• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton Las Wisielców [09.06.72, Zagajnik zaklętych drzew] O czym szumią drzewa

[09.06.72, Zagajnik zaklętych drzew] O czym szumią drzewa
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
18.09.2023, 10:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 00:09 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Anomalii w Little Hangleton kazano im już szukać wcześniej - dużo wcześniej, mianowicie pod koniec kwietnia. I nawet wtedy te poszukiwania rozpoczęto. Problem polegał na tym, że znaleziono tak wiele rzeczy - księgę nekromantyczną, nieumarłych, których pochodzenie należało ustalić, jeszcze więcej nieumarłych, pracownię czarnoksiężnika - że zwyczajnie na porządne sprawdzenie całego, rozległego terenu... zabrakło czasu. Nie wspominając już o tym, że później nadeszło Beltane i problemy w Kniei, w wyniku których Brenna spędzała większość czasu albo w Dolinie Godryka, albo w budynku Ministerstwa, gdzieś po drodze próbując podopinać najpilniejsze "zwykłe" śledztwa.
Teraz sytuacja... może się nie uspokoiła, ale wszyscy się do niej przyzwyczaili. Kiedy więc wyjątkowo znalazł się moment czasu, gdy nie było żadnej sprawy przy Kniei albo na Nokturnie, Brenna, Heather oraz Apollo (naprawdę miał na imię Terry, ale ochrzczono go tak, bo był „absurdalnie śliczny” z blond loczkami i piękną twarzą, a poza tym trzymał się z medykiem z Brygady Hadesem), również Brygadzista, trafili ponownie do Lasu Wisielców.
Poprosiła, by Wood zabrała ze sobą miotłę. Tak na wszelki wypadek. Fakt, że jej partnerka nie umiała się teleportować, był trochę problematyczny w sytuacjach życia i śmierci, Heather musiała więc mieć jakąś drogę ucieczki.
- Ten las powinno się wypalić do gołej ziemi, a mówię to, chociaż zwykle jestem zwolenniczką ochrony przyrody... - mruknęła Brenna, gdy wędrowali ścieżką. - Apollo, jesteś absolutnie, absolutnie pewny, że to tędy? Może daj mi tę mapę...? - poprosiła, bo to Brygadzista trzymał zwój pergaminu, i zakreślał na nim pokonaną drogę. Ścieżka przed nimi stawała się jednak coraz bardziej grząska, a wokół nóg snuła się mgła. I niby mieli szukać właśnie… podejrzanych miejsc, ale Brenna wolałaby wiedzieć, dokąd idą.
Odwróciła się do mężczyzny, który jeszcze minutę temu był za Heather i Brenną i powiedział „w lewo”.
Tyle że go nie było.
To jeszcze o niczym nie świadczyło, ale wszystko, do czego doszło w Little Hangleton w kwietniu, sprawiło, że Brenna i tak poczuła ukłucie niepokoju.
– Apollo? Apollo! – zawołała, a jej głos poniósł się po okolicy. Bez odpowiedzi. Cofnęła się niemal natychmiast o parę kroków, z kieszeni wyciągając różdżkę, wzrok utkwiła w ziemi. Machnęła różdżką, rozpraszając mgłę: w grząskim gruncie wyraźnie odciskały się ślady, najpierw tylko ich dwóch, a jakieś pięć metrów dalej trójki…
Jakby rozpłynął się w powietrzu.
– Jasny szlag. Heather, to może głupio wyglądać, ale bardzo proszę, daj tu rękę – powiedziała Brenna, wyciągając do Wood lewą dłoń. Chciała zacisnąć ją na nadgarstku Heather, by ta wciąż mogła trzymać różdżkę. Apollo znikł bez śladu. Bez krzyku. Nie chciała ryzykować… nie była pewna czego, ale po prostu nie chciała.
Spojrzenie Brenny przesunęło się po najbliższych drzewach, dziwnie powyginanych, po czym powoli weszła pomiędzy nie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#2
18.09.2023, 11:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2023, 11:43 przez Heather Wood.)  

Heather wróciła do pracy. Miała wrażenie, że odkąd tylko się w niej pojawiła działo się COŚ. Nie miała zbyt wiele czasu, aby ponownie się odnaleźć. Od razu została rzucona na głęboką wodę. Może to i lepiej, przynajmniej bardzo szybko wpadła w wir pracy. Czuła, że jest w ciągłym biegu, bo tyle było naglących spraw, a gdzie czas na życie towarzyskie?

Little Hangleton nie kojarzyło się jej najlepiej. To tutaj wraz z Patrickiem, Mavelle i oczywiście Brenną znaleźli ogromną ilość ciał w sadzawce. Pierwszy raz w życiu widziała trupy, nadal wracał do niej ten obraz. Miała wrażenie, że wydarzyło się to bardzo dawno temu, a przecież minęły ledwie dwa miesiące. W między czasie działo się tyle, że te wspomnienia wydawały się być bardziej odległe. Spotkały też w okolicy żywe trupy, i inne dziwne stwory, Heather uważała, że to miejsce jest przeklęte, ale nie mówiła tego na głos. Kiedy dowiedziała się, że przybędą tutaj dzisiaj z Brenną wiedziała, że powinna szykować się na najgorsze.

Oczywiście, że wzięła miotłę, miała ją zawieszoną na specjalnym, skórzanym pasku na plecach. Okazało się, że bardzo często była przydatnym narzędziem podczas pracy brygadzistów, ale też ekspresowym środkiem na ewentualny odwrót. Nie znosiła teleportacji. Nigdy nie ukończyła kursu, zawsze gdy przemieszczała się w ten sposób z Charliem kończyło się to wymiotami. Taka już była jej natura, nie zamierzała udawać, że jest inaczej. Unikała więc jej jak ognia (może nie do końca, bo przecież ogień ją dosięgnął w Beltane).

Była nieco zaskoczona, że nie idą w las we dwie, tylko mają towarzystwo. Nie skomentowała jednak tego w żaden sposób. Może potrzebowały wsparcia? Wszystko wyjaśniło się, gdy szli w głąb lasu. Najwyraźniej ten chłopak, swoją drogą wyglądający jak cud, który stąpał po ziemi znał drogę. Szła więc za Brenną w milczeniu, rozglądając się przy tym uważnie. Nie znosiła tego lasu. Zagrożenie mogło wyłonić się zza krzaka w każdym momencie.

Apollo pilnował tyłów, tyle, że właśnie. Coś się nie zgadzało. Przestał się odzywać, gdy Longbottom zadała pytanie. Wood odwróciła się gwałtownie i cóż, zniknął. - Chyba mamy prbolem Brenn... - Jakby ta jeszcze sobie tego nie uzmysłowiła.

Spoglądała na podłoże, ślady faktycznie po prostu się urywały. - Może się stąd teleportował, czegoś się przestraszył? - Próbowała podejść do tego pozytywnie, przecież nie mógł zapaść się pod ziemię.

Popatrzyła dłużej na Brennę. Jej wzrok sugerował co myśli. Naprawdę? Nie zamierzała jednak dyskutować, tylko przysunęła się bliżej niej, aby ta mogła złapać ją za nadgarstek. W dłoni trzymała różdżkę, gotowa do ewentualnego ataku, bo niebezpieczeństwo mogło pojawić się w każdym momencie.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
18.09.2023, 12:23  ✶  
Brenna bywała pozbawiona instynktu samozachowawczego, ale to był Las Wisielców. Kiedy ostatni raz weszli do Lasu Wisielców, znaleźli cztery żywe trupy, a jeszcze wcześniej - kilka utopców. Wędrowali zaś w jego głąb, w pobliżu miejsca, gdzie wcześniej natknęły się na grobowce, upewniając, że Hoffman albo ktoś inny nie zostawił kolejnych niespodzianek... Dlatego uznała, że wejście tutaj w dwójkę byłoby szaleństwem i poprosiła Apolla, żeby im towarzyszył. Zwłaszcza, że znał zasady teleportacji łącznej i w razie czego mógł wyciągnąć z lasu Heather i bez miotły.
Pewnie i tak było ich zbyt niewielu, ale Departament ciągle borykał się z nadmiarem pracy i niedoborem ludzi.
- Usłyszałybyśmy trzask, poza tym coś by powiedział. Nie jest takim tchórzem - powiedziała Brenna, wyraźnie zaniepokojona. Nie wierzyła, że Brygadzista znikłby ot tak, bez słowa, zostawiając je w sercu Lasu Wisielców. Zacisnęła palce na rękawie Wood głównie po to, aby upewnić się, że ta też nagle nie zniknie. - Jeżeli zaraz go nie wypatrzymy, spróbuję złapać trop jako wilczyca - dodała, na wszelki wypadek obracając się do najbliższego drzewa i czarem wypalając na pniu znak, by wiedzieć, w którym miejscu weszły w głąb lasu.
Po czym zamarła.
Drzewo w pobliżu tego, które potraktowała zaklęciem, patrzyło na nią ludzkimi oczyma.
A właściwie: niemal ludzkimi. Wzór na korze układał się w przedziwny sposób, tak że zdawało się, że to posiada zarys twarzy, ust, wykrzywionych w dziwnym grymasie, szeroko otwartych oczu, pozbawionych powiek. Kiedy Brenna rozejrzała się, odkryła, że dalej są bardzo podobne drzewa i dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie, bo wcale nie wyglądało to na przypadek. Wiatr nie wiał, a jednak kiedy zadarła głowę, zdało się jej, że jedna z gałęzi porusza się i powoli wyciąga w ich kierunku. Cofnęła się o krok i coś pękło pod jej stopą. Ponieważ ich kostki i buty znikały we mgle, nie była pewna, co to takiego.
- Apollo?! - zawołała znowu, bo gdyby nie zaginiony Brygadzista, to byłby ten moment, gdy kazałaby Heather wskakiwać na miotłę, a po upewnieniu się, że ta odleciała wystarczająco wysoko, sama też by się teleportowała. Tyle że jak miały po prostu zostawić tutaj zaginionego kolegę...? Bo chyba... chyba nie porwały go te drzewa? Myśl może była absurdalna, ale i tak przeszła przez głowę Brenny.

!magicznedrzewa


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#4
18.09.2023, 18:13  ✶  
Gałęzie drzew zaczynają ku tobie sięgać i musisz ratować się ucieczką.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#5
18.09.2023, 20:38  ✶  

Wood wiedziała. Od razu przewidywała, że wizyta w Lesie Wisielców skończy się źle, tyle, że na razie się po prostu źle zaczęła. Pamiętać trzeba o tym, że zawsze, zawsze może być gorzej i tego się trzymała. Ich kolega zniknął, przepadł, kto wie co się z nim stało, ale miały siebie. Najważniejsze, że nie straciła w tej mgle Longbottom, bo to ona dla Heather była cenniejsza.

Wzruszyła ramionami. Widziała tego całego Apolla pierwszy raz i nie znała jego zwyczajów. Ludzie różnie reagowali w sytuacji zagrożenia, stąd ta myśl. Tyle, czy właściwie faktycznie było tu jakieś zagrożenie, czy to tylko gdybanie. Teraz trochę bardziej skłaniała się ku temu, że jednak było, skoro jej partnerka powiedziała, że nie uciekłby bez słowa. To by oznaczało, że coś go porwało, albo wpadł w jakąś dziurę, chociaż gdyby w coś wpadł, to pewnie by krzyczał, chyba, że uderzyłby głową o jakiś kamień i stracił przytomność. Opcji było naprawdę wiele, Ruda nie do końca wiedziała, która była prawdziwa. Będą musiały go znaleźć, przecież nie wrócą do ministerstwa bez niego.

- Jako wilczyca? Czyli zostanę tutaj sama, jako potencjalna ofiara? - Wiedziała, że Brenna może więcej wywęszyć dzięki swojej umiejętności animagii, jednak wolałaby nie być jedynym człowiekiem w okolicy nawet na moment. Kto wie kto lub co siedziało w tym lesie. Wolałaby sama tego nie sprawdzać.

Heather zbliżyła się również do linii drzew. Przyglądała się temu, na którym jej towarzyszka zrobiła znak, przeraziło ją to, jak ta roślina zaczęła upodabniać się do człowieka. Przesunęła się w bok, do kolejnego drzewa, zastanawiała się, czy ma omamy, czy może faktycznie to jest prawda. Nie widziała jeszcze w swoim życiu czegoś podobnego. Miała wrażenie, że mgła robi się coraz gęstsza, że niedługo znikną w jej głębi. Nie wróżyło to niczego dobrego. Nie mogła oderwać spojrzenia od drzewa przed którym się znalazła. Zupełnie zapomniała o Apollu, który gdzieś tu przepadł.


!magicznedrzewa
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#6
18.09.2023, 20:38  ✶  
Jedno z drzew zaczyna błagać, abyś je zabił.
Spośród wszystkich obcych głosów wybija się jeden, pełen bólu i rozpaczy. To twarz mężczyzny w średnim wieku, który przypomina ci twego wuja. Prosi cię o litość, pragnie odejść z tego świata. Chce, aby ktoś spróbował ściąć lub spalić jego drzewo. Czy spełnisz jego prośbę?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
18.09.2023, 20:55  ✶  
– Oszalałaś, Heath? – spytała Brenna ze szczerym zdumieniem. Nie popatrzyła na nią tylko dlatego, że obserwowała te wszystkie, otaczające je drzewa. Szukając pośród nich Apolla, bo ona, na całe szczęście, pamiętała. – Będę węszyć, idąc obok twojej nogi.
Nie było mowy, aby szukając jednego Brygadzisty, zostawiła drugą Brygadzistkę samą sobie. Nie wspominając o tym, że siebie też wtedy naraziłaby na niebezpieczeństwo przecież także siebie.
– Cholera… mam nadzieję, że nie porwały go… – zaczęła Brenna, a wtedy okazało się… że wcale nie miała omamów. Nie wydawało się jej: gałęzie drzewa, na które patrzyła (które patrzyło na nią) faktycznie się poruszyły. Co gorsza wyciągnęły się ku niej.
Brenna puściła nadgarstek Heather, odepchnęła od siebie partnerkę, dość bezceremonialnym gestem, posyłając ją na wilgotną trawę kawałek dalej. W samą porę, bo gałęzie wystrzeliły pomiędzy nimi, tam, gdzie chwilę wcześniej znajdowały się ich ręce. Brenna zdążyła się uchylić, nie pozwolić by schwyciły ją za dłoń… a wtedy kolejna gałąź owinęła się wokół jej kostki i obaliła i ją na ziemię.
– Jasny szlag! – warknęła, odwracając się jednocześnie i celując różdżką w ciągnącą ją ku pniu gałąź. Czerwony promień wystrzelił z różdżki, a kiedy noga Brenny, teraz obolała, była wolna, Brygadzistka odtoczyła się po ziemi, przez mgłę, ratując się ucieczką przed morderczym drzewem.
Tyle że to wcale nie był koniec.
Bo Heather wylądowała pod dębem w pobliżu, który wprawdzie nie wyciągnął ku niej gałęzi, nie próbował atakować, lecz też w pniu miał ludzką twarz. I jej usta otworzyły się: wydobył się z nich potępieńczy jęk. Brenna, która odczołgiwała się jak najdalej od atakujących ją ledwo co gałęzi, rzucając dla pewności przy tym za siebie zaklęcia, dopiero na ten dźwięk uniosła głowę, spoglądając ku drzewu.
– Zabij mnie, zabij mnie, zabij, zetnijspalzabijzabij. – Głos popłynął z ust, pokrytych korą, przepełniony błaganiem, ale też rozpaczą i czymś, co mogło być tylko szaleństwem. Twarz – nie twarz – zdawała się patrzeć wprost na Wood. Oszołomiona Brenna potknęła się, wstając, i gwałtownie obróciła, gdy zdało się jej, że coś znów porusza się we mgle, próbując ku niej sięgnąć.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#8
18.09.2023, 21:32  ✶  

- Jak koło mojej nogi, to masz moje błogosławieństwo. - Na takie coś mogła się zgodzić. Wolała nie zostawać tutaj sama. Nie chciała skończyć jak Apollo, który nadal się nie odzywał. To nie wróżyło nic dobrego. Miała przeczucie, od samego początku miała przeczucie. Ten las naprawdę był przeklęty. Ciekawe, co jeszcze przyjdzie im tu spotkać.

Heather odsunęła się od Brenny. Te drzewa, te drzewa nie były normalne. Udało jej się to stwierdzić bardzo szybko. Nie oglądała się za partnerką, tak bardzo zapatrzyła się w jedno z nich. Szła w jego kierunku, niezbyt szybkim krokiem. Wtedy usłyszała głos. Mówił do niej. Docierały do niej szepty dochodzące z zagajnika, ale jeden głos się przebijał. Chciał, żeby go wysłuchała. Ruda szła w jego stronę niczym zaczarowana. Jakby wokół nie było nikogo. Zapomniała o Brennie, która teraz walczyła o życie mierząc się z kolegą tego drzewa.

Czuła, że ten głos jest pełen bólu, zbliżyła się do pnia, który przypominał twarz. Wyglądała znajomo. Wujek Bob. To musiał być on. Tylko skąd się tutaj wziął? Nie miała zielonego pojęcia. Podeszła bliżej, aby przyjrzeć mu się uważniej. Coraz bardziej wydawało jej się, że to drzewo to faktycznie jest on.

Drzewo chciało, żeby je zniszczyła. Tylko jak powinna to zrobić? Ogień nie był dobrym pomysłem, bo mógłby się przenieść na pozostałe drzewa. Potrzebowała lepszego pomysłu. - Daj mi chwilę wujku. Muszę się zastanowić. - Nie wiedzieć czemu ona naprawdę myślała, że to drzewo było kiedyś jej rodziną. - Czy stanie ci się krzywda kiedy to zrobię? - Nie miała pojęcia, dlaczego gadała z pniem, nie wiedziała też jak to działa. Nie chciała być odpowiedzialna za czyjąś śmierć. Czas ją naglił, a ona nie miała pojęcia co zrobić. Wtedy sobie przypomniała, że przecież nie jest w Kniei sama. Przyszła tu z najmądrzejszą czarownicą, jaką znała. Odwróciła się za siebie i zobaczyła, że Longbottom leżała na ziemi. Co takiego przegapiła? - Brenna to mój wujek Bob, muszę mu pomóc. - Krzyknęła krótko, żeby partnerka wiedziała co robi. Później odwróciła się do drzewa z podniesioną różdżką, jeszcze chwila, a użyje do tego magii.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
18.09.2023, 23:50  ✶  
Gdyby Brenna wiedziała, że Heather uważa ją za najmądrzejszą czarownicę, jaką znała, przeraziłaby się tym, w jakim dziewczyna towarzystwie się obraca. Na całe szczęście, nie znała jej myśli, a poza tym w tej chwili była trochę zbyt skupiona na innych sprawach, mianowicie morderczych drzewach oraz głosie, wydobywającym się z najbliższego pnia.
– Zabijmniezabijmniezabijzabij…
– Heather, to czarna magia – powiedziała Brenna, dopadając partnerki i chwytając ją za łokieć. – To nie jest twój wujek.
Być może pomyślałaby o tym, aby pomóc temu drzewu, w nieco innych okolicznościach. Gdyby chwilę wcześniej inne nie próbowało jej zamordować, gdyby nie zaginął gdzieś tutaj Apollo. Ale Brenna wcale nie była pewna, czy to nie kolejny podstęp.
– Patrz! – zawołała, i pociągnęła za sobą Wood jeszcze dalej, próbując odciągnąć ją od pnia, z którego spoglądał „wujek Bob”, bo dostrzegła, że drzewo, przed którego gałęziami ledwo co umknęła, ponownie wyciąga ku nim gałęzie. – Musimy się stąd wycofać… i znaleźć Apolla. APOLLO DO CHOLERY! Sonurus! APOLLO!!!
To ostatnie słowo, zwielokrotnione magią, potoczyło się po lesie, kiedy Brenna usiłowała pociągnąć ze sobą partnerkę, nie pozwolić, aby schwyciły je rośliny. Mogła w tej chwili albo spróbować spalić te drzewa – ale to groziłoby wielkim pożarem lasu, a gdzieś tutaj wciąż mógł być towarzyszący im do niedawna Brygadzista – albo ratować się ucieczką. Serce Brenny biło szaleńczo, adrenalina buzowała w żyłach, bo chociaż natykała się na różne rzeczy, to to…
Inne drzewa też zaczęły szeptać.
Wyciągało się ku nim coraz więcej gałęzi.
A gdzieś w oddali… mogłaby przysiąc, że usłyszała, jak ktoś woła jej imię…
– WSKAZUJ NA MIOTŁĘ! Przemienię się! W stronę krzyku, to chyba Apollo! – zawołała do Heather, wykonując kolejny unik przed konarem, próbującym ją pochwycić. Zdołała uciec, za to inna gałąź trzasnęła ją w twarz, pozostawiając na policzku krwawą pręgę. W tej chwili Brenna skupiała się głównie na dwóch myślach: wyrwać się stąd, szybko, znaleźć Apolla.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#10
19.09.2023, 08:31  ✶  

Jak to w jakim towarzystwie się obracała? W najlepszym. Uważała, że otacza się cudownymi i bardzo uzdolnionymi osobami, gdyby ktoś tylko spróbowałby to negować, to na pewno zademonstrowałaby, co o tym myśli. Heather Wood gotowa była bronić swoich najbliższych niczym lwica, nawet w takich błahych sprawach.

Longbottom złapała ją za łokieć i chciała odciągnąć od drzewa. Dotarły do niej jej słowa, ale nie do końca chciała w nie wierzyć. - Przecież to jest wujek Bob, no zobacz! - Chciała jej pokazać twarz drzewa, żeby i ona ją zobaczyła.

Nie miała nawet czasu, żeby zareagować, bo partnerka odciągała ją dalej, daleko od tej postaci uwięzionej w pniu. - Ale co będzie z wujkiem, musimy mu pomóc, przecież on cierpi! - Przeniosła wzrok na to drugie drzewo, które wyciągało gałęzie w ich kierunku. Nie wyglądało na specjalnie pozytywnie nastawione. Może Longbottom miała rację? Na pewno miała, jak zawsze zresztą. Wood dała się oszukać, po raz kolejny nie była w stanie trzeźwo myśleć, a czarnomagiczna sztuczka wydawała się jej być prawdą. Była zła. Powinna wreszcie zrozumieć, że nie może wierzyć we wszystko, co widzić. Nie było to jednak takie proste. Szczególnie, kiedy chodziło o kogoś z rodziny, a drzewo miało przecież twarz jej wuja.

- Masz rację, musimy stąd zwiać. - Gałęzie nadal zmierzały w ich kierunku. Wood cofała się, aby nie dać się złapać. Trochę jej było szkoda tego drugiego drzewa, które chciało, żeby ktoś je zniszczył, jednak nie miała za dużo czasu na reakcję. Będzie musiała tu wrócić. Kiedyś. Nie zostawi przecież kogoś w potrzebie, bo może to był człowiek zaklęty w roślinę? Nie miała pojęcia, o co chodziło tak naprawdę z tymi drzewami, ale żyły, zdecydowanie nie było to normalne.

Ona także usłyszała głos, przytłumiony, nie dochodził z bliska. - Nie musisz mi dwa razy powtarzać. Będę nad tobą. - Zdjęła z pleców miotłę, bardzo szybko, bo jedna z gałęzi zaczęła zmierzać w jej kierunku. Rudej udało się wskoczyć na magiczny patyk, kiedy tamta chciała ją złapać za stopę. Zawisła w powietrzu i czekała, aż Longbottom się przemieni, wtedy wyruszy tuż nad nią w las, w stronę głosu. Oby to był Apollo.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2078), Heather Wood (1939), Pan Losu (63)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa