• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe

1972/Wiosna | Od 18 maja | Przypadek Charliego Dafoe
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#11
24.09.2023, 17:11  ✶  

A więc Geraldine je widziała - to nie było na pewno najlepsze co mogło ją spotkać w życiu. Stanley wcale się nie dziwił, że o tym nie pamiętała. Że wyparła to z pamięci. Sam próbował to zrobić ale nie był w stanie - Ja też - ciężko westchnął, wyznając jej prawdę - Nie chciałem nikomu zbytnio mówić, aby nikogo nie niepokoić - mówił spokojnie, starając się to jakoś wyjaśnić - Spotkałem je w nocy na Beltane. Uciekałem przed tymi chorymi pojebami... - zamilkł na moment nie bardzo wiedząc jak powinien to powiedzieć. W końcu uciekał przed swoimi kolegami z pracy, a musiał przedstawić narrację jakoby uciekał przed swoimi Śmierciożerczymi wspólnikami. Tak zresztą przecież było, Sprout i inni funkcjonariusze byli w końcu świadkami jak on i dzielny Rookwood zostali odnalezieni pośrodku kniei - Też czułem ogromny strach. Jakby mój najgorszy koszmar miał się zaraz ziścić - dodał. Teraz chociaż mieli pewność, że zarówno jedno jak i drugie poczuło to "coś" na własnej skórze.

Wysłuchał co Yaxley ma do powiedzenia. Co by nie mówić, miała bardzo dużą, a przede wszystkim merytoryczną wiedzę na tematy stworów czy innych dziwnych pokrak. Ta sprawa była na tyle dziwna, że order Merlina był raczej gwarantowany dla tego co by ją wyjaśnił. Borgin był w stanie się nawet o to założyć, że tak właśnie będzie - Nie wróci raczej. Do szkoły raczej też już nie pójdzie... - odparł, nie chcąc mówić, że jeżeli chłopak dożyje zimy to będzie to pełen sukces. To też nie było tak, że ktoś miał go zabić, a raczej on sam patrząc na to w jakim był stanie.

Niby mieli magię, a jak widać nie działała ona cudów wszelakich. Czy nie było jednak rodziny, która specjalizowała się we wszelkiej maści modyfikacji ciała? Może oni mogliby coś zadziałać? To na razie pozostawiał w sferze swoich domysłów, zajmując się ważniejszymi sprawami.

Stanley nie miał wady wzroku, ale też nie można było go nazwać sokolim okiem. Niby coś widział ale nie bardzo wiedział czy to jest to czego szukają. Tu mała ścieżka, tu inna ścieżyna, a tutaj jakieś kilka kroków. No i która z tych tras miała być tą, którą przyszedł Charlie? - Tędy? - zapytał, szukając trochę poparcia dla swojej propozycji kiedy pokazał drogę w kierunku wysokich krzaków - Nie... Nie... Raczej tędy... - poprawił się zaraz, spoglądając w kierunku udeptanej ścieżki - Ale nie...  My chyba tędy przyszliśmy, więc może jednak tędy? - dodał z ciężkim westchnięciem. To by się nawet zgadzało dlaczego tamta dróżka była tak przeorana przez buty. Borgin już sam się zgubił w tych wszystkich kierunkach. Nie wiedział, którą drogę wskazał Geraldine, a której nie. Miał nieodparte wrażenie jakby się kręcił w kółko i wskazywał cały czas tą samą trasę - Nie wiem - poddał się w końcu, spoglądając na kuzynkę, która zdawała się mieć już swój punkt zaczepienia w tym lesie. Nie pozostało mu nic innego jak zapalił kolejnego papierosa i oddanie jej przywództwa w kwestii zwiedzania lasu.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#12
25.09.2023, 13:38  ✶  

Yaxley spoglądała uważnie na kuzyna. Uciekał nocą w Beltane. Nie walczył ze śmierciożercami, którzy pojawili się na miejscu, a uciekał przed widmami. To ciekawe, znaczy nie zazdrościła mu, że musiał wiać nie mogąc nikomu pomóc, jednak rozumiała dlaczego wybrał takie rozwiązanie. Te istoty były naprawdę dziwne. Zupełnie inne od wszystkiego, co znała. Mogły wzbudzić strach, ba tym się głównie zajmowały. Powodowały, że ludzi ogarniał strach, jakiego nigdy dotąd nie zaznały. Zmysły podpowiadały ucieczkę, dlatego też sama wtedy wybrała taką drogę. Nie zamierzała jednak teraz postępować podobnie. Miała już nieco doświadczenia, wiedziała, że w ten sposób działają.

