• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton Las Wisielców [18.07.1972] Z wizytą u Szeptuchy

[18.07.1972] Z wizytą u Szeptuchy
Widmo z Biura
The end
Of the sane world of men
Now I question all that I have seen
Is this is a spectre or a dream
Leon to czarodziej obdarzony przeciętnym wzrostem (179 cm) i przeciętnej budowie ciała. Ciemny brąz włosów tego czarodzieja kontrastuje z jego bladą i zimną skórą oraz niebieskimi tęczówkami. Ubiera się przeważnie w ciemne i stonowane kolory szat czarodzieja, choć często nosi wyłącznie mugolskie ubrania. Na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie bardzo słabowitego, co ma związek z ciążącą na nim niczym klątwa chorobą genetyczną.

Leon Bletchley
#1
15.01.2024, 21:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2024, 22:45 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Patrick Steward - osiągnięcie Bajarz IV

Leon postanowił spełnić prośbę Brenny i udać się do Little Hangleton celem porozmawiania z Szeptuchą. Zdecydował się na podróż magiczną koleją, stanowiącą dogodne połączenie między magicznym Londynem a posępnym Little Hangleton dla czarodziejów takich, jak on - niebędącymi za pan brat z magią. Podróż pociągiem była znacznie wygodniejsza, niż świstokliki czy teleportacja choć trwała znacznie dłużej. To akurat mu nie przeszkadzało - czasu miał w nadmiarze. Przez swój stan zdrowia nie mógł pozwolić sobie na jakikolwiek wysiłek fizyczny. Dodatkowym argumentem za skorzystaniem tego dnia z kolei było to, że przewoził ze sobą zamówiony dzień wcześniej w cukierni jabłecznik, który odebrał przed udaniem się na stację kolejową.

Po zakończeniu podróży wysiadł na wzniesionej na obrzeżach miasta stacji kolejowej. Jeśli chodzi o to miasto to sam pobyt nawet na obrzeżach Little Hangleton potrafił przyprawić go o nieprzyjemne dreszcze. Dotarcie tutaj nie oznaczało kresu jego wędrówki, ponieważ musiał jeszcze dotrzeć do samego Lasu Wisielców a stamtąd już do chaty w głębi lasu. Im bardziej zbliżał się do Lasu Wisielców, tym bardziej czuł się nieswojo. Pozostawało mu mieć nadzieję, że na drodze nie staną mu jacyś czarnoksiężnicy - jest miernym czarodziejem, którego samoobrona nie jest najmocniejszą stroną.

Dobył jednak różdżki po to aby rozświetlić sobie ciemności spowijające ten gęsty las po to aby poruszanie się po nim stało się dla niego nieco łatwiejsze i aby spróbować w nikłym świetle różdżki dostrzec zarówno ścieżkę i jak niepożądany ruch tak aby się schować. Tylko to to mu pozostało w razie niebezpieczeństwa. Ze strony samej Szeptuchy nic mu nie groziło, jednak tego nie mógł powiedzieć o innych mieszkańcach tego owianego złą sławą miasta.

Zmierzając do chaty Szeptuchy nie mógł postrzegać siebie jako nieproszonego gościa. Niełatwo było tam trafić. Wiedział, że jeśli będzie blisko swojego celu to będzie w stanie wyczuć emanującą z tego miejsca przedziwną energię. Wiedział jedynie, że zostanie przyjęty przez czarownicę i odpowiednio ugoszczony. Miał jedynie nadzieję, że będzie chciała porozmawiać z nim o Zimnych.


Rzucam na kształtowanie - lumos
Rzut O 1d100 - 76
Sukces!


Na percepcję - szukanie ścieżki albo jakiś zagrożeń
Rzut Z 1d100 - 23
Akcja nieudana


@Norvel Twonk
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#2
06.02.2024, 17:28  ✶  
Tylko ktoś ogarnięty szaleństwem mógł zdecydować się na zamieszkanie w głębinach Lasu Wisielców. Ale czy Szeptucha nie była szalona?
Łamany chrust trzaskał pod butami Leona Bletcheya, gdy ten przedzierał się przez leśną gęstwinę. Dźwięk ten nie był ani przesadnie głośny, ani dziwny a jednak w tym konkretnym lesie niósł się bardziej, uderzał w uszy Leona, jakby szepcząc do niego, że znajdował się tutaj sam. Bez towarzystwa żywych ludzi, ptaków, zwierząt, choćby i mrówek lub pająków. Sam w miejscu, które przez wieki stało się świadkiem niezliczonej liczby śmierci – czy to winnych straceńców, czy nieszczęśników, którzy postanowili zakończyć tu swoje życie.
A jednak, poza tą nieprzyjemną aurą śmierci, Las Wisielców pozostawał lasem. Runo leśne pełne było opadłych z drzew martwych gałązek i zgniłych liści. Grube, poskręcane jak ręce starej kobiety korzenie wiekowych drzew wyłaniały się z ziemi i oplatały porośnięte mchem kamienie. Było w tym coś ostrzegawczego, jak niema obietnica, że jeśli tylko Leon spróbuje, jeśli tylko poluzuje pasek od spodni, jakaś niedobra siła znajdzie mu odpowiednie drzewo a potem utuli jego trupa na wieki. Wiatr poruszył koronami drzew, coś stuknęło, jakby ciało obijające się o drzewo? Ale jeśli uniósł głowę, nie dostrzegł ciała, dostrzegł wiszącą na jednym z drzew kawałek starej szmaty, która kiedyś – w czasach swojej świetności – mogła być pewnie czyimś płaszczem.
Światło wydobywające się z różdżki oświetliło dużą, misternie utkaną między gałęziami świerku pajęczynę. Znajdowało się w niej przynajmniej osiem malutkich kokonów. Ich martwi lokatorzy już na wieki mieli pozostać nieświadomi, że śmierć sięgnęła także ich oprawcę. Sporej wielkości pająk leżał zwinięty w kulkę tuż pod pajęczyną.
Po ominięciu jej Leon dostrzegł ścieżkę – dla innych jeszcze mniej gościnną niż dla niego – wąską i wydeptaną, prowadzącą przez utkaną z konarów niewielką bramę. Za nią, w drewnianej chacie, mieszkała Szeptucha.
- Nie warto było do mnie iść – powiedziała mu na powitanie, nawet nie podnosząc głowy. Klęczała przy jednej z kilku grządek i gołymi rękoma zakopywała malutkie zawiniątko. Ubrana była w czarne łachmany. Ciemne włosy opadały jej na twarz, niemal zupełnie ją zakrywając. – Wszystko umiera.
Kilka metrów za nią znajdowała się drewniana chata. Została poczerniona smołą, by długie belki nie padły ofiarą korników. Mimo lipca, z komina wydobywał się dym.
- Co cię do mnie sprowadza synu Hestii?
Widmo z Biura
The end
Of the sane world of men
Now I question all that I have seen
Is this is a spectre or a dream
Leon to czarodziej obdarzony przeciętnym wzrostem (179 cm) i przeciętnej budowie ciała. Ciemny brąz włosów tego czarodzieja kontrastuje z jego bladą i zimną skórą oraz niebieskimi tęczówkami. Ubiera się przeważnie w ciemne i stonowane kolory szat czarodzieja, choć często nosi wyłącznie mugolskie ubrania. Na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie bardzo słabowitego, co ma związek z ciążącą na nim niczym klątwa chorobą genetyczną.

Leon Bletchley
#3
03.03.2024, 01:35  ✶  

Za każdym razem, kiedy przychodziło mu odwiedzić Szeptuchę, to przemierzał Las Wisielców z duszą na ramieniu. Zupełnie, jakby odgłos trzaskającego pod jego butami chrustu miał być tym ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszy tuż przed nagłą utratą życia. Poczucie bycia tutaj samemu było w jakimś stopniu dobre, jak i złudne. To, że nie dostrzegał obecności innych zwierząt, to nie do końca znaczy, że tak naprawdę ich nie było. Mogło być coś znacznie gorszego, niż wszystkie typowe dla lasów zwierzęta. To podpowiadała mu wyobraźnia, nad którą w takich momentach jak ten bardzo trudno było zapanować. Nie pomagał w tym fakt, że w razie zagrożenia nie potrafiłby się obronić.

Ta nieprzyjemna aura śmierci za każdym razem go przytłaczała. Przypominała mu bezlitośnie o tym, że jak bardzo kruche i ulotne było ludzkie życie. Jego życie. Pomimo stosowania się do zaleceń uzdrowiciela w kwestii swojej choroby genetycznej jego życie może skończyć się przedwcześnie. Może nie doczekać upragnionej starości i dobrej śmierci w słusznym wieku, w otoczeniu swojej rodziny. Na razie wiódł dobre życie i nie stało się nic, co popchnęłoby go w bezlitosne, zimne objęcia samobójczej śmierci.

Trawione chorobą od dnia narodzin serce zabiło mu szybciej w piersi, jak tylko wiatr poruszył koronami drzew i pod wpływem tego stukotu. Spodziewał się ujrzeć tam ciało wisielca, zamiast tego dostrzegł wiszący na jednym drzew kawałek starej szmaty. Każda z pajęczyn dla niego stanowiła prawdziwe dzieło sztuki, wykonane przez tak maleńkie stworzenia, jakimi były pająki. Zwierzęta odbierały życie po to, aby przetrwać i przedłużyć gatunek. Ludzie nie musieli tego robić.

Dostrzegł w końcu upragnioną ścieżkę, która pomimo swojej niegościnności, miała zaprowadzić go do domostwa Szeptuchy. Podążając nią przeszedł pod utkaną z konarów niewielką bramą. W świetle bijącym z różdżki dostrzegał zarys dobrze znanej mu chaty Wiedzącej.

— Przyszedłem mając ku temu ważny powód. Przyniosłem dla pani jabłecznik. — Nie miała być to typowo towarzyska wizyta, jednak nie zamierzał przychodzić z pustymi rękami. Starał się nie zaglądać kobiecie przez ramię, tak aby nie dostrzec tego, czym dokładnie było zakopywane przez nią malutkie zawiniątko. To mogłoby wstrząsnąć nim do głębi. — Bez śmierci nie ma życia. — Nawiązał w ten sposób do kręgu życia w przyrodzie. Wszystko, co żywe musiało kiedyś umrzeć i spocząć w ziemi. Taka była naturalna kolej rzeczy, której nierzadko ludzkie istnienie zdawało się przeczyć. Ludzie byli zdolni do odbierania życia z zupełnie innych pobudek, niż przetrwanie. W ostatnim czasie robili to z powodów czysto ideologicznych.

— Czy pani posiada jakąś wiedzę o Zimnych, którą mogłaby się podzielić ze mną? To ludzie, którzy przekroczyli próg Limba i powrócili do świata żywych. Czy można im pomóc w jakiś sposób? — Nie zamierzał ani dłużej zwlekać wyjawił kobiecie prawdziwy powód swojej wizyty, sprawę wielkiej wagi. Jednocześnie nie oczekiwał tego, że otrzyma jakiekolwiek odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Musiał się liczyć z tym, że wróci z pustymi rękami.

Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#4
09.03.2024, 16:46  ✶  
Szeptucha znieruchomiała. Włosy opadały jej czarnymi strąkami na twarz, przypominając trochę jakby pająka który siadł na jej głowie. Wreszcie podniosła na Leona czujny wzrok. Twarz miała przybrudzoną od pracy w ogrodzie, spoconą od fizycznego wysiłku i lipcowej temperatury. Ale jej oczy pozostawały błyszczące, niemal gorejące od nagromadzonych w kobiecie emocji. Z pewnym wysiłkiem podniosła się z kolan. Wytarła ręce w brudny, roboczy fartuch.
Milczała, po prostu patrząc na młodego mężczyznę, który do niej przyszedł. Jakby trawiła jego słowa, rozważała coś, o czym nie miał pojęcia, zastanawiała się, podejmowała jakieś decyzje.
- Próbujesz mnie przekupić – powiedziała wreszcie. Jeszcze raz wytarła ręce o fartuch, a potem zbliżyła się do Leona, ale zamiast wziąć od niego jabłecznik, wyminęła Bletchleya i gestem nakazała mu by poszedł za nią. – Nie da się przekupić złego losu – szepnęła.
Poprowadziła go ku znajdującej się niedaleko wejścia do chaty szerokiej, drewnianej ławie. Ta wyglądała na ręczną robotę. Gwoździe były krzywo powbijane a deski nierówno przycięte, ale poza tymi drobnymi mankamentami świadczącymi o pracy nie do końca wprawionych rąk, ława prezentowała się nad wyraz dobrze. Jaśniejsze miejsca na niej wskazywały na to, że była też często używana.
- Usiądź sobie. Przyniosę herbaty i nóż, co by pokroić ten twój jabłecznik – rzuciła i mężczyźnie mogło się wydawać, że kompletnie zignorowała resztę jego słów, bo oddaliła się pośpiesznie w stronę drzwi wejściowych.
Na kilka minut Leon pozostał sam na dworze. Czekając na powrót szeptuchy, mógł się napatrzeć na równo skopane grządki, na niewielką mogiłkę, którą ta dopiero co stworzyła, na bujne krzaki, które innym zagradzały drogę do jej domostwa, ale jemu okazywały gościnę. Wbrew temu, co czuł zmierzając ku temu miejscu, było tu tylko spokojnie. Nadal cicho, ale mniej groźnie, jakby jej chata i podwórek szeptuchy chroniły go przed niebezpieczeństwem czającym się w reszcie lasu.
Skrzypnięcie drzwi uświadomiło mu, że wracała, niosąc w rękach nóż, dwa blaszane kubki i dzbanuszek. Będąc w chacie, kobieta ściągnęła z siebie roboczy fartuch i przemyła twarz.
- To co umarło powinno zostać martwe. To co umiera powinno umrzeć. Nie można wracać ze ścieżki śmierci bez konsekwencji. Prawa, które rządzą tym światem są takie same dla wszystkich – burknęła, stawiając przed Leonem mały miedziany dzbanuszek. Unosił się z niego mocny, ziołowy zapach. – Z naszej dwójki, synu Hestii, to ty wiesz więcej o Limbo niż ja – a potem, jakby nie mogła się powstrzymać, przed wypowiedzeniem kolejnych słów, dodała – Nie wchodź na drogę śmierci. Ja widzę, że się do niej zbliżasz.
Widmo z Biura
The end
Of the sane world of men
Now I question all that I have seen
Is this is a spectre or a dream
Leon to czarodziej obdarzony przeciętnym wzrostem (179 cm) i przeciętnej budowie ciała. Ciemny brąz włosów tego czarodzieja kontrastuje z jego bladą i zimną skórą oraz niebieskimi tęczówkami. Ubiera się przeważnie w ciemne i stonowane kolory szat czarodzieja, choć często nosi wyłącznie mugolskie ubrania. Na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie bardzo słabowitego, co ma związek z ciążącą na nim niczym klątwa chorobą genetyczną.

Leon Bletchley
#5
20.03.2024, 21:50  ✶  

Znieruchomiał także i on. Czując na sobie czujny wzrok kobiety z niemałym trudem powstrzymał się od poruszenia się wywołanego odczuwanym w tym momencie dreszczem. Rozważał podanie kobiecie materiałowej chusteczki, którą mogłaby oczyścić swoją przybrudzoną i spoconą twarz. Zaoferowanie pomocy czarownicy wydawało się słuszne, choć dla niego nie do przeskoczenia przez wzgląd na swój stan zdrowia. W takich momentach jak ten mógł odczuwać niezadowolenie z własnych ograniczeń. Nie musiał w tym momencie sięgać po dar jasnowidzenia aby wiedzieć, że podjęta przez Szeptuchę decyzja może okazać się niekorzystna dla niego i słusznej sprawy, z którą się do niej zwrócił.

— Nie śmiałbym próbować pani przekupić.  Podobnie jak los, pani jest nieubłagana. — Nie okłamywał w tym momencie kobiety, nawet jak liczył na jej przychylność. Przyniesienie komuś pysznego ciasta uważał za bardzo miły gest. Tym milszy, jeśli brać pod uwagę to, że czarownica mieszkała w sercu Lasu Wisielców, równie owianego złą sławą co samo Little Hangleton. Ten gest wystarczył aby podążył za starszą od siebie kobietą. — W istocie. — Postanowił przyznać jej rację. Nie chciał aby spotkał go zły los.

Postanowił uszanować to, że Szeptucha nie zaprosiła go do wnętrza swojej chaty, najwyraźniej chcąc porozmawiać z nim na świeżym powietrzu. Zgodnie ze słowami kobiety usiadł sobie na drewnianej ławie, stawiając po swojej lewej stronie przyniesiony jabłecznik. Herbata pasowała do niego nad wyraz doskonale. Zastanawiał się przez moment nad tym, czy Szeptucha przepowie mu przyszłość z symbolu na dnie filiżanki albo kubka. Prawdopodobnie dowie się niebawem. Chcąc zwiększyć swoje szanse na otrzymanie pożądanych przez niego informacji postanowił nie ponaglać czarownicy ani nie przypominać jej o prawdziwym celu swojej wizyty. Nawet, jeśli wydawało mu się, że Szeptucha całkowicie zignorowała jego słowa.

Równo skopane grządki i dopiero co usypana mogiłka tworzyły dla niego pewną sprzeczność, nawet jeśli bez śmierci nie było życia. Powoli wypełniał go panujący w tym zakątku Lasu Wisielców spokój związany z namiastką poczucia bezpieczeństwa, które opuści go jak tylko się stąd oddali. Uniósł kąciki ust w delikatnym uśmiechu, skierowanym do powracającej kobiety.

— Czy to znaczy, że wszyscy, którzy wkroczyli do Limba, stopniowo umierają? — Poza przyznaniem w duchu racji czarownicy, poddawał wypowiedziane przez nią słowa analizie. To było kluczowe dla całej sprawy.

— Pozwoli pani? — Zapytał wskazując lekkim ruchem dłoni na stojący przed nim miedziany dzbanuszek. Jeśli pozwoliła to napełnił mocno pachnącym ziołowym naparem dwa kubki, zaczynając od tego przeznaczonego dla gospodyni. — Jednak nie posiadam informacji o tym, aby żywi przekroczyli próg zaświatów i powrócili z nich do tego świata. — To dla niego było zupełnie nowe zjawisko, niespotykane wręcz. Trudno było mu się do tego należycie odnieść.

— To cenna przestroga, której nie odrzucę. — Jedno zdanie, a tyle znaczeń. Słowa mogące oznaczać to, że jeśli wejdzie na tę drogę, to śmierć wyciągnie po niego swoje dłonie. Każdy dzień nieuchronnie przybliżał go do śmierci, co niewątpliwie miało związek z jego chorobą. Jednocześnie mogło być powiązane z tym, że niezmiernie interesowało go Limbo oraz swoją ścieżkę zawodową powiązał z duchami. Tego aspektu nie mógł wykluczyć.

Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#6
31.03.2024, 19:34  ✶  
Szeptucha posłała Leonowi krótkie spojrzenie. Jej ciemne, żucze oczy lśniły od nieskrywanych w nich emocji. Pokręciła głową, mamrocząc pod nosem coś bardzo cicho, złowróżbnie. Głośniej i jakoś tak łagodniej, powiedziała jednak:
- Jestem tylko sobą, synu Hestii – i ciszej, już tak cicho, że mógł to usłyszeć jedynie wtedy, gdy wytężył mocno słuch, dodała – A to najgorsza z przekleństw.
Ale gdy wróciła do Leona wyglądała już trochę lepiej. Nadal była Szeptuchą. Nadal poruszała się raz bezszelestnie, niemal jak zjawa, prawie unosząc się bezgłośnie nad ziemią, raz ciężko, nieznośnie powoli, jakby dźwigała na ramionach ciężar, którego nie mógł unieść nikt poza nią samą. Nadal wyglądała niepokojąco. Nadal mówiła dziwne rzeczy. Ale jednak, coś było w sympatii, którą musiała czuć do matki Bletcheya, bo nie dość, że próbowała okazać mu trochę grzeczności, to i skupiała na mężczyźnie dłużej wzrok. Patrzyła na niego smutno, niby wiedząco, ale jednocześnie jakoś tak nieprzyjemnie, jakby pochwalała i nie pochwalała jego zachowania.
Potrząsnęła głową.
- Wszyscy umierają – podsumowała enigmatycznie. I tu już Leon sam musiał sobie odpowiedzieć, czy mówiła o Zimnych, czy o nieuchronnych prawach, które rządziły tym światem.
Na jednym z rosnących nieopodal starych drzew siedział kruk. Ptak zerwał się do lotu z głośnym krakaniem. Dźwięk przerwał ciszę. Szeptucha drgnęła, zwęziło się jej spojrzenie, gdy szukała ulatującego w gęstwinę stworzenia.
Kiwnęła głową, pozwalając Leonowi i na wzięcie miedzianego dzbanuszka do ręki i na napełnienie im kubków. Westchnęła pod nosem, znowu powracając spojrzeniem ku odwiedzającemu ją młodemu mężczyźnie.
- Czy ktokolwiek do tej pory posiadał takie informacje? – zapytała. – A jednak coś, co nie powinno mieć miejsca, miało miejsce. – Sięgnęła po jeden z kubków. Objęła go obiema rękami i zapatrzyła się na taflę ziołowego naparu, jakby w jego oparach dostrzegała coś więcej. – Mówiłam, że przyda mu się młotek – wymruczała pod nosem, nawiązując w ten sposób do jednej z przepowiedni, którą wygłosiła podczas Ostary. – Konsekwencji też nikt nie znał a jednak nadeszły i jeszcze nadejdą. I te dla wszystkich, i te dla nich. Nie wchodź do Kniei Godryka, synu Hestii. Śmierć zebrała tam swoje żniwo. Nie warto zliczać policzonego czasu – westchnęła. Upiła trochę ziołowego naparu. Miał posmak rozmarynu, mięty, szałwii i goździków. Nie smakował źle, choć zdecydowanie różnił się od zwykłej herbaty. - Nie wszystko, co zobaczysz w lustrach jest prawdziwe, nawet jeśli spoglądasz na własne oblicze.
Widmo z Biura
The end
Of the sane world of men
Now I question all that I have seen
Is this is a spectre or a dream
Leon to czarodziej obdarzony przeciętnym wzrostem (179 cm) i przeciętnej budowie ciała. Ciemny brąz włosów tego czarodzieja kontrastuje z jego bladą i zimną skórą oraz niebieskimi tęczówkami. Ubiera się przeważnie w ciemne i stonowane kolory szat czarodzieja, choć często nosi wyłącznie mugolskie ubrania. Na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie bardzo słabowitego, co ma związek z ciążącą na nim niczym klątwa chorobą genetyczną.

Leon Bletchley
#7
01.04.2024, 19:47  ✶  

Pomimo, że to nie jest pierwsze ich spotkanie, nawet jemu trudno było przywyknąć do spojrzeń posyłanych mu przez tę kobietę. Prawdą było to, że nie wiedział czego się po niej spodziewać. Aż nazbyt optymistycznie zakładał to, że Szeptucha powie mu dokładnie to, co chciał usłyszeć. Cokolwiek miała mu do powiedzenia będzie lepsze od odprawienia go z kwitkiem. Pomimo tego, że nie musiał obawiać się zagrożenia ze strony tej kobiety to ten bardzo cichy, złowróżbny

— Jest pani tym, kim powinna pani być. Każdy niesie swoją klątwę. — Stwierdził nad wyraz uprzejmie i zarazem szczerze. Szeptucha była kobietą, której nie należało okłamywać. Darząc czarownicę należytym szacunkiem. Doceniał poświęcony mu czas. Jednocześnie podczas każdej wizyty, jaką składał kobiecie, niemożliwe było czuć się w pełni komfortowo w jej obecności. Teraz przez to, że Szeptucha spoglądała na niego smutno i jednocześnie tak jak zawsze, ale nawet teraz w oczach czarownicy dostrzegał nieprzyjemny błysk. Pochwała albo dezaprobata.

On również jest sobą, ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami. Ze swoją chorobą genetyczną. Nie stanie się kim innym. Gdyby miał taką możliwość to wybrałby w pierwszej kolejności bycie zdrowym. Wszystko inne mogłoby zostać. Wszystko inne nie ciążyło mu tak bardzo jak ta choroba, ograniczająca jego możliwości doświadczania życia. Pod tym względem można było nazwać to przekleństwem, którego istnienie musiał zaakceptować. Tak naprawdę to jedyne co mógł zrobić.

Nie pierwszy raz przychodziło mu podjąć się próby zinterpretowania wypowiedzianych przez Szeptuchę słów. Z pewnością również nie ostatni. Nie dawało się zaprzeczyć temu, że wszyscy umierają. Istotne było to, czy Zimnych kres czeka szybciej, niż wszystkich ludzi? Ten stan nie był przecież naturalny. Serce zabiło znacznie szybciej w piersi, jak tylko ten ptak poderwał się do lotu. Kruki stanowiły zwierzęta nierozerwalnie powiązane ze śmiercią.

Po napełnieniu obu kubków odstawił miedziany dzbanuszek na swoje miejsce. Przeniósł spojrzenie na starszą kobietę, która zadała mu nad wyraz trafne pytanie. Nie był w stanie odpowiedzieć na nie twierdząco, choć chciałby móc to zrobić.

— Nie wydaje mi się. — Odparł zgodnie ze swoim stanem wiedzy, sięgając w tym momencie po kubek z herbatą. Upił pierwszy łyk tego naparu, wyczuwając w nim posmak takich ziół jak rozmaryn, mięta, szałwia i goździków. Szeptucha prawdopodobnie przygotowywała go własnoręcznie. — Właśnie dlatego mnie to niepokoi i staram się dowiedzieć o tym przypadku czegoś więcej. Rozmawiałem już jedną z osobą, która dostała się do Limbo... — Starał się spełnić prośbę przyjaciółki i dowiedzieć się czegoś więcej od samej Szeptuchy, nie tylko dla niej, ale również dla siebie. W oficjalnych publikacjach nie znajdzie tego rodzaju informacji. Szeptucha wydawała mu się właściwą osobą na właściwym miejscu.

Nie skomentował w żaden sposób, nawet nie uniósł brwi na tę wzmiankę o młotku. Dobrze wiedział, że Szeptucha pojawiała się na sabatach i wygłaszała przypadkowym ludziom przepowiednie, a potem bardzo szybko znikała.

— Czy mogłaby pani powiedzieć mi coś więcej o tych konsekwencjach, które dopiero nadejdą? Zwłaszcza dla nich. To cenna przestroga. Nie zamierzam tam wchodzić. — Postanowił podpytać o to czarownicę, mając nikłą nadzieję na to, że zdradzi mu coś więcej odnośnie konsekwencji dla Zimnych. Regularnie śledził czarodziejską prasę, dzięki temu wiedział, co działo się w ich świecie. To właśnie tam pojawiły się doniesienia o tajemniczych potworach, z którymi nie miałby żadnych szans.

— W pani słowach jak zawsze kryje się wielka mądrość, której znaczenie zrozumiem w odpowiednim czasie. — Wypowiedziane przez niego słowa nie stanowiły wyraźnego komplementu, tylko niezaprzeczalny fakt. Z pewnością się tego dowie. Nie zmieniało to faktu, że pomyślał o zwierciadłach w Gabinecie Luster. Pokazywały to, czego się pragnie, wady i zalety albo siebie takim, jakim byłoby się, gdyby podjęłoby się inne decyzje.

Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#8
19.04.2024, 11:38  ✶  
Być może Leon nieco przecenił wiedzę Szeptuchy. Kobieta ta nie musiała wcale posiadać jakichś tajemnych informacji o Zimnych lub o ich wizycie w Limbo. Nie musiała nawet z premedytacją niczego przed nim ukrywać. Albo inaczej: mogła coś wiedzieć, ale w chwili, w której siedzieli naprzeciwko siebie i rozmawiali, sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Była Szeptuchą, samotną kobietą mieszkającą w głębi ciemnego, złowrogiego lasu. Coś tam widziała, jakieś wizje mamiły jej umysł, gdy patrzyła na ludzi, ale czy widziała jedyną wersję przyszłości czy też widziała jej najciemniejszą wersję? Na ile to, co podpowiadały jej obrazy było naprawdę ważne? I czy dało się uciec przed jej przepowiedniami?
Tego nie mógł wiedzieć. Istniała zresztą szansa, że sama Szeptucha również tego nie wiedziała. Otoczona śmiercią, wrastała w rzeczywistość, która potwierdzała jej wizje. Ale czy były prawdziwe od początku, czy też stawały się samospełniającą przepowiednią dlatego, że tak je odczytywała? Po czasie były zrozumiałe i czytelne, ale gdy je wypowiadała, zdawały się tylko bełkotem szalonej baby.
Obserwowała jak napełniał kubki naparem i odstawiał dzbanuszek. Jej oczy błyszczały złowrogo, nawet w tym momencie, a przecież nie miała wobec Leona żadnych złych intencji. To jej życie, to wizje których doświadczała, sprawiały, że zachowywała się tak a nie inaczej i mówiła to co mówiła.
- Dobry z ciebie chłopak – rzuciła miękko, ale jej spojrzenie nie złagodniało nawet odrobinę. – Ale to nie twoja walka. Na twoją jeszcze przyjdzie czas.
Sięgnęła po kubek. Dmuchnęła w napar a potem upiła trochę. Skuliła się na miejscu, które zajmowała. W równych odstępach zaczęła się kiwać do przodu i do tyłu. Myślała nad czymś.
- Czasami wystarczy tylko poczekać. Nie da się uciec od przyszłości. Ty nie możesz od niej uciec, ja nie mogę, oni też tego nie zrobią – odpowiedziała cicho. – Wiem tylko tyle, ile zdążyłam zobaczyć. Nic by ci się z tego nie przydało. A co powiedziała ci osoba, która się tam dostała? Może już masz wszystkie odpowiedzi, tylko nie umiesz ich poskładać, co?
Szeptucha przygryzła dolną wargę. Znowu pochłonęły ją własne, niewesołe myśli.
- Sam wiesz czym jest Limbo – zaczęła wreszcie. – To nie miejsce dla żywych. Nie powinni nigdy tam wchodzić, ale nie weszli tam sami. I sami nie poniosą konsekwencji. Jestem tylko wieszczką, synu Hestii. Widziałam kamień toczący się po jałowej ziemi, widziałam bramę o strych jak brzytwy rogach, widziałam martwe rośliny po śladach, które zrobili ci, którzy wdarli się tam siłą. Nie znam odpowiedzi, po które przychodzisz. Może je dostrzegę, ale to jeszcze nie ten czas - zakończyła swój i tak dość długi wywód. - Pokrój lepiej szarlotki.
Widmo z Biura
The end
Of the sane world of men
Now I question all that I have seen
Is this is a spectre or a dream
Leon to czarodziej obdarzony przeciętnym wzrostem (179 cm) i przeciętnej budowie ciała. Ciemny brąz włosów tego czarodzieja kontrastuje z jego bladą i zimną skórą oraz niebieskimi tęczówkami. Ubiera się przeważnie w ciemne i stonowane kolory szat czarodzieja, choć często nosi wyłącznie mugolskie ubrania. Na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie bardzo słabowitego, co ma związek z ciążącą na nim niczym klątwa chorobą genetyczną.

Leon Bletchley
#9
01.05.2024, 17:34  ✶  

Przez cały czas czuł na sobie przenikliwe i złowrogie spojrzenie kobiety, z której strony nie musiał obawiać się tego, że zechce go skrzywdzić. Nie byłoby trudne. Jako jasnowidz nie doświadczył jak dotąd istotnych dla świata wizji. Jak dotąd też nie wypowiedział proroctwa mogąc zmienić jego losy albo wpłynąć na życie prominentnych członków świata czarodziejów. Może to zmieni się w przyszłości albo nigdy nie będzie mieć miejsca. Przekazany mu wraz z krwią matki dar pozostawał poza wszelką kontrolą. Doskonale wiedział, że obdarzonym tym darem albo dotkniętym tym przekleństwem (wszystko zależało od sposobu postrzegania) nie należało do łatwych. Wróżbici i jasnowidze bardzo często nie byli ciepło odbierani przez społeczeństwo świata czarodziejów, będąc postrzeganym przez nich jako szarlatani, oszuści, szaleni albo ogólnie nietraktowani poważnie.

— Dziękuję za te słowa. Zakładam, że nie powie mi pani, kiedy przyjdzie ten czas, tylko że będę wiedział? — Za sprawą słów wypowiedzianych przez kobietę zrobiło mu się miło. Zdołała go tym zaintrygować, tym bardziej, że przez wzgląd na swoją chorobę nie miał wiele sposobności do podjęcia walki o cokolwiek. Właściwie nie miał ich wcale. Walczyć można na wiele sposobów. Jak każdy chciał mieć do odegrania swoją rolę w tym świecie, dokonać czegoś... wielkiego na jakimkolwiek polu. Jak większość osób w tym wieku.

— Niektórzy nie są stworzeni do czekania na nadejście nieuchronnego, tylko potrzebują działać nawet jeśli ich wysiłki będą pozorne albo nawet zaszkodzą. — Popijając małymi łyczkami napar, na który co jakiś czas dmuchał, obserwował kołyszącą się do przodu i do tyłu kobietę. Leon wierzył, że w pewnych momentach można było spróbować zmienić los, o ile on nie stanowił tak zwanego punktu stałego. Pewne wydarzenia musiały się wypełnić. — Zatem ich przyszłość to punkt stały? Zdarzenia, których nie da się odwlec w czasie ani zmienić w żaden sposób? Po prostu muszą się dopełnić. — Zwrócił się do kobiety z tym zapytaniem, ściśle związanym z jego własnym tokiem rozumowania. Błędnym lub słusznym, to się miało dopiero okazać. Nie jest nieomylny w swoich osądach.

— A co pani zobaczyła? Z wywiadu z czarownicą, którą sam rozmawiałem, dowiedziałem się, że słyszała głos, szept informujący ich o tym, że nie powinno ich tam być, bo nie przyszła ich pora. Na łamach prasy wyznała, że coś ich obserwowało z lasu. Widziała błyskawice na niebie, wielką wichurę i niebieski ogień w centrum tego wszystkiego. Powiedziała mi o tym, że słyszany przez nią szept był neutralny i należał do martwej kobiety... ona poruszała ustami, będąc przeciętą. Chodziło o cykl życia i śmierci, o którym sama pani wspominała. Jeśli tak jest to będę potrzebować trochę czasu na poskładanie tego w całość. — Zafrasował się za sprawą słów starszej czarownicy, której w następnej chwili przekazał wszystkie pozyskane z prasy i podczas rozmowy z Victorią informacje. Nie mógł liczyć na to, że Szeptucha podzieli się z nim szczegółami swoich wizji, jednak miał na to szczerą nadzieję. Napił się znów herbaty.

— Czarownica, z którą rozmawiałem, nie powiedziała mi o tym, z kim jeszcze weszli. Jestem świadom tego, że konsekwencje będą poważne. Jeśli pani dostrzeże coś więcej i będzie skłonna się tym ze mną podzielić to będę bardzo wdzięczny. — Zwrócił się do kobiety, cicho wzdychając. Dogodne dla niego byłoby to, gdyby sam doświadczył powiązanej z przedmiotem swoich poszukiwań wizji. Ten dar nigdy nie działał na zawołanie.

— Teraz to doskonały moment na szarlotkę. — Przyznał rację czarownicy, odstawiając swój kubek z naparem ziołowym i sięgając po nożyk do pokrojenia ciasta.

Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#10
20.05.2024, 01:37  ✶  
Szeptucha pokręciła głową. Przez ułamek sekundy na jej twarzy zalśniło coś podobnego do rozbawienia. Strząsnęła ten wyraz z siebie jak niepotrzebny paproch.
- Inaczej to nie miałoby żadnego sensu – zauważyła niemal łagodnie.
Sięgnęła po własny kubek. Dmuchnęła w niego parę razy, ale w lekko mętnym, bladozielono-przezroczystym naparze nie dostrzegła niczego, co mogłoby pokazać jej jakąś wizję przyszłości. Upiła go trochę, myśląc nad wypowiedzianymi słowami.
- To zawsze działa w ten sam sposób – przyznała powoli, ostrożnie cedząc słowa. – W odpowiednim czasie przyszłość zawsze się dopełni. Nie tylko ich. Twoja także. – Szeptucha skupiła ciemne, ponure spojrzenie, gdzieś ponad głową Leona. Nie patrzyła jednak na coś konkretnego, raczej zastanawiała się nad jego słowami i szukała właściwej odpowiedzi. Opowiedziała mu już wizję, która została jej zesłana: o kamieniu toczącym się po jałowej ziemi, o bramie z ostrymi rogami, o martwych roślinach i o śladach po czarnoksiężniku. – Gdyby nie obecność pierwszych, drudzy nie zostaliby wezwani – wymruczała. Dla niej było to aż tak proste: gdyby nie to, że wszedł tam Lord Voldemort, nie weszliby i aurorzy z Ministerstwa Magii. Skoro tym drugim przyjdzie zapłacić, zapłaci także i on, nawet jeśli w tym momencie nie zdawał jeszcze sobie z tego sprawy. Znowu potrząsnęła ciemnymi, splątanymi włosami. – Jeśli coś dostrzegę, Leonie, powiem ci o tym – obiecała.
Sięgnęła po kawałek przyniesionego przez Bletcheya ciasta.
- Przykro mi, że nie mogę ci bardziej pomóc – powiedziała jeszcze.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Leon Bletchley (2788), Norvel Twonk (1831)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa