A więc wybrali się na wspólną podróż. Pragnął odciągnąć ją od Wysp Brytyjskich, a jednocześnie nieświadomie szukał w tym wymówki na odpoczynek od codziennych trosk. Śmierciożercy byli jeszcze groźniejsi niż zawsze, w dodatku Knieja Godryka wciąż nie ochłonęła po tragedii Beltane.
Korespondował z wieloma czarodziejami rozsianymi na całym świecie, aż w końcu udało mu się grzecznie wprosić do jednego z nich. Daleki kuzyn, Shirley Akingdabe Olatunji Olisadebe, zaprosił Giovanniego na wizytę w jego letnim domku na południu Włoch. Urquart najchętniej udałby się na drugi koniec świata, ale błyskawicznie przyjął propozycję.
Wraz z Kim spędzili trzy dni z kuzynem, który oprowadzał ich po okolicznych wioskach. Wspomógł też pannę Gajdę w uczeniu Giovanniego deportacji, z czym radził sobie coraz lepiej. Aż w końcu czwartego dnia zostawił ich samych w kamiennym domku, udając się w podróż w interesach.
Było już po północy. Gwiazdy rozsypane po niebie usypiały ludzi i zwierzęta do snu. Niektóre zbuntowane ptaki co jakiś czas przelatywały nad głową Giovanniego, wyłapując komary i muchy. Po upale dnia nastał chłód wieczora. Urquart siedział jeszcze w koszuli i spodniach. Był tak wyprany z sił, że ciężko mu byłoby się zebrać i przygotować do spania. Poza tym, odwlekał moment, w którym pójdzie do sypialni.
Mały domek składał się z trzech pomieszczeń. Cały parter stanowiło połączenie kuchni, jadalni i małego saloniku. Na piętrze goście przyjmowani byli w jednej dużej sypialni wypełnionej łóżkami, zaś obok istniała malutka łazieneczka. To pierwsza noc, podczas której Giovanni i Kim byli tutaj sami. Chciał siedzieć na schodkach tarasowych tak długo, by mieć pewność, że Gajda już zasnęła.