- Tak, czułam to samo, towarzyszyło temu zimno. Mimo, że wcale nie było chłodno, to moje ciało dygotało od niskiej temperatury. - Jakby za chwilę miała zamarznąć. Tyle, że udało jej się uciec. Jakmiś cudem. Jak zawsze miała sporo szczęścia.

- Szkoda chłopaka, ale więcej nie mogliśmy zrobić. Przynajmniej w jego przypadku. - Tylko go znaleźli, mogli za to teraz spróbować zaangażować się w poszukiwanie tych stworów. To spowodowałoby, że nikt więcej nie podzieli jego losu. Może uda im się dzięki temu uratować masę innych dzieciaków. Nastawiła się do tego zadania w ten sposób. Wydawało jej się, że mogą pomóc innym, liczyła na to, że te dziwne istoty nie wyjdą z Kniei. Jeśli by ją opuściły, to mieliby przesrane. Nigdzie nie byłoby bezpiecznie.

Może i ciało możnaby było zmodyfikować, jednak czy pod spodem, pod modyfikacją nadal nie byłoby tego starca? Na zewnątrz by się zmieniło, ale nic nie zwróci mu młodości. Czarodzieje od lat próbowali stworzyć eliksir, który odejmowałby lat i powodował brak starzenia, jednak nikomu się nie udało. Nie sądziła, że modyfikacje ciała by sobie poradziły z tym, co spotkało Charliego.

Weszli więc w las, aby szukać czegokolwiek. No i Geraldine wreszcie poczuła się jak ryba w wodzie. Nie patrzyła specjalnie na kuzyna, tylko szła przed siebie mrucząc coś pod nosem. Wydawało jej się, że Knieja chce z nią współpracować, chce jej udzielić odpowiedzi na wszystkie pytania, chce jej pomóc. Tak, jakby jej również nie podobało się to, że takie istoty zamieszkały w lesie. - Tędy Stanley, chodź za mną. - Odwróciła się na moment, zauważyła, że Borgin zdecydowanie nie wie, co robi, także wolała, żeby się jej trzymał.

Szli dosyć długo przed siebie. Geraldine czuła, że zmierza w dobrym kierunku. Spójrz, to miejsce wygląda, jakby wcześniej tutaj ktoś leżał.[/b] - Pokazała mu ślad na trawie, była ona przyciśnięta do ziemi, jakby faktycznie ktoś jakiś czas temu tam leżał. - Może tutaj mu to zrobiły? - Nie przestawała się rozglądać, bo jeszcze widma postanowią ponowić to, co zrobiły wcześniej.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#13
26.09.2023, 20:54  ✶  

Im dłużej przebywał w tym lesie, tym bardziej się cieszył, że akurat Geraldine postanowiła wspiąć się na najwyższy poziom obywatelskiego obowiązku i wyruszyć wraz z grupą funkcjonariuszy na poszukiwania Charliego. Stanley widząc brak własnych postępów w znalezieniu drogi chciał po prostu odpuścić, zawrócić, a może wręcz zakończyć dalsze poszukiwania śladów. Yaxley miała jednak inne zdanie w tej kwestii i chwała jej za to, że nie słucha gadania kuzyna, a gnała niestrudzona do przodu. O ile mamrotanie pod nosem mogło być trochę niepokojące, tak nie sądził, że zrobiłaby mu czy komuś jakąś krzywdę, wszak byli przecież rodziną i to całkiem bliską. Druga kwestia była też taka, że z całej gromady kuzynostwa to właśnie Geraldine była tą najspokojniejszą i najbardziej ułożoną - tak to się przynajmniej wydawało Stanleyowi.

Prawdę mówiąc nie musiała go też zbytnio przekonywać, jedno zdanie wystarczyło aby oddał jej dowodzenie. Kiedy Borgin zorientował się, że ta wie jak, a przede wszystkim gdzie iść, ruszył bez słowa za nią. W wielkim skrócie, Yaxley była odpowiednią osobą o odpowiednim kompetencjach w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Stanley człapał za nią, przyglądając się tym wszystkim roślinom o których nie miał żadnego pojęcia i dopiero kiedy zwróciła jego uwagę, zatrzymał się aby zerknąć na to czego on nie widział - Wow... Z całym szacunkiem Geraldine... Ale świetny z Ciebie pies gończy. Jestem pełen podziwu - przyznał z wielce zaskoczoną miną. Nie znał swojej kuzynki z tej strony ale chyba nigdy nie było za późno aby dowiedzieć się czegoś nowego o własnej rodzinie, czyż nie? - Dopadły go tutaj... - powtórzył pod nosem, kucając przy śladzie na trawie - Rozmiarem to by się nawet mogło zgadzać. Wygląda jakby tutaj leżał człowiek o pokaźnej posturze, zupełnie jak Charlie - stwierdził przymierzając swoją dłoń jako swego rodzaju punkt zaczepny to odmierzenia wielkości - Może uciekał przed nimi tyle ile miał sił w nogach, a tutaj już mu ich brakło albo go osaczyły... - zaproponował, wysnuwając pewną teorię spiskową.

- Teraz mnie zastanawia czy one nie atakują tylko w nocy. Może w ciągu dnia czuć ich obecność ale są niegroźne? - przeniósł wzrok na twarz Yaxley - No bo skoro miałyby też męczyć ludzi w ciągu dnia, dlaczego nie spotkaliśmy żadnego z nich przy Dafoe? Chyba nagle nie wystraszyły się tak licznej grupy, gdzie do tej pory to my się ich baliśmy? - zapytał. Stanley zdawał sobie sprawę, że oczekuje od swojej towarzyszki niemalże cudów, aby odpowiedziała poprawnie na te pytania - A może powinniśmy spojrzeć na to z innej strony... Dzieci w końcu jak się czegoś lub kogoś boją to chowają się za starszymi, dorosłymi, swoimi rodzicami. Ci przecież na logikę są więksi od nich samych i tym samym stanowią lepszą zaporę czy ochronę przed złem czy jakimiś koszmarami. Może... Charlie nie mogąc się udać do nikogo takiego o pomoc, ponieważ zgubił się w lesie, sam jakby "urósł" do takich rozmiarów aby się przed nimi obronić? - rzucił luźną myśl, chociaż sam nie do końca był przekonany co do słuszności tych słów. W końcu zarówno on jak i Geraldine też się bali tego "czegoś" pomimo faktu bycia dorosłymi.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#14
27.09.2023, 09:17  ✶  

Kto jak nie ona? Nie bała się lasu, nie zamierzała ignorować próśb znajomych, mimo, że spotkała te stworzenia i powinna trzymać się z daleka od Kniei. Nie tak łatwo było ją wystraszyć, należała do tych osób, które pchały się do paszczy wilka z samej ciekawości. Chciała zobaczyć z czym tak naprawdę mają do czynienia. Ostatnie spotkanie było bardzo krótkie. Nie pozwoliło dowiedzieć się zbyt wiele. Co mogło jej się stać? Umrze? Śmierć nie była czymś, co budziło w niej lęk. W końcu kiedyś wszyscy umrzemy, prędzej, czy później. Najważniejsze były okoliczności, nie chciała odejść w łóżku, w domu - to było za nudne, wolała zostać przez coś zeżarta - zdecydowanie, gdyby w ogóle ktoś ją pytał o zdanie.

Gerry się nie poddawała. Nie, kiedy znalazła ślady i trop, który miał ją zaprowadzić do celu. Wiedziała, że trafią na miejsce, widziała efekty swoich poszukiwań. Zdecydowanie nie miała zamiaru się poddać. Nie dostrzegła nawet zniechęcenia kuzyna, nie miała na to czasu, gdy gnała przed siebie. Słyszała jedynie, że idzie za nią. Był to dobry znak, nie odwrócił się i nie uciekł. Nie, że by go o to podejrzewała. Skoro był tu w mundurze brygady nie miał wyjścia, musiał przeprowadzić dochodzenie.

Gdyby tylko Yaxley wiedziała, jakie ma o niej zdanie kuzyn. Bardzo by się zdziwiła. Nie miała pojęcia, kto mu założył klapki na oczy, ale powinien to przekazać Jennifer. Może wreszcie byłaby z niej dumna. Ger nie prowadziła się dobrze, była chodzącym chaosem, który ciągle pakował się w kłopoty przez swój niewyparzony język. Stanley miał prawo tego nie wiedzieć, raczej mieli różne towarzystwa i spotykali się głównie podczas świąt, gdzie Geraldine potrafiła udawać kogoś, kim nie była.

Tak naprawdę to nawet nie zamierzała pytać, po prostu zaczęła dowodzić. Miała tendencje do działania, tak po prostu. - Wiesz, mamy to w genach. Całe życie spędziłam w lesie. - Ojciec od najmłodszych lat zabierał ją ze sobą na polowania, nic w tym dziwnego, że czuła się tutaj jak ryba w wodzie. Wspomniała o tym, gdyby Borgin zapomniał, nie powinno go dziwić, że tropienie szło jej całkiem nieźle.

- Nie atakują tylko w nocy. Nas zaatakowały w dzień. - Przypomniała mu o swoim doświadczeniu. Nie sądziła, że pora dnia ma znaczenie. - One unikają wielkich skupisk ludzi, myślę, że mogliśmy je wystraszyć. Dużo łatwiej im się żywić na jednej osobie. - Dyskutowała już z kilkoma osobami na ten temat i wszyscy doszli do podobnych wniosków. - Może coś w lesie odwróciło ich uwagę, szukaliśmy chłopca od wielu godzin. - Wydawało się jej, że właśnie dlatego te potwory się oddaliły.

- Nie sądzę Stanley, nie chcę, żebyś się rozczarował. Na moje to one wysysają energię witalną, przez co ciało się starzeje, dlatego Charlie się postarzał, gdyby trafiło na kogoś dorosłego to pewnie by umarł. - Nie brzmiało to może specjalnie kolorowo, ale zdaniem Yaxley właśnie tak działały widma.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#15
01.10.2023, 17:44  ✶  

W takim razie musieli udawać we dwójkę, wszak przecież Stanley też nie był tym idealnym synem czy wnukiem na którego starał się wyglądać na tych wszystkich rodzinnych spotkaniach. Co by jednak nie mówić, Geraldine stwarzała idealne pozory aby tak właśnie myśleć, a nie inaczej - należały się za to gromkie brawa. Pytanie tylko, czy było to czymś co Yaxley chciała otrzymać.

No tak... Jak mogłem o tym zapomnieć Zastanawiał się sam kiedy kuzynka przypomniała mu o pewnym małym, lecz całkiem znaczącym fakcie dotyczącym jej genów. Wiele rzeczy mu ostatnio umykało, a głównie dlatego, że miał wystarczająco dużo problemów i przypadek Charliego Dafoe stał się niestety jednym z nich. Najgorszy w tym wszystkim był fakt dotyczący konieczności napisania raportu z tego co tutaj miało miejsce - co oczywiście nie należało do prostych zadań.

- Fakt - przyznał jej rację - Ale z drugiej strony nie mamy pewności, że to co dopadło Charliego to było to samo co na Beltane. Ja nie czuję się jakbym był dużo starszy czy nie wyglądam jakbym miał iść na jakaś emeryturę - zwrócił uwagę - Ty zresztą też nie wyglądasz na jakąś babcię - dodał. Borgin uważał, że te dwie zjawy czy jakkolwiek to się nazywało, były do siebie podobne ale koniec końców inne. No bo jednak Dafoe był już staruszkiem, a oni wręcz przeciwnie. Stanley dopuszczał też możliwość tego, że on spotkał coś innego, a Geraldine coś jeszcze innego. Chociaż to już chyba zaczynało po raz kolejny był za bardzo przekminione, a cała sprawa dużo prostsza, niż im (a na pewno mu) się mogło wydawać.

- Albo skupiły się czymś innym... Może ktoś jeszcze jest zaginiony w kniei, a my o tym nie wiemy? - podzielił się luźba myślą, chociaż w głębi duszy modlił się po raz kolejny aby nic takiego nie miało miejsca. Może dałoby się przygotować na nie jakąś pułapkę? Spróbować je wywabić z lasu, aby zagonić w ten przysłowiowy kozi róg i tam się z nimi rozprawić?

- Nie, nie. Dobrze, sprowadzaj mnie na ziemię bo ostatnio mnie trochę ponosi w tym wszystkim. Często przenoszę moje myśli daleko po za problem z którym się aktualnie mierzymy - stwierdził - Tak by pewnie mogło być. Niestety nie mamy pewności i chyba nie chcę, aby ktokolwiek musiał się o tym przekonywać na własnej skórze - westchnął, wstając znad miejsca gdzie najpewniej leżał Charlie - Jak tak teraz patrzę to chyba nie odszedł za daleko i my po prostu szukaliśmy go tyle dni, ponieważ nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie go mamy szukać. W teorii zapewne moglibyśmy odtworzyć jego całą trasę ale czy to nam da cokolwiek więcej, niż mamy teraz? Szczerze wątpię - poklepał się po brodzie - Rozejrzyjmy się jeszcze tutaj wokół i wracajmy. Nic więcej tu po nas raczej - zaproponował i sam się wziął za to co polecił Geraldine. W głównej mierze powiedział o tym do niej, aby to ona skorzystała ze swoich nadzwyczajnych umiejętności, wszak jemu nie szło to tak dobrze.


Rzut na rozejrzenie się wokół miejsca gdzie "coś" dopadło Charliego. Korzystam z percepcji.
Rzut O 1d100 - 66
Sukces!

Rzut O 1d100 - 59
Sukces!


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#16
02.10.2023, 10:24  ✶  

Jedyne, na czym jej zależało, to święty spokój. Po prostu nie chciała, żeby ktokolwiek wchodził z buciorami w jej życie i kwestionował jej wybory. Jak na razie całkiem dobrze jej to wychodziło, chociaż matka chyba nie do końca jej wierzyła. Wiedziała, jaka jest Gerry i zdawała sobie sprawę, że robi wszystko, aby uciekać od obowiązków, które powinna spełniać. Na całe szczęście, jak na razie nic z tym nie robiła, chociaż Yaxley czuła, że niedługo może się to zmienić. Póki co jednak żyła pełnią życia w ogóle nie martwiąc się o przyszłość.

- Jak szybko udało ci się uciec, gdy spotkałeś te stwory na swojej drodze? - Miała wrażenie, że Stanley nie radzi sobie z tym problemem wcale. Dlaczego nie chciał połączyć faktów? - Ja zwiałam bardzo szybko, nie widać po nas, że się zestarzeliśmy, bo nie daliśmy im siebie zaatakować. Charlie nie miał tyle szczęścia, był tutaj zupełnie sam, nie zdołał uciec. - Próbowała otworzyć oczy kuzynowi, chociaż czuła, że to trochę, jak walenie głową w ścianę. Nie zamierzała się jednak poddawać. - Ja im uciekłam, Ty też chyba nie dałeś się osaczyć? - Inaczej pewnie nie wyglądałby tak, jak teraz. Nie wiedziała jak do niego mówić, żeby otworzył oczy.

- Stanley, kurwa mać. - Podniosła głos, bo wydawało jej się, że trochę za bardzo odbiega stąd myślami. Musieli się skupić na Charliem, a nie na innych zaginionych. - Wiele osób zaginęło, ale nas interesuje to, co spotkało tego chłopca. To dla niego tu jesteśmy. - Postanowiła mu o tym przypomnieć, bo miała wrażenie, że Borgin myślami był gdzieś indziej, zupełnie się nie skupiał na tym, co było tu i teraz.

- Błagam Cię, skup się na tym, a jeśli nie chcesz, to przyślij kogoś innego. - Jeśli inni brygadziści wykonywali swoją pracę właśnie w ten sposób, to wcale jej nie dziwiło, że osoby trzecie musiały się angażować w poszukiwania, jak to. Nigdy nie przepadała za przedstawicielami służb mundurowych, to co dzisiaj zobaczyła zapewniło ją jedynie, że miała rację, że im nie ufała.

- Jasne, nic więcej tu po nas. Niech te stwory znajdą następnego dzieciaka i zamienią go w dziadka, trudno, nic się przecież nie stało. - Wysyczała przez zęby, bo strasznie irytowało ją to z jaką lekkością przyszło mu stwierdzenie tego wszystkiego.

- Ja pierdole, Stanley, szukaliśmy go tyle, bo nie wiedzieliśmy, gdzie mamy go szukać, naprawdę? Czy gdybyśmy wiedzieli, gdzie mamy go szukać, to czy Twoim zdaniem poszukiwania byłyby w ogóle potrzebne? - Nie wytrzymała i sięgnęła po papierosa, bo zaczynała się trząść, jej kuzyn opowiadał takie bzdury, że nie mogła ich dłużej słuchać.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#17
02.10.2023, 20:39  ✶  

- Z godzinę? Może pół? Krócej? Nie wiem. Nie bardzo było mi na rękę mierzenie czasu wtedy - odparł zgodnie z prawdą. W tamtym momencie miał co najmniej 10 innych, dużo ważniejszych spraw, niż to ile czasu był wystawiony na działanie tych stworów - Nie dałem. Próbowały i dobrze, że na tym się to skończyło - dodał. W sumie to nawet nie wiedział czy tak rzeczywiście było, ponieważ ich nie widział ale z tego co czuł, domyślał się, że tak musiało być.

No i beczka z prochem wybuchła albo Geraldine, chociaż w tym momencie przypominała ją jeden do jednego - Tak, zaginęło dużo osób ale mówię o sytuacji z 18 maja przecież... - nie podnosił głosu, wszak groziło to jeszcze większym rozjuszeniem byka, a co by nie mówić to Yaxley miała trochę tej krzepy w łapach, zupełnie jak Sauriel. Z Rookwoodem też należało uważać aby nie przesadzić, ponieważ cios w nos wtedy mógłby być nieunikniony - Chodziło mi że mogło być więcej osób zaginionych zupełnie jak Charlie, a nikt tego na razie nie zgłosił... A Ty się ni... - nie dokończył, gryząc się w język w ostatnim momencie i tym samym ratując swoją twarz przed możliwym remontem.

Oni byli tylko brygadzistami, to detektywi byli od rozwiązywania zagadek - jak sama nazwa wskazywała. BUMowcy mieli przynieść, podać, pozamiatać i w sumie tyle. Niestety braki kadrowe powodowały, że pula obowiązków niestety im wzrosła w ostatnim czasie, a jak im szło to można było tylko zobaczyć albo się domyślać. Co by jednak nie mówić, mieli takie samo podejście - Stanley też nie ufał swoim kolegom z pracy w większości.

- No tak, to teraz chcesz zgrywać bohatera i wytropić te starszydła za wszelką cenę? Przypomnę tylko, że jako grupa nas nie zaatakowały, ani się nawet nie zbliżyły ale nasza dwójka już ich raczej nie przestraszy - odparł z udawanym spokojem. Nie wybuchnij, nie wybuchnij... - Nie o to mi też chodziło. Od samego początku nikt nie wiedział gdzie przecież Dafoe poszedł. Nie wiedzieli którą drogę wybrał. Gdybyśmy przecież wiedzieli cokolwiek, nawet najmniejsze szczegóły to całe poszukiwania trwały by dużo krócej, niż trzy dni. Może byśmy zdążyli wtedy go uratować albo chociaż spotkać w młodszej formie... Nie musisz się już o dosłownie wszystko denerwować. Robię co w mojej pierdolonej mocy - dodał, również sięgając po papierosa do swojej paczki - Spójrz, tam coś jest - wskazał palcem na wiszący przedmiot na jednej z gałęzi. Borgin nie czekał ani sekundy dłużej i po prostu ruszył w kierunku tego co wskazał swojej kuzynce. Czyżby "zwrócenie" uwagi (tak zwany opieprz) zaczynało działać na niego?

- Jego czapka - powiedział wypuszczając dym z ust, podnosząc nakrycie głowy Dafoe, które sekundę wcześniej ściągnął z gałęzi - Tutaj się kręcił jakby starał się ich unikać - wypunktował drogę, która szła niezgrabnym zygzakiem po ziemi. Odciski wskazywały na kilka prób przejścia pomiędzy drzewami na tym samym odcinku jakby Charlie próbował iść do przodu, a później zawrócić i wszystko tak samo kilka razy. Zupełnie jakby tam gdzie akurat stąpał, pojawiało się coś lub ktoś, blokujące mu dalsze przejście - Kroki są na tyle płytkie i chaotyczne, że najpewniej go w tutaj zaskoczyły, a następnie jedyna droga ucieczki była najpewniej tam skąd przyszliśmy, aż do tego odcisku... - podzielił się swoimi oględzinami. Jak widać, na niektórych dobrze działał solidny opierdol, a już na pewno na większość brygadzistów pracujących w Ministerstwie Magii. Stanley jak chciał (albo został po części zmuszony) to też potrafił dać z siebie i nawet 80% - tak jak wymusiła to tym razem Yaxley.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#18
02.10.2023, 21:06  ✶  

Nie chciała komentować tego co mówił, ale wydawało jej się, że nie byłoby szans na to, żeby przebywał godzinę z tymi istotami wokół siebie bez żadnych konsekwencji. Musiał zgubić poczucie czasu tamtej pamiętnej nocy, zdecydowanie. Nie chciała jednak dolewać teraz oliwy do ognia i mówić, że ją okłamuje. Sama bardzo dobrze pamiętała spotkanie z widmami. Trwało ledwie chwilę, ale to uczucie na pewno zapamięta do końca swoich dni. Nigdy jeszcze nie czuła takiego chłodu, który wypełniał każdą część jej ciała równocześnie. Nigdy jeszcze się tak nie bała, a miała w swoim życiu naprawdę wiele okazji, aby się solidnie wystraszyć, trwało to ledwie chwilę, bardzo szybko stwierdziła, że ucieczka będzie najlepszym rozwiązaniem. Nie sądziła, że Stanley wytrzymałby dłużej. Nie, żeby mu chciała uwłaczać i podważać jego umiejętności, tyle, że bardzo dobrze wiedziała, jak to jest je spotkać. Ten tutaj nie wyglądał jej na osobę, która by sobie z tym poradziła i tyle.

- Bardzo dobrze, że się na tym skończyło, bo najpewniej dołączyłbyś w zaświatach do swojej zmarłej matki. - Może nie powinna tego mówić głośno, ale skoro już się odpaliła, to nie ma zmiłuj. Nie zastanawiała się nawet przez moment nad słowami, które padały z jej ust, Stanley mógł jeszcze nie mieć okazji widzieć jej w takim stanie, chyba, że nadział się kiedyś na jakąś jej kłótnię z Theonem.

- Trzeba było iść popytać, zamiast szukać tego chłopca. Co tam jego życie, lepiej zapytać, czy ktoś jeszcze nie zaginął i marnować czas. - Może i było to dobrze zadane pytanie, tylko w nieodpowiednim momencie. Nie mieli sposobności zbierać wywiadu od innych mieszkańców wioski, jakby nie zauważył. Ger nie znosiła takich rad, które nie miały sensu i żadnego zastosowania w danej chwili.

Posłała mu pioruny z oczu, kiedy zaczął coś mówić, nie dokończył, ale umiała dodać dwa do dwóch. MIAŁA SIĘ NIE DENERWOWAĆ. Dobre sobie, bardzo dobre, było już na to jednak zdecydowanie zbyt późno. Mógł o tym myśleć wcześniej.

- Boisz się ich, co? Drżysz na samą myśl o tym, że możesz je spotkać. - Ona się nie bała, chciała powstrzymać te widma przed atakowaniem kolejnych osób, co było trochę misją samobójczą, ale widać nie przeszkadzało jej to wcale. Zasrana bohaterka, która swoje życie miała za nic i chciała uratować świat przed całym złem. - Nie denerwuje się o wszystko, po prostu wkurza mnie to twoje pierdolenie, które nic nie wnosi. - Była dosyć ostra, ale miała wrażenie, że kuzyn jakoś niespecjalnie angażuje się w całą sprawę.

Yaxley zdążyła spalić peta. Rzuciła go na ziemię i przygasiła swoim ciężkim butem. Wtedy Stanley coś zauważył. Co za zbieg okoliczności, że wystarczył lekki opierdol, żeby wziął się do roboty. - Chodźmy więc. - Poszła za nim, żeby zobaczyć, co ciekawego znalazł. Było jej ciepło, ta ciężka atmosfera spowodowała, że zrobiło jej się gorąco. Czuła, że dobrze się stało, że ruszyli się z miejsca, bo jeszcze moment i wybuchłaby już tak naprawdę.

- Czapka to nie najgorszy trop. - Powiedziała już trochę spokojniejszym tonem. Uważnie słuchała tego, co Borgin ma jej do powiedzenia. Ta teoria nabierała sensu, widać, jak chce to jednak potrafi, może nie powinna go od razu skreślać. - Sukinsyny musiały go okrążyć. - Zgodziła się ze Stanleyem. - Wyssały z niego ogrom energii życiowej, a później uciekły, bo nas usłyszały. - Chyba doszli wreszcie do jakichś wniosków. Może ten dzień nie był wcale taki najgorszy.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#19
04.10.2023, 23:00  ✶  

Przeniósł spojrzenie na Geraldine kiedy ta wspomniała o jego matce. Mimo, że od tego feralnego wydarzenia minęły prawie dwa lata, nadal była to jakaś rana - może nie tak otwarta jak wtedy ale nadal coś się tliło. Nic jednak nie skomentował, a jedynie jego oko zadrżało, nie wiedząc w sumie dlaczego. Prawdę mówiąc, pomimo upływu czasu, był to temat tabu o którym prawie nikt nic nie wiedział i sam Borgin nie był za bardzo wylewny na wszelkie pytania odnośnie śmierci Anne. Był to ewidentnie temat, którego unikał jak ognia.

Pokiwał głową na zgodę, ponieważ nie chciał jej jeszcze bardziej denerwować, niż zrobił to do tej pory. Stanley jednak uważał, że zawsze warto było pytać innych o jakieś informację czy dane. W końcu w kilka czy kilkanaście osób mogli zdziałać więcej i właśnie też dlatego tak liczna grupa ludzi wyruszyła na poszukiwanie Charliego. Nie zmieniało to faktu, że Yaxley miała rację, wszak nie był to najlepszy czasy na tego typu komentarze.

Widząc te dwa kurwiki w jej oczach, uniósł do góry dłonie jakby chciał pokazać, że się poddaje. Sytuacja z sekundy na sekundę, ze zdania na zdanie, robiła się coraz bardziej napięta. To wszystkim im się po prostu udzielało, a nieodpowiedni dobór słów czy zachowanie tylko napędzały wzajemną spiralę złości i zdenerwowania.

- Tak - odparł bez zawahania. Tym razem nie uciekł mimo, że "Lubimy uciekać przed problemami..." jak to niektórzy z jego towarzystwa zdążyli już określić - Masz całkowitą rację. Boję się je spotkać jeszcze raz. To było wystarczająco przerażające spotkanie abym wiedział, że nie chcę tego robić raz jeszcze - wyjaśnił ze spokojem. Nie dało się ukryć, że z dwójki kuzynostwa to właśnie Geraldine była tą bardziej odważną czy zuchwałą, a Stanley preferował swoje ciepłe biureczko w Ministerstwie. Słowa Yaxley na temat swojego pierdolenia uznał za pewnego rodzaju komplement, co skwitował tylko uśmieszkiem pod nosem.

Co w rodzinie to nie zginie i na całe szczęście, że tak było, ponieważ Geraldine dała mu jeszcze jedną szansę aby poprawić swoje dotychczasowe zachowanie, a Stanley nie zamierzał tej szansy zaprzepaścić. O ile wcześniej to właśnie ona grała główne skrzypce, tak teraz on pozwolił sobie wyjść na lekkie prowadzenie i podzielić się swoim znaleziskiem - Dokładnie tak jak mówisz. Co więcej, wydaje mi się, że Charlie mógł się zgubić na początku, a i pewnie odnaleźć jakoś drogę powrotną ale któraś z tego "czegoś"... - zrobił wymowny gest cudzysłowie przy użyciu swoich palców, aby podkreślić nazwę tych stworów - Zagrodziła mu drogę powrotną i tym samym nie pozostało mu nic innego jak podróż w dalszą część lasu - dopalił papierosa, którego następnie dogasił o ziemię - A one później już go wyczuły i dopadły całą zgrają - dodał z lekkim grymasem na twarzy - Pewnie jak się jeszcze rozejrzymy to znajdziemy kolejne poszlaki - przyznał i ponownie wziął się za rozglądanie po okolicy. Tutaj musiało być coś jeszcze czego nie widzieli - Borgin był o tym święcie przekonany.


Rzut na przepatrzenie kolejnej części lasu. Korzystam z percepcji.
Rzut O 1d100 - 30
Akcja nieudana

Rzut O 1d100 - 71
Sukces!


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#20
09.10.2023, 14:04  ✶  

Gerry była dosyć szorstka, nie zwracała uwagi na to co mówi, nie przejmowała się tym, że jej słowa mogą kogoś zranić. Jej bezpośredniość bywała przewrotna, szczególnie dla tych, którzy byli jej bliscy. Nie dostrzegła drżenia oka Satnleya, ba nie sądziła nawet, że jej słowa mogą go jakoś specjalnie dotknąć.

Yaxley była jego przeciwieństwem, jeśli chodzi o wypytywanie innych. Była przyzwyczajona do tego, że działa sama. Miała też dziwne przeświadczenie o tym, że jeśli będzie zdana na kogoś, to nie zrobi tego równie dobrze, co ona. Stawiała zawsze na samodzielność. Nie ma się, co dziwić, że Borgin miał inne podejście - wszak był krawężnikiem, oni zawsze wypytywali świadków o informacje. To zupełnie nie było w jej stylu.

- Można było tak od razu. - Powiedziała chłodnym tonem. To by ułatwiło im sprawę, rozumiała jego strach, nie podobało jej się jednak, że nie mówił o tym wprost. Gerry lubiła, kiedy osoby, z którymi współpracowała były z nią szczere, to zdecydowanie ułatwiało kooperację.

- Tak, nie dały mu uciec. Nie miał jak się stąd wydostać. To okropne. - Spotkanie musiało być bardzo traumatyczne dla chłopca. Strasznie jej było przykro, że nie pojawili się w odpowiednim momencie, że nie udało im się go ocalić przed tymi stworzeniami. Niby przeżył, zastanawiała się jednak, czy to życie nie było gorsze od śmierci. Trauma na pewno pozostanie z nim do końca. Okropnie się to wszystko potoczyło. Wolała sobie nawet nie wyobrażać, jak zareagują jego rodzice, kiedy go zobaczą. Zapewne będą się obwniać o to, że nie upilnowali chłopca. Jednak nie było w tym ich winy, że Knieję opanowały te dziwne stworzenia, które żywiły się energią życiową ludzi. Powinni zacząć myśleć o tym, jak je stąd wypędzić, aby ta sytuacja się nie powtórzyła.

Sama Gerry również zaczęła się rozglądać, wiedziała, że pewnie jeszcze mogą się czegoś dowiedzieć, chociaż już udawało im się wszystko powoli składać w całość. Za bardzo nie było tu o czym więcej myśleć. Powinni wyjść z lasu, przekazać wszystko czego się dowiedzieli, czy złożyć jakiś raport, chociaż to pewnie rola Stanleya, ona nie odpowiadała przed nikim. Nie zamierzała też mówić zbyt wiele, bo nie była fanką ministerstwa. Póki jednak znajdowali się na miejscu zbrodni, to nadal szukała kolejnych poszlak.


Rzut Z 1d100 - 59
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 93
Sukces!

wiadomość pozafabularna
percepcje, może coś jeszcze znajdziemy
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eutierria (392), Geraldine Yaxley (5011), Stanley Andrew Borgin (5100)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa