• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[10 lipca, Głębina] Te Chińskie bajki || Stanley & Maeve

[10 lipca, Głębina] Te Chińskie bajki || Stanley & Maeve
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#1
18.03.2024, 23:02  ✶  
10 lipca 1972, Głębina
Stanley Andrew Borgin & Maeve Mulciber Chang

Francis w teorii miał bardzo spokojną pracę. Nalewał ludziom piwa, czasem podał im coś ciepłego do jedzenia. Momentami kogoś pogonił. Wydawało się, że jak dla osoby na emeryturze, była to praca marzenie. Każdy kto tak sądził - był w wielkim błędzie. Po pierwsze, Francis, pracował w Głębinie, a to był przybytek specjalnego troski, dumnie nazywany lokalem usługowo-przestępczo-gastronomicznym przez jego właściciela. Po drugie - jego szefem był Stanleyem, a ze swoim tęgim umysłem, miał pomysły nie z tej ziemii. Po trzecie - barman tego "portu" chciał sobie tylko tutaj dorobić, a nie opiekować się Borginem i widzieć to wszystko, co on tu odpierdalał. W imię zasady - wolność Tomku w swoim domku, nie miał za dużo do gadania. Musiał z nim współpracować.

Musiał też powiadomić Maeve, wszak Stanley zabunkrował się w swoim biurze, a nawet powołał swoją Terakotową Armię. Nawet chyba powołał Sauriela na generała? Tego jednak Francis nie był w stanie potwierdzić. Pewne było jednak to, że cała kadra oficerska została obsadzona przez ludzi mu zaufanych. Trochę jakby budował swoją utopię, cudowne państwo pod przywództwem kapitana Stanisława.

Kiedy tylko Maeve dotarła do lokalu, barman odetchnął z ulgą. W lokalu siedziało kilka osób, które nie interesowały się jednak za bardzo tym wszystkim. Dla nich ważniejsze było piwo czy coś, co tutaj nazywano "jedzeniem". Trafiły też się jakieś karty i pewnie kilka galeonów, które zmieniały właściciela co chwilę.

Nie czekając, ani chwili dłużej, Francis, zaprowadził Changównę na zaplecze. Pokazał jej drzwi do biura, chociaż dobrze wiedziała gdzie ono się znajduje. Uśmiechnął się jeszcze do niej i życzył powodzenia. Uchylił drzwi i puścił ją przodem, zostając jednak po drugiej stroni. Nie odważył się po raz kolejny pokonać Styksu, wszak znał pytanie, które zaraz musiało paść - GDZIE JEST MEWKA?!.

Stanley stał tyłem do drzwi, przyglądał się jakiejś roślince na szafce. "Fachowcy" z Nokturnu nazywali ją psinkom - Kurwa mać. Ile razy Ci powtarzałem, że potrzebuję tutaj MAEVE! - krzyknął, uderzając pięścią o szafkę. Odwrócił się zaraz z kieliszkiem wina w dłoniach, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Zupełnie jakby stary wrócił z mlekiem po 26 latach - MEWKA! - rzucił rozradowany. Oczy miał podkrążone, a on sam był ewidentnie pobudzony, chociaż umysł miał zamglony. W wielkim skrócie - Borgin się fest spizgał jakimś towarem spod lady. Zapalił pewnie jakiegoś "śmiesznego" papierosa, nie korzystając uprzednio z usług własnej siostry, której takie pomioty szatana nie ruszały.

- Maeve ja już wszystko wiem. Wszystko już rozumiem - stwierdził, wskazując jej dłonią krzesło na przeciwko swojego biurka - Ja już rozumiem jak Ci trudno w Anglii. Jesteś tak daleko od domu... - pokręcił głową, biorąc łyka wina - Przepraszam... Gdzie moje maniery... - odwrócił się na moment, odchrząknął. Chwilę powtarzał coś pod nosem, unosząc palec do góry.

- Michało - powrócił do niej, witając się z nią w jej rodzinnym języku. Dla Stanleya nie miał znaczenia fakt, że Mewka wychowywała się całe życie w Anglii. W Londynie. Nawet nie obchodziło go to, że razem chodzili do Hogwartu. Borgin był po prostu trzy metry nad niebem. Widział wszystko z góry.

- Mewka... Powiedz. Ale szczerze... - zapytał, nachylając się nad biurkiem i swoją świętą księga, która nosiła nazwę "2000 lat kultury Chińskiej w pigułce" - Jak sobie radzisz w Londynie? Bez żadnych wiadomości ze swoich rodzinnych stron? Nie brakuje Ci krewniaków tutaj? - zapytał, będąc naprawdę ciekawym. W końcu bardzo mu zależało, aby jego siostra czuła się dobrze. Stanley miał bardzo wielu znajomych i przyjaciół, którzy mogli jej pomóc się tutaj zaaklimatyzować. Była na przykład taka Lorraine, złota dziewczyna - w sensie blond, ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. Była też Ambrosia, która była piętro wyżej - znaczy byłaby piętro wyżej, ale gdzieś akurat pojechała. No co za pech, że nie było jej wtedy, kiedy była potrzebna.

- BARMAN! - zawołał Francisa - Podwójna wóda dla wszystkich w tym pokoju! - zażądał. Trochę bredził, ale czy miało to znaczenie? Najwidoczniej zapomniał też, że alkohol nie robił żadnego wrażenie na Mewce. Cóż, ciężki żywot na wolności. Pracoholicy już tak mieli, że im mniej mieli do roboty, tym bardziej im odbijało.

Zza drzwi dało się tylko usłyszeć jakąś cichą "kurwę", która została najpewniej rzucona przed ów barmana tego przybytku. Francis już wiedział, że to dopiero się zaczyna, a noc była jeszcze długa.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#2
14.04.2024, 14:04  ✶  
List Francisa ją co najmniej zmartwił.
Po kilku kolejnych kęsach kolacji co prawda, którą akurat konsumowała (miło ze strony barmana, że jej przysłał lekturę z gatunku fantasy do jedzenia), ale koniec końców poczuła pewną dozę trwogi. Bynajmniej nie dlatego, że się martwiła o dobrostan psychiczny Stacha, bo to jakby się martwić, że martwemu w trumnie będzie samotnie, a raczej zaczęła się bać o to, że sobie zrobi krzywdę wygibasami. Skoro Borgin rozpoczął pokazy sztuk walki, których prawdopodobnie nawet nie umiał poprawnie wymówić, a co dopiero wykonać, to trzeba było koniecznie interweniować. Nie było wszak opcji, że był specjalistą w temacie - był po szkoleniach BUMu, tam przyjmowali każdego, a zwłaszcza tych, co mieli grupę inwalidzką (rzekomo gwoli inkluzywności, ale wszyscy wiedzieli, że wtedy dostawali większe dotacje na pierdzenie w stołek).
Nie zdziwił ją wcale brak poruszenia wśród klienteli, kiedy przekroczyła próg przybytku. To, że komuś na Nokturnie peron odjeżdżał nie było żadną nowością, żadną nowalijką, to było chlebem powszednim. Z mlekiem matki się tu wypijało przezorność i naturalną reakcją na takie ekscesy był brak reakcji. Lepiej udawać, że się świra nie widzi, bo a nuż sam cię przeoczy i nie uprzykrzy życia.
Chciała przed wejściem do jaskini lwa jeszcze wypytać Francisa o szczegóły, wiecie, jak bardzo jest źle, czy wystarczy lepa w ucho na uspokojenie, czy to już moment, żeby wzywać egzorcystę, ale zanim sformułowała do końca zdanie, usłyszała tęskne wołanie. Niby imię należało do niej, ale jeszcze się tak przez chwilę spojrzała na Francisa, czy aby się nie przesłyszała. Westchnęła z nutką rozpaczy i weszła do gabinetu.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi na jego wesołe powitanie, ale oczy miała jakieś dziwne. Nie dziwniejsze niż on, ma się rozumieć, ale ewidentnie nie śmiały się razem z nią. Raczej oceniały go na wskroś, rozglądały się po wszystkim, łączyły wątki. Staszek wyglądał niewiele lepiej od stałych bywalców Palarni, których czasem trzeba było siłą wyciągać spod stołu. Była święcie przekonana, że był niebosko spizgany, teraz tylko pozostawało wybadać czym i czy da się temu jakoś zaradzić.
- Hę? - Zacięła się nieco i zamrugała kilkukrotnie w bardzo krótkich odstępach czasu, kiedy wyjechał, że jej daleko od domu. Przecież Palarnia była dosłownie parę minut spaceru stąd, a jak biegła na ratunek, to nieliczni o tej porze przechodnie mogli ją pomylić z Błędnym Rycerzem.
Potem nazwał ją Michałą. Chyba? Nie wiedziała, że istnieje żeńska wersja tego imienia, ale człowiek uczy się całe życie. Rozejrzała się jeszcze, bo może nie chodziło o nią, może Stanley kogoś porwał, namówił do jakiegoś interesu i teraz, wszem i wobec, zechciał Mewce przedstawić. Ale nikt się znikąd nie wyłonił, tajemne przejście nie ukazało się spoza regału, byli tutaj sam na sam.
- Gościu - zaczęła, nie wiedząc, jak łagodnie ubrać w słowa, że chyba go doszczętnie popierdoliło. - Radzę sobie wyśmienicie. Pico bello. Przecież ja jestem stąd, o jakich rodzinnych stronach mówisz? - Znowu odwróciła się i spojrzała na drzwi. Tęsknymi oczyma, mówiącymi Francis wróć. - Jakich krewniaków ma mi brakować? Jak już to czuje przesyt, czy ty widziałeś, ile ja mam sióstr? - Zmarszczone brwi wyrażały nie tylko zmartwienie, ale również błaganie o sens. Podeszła bliżej biurka, głównie po to, żeby usiąść na blacie obok Staszka i czekać na okazję, żeby kłopot rozwiązać przemocą, ale najpierw spojrzała na tę książkę, co ją czytał. Mianowicie, to było niezwykle dziwne, że Stanley cokolwiek z własnej woli czytał.
Złapała za lewą połowę książki, przymknęła ją na moment, żeby rzucić okiem na okładkę. Dobry boże.
- Stasiu - zagadnęła milutko, siadając obok i patrząc na niego jak zatroskana matka. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, że ja nigdy Chin na oczy nie widziałam? Co najwyżej na pocztówkach? - Oświadczyła, czekając na reakcje, bo obawiała się, że obwieściła mu łamiące serce wieści. Nie wiedziała, czego się nawdychał, ale sądząc po wcześniejszych wypowiedziach, bardzo mu było teraz przykro, że Maeve nie ma połączenia z krajem swoich przodków. Ba, ona ledwie mówiła po chińsku, bo się trochę brzydziła tego języka.
Zignorowała tę podwójną wódę, choć słyszała, że Francisowi pomysł podoba się średnio. Miała inne spojrzenie, bo po pierwsze - ona utrzyma trzeźwość umysłu, dotrzymując Stanleyowi kroku, a Stachu przy odrobinie szczęścia skurwi się tak szybciutko, że go po prostu zaniosą do spanka i po kłopocie. Istniała również opcja, że dolanie alkoholu do substancji, którą już miał w krwioobiegu, może wywołać wybuchową mieszankę, ale wtedy sobie też jakoś poradzi. Bywało gorzej i zawsze wychodzili z tego bez większego szwanku.
- A co ci się w ogóle tak zebrało na refleksje na temat dalekiego wschodu? Chińszczyzny się najadłeś? - Zagaiła, wertując trochę tę książkę. Może krył się za tym jakiś głębszy sens? Może to po prostu zatrucie pokarmowe?


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#3
30.04.2024, 22:35  ✶  

Stanley Borgin osiągnął stopień bóstwa. Został wybrany przez swój prawie miliardowy lud do tego, aby ich zbawić i wyciągnąć z ziemii Egipskiej do ziemii obiecanej. A nie, wróć - to nie ta historia.

Ale jednak trochę tak, ponieważ chiński cesarz - Stan Ley Borg-In, pierwszy tego imienia, który ujarzmił Ogórki, smok z Komody i z Bożej łaski pan Głębiny, wiedział, że coś się święci. Wiedział, że Hunowie i Mongołowie nie będą czekać na ruch z jego strony. Chcieli zniszczyć go - jego lud i to wszystko na co tyle pracował. Musiał działać.

Zaszyty za Wielkim Murem Chińskim, broniąc się słowem i silną wolą, oczekiwał na przybycie swojej rady wojennej, która miała mu pomóc zdecydować nad kolejnymi krokami, wszak wróg był u bram.

Niestety świeżo mianowany dowódca, admirał, generał i marszałek jego armii, Sau Riel, musiał toczyć jakieś zacięte boje w tej chwili i nie mógł się stawić na spotkaniu. To samo tyczyło się innej doradczyni - Lorr Aine, która musiała pewnie zdobywać ważne informacje, aby przechylić szalę zwycięstwa ku ich stronie. Amb Rosie akurat musiała zapewne wróżyć pomyślność dla ich narodu, prosząc niebiosa o ich boską interwencję...

Została tylko jedna osoba, która mogła przemknąć niezauważona za Wielki Mur. Tą osobą była oczywiście Maeve, która miała bardzo chińsko brzmiące imię jak na kogoś kto pochodził z Chin. Cesarz Stan Ley poczuł się zdradzony przez resztę swoich doradców ale wybaczył im po trzech sekundach, ponieważ wiedział, że nie ma nikogo innego aby obsadzić stanowiska kierownicze, a nie mógł sobie pozwolić w tej chwili na wakaty. Nie kiedy nadciągała ostateczna bitwa, która miała zadecydować o przyszłości świata (lub co najwyżej o finale dzisiejszego wieczora dla Borgina).

Maeve popełniła pierwszy błąd. Od kiedy to mogła się do niego zwracać "gościu", a nie "mości uniżony panie wojewodo" albo "Wasza Borg-Inowość" albo... w zasadzie to ten "gościu" też mógł być jak tak się nad tym zastanowił chwilę dłużej. Stan Ley postanowił wybrać to jako swój przydomek - cesarz Stan Ley, zwany również "Gościem". Zapewne Maeve rozchodziło się o gościnności głowy ich narodu - nic dziwnego! W końcu jak to sam mawiał - "czym chata bogata!", chociaż bardziej chyba chodziło o "to trzeba na spokojnie"...

Bardzo ciekawie mówiła i Stanley był gotów po to, aby pójść po jakiś atlas geograficzny, ponieważ bardzo chciał się dowiedzieć gdzie to "Stąd" leży w tych wielkich Chinach. Nigdy nie słyszał o tej miejscowości. Nie słyszał też w sumie o żadnej innej miejscowości w tamtym kraju. Czy to mogło znaczyć, że pochodziła ze stolicy? Istniał na to cień szansy... A może powinien ogłosić dekret, który mianowałby "Stąd" stolicą Chin na cześć Maeve? Będzie musiał to przemyśleć wraz ze swoją radą.

- Miliard - odpowiedział szybko i poprawnie. Cały naród był ich braćmi i siostrami. W końcu polegali na nich - wypatrywali w nich nadziei na lepsze jutro tak jak słońca po deszczu czy coś takiego. Borgin nie był ekspertem w powiedzonka i ciężko było mu coś mądrzejszego wymyślić czy nawet porównać w swoich nieomylnych myślach. Jak mogła mówić tak brzydko? Jaki przesyt, jaka dość?! W takim momencie?! Wróg czyhał na każdym rogu, a Maeve miała dość... No nie do pomyślenia.

Jako dobry, sprawiedliwy i... um... dobry, bo tego chyba jeszcze nie było, cesarz, pozwolił jej spojrzeć na swoją świętą księgę Sun Zi, która miała mu pomóc wygrać toczącą się wojnę.

- Maeve, nie musisz udawać. Jesteś w bezpiecznym miejscu. Jesteś za Wielkim Murem. Tutaj Hunowie czy Mongołowie Cię nie dopadną. Nie musisz już udawać, że nie byłaś nigdy w Chinach - poinformował ją, łącząc dłonie w trójkat, tworząc fengszui czy inne gówno o którym nie zdążył jeszcze przeczytać. Może chodziło o Ying-Yang?

- Zdałaś ten test śpiewająco. W życiu bym nie przypuszczał, że jesteś z Chin gdybyś mi tak powiedziała, ale ja wiem przecież, że jest inaczej... - dopowiedział niemal od razu, chcąc docenić jej wysiłek, który uskuteczniała ku chwale ich wspólnego dobra. Ku chwale ich narodu.

Na całe szczęście był też ich zasłużony sługa Franciszek. Podobno Czech, którego na służbę u Stan Leya wysłał jakiś europejski władca, a może on sam go nawet znalazł? Nie pamiętał - ważne, że się spisywał i wykonywał rozkazy z zadziwiającą precyzją. Trzeba było mu przyznać jedno - całkiem sprawnie odnalazł Maeve w tych wielkich Chinach, a następnie przeprowadził ją wokół Muru i postawił przed cesarskim obliczem.

- Zbieram naradę wojenną Maeve... Wróg jest u bram. Musimy podjąć decyzje. Musimy przeciwstawić się siłą zła. Nie możemy pozwolić, aby 2000 lat tradycji zniknęło ot tak... - pokiwał przecząco głową, a minę miał iście przejętą. Naprawdę zależało mu na losie tych wszystkich ludzi. Jak miał im później wytłumaczyć, że pozwolił Hunom przekroczyć Wielki Mur? Jako cesarz nie wiedział przecież jeszcze, że za kilkanaście lat stworzą bajkę o wielkich czynach Maeve, która będzie nazywana Mulan i pomoże przezwyciężyć najazd wroga.

- Obawiam się jednak, że musimy podjąć obrady w naszym towarzystwie. Ty i ja. Jak Ying i Yang. Które wolisz? Wolisz być Ying czy Yang? Mi w sumie obojętne - wyjaśnił, skupiając pełnie uwagi na swojej jedynej lojalnej towarzyszcze w tej chwili - Reszta rady nas zdradziła... Maeve... Zostaliśmy sami na tym polu bitwy - pociągnął nosem - Nasz dowódca Sau Riel walczy gdzieś z ostrym cieniem mgły... - przeniósł wzrok w kierunku szafki z książkami. Jednak nie potrzebował żadnej innej lektury, ponieważ mieli najważniejszą księgę przed nimi - Nasza nadworna pieguska... znaczy... eee... szpieguska Lorr Aine pewnie zdobywa cenne informacje, a nadworna wróżka Amb Rosie'a to nawet nie chce wiedzieć gdzie jest... - dodał. Stanley starał się robić bardzo dziwny akcent kiedy wymieniał imienia osób ze swojej rady nadzorczej, która sprawowała pieczę nad tym całym kondominium.

Do drzwi dało się usłyszeć ciche pukanie, co cesarz skwitował tylko jednym, prostym zdaniem - Otworzyć wrota - rozkazał swojej Terakotowej Armii... i nic się nie stało. Nie mniej jednak do środka wszedł Francis, podszedł bez słowa do biurka i postawił tackę z zamówionym alkoholem dla Stanleya. Nie zapomniał też o Maeve i przygotował dla niej jakiś napar z ziółek na uspokojenie - Powodzenia. Mam nadzieję, że to pomoże - poklepał ją jeszcze po ramieniu i czym prędzej oddalił się z sali tronowej, nie chcąc rozsierdzić smoka, który się tutaj znajdował.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#4
12.07.2024, 22:47  ✶  
- Sryliard - była równie szybka, pędziła jak świstoklik, próbując nadgonić za tokiem myślowym Stanleya. Łatwo nie było; nie wiedziała, czy się cieszyć, że taki towar nie ma na nią żadnego wpływu i nie musiała mierzyć się z taką toną urojeń, czy raczej żałować, bo gdyby była na tym samym planie świadomości, co Stachu, może doznaliby wspólnego objawienia.
- Stasiu, królu złoty... Cesarzu jadeitowy - rozpoczęła żałośnie, wstając znowu i rozkładając ręce w niemocy, ale próbując jednak dostosować słownictwo do odjazdu przyjaciela. - Ja wiem... Słuchaj, zdaję sobie sprawę, że słynę z udawania i oszukiwania. Zaufaj mi jednak, że kogo jak kogo, ale ciebie bym nie okłamała - powiedziała, kłamiąc. Nie jakoś wierutnie, przecież przed Borginem nie ukrywałaby bycia poszukiwaną przez Chińską Republikę Ludową, bo przecież w ich towarzystwie to raczej powód do dumy i kolejna naklejka z gatunku "dzielny zbir" do kolekcji. Co najwyżej mogła go oszukiwać na inne błahe tematy, głównie dla jego dobra - na przykład wtedy, kiedy bardzo chciał spróbować jakiegoś zabójczego alkoholu, co by go sponiewierał, a ona wmawiała mu, że to niedobre, a w ogóle jak się wypije, to potem przestaje się czuć smak ogórków. - Nigdy nie byłam w Chinach, przysięgam na moje paprotki i psiankę pieprzową - oświadczyła z jedną ręką na sercu, a z drugą wskazującą na psinkę stojącą dumnie w rogu gabinetu.
Aż musiała usiąść, kiedy oświadczył, że wróg jest u bram. Stwierdziła, że spocznie, bo nie wiedziała, z jakim fenomenem historycznym Borgin zaraz wyjedzie, a biorąc pod uwagę wstęp, istniała szansa, że żenadometr wyjedzie poza skalę i ją zmiecie z nóg. Obejrzała się przez ramię, patrząc na drzwi - może o te bramy mu chodziło? Ktoś pod nimi stał, może Francis? No ale gdzie, przecież osobiście go Stachu prosił, żeby po nią zawołał. To co, z Saurielem się pokłócili? A może ktoś mu podeptał grządki i teraz trzeba będzie typa skrócić o nogi?
- Yin reprezentuje ludzi urodzonych w nieparzystych latach, więc w sumie powinnam być Yin - odpowiedziała zupełnie szczerze, dając się wciągnąć w rozkminę. - Ty się urodziłeś w parzystych, więc jesteś Yang. Swoją drogą, to jest yin i yang, a nie ying i yang. - Skrzywiła się. Jeśli już ma mieć taki odjazd, to niech odstawia tego Chińczyka porządnie. Nie będzie tutaj kaleczył języka ich przodków, jeśli chce się nazywać dowódcą.
- W zasadzie, skoro pozostali członkowie "rady" - tutaj urwała na moment, by zrobić palcami cudzysłów, bo ciężko było określać ich zgraję tak poważnym mianem - wykonują przydzielone im zdania, to czemu uznajesz to za zdradę? - Zagaiła, przechylając głowę. Była szczerze zaciekawiona, czemu uznawał to za niesubordynację, skoro w jego słowie Lorraine robiła to, co zawsze, Sauriel walczył (co prawda nie wiedziała, jak można walczyć z ostrym cieniem mgły, ale Rookwood też nie był do końca normalny), a Rosie... No właśnie, co zrobiła mu Rosie?
Kiedy Francis wszedł, prawie złapała go za rękę. Była milimetr od błagania, żeby ją stąd zabrał, ale powstrzymała się, bo wiedziała, że zostawianie Staszka samego sobie w tym momencie było tragicznym pomysłem. Westchnęła więc głęboko, gotując się na poświęcenie. Ktoś to musiał wyklepać.
Na widok alkoholu zrobiła kwaśną minę - czy pogorszy sprawę? Choć chwilę wcześniej myślała, że sobie da z nim radę tak czy tak, to im dłużej słuchała tych chińskich bajek, tym bardziej zaczęła wątpić w swoje rodzicielskie zdolności. Raczej nie pomoże, pomyślała, więc trzeba było działać szybko. Nie mogła mu tak po prostu powiedzieć, żeby nie pił, bo pieprzy od rzeczy. Nie posłuchałby jej, w końcu teraz był cesarzem z mandatem od niebios, przekonanym o swej nieomylności. Toteż trzeba było Jego Wysokość (oj, był wysoko teraz) podejść sposobem.
- Mój panie, bacz na ten trunek - odezwała się, wyciągając ku niemu otwartą rękę, chcąc powstrzymać go przed wychyleniem alkoholu. - Sam powiedziałeś, że wróg jest u bram. Skąd wiesz, że wódka nie jest zatruta? Pozwól, że ja spróbuję - dzielnie zadeklarowała chęć podstawienia się, udając poważnie przejętą i oddaną sprawie. Co miała innego zrobić? Jeśli nie możesz kogoś pokonać, musisz do niego dołączyć. Takie niedobre, a Mewa pić musi.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#5
24.07.2024, 22:43  ✶  

To brzmiało na rzeczywiście bardzo dużą ilość sióstr czy tam braci albo sióstr i braci albo... no, ogólnie tych takich podobnych Mewie. Jak ona pamiętała imiona tych wszystkich osób? Jak pamiętała o ich urodzinach? Jak... jak funkcjonowała z taką ilością osób... Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi. Zero odpowiedzi - to chyba było najgorsze w zaistniałej sytuacji.

No Stasiu też brzmiało nieźle. To coś tam z jadeit też takie fajne. Może nie tak dostojnie jak Wasza Ogórkowość, ale kolor się zgadzał, bo to zielone i to zielone, więc wszystko było w porządku. W końcu Maeve była Chin. Mogła nie wiedzieć, że tutaj panują trochę inne zasady i ta cała kolonizacja, którą uskuteczniała w Londynie poprzez jakieś Chińskie Miasto, to było nieporozumienie. No bo po co jej był jakiś China Town, kiedy to Chiński cesarz był tuż za rogiem?

Znaleźli się w kropce. A tak naprawdę to w tunelu bez wyjścia. O ile definicja psinki była mu dobrze znana i chodziło o tych wszystkich Aurorów i brygadzistów, tak paprotka? To był ich jakiś pododdział specjalny? Specjalnej troski może nawet? A może to taka pogardliwa gra słów ze strony Maeve i chciała mu podprogowo przekazać, że psinki robią pod paprotki? Całkiem sprytne i prawdziwe. W końcu jak na prawdziwego bumelanta przystało - należało lać gdzie popadnie, a że zdarzały się patrole w lesie - cóż... przynajmniej mogli przeciwdziałać ewentualnym pożarom.

Ale to nie była historia o tym. Nikt nie poświęcił rozdziału o jakichś kwiatkach czy innej policji. Tutaj pisała się nowożytna historia Chin, a Stan Ley i Maeve mieli być naocznymi świadkami tych wydarzeń. Znaczy już byli, a Changówna to nawet nie została zapytana o to czy chce - chociaż pewnie bardzo chciała w głębi duszy.

Dalej było jeszcze wyżej, zwłaszcza kiedy Mulciberówna postanowiła przyłączył się do dyskusji i przedstawić fakty odnośnie Ying i Yang czy tam Lil Yang czy cokolwiek tam prawiła. To była taka abstrakcja dla Borgina, że jedyne na co było go stać to nieme coooo....... i otworzenie paszczy jak zdziwiony kot na laser, który właśnie zniknął.

- Ja jestem yang, bo jestem młody - odparł zgodnie z prawdą - A Ty jesteś Ying bo jesteś z Chin - wyjaśnił. Chyba już to jej mówiłem, że jest z Chin... Może powtórzę dla pewności? zastanawiał się. Nie był pewien czy o tym wiedziała. Może wypierała to z własnej świadomości? Bała się represji? A może nie chciała, aby koledzy w szkole się z niej śmiali? Na rany boskie, nie powinni tego robić, ponieważ była taka mała. A nie. Mewka miała przecież z jakieś metr-w-chuj-więcej-niż-czterdzieści. To oznaczało jedno - była wyższa, niż jej rówieśnicy w podstawówce. I to wyrosła tak na ryżu? Coś wspaniałego.

- Jesteś z Chin - nie wytrzymał i stwierdził po raz setny tego wieczora. Musiało to do niej dotrzeć. Musiała to zrozumieć. A przede wszystkim - musiała się z tym pogodzić i zaakceptować. Stanley jej nie oceniał. W pełni popierał to, że pochodziła z kraju środka. Może powinniśmy dostać za nią jakiś dodatek dla mniejszości etnicznych? Ta myśl też zagościła na chwilę, ale powrócił do trzeźwego myślenia i pełnienia swojej roli do której został wybrany przez niebiosa. Powrócił do bycia dobrym panem i władcą, Cesarzem z Mandatem Niebios.

- Bo wezwałem naradę wojenną, a oni się nie zjawili. Tylko Ty się pojawiłaś - wytłumaczył spokojnym głosem, przypominając sobie, że rzeczywiście pozostała część rady się nie zjawiła. Będą surowe konsekwencje... Sam ze sobą zatwierdził kolejny dekret, który miał właśnie tego dokonać. Wszyscy zostaną skazani na pracę na platancji ogórków. To była taka wspaniałomyślna kara.

Terakotowa Armia działa prężnie i szybko. Czym prędzej wpuścili kolejnego petenta, którym okazał się sam Frantisek i to we własnej osobie. Nawet przyniósł dary losu! I to był prawdziwy poddany, który dbał o dobro jego cesarskiej mości.

Borgin czym prędzej pochwycił szklankę z alkoholem i był już gotów wziąć łyka, aby odetchnąć z ulgą po swoich pieczołowitych przemowach, ale został zatrzymany. Nie ukrywał, że narracja, którą przedstawiła jego aktualnie jedyna i ostatnia członkinia rady, była całkiem spójna. Wszyscy wiedzieli, że życie cesarza było najważniejsze, a skoro wróg był u bram - warto było mieć jakiegoś testera. Tylko czemu miałaby to być Maeve? Ale chuj. Raz się żyje.

- Dobrze. Zgadzam się, ale tylko dlatego, że nie ma nikogo innego, aby mógł tego spróbować - oznajmił, wręczając jej szklankę. Nie dał jej jednak zbyt długo czasu na zastanowienie, ponieważ doznał kolejnego oświecenia, które zapewniał mu Mandat z Niebios... chyba za zbyt szybką jazdę po pigułkach czy innych gównie.

- Ha! Ja już wszystko wiem! To jest takie jasne... - zaczął, rozpoczynając swoją kolejną wspaniałą myśl - Próbujesz mnie podpuścić niczym zajączka w lesie... - przeniósł swój jakże skupiony wzrok wprost na Maeve - Ale wiem, że to nie prawda. Sprawdzałem Cię tylko. W zasadzie to całe życie. Od Hogwartu. Od egzaminów z pszyrki. Specjalnie Cię tam wysyłałem, aby zobaczyć czy można Ci zaufać - stwierdził - Ja to wszystko bardzo dobrze potrafię. Patrz na to... - ostrzegł, unosząc otwarte dłonie do góry - Tripryzydian sodu wchodząc w reakcję syntezy z czterokwasem siarkowym trzy, który następnie dokonuje wymiany podwójnej z tlenem, gdzie glin zostaje substratem... Daje nam to... - poklepał się po brodzie w zastanowieniu - Logiczną całość! - przyznał. Czy to co przed chwilą powiedział miało jakiś sens? Nie. Czy coś takiego w ogóle istniało? Też nie, chociaż kwas to mu chyba przegrzał już styki tego wieczora. Bez dwóch zdań zajebał dzisiaj Magika w kwestii skoku na główkę, a Francis zapewne oskarżyłby go co najwyżej o Chadę. Cóż, najtęższe umysły nie były w stanie okiełzać tego, co się tutaj działo. Zresztą nie tylko oni - Stanley też nie był.

- Mam jeszcze jeden pomysł Maeve - zakomunikował - Wydamy Ciebie za mąż za jakiegoś króla z innego królestwa, aby wspomóc nasze cesarstwo w walce ze złem. Dzięki temu zyskamy cenny pakt i sojuszników do walki. Hunowie nie będą w stanie stawić nam czoła. Będą stawać na głowie, aby wymyślić sposób na to jak pokonać nasze połączone siły - powiedział to tak spokojnie niczym jakiś pierdolony Konfucjusz medytujący na środku tafli jeziora o 6 rano - Daje Ci... - spojrzał na zegarek, chociaż wszystko zlewało się w całe nic - Trzydzieści osiem sekund na przedstawienie kandydata - puknął w tarczkę od zegarka i zaczął odliczać. Tik, tak



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#6
24.08.2024, 20:43  ✶  
Załkała żałośnie, słysząc połączenie słowa yang z byciem młodym. Ukryła twarz w dłoniach, przecierając nimi zmęczone oczy, bo jak matulę kochała, nie dawała już psychicznie rady. Mewka serdecznie teraz sobie życzyła, że jak go już ukatrupi (a potem odstrzeli siebie, bo przecież sobie zaduszenia Stacha na śmierć nigdy nie wybaczy), to trafią pośmiertnie do różnych kręgów piekielnych w ramach pokuty. Całej wieczności takiego pierdolenia zwyczajnie nie zniesie.
Nie wiedziała, jak ma mu przemówić do rozumu, że nie jest z Chin. Może powinna pocisnąć w oskarżenie o rasizm? Zwyzywać go, że co, że jak ktoś ma skośne oczy, to od razu z ryżowaru musiał wyskoczyć? A może oszukać go inaczej, zmienić swój wygląd na taki nieprzypominający Chinki w żaden sposób, a nuż nie ogarnie? Choć nie, wtedy jak jej nie pozna, to ogłosi ją intruzem, zacznie wzywać straż, a nie chciała się bić z Francisem w parterze.
- Tylko genetycznie... - jęknęła w ostatniej próbie przetłumaczenia Stanleyowi, że naprawdę wiele więcej z Chińczykami nie ma wspólnego. Ba, Maeve nawet kaleczyła język ojczysty, jak miałaby stamtąd pochodzić? Kończyły jej się już pomysły, jak do niego dotrzeć, a nie chciała przechodzić do rękoczynów i zaklęć odbijających się od ścian. Jakby totalnie ceniła sobie, że Stan akceptuje kompankę rasy innej niż biała, ale jako dobra przyjaciółka przecież nie mogła pozwolić mu na życie w kłamstwie.
- Aha. - Udała zrozumienie. - A czy oni wiedzą w ogóle, że wezwałeś naradę wojenną? Czy jesteś jak moja matka i liczysz, że się domyślą? - Jeśli posłał po nich sowę i go olali, nie mogła ich winić. W przypadku, w którym treść listu byłaby chociaż w połowie tak niepokojąca jak te farmazony, których teraz musi słuchać, znalazłaby wymówkę na ich miejscu. Niemniej wtedy miałby podstawę do tego całego karania ich, nieważne, jak niedorzecznie brzmiało. Natomiast jeśli nie powiedział im absolutnie, że tutaj mają istotną posiadówę sponsorowaną przez narkotyki, to znaczyło, że Stacha zdecydowanie trzeba było położyć spać. Najebany to do domu.
Mimo iż czuła się jak błędny rycerz walczący z wiatrakami, poczuła zalążek nadziei, kiedy pozwolił jej wypić alkohol. Nie zastanawiała się nawet, bo nie chciała dać Stanleyowi czasu na rozmyślenie się - wychyliła tę wódę na raz, a potem na popitę wzięła te ziółka na uspokojenie. Kto wie, przy odrobinie szczęścia jedno z drugim wejdzie w reakcję i Maeve osiągnie nirwanę.
Zdębiała, kiedy zaczął recytować związki chemiczne, które nie istniały, tak samo z resztą jak sens tej wypowiedzi. Zatrzymała się w ruchu z kubkiem po naparze w ręce i gapiła się na niego jak na debila, oniemiała i kompletnie zbita z tropu. Czy on się zacznie przeistaczać zaraz? Przepoczwarzy się w kawałek jadeitu? Przemieni się w ogórka?
Zamiana w ogórka byłaby w zasadzie śmieszna.
- Czy ta logiczna całość jest z nami w tym pokoju? - Zapytała niewinnie, rozglądając się dookoła. Nadal nie widziała związku między recytacją chemii a sprawdzaniem jej na pszyrce, ale też niekoniecznie chciała dociekać. Zajrzała raz jeszcze do kubka, naiwnie licząc, że coś tam z tego uspokajacza zostało, ale oczy napotkały gołe dno. Najgorzej, kiedy na trzeźwo się nie da, a pijanym stać się nie sposób.
I wtem wyskoczył z najgorszym pomysłem z możliwych - swatanie z chłopem. Maeve przechyliła głowę i spojrzała na Stanleya niczym matka, która chciała oczami przekazać, żeby jej nie osłabiał. Ze wszystkich osób ją? Mewę, zagorzałą wielbicielkę kobiet? Chyba jeszcze dzisiaj nie sikał.
- O nie, nie. Przegiąłeś pałę - oświadczyła, odstawiła kubek z hukiem na blat biurka, a potem strzeliła otwartymi dłońmi w kolana i podpierając się nimi wstała. - Wiesz za kogo wyjdę? Za twojego starego, a potem dam mu syna, którego wreszcie pokocha - oznajmiła w złości, gestykulując zawzięcie rękoma nieopodal twarzy Stanleya, wskazując nań palcem wskazującym tuż przed jego nosem. Wkurwił golema, co tu dużo mówić. Mógł być naćpany do nieprzytomności umysłu, ale żeby Mewie sugerować heteroseksualizm to już za wiele. Tak się nie robi.
- Panie cesarz, albo abdykujesz w tym momencie i udasz się na spoczynek samodzielnie, albo cię z Francisem położymy spać wbrew twojej woli. Wybierz mądrze, bo mnie ręce świerzbią - podparła się pod boki i czekała na decyzję. Miarka się przebrała i było już po dobranocce.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#7
25.08.2024, 00:29  ✶  

Maeve dobrze postąpiła, że dalej była sobą w swojej Chińskiej formie, a nie zamieniła się w kogoś innego, bardziej Angielskiego. W takim obrocie spraw, najpewniej, zostałby podniesiony alarm i Mewka musiałaby się zmierzyć z bestią z bagien, która się potrafiła się skradać do wioski, zgrzytając przy okazji zębami. Taki to właśnie był stwór-potwór z Francisa.

Stanley się wkurwił niczym pewien znany Austriacki malarz pocztówek, który dowiedział się o tym, że Steiner i jego armia nie przybędą z odsieczą do walczącego Berlina w kwietniu 1945 roku. W przypadku Borgina rozchodziło się bardziej o fakt, że to wszystko było jasne - trwała wojna, musiała być narada i wszyscy mieli się stawić do jego Wilczego Szańca. Wszystko w imię zasady Das war ein befehl!

Dlaczego mu to zrobiła? Dlaczego zaczęła podważać jego decyzje i racjonalne myślenie jego własnej rady? Dlaczego? Po prostu Dlaczego?! Aż się prosiło zapytać czy widzi gdzieś tutaj flagę i dlaczego nie i w sumie to dlaczego kurwaaaa.

Borgin szybko zdał sobie sprawę, że jest to tylko tania zagrywka, która ma go wyprowadzić z równowagi. Zrozumiał, że testuje jego cierpliwość, a on - jako ostoja, lepsza wersja Konfucjusza, pierwszy tego imienia - musiał pokazać się z jak najlepszej strony. Trochę jak przedszkolak na wystawieniu dla rodziców, ale Stanley grał akurat drzewo. Cóż, nie każdy mógł podołać takiemu ważnemu zadaniu. Nie ma o co się jednak martwić, bo on za młodu też nie podołał i po prostu zszedł ze sceny, mówiąc, że już mi się nie chce. To jednak była historia na kiedy indziej.

Maeve za to ponownie go zdradziła. Miała tylko spróbować tego alkoholu, a nie wypić go do dna. Skoro tak chciało jej się pić, mogła powiedzieć, a przecież dobry Pan i mości nam panujący Stan Ley, w życiu by jej nie odmówił. Któryś tam mędrzec Chiński powiedział, aby głodnych nakarmić, spragnionych napić, a Brennie to zacząć wysyłać anonimy wycięte z gazet. Chociaż to ostatnie to już mógł sobie dodać sam Stanley. Może to nawet nie był azjatycki uczony, a jakiś inny? Mniejsza o to - vibe miał całkiem fajny i spoko nawijał, więc nieźle się to czytało.

- Jest - odparł bez chwili zastanowienia czy zawahania - Mogę Ci to rozrysować jak chcesz - zaproponował. Był bardzo wybitnym człowiekiem, więc mógł jej wytłumaczyć te całe całki, a i pomarańczą by ją poczęstował, bo czemu by nie?

- Czy ta przegiętą pałka jest z nami w pokoju teraz? - zastosował jej własna broń. Maeve chyba zapomniała, że Stanley szybko się przyzwyczajał i uczył nowych rzeczy. Należało tylko wykluczyć z tego grona przyrodę, zielarswo, wróżbiarstwo i zapewne 28 innych dziedzin, których też nie rozumiał. Biorąc jednak wszystkie inne, które pozostały - jak na przykład magia bojowa (tylko i wyłącznie) - był to całkiem pozytywny i zaskakujący wynik. Sam by powiedział, że jest to niejako sukces dydaktyczny.

O nie, teraz to sobie Mewka nazbierała i Borgin był gotowy się unieść, rozkazać zniszczyć Chiny w ramach zemsty, ale... to był wspaniały pomysł. Robercik zasługiwał na porządnego syna. Takiego, co by chodził co niedzielę do kościółka i mówił dzień dobry. Jeszcze mógłby na przykład sądzić marchew czy coś takiego. No bombowy pomysł.

- To było bardzo szybkie. W dodatku to jest zajebisty pomysł - zgodził się, nie łapiąc, że jest to jakaś forma żartu czy samoobrony w wykonaniu Mulciberówny - No to w takim razie, mamuśka, nie pierdol tylko polewaj. Sto lat ze staruszkiem - rozłożył ręce z zachwytu - Myślałaś już nad wystrojem sali? Może jakieś Chińskie motywy? O wiem. To ja Wam mogę udzielić tego ślubu. Wiesz, bo to cesarz ma największą moc sprawczą w swoim cesarstwie - zakomunikował, uchylając rąbka tajemnicy dla Maeve. Niby miał nikomu nie mówić, ale co mu tam. Raz się żyje.

W zasadzie to już chciał wołać Francisa, aby zaczął się uczyć robić sushi i Wietnamską partyzantkę - Stanley bardzo chciał, aby miała iście swojskie wesele w Chińskim klimacie, ale wypowiedziała zbrodnicze słowa. Abdykować? On? Jadeitowy Cesarz z Mandatem Niebiosem? Nie było takiej możliwości!

- Po moim trupie! W życiu nie zabdykuję! - wykrzyczał w kierunku napastniczki, która właśnie próbowała uzurpować władze w jego cesarstwie - To jest zamach stanu! - rzucił takim lekkim żarcikiem, bo zamach na Stanleya, więc zamach Stanu, hehe. Zapewne mógłby się zaśmiać, ale był zajęty swoją przemówą i ucieczką za fotel, który miał go ochronić przed złem koniecznym - Żywcem mnie nie weźmiecie. Mój lud będzie Was poszukiwał, aż się zemści. Nie ujdzie Wam to płazem! - odgrażał się zza fotela. Mewkę dzieliło aż zawrotne kilka metrów od Cesarza - Gdybyś tylko nie podniosła ręki ma władzę, to rozkazałbym sprowadzić medyka, który by Cię z tego świerzbu wyleczył, a tak? Władza Ci tą rękę utnie, bo z terrorystami się nie rozmawia. Do terrorystów się strzela! - zakończył swój monolog, wyciągając palca w jej kierunku jako ostatnie ostrzeżenie. Dalej już tylko mogła w ruch pójść różdżka albo ucieczka z Zakazanego Pałacu.

To był przejaw zdrady. Maeve okazała się współpracować z Hunami. Wielki Mur został przekroczony. Wojna wkroczyła na nowy poziom.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#8
18.09.2024, 21:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2024, 21:47 przez Maeve Chang.)  
- W sumie to bym chciała popatrzeć, jak rysujesz. Gdzieś tu miałeś kredki świecowe, jeśli mnie pamięć nie myli - przystała na pomysł zaskakująco ochoczo. Naprawdę doceniła jego geniusz w tym momencie, choć raczej nie z tego powodu, z jakiego Stanley się spodziewał - Mewa liczyła, że jak mu znajdzie kawałek papieru i kredki, to tak się zaaferuje rozrysowywaniem... czegokolwiek, co urodzi jego niesamowity umysł, że zacznie trzeźwieć. Skupi się na robocie pięciolatka i zacznie maziać bez opamiętania, a Mewka w tym czasie pochowa cały alkohol z zasięgu jego wzroku.
Podniosła się z krzesła i podeszła do Borgina, ale tym razem powstrzymała się i nie wsadziła mu przyjacielskiego kuksańca w bok, bo niechybnie uznałby to za zamach stanu. Zamiast tego zaczęła rozsuwać szuflady jego biurka w poszukiwaniu kredek.
- Stachu, z bólem serca ci to mówię, ale jesteś facetem. W tym pokoju jest na pewno jakaś pałka, ale nie chcę sprawdzać, czy jest przegięta - oświadczyła, nie podnosząc nawet wzroku na kumpla. Wywróciła jedynie oczyma sama do siebie, bo nie sądziła, że będzie musiała mu to tłumaczyć. - Bądź tak miły i zweryfikuj sam, dobrze? Jeśli się okaże jakaś nieswoja, przechylona bardziej niż zazwyczaj, to udaj się do magomedyka - poradziła i w końcu przelotnie obdarzyła go spojrzeniem kogoś, kto mu serdecznie współczuje. Mało się znała na męskiej anatomii, bo ją definitywnie brzydziła, ale mężczyznom trzeba było wmawiać oczywistości na temat ich własnych ciał. W innym wypadku umierali na zaniedbanie i schorzenia prostaty.
Odwróciła się do niego całym obliczem i spojrzała na niego jak na debila. Dosłownie przyciągnęła ręce do siebie i gapiła się tak na niego, kiedy uznał ślub z jego starym za dobry pomysł. Obiecała sobie uroczyście w tym momencie, że znajdzie tego dilera, który sprzedał mu ten skurwiały towar, a potem upewni się, że po spotkaniu będzie miał więcej nóg niż zębów.
- Pamiętasz jak sugerowałeś kiedyś, że twój stary spłodził też mnie? W obliczu tej teorii nadal mam z nim spać? - Zagaiła z pozoru brzmiąc niewinnie, ale dla osoby postronnej treść ich wymiany zdań byłaby napędem kolejnej traumy. Wypowiedziała to bardzo bezstresowo, ale naprawdę liczyła, że choć ostatnia szara komórka w głowie Stacha przygasała, to tliła się jeszcze dostatecznie mocno, by spostrzegł, że sugeruje jej incest.
Maeve nie była czarodziejem krwi czystej i wolała, żeby jej drzewo genealogiczne pozostało drzewem. Nie chciała przerabiać go na wieniec.
A potem dotarło do niej, że w myślach wykrakała ten zamach stanu, bo takowy właśnie Cesarz obwieścił. Mewa zaryczała jak ranna łania, choć nie z bólu od strzały w dupie a z frustracji, bo już naprawdę nie wiedziała, jak do tego przygłupa gadać, żeby się uspokoił. Zaśmiała się przez łzy wkurwienia, kiedy za mur obronny obrał fotel biurowy.
- Stanley - powiedziała, opierając ręce o biurko. Spojrzała na niego spod brwi, czekając aż skończy pajacować. Pewnie się nie doczeka, ale nadzieja umiera ostatnia. - Myślałam, że moja orientacja seksualna jest najskuteczniejszym środkiem antykoncepcyjnym, ale byłam w błędzie. W tym momencie jesteś nim ty. - Oznajmiła zawiedzionym, acz bardzo spokojnym głosem. Owszem, gdy patrzyła na histerię Borgina, utwierdzała się tylko we wcześniejszym przekonaniu, że nie będzie miała za żadne skarby nigdy dzieci.
- Dobra, pójdźmy na ugodę - zaczęła wreszcie, odklejając się od biurka i ostrożnie zbliżając się do barykady z fotela. - A jakbym zmieniła włosy na blond, to poszedłbyś ze mną? Położyłbyś się spać? - Zapytała, gotowa wyciągnąć broń ostateczną. Jak to nie zadziała, to już chyba nic nie podoła. Trzeba będzie wołać po Sauriela, żeby po staremu ona mogła trzymać Staszka, a Kocur go bił.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#9
12.10.2024, 22:39  ✶  

No i pech. Maeve się spóźniła. Rózia akurat widziała jego popis umiejętności, wszak sam jej pokazał swoją jakże piękną ulotkę, która miała reklamować Głębinę i Kongres Nowej Piwnicy. Borgin dał z siebie wtedy jakieś 40%, czyli więcej niż zwykle i tyle ile miał jego trunek, który został sprzeniewierzony kilka chwil temu.

Nie zmieniało to jednak faktu, że kredki świecowe brzmiały bardzo interesująco. Mógłby wtedy narysować tę straszną Harper Moody i tą całą Brenne Longbottom jako tych złych, wszak tak przecież było. Drugi obrazek mógłby zaś przedstawiać ich jakże wspaniałą zgraję, która nazywana była również radą cesarską. Można by się zastanawiać przez kogo. Cóż... przez Stanleya. Całkiem proste czyż nie?

- Niemożliwe. Kiedyś mieliśmy pałkę do quidditcha, bo udało nam się ją zwędzić, ale trzymaliśmy ją w naszym dormitorium... To było lata temu, więc nie możliwe, aby mogła się wygiąć? Przegiąć? Cokolwiek zrobić o czym teraz mówisz - odparł - A może powinniśmy przeprowadzić jakieś śledztwo? Jako pracownik służb bezpieczeństwa Ministerstwa Magii to znam się na takich rzeczach. Wezmę Twoje słowa pod uwagę w niedalekiej przyszłości - dodał. Nie było to, aż takie głupie. Zwłaszcza, jeżeli komuś miała stać się krzywda. Służyć, chronić... coś takiego tam przysięgali. Tylko czy kogoś to obchodziło w tej chwili?

Jak mógłby zapomnieć? Ta aktywacja neuronów mogła nastąpić tylko i wyłącznie przy połączeniu tak wybitnych jednostek jak dzieci Mulciberów. To był znak od samego Merlina, że Stanley i Maeve pochodzili od wspólnego ojca. Nie mogła być to matka, ponieważ Mewka musiała skądś nabrać tych swoich chińskich cech, a Robert to nie wyglądał na jakiegoś Koreańczyka czy innego Japończyka.

- Kim jestem, aby Ci zabronić? - zapytał. Nie żartował. To było najszczersze i najprawdziwsze pytanie. Zero humoru. Pełna powaga.

Skąd pochodziła taka wersja wydarzeń? Tego nie wiedział nikt. Nawet on sam. Borgin działał w tej chwili w imię zasady - jak się kochają to chuj z nimi. Staruszek w końcu też zasługiwał na odrobinę szczęścia.

- Powiem Ci tak... Pozwalam, a co mi tam. Na zdrowie. Życzę Wam dużo zdrowia na nowej ścieżce życia - niemal uronił łzę kiedy to wypowiadał.

Don Wasyl - ten od ogórków - mówił cały czas o czystości krwi. Stanley zaś czytał, że była kiedyś taka dynastia co łączyła się tylko z własnymi krewnymi, aby mieć pewność czystości krwi. Łącząc wszystkie kropki w całości, był to plan idealny. Borgin musiał jednak trochę poczekać z przedstawieniem ewentualnych szczegółów, ponieważ Maeve nie wygląda na zbyt chętną, aby w tym momencie o tym słuchać.

Niestety musiał ratować się ucieczką i wszelkie komplementy jakie mu teraz prawiła, nie mogły zagoić tej rany, którą uczyniła jego duszy. Zabolało. Musi boleć Teatralnie przyłożył dłoń do klatki piersiowej. Powinien wzywać lekarza? Oczywiście nie dla siebie, a dla Mewki, wszak był gotów zawołać straże, aby dokonały aktu pacyfikacji tej rozbójniczki. Tej mongolskiej zdrajczyni.

Zawsze o tym wiedział. Zawsze wiedział, że musiała pochodzić z tych północnych Chin. Nie było innej opcji. Jeszcze pewnie pomagała się Czyngis Chanowi przeprawić przez ten Chiński Mur. Tragedia. Istna tragedia.

To też nie było tak, że Mewka nie chciała mieć dzieci i się teraz o tym upewniła. Nie chciała mieć tylko dlatego, że nie mogła mieć tak wspaniałego syna jak Stanley. Wcale jej się nie dziwił. W takim obrocie spraw, również by nie chciał mieć dzieci.

Zrobiła krok za daleko. Nie chodziło już nawet o zdradę, a o propozycje, którą mu przedstawiła. Musiał zadziałać. Musiał coś zrobić.

- Maeve... Ja jestem mężczyzną z klasą - uniósł palec do góry w jej kierunku - Co więcej... Ja ukończyłem klasę... - uśmiechnął się pod nosem - A nawet osiem... - rozłożył ręce w dumie na ten jakże wspaniały sukces naukowo-dydaktyczny, który udało się dokonać kadrze profesorskiej w Hogwarcie. Czy oni uważali to za sukces? Jakiś na pewno, chociaż raczej taki, że Stanley opuścił mury tej placówki. No bo nie oszukujmy się - z tak tęgim umysłem, nie mogli się równać. Nie chcieli przecież, aby sprowadził ich na swój poziom, a następnie pokonał doświadczeniem.

- Na pewno wyglądałbyś wspaniale w blondzie ale nie mogę się na to zgodzić. Kategoryczne nie - postawił sprawę jasno, kontynuując swój wywód - W życiu nie mógłbym tego zrobić swojej serdecznej przyjaciółce, a Twojej... - przeniósł wzrok w kierunku prawej dłoni. Kurwa mać. Kto nosi dżinsy w ich relacji? Zastanawiał się. Nie był pewien kto powinien się komu oświadczyć w przypadku Lorraine i Mewki, więc ciężko było mu nakreślić ich relację - Partnerce. Towarzyszce życiowej. Wspólniczce. Twojej blondynce - złożył dłonie w trójkąt, ponieważ należało tak robić, aby wyglądać na poważnego rozmówcę. Tak przynajmniej słyszał i postanowił wykorzystać na znanej mu Chince - Co by pomyślała sobie Lorraine jakby się o tym dowiedziała? - zapytał retorycznie, nie czekając na odpowiedź. Ta już pędziła, aby oświecić tę jakże przygaszoną świecę, która kryła się pod najjaśniejszym obliczem cesarza - Nie mogę z Tobą pójść. Przepraszam Maeve ale musisz pójść sama. Wierzę w głębi duszy, że dasz radę dotrzeć do łóżka w pojedynkę. Wierzę w Ciebie z głębi swojego serca... Będę za Ciebie trzymać kciuki... - zacisnął je, aby  jej to udowodnić - O w ten sposób! - zrobił krok w jej stronę - Jesteś już duża, więc dasz sobie radę - zakomunikował, kładąc dłonie na jej barkach.

Tak szybko dorastała. Stanley pamiętał jak miała metr siedemdziesiąt osiem... zupełnie jakby to było wczoraj... bo w sumie to było.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#10
12.12.2024, 01:57  ✶  
Złapała się za głowę, słysząc ten wywód o pałce do Quidditcha. Coś z rękami zrobić musiała, bo świerzbiło ją, co by Staszkowi po prostu przyjebać w czerep i liczyć na restart do ustawień fabrycznych. Niestety za bardzo lubiła gamonia, można nawet było rzec, że miała do niego niewytłumaczalną słabość, więc chciała pozostawić fizyczną formę pacyfikacji jako absolutną ostateczność.
- Stasiu - zaczęła, wzdychając teatralnie. - Pozwól, że mówiąc ci to, potrzymam cię za rękę - przerwała swój wstęp na moment, aby faktycznie objąć jego dłoń oburącz, bo czuła, że wieść może okazać się dla niego traumatyczna i ten gest zwyczajnie doda mu otuchy. - Otóż... chodziło mi o kutasa. -
Spojrzała mu prosto w oczy mówiąc to, utrzymała pełną powagę, bo nie było jej już od dobrych kilku minut do śmiechu, a następnie poklepała go pocieszająco po wierzchu dłoni i wróciła do przeszukiwania szuflad w celu znalezienia tych pieprzonych kredek. Gorąco wierzyła, że chwila dla debila artysty odwróci jego uwagę od Chińskiego Cesarstwa Ludowego.

Musiała co chwilę przełykać ślinę, bo nie chciała się tu zrzygać, a cofało jej się trochę zupą z obiadu, kiedy słyszała insynuacje związku nie dość, że z mężczyzną, to jeszcze z takim, który miał jakąś szansę być jej rodzonym starym. Unosiła tylko oceniające spojrzenie na Staszka raz po raz, szperając namolnie w jego biurku, a próbując przy tym słuchać tylko co trzeciego słowa. Całość jego wypowiedzi w nienaruszonym stanie przegrzałaby jej styki.
- Jak to kim jesteś? Dopiero co mówiłeś, że Cesarzem. Możesz... - urwała, bo z rozpędu chciała powiedzieć, że z mandatem niebios może wszystko, ale to byłoby jak strzelenie sobie avadą w kolano. Przeleciała wzrokiem w popłochu po otoczeniu, szukając inspiracji na nowe zakończenie wywodu. - Możesz mi zakazać. Tego właśnie. Mariażu z twoim i może moim ojcem - wydukała to, szukając słów jak aktywna ofiara udaru mózgu, ale w końcu wybrnęła. Swoją drogą ten udar naprawdę mógł mieć miejsce, bo cała ta sytuacja była jak paraliż senny. Jesteś w pojebanym śnie, cały się pocisz, a nie możesz od niego uciec. Właśnie tak czuła się w Jadeitowym Cesarstwie Stanleya.

- Kurwa, zacznijmy od tego - zagotowała się tak, że aż musiała przerwać rozwalanie mu biurka - że to ja ci ukończyłam te klasy. Własnymi ręcami. Więc ty mi tutaj oczu nie mydl - zażądała wręcz, wyciągając palec rozkazująco, może nawet rozważając, czy by mu tego palca nie wsadzić w oko. Skoro mówi, że sam zdał te wszystkie klasy, to na pewno cała nabyta wiedza z zakresu zielarstwa pomoże mu potem to oko oczyścić i odratować.
- Borgin, a w którym momencie ja powiedziałam, że będziemy ze sobą spać? - Podparła się pod boki. - Ja chciałam cię zaprowadzić do łóżka. Nie chciałam wchodzić z tobą do łóżka. Tym razem nie chodzi o kutasa - oznajmiła, choć teraz już nie zdecydowała się na trzymanie go za rękę. Głównie dlatego, że mógłby to uznać za preludium zdradzania Lorraine. Swoją drogą, to chyba sobie nie zdawał sprawy, że jej blondynka to by ją śmiechem zabiła, gdyby usłyszała, że rzekomo spała ze Stanleyem.
Wtem dziwnie stęknęła, ni to z ulgą, ni to z radości, po czym wyjęła z dna ostatniej szuflady opakowanie świecowych kredek. Naprędce złapała jakąś w miarę czystą kartkę z biurka, przesunęła ją na środek i wepchnęła Stachowi kredki w ręce.
- Proszę, siadaj tutaj i narysuj coś dla mnie - zaprosiła go, odsuwając krzesło, żeby mógł sobie wygodnie usiąść. - Może być mur, mogą być plany bitwy. Ewentualnie pole ogórków. A ja w tym czasie skoczę po Francisa, okej? - Liczyła na zgodę, bo naprawdę czuła, że potrzebuje wezwać posiłki. Sama nie podoła z kładzeniem go spać. Przed wyruszeniem w tę drogę krzyżową należy zebrać drużynę.


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Maeve Chang (3823), Stanley Andrew Borgin (5059)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa