• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[4.08.72] Jezioro | Aren't you tired trying to fill that void?

[4.08.72] Jezioro | Aren't you tired trying to fill that void?
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#21
13.03.2024, 08:03  ✶  
Nie chciał się z nią kłócić. Już nie. Już nigdy. Bolesne słowa przyniosły im zagrożenie. Cud, że wtedy, osiem lat temu zielone pęta nie przerwały ich wymiany zdań, ale pewnie dlatego, że ćwiczył to co chciał jej powiedzieć od kilku godzin, więc było to trochę jak odczytanie oświadczenia z kartki. Boleśnie puste, pozbawione emocji, rozsierdzające srebrzystą boginię do granic możliwości.

Miała rację. Podjął decyzję za nią, chciał być dojrzalszy z nich obojga, chciał ją uchronić od wszystkich potworności, od biedy, od znoju życia w Kniei. Była z innego świata, należała do niego, tak jak on należał do zielonego poszycia szumiącej z oddali magicznej puszczy. Lato było czasem, kiedy ich rzeczywistości stykały się, gdy mogli wokół siebie tańczyć, tak jak teraz, złączeni, wtuleni w siebie na wzajem.

Ale nie wiedział, jak wygląda jesienią. Jak porusza się w ubraniach ciepłych, w kolejnych warstwach chroniących wonną skórę przed mrozem. Czy nosi kożuch? A może woli wełniane swetry? Czy pije korzenną herbatę, a może woli czekoladę z piankami? Czym rozgrzewa się w zimowe wieczory? Jak wita wiosnę? Czy ma swój ogródek tam, w brutalnym londyńskim świecie? I w końcu... jaką jest matką? O tym, że Mabel jest jej córką dowiedział się przypadkiem. Nigdy nie widział ich razem.

Nie znał jej wcale, tak jak ona nie znała jego.

Przycisnął ją mocniej do siebie, jakby miał być to ich ostatni raz. Policzek oparł o czubek jasnej głowy, oddychając coraz spokojniej, ucząc się na pamięć tego wrażenia bliskości, które będzie go pewnie prześladować kolejnych osiem lat. Dłońmi niespiesznie nacierał jej zmarznięte ramiona w opiekuńczym geście.

– Ja bym zauważył... – szepnął jej w odpowiedzi, na granicy słyszalności. To było egoistycznie, chociaż na moment pozwolił sobie zapomnieć o całym jej świecie pozostawionym za plecami, w Warowni, w stolicy. Było wiele osób, które by zapłakały na Norkowym grobie. Teraz jednak trwali tutaj, na złączeniu światów, pośród jeziornej głuszy. I choć gwiazdy spadały, zachęcając swoim blaskiem do zadzierania głowy, to on nie chciał patrzeć w górę, gdy mógł na moment przytulać do siebie prawdziwą gwiazdę i udawać przez moment, że jest znów jego. Chociaż na chwilę.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#22
13.03.2024, 12:12  ✶  

Nie chciała wracać do przeszłości. Wiązało się to z nieprzyjemnym uczuciem, ciężarem, który towarzyszył jej przez ostatnie osiem lat. Teraz zniknął, chociaż na ten krótki moment. Znowu poczuła coś więcej. Trochę ją to martwiło.

Wtulała się w niego, jakby jutra miało nie być, a przeszłość wcale ich nie rozdzieliła. To nic, że byli z różnych światów,  to nie miało najmniejszego znaczenia. Najważniejsze było, że się spotkali ponownie, na granicy Kniei i Doliny Godryka.

Miniony czas wydawał się nie mieć znaczenia, nie kiedy znajdowała się w jego ramionach. Te osiem lat rozłąki wydawało się jej nie istnieć. Wyparła to z pamięci, powrót do rzeczywistości na pewno będzie bolesny, ale teraz się to nie liczyło.

- Wydawało mi się, że ty nie... - Zamilkła, bo nie umiała ubrać myśli w słowa. Wydawało jej się, że o niej nie pamiętał, że o niej nie myślał, że chciał ją zapomnieć. Dlaczego miałby zauważyć jej odejście.

Zadarła głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy, w których tonęła wiele razy, oczy w kolorze spokojnego jeziora. Nic się w nich nie zmieniło, nadal widziała w nich tego chłopca z Kniei.

Dotknęła dłonią jego policzka, delikatnie muskała jego twarz opuszkami swoich palców, jak robiła to wcześniej wiele razy. Nie mogła się powstrzymać przed tym nagłym przypływem czułości.

Nie liczyły się w tej chwili kłótnie, klątwy, niedopowiedzenia, tylko ta krótka chwila, którą otrzymali od świata, żeby znaleźć się razem pod gwieździstym niebem.

Wiele razy zastanawiała się, jak mu jest bez niej, czy ruszył do przodu, czy udało mu się jakoś wszystko poukładać, czy był szczęśliwy; teraz jednak nie chciała w to wnikać. Chciała zapomnieć o tym wszystkim i dać się ponieść raz jeszcze, ostatni raz, przecież nic ich już ze sobą nie łączyło, chociaż to, co teraz czuła sugerowało jej, że wcale nie było końca. Nie był to jednak czas na filozoficzne rozważania, póki trwała noc nie powinni się niczym przejmować. Noc chroniła ich przed konsekwencjami, jakby to, co się teraz działo było jedynie sennym marzeniem, które się skończy gdy na horyzoncie pojawią się pierwsze promienie słońca.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#23
14.03.2024, 16:53  ✶  
To było takie proste, jak oddech wzięty o poranku na moment po przebudzeniu. Tak proste jak wgryzienie się w świeżo upieczony chleb. Tak proste jak uśmiech na widok zachwyconego podarkiem dziecka.

Jeszcze moment temu skłóceni, poranieni przeszłością, niewypowiedzianymi słowami. Jeszcze moment temu byli dla siebie okruchem z lustra utkwionym w oczach. Lecz teraz, oboje mokrzy od zimnej jeziornej wody, obmyci otchłanią pod sklepieniem umierających gwiazd, oboje zapłakani, pochyleni nie nad własnym cierpieniem i osamotnieniem, a nad sobą nawzajem.

Niegdyś wmawiał sobie, że każdy dotyk smakuje tak samo, lecz w chwili gdy dotknęła, jego policzka wiedział, że nikt nigdy nie dotykał go tak jak Nora. Odwrócił głowę, oczy wciąż mając skąpane we łzach przerażenia zmieszanego z ulgą, tylko po to, by ucałować jej delikatne opuszki. I niżej, by ucałować zwinne nadgarstki, z których wyrastały jej uzdolnione dłonie. Trzymał ją przy piersi cały czas z taką samą mocą, jakby lękał się, że jeśli tylko poluzuje chwyt, to ona zniknie lub on się obudzi. Zbyt często śniło mu się jezioro i zapach umiłowanego ciała, tak blisko, tuż przy sercu. Zbyt rzadko wspominał o tym na jawie, uciekając w rutynę pracy i strzeżenia Kniei.

Już nic nie mówił więcej, w swoim zwyczaju, powiedział wszystko, co miało zostać powiedziane. Chroniła ich noc swoim płaszczem, magiczna noc oddzielająca ich tak skutecznie od prozy życia, zmartwień i kłamstw, które szeptali sami sobie każdego dnia. Nie powinien, a jednak nie mógł jej wypuścić. Serce wciąż waliło jak oszalałe, boleśnie dając mu do zrozumienia jak stęsknione było za znajomym rytmem. Język aż zadrgał nerwowo na podniebieniu, znów słowa zostań, znów tęskniłem, znów... czy to jednak miłość nie padły, pozostawiając ich w zawieszeniu niewiary, że oto znów są razem, jakby czas dla nich nie istniał, jakby jezioro wypluło ich na piaszczysty brzeg osiem lat temu, gdy każda ze spadających gwiazd mogła oznaczać coraz zuchwalsze marzenie.

Zapatrzony, zapodziany, ucałował jej nagie, chłodne przedramię. Łagodnie jak złamane łabędzie skrzydło dotknął niewieściej ręki, by wyprostować ją i złożyć kolejny pocałunek dziękczynny na zagłębieniu łokcia.
– Jest ci zimno... – stwierdził bardziej, okalając ciepłym oddechem białą skórę, pełen troski i odurzenia jej istnieniem.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#24
14.03.2024, 23:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.03.2024, 00:47 przez Nora Figg.)  

Zostawili za sobą niedopowiedzenia, woda jeziora obmyła ich z wszystkich emocji, przyniosła oczyszczenie, którego chyba się nie spodziewali. Zupełnie przestała myśleć po co się tu znaleźli, to nie było ważne, nic w tej chwili się nie liczyło, tylko to, że miała go wreszcie przy sobie. Nie spodziewała się tego, że tak bardzo pragnęła tej bliskości, że brakowało jej dotyku, jak i samej obecności.

W jego ramionach czuła się bezpiecznie, jakby nie mogło jej dosięgnąć całe zło tego świata.

Na całe szczęście nie próbował jej wypuścić ze swojego uścisku, nie poradziłaby sobie z takim raptownym powrotem do codzienności, chciała się oderwać choć na chwilę, popłynąć, rzucić się na głęboką wodę, poczuć coś więcej; bez względu na to ile miało ją to kosztować. Krótki moment zapomnienia.

Nie chciała rozmawiać, nie tego potrzebowała. Nie po tym wszystkim. Słowa zresztą bywały źródłem nieporozumień, a tych wolała uniknąć.

Jego usta pozwalały sobie na coraz więcej, zupełnie jej to nie przeszkadzało. Zapomniała jaki jest delikatny i jakie to było przyjemne, kiedy gubiły się na jej ciele.

Nie oczekiwała od niego żadnych deklaracji, bo właściwie nie miała ku temu powodu. Miał to być jeden wieczór, kiedy mogli powrócić do przeszłości, obudzić wspomnienia, które zostały zapomniane, pożegnać się raz na zawsze, w odpowiedni sposób. Wtedy nie wiedziała, że nigdy więcej go nie dotknie, że nie będzie mogła ponownie gubić się w jego oczach. Teraz była na to gotowa. Mogła się skupić na tym wszystkim, żeby to pamiętać, by wracać do tej chwili podczas bezsennych nocy.

- Tylko trochę. - Powiedziała cicho, chociaż kąpiel w jeziorze przyniosła niespodziewany chłód, który powoli przenikał jej ciało. Nie przejmowała się tym jakoś specjalnie, bo był to tylko nieistotny szczegół, który powodował delikatny dyskomfort.

Nie chciała, żeby przestawał. Nie teraz, kiedy dał jej nadzieję na tę chwilę zapomnienia. Przyciągnęła go do siebie, żeby złożyć pocałunek na jego ustach, żeby nie pojawiły się wątpliwości, by mogli na dobre zatracić się w tym momencie. Zapomniała, jak smakują i bardzo chciała to sobie przypomnieć. Nie była już tak bardzo nieśmiała jak te osiem lat temu, chociaż jej doświadczenie nadal pozostawało znikome, bo nikogo więcej w swoim krótkim życiu nie całowała, mimo, że minęło tyle czasu.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#25
15.03.2024, 21:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.03.2024, 21:52 przez Samuel McGonagall.)  
Był zapodziany w myślach, w uczuciach, w lęku..

...odkąd trafił do Doliny, odkąd prawdopodobieństwo, że ich ścieżki ponownie się skrzyżują, a zakopane głęboko w lesie wspomnienia nie zostaną wyeksponowane na światło słoneczne. Poniekąd nie mylił się, bo to księżyc i gwiazdy były niemymi świadkami ich szaleństwa.

Tak wiele się zgadzało w tej opowieści, była zabawa, był taniec, była kąpiel, a teraz przecież chciał zamienić się w niedźwiedzia, by przewieźć swoją księżniczkę w bezpieczne miejsce, w którym odpocznie, w którym będzie mogła słodko zasnąć okryta jego skrzydlatymi ramionami.

Ten moment w trzewiach, ten uścisk, gdy zdał sobie sprawę ze scenariusza, który znów odgrywali, nauczeni swych ról tak dobrze, że mogliby o nich śpiewać, że mogliby wyrzeźbić je w drewnie czy cieście... Uścisk, który momentalnie zniknął zastąpiony ogniem spalającym wszystko... Zatopił się w jej ustach, tak jak ona topiła się w jego, dłoniom nie trzeba było większej zachęty do eksploracji odsłoniętych pleców, krzywizny szyi, nagich ramion. Pierzchła nieśmiałość wyparta pragnieniem, które było tak znajome, ale i nieznajome jednocześnie – teraz wcale nie karmione ciekawością, a sentymentem i tęsknotą. Ból i cierpienie, nie były lepszymi przyprawami dla pożądania, a ich serce krwawiły z taką samą mocą, jak łona parły do ponownego złączenia.

Nie wiedział kiedy złoto jej włosów zmieszało się z miękkim piaskiem plaży, nie wiedział kiedy pocałunkami ześlizgnął się w dół do boskich linii obojczyków, zabierając ze sobą mokrą suknię, pozbawiając wyłowioną syrenę łusek. Nie myślał już o niczym, pochłonięty pragnieniem zatopienia się w jej skórze i pozostania tam już na zawsze, odkrywając z zaskoczeniem, że nigdy nie zapomniał tego, jaka była piękna, a z każdym schodzącym coraz niżej pocałunkiem mógł złożyć uwielbienie jej ciału...
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#26
16.03.2024, 00:28  ✶  

Nie sądziła, że tak łatwo jej przyjdzie odrzucenie swoich wyuczonych zachowań. Przez kilka ostatnich lat nie pozwalała sobie na nawet krótki moment nieostrożności. Dbała o to, aby mur, jaki wokół siebie wybudowała był szczelny i nie przepuszczał nikogo, bo nie chciała znowu tego poczuć, bała się bólu i cierpienia, odrzucenia. Zbyt wiele ją to wtedy kosztowało.

Tym razem nie zastanawiała się zbytnio, bo nie było nad czym myśleć, to nie miało żadnego sensu kiedy dwa ciała tak bardzo pragnęły się do siebie zbliżyć, i tak nie wygrałaby tej walki. Serce zwyciężyło z rozumem, nie pierwszy raz. Zapewne, gdy nadejdzie dzień na pewno będzie żałowała tej decyzji, ale teraz, teraz noc była ich przyjaciółką, która chowała ich pod swoim ciemnym płaszczem przed konsekwencjami.

Serce biło jej coraz szybciej, czuła, że ciało zaczyna ją palić, mimo tego chłodu, który jeszcze chwilę wcześniej je przenikał. Podjęli już decyzję, została przypieczętowana pocałunkiem.

Kto wie, co nimi kierowało, czy tęsknota, chwilowa zachcianka, nie było to istotne, ważne, że każde z nich zadecydowało, chociaż nie bardzo można było mówić o jasności umysłu, kiedy pojawiało się pożądanie. Trudno jej się było zachować właściwie kiedy znajdowała się blisko niego. Nadal nie umiała z tym walczyć. Pożądanie było swojego rodzaju słabością, nad którą nie umiała zapanować.

Chciała się teraz zatopić w tych zachłannych pocałunkach, pozwolić duszy się wyrwać, a ciału dać przejąć władzę namiętności. Unieść się gdzieś ponad, na chwilę, bo tak bardzo tego pragnęła.

I nie liczyło się nic więcej, tylko to, by ugasić ten ogień, który zaczął płonąć, po raz kolejny. Tak niewiele jej było trzeba, żeby zrzuciła z siebie niewinność.

Znalazł się nad nią, jego usta pozostawiały palące ślady na jej skórze, nie sądziła nawet, że tak jej tego brakowało. Zapomniała ile przyjemności przynosił jej jego dotyk, zadziwiające, że mimo tych wszystkich emocji czuła przy tym taki spokój.

Jeszcze chwila, moment, a ugaszą swoje pragnienia, zaznają spokoju i będą mogli stąd odejść, jakby nic się nie stało, a jutro miało nie istnieć.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#27
16.03.2024, 11:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.03.2024, 11:20 przez Samuel McGonagall.)  
To była noc, magiczna noc, a słowa, które przed laty mu ofiarowała w oprawionej skórą księdze, rezonowały w nim znów z pełnią mocą.

Oto leżała przed nim syrena pozbawiona ciężkiego od wody jeziornego ogona. Oto on, na jedną noc mógł być księciem, diadem porządnie osadzony rękami stwórczyni leśnego zakątka pozostawał na skąpanej głowie. Syrena straciła głos, zaklęta przez zawistną wiedźmę, ale on wiedział, jak sprawić, by znów zaśpiewała, tylko dla niego. Pewnych rzeczy się nie zapominało, pewnych ścieżek dawno odkrytych nie dało się zasłonić niepamięcią. Nawet jeśli ostatecznie zamienią się rolami, jeśli to on nie będzie w stanie pchnąć jej serca, odkrywszy ją w objęciach prawdziwego księcia, bogatego i godnego atencji i miłości. Nawet jeśli to on zamieni się o świcie w morską pianę i odejdzie, by znów... nie wadzić jej.

Lecz teraz te myśli nie miały miejsca w głowie, wyparte przez zachwyt i zachłyśnięcie się chwilą. W uścisku białych, drżących zimnem i podnieceniem ud, w pieszczocie palców przyciskających go do ciała, jak wtedy, gdy wspólnie ruszyli szukać Kwiatu Paproci.

Chciał usłyszeć znów jej głos, jej śpiew niesiony uśpionym jeziorem, chciał dać jej zapomnienie, którego szukała, chciał dać jej na moment odpoczynek od codziennych trosk.

Nie potrzeba było wiele czasu, by gdzieś między westchnieniami i szeptanymi prośbami, zapodzianymi pocałunkami we wzmagającej zaborczości obojga, pozbył się i swojego ubrania, odsłaniając nieregularne ranki i rozległe oparzenia, które pozostały mu na kilka najbliższych dni. Knieja wołała do niego, Knieja, zazdrosna Knieja nie oddawała swoich dzieci tak łatwo. Nie dbał o to teraz, nie gdy był w objęciu Nory, syreny, nimfy, srebrzystej słodkiej gwiazdy, na chwilę ulotną znów jego, już zaraz nie jego.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#28
16.03.2024, 15:47  ✶  

Żadne z nich nie chciało przerwać tej chwili, którą dostali od losu, aby ponownie zagubić się w swoich ramionach. Dłonie błądziły po ciałach spragnionych dotyku, usta szukały ukojenia. Ciała bardzo chciały się do siebie zbliżać, mimo tego że dusze zrezygnowały z siebie dawno temu. Nie mogli nic na to poradzić, a może mogli, jednak wcale nie chcieli tego zrobić.

Rozsądku nie przywrócił ani piasek, który nie był specjalnie przyjemnym podłożem, ani chłodna woda, a raczej jej resztki, która przecież powinna ostudzić emocje. To było niewystarczające, kiedy tak bardzo pragnęli znaleźć się w sobie, znowu połączyć w jedno, jak wtedy, gdy wszystko się zaczęło.

Czuła pod palcami drobne zadrapania, nie pytała o nie jednak, nie zamierzała odezwać się słowem, bo bała się, że mogłoby to odczarować ten moment. Przywykli do tego, aby zbyt wiele nie mówić, skoro się to sprawdzało, to jaki sens był w tym, żeby to zmieniać, tak było prościej. Trzymać się wypracowanego przed laty schematu.

Nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze będzie jej dane znaleźć się w ramionach Księcia Kniei, tym razem na głowie w prawdziwej koronie, wyrwany ze swojego świata przez złośliwość losu. Może tak miało być, przeznaczenie chciało, żeby ponownie zatracili się w sobie, chociaż w tę jedną noc, tak bardzo podobną do tych innych, które razem spędzali.

Chciała jak najszybciej zaspokoić swoje pragnienia, jakby bała się tego, że Sam za chwilę zniknie, odejdzie w serce lasu, zostawiając ją tutaj zupełnie samą. To, że obiecał jej, że wrócą razem, że zapewniał o tym nie miało teraz żadnego sensu, bo nadal lękała się, że Knieja znowu jej go odbierze, bo nie czuła, że mogłaby oczekiwać od niego czegokolwiek. Gdyby tylko wiedział, jakie tajemnice przed nim skrywała... ale nie miał pojęcia, miał się o nich nie dowiedzieć nigdy, aby nie czuć wymuszonej odpowiedzialności.

To wszystko jednak nie było teraz istotne, gdy ciała tańczące razem w świetle księżyca znalazły wspólny rytm, zaznajomione ze swoimi potrzebami. Jej usta zbyt mocno chciały poczuć smak jego skóry, spragnione kąsały jego ciało pozostawiając na nim delikatne ślady drogi którą przemierzały. Liczyło się jednak tylko to, aby wreszcie poczuć uczucie spełnienia, do którego dążyli wspólnie, jakby nadal było to coś więcej niż tylko dwa ciała, które uporczywie pragnęły swojej bliskości.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#29
18.03.2024, 21:47  ✶  
Czasem ludzi przyciągało do siebie to, jak byli od siebie różni. Przeciwieństwa jak magnesy, stapiały dwa istnienia, by potem z jeszcze większą mocą je od siebie odepchnąć gdy przychodziło do prozy życia. Aż dziw, jak podobni byli do siebie słodcy i wciąż młodzi kochankowie, nieświadomi tajemnic wzajemnie przed sobą skrywanych, z lęku, że ich związek będzie spod znaku odpowiedzialności, poczucie obowiązku lub poczucie winy, a nie szczerej intencji uczuć. Tajemnic było coraz mniej, lecz bynajmniej nie wpływało to korzystnie na ich relację, nie tak jak dotknięcie kruchości życia, czerni zalewającej usta, odbierającej oddech.

Uparcie milczeli oboje, Samowi musiała wystarczyć siła ugryzienia, moc palców zaciśniętych boleśnie na już poranionej skórze pleców. Gdy opadł na nią przez moment jeszcze, przez mglistą chwilę czuł się tak, jakby chciał umrzeć. Tu i teraz, bez bólu, łudząc się że jest otoczony miłością jedynej kobiety, którą do siebie dopuścił tak blisko. Ale to była tylko ułuda, to była widmowa mara, odbicie gwiazd, a nie one same, tańczące po nieboskłonie.

Odetchnął, nie mogąc znaleźć słów, nie chcąc znowu się kłócić, ale też nie chciał odsłonić w pełni swojego rozedrgania w tęsknocie. Pozostawało milczeć, sięgnąć po mokrą przecież marynarkę, by ukryć jej jasne ramiona. Lekko rozkojarzony rozejrzał się po plaży i sięgnął po różdżkę. Będąc wysokozaawansowanym transmutacjonistą, nawet w tym stanie, mógł uczynić z marynarki obszerną i przede wszystkim ciepłą pelerynę, okrywającą ją szczelnie niczym przerośnięty kraciasty kokon. Unikając jej spojrzenia, bojąc się, co w nim zobaczy, skupił się na sukni, łykając niespiesznie wszystkie koraliki pełne przeprosin, które chciałby złożyć u jej stóp. Sukienkę więc przemienił w naszyjnik z granatowych gwieździstych kolorów, który na prędce zawiesił jej na szyi, czyniąc z księżniczki wracającej z balu znów kopciuszka. Naciągnął koszulę i spodnie, bardzo szybko, bardzo niedbale, tylko po to, by naciągnąć finalnie na siebie i niedźwiedzie futro.

Jak dawniej... jak kiedyś... ułożył się u jej stóp czekając, aż po raz ostatni zaszczyci go swoim słodkim ciężarem na jego plecach. Otulona pogrubioną i powiększoną materią nie powinna zmarznąć, tym bardziej jeśli przylgnie do ciepłej skóry. Nie zamierzał jej tu porzucać, w żadnej mierze. Obiecał że odprowadzi ją do Warowni, słowa łamać nie zamierzał bez względu na łamiące serce okoliczności. Pozostało mu czekać w napięciu na jej decyzję.

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#30
19.03.2024, 09:39  ✶  

Wiele podobieństw, ale jeszcze więcej różnic. W tej chwili jednak nie to było istotne. Ważne, że spotkali się tutaj po tych ośmiu latach, opętały ich widma przeszłości i dali się ponieść, uczucie, które ich opętało było pierwotne, brakowało w nim sumienia, czy innych ludzkich odruchów. Pożądanie dało o sobie znać i pokazało, jakże człowiek był przy nim miałki.

Słowa nie zawsze były potrzebne, gesty wydawały się mówić wszystko. Nie miała nic więcej do dodania, a bała się, że nieumiejętnie sformuowane myśli mogłyby tylko niepotrzebnie przystworzyć komplikacji. Tak było prościej, a tej chwili prostota wydawała się być tym, czego potrzebowała. Nic więcej.

Obserwowała mężczyznę uważnie, śledziła każdy jego ruch, sama siedziała na tym mokrym piasku. Dopiero teraz faktycznie zaczęła czuć chłod, kiedy emocje zaczęły z niej umykać. Noc zbliżała się ku końcowi, jednak dawała im jeszcze chwilę na to, żeby ze sobą pozostali. Wiedziała, że dzień będzie końcem. Nie miała złudzeń.

Zadbał o to, aby ją otulić ciepłym materiałem. Nie groził jej chłód. Nie musiła martwić się tym, że zmarznie. Zajął się też tą nic nie znaczącą suknią, przemienił przedmiot w naszyjnik, którego ciężar po chwili poczuła na swojej szyi. Zawsze się tak o nią troszczył, jakby była jakąś księżniczką.

Sam zaś sięgnął po różdżkę. Domyśliła się, czego może się spodziewać, znała go na tyle, przynajmniej kiedyś, że była w stanie przewidzieć pewne nieszablonowe poczynania. Nie zaskoczył jej więc kolejny ruch.

Podniosła się powoli, bo wiedziała, że już czas. To był moment, w którym musieli opuścić to miejsce, udać się do Warowni, wrócić do rzeczywistości. Sen zaraz się skończy.

Nie miała najmniejszych oporów przed tym, aby wdrapać się na niedzwiedzia, robiła to już w końcu kiedyś kilka razy. Zapomniała zapach niedźwiedziego futra, wracała do niego czasem, jednak nie potrafiła sobie przypomnieć każdego szczegółu. Wtuliła się w niego mocno, gotowa do drogi, mogli ruszyć w stronę Warowni.

Przytulona do niedźwiedziego futra w ogóle nie zwracała uwagi na wszystko, co działo się wokół. Skupiona była na miękkim futrze, które skutecznie ją ogrzewało, chłonęła jego zapach, by tym razem go nie zapomnieć, by zapamiętać go już na zawsze, bo pewnie była to jedyna szansa dana od losu na podobne wrażenia. Jedna noc, by wrócić do przeszłości, pożegnanie, którego nie dostali osiem lat temu.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Nora Figg (7234), Samuel McGonagall (6575)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa