zwierciadłach cały gniew kłębiący się w jego piersi.
Żart jednak trafił na podatny grunt, i musiał wspinać się na wyżyny kontroli, by się nie uśmiechnąć, by zdradliwe usta w żaden sposób nie zrobiły nic więcej ponad ledwie widoczne zadrganie, zmieniając układ wszystkich mięśni na twarzy, w mikroekspresji absolutnie niemile widzianego poczucia komfortu i rozbawienia. Dwudziestoletnia krew, czy to świadczyło o dobrym guście? Brak skórzanego worka, a zdecydowanie się na formę przechowywania w szkle mógł sugerować, że chwyciła pierwsze lepsze z półki. Nie zamierzał w to wnikać. Szkło było lepsze od szczurzego futra między zębami.
Nie drgnął ze swojego miejsca, popatrzył na łóżko z którego przed momentem wstał, popatrzył na nią, a potem na butelkę, którą trzymał w swoim ręku. Nie czekając aż umoczy swoje wargi we krwi, ordynarnie wlał w siebie pozostały poczęstunek, z każdym łykiem czując jak wracają mu siły, a NIE POWINNY!
Odetchnął głęboko w swojej zupełnie i absolutnie nowej rzeczywistości i odchylił głowę do tyłu, przekręcił ją w prawo, potem w lewo, pozwalając kilku stawom w szyi zaskrzeczeć nieznośnie.
– To kto jest teraz Dionizosem, hmm? – prychnął zamiast odpowiedzi, nie zamierzając drążyć inklinacji tej metafory dalej. Proszę Tezeusz porzucił go podczas snu. Proszę obudził się i o to jego ratunek z butelką czerwonego trunku pod pachą. Parsknął gniewnie i odwrócił się ku zaklejonemu oknu, by sprobować ustalić jaka jest pora dnia. Miał inne plany, miał odejść na swoich warunkach i znaleźć się możliwie daleko od tego przeklętego miejsca. Opuszkami palców przejechał po taśmie z zastanowieniem. Teraz - wyspany i najedzony - pomyślał sobie, że w takim natłoku emocjonalnym istaniała całkiem duża i równie paskudna szansa, na to że zostałby duchem zmuszonym do pozostania w tym domu na wieczność. Wzdrygnął się na samą myśl i skrzywił na własną w tym zakresie głupotę.
– Co teraz L? Wakacje we Francji? Zaczęło Ci się jednak tu podobać?
Żart jednak trafił na podatny grunt, i musiał wspinać się na wyżyny kontroli, by się nie uśmiechnąć, by zdradliwe usta w żaden sposób nie zrobiły nic więcej ponad ledwie widoczne zadrganie, zmieniając układ wszystkich mięśni na twarzy, w mikroekspresji absolutnie niemile widzianego poczucia komfortu i rozbawienia. Dwudziestoletnia krew, czy to świadczyło o dobrym guście? Brak skórzanego worka, a zdecydowanie się na formę przechowywania w szkle mógł sugerować, że chwyciła pierwsze lepsze z półki. Nie zamierzał w to wnikać. Szkło było lepsze od szczurzego futra między zębami.
Nie drgnął ze swojego miejsca, popatrzył na łóżko z którego przed momentem wstał, popatrzył na nią, a potem na butelkę, którą trzymał w swoim ręku. Nie czekając aż umoczy swoje wargi we krwi, ordynarnie wlał w siebie pozostały poczęstunek, z każdym łykiem czując jak wracają mu siły, a NIE POWINNY!
Odetchnął głęboko w swojej zupełnie i absolutnie nowej rzeczywistości i odchylił głowę do tyłu, przekręcił ją w prawo, potem w lewo, pozwalając kilku stawom w szyi zaskrzeczeć nieznośnie.
– To kto jest teraz Dionizosem, hmm? – prychnął zamiast odpowiedzi, nie zamierzając drążyć inklinacji tej metafory dalej. Proszę Tezeusz porzucił go podczas snu. Proszę obudził się i o to jego ratunek z butelką czerwonego trunku pod pachą. Parsknął gniewnie i odwrócił się ku zaklejonemu oknu, by sprobować ustalić jaka jest pora dnia. Miał inne plany, miał odejść na swoich warunkach i znaleźć się możliwie daleko od tego przeklętego miejsca. Opuszkami palców przejechał po taśmie z zastanowieniem. Teraz - wyspany i najedzony - pomyślał sobie, że w takim natłoku emocjonalnym istaniała całkiem duża i równie paskudna szansa, na to że zostałby duchem zmuszonym do pozostania w tym domu na wieczność. Wzdrygnął się na samą myśl i skrzywił na własną w tym zakresie głupotę.
– Co teraz L? Wakacje we Francji? Zaczęło Ci się jednak tu podobać?