• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł [27.03.72] Brenna i Victoria

[27.03.72] Brenna i Victoria
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
23.12.2022, 20:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.04.2024, 14:51 przez Eutierria.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - Piszę, więc jestem, Tuż za Dziurawym Kotłem
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Brenna rzadko spędzała czas w czarodziejskich barach. Jeżeli już miała parę chwil na zbyciu (co ostatnio zdarzało się niezbyt często), włóczyła się zwykle po Dolinie Godryka albo mugolskim Londynie, szukając co ciekawszych potraw, nieserwowanych zwykle przez czarodziejów. Tego popołudnia jednak w Dziurawym Kotle miała zamienić parę słów z jednym z informatorów, który…
…nie przyszedł.
I zanosiło się na to, że nie przyjdzie, bo minęło pięć minut spóźnienia, piętnaście, wreszcie pół godziny i niemal godzina. A Brenna wciąż siedziała przy stoliku w kącie, z łokciami na blacie i głową opartą na dłoni. Ubrana po cywilnemu, w strój nie zwracający uwagi, dość typowy dla czarodziejów, bo przebrała się z munduru przed wyjściem z biura. Włosy, parę godzin temu w pracy nawet opanowane, teraz wróciły do swojego zwykłego stanu nieładu. Obok niej stał kubek z dawno wystygniętą kawą. Pub się zapełniał, w miarę jak kolejni czarodzieje kończyli pracę i wpadali tutaj czy po robocie, czy ot przysiadając na moment, by odpocząć, czegoś się napić albo pogadać ze znajomymi w drodze na Pokątną. Za oknami zdążyło zrobić się ciemno, ten i ów miał już za sobą parę piw, harmider w tle narastał. Większość stolików została zajęta. Brenna zdążyła pogonić dwóch podpitych natrętów, w typowy dla siebie sposób, czyli przez udawanie nienormalnej… co w jej przypadku oznaczało bycie Brenną trochę bardziej niż zwykle.
Ciekawe, czy Ritts zapomniał, leżał gdzieś kompletnie pijany, czy tylko uświadomił sobie, że wyznaczanie spotkania akurat w Dziurawym Kotle, gdzie ktoś mógł znać i jego, i Brennę (co delikatnie sugerowała) nie było posunięciem roku. Westchnęła, zastukała palcami w blat, a potem położyła rozczochraną głowę na stoliku, z mocnym postanowieniem, że daje mężczyźnie jeszcze piętnaście minut na pojawienie się. Miał szczęście, że nie miała zbyt wielu tendencji do przemocy, jeżeli akurat ktoś nie skrzywdził jej bliskich, inaczej chyba by go za ten numer udusiła.
A mogła dziś zrobić tyle rzeczy. Szukać tego, kto rzucił klątwę na jej brata. Pobiegać w Dolinie Godryka. Zaplanować kolejne posunięcia reklamowe dla Nory Nory. Poćwiczyć zaklęcia. Uzupełnić wszystkie zaległe raporty.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
24.12.2022, 01:54  ✶  
Nie lubiła marca. Pogoda była pod psem, śnieg topniał, było zimno, wietrznie, mokro i błotniście. A matka ciągle suszyła jej głowę – im więcej czasu mijało i im mniej go było, tym bardziej. Bo chciała mieć pewność, że Victoria się nie wycofa, bo to, bo tamto. Szczerze mówiąc nie miała dzisiejszego wieczoru najmniejszej ochoty natknąć się na Isabelle w domu i znowu słuchać o tym, że najwyższy czas wygospodarować znowu trochę swojego czasu, bla bla bla. Jutro. Będzie mogła tego słuchać jutro, nie dzisiaj – kiedy ten dzień w pracy okazał się być zwyczajnie męczący. Czasami były takie dni. Źle śpisz, wstaniesz lewą nogą… a dla Victorii nie był to żaden wielki wyczyn. Więc źle spała, znowu; kokosiła się w nocy na łóżku z boku na bok i jeśli udało jej się zmrużyć oczy na dwie godziny, to był to sukces. Mieli też dużo roboty, nie tyle w terenie, co papierkowej – albo przynajmniej Victoria miała i jak zwykle jej taka praca nie przeszkadzała, to po prostu nie dzisiaj. Nie. Dzisiaj był po prostu kiepski dzień.
I dlatego, żeby kiepski dzień nie był jeszcze bardziej beznadziejny – po prostu udała się do Dziurawego Kotła na kilka kieliszków czegoś mocniejszego. Czas szybciej minie, głowa bardziej rozboli, a kiedy wróci do domu będzie jej już wszystko jedno. Łatwiej zaśnie, a kiedy obudzi się rano to już będzie następny dzień. A jak wiadomo: nowy dzień – nowe możliwości. I Lestrange wierzyła, że tak właśnie będzie. Dlatego pełna wiary, już nie ubrana w typowy strój aurorów, ale w zwykłą ciemną sukienkę do kolan i płaszcz, pod wieczór pojawiła się na Pokątnej i od razu skierowała się do Dziurawego Kotła. Jakoś… Chyba wyobrażała sobie, że nie będzie tam aż tylu ludzi? Wolnych miejsc to było prawie tyle co nic… Ale to nie przeszkadzało jej aż tak. Napije się, to się do kogoś przysiądzie, pomilczą sobie wspólnie i potem wróci do domu. Brzmiało zadziwiająco podobnie do tego, jak spędziła ostatni nowy rok.
I tak ze szklaneczką alkoholu odwróciła się od barmana, by wyłowić swoją ofiarę, to jest kogoś, kto mógłby użyczyć miejsca przy stoliku i wtedy zobaczyła… dość znajomą burzę włosów. Na stole.
Zaraz. Na stole? To było intrygujące.
- Brenna? – wypłynęło z jej ust kilka chwil później, kiedy stanęła nad stolikiem, już nie trzymając szklaneczki, która po prostu sobie obok niej lewitowała bezpiecznie, a Victoria marszczyła brwi. W zastanowieniu, a nie niezadowoleniu.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
24.12.2022, 11:53  ✶  
Słysząc swoje imię, uniosła głowę. Nie była zbyt zdziwiona, że ktoś ją rozpoznała – Brenna wprawdzie nigdy nie była królową towarzystwa, ale już tą, którą w tym towarzystwie niemal każdy znał, bo prawdopodobnie przynajmniej raz próbowała zagadać go na śmierć: owszem. Jeżeli szło o Victorię, były na jednym roku w Hogwarcie, wprawdzie w domach toczących tradycyjną wojnę, tylko podsycaną przez nauczycieli, ale Brenna w szkole nienawidziła Ślizgonów jakoś mało gorąco, a potem skończyły w jednym Departamencie. Ciężko więc było się nie kojarzyć.
- Cześć – przywitała się, gdy rozpoznała Victorię, a jej usta rozciągnęły się w przyjaznym uśmiechu, zwykle demonstrowanym znajomym. Dmuchnęła, kiedy ciemny lok wymsknął się z rozczochranej fryzury i opadł na twarz, oczywiście nie uzyskując przy tym zamierzonego efektu, czyli pozbycia się go z oka i ust. – Zawierałam właśnie bliską przyjaźń z blatem, staraliśmy się poznać trochę lepiej – wyjaśniła ze śmiertelną powagą, jakby faktycznie właśnie tym się zajmowała. – Ale ciebie znam dłużej niż jego, poza tym okazał się jakoś bardzo mało rozmowny, więc mogę porzucić to zajęcie. Szukasz miejsca? – zapytała, prostując się. Przeciągnęła się, aż strzeliły kości.
- Mam wrażenie, że ktoś postanowił obchodzić tutaj urodziny – dodała kobieta, kciukiem wskazując jeden z pobliskich stolików, a właściwie trzy pobliskie stoliki, połączone teraz w jeden, przy których zasiadała gromada mężczyzn pomiędzy dwudziestym a trzydziestym rokiem życia. Stało tam sporo kufli z piwem i wznoszono toasty. – Normalnie jest tu tylko parę dziwadeł, to znaczy takich dziwadeł, jak ja, a dziś to chyba najpopularniejsze miejsce w Londynie. Ukradli mi już prawie wszystkie krzesła, więc jeżeli jesteś zainteresowana, zaklepuj to ostatnie, bo jestem pewna, że na nie pożądliwie zerkają – oświadczyła, wskazując na to jedno jedyne, które się ostało, w sam raz dla Victorii, bo dwa pozostałe, zwykle stojące przy tym stoliku, zaginęły w tajemniczych okolicznościach. Cóż, jeżeli Victoria faktycznie planowała się przysiąść, miała gwarantowane jedno: milczenia prawdopodobnie nie będzie. Brenna być może umiała milczeć, ale jeżeli tak, to ta umiejętność była jej najbardziej tajną bronią, rzadko demonstrowaną światu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
24.12.2022, 22:38  ✶  
Tak jak Brenna i Victoria nie była zbyt zagorzałą bojowniczką domowej nienawiści w Hogwarcie. Nie dlatego, że była taka tolerancyjna, a dlatego, że nie miała na to za dużo czasu w swoim napiętym grafiku. Za mugolakami nie przepadała z definicji, ale czystokrwiści czarodzieje z innych domów zupełnie jej nie przeszkadzali i nie widziała problemu, by porozmawiać z tą czy z tamtym. Z Brenną miały siłą rzeczy nieco więcej kontaktu niż tylko na wspólnych lekcjach, a już po szkole, kiedy przynależność do domu nie miała już żadnego znaczenia, ten też się nie urwał. A trzeba przyznać, że w tym swoim gadulstwie i pewnego rodzaju roztrzepaniu (jak choćby… teraz), Brenna była całkiem urocza – tak przynajmniej uważała Tori.
- Cześć – padło w odpowiedzi, kiedy już miała pewność, że Brenna to Brenna. A kolejną zaletą panny Longbottom było to, że wcale nie trzeba ją było ciągnąć za język i głupio się pytać co ona w ogóle najlepszego wyprawia, bo zaraz odpowiedź padła. Było to przewidywalne… ale też przy tym jak najbardziej pożądane, zwłaszcza, że ciekawość brała górę. - I jak? Poznaliście się już dobrze, albo na tyle, by wasze spotkanie nie było niezręczne? – odpowiedziała jej może nie tak poważnie, bo się uśmiechnęła i jeszcze do tego w ogóle zdobyła się, by cokolwiek odpowiedzieć, a nie po prostu zbyć i skomentować to milczeniem. A to milczenie byłoby zapewne wymowne, tylko znając Brennę – i tak nic by sobie z tego nie zrobiła. - Ach, czyli kiepska pierwsza randka… Bo to pierwsza, tak? – wolała się upewnić, że to taki jednorazowy wybryk, a nie stałe i regularne spotkania brunetki z tymże stołem. Nie zdążyła odpowiedzieć, że tak – szuka miejsca, bo Brenna zaraz dalej gadała. Ale kiedy wskazała na jeden ze stolików, to brązowooka i tak podążyła tam wzrokiem i uniosła lekko swoje ciemne brwi, widząc pokaźną piramidkę kufli, którą mężczyźni zaczęli już tam układać. Tak, urodziny. Albo jakiś… wieczór kawalerski. Cholera wie. Lestrange pokręciła głową, westchnęła i wróciła spojrzeniem do koleżanki. - Skoro tak się ma sprawa to chętnie się dosiądę – i to powiedziawszy elegancko odsunęła krzesła od stolika, na którym jeszcze chwilę temu Brenna leżała twarzą, usiadła i cicho się przysunęła, przy okazji kładąc swoją torebkę na blacie. Dopiero wtedy szklanka, która obok niej lewitowała, opadła gładko na stolik, a Victoria objęła ją oboma rękoma. - Mam nadzieję, że nie zajęłam miejsca twojej faktycznej randki – zwróciła się do Brenny po chwili. Jakoś… Nie wyglądała, jakby była tutaj, żeby się napić, jak Victoria. Więc może się tutaj z kimś umówiła. - Jakbym miała sobie pójść to mi powiedz, dobra? Nie chciałabym wam przeszkadzać – a minę miała jak taki lekko ubawiony kot. I to powiedziawszy upiła łyka tego, co miała ze sobą w szklance.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
25.12.2022, 12:19  ✶  
- Spotkania ze mną nigdy nie są nieręczne. Albo hm… albo zawsze są. Chyba zależy kogo spytać – oświadczyła Brenna z pewnym namysłem. Sama na pewno bardzo rzadko czuła się niezręcznie. Zdarzyło się jej to może ze dwa razy w życiu i zapewne wyparła te sytuacje dawno temu z pamięci. Ogółem należała do osób, które równie swobodnie będą się czuły w małej chatce na końcu świata, jak i w pałacu królewskim. I to niezależnie od towarzystwa.
Oczywiście, w drugą stronę nie zawsze to działało. Jej sposób bycia dla niektórych bywał przytłaczający albo denerwujący. Victoria jednak, mimo pewnej powagi i skłonności do poświęcania większości czasu samodoskonaleniu, zdawała się mieć na nią pewną tolerancję.
- Tak, pierwsza. Zwykle siadam przy tym stoliku tam, w rogu, ale dziś zdradził mnie z całą bandą facetów. Zamiast wyjść z dumnie uniesioną głową, postanowiłam wzbudzić w nim zazdrość, zadając się z innym stolikiem – powiedziała, wciąż z uśmiechem. Rozbawienie było teraz wypisane na całej jej twarzy, może dlatego, że Victoria podjęła jej dziką opowieść, a tego nie robił każdy. Zazwyczaj w podobny sposób reagowali Erik, Mavelle, ewentualnie Castiel.
- Nie, co ty – parsknęła. Jeśli szło o randki, to były dla niej czymś, co przytrafiało się innym. Nigdy nie była pod tym względem popularna i nigdy specjalnie o to nie zabiegała, jakoś traktując jako normę, że jej koledzy od najmłodszych lat filtrowali z Mavelle, a z nią omawiali wyniki ostatniego meczu quidditcha. – Byłam tu umówiona, ale na szczęście nie na żadną randkę, tylko pogawędkę w interesach. Na szczęście, bo gdyby to była randka, wystawienie okazałoby się dużo bardziej bolesne. Musiałabym się z rozpaczy upić albo coś takiego. W każdym razie… krzesło jest wolne – dodała jeszcze ostatnie słowa tak na wszelki wypadek, bo zdarzało się jej już usłyszeć, że wyraża się niezrozumiale.
- A ty, czekasz tu na kogoś? Bo jeżeli tak, mogę niedługo odstąpić mu ten towar deficytowy, jakim są w tej chwili krzesła w Dziurawym Kotle. Moja kawa chyba i tak zamieniła się w zimną, niezdatną do picia breję… - powiedziała, zaglądając do filiżanki. Brenna pijała kawy całkiem sporo, bo pozwalała utrzymać wysokie tempo życia, ale po prawdzie jeżeli szło o smak, zawsze była raczej fanką herbaty. – A, tylko nie mów tego innym Brygadzistom. Stracę reputację, że tego nie wypiłam. Brygadzista powinien być w stanie wypić kawę pod każdą postacią. Nawet jeżeli pływają w niej już zielone oczka.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
26.12.2022, 20:28  ✶  
Taktycznie wolała przemilczeć odpowiedź na pierwsze stwierdzenie. Niezręczność lub jej brak… Przy Brennie to bardzo zależało. Głównie od tego co tym razem wymyśliła i co akurat wygadywała, oraz do kogo i przy kim. Uśmiechnęła się za to nieznacznie, zaraz chowając ten uśmieszek za szklanką.
- Jak zdradził raz, to zrobi to znowu. Na twoim miejscu już bym go sobie odpuściła – przekazała jej mądrość uniwersalną. Victoria znowu odwróciła się by spojrzeć na wskazany jej stolik, zresztą ten sam, a przynajmniej jeden z tych, który okupowali głośni goście, co tak rozkradli krzesła. Nie miała nic przeciwko by przez jakiś czas wziąć udział w tej absurdalnej rozmowie, była ona swego rodzaju odskocznią i odreagowaniem od nerwów dnia codziennego. Byle nie za długo. Temat jednak płynnie przeszedł w kolejny. Brenna była tą osobą, która miała łatwość w nawiązywaniu rozmowy i człowiek nie siedział i nie zastanawiał się o co tutaj teraz zagaić, bo głupio tak pomilczeć. Takie zdolności należało docenić, bo było jak dzisiaj – przypadkowe spotkanie w pubie i jakoś rozmowa po prostu się kleiła.
Brunetka już miała pytać dlaczego na szczęście: bo nie w smak jej randki czy dlatego, że nie została tak mocno wystawiona, ale nie musiała. Brenna sama pociągnęła i odpowiedziała na niezadane pytanie.
- Czytasz mi w myślach. Właśnie miałam się pytać dlaczego na szczęście – zrozumiała już, że krzesło jest wolne. To i całe szczęście, bo przynajmniej nie musiała stać z tą swoją szklaneczką. - Ach, upijanie się z rozpaczy. Można to zrobić znacznie bardziej dystyngowanie – nie trzeba było się od razu upijać. - Nie czekam. Przyszłam tutaj sama. Jak za szybko wrócę do domu to matka gotowa mnie złapać i znowu podsuwać te swoje pomysły, a ja nie mam ochoty tego dzisiaj słuchać – Victoria tylko przez moment wahała się przed tym, czy mówić, dlaczego tu w ogóle przyszła sama i od razu zamówiła alkohol. Uniosła w zdziwieniu brwi słuchając o kawie, ale ostatecznie się zaśmiała. - Nie powiem. Rozumiem, że to po to, żeby utrzymać swój wizerunek twardziela? Ale nawet twardziel wyląduje u pielęgniarki, jak się zatruje starą kawą. Podgrzać ci ją? Zawsze uważałam, że kawę należy pić ciepłą.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
27.12.2022, 22:56  ✶  
- Może dam mu jeszcze szansę. To nie tak, że ja go nigdy nie zdradzam ze stolikami w innych kawiarniach i restauracjach, a jest z niego całkiem niezły widok i na bar, i na drzwi wejściowe – stwierdziła Brenna. Usiadła wreszcie prosto, jak Merlin przykazał i nawet przeczesała palcami włosy, przywracając sterczącą na wszystkie strony szopę do względnej normalności. Wciąż przy eleganckiej Victorii prezentowała się jednak jak kuzynka z głębokiej prowincji, którą krewna w swej łasce zabrała na wycieczkę po Londynie.
- Ja i dystyngowanie? O czym ty mówisz – roześmiała się Longbottom, chociaż trochę przesadzała. Wychowywała się mimo wszystko w rodzinie, która może na co dzień nie przestrzegała konwenansów, ale lubowała się w inicjatywach charytatywnych. W konsekwencji Brenna czasem musiała chodzić po cudzych domach elegancko ubrana. Albo we własnym zakładać sukienkę, szpilki i prowadzić uprzejme konwersacje. Zamiast swoich zwykłych, szalonych dialogów i monologów.
- Och, matka? Przyłapałaś mnie, nie ewakuowałam się stąd ciągle, bo z kolei moją matkę odwiedza cioteczka Eva. Jeżeli by mnie dorwała, polałaby się krew, krew powiadam. Najpierw jej, a potem moja, jak już dorwałaby mnie matka – stwierdziła lekko i tym razem nawet niemal zgodnie z prawdą, po czym spuściła wzrok na swoją zimną kawę. Podsunęła ją Victorii, bo nie miała nic przeciwko próbie podgrzania. Jej jakoś to zaklęcie wychodziło z potrawami, za to gdy próbowała z kawą, zawsze wychodził jej wrzątek… – Trochę bycie twardzielem, a trochę to, że w Brygadzie największa świętość to kawa. I pączki. Bardzo lubię pączki, ale nie wiem, czy to wystarczy, aby mi darować, że nie lubię zimnej kawy. Swoją drogą, parę dni temu przyniosłam do biura pączki, dostali je ci, którzy byli akurat na dyżurze. Nierozważnie wzięłam jednak trzy różne nadzienia. W konsekwencji doszło do kilku wymian i przynajmniej jednej bójki o czekoladowego.
Najlepszy znak, że Brygadziści pączki traktowali faktycznie ze śmiertelną powagą.
- A co ciekawego w Biurze Aurorów? Zwykły chaos, lament i pożoga, czy ostatnio jakieś specjalne wydarzenia? – spytała lekko. Zasadniczo oba Biura miały ręce pełne roboty od pojawienia się Voldemorta, ale przy czarnej magii zwykle wzywano aurorów.
Zerknęła na świętujących panów i skrzywiła się mimowolnie, kiedy ci zaczęli o czymś dyskutować podniesionymi głosami. Grymas szybko jednak znikł z jej ust i Brenna obróciła spojrzenie z powrotem ku Victorii, by przypadkiem nie zauważyli, że na nich patrzy.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
29.12.2022, 13:44  ✶  
- Wieeesz… Czego oczy nie widzą… On tego nie wie – teraz zachichotała już jawnie, bo jakoś bardzo rozbawiła ją ta wizja. Nie to, by sama namawiała Brennę do zdrady – ale ta rozmowa była tak abstrakcyjna, że panna Longbottom chyba nawet tak nie pomyślała? Sama Victoria nie była ambasadorką rozwiązłości, ot po prostu pasowało do kontekstu w jakim rozmawiały.
- No wiesz. Z godnością – wyjaśniła jej swój tok rozumowania. - Nie chodzi o odstrzelenie się jak na spotkanie rodzinne, gdzie podadzą ci jakieś najlepsze wino, po którym skręci ci twarz, bo takie cierpkie, więc prosisz wujka o wodę, a on z uśmiechem podaje ci wódę – uśmiechnęła się do Brenny. Brzmiało to tak, jakby mówiła z własnego doświadczenia, ale przecież Victorii nie było stać na taką skazę na jej wizerunku, na tą niedoskonałość, prawda?
- A czym cioteczka Eva sobie zasłużyła na twój gniew? Bo zakładam, że jest słuszny – a to dlatego, że Brenna była jak taka cynamonowa bułka – słodka i kochana. Zalewała innych swoim dobrym humorem, który bywał zaraźliwy, jeśli tylko się otworzyło na to swój umysł, i dlatego Victoria była całkiem ciekawa co też cioteczka Eva zrobiła takiego, że Brenna unika powrotu do domu, bo „polałaby się krew”.
Wyciągnęła swoją różdżkę, kiedy brunetka przysunęła do niej swoją kawę, bardzo delikatnie zrobiła machnięcie nadgarstkiem tuż nad filiżanką, było widać, że to wyuczony i latami wypracowany ruch, po czym spojrzała krytycznie na kawę i oddała ją Brennie.
- Spróbuj teraz, tylko uważaj. Mam nadzieję, że nie przesadziłam – wystarczyło bowiem zrobić zbyt zamaszysty ruch i nagle napój był już zbyt ciepły. A wystarczyło przesadzić tylko o kilka stopni. Po wszystkim schowała różdżkę i wróciła do swojej szklanicy. - Zimną kawę piją tylko psychopaci – zawyrokowała. - Jak jeszcze byłam w Brygadzie, to zawsze unikałam tych pączków. Za dużo i za słodkie – i jak tu dbać o linię? Zbędne kilogramy odłożone w boczkach z pewnością by jej nie pomagały. Ale Vitoria dołączyła do Brygadzistów od razu z myślą, ze gdy tylko będzie mogła, to będzie się ubiegać o dołączenie do aurorów – dłużej więc znała się już z aurorami niż brygadzistami. - A wzięłaś ich po równo? Czy wszystkich tyle, żeby każdemu wystarczyło po jednym? Na przyszłość może trzeba je pokroić na pół, będzie więcej dla każdego, a i wyrzuty sumienia też niby mniejsze… - tak tylko głośno myślała. Kiedy dzisiaj wychodziła z pracy, to nawet nie sądziła, że będzie w Kotle rozmawiać o pączkach. - Dużo roboty. Bardzo się nasiliły ruchy czarnomagiczne odkąd Czarny Pan ogłosił wszem i wobec swoje postulaty – to oznaczało faktycznie więcej roboty dla aurorów – miała więc intensywny ostatni rok kursu na aurora i teraz, gdy go już zdała, również nie było nudy. - Nie ma czasu na bicie się o pączki. Zresztą… robią się coraz bardziej zuchwali. Albo chcą nas zalać ilością. A u was?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
30.12.2022, 13:17  ✶  
- A on tak na moich oczach. Bezczelny - westchnęła Brenna z udawaną urazą. Spojrzała na Victorię z pewnym zaintrygowaniem, gdy ta wspomniała o spotkaniu rodzinnym. Nie dopytywała, ale gdyby Lestrange mówiła z własnego doświadczenia... to Brygadzistka chyba nie byłaby ani trochę zaskoczona. Doskonale wiedziała, że to co rody czystej krwi prezentują światu, niekoniecznie jest tym samym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami.
Ba. Wręcz zwykle tym nie jest.
Niemniej Brenna wiedziała też, że nie jest to temat, który powinna specjalnie ciągnąć.
[b]- Cydr. U nas jest to cydr
- powiedziała więc tylko lekko. - W Dolinie królują wino i cydr, sięgnij po czystą wódkę, a zaraz jakiś Abbott zmaterializuje się w jakimś kącie i zacznie cię oskarżać o herezję[/b] - stwierdziła radośnie. Gdy jednak rozmowa zeszła z powrotem na cioteczkę Evę, przewróciła oczyma.
- Och, czym ja sobie zasłużyłam na jej gniew. A ta historia sięga dnia, kiedy miałam pięć lat i weszłam na drzewo, bo dziewczynki nie powinny wchodzić na drzewa jak chłopcy, a potem kiedy miałam siedem lat, dowiedziałam się, że nie powinny nosić spodni jak chłopcy... i tak to się ciągnie od ponad dwudziestu lat. Ogółem, zdaniem cioteczki Evy, należałoby mi przeszczepić cudzą osobowość - podsumowała. Nie zdawała się tym specjalnie przejęta, uśmiechnęła się nawet półgębkiem. Eva była po prostu dość typową przedstawicielką rodu czystej krwi. Taką starej daty. W rodzinę Longbottomów się wżeniła, i chyba zawsze uważała ród Longbottomów za dzikusów, i żałowała tego aranżowanego małżeństwa...
Brenna sięgnęła po kawę i ostrożnie upiła łyk.
- Idealna, dzięki. I przynajmniej nie jestem psychopatką. Chociaż uwielbiam pączki - oświadczyła.
Ona sama linię zachowywała chyba dzięki dobrej przemianie materii oraz niespożytej energii. Ganiała po lesie wokół Doliny regularnie, zarówno jako człowiek, jak i w wilczej postaci, poza tym dość często ćwiczyła. A sama Brygada... zawsze uznawała ją za miejsce idealne dla siebie. Wiedziała, że większość co bardziej utalentowanych chce uciekać do bardziej prestiżowej jednostki. Ale Brenna niekoniecznie chciała walczyć z czarną magią: wolała pomagać ludziom, a w Brygadzie wedle własnej opinii mogła robić to znacznie lepiej.
- Obawiam się, że wzięłam ich tyle, by dla każdego wystarczyło po jednym. Nie przewidziałam, że rozpocznę Wojny Pączkowe - parsknęła. Nieco uważniej spojrzała na Lestrange, gdy ta wspomniała o Czarnym Panie... ale cokolwiek pomyślała, zachowała to dla siebie. - I wiesz, u nas też jest kołomyja. Chyba dlatego ludzie szukają każdej okazji... żeby odreagować. Spędziłam ostatnio trzy dni sprawdzając różne podejrzane zgony mugoli, czy to faktycznie wybuchy gazu i zatrucia, czy może coś innego i jedna sprawa poszła do was, bo jak nic użyto avady - westchnęła, na moment pochmurniejąc. Chociaż czarnoksiężników ścigali głównie aurorzy, to jednak zgłoszeń była masa. Pożary, uciekające zwierzęta, podejrzane zaginięcia i zgony, co do których nie było pewności, czy stoi za nimi jakiś śmierciożerca, czy czysty przypadek.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
31.12.2022, 18:07  ✶  
Spotkania rodzin czystej krwi, tych, którzy to mocno pielęgnowali, były zawsze prawie takie same: nudne do porzygu. Sztywne jak widły w smoczym łajnie. Oczywiście żaden szanujący się członek takiego rodu nie powie tego na głos, chyba, że już trochę podpije, a Victoria póki co była całkiem trzeźwa. Były dwie opcje: albo mogłaby mówić wtedy godzinami co to się tam wyrabia, albo skwitować to krótkim „nuda”.
- Dużo lepszy – zgodziła się z Brenną. Ale u niej na spotkaniach rodzinnych dawali wino, czerwone jak krew, pewnie żeby symbolizowało czystość krwi. Czystokrwiści mieli na tym punkcie prawdziwego bzika.
- Może co innego by mówiła, gdybyś zamiast włazić na drzewo po prostu tam podleciała na miotełce. Albo przypadkiem tam znalazła i narobiła wszystkim dookoła strachu – bo tak się potrafiło dziać, kiedy nagle dziecko przejawiało zdolności magiczne. Ale akurat Victoria bardzo dobrze potrafiła sobie wyobrazić tę cioteczkę Evę. - Mogłaś sama wybierać co chcesz założyć jak miałaś siedem lat? Czy to rodzina podsuwała ci spodnie, a ciotka z jakiegoś powodu denerwowała się na ciebie? – zapytała, bo Victoria, kiedy była w tym wieku, nie miała nic do powiedzenia w kwestii swojego ubioru. No a przecież sama by go sobie w tym wieku nie uszyła! Znaczy dzisiaj też by tego nie zrobiła, ale nie w tym była rzecz. - Ach, gadanie. W pewnych zawodach sukienka tylko by przeszkadzała – Victoria machnęła ręką, bo obecnie sama przecież w pracy nosiła spodnie. Teraz nie, teraz była po pracy, ale musiała przyznać, że była w tym pewna wygoda, zwłaszcza jak musisz za kimś biec, a poły sukni tylko zaczynałyby ograniczać. A i potknąć się łatwiej. - Na szczęście przeszczepienie osobowości można między bajki wsadzić – uśmiechnęła się do Brenny. Rozumiała już wszystko na temat ciotki, która wsuwała swój zbyt długi nochal w nie swoje sprawy.
I brygadziści i aurorzy byli potrzebni. Jakby wszyscy byli aurorami, to kto zajmowałby się sprawami, które czarnej magii nie dotykały? Jeśli tylko Brenna czuła się tam na miejscu, to to było dla niej najważniejsze. Niektórzy zmieniali Departamenty jak rękawiczki, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Victoria zresztą przeszła przez trzy różne stanowiska, no, cztery jeśli liczyć jeszcze bycie stażystką.
- Mówię ci, następnym razem daj im pokrojone – bo znając Brennę, to była pewna, że będzie następny raz. Temat o pracy jakoś od razu robił się cięższy, ale Longbottom miała rację: ludzie próbowali odreagować. I zresztą nic w tym dziwnego! - Parszywe czasy – odpowiedziała i pokiwała głową, nim się nie napiła. - Dużo tego ostatnio. Odkąd awansowałam na aurora to nie było tygodnia bez sprawy ze zgonem mugola – awansowała na początku tego roku, teraz miały końcówkę marca, co dawało trzy miesiące. Łatwo było policzyć, że to dawało liczbę: dużo. - Nawet w Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof nie miałam tyle styczności z mugolami co teraz – nie była z tego przesadnie zadowolona, mimo wszystko wciąż tkwiła w naukach o mugolach wyniesionych z domu. Ale przy tym nie migała się od roboty dlatego, że dotyczyło to nie czarodziejów.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3739), Victoria Lestrange (3989)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa