Alkohol zupełnie wywietrzał mu z głowy, choć nie skąpał głowy w wodnej toni, w czarnym lustrze, nad którym siedzieli i ranili się słowami. Czemu właściwie prowadzili tę rozmowę, czemu wracali do czegoś, co powinno być zamknięte i zapomniane? List pisany po pijaku, ckliwa piosenka, do której przypadkiem zatańczyli kilka taktów...
Chciał okazać jej wsparcie, chciał cieszyć się sławą, której pragnął dla niej, którą wróżył już wtedy kiedy odjeżdżała. Jego serce też było złamane wtedy, kiedy patrzył, jak odchodzi, kiedy niezauważony przez nikogo zmienił się w krogulca, by móc śledzić jej drogę powrotną, odprowadzić do linii, którą przekroczył tylko raz. Owszem podjął tę decyzję za nich, ale to była mądra decyzja, dojrzała decyzja...
...zupełnie inaczej niż to co teraz robili. To była bardzo głupia decyzja, że siedzieli na starym pomoście i kłócili się, jeśli w jego żyłach buzowała klątwa reagująca żywiołowo na takie sytuacjie... Ostatnio był drażliwy. Ostatnio czuł zielone fale, ziemię, która wzywała go, domagała się komunii krwi.
– Chciałem... chciałem tylko tego... żebyś była... szczęśliwa – wydusił z siebie słowo po słowie, patrząc we własne kolana, czując się, jakby znów miał siedemnaście lat, jakby znów musiał ten cały ciężar wziąć na swoje barki.
A potem jego oddech zastygł, źrenice rozszerzyły się w zalewie adrenaliny i wiedział, że jest już za późno.
– UWAŻAJ! – z refleksem dobył różdżkę, a jego ręce momentalnie przemieniły się w dwa wielkie włochate ramiona, mimo że ludzka sylwetka pozostała taka sama. Odepchnął ją z impetem od siebie, a potem przemienił resztę ciała w niedźwiedzie cielsko, które miało grubszą skórę. Liczył, że woda przystopuje ziemię, lecz to żywioł ziemi pokonywał czarną toń.
Niedźwiedź był dużo większy, pomost załamał się z impetem, deski i tak już ledwie wytrzymywały na sobie dwie dorosłe osoby. Samuel próbował wstać, jednak zielone wodorosty łapczywie zagarniały go w mulistą toń. Jego ryk i walka, którą toczył przysłaniała to co się działo, ale rychło na tle spokojnego nocnego nieba, wyłoniło się drapieżne, kolczaste pnącze, chcące zagarnąć duszę przeklętego księcia tylko dla siebie.
Akcja nieudana