• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[15.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip

[15.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#11
16.03.2024, 00:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.04.2024, 15:07 przez Philip Nott.)  

Dla niego to wszystko było niczym bardzo długi film, na którym oglądał kadry ze swojego życia. Przeszłego i obecnego. Próbował tak wiele rzeczy naprawić, tak aby zacząć żyć naprawdę. Mógł starać się odzyskać to, co zostawił... jednak tak naprawdę nigdy tego nie miał. Bardzo często towarzyszyła mu tego rodzaju myśl. Przeświadczenie, że prędzej czy później potwierdzą się jego przypuszczenia i po pokonaniu tych wszystkich trudności przyjdzie mu samotnie ruszyć dalej, wychodząc z tego silniejszym - to było w pewnym sensie obosiecznym mieczem. Mógł stać się lepszym człowiekiem, niż teraz starał się być albo to wszystko wypchnie na wierzch większość jego najgorszych cech. Nie został ich pozbawiony, tylko starał się panować nad nimi - to one odpowiadały za wszystkie kłótnie, w jakie wdał się z Laurentem. Wszystkie najgorsze cechy jego charakteru tworzyły wiele problemów w jego relacjach z większością osób, na których mu zależało.

W trakcie rozmowy, którą toczyli, gospodarz tego rejsu nie raczył się pojawić. Philipowi nie śpieszyło się do spotkania z Williamem, gdyż ono nie stanowiło jego celu. Tym było dotrzymywanie towarzystwa Laurentowi. Zamienienie paru słów z nieobecnym w tym momencie artystą będzie dodatkowo korzystne dla jego kariery i popularności - wówczas sam będzie mógł przez parę chwil brylować w towarzystwie. Musiał liczyć się z tym, że prędzej czy później może zostać zaczepiony przez któregokolwiek uczestnika tego rejsu, który rozpozna w nim tego sławnego szukającego Zjednoczonych z Puddlemere albo twarz z okładki Czarownicy. Na razie mógł cieszyć się względną prywatnością, co również przedkładało się na możliwość cieszenia się towarzystwem Laurenta.

— Bardzo długo zajęło mi ich wyciągnięcie. To przeświadczenie, że tak wiele mnie ominęło we własnym życiu i dlatego chcę jeszcze bardziej czerpać z niego pełnymi garściami. Byłem, to prawda. Teraz to mi nie wystarcza. — Przez tyle lat niczego się nie nauczył... bo nie chciał się nauczyć, nie dostrzec tak wielu rzeczy. Potrzebował do tego przełomu w swoim życiu, o co zadbał przewrotny los. Philip bardzo lubił swoje poprzednie życie, które tak naprawdę dawało złudne uczucie szczęścia i przez to stracił z oczu to, co było naprawdę ważne. Pewnych rzeczy nie udawało się naprawić.

— Niech pomyślę... — Philip przez parę chwil udawał, że się namyśla nad odpowiedzią na to pytanie. — Będę mógł odpowiedzieć na to pytanie pod koniec dnia. — Odparł z delikatnym, zarazem psotnym uśmiechem. Podchodząc do tego znacznie poważniej, o tym czy ten dzień będzie dla niego istotny naprawdę okaże się po tym jak on dobiegnie końca i wszystko pójdzie po jego myśli. — Ja mam kilka pomysłów na to, co moglibyśmy robić w najbliższym czasie. Może to przypadnie ci do gustu. — Jak dotąd Philip uchodził za wyjątkowo rozrywkowego człowieka, jednak próba zorganizowania rozrywek dla dwóch osób stanowiła dla niego pewne wyzwanie, któremu chciał sprostać. Poruszanie się po meandrach relacji międzyludzkich nie było wcale łatwe i nawet teraz starał się unikać oczywistych pułapek w ich znajomości.

— To na razie luźna propozycja. Po islandzkich fiordach mogę jeszcze bardziej zatęsknić za jakimś ciepłym i słonecznym miejscem. — Za chwilami prawdziwej beztroski. Istniała szansa, że odbycie takiej właśnie wycieczki okaże się możliwe w zależności od tego, jak ostatecznie ułożą się sprawy między nim a Laurentem. To wymagało z kolei czasu. Dostrzegł zmianę w uśmiechu Laurenta, łagodniejącym pod wpływem jego słów.

— Taki mam zamiar. Udowodnię ci moje niezrównane umiejętności pływackie. — Zawtórował mu śmiechem. Doskonale wiedział, że Laurent będzie znacznie lepszym pływakiem od niego - pływanie, tak jak każdą inną dyscyplinę sportową należało odpowiednio trenować. Sam Laurent miał ku temu naturalne predyspozycje. To jednak będzie wyłącznie zabawa, nie prawdziwa sportowa rywalizacja.

— Nabrałem ochoty na kremowe piwo. Dla ciebie też? — Przez swoją kontuzję na razie unikał spożywania większych ilości alkoholu. Ulubiony trunek uczniów Hogwartu posiadał niewielką ilość alkoholu i podawany na ciepło doskonale rozgrzewał. Tego w tym momencie potrzebował.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#12
16.03.2024, 15:58  ✶  

Jeśli czegoś mogłeś oczekiwać od Philipa to tego, że w jego obecności będziesz się dobrze bawił. Ewentualnie w wypadku ich dwójki to tego, że się pokłócą. Jakimś cudem ostatnie ich spotkanie obyło się bez kłótni. Ciekawe, czym to się zakończy..? Tak, Laurent się nad tym zastanawiał, fantazjował! Co też takiego może się stać, żeby jak zawsze skończyli wbijając sobie szpileczki w bok. I zastanawiał się nad tym bez większych emocji. To była wyprana z negatywów ciekawość, iście masochistyczna, bo przecież kiedy już taka chwila nadejdzie (jakoś był spokojnie pewien, że nadejdzie) to przestanie być spokojnie. Zacznie się nieprzyjemnie. Na razie jednak mogli rozmawiać o tym, czym się zająć. Rozrywek tutaj nie brakowało. Wystarczyło dać się porwać tłumowi, rozmowom, usiąść do kart, albo może pozwolić sobie na sprośne minięcie maniery cenzurowania wdzięków i dźwięków - na pewno kilka pięknych panien czekało tutaj, żeby zająć czas, potowarzyszyć i podsunąć rodem wyciągniętą z palarni Changów fajkę kiseru do ust. Właściwie temu ostatniemu Laurent by się bardzo chętnie oddał, ale to nie teraz. Wieczorem. Dopiero noce miały w sobie ten klimat zupełnego odpłynięcia.

- Dla mnie tylko herbata. - Poprosił elegancko, darowując sobie bezalkoholowe drinki czy nawet te alkoholowe. Potrząsnął nadgarstkiem i spojrzał na tarczę zegarka na złotej obręczy. Prawie południe, idealna pora na to, żeby uraczyć się dobrą, angielską herbatką! Piwo kremowe było za słodkie jak na jego gusta, chociaż kiedyś się to piło - za dzieciaka głównie. Trzeba było pokazać w końcu, że jest się kimś! - Najpierw mi udowodnij, że potrafisz być dobrym animatorem rozrywek. Masz cały statek do wciągnięcia w zabawę. - Więc mógł się tutaj popisać. Laurent uśmiechnął się przy tym w sposób delikatny, ale jednocześnie stworzył malutką prowokację, ciekaw, czy Philip uniesie się tą swoją dumą i podejmie rękawice, czy może jednak w obliczu ostatnich zmian, jakie obracały jego życiem, uspokoi się. Machnie na to ręką, stwierdzi, że nie po to tutaj jest i nie szukał wcale wyskoków. Laurent chciał to jednak zobaczyć - dawało to poczucie cofnięcia się do paru lat wstecz, gdzie wszystko było prostsze, bardziej normalne, bardziej ułożone. Gdzie każdy krok nie był obarczony poczuciem testu i gdzie nie trzeba było nikomu niczego udowadniać.

Wystarczyło właściwie chwilę postać przy barku, żeby gładko wejść w rozmowy między czarodziei jak i mugoli. Należało tutaj uważać - bo właściwie więcej było mugoli niż samych czarodziei. Nie żeby to było wyjątkowe w obliczu większych rejsów takich jak ten. Niestety mugole zawsze dominowały liczebnością... a może na szczęście? Jak wiele szkód mogłaby przynieść liczebność czarodziei taka, jak mugoli? Pojedyncze osoby ich zagadywały, ploteczki goniły ploteczki, nowinki znane bardziej i mniej dla nich samych i dla osób wokół przeplatały się i tworzyły warkocz wiadomości. Aż w końcu dotarł do nich i gospodarz ich spotkania. William wyglądał na 30 lat - dojrzała twarz o specyficznej urodzie obdarzonej angielską karnacją, ciemnymi jak heban oczami i równie ciemnymi włosami przebłyskującymi kasztanowymi refleksami w promieniach słońca. Przystojniak. Mimo delikatniejszej urody od klasycznych wizerunków przystojnych mężczyzn nadal bez problemu można było tak o nim powiedzieć. Może z pierwszego wrażenia wręcz przyklejała się do niego naklejka "filantrop"? Może. Miał prosty garnitur i wyglądał nader skromnie - wtopiłby się w tłum przeciętnych uczestników tego rejsu, a już na pewno nie wyglądał na żadnego bogacza. Ustępował ich dwójce pod tym kątem. Wymienili pierwsze uprzejmości, pierwsze podziękowania za zaproszenia, pierwsze small talki, jakie wypadało, ale które bardzo szybko zostały skwitowane lekkim machnięciem ręki przez Williama. Człowieka, który wydawał się mieć bardzo łagodny charakter. Nawet mówił sposobem, który przypominał mieszankę mleka z miodem na bolące i podrażnione gardło.

- Obiecałem sobie, że każdy powinien dostać podczas tego rejsu możliwość namalowania obrazu. - William, z drinkiem w ręce, poprowadził ich do części statku, gdzie rozstawiano właśnie trzy stelaże, gdzie kładziono stoliki z farbami i pędzlami - wszystkim, co niezbędne, żeby powstało dzieło. - Skoro was złapałem to równie dobrze możecie przetrzeć szlaki. Jeśli tylko czujecie w sobie chociaż odrobinę weny bajecznymi widokami morza. - Uśmiechnął się tutaj szerzej na moment, bo patrzył wprost na Laurenta - było to tak sugestywne, że nawet ślepiec by to zauważył. Jego dłoń oparta na plecach Laurenta przesunęła się w zapraszającym geście. Wręcz odrobinę zmysłowym.

- Miałbyś szansę wypróbować swoje farby, Philipie. - Laurent powstrzymał swoją ochotę przed jakimś zbereźnym gestem. Przed jakimś ruchem, który byłby szpilką, który byłby robiony w celu wzbudzenia zazdrości. Zamiast tego wręcz położył dłoń na ramieniu wyższego od niego Williama i skierował wzrok na samego blondyna. William cofnął swoją dłoń z jego pleców.

- Maluje pan? - Zapytał lekko zdziwiony jak i zainteresowany.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#13
16.03.2024, 19:34  ✶  

Philip bardzo chciał, aby ten rejs przebiegł zupełnie inaczej od tego poprzedniego, na którym spotkali się. Chciał móc powiedzieć, że dawno nie było tak dobrze. Starał się dbać o to, aby nic nie zburzyło tego kruchego ładu, który powstał po ich ostatnim spotkaniu. Celowo unikał poruszania trudnych kwestii, odkładając w czasie wszystko to, co mogłoby popsuć cały ten rejs. Podczas poprzedniego, w następstwie tamtej rozmowy, Laurent opuścił pokład. Nie chciał takiego zakończenia. Ono oznaczałoby, że on sam spędziłby pozostały czas w towarzystwie zupełnie przypadkowych osób, porzucając swoje postanowienie o zachowaniu tymczasowej wstrzemięźliwości i nieuleganie własnej chuci. Kolejna próba naprawienia tego, co sam spieprzył, spełzłaby na niczym. Przegrana sprawa. Dawanie komuś drugich i kolejnych szans też nie mogło trwać wiecznie. Jak wszystko w życiu. Teraz miało się liczyć tu i teraz. Niezależnie od tego, co będzie porabiać. Istotne było z kim.

— Złożę zamówienie. — Postanowił zająć się tym, respektując to że Laurent ma ochotę na herbatę zamiast na jakiegoś bajecznego bezalkoholowego drinka. Nie wyzbył się swojego zamiłowania do słodyczy, które również odbijało się w tym wyborze. Poświęcił parę chwil na rozmowę ze stojącym za kontuarem barmanem. — Ze mną nudzić się nie będziesz. W gruncie rzeczy... nie po to tutaj jestem. Chcesz tego? — W pierwszej kolejności kusiło go zapewnienie Laurenta, że stanie na wysokości zadania i zorganizuje zabawę dla większości pasażerów, jednak przypomniał sobie po co zgodził się na ten rejs i dla kogo. Teraz nie był czas na tego typu rozrywki. Organizowanie sobie czasu w mniejszym i bardziej kameralnym gronie równie skutecznie mogłoby zapobiec odczuwaniu nudy. Nie było to też obarczone takim ryzykiem, że coś pójdzie nie tak i tego typu przyjęcie wymknie się spod kontroli. Jeśli tak Laurent chciał spędzić czas to postara się znaleźć jakiś kompromis. Dlatego oczekiwał szczerej odpowiedzi na zadane pytanie.

Philipowi nigdy nie przeszkadzało towarzystwo mugoli. Jest dumny ze swojego pochodzenia, jednak nie dzielił ludzi na lepszych i gorszych z racji samego urodzenia. Miał nadzieję, że nie dojdzie do incydentów na tle rasowym i ideologicznym, które zostaną wywołane przez fanatycznych czarodziejów czystej krwi. Chętnie uczestniczył w tych wszystkich rozmowach, przyswajając sobie przekazywane im informacje. Jako znany gracz Quidditcha i celebryta nie odmówił tym kilku prośbom o autograf. Uśmiechnął się do mężczyzny, który do nich podszedł. Spoglądał na niego ze stosowną ciekawością. Przez nad wyraz skromny ubiór z powodzeniem mógłby uznać go za przeciętnego uczestnika tego rejsu. Przebieg rozmowy z ich gospodarzem dla niego nie różnił się od tych wszystkich innych przyjęć, w których sam uczestniczył.

— Ta atrakcja wzbudziła spore zainteresowanie pośród pasażerów? Wszak to malowanie pod okiem mistrza pędzla. — Zapytał z nieukrywaną ciekawością, uśmiechając się delikatnie z dołeczkami w policzkach. Odpowiednio użyty komplement mógł otworzyć wiele drzwi. Spojrzał przelotnie na te stelaże i pozostałe wyposażenie, a potem na spoczywający w jego dłoniach aparat. Z jego pomocą zrobił już kilka wartych uwagi zdjęć do swojego dziennika podróży.

— Widoki są naprawdę bajeczne, to prawda. Zastanawiałem się nad tym, jak bardzo jest zimne. — Postanowił się nad tym zastanowić, czy faktycznie chce wziąć udział w zorganizowanej przez ich gospodarza atrakcji. Spostrzeżenie tego, że William spogląda aż nazbyt sugestywnie na towarzyszącego mu blondyna i tego, że dłoń artysty spoczęła na jego plecach wystarczyło aby ten uśmiech spłynął z jego ust, ustępując poważnemu wyrazowi twarzy. Spoglądał na malarza zupełnie inaczej, niż chwilę temu - chłodnym niczym lód błękitem. Na razie wydawało mu się, że ma wszystko pod kontrolą - swoje emocje. William zaczynał mu się wydawać śliskim typem, o dobrze znanym mu stosunku do Laurenta. Sam przecież był w tym miejscu. Nie wzbudził nim tym jego sympatii. To jeszcze nie był ten moment, w którym mógł zacząć fantazjować o wyrzuceniu go za burtę. Nie zmieniało to faktu, że zamierzał się dzielić. Nie podczas tego rejsu.

— Och, jak dotąd nie... malarstwo nie stanowi mojej pasji. Dostałem je od bliskiej mi osoby. Nie zaszkodzi abym spróbował. — Wyznał na pytanie ich gospodarza. Pominął to, jak do tego doszło, że w tę podróż zabrał całkowicie zbędny przedmiot, który przynajmniej teraz spożytkuje.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#14
17.03.2024, 10:43  ✶  

Gdyby tu stało się coś, z czego nie byłby zadowolony, też opuściłby pokład. Miał przygotowany świstoklik, który zabrałby go z powrotem, bo nie zamierzał wracać statkiem. Ten rejs miał trwać dalej, a on był zainteresowany tylko tą wysepką w pobliżu samej Anglii. "W pobliżu". Była na pewno bliżej niż wielka Ameryka, do której trzeba było przepłynąć cały świat. Więc tak, zostawiłby Philipa. Nie bawiłby się w konwenanse, to co się powinno, a czego nie. Tutaj, dla samego Notta, to on w zasadzie był "organizatorem spotkania", chociaż czuwał nad nim wyłącznie jako pośrednik względem Williama, którego uroda mogła oczarować niejedną pannicę. Oczarowała też Laurenta swojego czasu, również jak i jego zdolności artystyczne. Uwielbiam sztukę, nawet jeśli sam jej nie uprawiał. Choć... nie do końca. W końcu śpiew był również formą sztuki.

- Czemu nie? Chętnie zobaczę, jakich cudów możesz dokonać w tym towarzystwie. - W towarzystwie znanym mniej i bardziej, bo nie ukrywajmy - większość z tych ludzi Laurent sam znał przynajmniej z widzenia czy krótkich "dzień dobry" wymienianych na przyjęciach różnego rodzaju. Społeczeństwo czarodziei było zbyt hermetyczne, żeby wierzyć w anonimowość. Mogłeś na nią liczyć, kiedy nie kręciłeś się stale w podobnym gronie, ale Laurent, który kiedyś dbał o wyścigi konne, który w dodatku robił interesy na koniach, głównie abraksanach, to tych, których kieszeń groszem nie śmierdziała znał całkiem nieźle. Mniej-więcej. Wciąż było sporo osób, których twarzy albo nie pamiętał, albo akurat nie mieli okazji powiedzieć sobie "dzień dobry". Przyszło mu do głowy, że zakończenie takich zabaw bywało różne, ale rozgonił tę myśl. Philip nie mógł pić, więc nie spije się na tyle, żeby potem pieprznąć coś, czego będzie żałował. Robił to. Uświadomił sobie, że robił to z wprawą chirurgona, który miał pozbawić człowieka obcego elementu z ciała. Tylko czy na pewno celem uleczenia go? Laurent niczego usuwać nie chciał, bo nie było tu obcości. Tę obcość widział tylko w sobie. W swoim wyrachowaniu. Laurent nie potrzebował w końcu fajerwerków, żeby dobrze się bawić. Lubił wypoczywać grzejąc się w ciepłym słońcu, czytając, grając w szachy, czy rozwiązując dziwne łamigłówki, albo wczytując się w eseje traktujące o ludziach i ludzkich problemach. Był jednym z najbardziej statycznych ludzi, którzy na przyjęciach zawsze przemykali bokiem i usuwali się, kiedy zaczynał się dziwne zabawy. Ale jego rozrywką był tutaj Philip.

- Hahaha... jest pan aż nadmiernie uprzejmy. Nazwałbym swoje dzieła ledwie maziakami dziecka na płótnie. - William miał bardzo miły uśmiech. Ciepły. Sprawiał wrażenie tej osoby, która zawsze położy ci dłoń na ramieniu, która pokrzepi, u której zawsze znajdziesz dozę współczucia. Ale przecież odpowiednie gesty, uśmiechy i słowa były koroną na czole pozorów. Nic nigdy nie musiało się być takim, jakim się wydawało. - Mówimy o zimnie temperatury, czy jednak tym skrytym we wnętrzu? - Być może William źle zinterpretował reakcję Philipa, który nagle przestał się uśmiechać, który jakoś zesztywniał, a może właśnie dobrze - stąd ta uwaga, która się na nim skupiła i bystre spojrzenie ciemnych ocząt wbitych w niego. - Widziałem tę górę lodową, a teraz widzę to w pańskich oczach. Proszę powiedzieć prawdę.* - Zrobił nawet pół kroczku w kierunku Philipa korzystając z tego, że Laurent wysunął się do przodu i z zainteresowaniem zaczął przyglądać się tubkom z farbami, pędzlom - uniósł nawet jeden z nich, żeby przesunąć miękkim włosiem po opuszku swojego palca.

- Bardzo chętnie potrzymam Philipowi pędzle. - Dorzucił Laurent z rozbawionym uśmiechem, obracając się w kierunku panów. Badając nastrój - głównie dlatego, że dopiero teraz zauważył minę Philipa, która wołała wręcz o pomstę do nieba. Lekko pokręcił do siebie samego głową, unosząc minimalnie kąciki ust ku górze.


*Prompt mistrza


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#15
17.03.2024, 16:22  ✶  

To, co proponował mu Laurent, w dalszym ciągu pozostawało w wyraźnej sprzeczności z tym, czego sam chciał. Z drugiej strony mógł spełnić prośbę Laurenta i samemu w pewnym momencie się wycofać. Z własnego doświadczenia wiedział, że ludziom do zabawy potrzebne było miejsce, alkohol i muzyka taneczna. W pewnym momencie wszystko zaczęło się toczyć własnym torem, jak wszystkie tego typu zabawy. Pogodzenie czarodziejów i mugoli mogłoby się okazać trudne albo nawet niemożliwe. Z pewnością w gronie znanych im mniej lub bardziej czarodziejów są ci posiadający poglądy antymugolskie. Nie chciał tego rodzaju odpowiedzialności, gdyby któryś z nich sięgnął po różdżkę. Czasem ciekawość brała górę i nieraz rozważał wzięcie udziału w typowo mugolskiej potańcówce, gdyż jakoś obiło mu się o uszy, że one nie są takie sztywne i hermetyczne.

— Rozważę to w takim razie. — To była najlepsza odpowiedź, na jaką zdobył się w tym momencie. Najbardziej dyplomatyczna, biorąc pod uwagę to, że sam na to nie miał ochoty i zrobiłby to tylko po to aby udowodnić Laurentowi, że jest w stanie porwać nawet cały statek do zabawy. Nie było to właściwe. Robienie czegokolwiek wbrew sobie nigdy nie kończyło się dobrze, a w ich przypadku mogłoby skończyć się kolejną kłótnią. Nie rzucał jednak słów na wiatr, kiedy zapewniał Laurenta, że z nim nie będzie się nudzić.

— Jest pan nader skromny względem swojej twórczości. — Trwająca w tym momencie wymiana zdań została okraszona sporą dawką kurtuazji. Philip nie otrzymał powodu ku temu aby przyznać temu malarzowi rację odnośnie jego dzieł. Gdyby to zrobił z pewnością zostałby uznany przez niego za chama i prostaka. Ten mężczyzna nie wzbudził w nim sympatii, nawet jak wydawał się być naprawdę przemiły. Nie jest pierwszą osobą, która utrzymywała grę pozorów.

— Miałem na myśli temperaturę otaczającego nas morza. Mam możliwość odbywania regularnych podróży za granicę i zwykle wybieram pobyt nad morzem. — Jak każdy człowiek potrafił przejawiać różnorakie postawy. Nie każdy mógł doświadczyć możliwości poznania go od tej lepszej strony. Dla swoich najbliższych miał sporo ciepła. Tego nie można powiedzieć o ludziach, którzy nie wzbudzili w nim nawet odrobiny sympatii. Jak William w tym momencie. Zamierzał nad tym przejść do porządku dziennego i nie zamierzał tłumaczyć swojego zachowania.

— Widocznie uległem złudnemu pierwszemu wrażeniu względem pana osoby. Proszę o wybaczenie. — Wytłumaczył swoje zachowanie w stopniu najbliższym prawdy. Nie mógł pozwolić na to, aby jeden człowiek popsuł mu ten rejs. Drobny zgrzyt nie powinien na tym zaważyć. Nie cofnął się, jak tylko William zrobił pół kroku w jego stronę.

— Teraz również proszę o wybaczenie, chciałbym spróbować swoich sił w tym wyzwaniu. — Zdołał przywołać ledwie dostrzegalny uśmiech, przełamujący jego poważną postawę i jeśli William nie miał nic przeciwko temu, skierował swoje kroki w stronę jednej ze sztalug. Stanął przed nią i zarazem obok Laurenta. Zapoznał się z kolorami wszystkich farb oraz wziął do ręki pierwszy z pędzli.

— Nie zamierzasz spróbować namalować swojego? — Odniósł się do tego, że wyraźnie rozbawiony Laurent wyraził chęć trzymania używania przez niego pędzli. W tym czasie wykonał kilka pierwszych pociągnięć pędzlem zamoczonym w mieszaninie czarnej i niebieskiej farby. Malował w ten sposób część tła. Bardzo szybko powstały w ten sposób odcień pojawił się na jego skórze rąk, a w pewnym momencie nawet na mankiecie koszuli i marynarki. Nie wydawało mu się to przeszkadzać w tym momencie. Nie przeszkadzało mu towarzystwo, a skoro Laurent chciał trzymać mu pędzle to też zamierzał mu na to pozwolić.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#16
19.03.2024, 12:18  ✶  

Ach ta magia komunikacji... pozwolić ponieść się Diabłu na pokuszenie, czy może jednak pozostać wiernym samemu sobie? A może odnajdujesz wierność tam, gdzie wędrowanie za pokusami było jedyną możliwością, żeby zwalczyć pokusę? Tylko tak mogłeś z nią wygrać - ulec. Czasami wystarczy tylko kilka słów. Malutka szczerość, że czegoś się nie chce, albo widzi się to inaczej, a zamiast tego człowiek układa sobie w głowie chorą konieczność wychodzenia naprzeciwko oczekiwań. Tak budowane były nieporozumienia na większą skalę niż proste odmówienie. Słowo "nie" kosztowało niektórych za dużo, ale żeby kosztowało wiele Philipa? Nie chciał tego robić, a jednak "nie" wciąż nie padło. Zamiast tego były uśmiechy, były słówka, że może tak, że da radę, że rozważy. Gesty i mimika sugerująca, że właściwie uznaje to za dobry pomysł i teraz rozważy co najwyżej to, w jaki sposób porwać ten statek do tańca. Laurent wcale nie chciał przy kimś, kogo znał tyle czasu, wysilać całego swojego umysłu na interpretacje każdej najmniejszej zmarszczki mimicznej, która gościła na twarzy, która mówiłaby o tym, że następuje dysonans między słowem wypowiadanym a myślą. Nie przyszedł tutaj po to, chciał naprawdę się odprężyć. Szczególnie, że po jego głowie ciągle chodziła wizja przeklętej Perły Morza opętanej przez zmarłych.

- Im więcej człowiek wie, tym bardziej sobie zdaje sprawę, jak niewiele umie. - Samokrytyka i skromność lubiły być przymiotami na pokaz, a William uśmiechał się teraz w taki sposób, że ciężko było stwierdzić, czy naprawdę jest tak skromny, czy może jednak pozostaje samokrytyczny, żeby, jak to zasugerował, zdawać sobie sprawę z tego, że ciągle może się doskonalić. Nie był najstarszy, nie mógł mieć więcej niż te trzydzieści parę lat, a i to było chyba przekłamane tylko przez jego prezencję. Jakby wydawał się nieco starszy, niż był w rzeczywistości. - Proponuję wypróbować. Jest niejeden amator lodowatych kąpieli wśród nas. - Poruszył ręką, jakby chciał pokazać część statku, po której kręcili się goście. Ale na następne słowa uniósł brwi z lekkim niezrozumieniem i rozbawieniem jednocześnie, ewidentnie nie rozumiejąc, o czym Philip teraz mówi. O jakim złudzeniu, co miałby wybaczać i do czego w ogóle ta odpowiedź miała się odnosić. A może się domyślał. Może. Laurent sam spojrzał na Philipa nie bardzo wiedząc w pierwszej chwili, skąd ta odzywka - nieprzyjemna jego zdaniem. Ale zrozumiał. To była jakaś bardzo grubymi nićmi szyta próba wytknięcia czegoś. Nie chciał tego komentować na głos, to nie byłby zbyt bezpieczny ruch, bo z jego perspektywy wyglądało to tak, jakby blondyn już był nie w sosie. Popatrzył na Williama i tylko lekko wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem, jakby chciał pokazać, że sam nie wie, o co chodzi i może nie warto się tym przejmować.

- Kiedy panowie będą tworzyć proszę pamiętać, że farby są jak kobieta. A serce kobiety to ocean pełen tajemnic. - Puścił oczko do Laurenta. - Miłej zabawy. - I sam oddalił się do pozostałych gości.

Służący skończyli przygotowania, więc można było przejąć pierwsze płótno, pierwszy stelaż. Laurent nie przysunął się do następnego wolnego. Z zainteresowaniem za to badał strukturę pędzli, przyglądał się farbom i ich kolorom. Pięknie wyglądałyby na skórze, na ciele. Było o wiele lepszym płótnem od kawałka nabitego na drewnianą zlepkę. Nie musieli czekać, aż kolejna osoba się pojawiła, przyprowadzona zresztą nawet przez samego Williama i zaczęli dywagować nad pustym płótnem w formie żartów.

- Nie, dziękuję. Wolę popatrzeć. - Odpowiedział, spoglądając, jak Philip powoli przymierza się do malowania. - Jaki jest pomysł na tworzenie, mistrzu? -



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#17
20.03.2024, 23:23  ✶  

Bardzo trudno było zrezygnować z poczucia bycia najlepszym w oczach innych i trudno było porzucić budowany przez lata obraz samego siebie w swoich oczach i oczach wszystkich czarodziejów z wyższych sfer. Nie było kłamstwem, że mogłoby się okazać, że tego właśnie potrzebował i jednocześnie mogłoby się okazać, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Nie chciał jakichkolwiek problemów. Prawdopodobnie one, prędzej, czy później, go dościgną. Będzie tak dopóki nie podejmie odpowiednich działań. Na każdy spokój zawsze przychodził sztorm. Ostatnio stawało się to przykrą rutyną.

— Lepiej nie dowiadywać się wszystkiego i pokazywać innym, że jest się najlepszym. — Wbrew swoim poglądom dotyczącym prawdy (lepsza jest najgorsza prawda, niż piękne kłamstwo), czasem lepiej było nie wiedzieć. Zwłaszcza jeśli chodziło o najbliższych i ich zdanie na czyjś temat. Jeśli chodzi o uczenie się to zawsze należało dokładać wszelkich starań aby być jak najlepszym. Oczywiście, to nie wystarczało. Należało najpierw samemu w to uwierzyć i w ten sposób przekonać innych. Dobrze wiedział, że artyści musieli mierzyć się z szeroko pojętą krytyką i jeśli ona nosiła znamiona konstruktywnej to było wszystko w porządku. Nawet on doświadczył niekonstruktywnej krytyki. Trudno było ją traktować poważnie. Jak dotąd nieszczególnie przejmował się konstruktywną krytyką, choć to również uległo zmianie w ostatnim czasie względem niektórych osób.

— Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości spróbuję tego rodzaju kąpieli. — Jego zdaniem to powinno odbywać się w kontrolowanych warunkach, uwzględniających bliskość sauny albo lodowatą wodę w stałym zbiorniku wodnym. Zażywanie lodowatej kąpieli w morzu wydawało mu się najgorszym pomysłem. Z pewnych względów William nie przypadł mu do gustu i to mogło być mylne pierwsze wrażenie. Mogło też okazać się nad wyraz trafne. Po tym drobnym zgrzycie nie zamierzał zawracać sobie głowy tym czarodziejem.

— Myślisz, że to prawda z tym porównaniem farb do kobiety? — Zastanowił się na głos, tuż po odejściu Williama. Przez jego łóżko przewinęło się całkiem sporo kobiet, jednak w tym nigdy nie chodziło mu o kobiece serca. Do niedawna posiadał ugruntowany stosunek do wszelkich porywów serca i ich doświadczania w swoim życiu. Nie zadrwił z tego stwierdzenia, że serce kobiety to ocean pełen tajemnic. Nie tylko dlatego, że nie był odpowiednią osobą do komentowania tego. Do czasu Beltane interesowały go wyłącznie ciała, niezależnie od płci. Teraz chodziło o coś więcej. Obejrzał się przelotnie na odchodzącego Williama, po czym wrócił spojrzeniem do płótna przed sobą. Teraz pokrytym tłem, które prezentowało się nie najgorzej. Przynajmniej w jego oczach, bo żaden z niego malarz. Samego Laurenta zdawały się interesować te wszystkie pędzle i farby oraz patrzenie na powstający obraz.

— Będzie na co popatrzeć, bo stworzę prawdziwe arcydzieło. — Zażartował tym razem ze swojego braku talentu i podstawowych umiejętności. — Może... foka na wybrzeżu. — Odpowiedział w tym samym tonie, uśmiechając się rozbrajająco. Dla czarodziejów bardziej selkie, niż foka - te jednak bardzo trudno od siebie odróżnić.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#18
22.03.2024, 14:38  ✶  

Osądy, oceny, odkrywanie kart i ich zagrywanie. Jeśli jesteś dobry w Black Jacka to potrafisz liczyć karty. Jeśli jesteś dobry w uważnej obserwacji ludzi - potrafisz ich rozczytywać i liczyć ich emocje. A na końcu - liczyłeś na siebie. Nie trzeba wcale wierzyć w to, że taki dobry jesteś ani w to, że jesteś wspaniały i utalentowany. Laurent tego nie potrzebował, żeby przekonywać wszystkich do siebie, ale miał atut, który zdecydowanie był w tym pomocny. Bo w tej wierze i niewierze miał pewność, że jego uroda przyciągnie ludzi. Skoro więc wiedział, że nie musi kryć swoich atutów to i wiedział, jak je wykorzystać. Na tym właśnie polegała ta znajomość własnych, mocnych stron i uwierzenie w nie. Czasem było to jeszcze bardziej skomplikowane, nie takie zero-jedynkowe. Czasami nawet możesz wcale nie mieć dobrych atutów, ale wystarczy charyzma, która przekona, że są lepsze, niż wydawałyby się na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka. To wszystko splatało się w jeden pokręcony warkocz i stanowiło sumę ludzkich wypaczeń, gustów i fetyszy. Philip miał w sobie pewności aż nadto, ale nie był w tym całkowicie bezkrytyczny. Kiedy siedział na miotle - traktował to poważnie. Kiedy latał - nie zamierzał nie słuchać porad osób, które zrobiły tamtą pętlę szybciej od niego. Kiedy pomylił technikę nie krzyczał na trenera, tylko czekał, aż powie mu, co powinien poprawić. Potem jednak były takie słowa, które budziły jego gniew, co spadał jak grom z jasnego nieba.

- To już niezdrowa arogancja. Nawet ignorancja. - Dopowiedział Laurent, słuchający tej wymiany zdań między panami. Nie wiedzieć, ale udawać, że jesteś najlepszy. Łatwo zamydlić oczy osobom, które niekoniecznie znały się na temacie, łatwo założyć łuski pod powieki, jeśli miało się zręczne palce. Laurent uważał siebie samego za Króla Pozorów, za Kłamstwo utkane z pereł. Dlatego zwracanie twarzy w kierunku prawdy było tak nęcące. Za każdym razem, kiedy dawała po łapach, chciało się odwrócić twarz i jej umknąć. Umknąć przed nią. Spojrzeć na to, co ciągle potrafiło koić i głaskać z włosem.

- Nie jestem malarzem, ale... tak, tak uważam. Farby dają nieskończone możliwości. Jedynym ograniczeniem jest twoja wyobraźnia. Możesz je łączyć w dowolnej formie, ale jeśli będziesz zbyt agresywny, jeśli źle je potraktujesz... wszystko zmieszane razem zawsze będzie dawało brzydki, brunatny kolor. - Może i sam nie był artystów, ale artystów uwielbiał. Tak jak uwielbiał spoglądać, jak powstają dzieła - i wcale nie musiały wychodzić spod ręki mistrzów. To dzieło tutaj jeszcze nie miało rumieńców, a już Laurent się uśmiechał do tych pierwszych pociągnięć i pierwszych kolorów, jakie płótno zdobiły. Zaśmiał się cicho na zapowiedź tego, jaka to sztuka miała mu zostać objawiona. - Oj taaaak. - Położył tubkę z farbą i przeszedł obok ramienia Philipa, żeby stanąć przy barierce, za płótnem, ale jednocześnie tak, żeby być widocznym. Przesunął palcami po kołnierzu koszuli, odpiął górny guziczek, przechylił głowę, niby to masując sobie kark, zgiął lekko nogę w kolanie. Wszystko to tak, jakby po prostu się rozluźniał... ale miało to w sobie aż za dużo zalotności. - Namaluj mnie jak jedną ze swoich francuskich dziewczyn. - Zaśmiał się znowu, odpuszczając te wszystkie gesty, które zastępowały syreni śpiew. Bo kusić, jak dobrze wiedzieliśmy, nie trzeba było tylko dźwiękiem płynącym z ust. Nawet by mu naprawdę popozował - w foczej formie - ale mieli tutaj za dużo mugoli, żeby sobie na to pozwolić.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#19
23.03.2024, 23:48  ✶  

Wypowiedzianych przez Laurenta słów nie uznał za bezpośrednio skierowane do niego. Dotąd Laurent upominał go za wszystko prywatnie. Wszystkie ich poważne rozmowy albo kłótnie odbywały się z dala od osób trzecich. Pod wieloma względami ta decyzja wydawała się słuszna, gdyż oddalała w czasie ryzyko wybuchu kolejnej kłótni między nimi. Miał podstawy aby sądzić, że jeśli coś znowu przeskrobie to zostanie o tym uświadomiony. Jak to miało miejsce każdym poprzednim razem. Nie chciał sprawdzać, czy tak będzie. Nawet cierpliwość kogoś takiego, jak Laurent miała swoje granice. Starał się kolejnej nie przekroczyć.

— Wydaje mi się, że mógłbyś nim zostać przez to jak postrzegasz posługiwanie się farbami. W takim razie wskazane jest delikatne podejście, aby uzyskać ładne kolory. — Znający Laurenta od tylu już lat Philip miał pewność, że ten mężczyzna nad wyraz dobrze operował wszelkimi metaforami i w tym momencie miał nieśmiałe wrażenie, że ona nie dotyczyła wyłącznie farb. Dopuszczał do świadomości myśl, że to mogła być jego nadinterpretacja. Pozostanie to w sferze jego domysłów, nawet jak na poparcie swoich przypuszczeń miałby parę dowodów i nawet jak na końcu języka miał miał to pytanie. W kwestiach sztuki Laurent dogadałby się z jego matką, gdyby miał okazję do odbycia z nią tego typu rozmowy.

Nie dało się nie zauważyć tego, że stojący nieopodal blondyn uśmiecha się do wychodzących spod jego ręki bohomazów, jakby ręka trzymająca pędzel była ręką mistrza. Traktował to wszystko jako dobrą zabawę, nie mogąc zakładać tego, że złapie malarskiego bakcyla i zacznie przez to regularnie próbować swoich sił w sztuce władania pędzlem. Zawtórował krótkim śmiechem Laurentowi, kierującemu w następnej chwili swoje kroki ku barierce po to aby stanąć za płótnem i jeszcze być widocznym. Nie spuszczając z niego spojrzenia, prześledził przybieraną przez niego pozę zwracając przy tym swoją uwagę na te wszystkie gesty. Nie wyzbył się swojej słabości do Laurenta, kuszącego go zawsze z diabelską wprawą. To było jeszcze trudniejsze przez te wszystkie wyznania, na które się zdobył. Odciągnęło to jego uwagę od tworzenia tego obrazu, tak jak jego myśli mogły w jednej chwili zmienić swój kierunek i ostatecznie zechciałby opuścić ten pokład.

— Będziesz musiał sobie to wyobrazić. — Sprowadzony nieco na ziemię zawtórował mu śmiechem. Jakby naprawdę to zrobił to w jego modelu nikt nie rozpoznałby ani selkie w swojej zwierzęcej postaci ani francuskiej dziewczyny, a co dopiero mężczyzny. Wykonując kolejne pociągnięcia pędzlem uśmiechnął się... tajemniczo. Spod jego rąk wyszło zupełnie inne arcydzieło, którego jak dotąd nikomu nie pokazał i o którym nikomu nie powiedział. Ten obraz, który teraz tworzył, malując szarością to wybrzeże, nie przebije tamtego dzieła. To jednak mógł pokazać światu.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#20
25.03.2024, 19:00  ✶  

Słusznie, że tak ich nie uznał, bo to nie był przytyk na tu i teraz, to nie była obraza przy innych ludziach, tylko komentarz do tego, że pewne skrajności mogą być błędne. Ale rzeczywiście dla kogoś mogło to brzmieć inaczej, interpretacja pozostawała otwarta, a czasem, szczególnie w przypadku słów, możliwość posiadania wolnej interpretacji była błędem. Nie równała się poznawaniu dzień sztuki, opatrywaniu ich nalepkami lubię czy nie lubię, albo wierzę, że kolor czerwony znaczy, ŻE. W komunikacji złe zrozumienie drugiej strony potrafił w jednej chwili doprowadzić do perturbacji, szczególnie kiedy mówiliśmy o przypadku tej dwójce. Nawet kiedy się starali zawsze coś musiało się spieprzyć. Laurent naprawdę przestał wierzyć, że wszystko może dobrze się skończyć i wszystko będzie... na wesoło, na pozytywnie. Może potem się zepsuje, pewnie tak. Teraz jednak łapał lepszy nastrój. Pozytywny szum morza, którego fale rozbijały się na potężnym kadłubie statku.

Tu i teraz, bo rozmawiali o farbach, bo świeciło słońce, bo wiatr przeczesywał jego włosy i bawiła go ta sytuacja i cieszył się z malującego Philipa, spodziewając się malunku pokroju dziecka. Sam fakt, że chciał narysować fokę, był bardzo miły, tak po prostu. Niby TYLKO zwykłe zwierzątko, ale przecież znaczyło odrobinę więcej. To nieśmiałe przeczucie Philipa było całkowicie trafne. Sam temat był przecież filozoficzną wizją podaną na tacy przez Williama, do którego nie uciekało spojrzenie Laurenta. Trzymał je teraz na Philipie.

- Podobno mógłbym zostać też poetą, pisałbym piękne wiersze, śpiewakiem, bo zachwyciłbym tłumu i modelem, bo mam magnetyczną osobowość. - Rozbłysnęły mu oczy, kiedy mówił o tym żartem, ale tak - takie zdania już słyszał. Każdego się wypierał, do niemal każdego uważał, że się nie nadawał. Poza tym śpiewaniem. Chciałby śpiewać. I chciałby pełne fascynacji spojrzenia wetknięte w jego sylwetkę. Tą miłość tłumu. To uwielbienie. Jadło się też to z drugą odsłoną popularności - czyli wrogością i krytycyzmem, ale nie było takiego miejsca, gdzie droga była usłana tylko kwiatkami. - Dopiszę więc sobie propozycję zostania malarzem. Na razie jednak skończę na malowaniu moimi palcami szlaków po skórze. - Uniósł kąciki ust w nieco figlarnym uśmiechu, ale nawet mimo figlarności nadawał on niewinnego wyrazu jego twarzy. - Dzięki bądźmy Matce Wodzie, że wyobraźnię mam całkiem niezłą. - Odepchnął się od barierki i wrócił na poprzednie miejsce, dopiero teraz z ciekawością spoglądając na to, co tam inni tworzyli. W końcu też odnalazł ich kelner z baru i przyniósł te postawione zamówienia na stoliku obok nich. Laurent chętnie usiadł z herbatką, żeby obserwować cały proces. - Wiesz, że można też malować palcami? Albo drugą stroną pędzla? Wtedy efekt pociągnięcia farby jest zupełnie inny.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Philip Nott (11039), Laurent Prewett (11140)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa